Przeznaczenie krąży po orbicie czasu. Zupełnie jak ziemia wokół Słońca. Ono także powtarza swój cykl.
Zmiana kanonu: Sasuke jest reinkarnacją Izuny, a Sakura reinkarnacją Sayuki.
Przeznaczenie krąży po orbicie czasu. Zupełnie jak ziemia wokół Słońca. Ono także powtarza swój cykl.
Drugi obrót.
Sakura lubi historie miłosne. Mówi to z dumą i błyskiem ekscytacji w oczach. Czasami Ino zmienia się z tej słodkiej dziewczyny, która uratowała ją na początku Akademii, w kogoś, kto zawsze chce być na szczycie. Dlatego wydyma usta w nieprzyjemny dla oka dzióbek i mówi, że niemal wszystkie dziewczyny je kochają. Nie jesteś kimś wyjątkowym, szydzą jej dziecięce oczy, chociaż żadna z nich nie pojmuje jeszcze tego uczucia.
Miłosne historie zawsze krążą wokół schematów. Najpierw jest spojrzenie.
Kiedy zaczyna naukę w Akademii poznaje dziesiątki, może nawet setki nowych ludzi. Jeśli wliczyć w to osoby bez imienia, które mija chodząc po ulicach wioski, gdy nareszcie nie towarzyszy jej nadopiekuńcza mama. Uczy się, żeby zostać wojownikiem, obie muszą pogodzić się z tym faktem.
Konoha jest pełna ludzi z czarnymi oczami. Dlatego jego świdrujące spojrzenie nie powinna wpłynąć tak ani na nią, ani inne dziewczyny. Ale wszyscy są młodzi, ledwie odrośli od ziemi, a młodość karmi się głupotami i pięknymi historiami o czymś większym niż wojownicy, których imię jeszcze nic nie znaczy. Opowieściami o bohaterach, przygodach lub miłości ważniejszej niż wszystko, co dotychczas świat poznał.
Sasuke odnajduje jej oczy. Przez ten drobny, krótki moment wszystko dookoła zamiera. Pierwszy raz czuje się w ten sposób. Ma wrażenie, że czas się zatrzymał i istnieje tylko ich dwójka. A później młody Uchiha idzie przed siebie. Nieświadom burzy, którą wywołał w jej dziecięcym umyśle. To nic, mówi do siebie. Pamiętasz historię o córce lorda feudalnego? Tam też przez długi czas miłość istniała tylko w jednym, samotnym sercu. Na wszystko przyjdzie czas.
Później pierwsze słowo.
Sakura pada na ziemię. Nadal jest nieporadnym dzieckiem w ciele, które uczą aby stało się bronią. Kiedy nareszcie przejdzie pierwszy etap i przestanie potykać się o własne nogi?
— Wszystko dobrze? — pyta jakby od niechcenia.
Na początku nie ma pojęcie, do kogo należny ten głos. Wcześniej nie słyszała go z bliska, nigdy nie był na wyciągnięcie ręki. Widok zasłaniają jej włosy. Nieposkromione kosmyki opadają na twarz, kiedy nie ma przy sobie wstążki od Ino. W głowie nadal majaczy pełen wyższości uśmiech Ami, która triumfalnie wymachiwała czerwonym skrawkiem materiału zerwany z jej głowy.
— Czy wszystko dobrze? — pyta zniecierpliwiony. Jego wzrok ucieka w bok na jedną, krótką sekundę. Parę metrów dalej dostrzega postać tak bardzo podobną do obiektu jej cichych westchnień. — Odpowiedz. Mój aniki się niecierpliwi.
— T-tak — jąka się.
Sasuke kiwa głową i odchodzi w stronę chłopca, który zdążył ukryć się w cieniu drzew. Gdyby nie widziała go parę sekund wcześniej, nigdy by nie pomyślała, że ktoś był świadkiem ich nic nieznaczącej rozmowy.
