Była pewna, że się przesłyszała, klęcząc w błocie, w rozdartym ubraniu, otoczona z każdej strony ulewą. Czuła ból, gdy wielkie, lodowate krople, stykały się z jej nagą, rozgrzaną do czerwoności skórą.
Kocham cię, Sakura
Była pewna, że się przesłyszała, klęcząc w błocie, w rozdartym ubraniu, otoczona z każdej strony ulewą. Czuła ból, gdy wielkie, lodowate krople, stykały się z jej nagą, rozgrzaną do czerwoności skórą. Wbijały się w nią niczym igły. Strzępki ubrań z sekundy na sekundę coraz bardziej przylepiały się do rozgorączkowanego ciała, a ich ciężar z uporem ciągnął kunoichi ku ziemi. Wokoło unosiło się mnóstwo pyłu, który wywoływał uporczywe duszności wraz z atakami kaszlu. Silny wiatr natomiast, świszczał tak przejmująco, jakby zdawał sobie sprawę, z rozgrywającego się właśnie dramatu. Postanowił więc Sakurze pomóc, poprzez stłumienie wszystkich zbędnych dźwięków.
W znacznym oddaleniu od wzniesienia, na którym akurat leczyła, znajdowało się wielu walczących ninja, mimo to nie musiała się specjalnie wysilać, żeby dostrzec ogrom światła i usłyszeć krzyki walczących. A także poległych.
Potrząsnęła gwałtownie głową. Kosmyki włosów poruszyły się nieznacznie niemal w całości przylepione do karku – mokre od deszczu i potu. Gumka, którą zawsze związywała swoje włosy, gdy musiała się skoncentrować, już od dawna leżała gdzieś w błocie. Starała się skupić na zadaniu, mimo że doskwierał jej coraz większy chłód, a drżenie ciała, przeszło w niekontrolowane spazmy. Jakimś cudem chakra, jaką oddawała, wciąż leczyła Sasuke. Sakura hardo trzymała przed sobą wyprostowane ręce, choć już od dłuższego czasu nie czuła własnych palców. Wątpiła, czy jeszcze kiedyś je poczuje.
Wątpiła, czy przeżyje dłużej niż godzinę.
Krew Sasuke oblepiająca całe jej dłonie, również nie napawała optymizmem. Była jeszcze ciepła, ale Sakurę dręczyły obawy, że ten stan nie potrwa długo. Do oczu kunoichi napłynęły łzy, a mimo to widziała, że nie może sobie pozwolić na atak paniki. Poza tym plama krwi pod ciałem Uchihy wciąż się powiększała, zabawiając pozostałe strzępki ubrania wojskowego na bordowo.
Kocham Cię, Sakura.
Znów usłyszała ten sam glos. Wstrząsnął nią dreszcz. Sama nie wiedziała, czy to z powodu trawiącej ją właśnie gorączki, czy może tego, iż z uporem maniaka słyszała w głowie głos męża. To były tylko wyobrażenia, nie dopuszczała do siebie innej opcji. Majaki w obezwładniającej gorączce. Sasuke Uchiha jej mąż oraz ojciec ich córki, nigdy faktycznie nie powiedział słów „kocham cię” ani do niej, ani do nikogo znajomego.
Poczuła w ustach metaliczny smak krwi. Pieczęć, którą uaktywniła, żeby być bardziej skuteczną w leczeniu ukochanego, zaczęła niszczyć ją bezpowrotnie. Czas się kończył. Kątem oka zauważyła, jak z czarnych pasów okalających całe jej ciało, wydobywa się szkarłatna krew, która następnie poczęła spływać wąskimi stróżkami po twarzy, ramionach, tułowiu czy nogach. Z kolei po spotkaniu z ziemią, natychmiast wsiąkała, pozostawiając po sobie dużo małych, bordowych plamek.
Cokolwiek się stanie, nie pozwolę umrzeć Sasuke.
