18.02.2021

Wolność smakuje deszczem [SasoSaku] dla Anonimka

Sasori wypuszcza powietrze z ust, w nieudolnie tłumionym parsknięciu. Nie mogło to umknąć jej uwadze. Znowu unosi brew, a ona nie potrafi się powstrzymać. Wyciąga dłoń w stronę jego ciała. Nie jest zdziwiona, kiedy łapie ją za nadgarstek, centymetry od jasnej skóry.


Wolność smakuje deszczem. Kroplami na twarzy, które kończą wędrówkę w kącikach ust. Pachnie ciężkim, wilgotnym powietrzem i tanim alkoholem. Jej kolor to posępne domy i szare niebo, które nigdy się nie rozpogadza. Wolność to wyniszczona, upadła Ame.

Sakura zawsze będzie kochać Konohę, ale to nie przeszkadza w innych porównaniach — w wiosce czuje się jak w złotej klatce. Otoczona obowiązkami, ANBU kryjącymi się w cieniach gabinetu Kakashiego i strażnikami przy bramie, którzy odnotowują każde opuszczenie osady, nie może swobodnie oddychać. Nie jest dzieckiem, które ze strachu udaje że niczego nie zauważa. Nie jest nastolatką, która buntuje się przed działającymi od dekad zasadami. Stała się młodą kobietą, która po prostu czasami potrzebuje prześlizgnąć się przez złote pręty jej więzienia. Na szczęście ma więcej niż jednego mentora. Nikt nie mógł pojąć tych potrzeb lepiej niż Tsunade.

Rok po wojnie, kiedy Kakashi zaaklimatyzował się na nowej pozycji, Senju chciała ruszyć w kolejną wyprawę. Shizune próbowała odwlec to tak długo, jak tylko mogła. Lata z dala od rodzinnej osady całkowicie jej wystarczały, pragnęła zostać w miejscu, które nazywała domem. Wtedy na scenę wkroczyła Sakura.

Szósty nie przydzielał jej długoterminowych misji, a te krótsze, parodniowe nie wystarczały. Mimo siły, którą posiadła i pozycji, na która zapracowała, w jego oczach nadal była tym różowym punktem, do którego biegł podczas misji drużyny siódmej i próbował bronić przed całym złem świata. Po latach dowiedziała się o Rin i ich historii. Nie mogła mieć mu za złe nadmiernej opiekuńczości. Jednak z decyzją Tsunade musiał się liczyć. Chociaż formalnie, jako Hokage, był wyżej w hierarchii, to Piąta nie uchodziła za kobietę, którą można łatwo zbyć. Silny charakter, pozycja i nieustępliwość nawet po latach zamykały większość ust. Jej mentorka wysłuchała wszystkich spraw, które ciążyły Sakurze. Początkowo myślała, że nazwie ją głupią i nierozważną, ale zamiast tego blondynka uśmiechnęła się czule. Chociaż powody pierwszego opuszczenia wioski były inne, to po paru latach odnalazła wolność i niezależność, o których mówiła Haruno. W tamtej chwili tylko Tsunade potrafiła ją zrozumieć.

Wyruszyły razem w świat. Przez pierwsze pół roku były niemal nierozłączne. Mimo że Senju już dawno traktowała ją jako równą sobie, to matczyne odruchy, którymi cechowała się odkąd wzięła Sakure pod swoje skrzydła, nigdy jej nie opuściły. Pilnowała podopiecznej, dopóki nie uznała, że jest gotowa. Uważała, że wolność nie może być pełna, jeśli stale musisz się na kogoś oglądać. Teraz widywali się co dwa, trzy miesiące. Kontaktowały się dzięki przywołaniu Katsuyu. Czasami tylko na parę godzin, czasami zostając u swojego boku przez długie tygodnie.

Kiedy Sakura pierwszy raz ruszyła w stronę Ame, nie wiedziała czego oczekiwać. Akatsuki było siłą, która podniosła małą wioskę z kolan. Po ich odejściu wszystko wróciło do stanu sprzed lat. Większość prawowitych mieszkańców opuściła osadę. Parę lat wcześniej słyszała, że niektóre wioski shinobi przyjmowały do siebie uchodźców z Deszczu, dając im szansę na spokojniejsze życie. To było dobre, oczywiście, ale nie była na tyle głupia, żeby sądzić, że czeka na nich tylko świetlista przyszłość. Wyobrażała sobie uprzedzania i nienawiść, którą otrzymali od rodowitych mieszkańców tamtych ziem. Nie miała pojęcia jak źle musi być w Ame, że za wszelką cenę chcieli z niej uciec. Aż do teraz.

Na miejscu pozostali tylko ci, którzy umieli walczyć o swoje. Zgraje rzezimieszków wywietrzyły w upadłej Ame miejsce, gdzie mogą robić co im się żywnie podoba bez konsekwencji. Po latach wioska stała się przystanią dla każdego, kto potrzebował miejsca na ziemi. 

Nie była już dzieckiem, które podczas misji co chwilę patrzy się za siebie. Miała wystarczająco siły, żeby o siebie zadbać. Jeśli pilnowałeś swojego nosa, byłeś tu względnie bezpieczny.

Pamięta pierwszy i jedyny incydent, kiedy ktoś się nią zainteresował. Drugi raz w życiu przekroczyła granice Ame. Mężczyzna bez opaski, ale ewidentnie shinobi, wywietrzył w niej łatwy cel. Postanowił zabawić się ze śmieszną kunoichi. Najpierw zaatakował ją słowami, a kiedy nie dała się sprowokować, wyciągnął długą, ostrą katanę. Zdążyła wyminąć napastnika i wbić kunai w jego dłoń, przyszpilając do drewnianego baru. Chociaż poradziłaby sobie sama, to pomoc przyszła niespodziewanie. Jedna z szarych postaci, cichych obserwatorów, pojawiła się obok niej. Chwyciła głowę mężczyzny i biła nią tak długo o powierzchnię mebla, dopóki nie stracił przytomności. Kobieta bez imienia posłała jej przepiękny uśmiech. Zarzucając brązowe loki za ramię, powiedziała że nikt nie chce, żeby to miejsce stało się polem bezsensownych przepychanek i każde takie zachowanie większość z nich szybko niweluje. Ludzie przybywali tu nie tylko, żeby załatwić szemrane interesy, ale też aby się ukryć. To właśnie w tej wiosce doświadczyła dziwnej solidarności shinobi, tych niepisanych zasad wędrujących wojowników, o których kiedyś opowiadała Tsunade.

