30.09.2020

Wieszczka [ItaSaku] dla Eriko

Siedzi przed nim i powoli zaciąga się mokrym dymem fajki. Jej młode ciało kusi jędrnością spod rozchylonego kimona. Wąskie, z lekka pozbawione kształtu usta nęcą lepkim błyskiem.


Wielki Narrator jest twórcą ludzkich losów. W jego niekończącej się opowieści jest rola dla każdego z nas.


Słowa zabobonnych cywili i irytująco naiwnych wojowników wsiąkają w duszę Sakury od zawsze. Z początku niepostrzeżenie okalają mgłą przyzwyczajenia jej dziecięcy rozum. Oswajają.


 Podczas zabaw z Ino, gdy obok siedzą ich matki popijając herbatę. Noriko Yamanaka zawsze  spogląda w ich stronę i z uśmiechem powiększającym kurze łapki wokół oczu, szepce do Mebuki, że jej córce pisane jest kwieciste życie.


Pośród murów Akademii, gdy czujne oczy nauczycieli analizują każdy ruch jej i wszystkich dookoła. Bawią się w Autora, próbując przyczepić dzieciom przyszłość niczym notatki zapisane na samoprzylepnych karteczkach.


W domu, podczas tych nielicznych chwil zwierzeń i słabości, kiedy decyduje się na rozmowę z matką, która wykorzystuje słowa do usprawiedliwienia każdego potknięcia i niepowodzenia. Jak gdyby celowość i nieuniknioność porażki mogła w czymkolwiek pomóc.  


Na ulicach wioski, gdzie shinobi rzucają złowrogie spojrzenia na Naruto i Kakashiego. Usprawiedliwiają nimi moc potężniejszych od siebie. Maskują pielęgnowaną latami nienawiść i nawożoną słabością zazdrość.

  



Ludzie mówią, że Wielki Narrator Twórca Ludzkich Dziejów ma plan dla każdego. Czasem przedstawia go wyraźnie, w pełnej okazałości, niczym nauczyciel wykładający niczego jeszcze nieświadomym istotom alfabet. Innym razem przemyca swoje decyzje ukryte między nic nieznaczące gesty.


Z opuszczeniem akademii Słowa nabierają formy i sensu. Powoli wplatają się burą nicią w jej nastoletnie życie. Pochłaniają.


Głosem Iruki, który pozbawiony emocji, wykorzystuje jej miałkość do wypełnienia przepaści między cudownym dzieckiem zgubionego klanu i  rozchwianą emocjonalnie sierotą.


Wzrokiem Zabuzy, pełnym kpiny i niedorzeczności, gdy naraża swoje życie w chaotycznych, pozbawionych sensu gestach. Głupich próbach zatuszowania swojej bezużyteczności.


Uśmiechem Kakashiego, maskującym brak zainteresowania uczennicą, niedobór wiary w jej potencjał i talent. Ciągłym podważaniem zasadności jej członkostwa w Drużynie Siódmej. 


Zapachem gorącego ramenu z Ichiraku, jedzonego po każdej z wielu porażek w towarzystwie roześmianego, irytującego Naruto i przystojnego, wiecznie milczącego Sasuke.




Wielki Autor jest enigmą. Bytem zbyt przesiąkniętym sacrum aby nastoletni, a jednak nadal z lekka dziecięcy mózg, mógł go pojąć.


Wszystko wydaje się być na miejscu. Wola Narratora jest nagle jasna, a jej przeznaczenie oczywiste. Różowe włosy, bezsilność i przezroczystość. To jedyne co dla niej zaplanowano.


Sakurę dopada zrozumienie, a wraz z nim zaprzeczenie i wrogość. Żałoba po utraconej wolności. Zaniedbuje treningi. Ogranicza naukę. Zanika. Aż nadchodzi egzamin na chunnina a wraz z nim nieuniknione wydarzenia z Lasu Śmierci.


Nagle osąd wydany, gdy tylko jej dziecinna osoba zaczęła niejako rozumować, zostaje podważony. Drużyna siódma się rozpada, a ona znów pozostaje sama i zagubiona.


Sasuke ucieka. Wygina pręty klatki, w którą Autor zamknął jego los. Ignoruje Słowa Jego i konoszan. Razem z wężowym sanninem kuje żelazo swojej nowej przyszłości, póki jeszcze jest gorące.