Miała ochotę wrzeszczeć z bólu. Z nieuświadomionych przyczyn czuła palące gorąco oraz zimno jednocześnie. Nie powstrzymało jej to jednak przed zwiększeniem przepływu chakry. Zielona poświata, którą wyzwalała z dłoni, rozbłysnęła na chwilę oślepiającym światłem, a także znacząco zwiększyła swoją powierzchnię. Niestety w ciągu kilku kolejnych sekund wszystko wróciło do stanu wyjściowego. Nie posiadała już choćby najmniejszych rezerw mocy.
Kocham Cię, Sakura.
Znów to samo.
Czy ja już umieram?
Spytała samą siebie, po raz kolejny rejestrując głos męża; słaby, cichy, rzężący. Marzyła wiele lat, żeby usłyszeć to zdanie powiedziane jego głosem. Mimo to brzmienie oraz ton głosu Sasuke, okazały się przerażające. Nie potrafiła cieszyć się z omamów, których niewątpliwe doświadczała. Sasuke w jej głowie mówił w ten sposób, jakby zaraz czekała go śmierć.
Nie znalazła sił, które skłoniłby ją do spojrzenia na twarz męża. Na jego ciele znajdowało zbyt wiele ran. Ze zbyt wielu miejsc sączyła się krew, żeby Sakura była w stanie, choćby zerknąć na jego – z pewnością blade – oblicze. Obawiała się, że z jej gardła wydobyłby się wówczas rozdzierający wrzask, będący wyrazem bezsilności. Od początku leczenia Sasuke, bardzo źle się trzymała. Wszechobecny pył oraz własna krew, dostające się do oczu, bynajmniej nie ułatwiały zadania.
Widziała już jak przez mgłę, gdy najpoważniejsza rana w klatce piersiowej Sasuke skończyła broczyć krwią, zaczynając się zasklepiać. Odetchnęła głęboko, co poskutkowało paraliżującym bólem w płucach. Nie mogąc powstrzymać torsji, otworzyła szeroko oczy, a następnie runęła do przodu. W ostatniej chwili powstrzymała upadek, żeby nie przygnieść ciała bruneta. Z ust kunoichi wydobyła się jednak szkarłatna krew wraz ze śliną. Śliną różową niczym drzewa kwitnącej wiśni, które uwielbiała podziwiać. Szczególnie w dzień swoich urodzin.
To właśnie w urodziny każdego roku Sasuke wracał do domu, żeby zaproponować wspólny spacer alejami Konohy. Nie mówił wówczas zbyt wiele, ale ten gest sam w sobie napełniał Sakurę wielkim szczęściem. Nie lubił rozmawiać o swoich podróżach, za to zawsze pytał się o jej zdrowie i pracę. Potem gotowała mu pyszny obiad, a następnie często lądowali w sypialni. Sasuke nigdy nic nie mówił, gdy się kochali. Choć ona uwielbiała szeptać mu do ucha to, co aktualnie myślała w przypływie pożądania. Ani razu jej nie zbeształ. Za to nierzadko widziała zawadiacki uśmiech na twarzy Uchihy, gdy na niego zerkała w trakcie miłosnych uniesień. Jego uwaga, czułość, a także bezpruderyjność w tych sprawach, wyjątkowo ją rozpalały.
Niedawne torsje wymusiły na Sakurze pochylenie się mocniej nad Sasuke. Z tej odległości, wyczuła jeszcze wyraźniej smród rozmokłego błota, potu, krwi oraz moczu. Gdzieś tam w zakamarkach umysłu, do tego wszystkiego dochodziła woń zgnilizny. Sakura była pewna, że lecząc Sasuke, otacza ją śmierć – paraliżująca, zimna i bezlitosna, a ponadto trzymająca jej słabnące ciało w imadle. Imadle, które miażdżyło powoli, a przy tym boleśnie, każdą z kości.