Ame to wolność. Nie jest na tyle głupia, żeby sądzić, że tylko dla niej.



Podchodzi do lady w tawernie. Jest stosunkowo wcześnie, nawet nie ma południa, ale ona ma ochotę się napić. Przyzwyczajenia, które miała Tsunade, przesiąkły nią na wskroś. Krzesła nadal są odwrócone, ustawione na barze. Chwyta jedno z nich i siada na twardej powierzchni. Uderza paznokciami o wysłużony, drewniany blat, czekając na kufel. Zaraz pojawia się przed nią naczynie z mętnym, domowym piwem. Barman nie ma natłoku zajęć, bo poza nią na sali znajduje się tylko parę osób. Lubi ciszę tego miasta, która zalega w budynkach i na ulicach zanim nadejdzie zmrok.

Wolność ma smak zbyt gorzkiego piwa w blaszanym kuflu. Nigdy nie wypija go do końca, bo nie chce dowiedzieć się, co zobaczy na dnie pustego naczynia. Od początku nie oszukiwała się, że chmielowy trunek pochodzi chociażby ze średniej półki.

Nie rozgląda się po ludziach, szanuje ich prywatność. Sama też chce spokoju. Jednak jej oczy mimowolnie biegną za śladem czerwieni, którą spostrzega kątem oka. Patrzy ponad rząd kilku krzeseł ustawionych na barze i między ich drewnianymi nogami widzi go. Łyk piwa z trudem przechodzi przez gardło. Chce krzyczeć i śmiać się jednocześnie. Widzi niewyraźny profil mężczyzny. Przez pierwsze sekundy myśli, że to jego sobowtór, przecież takie rzeczy mogą mieć miejsce. Ktoś bardzo podobny, jednak obcy i nieznany. Powinna dać sobie spokój, jednak nie może się powstrzymać. Musi skupić trochę chakry w oczach, żeby przyjrzeć się uważnie. To ta sama twarz i znudzone, nieruchome oczy, których spojrzenie nawiedziło ją we snach, kiedy była jeszcze młoda. Wie, że jej nie zauważył. Zawsze wycisza swoją energię, tak że nawet Kakashi z trudem rozpoznaje ją jeśli używa kamuflażu. Przewaga shinobi z doskonałą kontrolą charky. Szybko spuszcza wzrok i poprawia jeden z niesfornych kosmyków, chowając go pod materiał kaptura. Jak na złość blaszany kufel, który ma przed sobą, nie podpowiada jej właściwego rozwiązania.

Barman przechodzi obok, niosąc kilka poobijanych szklanek, które zamierza włożyć do drewnianej gabloty.

— Jaki jest twój najobrzydliwszy alkohol? — pyta, zanim zdąży pomyśleć.

— Parszywa whisky. Najtańsze ścierwo.

— Daj mi podwójną. Z dedykacją dla niego.

Jest zdziwiona, że postanawia być tak śmiała. W tej wiosce zawsze staje jednym z setek cieni, które skrywają się na uboczu. Ale tym razem rosnąca ekscytacja nie pozwala jej się zatrzymać.

Podczas wojny, widząc pierwszych ożywionych shinobi, pomyślała o Sasorim. Chciała się z nim zmierzyć po raz kolejny. Piekąca potrzeba sprawdzenia swoich umiejętności nie dawała jej spokoju. Jednak nie znalazła go nigdzie, nikt go nie widział. Myślała wtedy, że to przez jego zabawę ze śmiercią i posiadaniu sztucznego ciała. Może Edo Tensei nie potrafiło tego obejść? Będąc młodą kunoichi, zaraz po misji w Sunie, zastanawiała się, czy naprawdę tego dokonała. Słowa Chiyo nadal krążyły w jej głowie, mówiła że z jakiegoś powodu Sasori na końcu się zawahał. Sakura snuła teorię, że nie walczył z pełną mocą, ponieważ miał o wiele mniej do stracenia niż im się wydawało. Może postać, z którą się mierzyły, była tylko nośnikiem bytu, a nie nim samym? Postrach Suny, Sasori z czerwonego Piasku, geniusz musiał mieć jakieś zabezpieczenie. Czy naprawdę postawiłby wszystko na jedną kartę? Jednak po latach żadne pogłoski o nim nie dotarły do Konohy. Nie szukał zemsty, nie przyłączył się do wojny Madary, nie siał postrachu na drugim końcu kontynentu lub ziemiach poza nim. Wydawało się, że naprawdę przestał istnieć, więc porzuciła głupie domysły.

Teraz czuje małą satysfakcję, że miała rację i ogromne rozczarowanie, że jednak nabrała się na jego sztuczkę. 

Kiedy mała szklaneczka pojawia się tuż przed nim, obok zwoju, którym się zajmował, patrzy przez chwilę na naczynie. Mówi coś do barmana, słowa, które do niej nie docierają. Później spogląda wprost na nią.

Przez pierwszą sekundę wygląda jak wystraszona łania. Nie ukrywał się, więc musiał liczyć się z możliwością rozpoznania, ale Sakura na pewno jest ostatnią osobą na świecie, którą podejrzewał spotkać w upadłej Ame.

Widzi jak prawą dłoń zaciska w pięść. Ona nie chce konfrontacji lub walki. Przez chwilę myśli, że powinna po prostu go zignorować i pójść do innej tawerny, ale już nie cofnie czasu. To było głupie z jej strony, przecież przy ostatnim spotkaniu byli wrogami, walczyli na śmierć i życie, a przynajmniej tak jej się wydawało. W dalszym zaćmieniu umysłu postanawia ponownie zachować się równie głupio, kiedy nic innego nie przychodzi jej do głowy. Po prostu do niego macha. Jak dziecko, które widzi znajomego z Akademii po drugiej stronie ulicy. Mężczyzna unosi czerwoną brew, a ona nie może powstrzymać rozbawienia. Parska w otwartą dłoń.

Sakura nie ma czasu zareagować. Widzi jak jego usta układają się w złośliwy grymas, który z przymrużeniem oka można nazwać uśmiechem, a później… Po prostu się przemieszcza. Coś szarpie jej krzesłem. Próbuje złapać równowagę, myśli że jeśli tego nie zrobi, to przechyli się w bok i runie na podłogę. Jednak drewniany stolik się nie zatrzymuje. Chce uskoczyć, ale czuje, że coś trzyma ją na miejscu, więc w panice chwyta dłońmi za siedzisko. Parę sekund później znajduje się przy człowieku, którego kiedyś zabiła.