Cichy głos w jej głowie, który pojawił się nagle i niespodziewanie kilka tygodni wcześniej, śmieje się z wyższością, komentując jej nieporadność. Sakura przykłada splecione ręce do piersi. Jej serce bije gwałtownie i dziko, jak po szaleńczym biegu.
Codzienność, która kształtuje ich więź.
Tygodnie zamieniają się w miesiące, a one w lata, zanim zdąży się zorientować. Świat kończył się i zaczynał parę razy przez ten czas.
Sasuke z Akademii staje się Sasuke z drużyny, a multum nowych możliwości pojawia się przed nią. Szydzący głos w głowie nieustannie ją hamuje, naigrawający się z niedorzecznych starań. Również przez wzgląd na niego Sakura nie ustaje w swoich wysiłkach. Cały świat zobaczy, że może stać się czymś więcej, kimś ważnym, a nie tylko wystraszoną dziewczynką w ostatnim szeregu podczas walki. Pragnie pokazać Sasuke, że jest cokolwiek warta.
Marzenia zawsze są tak pięknie nierealne, drwi Wewnętrzna.
Jest niewystarczająca, zbyt słaba i śmieszna. Doskonały model księżniczki w opałach. To nie może dalej podążać tym schematem. Widzi pełne irytacji spojrzenie Sasuke, jego złość i zmęczenie balastem przywiązanym do jego nogi. Próbuje za nim nadążyć, ale Uchiha stawia zbyt dalekie kroki, żeby mogła mu dorównać nawet, kiedy pędzi jak oszalała.
I tragedia, która pieczętuje miłość już na zawsze.
Świat kończy się po raz kolejny, a ona nie może nawet uczestniczyć w jego zagładzie. Pozostaje obserwatorem, kiedy Orochimaru atakuje Sasuke, a ciemność wdziera się do jego młodego serca i później, gdy Naruto wyrusza odzyskać jej miłość, o którą nawet nie potrafi walczyć.
Przez kilka pierwszych miesięcy jego odejście jest najgorszą możliwą tragedią. Wszystko w niej umiera, a później rodzi się na nowo. Sakura ma tylko dwanaście lat i nie potrafi zrozumieć, co dzieję się w jej wnętrzu. Nazywa to miłością, ale nie jest pewna czy to słuszne określenie. Wie tylko, że nienawidzi swoich reinkarnacji.
Jej matka jest wściekła. Z początku nie komentuje tygodni, które Sakura spędza w łóżku. Sasuke ich zostawił, Naruto wyruszył, żeby stać się silniejszym, a Kakashi zapadł się pod ziemię. Zostawiona sama sobie nie ma pojęcia, co powinna zrobić. Przykładny podwładny, który zawsze kroczył za rozkazami i przywódcami, nie wie jak samodzielnie postawić pierwszy krok. Multum możliwości (choć większość z nich głupich, niemożliwych) ją przytłacza. Dlatego postanawia zrobić nic.
Zamyka oczy upokorzona, wtulając się w miękkość poszewki na poduszkę.
To do ciebie pasuje, przecież też jesteś niczym.
Ale później jej matka otwiera drzwi pokoju z impetem. Twarz ma wykrzywioną złością i paniką, kiedy nie ma pojęcia, jak może pomóc jedynej córce.
— Jesteś dzieckiem — krzyczy, a na czole pojawiają się poziome zmarszczki gniewu. — Będziesz kochać i nienawidzić jeszcze wiele razy w swoim życiu. To okropne, co spotkało tego chłopca, ale nie niszcz siebie!
Sakura czuje się samotna w swojej rozpaczy. Patrząc na Mebuki wie, że nawet ona nie potrafi pojąć jakie uczucia nią targają. Sama ma mgliste wyobrażenie. Oczywiście czuje smutek — wielki, przytłaczający, który dusi oddech w gardle — ale to nie żal przykuł ją do łóżka. Ma wrażenie, że coś popsuła, straciła rzecz, która musiała do niej należeć. Jakby jej własne życie uciekało między palcami. Czuje, że jest to coś o wiele silniejszego od jego zemsty i jej głupiutkich, dziecięcych wyobrażeń o miłości. Coś wielkiego, co ją przeraża. Dlatego, kiedy opuszcza swój pokój, idzie spotkać się z nowym Hokage. Pragnie stać się choć odrobinę silniejsza, żeby móc stawić czoła mistycznemu czemuś.