Ostatkiem sił uniosła się trochę do góry. Bardziej w wyniku silnej woli, aniżeli możliwości organizmu. Nagle przypomniała sobie walkę Lee z Gaarą w egzaminie na chuunina. Podniósł się.
Ona również musi.
Dla niego.
Krew huczała w głowie, a świat wirował. Mimo wszystko wciąż wysyłała chakrę do ciała Sasuke. Był to bardziej wyuczony nawyk, niż świadome działanie. Rejestrowała słabą, zieloną poświatę, choć cały świat stracił już dawno na ostrości. Niedługo później wydawało jej się, że z nieba padają hektolitry krwi zamiast deszczu. Nie przeszkalało to jednak w usłyszeniu zdania:
Kocham cię, Sakura.
Jakaś irracjonalna część jej umysłu pomyślała, że może to dzieje się naprawdę. Może Sasuke naprawdę wypowiada te słowa. To czego na sto procent była pewna, to fakt, iż kostucha dyszy swoim lodowatym, niespokojnym oddechem w jej rozgrzany przez gorączkę kark.
Dlaczego nie uśmiechnąć się do tych słów w pożegnaniu?
Uśmiechnęła się więc, wypluwając z ust ostatnią porcję krwi. Nie dostrzegła więcej zielonej poświaty. Nie poczuła już nigdy swoich palców. Ostatnie co zarejestrowała, to wszechobecny chłód, który otulił ją szczelnie ze wszystkich stron. Pozbawiona świadomości upadła bezwładnie obok Sasuke.
Oddała mu wszystkie swoje siły.
***
Mimo pięknego, słonecznego i ciepłego dnia, Sasuke irytował się, że słońce ma czelność razić go w oczy. Warknął więc przeciągle, krzywiąc się i zasłaniając twarz ocalałą dłonią. Przez znaczną część trasy wpatrywał się w własne stopy, które jednostajnie, a przy tym bez pośpiechu, kroczyły po asfaltowej drodze. Nie potrzebował się rozglądać, żeby wiedzieć, dokąd zmierza. Każdy element krajobrazu wrył się już dokładnie w jego podświadomość, łącznie z subtelnym świergotem ptaków czy delikatnym szelestem liści, gdy wiatr lekko nimi kołysał.
Co parę kroków można było przysiąść na jednej z drewnianych ławek, żeby zrelaksować się w cieniu drzew. Sasuke bez podnoszenia głowy wiedział, że nawet teraz część mieszkańców korzystała z nich, bacznie go przy tym obserwując. Z kolei ludzie, którzy tego nie robili, mieli świetny widok na kamienne twarze Hokage, czy też na samą siedzibę obecnego przywódcy wioski, którym wciąż pozostawał Naruto. Uchiha dokładnie pamiętał, na której ławce usiąść i przy którym drzewie, żeby dało się wypatrzeć w oddali jego własny dom w Konoha.
Gdy dotarł właśnie do tego miejsca, lekko zakuło go w klatce piersiowej. Zwolnił nieznacznie swój chód, chociaż nie zatrzymał się ani nie podniósł głowy.
Sam przed sobą nie chciał przyznać, że czuł się złamany i mimo upłynięcia tylu lat od tamtego wydarzenia, wciąż miał ochotę płakać. Doszedł do końca alejki, po czym skręcił w lewo. Tutaj już znajdowała się samodzielnie wydeptana przez mieszkańców wioski ścieżka. Zwykła brązowa ziemia, z której prześwitywały gdzieniegdzie źdźbła trawy.
Po kilku dodatkowych krokach Sasuke, cmentarz shinobi było widać w pełnej okazałości. Niemal instynktownie szedł wybranymi sektorami, wiedząc, że jego nogi samodzielnie zapamiętały drogę.