Naruto znika. Pochłonięty żalem i rozgoryczeniem. Obietnicą, którą Sakura spętuje jego ręce, stając się na moment ważna niczym zielonooka Bogini Losu. Pod opieką zboczonego sannina z krainy żab poszukuje własnego dziedzictwa i potęgi, która zmieni jego przeznaczenie.


Ona pozostaje. Chociaż jest jedyną podopieczną Kakashiego, która nadal przebywa w wiosce, to czuje się porzucona niczym szczeniak zamknięty w kartonie po butach i wrzucony do przydrożnego rowu.




Cały czas wierzyłam w Słowa i w ich Autora. Jednak byłoby wspaniale, gdybym mogła rozkwitnąć jak kwiat...


Zwątpienie mąci jej umysł. Zaczyna sądzić, że jeżeli chłopcy, jej uparci, zapatrzeni w siłę i nieobecni chłopcy, mogą nagiąć przeznaczenie do własnej woli, to może i dla niej jest jeszcze nadzieja. A wtedy na jej drodze staje kobieta - demon w ludzkiej skórze.


Tsunade jest sceptyczna co do nowej uczennicy. Jeszcze nikt nie podołał jej szkoleniu, a stojące przed nią chuchro, które niepewnie przyjmowało na swoje barki miano kunoichi, wcale nie napawa jej optymizmem.


Kiedy Sakura udowadnia swoją wartość, czujny wzrok piwnych oczu skupia się na niej. Ślimacza księżniczka raczy dziewczynę matczynym spojrzeniem kobiety, która nigdy nie urodziła dziecka i przeszkoleniem wojowniczki, którą ukształtował męski świat.


Trening nie jest ani łatwy ani przyjemny. Ale nastolatka w końcu czuje, że znalazła ścieżkę swojego życia. Nareszcie nie jest anonimową i bezosobową towarzyszką geniusza i jinchuuriki tylko pełnowartościową osobą.




Któregoś dnia przerwę klątwę. Jeśli istnieje taka rzecz jak przeznaczenie, to odnajdę ją i zniszczę.


Gdyby dalej uważała Autora i jego Słowa za prawdziwe, zapewne co wieczór zapalałaby dziękczynne świeczki na parapecie swojego pokoju, szczęśliwa, że skupił na niej swoją uwagę. Dotknął złotym piórem i wbił na zaplanowaną ścieżkę.


Jednak przy Senju rozumie, że nigdy w to nie wierzyła. Coraz częściej dostrzega naiwną wdzięczność ludzi, okazywaną nieuchwytnemu bóstwu. Traktuje ją protekcjonalnie. Patrząc z góry i z cichym mlaśnięciem rozczarowania przygląda się towarzyszom, istotom o tym samym, ludzkim genotypie, a jednak tak oddalonych od, w jej mniemaniu jedynej słusznej, racjonalnej postawy.


Jako kunoichi wierzy w siłę treningu, własnych mięśni i niewielką domieszkę genów, które obarczają jej kolegów łatwiejszym lub trudniejszym startem. Trenujesz, zachowujesz czujność i wygrywasz. Tracisz czujność na chwilę, a towarzysze porzucają twoje ciało w prowizorycznej mogile albo pozostawiają ucztę zwierzynie. Ot proza życia.




Moc wiary we własne możliwości, to moc potrzebna do zmiany przeznaczenia.


Niezapowiedziani goście pojawiający się w kłębach dymu zawsze są niemile widziani w gabinecie Hokage. Przynoszą ze sobą nagłe wiadomości, zdecydowanie częściej negatywne niż kłopotliwe czy radosne.


Z drobnej postury żabiego przyzwańca, spadkobiercy Wielkiego Ropuszego Mędrca wyziera śmierć i cierpienie. Wzrok Tsunade mętnieje jakby uderzyła ją prawda, którą od dawna znała i skrywała we własnej piersi, a Sakurę nawiedza bezradność, którą miała nadzieję dawno pozostawić za sobą.


Nie mogę się ruszyć... Znowu jestem niepotrzebna. Zawsze byłam chroniona, pozostawiona w bezpiecznym cieniu, gdzieś za dorosłymi, pełnymi zmartwień sylwetkami.


