Shikamaru pożegnał ją smutnym spojrzeniem i odszedł w stronę baru. Ciepło jego dłoni nie opuszczało jej talii, a gdy zastąpiło je ramię Naruto, poczuła zawód. Gesty Uzumakiego zdawały się sztuczne i nieporadne. Momentami wręcz wymuszone, jak między dwoma nastolatkami, którzy podejmowali pierwsze, nieudolne próby bliskości.
Zapach ramenu sączył się z niedomkniętego, kartonowego
pudełka wypełniając wlokącą się między piętrami windę. Mimo pory lunchowej
aromat wieprzowego wywaru i mdłe opary umami sprawiały, że nieprzetrawione
resztki śniadania, rozwodnione parzącym przełyk kwasem, podchodziły Hinacie do
gardła. Wcale nie chciała tu być. Mimo zniesienia obostrzeń, biuro rządzone
nowymi, homeofficowymi możliwościami, nadal świeciło pustkami, a jej narzeczony
dwoił się i troił, aby odzyskać kontrakty utracone przez pandemię, często
zapominając o jej obecności.
Moegi uśmiechnęła się do niej radośnie zza recepcyjnej lady,
bez pytania otwierając dwuskrzydłowe drzwi prowadzące na piętro. Minęła gromadę
biurek tworzącą prosty open space i przejścia do nielicznych gabinetów, gdy tuż
przed nią pojawił się Naruto z telefonem przytkniętym do ucha.
— Hinatka? Co ty tu robisz? — Był zagubiony. Bez problemu
wyczytała to z jego twarzy i zdezorientowanego tonu. Gwałtownie wypuściła
powietrze, jednocześnie pozbywając się fali wściekłości i zacisnęła palce na
papierowych uszach cateringowej torby.
Zapomniał. Znowu.
W dodatku słysząc awanturniczy ton rozmówcy, rzucił jej spojrzenie
szczeniaczka, który nasikał na dywan i przepraszał bez grama żalu, jedynie aby
uniknąć konsekwencji. Wyminął ją i popędził do wyjścia, darując sobie nawet
najgłupsze wymówki, jakby cała ta sytuacja tłumaczyła się sama. W końcu każdy
kontrahent był obecnie bezcenny dla biznesu, pozwalając przetrwać kolejny okres
rozliczeniowy.
Huk zamykanych drzwi był niczym policzek, od którego się
wzdrygnęłą. Ręce zaczęły drżeć od ciężaru jedzenia, którego zapach za bardzo
przypominał jej blondyna, żeby była w stanie cokolwiek przełknąć. Żałowała, że
opuściła roboczy barłóg, w którym pracowało jej się tego dnia zaskakująco
produktywnie i pofatygowała się tu, specjalnie zahaczając o Ichiraku, marnując
dodatkowe pół godziny.
Odwróciła się, nerwowo pocierając i drapiąc dolną powiekę,
żeby powstrzymać pojawiające się pod nią łzy. Chciała zniknąć. Jak najszybciej
znaleźć się w domu i uniknąć konfrontacji z kimkolwiek, kto mógłby ją
rozpoznać. Jednak wszechświat zdawała się mieć tego dnia wyjątkowo silne zapędy
sadystyczne, bo z gabinetu wyszedł właśnie wiceprezes i wpadł prosto na nią.
* * *
Przetarł twarz. Oczy piekły go przy każdym mrugnięciu, a dociśnięcie powiek palcami dawało jedynie chwilową ulgę. Kolejne trzy, pojawiające się znikąd na jego outlooku, były ostatecznym potwierdzeniem, że nadszedł czas na przerwę. Naruto ulotnił się pod pretekstem kolejnego spotkania i zostawił go zasypanego administracyjnymi i księgowymi bzdurami. Jak zawsze.
Tuż po studiach, gdy miał trochę doświadczenia z firmy ojca,
a Uzumaki zdobył potrzebny do otwarcia biznesu kapitał, zgodził się pomóc przy
założeniu firmy i kierowaniu nią przez pierwsze miesiące. Nie spodziewał się,
że zarządzanie przedsiębiorstwem przerośnie blondyna tak bardzo, że nie będzie
w stanie funkcjonować samodzielnie. Był świetnym przedsiębiorcom i
marketingowcem. Wychodził zwycięsko ze wszystkich negocjacji i biznesowych
spotkań, ale w każdym innym aspekcie stanowił katastrofę.
Za to Shikamaru, choć urabiał się po łokcie, nie czuł
jeszcze potrzeby powrotu do rodzinnej firmy. Nie miał też serca pozostawiać
przyjaciela na pastwę korposi, którzy zrobiliby wszystko poza pracą, aby zdobyć
skomplikowanie brzmiące stanowisko z donośnie enigmatycznym skrótem,
przywilejem nieograniczonej władzy i górnymi widełkami na liście płac.
Wstając, klepnął każdą z kieszeni w jeansach i marynarce,
próbując przypomnieć sobie, gdzie w porannym pośpiechu wsadził papierosy. W
pogiętym kartoniku pozostały już tylko dwie sztuki i szczerze wątpił, aby
wystarczyły mu do momentu, w którym miałby szansę je dokupić.