Dużo później zdaje sobie sprawę, że to nie był koniec świata. Uświadamia sobie, że ich dwójkę czeka coś gorszego. Coś, co ich złamie lub połączy na zawsze.
Przeznaczenie jest jak piosenka. Zwrotki mogą mieć inne słowa, ale refren zawsze jest ten sam. Wszystko wraca w odgórnie ustalonym porządku. Sakura ma wrażenie, że nie można walczyć z tą siłą. Jest to piękne i przerażające zarazem.
Pierwszy obrót.
Sayuki nie rozumie miłości. Ludzie mówią, że to moc potrafiąca przenosić góry. Wie, że to metafora, piękne słowa mające nadać uczuciu jeszcze większej siły i ważności. Jednak… nadal nie rozumie.
Może, gdyby została nauczona tego za młodu, potrafiłaby pojąc słowa innych kobiet. Ale nawet śniąc nie umiała przypomnieć sobie oblicza matki i jej dotyku. W rozmytych wspomnieniach nie było miejsca chociaż na jej niewyraźną sylwetkę. Tak, jakby od zawsze była sama.
Czasami sądzi, że zapracowany Bóg źle ją stworzył. Wrzucił do kobiecego ciała męski sposób pojmowania świata. Oni nigdy nie rozpływają się nad ważnością i wspaniałością posiadania kobiety. Tak jak Sayuki, widzą w małżeństwie wzajemną wymianę. Zawsze sądziła, że należenie do kogoś ściągnie napięcie z jej ramion. Może poślubienie mężczyzny przyniosłoby tą błogość, której nie dawała przynależność do klanu.
Wzniosła oczy ku niebu w niemym rozgoryczeniu.
Nie przynależysz, jesteś znajdą, mówi do siebie.
Wojny niszczyły ich krainy. Pierwsze wspomnienie to krzyki i ogień trawiący las, w którym się skryła. A później ciepły, chłopięcy uśmiech Hashiramy-sama, który wyniósł ją ze zgliszczy… Osady? Lasu? Świata? Nie pamięta.
Czcigodny Butsuma Senju-sama zgodził się ją zatrzymać. Poświęciła więc życie, żeby odwdzięczyć się za ofiarowaną łaskę.
Katsumi promienieje, szczerząc się wesoło do słońca i zakrwawionych koszuli, które płucze w rzece. Pod nosem nuci przyjemna melodię. Kołysanka poległych, wyjaśniła jej kiedyś. Nie śpiewano jej u was? Sayuki nie wie.
— Mam nadzieję, że pierwszego urodzę syna. Chciałabym, żeby mój mąż był ze mnie dumny.
— Życzę ci tego, Katsumi-sama.
— Co z tobą? Już dawno powinnaś rozważać ślub i dzieci. To nasza powinność jako kobiet.
Nie ma sensu mówić, że nikt nie proponował jej tego. Mimo dobroci, którą otrzymała, nadal jest wyrzutkiem. Obcą, nawet po spędzeniu większości swojego życia w służbie Senju. Nie ma sensu mówić, że nie chce męża. Chociaż potrzeba przynależności pali i doskwiera, to stanie się czyjąś własnością tak bardzo przeraża. Wystarczy, że ofiarowała życie klanowi. Nie chce dać go na własność jednemu mężczyźnie, bo wie, że mógłby nim gardzić.
— To nie odpowiednia pora, co chwilę nasi wojownicy biorą udział w walce.
— A kiedy będzie odpowiednia pora? Ta wojna zaczęła się na długo przed naszymi narodzinami i będzie też po nas.