Jiraya nie żyje. Takie są Słowa Fukusaku, żabiego szefa. Jego śmierć, choć przewidywalna, wcale nie okazała się przez to mniej tragiczna. Wystarczyła aby przeciążyć szalę sumienia, którą kobieta - Hokage odważała w sercu.


Pogrążona w rozpaczy po utracie niedoszłego kochanka, przygnieciona kolejną śmiercią, poddaje się. Zapada w otchłań hazardu i alkoholu. Aż w końcu odnajduje ostateczne ukojenie w niedoświetlonym zaułku własnej Wioski, z sercem przebitym tępym kunaiem przez niewprawną rękę lichwiarza.




Myślałam, że tym razem będę ponad to. Myślałam, że nadszedł czas, abym i ja miała siłę i własne zdanie.


Różowowłosa Haruno, legendarna uczennica jedynej kobiety wśród sanninów, opuszcza Konohę godziny po tragicznym końcu jej mentorki. Zapomniania. Niewidzialna. Niepotrzebna. Okryta sławą przyjaciół z drużyny, rozpływa się wśród liści, których cień skrywa ukochaną wioskę. Odchodzi pozostawiając za sobą wszystko co zna, nawet siebie. Przyjmuje piętno samotnego wędrowca, wiecznego ucznia i traci wszystko,  zyskując więcej.


* * *



Dzięki Wielkiemu Narratorowi stała się boginią w mięsistym, ludzkim ciele. Burzycielką czterech ścian rzeczywistości i kryptolożką zawiłości jego Słów.


Dla Sakury Konoha wydaje się poprzednim życiem. Nie pamięta go za dobrze. Nie tęskni.  Lata, które minęły od jej odejścia z wioski, dla niej są dekadami. Podróżując poznaje i widzi więcej niż kiedykolwiek chciała. W dążeniu do wieczności prześciga Orochimaru. W marzeniu o pokój, przegrywa z szaleńcem skrywającym się za kukłą zwaną Painem.


Mimo to gdy siedząc w przydrożnym barze, niewielkiej spelunie, nie mającej racji bytu a jednak ciągle utrzymującej się na rynku, dostrzegajac go jest zdziwiona. Widzi jego przystojną twarz, waha się. Pośród srebrzystych linii losu, które otaczają wszystkich dookoła i skrzą się pod naporem podejmowanych decyzji, on pozostaje szkarłatnym strumieniem niezmienności.


Brnie przez tłum podpitych zbirów lawirując pomiędzy ciekawskimi, zamglonymi spojrzeniami. Zajmuje boks na tyle. Jedną z pseudo kwater głównie służących lokalnym gejszom do obsługi klientów, która wydaje się odpowiedniejszym miejscem niż przypadkowy stolik.

– Nie sądziłem, że cię tu spotkam. – Jego głos, głęboki i na pozór spokojny, przedziera się przez kotarę, gdy wchodzi do środka. Ona jednak wyczuwa w nim niepewność i cień ulgii.


Rzuca mu krótkie, leniwe spojrzenie, gdzieś ponad misterną konstrukcją właśnie odpalanej sziszy. – A jednak. Właśnie tu mnie szukałeś. Uchiha Itachi. – Nie patrzy w jego stronę. Sięga do niskiego stolika po szklankę whisky.


– Niełatwo jest znaleźć informacje o tobie. – Siada. Ruchy ma ciężkie, a głos zabarwiony ulgą. 


Kobieta jest w stanie dostrzec kropelki potu na jego skroni, drżenie osłabionych mięśni. Chorobę. Wie kim jest chociaż go nie zna. Echo z jej dawnego życia dociera do niej a wraz z nim mgliste wspomnienia śmierci i bólu. Strachu przed potęgą klanu i tym, co było w stanie ją zniszczyć.


Mężczyzna przymyka oczy, gdy promieniujący ból zalewa mu płuca. Z trudem powstrzymuje się od kaszlu. Dziewczyna, która w początkach swojego treningu potrafiła znaleźć ratunek na truciznę Akasuny, była jego jedyną szansą. Ostatnim asem z rękawa w walce z Wielkim Narratorem i chorobą jaką na niego zesłał.