Nerwowo obracając między palcami przedostatniego, wyszedł
spiesząc się na parking, gdzie mógłby w spokoju podwędzić płuca tytoniem i
rozsmakować się w nikotynie. Mechanicznie wyminął stojącą na samym środku
przejścia kobietę, zanim uświadomił sobie, że z biura pracował dzisiaj jedynie
on i Uzumaki.
— Hinata? — Zdziwił się widząc ją, minuty po tym jak blondyn
wybiegł na spotkanie. Dostrzegając lunch w jej rękach, cień zrozumienia
przebiegł mu po twarzy. Zaraz po nim pojawił się gniew. Młotek wystawił ją do wiatru.
Po raz kolejny. I pewnie nawet nie
zdając sobie sprawy jak chore i lekceważące jest jego zachowanie.
— Shikamaru… — Próbowała udawać, że wszystko jest okej.
Posłała mu niewyraźny, pozbawiony zwykłej promienności uśmiech i unikając
analitycznego spojrzenia, rozglądała się szukając wymówki. — Przy… przywiozłam
coś do jedzenia. Naruto wziął dzisiaj jedynie śniadanie, no i pomyślałam, że… —
Urwała, jakby dotarło do niej, że powiedziała coś, czego nie powinna. —
Ostatnio wspominał, że żaden Pan Kanapka do was nie wpada, a sam pewnie nigdzie
by nie poszedł.
— Hn. No tak. Wiesz, on już raczej dzisiaj nie wróci… Ale ja
z chęcią zjem.
— Co? Nie! To znaczy… to zupełnie niepotrzebne. Wrócę do
domu i… — Miała zamiar się odwrócić i uciec, ale Nara nie planował jej słuchać.
Wystarczyło, że jego kumpel zachowywał się jak skończony idiota.
— Daj spokój. Żaden problem. I tak właśnie robiłem sobie
przerwę. Chodź.
Nie czekając na jej reakcję, zabrał od niej torbę i cofnął
się w stronę swojego gabinetu. W wolnej dłoni miętosił papierosa, próbując
ignorować suchość gardła i zdrętwiały język. Kwaśny posmak porannej kawy
zaatakował mu ślinianki, gdy zapach jedzenia w końcu do dotarł do nosa.
Pomieszczenie było zaskakująco schludne i zorganizowane.
Kątem oka dostrzegł, że zszokowało to kobietę, przyzwyczajoną do chaotyczności
narzeczonego. Przeniósł laptopa i kilka segregatorów na komodę, robiąc miejsce
na jeszcze ciepłe opakowania i podszedł do okna.
— Będzie ci przeszkadzać, jeśli…? — rzucił w jej kierunku,
podnosząc papierosa. Pokręciła głową, sięgając po coś do torebki. — Super.
Tylko nie mów nic Moegi. Zabiłaby mnie, gdyby wiedziała, że tu popalam. Shino
przymknął oko na bhp i wyłączył czujkę dymu, ale ta dziewczyna… Upierdliwe.
Jakby mnie przyłapała… ręka, noga, mózg na ścianie.
Zaśmiała się, co okazało się dla niego zaskakująco
przyjemne. Serce zabiło mocniej, widząc jak rozpromienia się chociażby na
chwilę. Podszedł do okna i otworzył górną część na oścież, a przyjemnie
lodowate, październikowe powietrze wdarło się do środka.
Zapalił, oparł łokieć o framugę i zaciągnął się,
przymrużając z ulgą oczy. Kroki Hyuugi jak zwykle były miękkie i ciche,
zdradzane przez skrzypienie skórzanej kurtki. Kiedy stanęła tuż przed nim,
pogrzebała w torebce, którą zaraz rzuciła na parapet i sama zapaliła jednego z
tych grubych, ultra męskich i skrajnie gorzkich szlugów.
— Nie patrz tak na mnie. Brzydki nawyk po byciu kelnerką.
Nie palisz, nie masz przerwy. — Rzuciła niemrawo, trochę od niechcenia, a
jednocześnie nieco gniewnie. Co stanowiło chyba najgwałtowniejszą reakcję jaką
kiedykolwiek u niej widział.
— Nie wiedziałem, że pracowałaś w gastro. — Strzepnął popiół
i zapatrzył się na chmury, co wcale nie przeszkadzało mu w obserwowaniu jej.
Uśmiechnęła się smutno i wzruszyła ramionami.
— Mało kto wie. Pracowałam nad materiałem o knajpach w
pandemii. Nielegalnych otwarciach, śmieciowych umowach i brakach wynikających
ze zdalnej działalności uniwersytetów. — Wystawiła przedramiona za okno.
Unikając kontaktu wzrokowego, przyglądała się jak żarzące drobinki porywa
wiatr.
Była intrygująca. Cicha i spokojna, niekłopotliwa. Nawet w
towarzystwie ich licealnej paczki rzadko się odzywała, nie widząc sensu w
zabieraniu głosu, bez wartościowego wkładu. Zdecydowanie częściej przelewała
swoje spostrzeżenia na papier.
— A teraz nad czymś pracujesz?
Przestąpiła z nogi na nogę, mieląc w ustach słowa i
rozważając, czy jest sens dzielić się swoim nudnym życiem. W końcu wzruszyła
ramionami i zaciągnęła się dymem.