— Cholera, prawie się wyjebałam.

— Nie ponosimy odpowiedzialności za utrudnienia podczas podróży.

Wykonuje gest dłonią, a niewidzialna siła, którą ją trzymała, znika.

— Wiesz, mogłeś się po prostu przysiąść albo mnie zawołać, a nie używać nici chakry.

— Tak było szybciej. — Zwija zwój, który wcześniej czytał i nakłada pieczęć. Jego złote oczy padają na twarz Sakury. — Słucham więc. Czego chcesz, mała dziewczynko?

Czego tak właściwie chciała? Niczego, kompletnie niczego. Nie zamierzała nawet pytać w jaki sposób przeżył, bo wiedziała, że nie powie jej prawdy.

— Przywitać się?

Sasori wypuszcza powietrze z ust, w nieudolnie tłumionym parsknięciu. Nie mogło to umknąć jej uwadze. Znowu unosi brew, a ona nie potrafi się powstrzymać. Wyciąga dłoń w stronę jego ciała. Nie jest zdziwiona, kiedy łapie ją za nadgarstek, centymetry od jasnej skóry. Musi pamiętać, że potrafiła leczyć, więc oczywiście nauczyła się zabijać chakrą.

— Jesteś organiczny, prawda?

— Co za brzydkie, profesjonalne słowo — mówi z niesmakiem. — Stałaś się typowym medykiem.

Pozwala jej się dotknąć. Przykłada kobiecą dłoń do boku gardła. Przez ten cały czas nie spuszcza jej z oczu. Dwie bursztynowe kule wpatrują się w nią bez mrugnięcia. Jest to dziwnie intymne, a magiczne uczcie u podstawy brzucha, zaczyna lekko łaskotać. Rytm bijącego pulsu nie zatrzymuje się na dłoni, ale biegnie dalej. Ma wrażenie, że jego tętno jest w całym jej ciele.

— Konoha wysyła swoje owieczki na misje do tej rozpadającej się ruiny?

— Jestem w stanie spoczynku. Podróżuję.

Kunoichi porusza lekko dłonią, a jego żelazny uścisk momentalnie znika.

— Mam uwierzyć, że wygrałaś los na loterii? Trafiłaś tę jedną szansę na tysiące innych i całkowicie przypadkiem mnie znalazłaś?

— Cholera, pamiętam, że miałeś duże ego, ale nie aż tak rozdmuchane. Nie szukałam cię. Po co by mi to było?

— Dokończyć dawne sprawy?

Patrzy z grymasem na brązową whisky i przesuwa ją parę centymetrów dalej. Jakby wątpliwa jakość alkoholu godziła w jego duszę perfekcjonisty. 

— Sława za zabicie ciebie nadal jest na moim koncie. Po co miałabym się narażać?

Złote oczy znów padają na jej twarz. W jego spojrzeniu wyczytuje małe zainteresowanie. Chociaż nie taki był jej zamysł, to czuje ukłucie satysfakcji. Gdyby zbył ją bez słowa, nie chcąc zamienić nawet paru zdań, to byłaby pewnego rodzaju porażka. Nawet jeśli od dnia opuszczenia groty, w której walczyli, nie był jej celem.

— Nadal masz te śmieszne włosy — mówi, ciągnąc lekko za kosmyk wystający spod kaptura.

Ból jest nie znaczy, prawie go nie czuje. Dreszcz, który na ułamek sekundy nią zachwiał, nie ma nic wspólnego ze strachem. Dobrze wie, co to za napięcie i jest nim naprawdę zdziwiona. Przygląda mu się uważnie. Przeciwdeszczowy płaszcz, coś obowiązkowego w tym kraju, leży zwinięty na blacie za nim. Musiał pojawić się tu kilka chwil przed Sakurą, bo woda nadal kapie z niego na wysłużoną podłogę lokalu. Ma na sobie prosty, ciemny zestaw ubrań, dobrze przylegający do ciała.

Patrząc przelotnie na jego ramie, przyznaje w duchu, że Sasori jest w jej typie. Pamięta, że obserwowała go uważnie wtedy w grocie, próbując odgadnąć jakie ruchy wykonuje przed atakami, kiedy nie zdawała sobie jeszcze sprawy, że jest drewnianą kukłą. Lalka miała ludzki kształt, odpowiednie proporcję, ale nie mogła ruszać się jak ludzkie ciało. Teraz miała dobry widok.

Po latach Sakura odkryła swoje upodobania — uwielbiała patrzeć na mięśnie ramion. Była jednak wybredna. Nie cieszyła się widokiem przesadnie napakowanych, wręcz karykaturalnych shinobi Kumo. Darui, nowy Raikage, którego widziała parę razy po wojnie, całkowicie na nią nie działał. Sądziła, że jest za wielki, za mało estetyczny. Chociaż czasami jej wzrok padł na Kakashiego czy Sasuke, to też nie byli idealni. Już wyobraża sobie przerażoną minę Ino po usłyszeniu tych słów, jednak Sakura nadal uważała, że różnica między nimi jest zbyt duża. Nie chciała czuć się jak mała, bezbronna dziewczynka w miłosnym uścisku. Może gdyby była cywilem, patrzyłaby na to inaczej. 

Trochę irytuje ją fakt, że Sasori był doskonały. Jego ramię, które opiera na blacie, jest umięśnione, ale nie przesadnie. Jako lalkarz nie był zmuszony do morderczych treningów taijutsu.

Muszę szukać władców marionetek lub specjalistów od genjutsu, śmieje się w myślach.

Nie miała określonych upodobań dotyczących koloru włosów. Nie ważne czy były blond, ciemne czy szare. To nigdy nie miało znaczenia. Czerwona czupryna Gaary była intrygująca, ale poważny, małomówny Kage był kimś aseksualnym w jej oczach. Miała wrażenie, że jeszcze nie odnalazł tego elementu człowieczeństwa, wciąż ucząc się siebie na nowo po odłączeniu od Shukaku. Poza tym jego jasne oczy za bardzo przypominały jej Hinatę, nawet jeśli ich barwa była inna.