* * *



Sakura siedzi przed nim i powoli zaciąga się mokrym dymem fajki. Jej młode ciało kusi jędrnością spod rozchylonego kimona. Wąskie, z lekka pozbawione kształtu usta nęcą lepkim błyskiem.


Spogląda na niego spod różowej grzywki wzrokiem zmęczonym i ociężałym. Spojrzeniem kobiety, która widziała więcej niż pozwala na to jej własny czas. Przebija mężczyznę na wylot, łuska pojedyncze cząsteczki i układa w tysiące historii rozrzuconych czasem i przestrzenią. 


Oczy geniusza z klanu Uchiha mogą wiele. Zaklinają rzeczywistość, naginają cudze neurony wedle własnego uznania, a jednak ich zdolności nikną przy istocie zamkniętej w ciele młodej Haruno. Itachi czuje jej niespokojną aurę, buzującą czakrę, która rwie się i miejscami wypływa tworząc bąble, niczym ropa sącząca się z zakażonej rany.


Widzi go. Teraz, wczoraj i jutro. Smakuje geniuszu nierozerwalnie połączonego z bólem i poświęceniem. Miareczkuje fakty i historie w poszukiwaniu losu, niczym bogini, która zamiast nici i nożyc posiada kocioł i rząd fiolek.


Łka, gdy jej serce spowija mrok i żałość. Ciemność, ciężar decyzji i nigdy nie dogasający żar nadziei na lepsze jutro. Dla niej, dla Wioski, dla reszty. Ale nie dla niego. 


Słyszy szepty tysięcy zwątpień, które niczym krucze skrzydła szeleszczą dookoła. Czuje żal i smutek. Paraliżująca bezsilność odbiera jej oddech. A pośród nich nieśmiało drży i kryje się za kurtyną iluzji pragnienie. Największy lęk. Łamiący w kościach ból samotności.


– Pomogę ci – szepcze przez zaciśnięte gardło chociaż wie, że jej gesty nie są w stanie zaleczyć pęknięć jego duszy i niedoskonałości ciała, że nie może wydłużyć jego życia.


Z cichym kliknięciem odkłada fajkę. Wstaje rozchylając materiał, niefrasobliwie odsłania blade udo. Stając przed nim nie waha się. Prawą nogą haczy o jego bok, lewą pozostawia tuż przed nim.


Zgrabnym ruchem opada na jego kolana. Dłoń ociera o kark i wplata w związane włosy, tuż nad ściśniętym rzemykiem. Przez sekundę, w jej oczach Itachi dostrzega blask radości, życia i nastoletniej niewinności, której tak bardzo jej brakuje.


Usta dziewczyny są miękkie choć gorzkie od nikotyny. Po sekundach dociera do niego lepkość alkoholu i jego słodycz. Pierwszy pocałunek jest delikatny niczym motyl i tak jak on ulatuje. Kolejne są inne. Należą do nastolatki, tajemnej kochanki, żony… Przekazują mu tęsknotę, miłość i uwielbienie.


* * *



Zrozumienie przychodzi do mężczyzny nagle. Niczym błysk przecinający niebo w burzową noc. Przyszłość nie istnieje ani tu ani nigdzie indziej. Wszystkie nici jego losu plączą się w jedno, tworząc supeł, który niczym węzeł gordyjski może zakończy się tylko gwałtownym cięciem.

Śmierć, jak każdemu, była mu pisana od chwili narodzin. To co pomiędzy jest zwykle ustalane. Decyzjami, rzutem kośćmi, grzesznymi myślami. Ale jemu ten przywilej nie był dany. Czuje to w miękkości jej ciała, dotyku drobnych dłoni. Smakuje w słono-gorzkich łzach, które podczas pocałunków mieszają się ze śliną. Słyszy w trakcie jej gwałtownych wdechów i piskliwych westchnień. 


Sakura pozwala sobie na chwilę słabości, złośliwej zuchwałości w stosunku do Autora. Pragnie ofiarować geniuszowi przeklętego klanu to, co Wszechmocny Pisarz ich losów mu zabrał. Udowodnić, że nawet jemu przysługuje coś ponad niekończące się cierpienie. Spróbować tego, co zniknęło z jej życia.