— Nic specjalnego — stwierdziła, drapiąc się w policzek.
Spomiędzy nozdrzy i półprzymkniętych ust wyleciał siwy obłok.
Zaśmiał się lekko i przytaknął, rozważając czy coś
powiedzieć.
Rzuciła kolejne nerwowe, pełne niepewności spojrzenie.
Mierzyli się nimi, a ona nie mogła oprzeć się wrażeniu, że w ciemnych
tęczówkach dostrzegła nić zrozumienia, które miało niebezpieczny błysk litości.
W końcu wyrzuciła żarzącego się dalej peta i podeszła do biurka. Cienka tektura
nieprzyjemnie trzeszczała, gdy Hinata wyciągała kolejne pudełka.
— Ramen wołowy, wieprzowy i dwa mixy pierożków. No i
zestaw warzyw w tempurze. Wszystko robione osobiście przez szefa Ichiraku.
Słysząc, że to dla Naruto, nie dał Ayame nawet tego zapakować.
— Stary Teuchi ma do niego słabość — zaśmiał się Nara
zamykając okno. — Niech zgadnę — dodał po chwili, podchodząc i odchylając wieko
losowego pojemnika. — Dołożył też garść ciastek ryżowych na koszt firmy?
— Jakżeby inaczej — potwierdziła, odgarniając spadające
na twarz włosy. Strzał nikotyny w końcu rozpłynął się po organizmie, nieco ją
rozluźniając. Brzuch zaburczał donośnie, domagając się posiłku, chociaż zapach
wywaru nadal wywoływał u niej lekkie mdłości.
Marszcząc nos odsunęła jak najdalej od siebie obie zupy i
klapnęła na fotel rozrywając pałeczki. Zapominając gdzie jest, sięgnęła po
koszyczek z gyozami, niecierpliwym ruchem wepchnęła całego pierożka do ust,
wypełniając nim policzki i z rozkoszą przeżuwała. Dopiero po chwili zauważyła,
że Nara dalej stał, przyglądając się jej z zainteresowaniem. Czując jak
fragment farszu przykleił się do zębów, mimo paniki, najpierw zasłoniła część
twarzy dłonią i dopiero odważyła się odezwać.
— O nie… Podsiadłam cię! Już się przesiadam — oznajmiła
chwytając jedzenie i startując do ucieczki. Jednak męska dłoń opadła na jej
ramię i zatrzymała w miejscu.
— Spokojnie. Tu jest więcej niż jedno krzesło — wskazał
podbródkiem na dwa fotele, po drugiej stronie mebla. — Coś do picia?
Nie czekał na odpowiedź. Podszedł do szafki, na której
wieńcu postawiony był prowizoryczny blat. Rozerwał stojącą obok zgrzewkę wody i
napełnił elektryczny czajnik. Zanim zawartość się zagotowała, postawił pudełko
z herbatami przed nosem kobiety, a sobie nasypał kawy do kubka, z którego
wcześniej wyrzucił zeschnięte fusy.
— W zasadzie jestem między sprawami. — Przerwała ciszę,
chociaż zazwyczaj nawet ta najbardziej niezręczna nie sprawiała jej problemu. —
Czekam na klepnięcie artykułu dla Konoha Times, ale chyba nic z tego nie
będzie.
Nie patrzył w jej stronę, a jednocześnie wydawał się w
pełni skupiony na jej słowach. O dziwo dawało jej to większy komfort i poczucie
zrozumienia, niż kontakt wzrokowy, który wiecznie utrzymywał jej narzeczony,
szybko mętniejącymi od braku zrozumienia oczami.
— Nie mówi tak, jakby to było nic — skarcił ją. —
Publikacja tam wcale nie jest łatwa. Sama propozycja i wzięcie twojego tekstu
do oceny to duże osiągnięcie.
Przytaknęła niepewna, co może odpowiedzieć. Przechyliła
głowę, chowając się za włosami, żeby chwilę później odrzucić je nerwowo za
ramię. Neutralne stwierdzenie w jego ustach zabrzmiało jak komplement, a ona
nie potrafiła ich przyjmować, nawet jeśli poczuła się dziwnie doceniona.
Pałeczki obiły się o ścianki pudełka, gdy próbowała
wydłubać przyklejone do nich ziarenka sezamu. Z niezrozumiałych dla samej
siebie powodów pożałowała, że przed wyjściem nie zdecydowała się na zrobienie
makijażu. Myśli błądziły same, przeprowadzając nagłą inwentaryzację wszystkich
krost i niedoskonałości dostrzeżonych w ostatnim tygodniu, odbierając jej
resztkę pewności siebie.
Potrzeba wyglądania lepiej pojawiła się znikąd i boleśnie
przypomniała o wszelkich kompleksach. Nie czuła jej, odkąd świat zamknął się
przez wirusa, a jej i tak mocno niezależna praca, zmieniła się w wielogodzinne
posiadówki z laptopem i dresem w roli głównej.
Wzdrygnęła się, gdy plastikowy pstryk czajnika wyrwał ją
z zawieszenia. Mężczyzna ponownie nie skomentował jej zachowania. Przelał wrzątek
do kubków i postawił je na blacie między nimi.