Musi przyznać, że chociaż odcień włosów Akasuny jest bardzo zbliżony do obecnego Kazekage, to w połączeniu z jego oczami robi o wiele lepsze wrażenie. Rude kosmyki w nieładzie spoczywają na jego czole. Razem z czerwoną kurtyną, miodowe tęczówki wyglądają oszałamiająco. Zwłaszcza, kiedy patrzy wprost na nią. Nie potrafi odgadnąć przyczyny swojej złości, ale drażni ją fakt, że Sasori zbyt dobrze wpisuje się w jej kanony piękna. Upodobania, o których istnieniu wcześniej sobie nawet nie zdawała sprawy, bo nikt podobny nie znajdował się w jej zasięgu. 

— Akurat ty nie powinieneś wymądrzać się na ten temat — odpowiada, pijąc z jego kufla.

— Ach, nie krępuj się — mówi, a irytacja i rozbawienie mieszają się w jego głosie.

Sakura wzrusza ramionami z miną niewiniątka. Zaczyna być jej zimno. Nadal ma na sobie mokry płaszcz przeciwdeszczowy. Zdejmuje go i widzi, że przez chwilę wzrok Sasoriego śledzi ruch jej włosów. Zastanawia się, czy jako artysta lubi ten niecodzienny kolor. Czy widząc ją pierwszy raz kilka lat wcześniej, pomyślał że dzięki temu jest godna bycia częścią jego sztuki?

— Nie dałeś mi sposobności zabrania mojego piwa. To twoja wina.

Jej strój jest prosty, zwyczajny. Przypomina standardowy mundur shinobi Konohy, który noszą pod zieloną kamizelką. Już od początku podróży zrezygnowała z różowej qipao i krótkich szortów. Za bardzo zwracały niepotrzebną uwagę, a ona sama czuła się w niej śmiesznie pośród ludzi, którzy próbowali pozostać niezauważeni.

— To świadczy źle jedynie o tobie i twoim refleksie.

Zabiera kufel, dotykając jej palców. Jest zimny, jak prawie wszystko w tej wiosce. Pije, nie spuszczając z niej wzroku. Dwie bursztynowe tęczówki, które wwiercają się głęboko w jej głowę. Ma pewność, że zapamięta ich wyraz na dług. Czuje dyskomfort i wie, że z tym spojrzeniem Sasori w poprzednim życiu musiał być specjalistą od przesłuchań. Planuje ją przestraszyć, zdominować? To jej nie obchodzi. Gdyby chciał walki już dawno starliby się, niszcząc tawernę. 

— Prowadzisz badania? — pyta, oblizując usta. I wtedy już wie, co ma na celu jego gra. Nauczyła się czytać między wierszami. Nikt, dosłownie nikt, nie cieszyłby się smakiem tego trunku, pija się go jedynie dla samego działania alkoholu. Jest to mały, nieistotny szczegół, który w mig wyłapuje. 

— Podróżuję.

— Już to słyszałem. Dziękuję, ale mój słuch nadal jest doskonały. Jednak podróżuje się z różnych powodów. Jaki jest twój?

— Wolność.

Podpiera brodę na zaciśniętej pięści, a Sakura patrzy na krzywiznę mięśni jego ramienia. Nie jest już dyskretna, ale to nie robi na nim żadnego wrażenia. Najwyraźniej był świadomy jej wcześniejszej reakcji. 

Manipulator, myśli rozbawiona.

Mały płomień iskrzy się w jej wnętrzu. Ciekawość nie pozwala go ugasić.

— Nie uciekłaś, to niemożliwe. Aniołek z Konohy, przyjaciółka jinchuriki?

— Och, zapomniałam że znasz mnie na wylot, przyjacielu.

Najwyraźniej lubi drwinę i sarkazm, bo coś przez sekundę błyszczy w jego oczach – wyraz zadowolenia, który momentalnie znika.

— Czytałem o tobie. To chyba nie zaskoczenie? 

Podaje jej kufel, niemal wpychając naczynie do kobiecych dłoni. Coraz mniej jest między nimi ostrożności. Gestem chciał pokazać, że nie będzie długo bawił się w podchody.

— Nie ma już Książek Bingo z shinobi innych krajów. Poza Hidanem, który jeszcze formalnie żyje, jest tam parę imion.

— Podobno jego wakacje w Liściu nadal trwają.

— Tak słyszałam. — Jej odpowiedź jest wymijająca, ale Sasori zdaje się być nią usatysfakcjonowany. Cieszy się, że nie ma przed sobą dziecka, które bezmyślnie rozpowiada o sekretach.

— Książka stała się broszurą. Czasy pokoju — mówi z niesmakiem, jakby ostatnie słowa smakowały cierpko na jego języku. — Jeśli uważasz, że Bingo to jedyne źródło informacji o shinobi z postępowego, pacyfistycznego świata, musisz odświeżyć swoje metody.

Sakura upija łyk mętnego piwa i poprawia się na niewygodnym stoliku. Odgarnia włosy do przodu, a oczy mężczyzny podążają za tym ruchem.

— W takim razie czego ciekawego się o mnie dowiedziałeś?

— Ach, oczekujesz że osoba, która miała pod sobą dziesiątki wysłanników i szpiegów, pozwoli tak łatwo wyciągnąć z siebie informacje?

— Naprawdę, wydawałeś się mężczyzną, który nie robi niepotrzebnych rzeczy. W takim razie czemu miała służyć wzmianka o mnie?

Po raz pierwszy jego wąskie usta układają się w uśmiech. Jednak nie jest to radosny wyraz. Wygląda jak człowiek, który osiągnął cel.

— Kto by pomyślał, że zmienisz się w interesującą osobę. Dobrze zrobiłem darując ci życie.

Podświadomie czuła, że ich walka nie była równa. Zwłaszcza po słowach Chiyo. Ale nie zamierza pozwolić mu na takie traktowanie. Zmusiła go, żeby opuścił kukłę, w której ukrywał się latami, zniszczyła lalkę Trzeciego Kazekage, jego ulubieńca. Nie może teraz mówić do niej jakby osiem lat temu była tylko niegroźnym geninem, który potrafił jedynie rzucać kunaiami. Mogła być tą śmieszną dziewczynką podczas pierwszego egzaminu, ale nigdy później. 

To prawda, że nie była silna. Nie używała spektakularnych jutsu żywiołów, ale jej moc objawiała się w innych rzeczach. 