Więc całuje go gwałtownie i szaleńczo. Przelewa całą siebie w drobne ruchy. Zaciska filigranowe ciało wokół jego wyrysowanych mięśni. Rozbudza pasję, która drzemała w niej niczym opieczętowana, ogoniasta bestia. A on rozumiejąc, że nie czeka go już nic, odpuszcza. Zapomina o cmentarzysku pełnym zbielałych kości jego klanu. Wypycha z pamięci balansującego na krawędzi zagubienia brata. Pozwala sobie na zanurzenie w odmętach nicości. W jej ramionach.


Gorącymi dłońmi otula jej twarz. Odciąga od siebie. Podziwia asymetrię policzków, nierówność brwi i rozstawienie oczu. W spojrzeniu odnajduje cień miłości, którą mogliby otrzymać w odległej rzeczywistości. Ślad po łaskawości Wielkiego Autora.


Zsuwa dłonie po szyi. Drażni oddechem skórę. Palce wsuwa pod materiał kimona, który opada na zgięcia łokci. Paznokciami zarysowuje pokryty bliznami dekolt. Dłońmi waży ciężar niewielkich piersi. Kciukami trąca zgrubiałe sutki.


Wie, że być może jutro, za tydzień albo i rok, czeka go koniec. Śmierć z ręki Sasuke, którą obiecał sobie przed laty. Przychodząc tu był tonącym szukającym brzytwy, której mógłby się kurczowo złapać. Ale brzytwy nie było a głębiny zdawały się wciągać go jeszcze gwałtowniej.


Każde zetknięcie ich skóry elektryzuje. Wzbudza obrazy, które Itachi obserwuje spod na wpół przymkniętych powiek. Wizje życia jakie mógł mieć z nią i bez niej. Zbitek zupełnie nierealnych, chaotycznych scenariuszy przewija się przez jego palce jakby różowowłosa bogini starała się nakarmić jego duszę szczęściem zanim powalony śmiertelnym ciosem opadnie w mrok.


Przeżywa euforię pierwszych zauroczeń i ból odrzucenia. Dzieciństwo pełne niewinnej, cywilnej radości. Widzi swoją rodzinę. Słyszy śmiech matki, szorstkie reprymendy ojca. Smakuje ognistość pierwszego alkoholu z przefermentowanego ryżu i gorycz rozpadającej się, nastoletniej miłości. Odczuwa drżenie mięśni towarzyszące pierwszemu orgazmowi i pot spływający po dłoni podczas wypowiadania słów ślubnej przysięgi.


Dociera do niego kwilenie niemowlęcia o czarnych oczach i ciemnobrązowych włosach. W piersi zalega ciężar codziennych problemów dorosłości. Oczy napełniają się łzami żałoby po wiekowych rodzicach. Plecy zaokrąglają się pod ciężarem wieloletniej pracy. Twarz czuje zmarszczki rzeźbione mieszanką czasów i trosk.


Wybucha spełnieniem, gdy w spazmach skradzionej Narratorowi rozkoszy drobne ciało nie-boskiej wieszczki zaciska się wokół niego a krzyk rozkoszy miesza się z wrzaskiem banshee, pośredniczki śmierci.


Zachłystując się zagubionymi teraźniejszościami osuwa się w odmęty półsennych mar.


* * *



Sen przynosi szczęście. Chwilowe zapomnienie i ulgę, o której smaku zdawałoby się, że zapomnieli.


Przebudzenie sprowadza wybitą klawiszami narratorskiej maszyny na kartach ich życia rzeczywistość, boleśnie obijającą żebra i pozbawiającą tchu.


Rozstają się w milczeniu. Ślepi na obecność drugiej osoby. I chociaż na ich duszach pozostaje piętno wykradzionych losowi uczuć. Odchodzą.


Ona. Aby podążać szlakiem Zbawienia.