Nie odpowiada, chociaż sprzeciw krąży na jej ustach. Zamiast tego pokornie pochyla głowę przed jedną z bardziej zaufanych służek Senju. Katsumi-sama nie jest wyrzutkiem, znalezionym wśród zgliszczy czegoś, czego nawet nigdy nie nazwała domem. Mimo swojej dobroci, nie potrafiłaby jej zrozumieć, więc Sayuki nawet nie próbuje wytłumaczyć wewnętrznej burzy, która nią targa.
Najpierw jest spojrzenie.
Czerwone oczy sprowadzają śmierć. Nawet jeśli nigdy nie była na polu walki, to zna legendy o diabelskim spojrzeniu Uchiha. Odnaleźli jeden z ich obozów. Szczęście, że Tobirama-sama, który tu stacjonował, wyruszył na front dzień wcześniej.
Ciało Katsumi dygocze w jej ramionach. Została trafiona zagubioną strzałą. Próbuje coś powiedzieć, ale przebite płuco napełnia jej usta krwią. Sayuki nachyla się do spierzchniętych, siny warg. Moje dziecko, powtarza mantrę, szukając w zielonych oczach ratunku. Może tylko ścisnąć ją mocniej za dłoń i patrzyć w niebieskie oczy, kiedy śmierć stopniowo ją pochłania. Zabrać część strachu, który by ją przytłoczył, gdyby konała samotnie. Nic więcej.
Z pomiędzy drzew wyłania się postać z ciemnymi włosami i mleczną skórą. Patrzy na nią czarnymi oczami. Brak brutalnej, przerażającej czerwieni sprawia, że Sayuki nie ucieka na jego widok. To i ciało dawnej towarzyszki, którego nie może zostawić.
Wpatrują się w siebie, kiedy śmierć przechadza się ścieżkami jej zniszczonego domu. Nie może przestać, gdy czarne oczy pochłaniają ją coraz głębiej i głębiej. Mężczyzna w ułamku sekundy znajduje się przy niej i przerzuca jej ciało przez ramię. Próbuje dalej trzymać Katsumi, ale jej ręce są zbyt słabe.
Po raz kolejny opuszcza swój dom w akompaniamencie krwi i ognia.
Później pierwsze słowo.
Niemal nikt nie przeżył. Jest jedyną dorosłą osobą w skupisku wystraszonych dzieci. Wszystkie, który łączyły krew z Senju, zostały zabite na miejscu. Zebrali łup wojenny w postaci latorośli służących. Będą im teraz służyć, każdy klan potrzebuje taniej siły roboczej. Pamięta, że w jej osadzie także była dwójka ocalałych. Traktowano ich nawet gorzej niż ją samą.
— Dlaczego ją zabrałeś?
Podnosi spojrzenie na mężczyznę z bujną, czarną grzywą. Nigdy nie widziała jego oblicza, ale plotkowano o bezwzględnym przywódcy Uchiha. Doskonale wie, że to właśnie on stoi przed nią. Chłopiec, na oko pięcioletni, wtula się mocniej w jej plecy i czuje, jak wstrząsa nim nieokiełznany szloch. Sayuki nie spuszcza wzroku. Wie, że za kilka sekund umrze. To dziwne, jak bardzo duma może dodać ci odwagi, nawet jeśli odmawiasz jej sobie przez całe życie.
— Lękasz się kobiety, bracie? Najgorszą karą będzie dla niej służenie wrogom swojego klanu.
U jego boku pojawia się jej wybawca. Całkowicie zapomina o Bogu Shinobi, kiedy te zdradzieckie, czarne oczy znów wypalają na niej piętno. Mogło to być genjutsu, ale w jego oczach nie jarzyło się niszczycielskie dojutsu. Sayuki boi się oprzeć sile, której nie rozumie.
Codzienność, która kształtuje ich więź.
Nie myśli, dlaczego jej życie okazało się ważniejsze od innych ludzi. Wie, że to nieprawda. O przetrwaniu zadecydowała zachcianka jednego z nich.
Może, gdyby dawni panowie traktowali ją jako jedną ze swoich, czułaby palącą nienawiść. Sayuki jednak rozumie prawa rządzące ich światem. Wszystko czego dopuścili się Uchiha, Senju także praktykowali. W tym równaniu nie było dobrych i złych, gorszych i lepszych.