— Bez urazy, ale Naruto mógłby przestać żywić się
wyłącznie tym — rzucił uchylając wieko jednego z opakowań. Skrzywił się,
zaciągając przesiąkniętym przyprawami powietrzem i odłożył. — Może i to
najlepsza ramenownia w mieście, ale jedzenie ciągle tych samych klusek jest
upierdliwe.
Przytaknęła śmiejąc się do własnej porcji.
— Ostatnio dodali gyozy. — Wskazała mu leżącą obok niego
porcje. — Ale przy częstotliwości z jaką od nich zamawiamy, na nie też już ledwo
mogę patrzeć.
— Hm. Następnym razem wybierzemy coś innego.
— Następnym razem? — wymamrotała rumieniąc się. Zamiast
odpowiedzieć rzucił jej tajemnicze spojrzenie i wgryzł się w zielonego
pierożka.
* * *
Nie pamiętała kiedy ostatnio widziała go w bluzie. Od lat
spotykali się wyłącznie podczas biznesowych imprez i formalnych, chociaż nadal
przyjacielskich, spotkań na których każdy wciskał się w smart casualowy outfit,
udając, że jest poważnym dorosłym. Gdy zadzwonił, z pytaniem czy może podjechać
i zostawić jakieś dokumenty, spodziewała się, że wpadnie, wyrwany prosto z
biura.
— Coś nie tak? — Uniósł brew nadal stojąc w progu i
czekając aż wpuści go do środka. Nic nie mówiąc odsunęła się od drzwi i posłała
mu łagodny, przepraszający uśmiech.
— Odzwyczaiłam się od luzackiego ciebie — zażartowała
nieśmiało, zamykając za nim. Sportowy ciuch dodawał mu młodzieńczego uroku,
przez który nie mogła przestać na niego zerkać.
— Wybacz, że cię rozczarowałem.
— Nie! To nie tak. Podoba mi się — zapewniła, chociaż natychmiast
spięła się, przerażona własnymi słowami, które zbył milczeniem. — Naruto
powinien niedługo być. Jeżeli nie spieszy ci się, możesz na niego zaczekać i od
razu wszystko załatwić.
Przytaknął. Niepewna co ze sobą zrobić zaczęła wyłamywać
palce.
— Nie będziesz miał nic przeciwko? Muszę dokończyć… —
machnęła dłonią, wskazując pomieszczenie, z którego przyszła.
Wzruszył ramionami.
— Jeśli nie będzie ci to przeszkadzać.
— Pracuję w ogrodzie i… mam wolny leżak. — Uśmiechnęła
się, wiedząc, że mężczyzna nie przepuści żadnej okazji do podziwiania
pochmurnego nieba.
— Czy wspominałem, że cię uwielbiam?
Zaczerwieniła się, chociaż była pewna, że jego słowa są
jedynie żartem.
Przeszli przez salon i znajdujące się w nim tarasowe
drzwi. W miękkim świetle popołudniowego słońca uśmiech uwidaczniał mu pierwsze
zmarszczki i odrastający zarost.
Westchnęła nie do końca świadomie rozkoszując się leniwą
bezschludnością, tak odmienną od biznesowej gotowości Uzumakiego. Miała
wrażenie, że chociaż Naruto był bardziej dziecinny w ich ekipie, to Shikamaru
zachował prawdziwie młodzieńczego ducha.
Usiadła na leżaku, przerzucając pozostawione na nim
rzeczy, żeby odnaleźć najwygodniejszą pozycję. Nie zwracała uwagi na mężczyznę,
który niespiesznie rozejrzał się. Cisza między nimi była znacznie wygodniejsza
od niezręcznych rozmów. Z jakiegoś powodu, bez słów rozumieli się najlepiej.
Zanurzona w kocu momentalnie odcięła się od otoczenia.
Pędziła palcami po klawiaturze, próbując uchwycić myśl, która pojawiła się tuż
przed hukiem dzwonka do drzwi, a teraz bladła, rozproszona towarzystwem Nary.
— Nie męczą cię ambitne tematy? Walka z nimi wydaje się
bardzo kłopotliwa.
Wystraszyła się, słysząc go tuż za sobą. Mięśnie boleśnie
się spięły, a w głowie zakręciło od zapachu proszku i dezodorantu.
— Ja… — Przymknęła laptopa chcąc uniknąć przenikliwej
oceny, nagle zupełnie niepewna swojej pracy. Nie była przyzwyczajona do
opowiadania o niej. W zasadzie nikt o nią nie pytał, więc zebranie myśli nie
było najłatwiejsze. — Chyba zwyczajnie nie wyobrażam sobie pisać o niczym
innym.
Przytaknął ze zrozumieniem. Pochylony nad nią, z twarzą
tuż przy jej policzku, wzbudzał niebezpieczną ekscytację. Odgarnęła włosy z lewego
ramienia, żeby ciepły oddech mógł łaskotać szyję.
— To nad czym teraz pracujesz?
Przygryzła wargę, czując dreszcz przechodzący od łopatki
po obojczyk. Odwróciła się żeby spojrzeć na jego profil, a on w tym samym
momencie obrócił głowę.
— Na prawdę chce ci się o tym słuchać?