Grób Sakury został umieszczony pod jednym z drzew wiśniowych. Był dość skromny i mały, jak na miejsce spoczynku kogoś, kto był przyjacielem Hokage, miał ponadprzeciętne umiejętności oraz uczestniczył w dwóch wojnach shinobi. Sasuke wiedział, że Sakura byłaby zła, gdyby postawiono jej pomnik.
W opinii Sasuke jednak całkowicie na niego zasłużyła.
Niedaleko prostego nagrobka z kamienia znajdowała się drewniana ławka. Postanowił z niej skorzystać. Usiadł ciężko, jakby w jednej sekundzie zabrakło mu sił, po czy pochylił się nad grobem, zaplatając palce obu dłoni. Następnie spojrzał na kamienną płytę, mimo że zawsze wypalała na nowo dziurę w sercu.
Tutaj leży
Sakura Uchiha
z domu Haruno
Niezłomna, waleczna kobieta, najlepszy oraz najsilniejszy medyk Kraju Ognia, bohaterka dwóch wojen
Kochająca żona, oddana matka i lojalna przyjaciółka
To Naruto wymyślił ten napis. Sasuke nie miał na to wówczas zbyt wiele sił. Z biegiem czasu ucieszył się, że tak to rozwiązali. To co on sam sądził o Sakurze, wolał zatrzymać wyłącznie dla siebie.
Ubrał się dość uroczycie w granatową koszulę i czarne spodnie. Poza tym zdecydował się także na czarny krawat bez wzorów oraz eleganckie czarne buty. Sakura powtarzała, że wygląda oszałamiająco w takim zestawie, choć nie ubierał się tak często. Właściwie tylko dwukrotnie Sakura widziała go takim. Za nic nie mógł sobie przypomnieć żadnej z tych okoliczności.
Nie chciał dziś płakać. Miał zamiar po prostu trochę przy niej pobyć. W ciszy. W milczeniu. W zadumie. Tak lubił najbardziej, a poza tym kompletnie nie jawił się w jego umyśle żaden pomysł na „rozmowę”. Nigdy nie był zbyt gadatliwy i wylewny. Sakura to rozumiała, a przynajmniej taką żywił nadzieję.
Rozejrzał się dookoła, żeby przekonać się, czy nikt go przypadkiem nie obserwuje. Kiedy okazało się, że jest sam, niemal odetchnął z ulgą. Wyciszył się.
Upłynęło kilka minut. Mimo wcześniejszego postanowienia, poczuł piasek pod powiekami. Zupełnie jak wtedy, gdy wybudzał się ze śpiączki tamtego dnia.
***
Było mu niewyobrażalnie zimno, a poza tym czuł, że palą go i szarpią wszystkie mięśnie w ciele. Uniesienie powiek zdawało się czymś absolutnie niemożliwym. W oczach zebrało się zdecydowanie za wiele piasku. Dodatkowo stawy okazały się na tyle zesztywniałe, że obawiał się o swoją dalszą sprawność. Mimo to zdecydował się zawalczyć. Dookoła niego było słychać mnóstwo ludzkich krzyków. Skupiając się na nich, odnosił wrażenie znajdowania się pod taflą wody.
Otworzył oczy, choć wiązało się to z kłującym bólem. Jęknął przeciągle, starając się poruszyć jakąkolwiek częścią ciała. Obraz z początku niewyraźny, powoli zyskiwał na ostrości.
Niedługo potem doszła do niego woń deszczu, błota, potu, moczu i krwi. Skrzywił się mimowolnie, chcąc powstrzymać odruch wymiotny, spowodowany wybuchową mieszanką. Uniósł powoli rękę z delikatnością dotykając własnej twarzy. Wyczuł pod palcami fragmenty piasku zmieszanego z zaschniętym błotem. Jego ciało zdawało się rozpalone do granic możliwości. Z kolei dłoń okazała się lodowato zimna.
Co się właściwie stało?
Zadał sobie to pytanie, starając się zignorować pulsujący ból z tyłu głowy wraz z ogólnym rozkojarzeniem. Jak przez mgłę pamiętał, że udało mu się parokrotnie odzyskać świadomość w trakcie omdlenia, choć mimo, prób nie mógł poruszyć żadną z kończyn.