Życie w niewoli Uchiha nie różni się dużo od poprzedniej służby. Czasami zapomina o tym, co się stało i próbuje wypatrzyć w tłumie kobiet złote włosy Katsumi. Dopiero po chwili przypomina sobie jej drżące ciało w swoich uścisku i przejmującą niemoc.
Nikt się nią nie przejmuje, jest kolejnym przedmiotem służącym panom. Każdego ranka dostaje polecenia od kobiety tak starej i pomarszczonej, że wygląda jak chodzące zwłoki. Wypluwa je z drwiną i pogardą, ale to nie sprawia bólu. Czuje zwycięstwo, kiedy wrogość jest jej obojętna.
Przez tygodnie czarne oczy śledzą niemal każdy jej ruch. Nie codziennie jest w osadzie, najpewniej rusza na zwiady lub pole walki, ale Sayuki wierzy, że przychodzi kiedy tylko ma taką sposobność.
Myślała, że życie tutaj będzie gorsze, jednak niewiele się zmieniło. Może te irracjonalne poczucie bezpieczeństwa, że zawsze wszystko będzie wyglądało tak samo, dodaje jej odwagi? Kiedy ma dość bycia obserwowanym jak zwierzyna, pyta się go dlaczego ją oszczędził. To nie miało żadnego sensu.
— Nie jesteś Senju. Dlaczego miałaś ginąć w ich walce?
Nie, nigdy nie była, a gdyby umarła na polu walki duchy przodków klanu nie poprowadziły by ją w zaświaty.
— A co z Katsumi-same? Kobietą, od której mnie zabrałeś.
— Dziecko w niej dzieliło krew z Senju, nie mogła przeżyć.
Po raz kolejny pragnęła, żeby nienawiść nią zawładnęła, ale Sayuki nigdy nie dostawała od życia tego, czego najbardziej pragnęła.
Przychodzi codziennie. Jak namolny pies, któremu raz jeden ofiarowała skrawek mięsa, a on nie chce dać jej spokoju. Miesiące przelatują między jej palcami. Nawet nie zauważa, kiedy nastaje jesień.
To wszystko przypomina oswajanie dzikiego kundla. Za każdym razem mówi więcej, siada bliżej. Dzikie zwierzę, które zaczyna jej ufać. Ale… Może to działa w drugą stronę? Może to Izuna próbuje ją udomowić. Pozwala sobie na coraz więcej, bo ona czuje się swobodniej?
Przecież to ja jestem bezpańskim psem.
— Wojna jest głupia — mówi do niej, bawiąc się źdźbłem trawy. Leży na ziemi, a złote liście klonu ułożyły się wokół jego głowy jak korona.
— Mimo to bierzesz w niej udział.
— Bo jestem głupcem — śmieje się radośnie. Jak dziecko złapane na drobnym figlu. — Może nawet większym niż mój brat, bo… — urwał, przyglądając się jej uważnie. — Mogę zdradzić ci sekret?
— Możesz zrobić wszystko. To ty jesteś panem.
— Och daj spokój, nie zbesztam cię za złe słowa. — Machnął lekceważąco ręką. — Śnie.
— Jak każdy.
— Moje sny są inne. Piękne i głupie, nierealne. O świecie, w którym to wszystko nie miało miejsca albo wydarzyło się tak dawno, że jest tylko ustnym podaniem. Gdzie całe życie nie skupia się jedynie na zabijaniu i krwi. — Siada, a słowa, które wypowiada wywołują na jego twarzy wyraz podekscytowania. — Pomyśl o miejscu, w którym możesz przystanąć i odpocząć. Nie tylko na godzinę lub noc, ale dłużej. Lata spokojnego życia. To piękne, życzę tego przyszłym pokoleniom.
— Dlaczego uważasz, że to niemożliwy świat?
— Niemożliwy dla nas. Bo nie jesteśmy jego częścią.
— Czy nie o tym samym mówi Hashirama-sama?