— Bardzo zarozumiałe słowa, jak na geniusza, którego pokonała piętnastoletnia dziewczynka. Powiedz mi, Sasori, jakie to uczucie dowiedzieć się, że dziecko znalazło odtrutkę na truciznę, z której byłeś tak dumny?

Mężczyzna odstawia pusty kufel i patrzy na nią ze spokojem. Oczekiwała raczej drobnej złości lub kolejnych szydzących komentarzy.

— Upokarzające — przyznaje. 

Nie myślała, że kiedykolwiek będzie wstanie tak z nim rozmawiać. Zadawać pytania i uzyskiwać odpowiedzi.

— Nie spodziewałam się taki słów z twoich ust.

— Szczycę się wszystkimi osiągnięciami. Hipokryzją z mojej strony byłoby zaprzeczanie porażkom. 

W barze zaczęli pojawiać się ludzie. Nadal jest kameralnie, ale szepty innych rozmów docierają do nich z każdej strony. Sasori patrzy na kieliszek whisky. Po krótkiej wewnętrznej batalii sięga po niego z małym skrzywieniem. Jednak zamiast do ust, kieruje go w stronę Sakury. Kobieta kręci głową, nie zamierza tego pić. Oczami wyobraźni widzi jak podejrzany trunek wypala jej przełyk.

— To był prezent, nie mogę.

— Udajesz grzeczną dziewczynkę?

— Jestem nią.

Sasori przechyla naczynie i wlewa cały alkohol do ust. Nie podoba jej się krnąbrny uśmiech, który jej posyła. 

Nagły, szybki ruch przykuwa wzrok dwójki mężczyzn siedzących przy pobliskim stoliku. Myśleli, że to początek walki, podobnie jak Sakura. Skupia w dłoniach ładunek energii, żeby uformować ostrze chakry, ale czuje wtedy jego palce we włosach. Wplata je głęboko pomiędzy różowe kosmyki i przyciąga jej twarz ku sobie. Ból jest silniejszy niż za pierwszy razem. Podobnie jak dreszcz ekscytacji. Nie musi jej namawiać, kiedy tylko muska ją wargami, kunoichi otwiera usta. Jego język smakuje parszywą whisky. Nieprzyjemny odór mocnego trunku drażni wrażliwy nos. Sasori pozwala przejąć kontrolę. Chciwie bada jego usta. Nie może tłumaczyć swojego działania alkoholem, bo pół piwa nawet w najmniejszym stopniu na nią nie zadziałało. Ale nie przejmuje się tym. Chce go całować i nie czuje się z tym źle. Ame to wolność i brak konsekwencji.

— Tak bardzo grzeczna — szydzi.

— Stary idiota.

— Och, zabrakło odpowiedzi na poziomie, więc rzucasz inwektywami? 

Teraz ona łapie go za włosy. Nie używa chakry, ale wkłada w gest dużo siły. Mężczyzna mruczy zadowolony w jej ustach.

— Spójrz na siebie, Sakura. Prawie siedzisz na moich kolanach. Wręcz błagasz, żeby cię przeleciał.

— Proszę cię. To ty patrzysz na mnie jak wygłodniały kundel na kawałek mięsa.

Sasori wstaje gwałtownie. Wyjmuje z kieszeni spodni banknot i kładzie go na ladzie. Później sięga po oba płaszcze i rusza z nimi do wyjścia.

— Stary idiota — cedzi przez zęby. Naiwnie sądziła, że jego gierki się skończyły. Rusza za nim. Nie ma ochoty wydawać pieniędzy na nowe okrycie, a on ewidentnie chce być ścigany. Jest zła, ale nie może zaprzeczyć, że byłby mniejszą nagrodą, gdyby nagle przestał ją drażnić. Mimo drobnej złości, lubi to.

Nie widzi go na zewnątrz. Deszcz złagodniał, więc może wyjść spod blaszanego dachu tawerny nie martwiąc się, że przemoknie do suchej nitki. Kiedy skręca w pierwszy zaułek, Sasori znowu ją atakuje. Tym razem jest gotowa na działanie. Wykręca jego ramię i odrzuca na pobliską ścianę budynku. Uderza go całym ciałem, przylegając do mężczyzny. Czuje na brzuchu wyraźny twardość jego podniecenia. Łapie drugie usta w brutalnym pocałunku. Nie może się powstrzymać przed ugryzieniem dolnej wargi. Czuje metaliczny posmak krwi, a on warczy cicho w odpowiedzi.

— Mam cię gonić jak płochą kobietę?

— Jak widzę uznałaś, że jestem wart zachodu.

Wyrachowany uśmiech pojawia się na jego ustach. Narzuca na jej głowę płaszcz, a kiedy Sakura próbuje włożyć ręce w rękawy, Sasori chwyta jej dłoń.

— Nie ma takiej potrzeby. To niedaleko.

Prowadzi ją labiryntem krętych, szarych uliczek podupadającego miasta. Parę razy odwraca się w jej stronę, spoglądając nieczytelnym wzrokiem. Jakby chciał sprawdzić, czy rzeczywiście za nim podąża, mimo że nadal trzyma ją za rękę. Później próbuje skryć się za figlarnym, krnąbrnym uśmiechem. Sakura zastanawia się jak długo był sam, że zachowuje się w ten sposób przy osobie z przeszłości. Nie jest bezimienną kobietą, która nabierze się na wymyśloną przeszłość i fałszywe imię.

Wchodzą po spróchniałych schodach przy boku jakiegoś bezosobowego budynku. Na ich szczycie są drzwi, do których ją wpycha.

Pomieszczenie jest przyjemnie ciepłe. Widzi w jednym z kątów pokoju niewielki piec opalany drewnem.

Sasori zamyka drzwi i podchodzi do niej. Palce przesuwają się po ramionach kunoichi, by zrzucić płaszcz. Patrzy na nią, a intensywność jego oczu ją przeraża. Nachyla się. Nie jest dużo wyższy, ale to też lubi. Zbyt dużo rzeczy w tym okropnym mężczyźnie jej się podoba, żeby mogła się teraz zatrzymać. Całuje ją powoli, krótko i odchyla się nieznacznie. Czeka na coś, a długie zimne palce kreślą niewidzialny wzór na jej plecach. To ta jedna chwila, daje Sakurze możliwość ucieczki, opamiętania, rozsądku. Umysł rozbudzony pożądaniem nie przejmuje się konsekwencjami.

