13.05.2019

Spojrzenie [GaaSaku] dla Sayuri Shirai

W jej oczach zobaczyłem przejmujący strach. Był tak wielki, że spłynął także na mnie, a jego zimne dłonie zacisnęły się na moim gardle. Stałem sparaliżowany i widząc jak bardzo się mnie lęka, nawet ja zacząłem czuć przejmującą trwogę przed sobą. 

Pierwszy raz chciałem coś powiedzieć przy naszym spotkaniu po pamiętnym egzaminie na chunnina. To była jedna z tych wielu misji scalających Sune i Konohe. Integracja po wojnie, te sprawy. Moją przemowę układałem po stokroć w głowie, a szyderczy śmiech Shukaku wtórował każdemu słowu. Pierwotnie ten śmieszny wywód miał trafić najpierw do Naruto, a jego promienny uśmiech powinien dodać skrzydeł spaczonej duszy. Jednak wieczny optymista wyruszył w podróż, a Uchiha zniknął i Liść nie chciał skomentować tego nawet pojedynczym słowem. Prawda wypłynęła wiele miesięcy później.

Pomyślałem wówczas, że chyba dobrym rozwiązanie będzie zacząć oczyszczenie od niej. Była członkiem drużyny, która mnie zmieniła, a którą skrzywdziłem najbardziej. Reszta musiała poczekać.

Nie oczekiwałem białej karty, bo niektórych zbrodni się nie zapomina. Wybaczenie to inna kwestia. Chciałem tylko zrzucić balast, który powoli ciągnął mnie na dno. Szepty demona ucichły, ale głos bijuu wciąż krył się gdzieś głęboko w głowie. Nie mogłem pozwolić, żeby znów wypłynął na powierzchnię. Pragnęłam szansy na polepszenie stosunków z osobą, która widziała mnie w najgorszym okresie; by w potworze zobaczyła człowieka.

Niczego więcej nie oczekiwałem, wystarczyłaby szczątkowa relacja. Nawet mając dwanaście lat nie byłem na tyle głupi, żeby żądać przyjaźni.

Jej grzecznościowy ton dodał mi skrzydeł. Mówiła z szacunkiem, do osoby, która zasłużyła na splunięcie w twarz. Pełen euforii powtórzyłem w myślach po raz kolejny śmieszną, niezgrabną przemowę i zrównałem nasz wzrok... I nie mogłem wypowiedzieć pojedynczego słowa. W jej oczach zobaczyłem przejmujący strach. Był tak wielki, że spłynął także na mnie, a jego zimne dłonie zacisnęły się na moim gardle. Stałem sparaliżowany i widząc jak bardzo się mnie lęka, nawet ja zacząłem czuć przejmującą trwogę przed sobą. Nigdy nie próbowałem postawić się na miejscu drugiej osoby i wiedza ta spadła na mnie jak grom z jasnego nieba.

Odwróciłem się i czułem w jakim szaleńczym tempie bije moje serce. Przegrałem, a śmiech Shukaku zagrzmiał donośnie.



Pierwotna wersja jest taka, że sam, w przypływie heroizmu, stanąłem naprzeciw Akatsuki. Oczywiście taki był plan. Pamiętam, że wspinałem się po stopniach siedziby Kazekage, a z dachu miałem ruszyć na wroga. Jednak w połowie drogi naprzeciw mnie stanęli ludzie ze starszyzny wioski.

— Musisz się poświęcić — powiedział jeden z nich.

Przytaknąłem mijając pomarszczonych, smutnych starców bez słowa. Oczekiwali, że pójdę z wrogiem dobrowolnie, złożę broń, wywieszę białą flagę. Chcieli tylko pozbyć się problemu, choć w tamtej chwili nie wiedziałem czy mają na myśli mnie, czy Akatsuki. Może to było bardziej racjonalne posunięcie, mniejsze straty. Ale dusza wojownika tkwi nawet we mnie. Nie potrafiłem odejść nie próbując.

Po potyczce nie nastąpiła ciemność. Byłem w bardzo jasnym miejscu, sam jak palec, zupełnie jak przez całe życie. Nieoczekiwanie spotkałem tam Naruto i zamiast szczęścia, poczułem żal ściskający moje serce. Tylko nie on. Ten nadpobudliwy shinobi miał szanse na szczęście, o którym ja nie mogłem nawet śnić.

— Chodźmy Gaara. Wszyscy na ciebie czekają — powiedział, a ja mu uwierzyłem.