— Nie, Sayuki, to nie to samo — wzdycha zmęczony i rozgniewany. Jakby już wcześniej musiał to tłumaczyć. — Ten głupiec wpycha w głowę mojego brata nierealne pragnienia. Jak my, Uchiha i Senju, mielibyśmy przestać walczyć? Przecież to trwa od pokoleń. Miałbym zaufać Tobiramie, że w środku nocy nie zamierza tchórzliwie poderżnąć mi gardła? Wyobrażasz sobie, żeby klany, które żyły walką przez dekady, zasiadły przy wspólnym stole? Te marzenie może się ziścić dopiero, kiedy ostatni z nas padnie martwy na ziemię, a młodzi będą uczeni inaczej. Naszym przeznaczeniem jest walka.
— To mnie nie tyczy. Nigdy nie wierzyłam, że przeznaczenie przejmuję się ludźmi bez klanu, bez krwi, która coś znaczy. Jestem nieważna w cyklu świata.
Czarne oczy patrzą na nią wzburzone, zszokowane.
— Nigdy nie spotkałem człowieka, który zachowuje się, jakby jego życie było pomyłką. — Kręci głową z niedowierzaniem. — Przepraszasz bogów za każdy kolejny dzień?
Szykowała się na butną odpowiedz, dopóki nie usłyszała wszystkich słów. Bo tak jest w rzeczywistości. Odkąd jako sześciolatka trafiła do Senju, miała wrażenie, że powinna zginąć w płonącym lesie. Jej duch podpowiadał, że żyła za kogoś, ukradła jego miejsce. Najgorsze we wszystkim było to, że nie wiedziała, kogo powinna błagać o wybaczenie.
— Nee, Sayuki. Będziesz częścią mojego cyklu, dobrze?
— A jeśli nie chcę?
Podnosi wzrok ze swoich kolan, żeby zobaczyć Izune pochylającego się nad nią. Rzadko widywała ich bez uaktywnionego dojutsu. Może, w zaciszu rodzinnych komnat, pozbywali się krwawego spojrzenia, ale przy służbie epatowali siłą i dominacją w każdy możliwy sposób. Dlatego lubiła jego czarne oczy i ten chłopięcy błysk, którego nigdy nie znalazła u żadnego innego mężczyzny. Jakby całe ich życie nie miało znaczenia i mogli cieszyć się ulotną chwilą. Czy takie uczucie towarzyszyło mu w jego sennych marzeniach?
Nie był to pierwszy pocałunek, którego doświadczyła, jednak różnił się od tych zabranych siłą przez niższych rangą Senju, którzy wpadali jak burza do pokoi służby. Usta Izuny były spokojne i opanowane, całował ją wolno i czule. Każdym muśnięciem poznawał ją bardziej — kim była, co znaczyła, czego pragnęła. Chciała powiedzieć mu wszystko.
Zawsze w sekrecie. Nie było to niczym dziwnym. Nigdy nie mówiono o tym, jak nazywali ją mężczyźni z Senju ani co jej robili. Nie mówiono o żadnej kobiecie. Nawet Kasumi, pomimo lepszej krwi i faktu posiadania męża, nie była bezpieczna. Kiedy jeszcze żyła, wymieniały między sobą nieme nadzieje i wspólnie modliły się do Przodków, żeby jej dziecko powstało z miłości. Jednak niebezpieczeństwo, że to jeden z niskich rangą wojowników, który wziął ją siłą, jest ojcem, było bardzo prawdopodobne. Gdy dziecko przejawiało zdolność do manipulowania chakrą odebrałoby je Katsumi bez mrugnięcia okiem. W tych okolicznościach śmierć wydawała się ratunkiem. Ale… czy Przodkowie Senju zabrali jej pisklę, którego nawet nie mogła poznać, chwilę po końcu? Sayuki naprawdę nie chciała tego wiedzieć, bo podświadomie czuła, że życie po życiu jest równie niesprawiedliwe, jak te doczesne.