Nie ma żadnych, uświadamia sobie. Panuje pokój, dla wszystkich pozostaje martwy. Jeśli ktoś inny zobaczył go w Ame, to Suna prawdopodobnie już się o tym dowiedziała, a Gaara pozwolił mu żyć w ukryciu, nie widząc w nim zagrożenia. To jej wystarcza.

— Chcesz uciec, różowa owieczko? Boisz się wilka?

— Rudy wilk to najbardziej dziwaczne stworzenie, które mogłeś wymyśleć. Myślałam, że wielkiego artystę stać na coś lepszego.

Przeciąga palcami po jej wilgotnych włosach. Całuje ją w szyje, wgłębienie u podstawy gardła. Później wbija zęby w napiętą skórę. Myśl, że zostawi na niej ślady jest ekscytująca.

Jednym, zdecydowanym ruchem ściąga z niej bluzę. Patrzy ze złością na bandaże zawiązane na klatce piersiowej. Może niemal usłyszeć jego myśli, jak przeklina je w głowie. Sakura chce sięgnąć do kabury po kunai, bo również nie zamierza bawić się w rozwijanie ich. Są spragnieni, głodni. Nie ma czasu na subtelności i delikatny dotyk. Znów atakuje jej usta, mocno i brutalnie, nie dając nawet sekundy na zaczerpnięcie oddechu, a jego ręce rozrywają bandaż. Sasori jest szorstki, niecierpliwy. Pokaz siły działa na nią jak impuls elektryczny, ciężar u postawy brzucha staje się niemożliwy do okiełznania.

Ssie łapczywie jej pierś, obracając językiem wokół różowej otoczki, a zęby drapią spuchnięty sutek. Sakura drży, gdy ciepło pulsowało szaleńczo między jej udami. Nigdy wcześniej nie chciała… nie potrzebowała czegoś tak bardzo. Próbowała mu to powiedzieć, żeby dotknął jej tam, gdzie najbardziej go pragnęła, ale szybki ruch języka zredukował jej mowę do cichego płaczu.

Łapie go za włosy i upada na łóżko za nią, ciągnąć Sasoriego za sobą. Czuje się usatysfakcjonowana z warknięcia zadowolenia. Lubi odrobinę brutalności, a już dawno nie miała okazji do pokazu siły w łóżku.

Ściąga buty stopami w tej samej chwili, kiedy Sasori szarpie jej spodnie. Później się zatrzymuje, na chwilę nie dłuższą niż parę szaleńczych uderzeń serca. Dusza artysty daje o sobie znać, kiedy musi na nią spojrzeć i kunoichi czuje, że Sasori próbuje zapisać jej widok w głowie.

Odrzuca głowę w tył, zamykając oczy, kiedy przesuwa kciukiem po jej łechtaczce. Droczy się i drażni. Jego usta atakują różowy sutek. Jej krzyk jest ostry, a ciało zniecierpliwione.

Jego duże dłonie przyciskają się do jej ud i rozkładają je szeroko. Jest coś brudnego, podniecającego w byciu całkowicie nagą przed ubranym Sasorim.

Unosi ją, sięgając między nich, żeby chwycić swoją długość, pocierając głowę penisa o nabrzmiałą łechtaczkę. Wchodzi w nią zdecydowanym ruchem, a jej wnętrze zaciska się na uczucie bycia wypełnioną. Nie daje jej nawet sekundy, wbijając się głęboko w ciało Sakury. Nacisk u podstawy brzucha sprawia, że krzyczy. Nie ma dyskomfortu. Czuła podniecenia, odkąd zaczęli rozmawiać. Niebezpieczny mężczyzna, jej pierwsze prawdziwe wyzwanie teraz pieprzy ją z pasją szaleńca. Spogląda w dół między nich, obserwując jak wchodzi w nią w szalonym tempie. Zamyka oczy przy pierwszy słodkim skurczu mięśni.

Zarzuciła nogi na jego biodra, unosząc miednicę w nadziei, że wbije go jeszcze głębiej. Razem wpadli w stały rytm. Czuje, jak niewidzialna sprężyna mocniej zwija się w jej brzuchu.

Wygina się w łuk i wije, mocno uderzając o niego, ale to nie wystarcza. Nie może uzyskać takiej stymulacji, jakiej potrzebuje, aby spaść z krawędzi. Wyczuwa jej frustrację, ponieważ nagle zarzuca jedną smukłą nogę na swoje ramię, z łatwością manipulując jej mniejszą postacią i zaczął uderzać z niesamowitą siłą.

Nagła zmiana kątu penetrecji sprawiła, że łapie go mocno za ręce. Jęk aprobaty podpowiada, że lubi kiedy kunoichi nie przejmuje się, żeby być ostrożną ze swoją siłą.

Sakura odpycha się od łóżka i sprawia, że Sasori z jękiem zdziwienia spada na ziemię. Siada na nim. Opiera się o niego, jej ruchy są szalone.

Dłonie mężczyzny są na jej biodrach. Zaciska palce mocno na jasnej skórze. Sakura chce, żeby zostawił siniaki, ślady świadczące o tym wspaniałym seksie. 

Próbuje nieco się unieść, żeby złapać różowy sutek w swoje usta, ale żelazny uścisk na jego ramionach mu to uniemożliwia. Zamyka oczy z cichym jękiem frustracji. Wygląda na pokonanego i cierpiącego, kiedy szczyt jest tak blisko, ale nadal nieosiągalny. Widok tego atrakcyjnego mężczyzny pod nią, drżącego, błagającego, na skraju zatracenia, dodaje jej odurzające poczucie mocy. Znajduje siłę, by zwiększyć swoją prędkość i nieco mocniej uderza biodrami, pomimo zmęczenia wkradającego się do jej mięśni.

Bursztynowe oczy Sasoriego wyglądają spod przymrużonych powiek. Twarz ma zarumienioną, a zęby wbija w dolną wargę, ponownie otwierając świeżą ranę, którą Sakura zrobiła kilka chwil wcześniej. Jest na skraju. Podobnie jak ona.

I wtedy świat wybucha. Jej wnętrze zaciska się na twardej męskości w niekontrolowanych spazmach. Krzyczy, mimo że jej gardło jest suche i czuje jak piecze.  Kochanek dołącza do niej chwilę później, z jękiem przypominającym płacz ulgi.