Obudziłem się otoczony tłumem ludzi i przez pierwszy moment poczułem szczęście. Nawet na mnie czekało niebo. Oprzytomniałem, kiedy w zbiorowisku głów zobaczyłem uradowane twarze, ale i takie pełne goryczy. Podobne spojrzenie towarzyszyło mi przez lata.

Naruto śmiał się beztrosko, a ja usilnie próbowałem przypomnieć sobie przemowę sprzed lat, którą wciąż na nowo i na nowo doskonaliłem. W głowie miałem pustkę, ale jego pełne optymizmu i dobra oblicze podpowiedziało mi, że żadne słowa nie są potrzebne. Nie między nami.

Sakura trzymała w ramionach ciało Chiyo. Nie mogłem uwierzyć, że to właśnie ona, kobieta ze starszyzny, jedna z tych, którzy zdawali się nienawidzić mnie za nic, oddała życie w mojej obronie. Skoro czcigodna, u kresu swej wędrówki, się zmieniła, to ja też tak mogłem, prawda?

Twarz dziewczyny była skryta pod kurtyną różowych włosów, gdy stanęła naprzeciw niej. Wiedziałem, że kiedy podniesie głowę w zielonych oczach zobaczę zawiść, złość i odrazę. W taki sposób patrzyli ludzi, którzy stracili przeze mnie kogoś bliskiego. Trzymała nieruchomą dłoń jakby istniała między nimi więź zrodzona przed laty, kiedy tak naprawdę mogły się poznać raptem parę dni wcześniej. Wspólna walka zbliża, zupełnie jak mnie i Naruto. Uzmysłowiłem sobie, że walczyliśmy wspólnie, ramię w ramię, wiele lat wcześniej – przeciwko moim demonom.

Jej oczy jednak nie były wrogie, ale wystraszone. Mimo bijuu, który mnie opuścił, mimo tytułu lorda i lat pracy nad sobą, w świecie Sakury nadal byłem tym dwunastoletnim dzieckiem, które omal ją zabiło. Nie mogłem jej za to winić, ale poczułem rozgoryczenie. Dla niektórych osób nie ma szansy na odkupienie.

Jaki Bóg nie pozwala odpokutować grzechów?



Zadziwiająco, jak wiele razy ją widywałem, kiedy najbardziej na świecie chciałem przed nią uciec.

Zawsze czułem jej obecność. Nawet bez spoglądania w podania o tymczasową wizę; tym zajmowali się Kankuro i Temari. Nie śledziłem wejścia do wioski, nie kazałem moim anbu informować mnie o jej przybyciu, nie siedziałem w oknie usilnie próbując wypatrzyć różowych kosmyków wystających spod płaszczy zagranicznych przybyszy. Wiedziałem, że znowu jest w mojej wiosce, bo poczucie winy spadło na mnie ze zdwojoną siłą. Bezwiednie, była egzekutorem mojej kary. Chciałem przed nią uciec ale wiedziałem, że nie mam do tego prawa. Musiałem przyjąć, to co przyniosły ze sobą lata bycia potworem.

Przybywała do Suny z rozkazu Hokage. Szpital Wioski Piasku podnosił się z kolan. Pamiętam, że przed laty był zaledwie zlepkiem próżnych indywiduum i przestarzałych idei. Dzięki Tsunade nareszcie mieliśmy prawdziwych lekarzy, których szkoliła ona. Musiałem krzyżować nasze spojrzenia i pytać o postępy adeptów, udając, że nie widzę tych oczu.

Przybywała do Suny za namową Naruto. Uzumaki zawsze potrafił zmiękczyć każde serce, więc zgadzała się spędzać urlopy razem z nim w Sunie. Wspomnienie jego głośnego, niezadowolonego krzyku nadal słychać w kątach mojego gabinetu, kiedy mówił, że Sakura została w zaciszu swojego pokoju zmęczona klimatem Suny i długą podróżą.

Przybywała do Piasku w pogoni za wspomnieniem Uchihy. Pogłoski o jego rzekomym pojawieniu nie ominęły nawet Suny. Zjawiali się, razem z Naruto, co jakiś czas jak cienie; duchy przeszłości, które szukały jednego z nich.

Za każdym patrzyła na mnie oczami dziecka. Czułem się jak potwór spod łóżka, strzyga ze strasznych opowieści, demon, przed którym przestrzegają kaznodzieje we wszystkich poznanych wierzeniach i religiach. Byłem uosobieniem zła, ale nie wińcie jej za to. Przez lata zabijałem i niszczyłem tysiące żyć. Nie każda z tych zbrodni była sprawką Shukaku.