On. Aby kroczyć ścieżką Poświęcenia




Słuchajcie. Jeśli kiedykolwiek wpadniecie na genialny pomysł czytania wypocin laureatów literackiego nobla w akompaniamencie wina, to róbcie to po zrealizowaniu zamówień a nie przed. W przeciwnym razie otrzymujecie połączenie wybuchowe i na pewno niezbyt normalne.
Ale tak serio to sorry not sorry za ten fanfik, bo mi się mega podoba (ah ten samo zachwyt). Mam nadzieję, że mimo wszystko wrócicie po więcej ;) 

12 komentarzy:

  1. Szczerze mówiąc zamawiając to moje ItaSaku totalnie nie miałam w głowie czegoś takiego. To znaczy owszem, widziałam dosyć tragiczną historię, bo smutku ostatnio nieco mi brakuje (jesień, czy to ty?) jednak mój umysł rysował mi nieco inny wątek.
    ALE NIE MARTW SIĘ, NIE ZAWIODŁAM SIĘ XD
    Pokazałaś się z totalnie innej strony - przynajmniej dla mnie. Bo czytałam już Wzór na miłość - słodką komedię, która właściwie nie miała być chyba komedią, ale nią wyszła. Widziałam parodię Zbawienia. Wszystko z przymrużeniem oka.
    Tutaj zaś wszystko jest już dojrzałe, nie tak dramatyczne.
    W moim mniemaniu jest to smutna, ale jednak spokojna historia. Przechodzi się od punktu A do punktu B, bez reakcji łańcuchowych, w których przyczyna rodzi skutek. Wielki Narrator, twórca losów ludzkich to droga przeznaczenia dla naszych bohaterów. Punkty stałe, które muszą przejść, aby w końcu wypełnić misję, do których zostali przypisani.
    i przepięknie podkreśliłaś to w ostatnich dwóch linijkach tekstu. Jestem totalnie zakochana w tej partówce.
    Dodatkowym plusem - oprócz twoich rozbrajających wręcz opisów i doborze słów - jest pominięcie typowych dialogów. Raptem ich trzy zdania w jakiś sposób rzeczywiście uzupełniły tą pracę, jednak nawet bez nich byłoby to świetne.
    Kurde, muszę jeszcze wrócić do tego za jakiś czas, bo być może wtedy odbiorę to w zupełnie inny sposób.
    I tak, to było fenomenalne i jestem zachwycona. Nie mogę się doczekać, co tam jeszcze nam zaserwujesz (bo w kolejce masz jezcze dwie super parki hihi) i w jakiej formie to napiszesz.
    Buziaki ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc zaczynając pisać to zamówienie absolutnie nie spodziewałam się, że zamówienie będzie tak wyglądać a z pierwotnej koncepcji pozostał tylko Itachi poszukujący lekarstwa u Haruno :D

      Parodia i komedia to zdecydowanie nie są gatunki, w które kiedykolwiek celowałam. Wychodziły wręcz same z siebie. A tu faktycznie chciałam zabawić się czymś poważniejszym i cieszę się, że wyszło!

      A wgl to super, że dwie ostatnie linijki uważasz za udane, bo miałam z nimi duży problem. Co prawda tekst jest poniekąd wielką metaforą... ale przecież literatura jest od tego, aby każdy interpretował ją na swój, unikalny sposób. Nie będziemy się przecież bawić w odgadywanie klucza xD

      Jedno co mogę zdradzić... to fakt, że słowo zbawienie nie pojawiło się przypadkowo. Ciekawe o co chodziło *rozgląda się po stronie*

      Dziękuję i pozdrawiam cię gorąco!

      Usuń
  2. To było mocne. Tak, zdecydowanie mocne. Ciężko mi dobrze wyrazić co mam na myśli, bo poważne to jednak trochę nie do końca to, mimo że też, ale z drugiej strony to ma jednak w sobie taką lekkość, jakby obojętność, wszyscy ostatecznie płyną z nurtem rzeki. Długo nie mogłam się za to zabrać, bo tekst na miniaturce sugerował mi raczej erotyk, a mam ostatnio nieco chandrę i nie bardzo miałam chęć na takie klimaty, a okazało się zupełnie inaczej. Tzn no wiadomo, trochę erotyk, ale jednak po przeczytaniu całości, a nie tylko miniaturki, dużo bardziej kojarzę to z takim trochę bólem egzystencjalnym i próbą walki z losem, bezsilnością niż erotyzmem. Mocno weszło do głowy, będę teraz przeżywać ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się... tzn nie. Nie powiem, że się cieszę, bo to mogłoby źle zabrzmieć. Ale mimo wszystko dobrze, że tekst nie pozostał bez echa i coś tam w środku Ciebie poruszył. Dla mnie jako autora to zdecydowanie największa nagroda!