Kocham cię, Sakura.
Zdanie to pojawiło się w umyśle Sasuke zupełnie niespodziewanie, wywołując jeszcze większy szok niż do tej pory. Otworzył szeroko oczy, wyczuwając, jak jego własne serce zaczyna galopować w piersi, a krew szybko krążyć w żyłach. Cały drżał z emocji.
Sakura go leczyła.
Wyznał jej miłość.
Był bliski śmierci.
Szybko odwrócił głowę w bok, co poskutkowało natychmiastowymi zawrotami głowy wraz z kwaśnym posmakiem żółci w ustach. Szyja zaprotestowała, a mięsnie sterujące nią, bolały niczym zerwane. Sasuke krzyknął.
Leżała tam, po jego lewej stronie. Bardzo blisko niego. Mimo bycia niemal w całości zakrwawioną, twarz Sakury wyglądała na anielską. Mięśnie kobiety w ogóle nie wydawały się napięte. Na jej obliczu malował się spokój bez najmniejszych oznak przerażenia.
A Sasuke czuł przerażenie. Ogłuszające przerażenie, niedopuszczające do niego wówczas żadnych innych bodźców. Była wyłącznie ona. Zawsze mu wierna i oddana, zawsze chcąca być jak najbliżej niego.
— Sakura, wstawaj… — Chciał powiedzieć głośno i ze stanowczością. Z jego ust wydobyło się jednak coś zdeformowanego. W żadnym stopniu „to coś” nie przypominało głosu, do którego przywykł na co dzień. Czuł ogromne pragnienie, a jego usta wraz z gardłem, okazały się tak wysuszone, że odczuł piekący ból oraz rwanie w okolicach strun głosowych.
Nie ruszyła się. Chciał trącić ją ręką, ale jak na złość był sparaliżowany. Zbyt sztywny, żeby ruszyć w jej stronę.
— Sakura – starał się odchrząknąć. Poskutkowało to wzmożonym szarpaniem w gardle. – Sakura, musimy iść. Pomóc. – mówił, doskonale wiedząc, że nie uda mu się ruszyć jeszcze przez wiele dni, jeśli wyjdzie z tego cało. – Sakura, do cholery. Rusz się. Potrzebuję, żebyś mnie podleczyła – warknął, odnosząc wrażenie, że rzężący głos, który miał do tej pory, jeszcze bardziej podkreślił jego zdenerwowanie.
Nie zareagowała. Sakura nie poruszyła się ani o milimetr.
Jakaś część umysłu Uchihy, wciąż walczyła z sytuacją. Nie chciał dopuścić do siebie pewnych możliwości. To było niedorzeczne, żeby Sakurze coś się stało, skoro on, jako jej mąż, znajdował się blisko niej.
Powoli i z pieczołowitością lustrował każdy fragment ciała kunoichi. Zakrwawionego, skulonego, ale jakże spokojnego. Wyraz twarzy Sakury zdawał się mówić do niego, że wszystko skończy się dobrze. Sasuke nie musiał się niczym martwić. A to wszystko jakby w sprzeczności z obrazem jej poharatanego ciała, które nosiło ślady bestialskiej walki oraz skrajnego zmęczenia.
Twarz Sakury zdobił lekki uśmiech. Ledwo widoczny, lecz Sasuke dostrzegł go mimo wszystko.
Choć nie mógł jej dotknąć, wiedział, że włosy Sakury były mokre. Gdy dokładne się jej przyglądał, mógł dostrzec pojedyncze krople, wciąż skapujące z różowych kosmyków. To oraz charakterystyczny zapach wilgoci w powietrzu, pozostawały jedynymi dowodami na niedawną ulewę.