Patrząc na minione lata wcale nie zdziwiła się, że jest sekretem Izuny. Nie miała mu tego za złe. Chociaż większość zdawała sobie sprawę, w czyich pokojach się ukrywa, to nie było to oficjalne. Ludzie wiedzieli, była pewna, bo nikt inny nigdy do niej nie zawitał. A na pewno chcieli ukarać sukę Senju, jak szeptały głosy skryte w cieniach budynków.
— Uciekniemy? — pyta.
Ale Sayuki nie odpowiada, bo doskonale wie, że nie ma takiej możliwości. Nawet gdyby pragnął tego każdym skrawkiem swojej duszy, to nigdy nie porzuciłby swojego brata. Izuna mówi o bezwzględnym przywódcy klanu jak osobie z krwi i kości, a ona słuchając jego opowieści zawsze wyobraża sobie całkiem inną postać. Nie potrafi zobaczyć uśmiechu na twarzy diabła z czerwonymi oczami. Jest równie daleki jak Tobirama-sama i Hashirama-sama. Bogowie zbyt odlegli, żeby śmiertelnicy mogli chociaż musnąć ich prawdziwe ja.
Jego szerokie ramiona łapią ją w silnym uścisku. Szepcze bajki o snach, które miewa, o świecie, jaki nigdy nie nadejdzie. Zasypia muskając ustami czubek jej głowy.
To były te nieliczne chwile w jej życiu, kiedy pogrążając się w śnie, nie próbowała przypomnieć sobie pierwszego domu i twarzy matki. Wszystko, co widziała pod opuszczonymi powiekami, dotyczyło Izuny.
I tragedia, która pieczętuje miłość już na zawsze.
Wieść o porażce roznosi się szybko. Jest jak zaraza, która dotyka każdą napotkaną osobę. Ludzie szepczą o śmierci. Wojownicy wracają o własnych siłach albo noszeni na wozie z martwymi ciałami. Tak to działa w ich świecie. Jeśli nie jesteś zdolny do walki, powinieneś poświęcić swój żywot dla klanu, zabierając ze sobą tylu przeciwników, ilu tylko zdołasz i zginąć z honorem.
Madara jest wściekły. Jego żałosny ryk wstrząsa obozem.
Sayuki nie potrzebuje patrzeć na wracających, żeby wiedzieć, które ciało zrobiło z potężnego przywódcy Uchiha nieposkromionego szaleńca. Ale mimo to jej oczy same, w panicznym odruchu, śledzą wejście do osady. Jest tam… Równie spokojny, kiedy kładł się na ziemię przy niej i opowiadała głupie, niemożliwe historię o świcie, który nigdy nie będzie istniał. Otwiera usta, ale spomiędzy warg nie wyłania się nawet pojedynczy dźwięk. Nie jest godna, żeby opłakiwać brata przywódcy. W nieludzkim ryku Madary odnajduje również swój żal.
Nie może uczestniczyć w przygotowaniach do pochówku. Nie ma prawa obmyć jego zimnego ciała z błota i zaschniętej krwi. Inne dłonie będą nacierały jego skórę wonnymi olejkami, przygotowując do ostatniej wyprawy.
Ale Sayuki nie płacze. Nadal nie rozumie miłości. Coś głęboko w niej krzyczy, że to nie była głupia, prosta miłość. Ich połączyło coś większego, siła, której nie można się oprzeć i przed nią uciec. Dlatego wie, czuje to głęboko w sobie i nie sposób podważyć tego wierzenia, że śmierć niczego nie zakończyła. To tylko kolejny obrót.
Uwielbiam klimat który tworzysz i zazdroszczę Ci okrutnie, bo mi nigdy nie uda się osiągnąć takiego efektu.
OdpowiedzUsuńBawisz się słowami. Manewrujesz nimi, dopieszczasz i polerujesz niemal każde z nich. Nie tylko pasują do siebie, rzucane jeden po drugim. One także pięknie wyglądają dla oczu. Jesteś dekoratorką słowa, najprawdziwszą.