      Tak jak pisałam wyżej, sama nie do końca wiedziałam dokąd zmierza to zamówienie, gdy je rozpoczynałam. Ale w trakcie doszłam do wniosku, że w zasadzie jego istotą jest przedstawienie tego, jaka schematyczność otacza bloggera i narutowe ficzki. Sakura jest zawsze wyginana na wszelkie strony przez autorów, za to cierpiętnicze życie Itachiego, które otrzymaliśmy w oryginalne od Kishimoto rzadko kiedy przyjmuje inne tory.

      Bardzo mi miło, że jednak się przełamałaś i zdecydowałaś zajrzeć a w dodatku pozostawić komentarz!
      A co do miniaturki, kurcze, ciężko było wybrać jakiś pasujący i atrakcyjny fragment xD

      Usuń
  3. Przeczytałam jednym tchem i zdecydowanie jestem zafascynowana. Uwielbiam taki klimat i podziwiam to, co jest tu zamieszczone. Dla mnie genialne. Gratuluję. :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo mocna partówka, chwytająca za serce. Szkoda Itachiego i Sakury, życie nie było dla nich łatwe (choć czy było dla kogokolwiek z Naruto?}. Strasznie mi się podobał ten tekst, z niecierpliwością czekam na więcej od Ciebie <3
    Pozdrawiam gorąco! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że przeczytałaś i pozostawiłaś po sobie ślad!

      Z tym chwytaniem za serce to dokładnie o to chodziło! Aby pokazać, że w zasadzie obie te postacie są mocno wykorzystywane (zwłaszcza w fanfiction) i zazwyczaj nie mają lekko.

      Również pozdrawiam!

      Usuń
  5. *Skrada się powoli, tak, żeby nie wzbudzić niczyich podejrzeń*
    Brrawooo !! *zaczyna klaskać wraz z tłumem* Dobra robota!
    ...
    Seeeeerio, nie spodziewałam się, że przy tym zamówieniu uderzysz tak potężnie. Naprawdę dobrze podeszłaś do tematu.
    I to był, zdaje się, twój pierwszy raz na tym blogu gdy wystosowałaś taki rodzaj pisma. Szanuje.
    Potrafisz wczuć się w parodię, żeby za chwilę z pełną powagą pisać o wyrzutkach, samotnikach, Zbawicielach i Odkupicielach.
    Przedstawienie Sakury w formie pustelniczki przemierzającej świat to bardzo fajny motyw. Świadczy o jej samodzielności i zaradności, jest niezależna, idzie swoją drogą.
    Itachi zawsze kojarzył mi się z postacią bardzo tragiczną; tutaj to widać i czuć. Łapie się życia, puszczając dopiero gdy pojmuje, że nie ma dla niego ratunku.
    Nawet moment ich uniesień zawarłaś w taki sposób, że było to na swój sposób trudne i smutne.
    Boże.
    Od dziś chcę, żebyś pisała tylko takie rzeczy. Tak pięknie dobierałaś słowa. *Ściera łezkę wzruszenia*
    Przepraszam za zwłokę. Były straszne kolejki by dotrzeć do tego opowiadania, no ale, było warto!

    Do następnego!
    T.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AAAAAAAAA!
      Tak się cieszę, że jesteś! I nie mogę naczytać się tego komentarza. Uwielbiam!

      Dobrze się bawiłam pisząc to zamówienie. Jak już je poczułam to wow. Poszło na prawdę sprawnie i gładko. No i dobrze było wyrwać się na chwilę z ostatnich komediowo-parodiowych klimatów. :D

      Usuń
  6. Poczułam coś. Tak w okolicach lewej piersi... To ja jednak mam serce xD I nawet mogło zaboleć. Aua. Jednocześnie przygnębiające, ale w jakiś sposób dające ukojenie. Czy ten komentarz ma w ogóle sens? xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ma sens i bardzo Ci za niego dziękuję! Każdy komentarz u nas jest na wagę złota <3

      Usuń

Wena żreć coś musi — jeśli czytasz, to doceń naszą prace i skomentuj!