— Otwórz oczy – powiedział, podejmując ostatnią próbę. – Nie możesz tego zrobić Saradzie. Ona jest tam i walczy. Dla nas – chrypiał.
Zdawał sobie sprawę z dramatycznej sytuacji, dziejącej się niedaleko wzgórza, a jednak w tamtej konkretnej chwili, zaczął się zastanawiać, czy po prostu nie dręczą go koszmary.
Może to genjutsu?
Mobilizując wszystkie siły, ignorując przy tym ból mięśni, przesunął się kilkanaście centymetrów. Chciał bardzo objąć swoją żonę. Ku jego zadowoleniu, po kilku minutach się to powiodło. Sasuke przywarł do Sakury, nieświadom całej desperacji włożonej w ten gest. Objął ją mocno. Strzępki jej munduru bojowego zaczęły się przylepiać do jego własnej skóry. Nie to jednak było przerażające.
Nie jestem w genjutsu.
Bolesna prawda, kryjąca się za tym faktem, całkowicie go pochłonęła. Koncentrując wszystkie swoje zmysły, zaczął wyliczać w głowie:
Sakura. Żona. Irytująca. Wkurzająca. Uparta. Naiwna. Temperamentna. Lojalna. Wierna. Oddana. Cierpliwa. Wybaczająca.
Każde kolejne określenie było niczym chłosta, która powoli, lecz bardzo skrzętnie rozrywała jego duszę.
Mokra. Lodowata. Sztywna. Spuchnięta. Zakrwawiona.
Martwa.
Sasuke zapłakał. Po raz pierwszy od śmierci Itachiego.
Nawet nie mieli szansy się pożegnać.
***
Zerwał się mocniejszy wiatr. Sasuke mimowolnie zadrżał, czując chłód. który dostał się za jego granatową koszulę. Uchiha pogrążony do tej pory w zadumie, ocknął się, otwierając oczy.
Jeszcze raz spojrzał na prosty nagrobek, a potem na zakwitłe drzewo wiśni, z którego spadło kilka różowych płatków.
Odetchnął ciężko. Minęło dziesięć lat, a moment wybudzenia wciąż nawiedzał go w koszmarach. Nie był w stanie zapomnieć zakrwawionego ciała Sakury oraz tego zimna, które od niej wówczas emanowało. Wiedział jednak, że czasu nie cofnie, niezależnie od palącego pragnienia. Może i mógłby się z tym pogodzić. Pójść w życiu dalej, ale…
Choć niejednokrotnie budził się w nocy zlany potem i roztrzęsiony, wciąż niezmiennie zadawał sobie dwa pytania.
— Sakura… – wydobyło się z jego ust, zanim zdążył zdać sobie z tego sprawę. – Słyszałaś co do ciebie powiedziałem? – odezwał się cicho. Jego własny głos wydał mu się niepokojąco obcy.
Słońce zaszło za czarnymi chmurami. Zerwał się jeszcze mocniejszy wiatr, który potargał czarne włosy Sasuke. W przeciągu kilku sekund zaczęło padać. Wszechobecny szum liści, zazwyczaj działający na niego kojąco, teraz jeszcze mocniej rozjuszył Sasuke.
Intensywnie wpatrywał się nagrobek, jakby miało to przywrócić jego żonę do życia lub chociaż dać gwarancję, że zostanie usłyszany.
— Sakura – powtórzył znów. Odkąd pamiętał, uwielbiał mówić jej imię, a następnie obserwować reakcję. Musiał przyznać, że często była ona wysoce satysfakcjonująca. Niejednokrotnie też zabawna. – Sakura, uwierzyłaś mi?
Do uszu Sasuke dotarł grzmot. W jednej chwili całe niebo pojaśniało za sprawą błysku.
Pragnął poznać odpowiedź na swoje pytania. Wiedział jednak, że czegokolwiek by nie zrobił, nigdy się nie dowie. Przez te dziesięć lat jakiś tajemniczy głos w jego głowie, kazał mu przypuszczać, że usłyszała, lecz nie uwierzyła.