Przez moment zastygają patrząc na siebie, oddychając ciężko. Sasori próbuje się podnieść, ale jeśli chodzi o czystą siłę fizyczną, to Sakura ma przewagę.

— Puść mnie — mówi cicho, dotykając jej nadgarstków.

Kiedy kunoichi zwalnia uścisk, podnosi ją i bez delikatności rzuca na łóżko.

— Hej!

Mężczyzna kładzie się obok, przykrywając ich grubym kocem. Rozgrzana przyjemnością przez chwilę zapomniała, że nie jest już w ciepłym Kraju Ognia. Ręka Sasoriego sięga po różowy kosmyk.

— Lubisz moje włosy.

— Są okropne. — Przybliża pukiel do ust, które jeszcze chwilę temu badały jej szyję i składa na nim pocałunek. — Tak słodkie, że aż mdłe.



Kiedy nastaje wieczór, a drewno, które Sasori wrzucił do pieca powoli się dopala, wychodzą na zewnątrz.

Ame zaczyna żyć nocami. Lampy w oknach barów, knajp i burdelów migoczą różnymi kolorami. Cicha gwara roznosi się po szarych ulicach.

— Jak długo zostaniesz tym razem? — pyta, nie patrząc w jej kierunku.

— “Tym razem”? 

Kiedy Sasori gniewnie mruży oczy, nie może powstrzymać się przed posłaniem mu zadowolonego uśmiechu.

Brązowe loki pojawiają się przed jej oczami parę metrów dalej, wraz z twarzą kobiety, która zachwiała się pod wpływem ciosu. Nieznajoma ociera strużkę krwi płynącą z nosa.

— Poczekaj, znam ją — mówi i robi krok w kierunku wojowniczki.

Sasori wzdycha rozdrażniony. Łapie ramię Sakury lewą dłonią, a prawą kieruje w stronę walki. Nici chakry chwytają napastnika, którym wrzuca w spróchniałe ściany jakiejś opuszczonej, rozpadającej się chaty.

— Wystarczy?

Kobieta podnosi się z ziemi. Jej ciemne oczy patrzą na wybawców z rezerwą i ostrożnością. Później rozpoznaje Sakure, a śniadą twarz rozgrzewa szczery uśmiech.

— Dawno cię tu nie widziałam. — Brunetka przechodzi po drugim mężczyźnie, którego sama pokonała, naciskając podeszwą skórzanego buta na jego brzuch. Podnosi torbę i otrzepuję ją z błota. — Myślałam, że się znudziłaś tą ruiną. Wyglądasz na dobrą dziewczynkę, która zawsze wraca do domu.

— Teraz będzie częstszym bywalcem — wzdycha Sasori od niechcenia.

Łapie Haruno za ramiona i popycha w stronę tawerny.

— Hej — woła kobieta. Sakura myśli, że w poprzednim życiu mogła mieszkać w Kumo. — Idziecie pić? Wpraszam się.

Kiedy zatrzymuje się, żeby poczekać na nową towarzyszkę, Sasori wywraca teatralnie oczami.

Wolność smakuje deszczem i parszywą whisky na jego języku. Wygłodniałymi pocałunkami, które składa na jej ustach, podczas drogi pustymi uliczkami wioski. Pachnie seksem i piżmowym szamponem. Jej kolor to ogniste włosy i bursztynowe, szydzące oczy. Wolność to Ame, w której mogą się odnaleźć, a przeszłość nigdy ich nie dogania. 



Kolekcja SasoSaku się powiększa, a moje serce się raduje, że Wy także chcecie więcej tego cancer shipu~~
Przyznam się, że pierwotnie nie planowałam erotyku, ale cóż, pojawił się, no przecież go nie wyprosimy.

Dla Anonimka

12 komentarzy:

  1. Oh wow. To było intensywne :D

    No po prostu widać jak ty kochasz ten ship! Każdy twój tekst z tą dwójką jest niesamowity! Eteryczny, pełen romansu i niewypowiedzianych uczuć.

    I'm lovin it!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uh, rumienie się. Cieszę się, że tak uważasz. Powiem Ci, że shippy, które mnie grzały w przeszłości, szybko się wypalały i później trudno było dalej o nich pisać. Ale SasoSaku trzyma się dzielnie w mojej topce i mam jeszcze tyle pomysłów na nich, że głowa mała.

      Usuń
  2. Jestem tu i ja
    Mega mi się podobało jak zwykle. Generalnie jestem pod wrażeniem, tego jak ładnie potrafisz skondensować tekst. Wiem, że się powtarzam, ale dalej mnie to zadziwia. Nigdy nic mi się nie dłuży, nie ma niczego za dużo, ani za mało. A dodatkowo to bardzo miło spędzony czas. Zdążyło się kilka literówek, albo gdzieś Ci literkę ucięło, ale to mi nigdy praktycznie nie przeszkadza.

    Sakura podoba mi się zawsze i wszędzie, więc nie będę się rozpisywać o niej. Zaakceptuję praktycznie każdą jej wersję. Mimo że o Sasuke tylko wspomniałaś, to czuję się usatysfakcjonowana pod tym kątem. Nie widzę Sakury bez wspomnienia o Sasuke.
    Podoba mi się, że różowa tutaj nie analizuje zbyt dużo. Daje się ponieść chwili. Nietypowe dość, jeśli chodzi o teksty z nią, ale z pewnością odświeżające i takie inne. Wow. Haruno nie robi dramatu. Klękajcie narody xD

    Sasori w każdym Twoim tekście mnie zachwyca. Był moim ulubionym członkiem Akatsuki od początku, ale po Twoich opowiadaniach wydaje mi się jeszcze bardziej prawdziwy i ciekawy. Takie postacie lubię najbardziej. Jest w pewnych aspektach podobny do Sasuke, ale w przeciwieństwie do Uchihy ma dystans do siebie i świata. No i nie jest bucem.

    Dialogi między naszą dwójeczką wychodzą Ci wyjątkowo naturalnie. Są bardzo ciekawe i nie ciągną się niepotrzebnie. Byłam ciekawa co z nich wyniknie. Widać, że miałaś na nie konkretny pomysł. Zaśmiałam się nawet w kilku momentach.