Wyprostował się i znów wzruszył ramionami. Skóra w
kącikach oczu zmarszczyła się od delikatnego uśmiechu, gdy popatrzył w niebo.
— To może i kłopotliwe, ale lubię czytać twoje historie.
Miło byłoby posłuchać jednej osobiście.
* * *
Wspólne biznesowe lunche z pozornie idealnym narzeczeństwem Uzumakich było jedną z najbardziej upierdliwych rzeczy, jakie mu się przytrafiały. Często wzbudzał na nich litość lub rozbawienie kontrahentów, gdy przychodził sam, pozostawiając obok siebie puste krzesło. Jednak on nie potrafił nawet wyobrazić sobie przyprowadzenia jakiejkolwiek kobiety, gdy najbardziej interesująca siedziała tuż przed nim.
Naruto coraz częściej traktował Hinatę niczym przynoszący
szczęście amulet i najpewniejszy element własnego życia. Poświęcał jej coraz
mniej czasu, zapominał o spotkaniach, imitacjach randek. Dla Shikamaru była to
okazja do zbliżenia się. Chociaż wcale tego nie planował, zwykła grzeczność
przeistoczyła się w pokraczną bliskość. A ich relacja zmieniła się w upośledzoną,
uczuciową przeciwwagę.
Nie robili niczego złego. Ich spotkania nie były
intencjonalnymi schadzkami, raczej łapaniem nadarzających się okazji. Dotyk,
chociaż dający ulgę, był niewinny. Dla postronnego obserwatora mógł być nawet
przypadkowy. Tak przynajmniej tłumaczył się przed własnym odbiciem.
Wchodząc do restauracji nie myślał wiele. Roztrząsanie
własnych działań było kłopotliwe i męczące. Prezentowa torba bujała się
zaczepiona o jego nadgarstek, gdy podążał za kelnerką w stronę zarezerwowanych
miejsc.
Hyuuga jak zwykle przyszła pierwsza. Sama. Siedziała na krześle najbardziej oddalonym od reszty sali, by
móc reporterskim okiem obserwować ją, podczas najnudniejszych momentów
spotkania.
— Hinata — wypowiedział jej imię delikatnie, niemal z czułością.
Zamyślona, najpierw się wzdrygnęła. Powoli odwróciła wzrok od trzymanej w
dłoniach szklanki i przeniosła go na mężczyznę.
Widząc Shikamaru rozpromieniła się, a on sam nie potrafił
powstrzymać uśmiechu dostrzegając radość w jej wiecznie smutnych oczach. Bez
słowa postawił przed nią prezent. Przyglądał się jak zaskoczona zagląda do
środka i wyciąga niewielką ramę.
— Co to? — Zaintrygowana pogładziła lakierowaną
powierzchnię, chroniącą zamknięte pod nią, podstarzałe drewno. Kiedy nie
odpowiedział, odwróciła je przodem do siebie. Wciągnęła gwałtownie powietrze
widząc charakterystyczną czcionkę konohańskiej gazety i swoje nazwisko przy
tytule artykułu.
— Shikamaru… to… — zająknęła się nie wiedząc co
powiedzieć. Wpatrywała się to w oprawiony fragment gazety, to na mężczyznę, a
gdy wzruszył ramionami zbywając niezręczność, zaśmiała się, bo uwielbiała ten
gest.
— Mówiłem. Publikacja tam to duży sukces. Nie powinnaś go
sobie umniejszać.
— Dziękuję — wyszeptała. Odkładając podarunek, podniosła
się żeby stanąć bliżej niego. Z pozoru niewinne przytulenie, oznaka
przyjacielskiej wdzięczności, rozgrzała ich oboje.
Zaciągając się jego zapachem, opuściła powieki i na
moment zapominając gdzie się znajdują, uniosła się na palcach składając na jego
policzku nieco zbyt długiego całusa.
— To naprawdę wiele dla mnie znaczy — wyszeptała wprost
do jego ucha.
Odliczając sekundy, pochylił się nad nią i oparł głowę na
jej skroni. Boleśnie wczepił palce, spoczywającej na jej talii dłoni, pragnąć
by ta chwila trwała wiecznie.
— A co to za przytulaski beze mnie? — Naruto był jak
zwykle nieznośnie głośny. Zjawił się przy nich, wzbudzając zainteresowanie lub
irytację wśród ludzi zajmujących okoliczne stoliki. Nara perfekcyjnie
wykalkulowanym, ale jednocześnie swobodnym ruchem, puścił kobietę.
— Musiałem pogratulować naszej zdolnej dziennikarce.
Dzisiaj Times, jutro Pulitzer.
— He? — Zdziwienie odbijające się na twarzy Uzumakiego,
było świerzbiąco irytujące. Shikamaru mógłby przysiądz, że widzi jak
wspomnienia przelatują mu w głowie, szukając jakiegokolwiek wyjaśnienia. — A! —
Gdy w końcu zrozumienie nadeszło, nie towarzyszyło mu najmniejsze poczucie
winy. — No co ty Hinatka, czemu nie mówiłaś?
— Ja… wspominałam kilka razy… — wymruczała, siadając na
swoim miejscu. Jednak narzeczony nie zwrócił na jej słowa najmniejszej uwagi.