Wszystko komponuje się tak idealnie. Obroty, jeden za drugim, reinkarnacje i poprzednie wcielenia. To- choć pozornie skomplikowane, wydaje się tak klarowne i jasne, że wcale nie należałoby tego wyjaśniać.
Jest tragicznie. Czytasz z poważnym wyrazem twarzy, tylko po to, by po wszystkim jeszcze chwilę siedzieć w ciszy i po prostu patrzeć się na obrazek z nutką melancholii. W powieści już nieżywy, po chwili jednak patrzący się wprost z lekkim uśmiechem. Niemal pyta: I co? Dobrze wypadłem?
Rety. Ale to było niesamowite.
Ty... Ty... TY!
UsuńNawet wcześniej o tym nie myślałam, a teraz, JUŻ ZAWSZE, patrząc na tego arta będę mieć to w głowie.
"Czy dobrze wyszedłem, mogę już odejść?" Płaczę :ccc
Troche... brakuje mi słów żeby skomentować ten shot. Kurde, historia Sayuki i Izuny była taka piękna, pełna uczucia i zarazem tragiczna, że aż ścisnęło mnie za serce.
OdpowiedzUsuńW ostatnich dniach mamy tak dużo powodu do smutku, że jestem trochę zła na ciebie. W takim momencie dołować człowieka jeszcze bardziej! Ale z drugiej strony jest to takie piękne *chlip chlip*
Idę płakać w jakimś ciemnym kącie.
Och, jak ja lubię wywoływać takie emocję *diaboliczny śmiech*
UsuńDotarłam w końcu do tego shota :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się konstrukcja tego opowiadania. Na początku zdziwiło mnie, że jako pierwszy opisujesz "drugi obrót", wiesz na zasadzie "Ok... a co z pierwszym?", ale gdyby odwrócić kolejność - myślę, że to nie miałoby takiego wydźwięku. No i ten podział na sekwencje! Super pomysł.
Smutna historia, nie ma co się dziwić, wiadomo było, że nie skończy się dobrze. Mimo wszystko po cichu jednak gdzieś głęboko w serduszku tliła się odrobinka nadziei, jak przy "Małym Kłamcy" - TobiSaku. Chociaż chyba to jednak po tamtym shocie byłam bardziej zdruzgotana ;)
Tak myślałam, że mogą pojawiać się takie rekcję. Ja czytałam parę tekstów z taką konstrukcją/szykiem, ale też dla pewności zawsze sprawdzam, czy jakiegoś rozdziału nie pominęłam xd
UsuńDobra, mam dziś nocke komentowania, więc jestem również tutaj, aby wylać swoją miłość do tego shocika.
OdpowiedzUsuńNie ukrywam, że nieco mało mi IzuSaku OGÓLNIE. Przetłumaczyłam jednego shota, jednak to nie było to...
Ja sama przyznam, nienawidzę w Naruto tych reinkarnacji. Po prostu irytował mnie ten wątek, nie przemawiał do mnie w ogóle.
I tutaj mimo, że historia jest piękna, wzruszająca - taka, po której rzeczywiście patrzy się na ekran w ciszy - to nadal... nie przemawia do mnie wątek reinkarnacji. Bo nie widzę tutaj IzuSaku, a SasuSaku i IzuSayu, czwórka ludzi, którzy po prostu mają podobne charaktery.
Mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi XD
Buźka ♥
Ja chyba jestem do niego neutralnie nastawiona teraz. Kiedyś jarałam się reinkarnacją, która jest swojego rodzaju fatum, przeznaczeniem, przez którym nie można uciec.
UsuńWow, uwielbiam to, w jaki sposób ukazałaś motyw reinkarnacji oraz obroty. IzuSayu mnie chwyciło za serce zdecydowanie bardziej niż SasuSaku. Baaaardzo mi się podobało *__*
OdpowiedzUsuńSasuSaku musiało być, bo ten motyw "kolejnego obrotu" mnie tak bardzo pociągał~
UsuńAle fakt, IzuSayu napisałam hurtem, porwana w ich świat. To było magiczne przeżycie =^-^=