Ślub Naruto napawał mnie dziwnymi uczuciami. Tęsknota za dotykiem przybrała na sile, a pod opuszczonymi powiekami dłonie Yashamaru głodziły czule moje włosy. W tamtej chwili byłem tylko zwykłym dzieckiem. Wyobrażeniem sobie, że stoję na ołtarzu, a zamiast liści na horyzoncie migocze zarysy piaskowych wydm. Pomyślałem, że tylko ktoś bardzo zdesperowany mógłby chcieć mnie poślubić.

Sakura przez większość czasu towarzyszyła niewysokiej blondynce, którą jak przez mgłę pamiętam z czasów panowania Shukaku. Bez trudu zauważyłem, kiedy oddaliła się na bezpieczną odległość i przyjęła na przedramię dużego, szarego sokoła. Skrzywiłem się widząc, jak na jej porcelanowej skórze pojawiły się krwawe wgłębienia po ptasich pazurach, ale ona zdawała się całkowicie to ignorować.

Wiadomość, czymkolwiek była, odwróciła jej uwagę od pierwszego pocałunku młodej pary. Pomyślałem, że to egoistyczne z jej strony. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że ja także nie patrzę na ceremonię. Moje oczy skupiałem na smutnym uśmiechu, który nawiedził jej oblicze, kiedy czytała treść wiadomości. Wydawała się być całkowicie sama w tłumie ludzi. Potrafiłem to zrozumieć. W tej chwili była mi bliższa niż ktokolwiek inny.

Kiedy wszyscy składali gratulacje młodej parze, zrozumiałem, że nie chcę dużo. Pragnąłem, żeby Sakura tylko raz, jedyny raz, obdarzyła mnie tym samym uśmiechem, który daje Naruto. W każdym momencie mojego życia chciałem być nim.



Potrafiłem z nią przebywać. Chociaż wiem, że nie uszło jej uwadze, że za każdym razem rzucałem się po pokoju jak ryba w sieci, przeskakując z kąta w kąt. Zjawiała się co pół roku, żeby sprawdzić czy szpital odpowiada standardom Konohy i kiedy nareszcie będzie mógł być całkowicie samodzielny.

— To ostatni raz, Kazekage-sama — powiedziała, a ja miałem pewność, że miała już dość silenia się na grzecznościowy ton, kiedy jej spojrzenie drżało jakby cała miała się rozpaść na milion małych kawałeczków.

— Oczywiście, jak sobie życzysz Haruno-san.

Nie podniosła spojrzenia, a ja usilnie starałem się skupić swoje oczy na zarysie piaskowych wydm okalających Sune.

— Nie spytasz o powód?

— Nie musisz mi niczego tłumaczyć, to twoja decyzja.

Długo milczała.

— Jestem w ciąży, nie mogę więcej podróżować. Później zajmę się opieką nad dzieckiem.

Nie miałem prawa pytać czy ojcem jest Uchiha, czy przyjmie jego nazwisko do dokumentów i herb na szaty.

— A ty... — Jej głos był niepewny i drżał. Nie rozumiał dlaczego próbowała ze mną rozmawiać. Jeśli miała to być kara za jedną z wielu krzywd, które jej wyrządziłem, to była okrutna. — Nie planujesz dzieci? Wszyscy dookoła już się żenią, to chyba ten wiek.

— Nie zniszczę nikomu życia.

— Raczej je dasz, Kazekage-sama.

— Nie mówię o dziecku, mam na myśli kobietę.

— Och — to wszystko, co potrafiła powiedzieć.

Już dawno nie patrzyłem jej w oczy. Potrafiłem znieść nienawiść bezimiennych sunijczyków, którzy nigdy mi nie zaufali, ale to było coś innego. Powinniśmy się pożegnać w pokoju, uwzględniając wszystkie grzecznościowe reguły i obyczaje naszych wiosek, ale... Kiedy pomyślałem, że następny raz ujrzę ją za parę lat, i to kiedy dopisze mi szczęście, nie potrafiłem się powstrzymać. Wiedziałem, że to może być ostatnia możliwa próba.

Moje palce drżały, kiedy dotknąłem jej skóry na ramieniu. Miałem sucho w ustach i pusto w głowie, nie wiedziałem co spodziewam się zobaczyć. Czy pragnąłem, żeby znów się mnie bała? Czy chciałem ponownie zastanawiać się jak głęboko we mnie jest ukryty potwór, którego lęka się latami?