— Musimy to uczcić. Pójdziemy dziś na ramen! — Jego entuzjazm,
zazwyczaj zaraźliwy, zdemotywował pozostałą dwójkę. Zmieszana kobieta, potarła
materiał opinającej uda spódnicy, hamując mdlący napływ śliny.
— Taki sukces chyba zasługuje na coś wyjątkowego, nie
sądzisz Naruto? — Shikamaru rzucił uwagę niby od niechcenia, starając się
zasiać w ograniczonym rozumie kolegi, ideę czegoś ciekawszego, jednak w jego
głąbowatym spojrzeniu bez problemu dostrzegł, jak beznadziejnie próżne są
wszelkie starania. — Jak to jest, że na wszystkie spotkania potrafisz znaleźć
miejsce w najmodniejszych knajpach, a do świętowania wybierasz Ichiraku?
— Aj tam. — Zbył go, machnąwszy lekceważąco dłonią. —
Ramen jest po prostu najlepszy na wszystko! Nie, Hinatka?
Nara zacisnął szczękę. Na jego szyi pojawiły się
pulsujące niebezpiecznie żyły. Hyuuga widząc to, posłała mu uspokajające,
chociaż smutne spojrzenie przegranego i obojętnym głosem zwróciła się do
narzeczonego.
— Oczywiście, Naruto…
* * *
Wszystkie gale były tak samo nudne. Nieważne czy dedykowane były młodocianym, napędzanym energetykami startupowcom, czy starym rekinom biznesu, którym zabrakło już oceanu. Wchodząc na salę, Shikamaru od razu kierował się do tablicy z rozpiską miejsc, na której jak zawsze odnalazł się tuż obok nazwisk ojca i jego wspólników.
Westchnął zrezygnowany. Organizatorzy jak zwykle nie
sprawdzili firmy, do której wysłali zaproszenie, i chociaż przyszło ono na
poprawny adres, wylądował przy stole Nara Farmaceutical. Teraz pół wieczoru
musiał spędzić na kłopotliwych wymianach biznesowej grzeczności oraz kurtuazyjnym
dupowłażeniu, skierowanemu nie tylko do jego ojca, ale i niego.
Żałował, że nie mógł spędzić tego czasu z Hinatą, która
uratowałaby go od męczarni, od czasu do czasu rzucając kąśliwym spostrzeżeniem,
skierowanym jedynie do jego uszu, czy półżartem na temat najbardziej dla niego
męczących elementów wieczoru, które ostatnio wyłapywała podejrzanie dobrze.
Wiedział jednak, że pójście do obsługi i próba zmiany miejsca, skończyłaby się
jednym wielkim chaosem, w którym latający niczym bezgłowe kurczaki kelnerzy
próbowaliby zamienić nakrycia, a ulokowane przy stole razem z Uzumakimi snoby
splułyby sie nad niedogodnościami przejścia kilku kroków.
Ostry blask reflektorów zgasł, a salę spowiło przyćmione
światło wielokolorowych lamp, oznajmiając, że część oficjalna nareszcie
dobiegła końca. W samą porę, bo ilość kobiecych perfum i cząstek lakieru do
włosów unoszących się w powietrzu, ograniczała jego przydatność do
niebezpiecznego minimum. Zaduch osadzał mu się na zębach szybciej niż opary
kawy, a ciężkie kwiatowe aromaty wgryzały się w skórę i wysuszały spojówki
skuteczniej niż pozbawione mrugnięć maratony przed służbowym monitorem.
Podniósł się,
nieśpiesznie starając się wtopić w otaczające go poruszenie i ludzi, którzy
zmierzali na improwizowany parkiet. Okrągłe stoły ustawione w ten sam,
pozbawiony logiki sposób co zawsze, ułatwiły mu znalezienie Hinaty i porwanie
jej chociaż na kilka przyjemnych sekund.
Zanim zdążyła zaprotestować, płynęli wśród kilkunastu innych
par, otoczeni gwarem rozmów i przesadnie elegancką muzyką. Milcząc chłonęli
swoje towarzystwo, odcinając się od męczącego wieczoru.
Chociaż nienawidził tańca, uważając go za upierdliwy
przeżytek biznesowej etykiety, dzisiaj był wdzięczny tej niedorzecznej
staromodności. Czując wtulające się w niego drobne ciało, chociaż przez chwilę
mógł udawać, że wszystko jest tak jak powinno być. Nawet palące poczucie winy i
gniecąca go nienawiść do samego siebie, nie mogły mu tego zepsuć.
Melodia się zmieniła, a niedaleko nich, spomiędzy tłumu
wynurzyła się znajoma blond czupryna. Zanim Uzumaki zdążył rzucić jakimkolwiek,
denerwującym żartem, Shikamaru pożegnał ją smutnym spojrzeniem i odszedł w
stronę baru. Ciepło jego dłoni nie opuszczało jej talii, a gdy zastąpiło je
ramię Naruto, poczuła zawód. Wszystkie jego gesty zdawały się sztuczne i
nieporadne. Momentami wręcz wymuszone, jak między dwoma nastolatkami, którzy
podejmowali pierwsze, nieudolne próby bliskości.