Nienawidził siebie za to, że ani razu tego otwarcie nie wyznał. Zawsze powtarzała, że rozumie, ale czy naprawdę czuła się ważna w jego życiu?
Spędził na cmentarzu jeszcze kilka chwil. Uniósł głowę w kierunku nieba, pozwalając, aby lodowate krople obmyły mu całą twarz, a kosmyki włosów przylepiły się do czoła. Po chwili nie wiedział już, które krople są deszczem, a które gorzkimi łzami.
Wstał powoli. Kobieta będąca jego jasnością już nigdy nie wróci.
Została tylko ciemność.
Okay, więc tak jak pierwszy Twój tekst na Zbawieniu czytało mi się przyjemnie. Niestety uprzedzenia tkwią we mnie zbyt głęboko i nie potrafię w pełni cieszyć się SasuSaku, nawet dramatem xd
OdpowiedzUsuńStrasznie bardzo podobała mi się pierwsza część. Fragmenty, kiedy Sakura dociekała w swojej głowie czy Sasuke naprawdę wypowiedział te słowa były magiczne. To tak hm, bardzo dobrze wpisywało mi się to w kreacje Sakury, która bezgranicznie kocha swojego męża. Analizuje jego gesty i słowa, zastanawiając się czy cokolwiek znaczyły, a może się przesłyszała lub próbuje nadać zwykłym czynom głębszy sens na siłę?
Tak samo jak jej poświęcenie. To kwintesencja kochającej Sakury. Była gotowa oddać Sasuke wszystko. A jej życie już dawno miał w swoich rękach, teraz po prostu mu je przekazała.
Dobra robota. Wstawiaj więcej 😎
Lecia kochanie! Przychodzenie do mnie z SasuSaku to jak porywanie się z motyką na słońce. Ale podjęłaś się tego trudnego zadania, za co niezmiernie dziękuję, bo tej pary jest tu jak na lekarstwo! Mam nadzieję, że jesteś gotowa na mój komentarz (pisany drugi raz bo blogger mi odświeżył stronę pod samiutki koniec), który z resztą wstawiam z duuużym opóźnieniem.
OdpowiedzUsuńPierwszy fragment mnie wgl nie kupił. Wyszedł ci zbyt melodramatyczny i pompatyczny, gdzieś mam wrażenie, zgubiłaś sedno sprawy, gdy tak usilnie tłumaczyłaś każdy krok postaci, każdą myśl i ruch i absolutnie każdy element otoczenia (no jakbym czytała El i jej łopatologiczne tłumaczenia wszystkiego co tylko pojawia się w jej ficzkach xD), ale spoko, każdy na to cierpi, raz bardziej raz mniej, w dodatku w jednym tekście może to pasować w innym nie.
Drugą sprawą oczywiście jest pył unoszący się w strumieniach deszczu. Ekhem. Bardzo magiczne zjawisko i fascynujące, czyż nie? xD
W każdym razie temat śmierci w bitwie jest tak wyeksploatowany w SasuSaku, że miałam duży problem. Zaciekawiłaś mnie natomiast podejściem, że są oni małżeństwem, bo spodziewałam się raczej kolejnej historii z 4 wojny shinobi. I to był pierwszy smaczek.
Scena nad grobem była również mocno oklepana. Zauroczyła mnie tutaj skrucha i zagubienie Sasuke, które fajnie opisałaś. Akcent o ulubionym ubiorze Sakury również na plus. Był taki ciepły i swojski.
No i wracamy na chwilę do dramatu, do błota, ciężkości wilgotnego powietrza i huku walk. Tutaj dopiero przedstawiłaś ciekawe podejście! Sasuke zagubiony, zlękniony, cierpiący w końcu świadomie i pełnoprawnie nad śmiercią bliskiej osoby. To cudowne wyparcie faktów i nagłe zderzenie z rzeczywistością – bardzo, bardzo dobre! A na koniec coś co tu najbardziej mi się podobało, bo nagle dało dynamizmu i takiego podsumowania całości, czyli te określenia Sakury wyrzucane niczym z karabinu.