    Nie za bardzo jednak ogarniam co to za dziewczyna brunetka. Już na początku jej pojawienie wydało mi się dziwne. Przez to w zakończeniu już się totalnie zgubiłam xD Zarejestrowałam tylko, że poszli w trójkę chlać. Reszta dialogu jest dla mnie dość niejasna. Nie wiem czy wynika to z faktu, że to jakieś Twoje niedopatrzenie, czy ja dzisiaj jakaś niekumata. A czytałam tę ostatnią scenę trzy razy. No ale nic, poszli chlać. Czy może być coś ważniejszego? Nie sądzę xD

    Scena seksu bardzo mi się podobała. Specjalnie komentuję ją na końcu. Nigdy mnie ona nie żenuje w Twoim wykonaniu. Jednoczenie utwierdzam się w przekonaniu, że nigdy sama jakiej nie napiszę. Ale jakże było gorąco, ojoj! :D powiem Ci, że chętnie zobaczyłabym ją jeszcze dłuższą i bardziej dokładną, ale to już wynika z mojego zboczenia :D

    Kazać Ci pisać SasoSaku to najlepsze co można zrobić. Zdania nie zmienię! Czekam na dalsze prace :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i scena z nieznajomą na końcu była niepotrzebna, ale chciałam jeszcze pokazać tą niepisaną solidarność podróżujących shinobi, jakoś mnie ten motyw oczarował. A była to ta sama kobieta, która pomogła Sakurze na początku one-shotu, ucząc jaka teraz jest Ame.

      Cóż, literówki to moja pięta Achillesa, spróbuję później to przejrzeć jeszcze parę razy.

      Dziękuję za komentarz. A co do hot sceny, hehe, żeby mi to w nawyk nie weszło. Nie mogę Was AŻ tak rozpieszczać xd

      Usuń
    2. Wrócę do tej sceny jeszcze później. Może mi się bardziej rozjaśni xD

      Oj, czemu miałaś byś nie rozpieszczać? Wiemy, że lubisz ^^

      Usuń
  3. Ze wszystkich SasoSaku, jakie do tej pory czytałam, uważam że ty piszesz najlepsze, Sayu. Zawsze niesamowicie oddajesz napięcie i powiem ci, że to wcale nie erotyk jest moją ulubioną częścią tego one shota. (drżyjcie narody, El woli coś innego niż seksy XD), tylko cała scena w barze. Czułam tę intensywność i po prostu WOW. Widać, że kochasz ten paring i opisujesz go tak, że wszystko jest takie prawdziwe. Jak przypominam sobie większość ficzków SasoSaku to wstyd mi po przeczytaniu twojego, że mi się kiedyś podobały. XD
    Mam nadzieję, że jeszcze wiele razy pojawi się tu ten paring, bo jesteś w nim mistrzynią. Ślę całuski. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze czasem znajdzie się na ao3 jakieś perełki (jak ten zbiór miniaturek, które kiedyś Ci wysłałam), ale pamiętam jak przed laty szukałam czegoś w naszym języku... Parada cringeu xD tylko jakieś biedne, średnich lotów hentaice xd

      Usuń
  4. W końcu się doczekałam (chociaż trochę też spóźniłam) :>
    Uwielbiam, naprawdę rozkoszuję się tym jak bawisz się słowem, co szczególnie widać w ich potyczkach słownych. Ah, te docinki! Rzeczywiście, to najbardziej nadająca się do tego para, z uwagi na ich przeszłość. Dawno temu nigdy nie pomyślałabym, że ten pairing będzie mi sprawiać tyle radości, ale w sumie jest on kopalnią dobrych pomysłów, które mistrzowsko realizujesz. Do tego ta relacja, że oboje są wolni, nieskrępowani, że wszystko jest takie ulotne, a jednocześnie nic wokół ich nie ogranicza - to mi się podoba. Potrafisz stworzyć z nimi klimat, który bardzo wpisuje się w moje gusta ^^ Co do tego lustrowania mięśni ramion, ciekawe, że to wplotłaś, bo ludzie często pomijają takie detale. Tak samo jak pomijają fakt, że żeby uzyskać te efekty muszą nierzadko włożyć w to mnóstwo pracy, bo wygląd całego ciała to następstwo naszych czynów. Też nie lubię przesady, szczególnie w sylwetkach.
    Erotyku się nie spodziewałam, ale dobrze tu pasuje.
    Ehhh, więcej, więcej więcej ^^ Mam nadzieję, że w przyszłości jeszcze coś zamówię (~‾▿‾)~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam jak najczęściej! :D
      A z tymi mięśniami ramion wyszło tak, że zobaczyłam jeden gorący art Sasoriego i aż się śliniłam. Odsłonięte ramiona i część pleców, nie jakoś strasznie napakowane, ale też nie chudziutki, po prostu w punkt! I musiałam to opisać xD

      Usuń
  5. To było gorąąące, nie zostawiłaś za wiele dla wyobraźni, ale lubię to <3
    Bardzo mi się podobało <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziubku Dziubaaaaasku!
    W momencie, gdy Sakura po raz pierwszy zobaczyła tego mężczyznę, a później rozpoznała w Sasorim jego własną postać ja, durna, nie wiem czemu pomyślałam- a właściwie skojarzyłam, ze Twoja osobista reakcja byłaby kurwa taka sama bądź zwodniczo podobna! xD To jak finezyjne opisywałaś jego wygląd w rozumieniu Sakury...no z latowoscia mogłabym wymienić ją na siedzącą ciebie w tej spelunie, patrzącą namiętnie na jego wątłe mięśnie 😂

    Scena seksu miażdżącą. Fajnie, że dostosowałaś dialogi a także poziom i charakter ich wypowiedzi do "dorośli ludzie po wojnach i przejsciach". Czyli bez jednorożców biegających po tęczy.

    Właściwie spodziewałabym się, że po wszystkim Sasori (albo nawet Sakura) w każdym razie jedno z nich odejdzie, po prostu, bez zacieśniania więzi. Dlatego zaskoczyło mnie to, że z elementu ostregon seksu tak nagle przeszliśmy do levelu pierwszej randki, gdzieś pośrodku rozświetlonego Amegekure.

    Magiczny powrót do Uniwersum. Jestem teraz mega ciekawa pozostałych smaczków opublikowanych tutaj 🤭🤭🤭

    Pozdrawiaaaam!
    T.

    OdpowiedzUsuń

Wena żreć coś musi — jeśli czytasz, to doceń naszą prace i skomentuj!