* * *
Mało kto pamiętał już o palaczach, chociaż nadal było ich zaskakująco dużo. Nare wcale nie zdziwiło, że organizator zapomniał wyznaczyć miejsca na dymka. Stanowiło to pewną upierdliwość, gdy powolnym krokiem przemieszczał się korytarzami w poszukiwania wyjścia na zewnątrz, jednak jednocześnie był wdzięczny, że nie musiał pakować się do jednej z tych głupich budek dla palaczy, przypominających klatkę w zoo.
Parterowy taras oświetlony jedynie blaskiem pobliskich
latarni wydawał się idealną kryjówką. Ceglane mury uniwersyteckiego gmachu
doskonale chłonęły dźwięki odbywającego się wewnątrz przyjęcia, pozwalając mu
oderwać się na chwilę od irytującej kakofonii.
Przystanął przy balustradzie i odpalił papierosa. Chłód
zaczął powoli wpełzać pod lekki materiał garnituru, mimo to wolał stać w
miejscu niż robić okrążenia po spękanej, betonowej posadzce.
— Jak to jest, że zawsze odnajdujesz najlepsze miejsca do
ucieczki? — Zaśmiał się, kciukiem drapiąc zarośniętą brodę. Chociaż starała się
zakraść, nie zaskoczyła go. Spodziewał się, że nie przepuści okazji do
wspólnego papierosa.
— Jak to jest, że mimo to zawsze mnie znajdujesz? —
odpowiedział, przyglądając się jej drobnej, zbliżającej się sylwetce.
Rozbawiona wpatrywała się w niego, spojrzeniem żywszym, niż wszystkie, które
widział u niej przez lata.
— Chyba mam do tego talent — oświadczyła, kładąc dłonie
na klapach marynarki. Prawą przesunęła powoli pod materiał, opierając ją tuż
przy jego łomoczącym sercu. Zgrabne palce zanurzyła w wewnętrznej kieszeni,
wyławiając z niej paczkę i wyciągając papierosa. Gdy go odpalała, Shikamaru
dostrzegł drżenie jej ramion. Przytrzymując własnego szluga w kąciku ust,
ściągnął marynarkę i zarzucił na kobietę. Przesunął ją, dociskając do kamiennej barierki i
zasłaniając sobą przed wszystkimi wścibskimi duszami, które przeszłyby przez
drzwi w poszukiwaniu świeżego powietrza.
— Byłaby wielka szkoda, gdyby twoje perfumy przyćmił
smród szlugów — oznajmił, przekładając peta między palce i nachylając się nad
nią. Mimo tytoniu, miała przyjemny, słodki oddech i jeszcze słodsze usta.
Przymknęła powieki, gdy nosem drażnił jej czoło, a wolną
ręką gładził plecy tuż nad pośladkami. Zachichotała czując jego wargi tuż przy
uchu. Powoli wędrujące wzdłuż linii żuchwy, aż do ust. Jęknęła niemal
doprowadzając go do szaleństwa, gdy wreszcie ją pocałował i zaczął pieścić jej
podniebienie językiem.
* * *
Czytając sms doskonale wiedział, czego się spodziewać. Spotkanie się w parku, na neutralnym gruncie było aż nadto wyrazistym przekazem. Mimo to stojąc na brukowanym mostku i wsłuchując się w plusk wody miał jeszcze nadzieję na inne zakończenie.
Przyszła ubrana w zwiewną, błękitną sukienkę z printem
pełnym pastelowych chmur, a on, pierwszy raz w życiu, zupełnie nie wiedział co
o tym sądzić. Przystanęła w bezpiecznej odległości, zgodnej z przestrzenią
osobistą nawet największego introwertyka.
Znów towarzyszył jej smutny uśmiech i pozbawione błysku
oczu. Widząc to miał ochotę krzyczeć. Nienawidził siebie za brak siły do
reakcji i jej za poddanie się i odrzucenie szczęścia.
— Shikamaru, to wszystko… nie jest nieodpowiednie. — Zaczęła
niepewnie, a on unikając konfrontacji, strzepnął jedynie nadmiarowy popiół z
papierosa. — Nie powinnam na to pozwolić…
Milczał, udając zrozumienie, chociaż wcale nie miał na to
ochoty. Zacisnął dłonie, niemal łamiąc przy tym papierosa i próbując nie
wybuchnąć. W końcu dla nich obojga byłoby to zbyt upierdliwe.
Daleko mu było do mizoginicznych tyranów, decydujących o
losach kobiet bez ich udziału, jednak ledwo powstrzymywał się od zabrania ze
sobą kobiety i uwolnienia jej od cienia tego, co powinno być normalnym
związkiem. Skoro Hinata nie miała potrzeby jakiegokolwiek szacunku, on nie
zamierzał go jej narzucać.
— Nic nie powiesz? — Wydawała się zawiedziona, mimo
wypowiedzianych przed chwilą słów. Zachowywała się jak bipolarna, pozbawiona
pewności siebie nastolatka, upewniając go w przekonaniu, że ich relacja nigdy
by się nie udała. Duch Uzumakiego towarzyszyłby im zawsze i wszędzie, a
niepewność, co do poprawności własnych decyzji, doprowadziłaby Hyuugę do
szaleństwa.
— Przecież sama przed chwilą zadecydowałaś za nas oboje. —
Unikając jej spojrzenia odpalił na nowo papierosa, który przygasł i skrył się
za chmurą siwego dymu.