A na koniec… Na koniec prawdziwa bomba, bo chwila w której dowiadujemy się, że największym błędem i problemem Sasuke jest niewiedza, czy Sakura wierzyła w jego uczucie jest… rozdzierające, straszne i TAK CUDOWNE w kontekście ficzka.
No po prostu wzięłaś mnie wtedy i pozamiatałaś, a potem jeszcze zmopowałaś i zawoskowałaś niczym półwieczny parkiet.
:)))))
OdpowiedzUsuń:)))))) <3
UsuńFajnie bylo przeczytac tekst, gdzie golym okiem widac uczucia Sasuke do Sakury. Idealnie ukazalas to, jak bardzo Sakura go kochala i jak wiele mogla poswiecic dla niego. Ciesze sie, ze Uchiha to zrozumial i docenil. Bardzo mi sie podobal ten oneshot <3
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo <3 Akurat koncept Sakury zakochanej w Sasuke bezgranicznie, wręcz obsesyjnie, to mój ulubiony motyw. Boje zakochanej Sakury, to coś, co mogłabym czytać cały czas :D
UsuńDo zobaczenia przy kolejnych tekstach ^^
W końcu się pojawiam. Po... [patrzy na datę]... CZTERECH MIESIĄCACH?! No, ale ważne, że jestem. XD
OdpowiedzUsuńJak wiesz, nie jestem fanką SasuSaku, ale miło mi się to czytało. Relacja między Sasuke i Sakurą wydawała się taka kanoniczna. Ona, wierna i kochająca, czekająca na niego, aż wróci do domu i on, zamknięty i nieokazujący uczuć. Poruszył mnie ten lęk Sasuke, że Sakura mogła nie uwierzyć w jego wyznanie. Prawdopodobnie do końca życia będzie się zastanawiać, czy mu uwierzyła.
Ogromnie dziękuję, że się tu zjawiłaś :D Sakura, którą ukazałam w tym tekście, jest moją ulubioną Sakurą. Bardzo lubuję się w takich klimatach.
UsuńSasuke... wydaje mi się, że gdyby takie coś zdarzyło się w kanonie, to Sasuke właśnie tak by się zachował. Wciąż zimny, trochę zdystansowany, zamknięty. Uchiha w tym shocie to też jedna z moich ulubionych wersji jego charakteru.
Pięknie dziękuję za komentarz! <3
Ja pierdole. Ale to było grube.
OdpowiedzUsuńWroce tu po robocie bo teraz już nie mam czasu
Ale
Wow.
Dziękuję ogromnie. Zawsze miło Cię tu widzieć :D To zawsze cieszy, gdy się podoba <3
UsuńKURWA. CO TO BYŁO.
OdpowiedzUsuńPopłakałam się obok swojego faceta, jak to czytałam. W ogóle nie spodziewałam się takiej siekiery, ale ... To było tak dobre, że odebrało mnie mowę D:
Wow, wow, wow. Ślicznie dziękuję. Miód na moje pisarskie serducho <3 Właśnie dla takich momentów warto pisać. Dziękuję raz jeszcze. Może inne prace, również przypadną Ci do gustu :D
UsuńSasuSaku to totalnie moje OTP
Jakie to było piękne..popłakałam się ... :) a już bardzo dawno nie płakałam przy opowiadaniu :) Cudowne, Wspaniałe , Dziękuję :*
OdpowiedzUsuńDalszej weny do porywania uczuć czytelnika! :D
Bardzo, bardzo dziękuję. To niesamowicie miłe. Uwielbiam się z wami dzielić emocjami. A już szczególnie jeśli chodzi o SasuSaku :D Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze raz.
UsuńŚciskam! <3