Nie był łajdakiem jak Naruto, ale też żaden był z niego
książe z bajki, ani tym bardziej pierdolony Jezus, wybawiciel cnotliwych,
umartwiajacych się dziewic. Nie miał potrzeby walki o z góry przegraną sprawę.
W końcu w życiu, tak jak w shogi, czasami zwycięstwo nie było warte
poświęcenia.
Na samym początku i przede wszystkim bardzo dziękuję za to zamówienie. Za to, że mogłam je złożyć, wybrać paring i podjęłaś się tego wyzwania.
OdpowiedzUsuńZ tego co pamiętam, chciałam nieszczęśliwej miłości, smutnej relacji i dostałam tutaj to co zapragnęłam.
Cieszę się, że zachowałaś kanoniczość Hinaty (jej zawstydzenie, bojaźń, lęk), to sprawia, że jest bardzo autentyczna. Co do Shikamaru mogłaś zrobić z nim co tylko chciałabyś, bo wydaje mi się, że jest bardzo plastyczną postacią. Bardzo dobrze mi pasował ten korposzczurek, Pan wiceprezes. W ich relacji ujęłaś to co chciałam - romans, subtelne zbliżenie i boże uwielbiam Twoje opisy kulinarne. Czytając pierwsze akapity, aż mi ślinka ciekła na myśl o jedzonku.
Bardzo dziękuję za to zamówienie i cieszę się, że Zbawienie jeszcze stoi, ma się dobrze i nawet jeśli z większym odstępem, pojawiają się tutaj publikację. <3
K. dziękuję Ci za komentarz! Zamówienie było dla Ciebie więc nie mogłam się doczekać Twojej opinii :))
UsuńPisanie o tej parze nie było łatwe, ale przy końcówce nawet nieźle się bawiłam! Dzięki temu szalonemu pomysłowi miałam niezłą gimnastykę umysłową, więc dziękuję Ci za to :D Cieszę się, że spełniłam oczekiwania i nie zajechałam tego ficzka.
Zbawienie żyje. Wszystkie jesteśmy obecne, tylko trochę pisanie nam nie wychodzi xD Mogę jednak zdradzić pewną tajemnicę, że po kwietniu wiele może się zmienić... na lepsze!
Hej, hej
OdpowiedzUsuńMiło tu znów widzieć jakąś Twoją pracę. Mimo że taki pairing na samo brzmienie i sam widok wywołuje u mnie odruchy wstrętu, to dla Ciebie postanowiłam się przełamać. I muszę przyznać, że zaskoczyłam się całkiem przyjemnie. Choć Twój warsztat zaskoczeniem dla mnie być nie powinien xD
Podoba mi się subtelność i delikatność w tym wszystkim. Dobrze wiem, że osobiście mam problem z pisaniem czegoś z wyczuciem, a Tobie zdaje się przychodzić to tak prosto i naturalnie. Ogromne gratulacje.
Na uznanie moje zasługuje też niewątpliwie kanoniczne przedstawienie wszystkich właściwie postaci. O tak. Kanon to jest coś, co Lacia lubi najbardziej :D
Hinata nie wkurza? No normalnie klękacie narody. Pierwszy raz ktoś chyba przestawił ją kanonicznie tak, że mnie nie wkurzała xD
Shikamaru jak zwykle świetny. Tego gościa kocham całym serduszkiem. Jego też dobrze przestawiłaś. Prawie całe zamówienie z jego perspektywy pozwoliło mi się bardziej wczuć w to wszystko. Rozumiem jego żal. Ale całkowicie przyjmuję też bierną postawę na sam koniec. On właśnie taki jest i takim trzeba go kochać. Jego dojrzałość, akceptacja rzeczywistości oraz i nie wpieprzanie się tam gdzie go nie chcą, czynią go niewątpliwe jedną z najlepszych postaci w Naruto.
Ciekawy dobór scenek. Całość dość krótka, ale świetnie skomponowana. Udowadniasz, już zresztą nie pierwszy raz, że mniej znaczy więcej. Dostałam wszystko czego potrzebowałam. A nieszczęśliwa miłość skazana na porażkę, to z pewnością jeden z moich ulubionych motywów. Gdyby nie Hinata jako główna bohaterka to pewnie pisałabym z zachwytu nad tym zakończeniem.
Widać, że dałaś z siebie wszystko. Szanuję. Niedługo staniesz się nam specem od opowiadań z Hinatą :D
Lacia, Mordeczko, jak ja Cię kocham za to, że przełamujesz się dla mnie i czytasz te wszystkie szalone paringi, które dostaje.
UsuńNawet nie wiesz jak się cieszę, że uważasz zachowania obu postaci za kanoniczne. Dla mnie, wierność wobec oryginału jest zawsze największym wyzwaniem. Zwłaszcza, że wybrałam sobie dosyć kontrowersyjną wersję ich relacji.
Ah Shikamaru <3 <3 <3
Tak, całość jest krótka, bo absolutnie nie szło mi pisanie. Nie potrafiłam poczuć tych postaci, więc odsapnęłam, czytając, że jednak nie wyszło tak źle i tekst tworzy racjonalną całość.
Dziękuję!