Moja brawura wytrąciła ją z równowagi. Dłonią potrąciłem parę brulionów zawierających szpitalne raporty, które zsunęły się z drewnianego blatu. Była zaskoczona, ale... Zobaczyłem coś, o czym nawet nie potrafiłem marzyć. Miałem wrażenie, że nareszcie nim jestem. Chłopcem, który pokonał bestię w sobie i czynił dobro od najmłodszych lat, który znalazł szczęście i swoje miejsce na ziemi. Kiedy na jej twarzy zagościł łagodny, szczery uśmiech naprawdę poczułem się jak w skórze Naruto.

Zastanawiałem się, kiedy nastąpiła przemiana. Którego ranka opuścił ją sen, a ona podnosząc powieki ukazała światu oczy, w których nie było już strachu? W której chwili uzmysłowiła sobie, że nie jestem wcieleniem diabła, a tylko człowiekiem z makabryczną przeszłością? Kiedy pomyślała, że już czas porzucić dziecięce lęki?

— Nie mów tak — wyszeptała i brzmiała na rozbawioną. Ciekawe czy to mój nieporadny wyraz twarzy tak bardzo ją śmieszył. — Każdy zasługuje na szczęśliwe zakończenie.

Powinienem czuć euforię i zadowolenie. Ciężar z moich ramion powinien zlecieć, ale zamiast tego poczułem przejmujący smutek. Zrozumiałem, że jej uśmiech miał być pierwszą rzeczą z setek, tysiąca innych, które od niej oczekiwałem. Był tylko początkowym krokiem w drodze do miejsca, w którym pragnąłem się znaleźć.

Ale na nic innego nie było czasu i możliwości. Nie w tym życiu.

Uzmysłowiłem sobie, że jednak istnieje Bóg, który pozwala na odkupienie win. Ale po wyznaniu grzechów następuję pokuta. I choć w tym wszystkimi jest światełko nadziei dla mojej spaczonej duszy, to nie ma mowy o szczęśliwym końcu.



Chociaż niczego nie zmawiałaś dedukuję Ci ten one-shot ponieważ jest w nim Gaara, nawet jeśli razem z Sakurą. Nie trudno zauważyć po postaciach występujących w opowiadaniach, że właśnie ona jest moim ulubieńcem. Bardzo doceniam fakt, że mimo Twojej niechęci do niej śledzisz moją twórczość. Lubię, że Sakura wzbudza w Tobie wiele emocji, nawet negatywnych. Bo o to w tym wszystkim chodzi. Jako pisarze chcemy poruszać czytelników. Nie ważne w jaki sposób. 
Wszystkie zamówienia zostały opublikowane (plus dwa moje teksty). Tekst o Tematyce InoxShikamaru porzucam, ponieważ nie mogłam skontaktować się z Anonem, który go zamówił. Niedługo zaczniemy drugą turę. Buziaki~

6 komentarzy:

  1. Zaskoczyłaś mnie!

    Przemyślenia Gaary zawsze miło mi się czyta i, jak zazwyczaj, miałam ochotę uścisnąć tę kupkę nieszczęść. Zapewnić, że ma sobie wybaczyć, że zasługuje na dobro. Nawet jeśli w tym przypadku początkiem uzdrowienia miałaby być Sakura, to cieszę się, że podjął próbę i wierzę, że zdobędzie szczęście, a nie tylko odpokutuje za swoje winy. Przecież poza Sakurą istnieją kobiety :P Albo mężczyźni. Nie wiem, czy dzieliłam się moimi przemyśleniami z Tobą, ale moim zdaniem kanoniczny Gaara jest homoseksualistą. Może to za dużo powiedziane, ale jedyną osobą, którą darzy uczuciem, jest Naruto :D

    W sumie to Sakura była tutaj tłem i muszę przyznać, że jako tło nie wywołała u mnie zbyt wielu negatywnych emocji ;) No może poza tym, że Gaara z niezrozumiałych pobudek aż tak liczy się z jej zdaniem, ale czemu mam się dziwić? To Twoja ulubiona bohaterka musiała zatrząsnąć światem Szanownego :P

    Dziękuję, że i dla Kazekage-sama znalazłaś miejsce w swojej twórczości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest, tez miałam podobne teorie odnośnie jego orientacji. Szczerze mówiąc myślę ostatnio o GaaLee. Znalazłam fanarty, które mnie rozczulają tak bardzo, ale w żadne sposób nie potrafię nic o nich napisać (wiem, bo próbowałam) dlatego proszę niech nikt tego nie zamawia xd
      Jeśli nad tym pomyśleć, to Lee jest wielkoduszną osobą, pełną empatii i radości życia. Nie rozpamiętywał krzyw, które wyrządził mu Gaara. Już przecież w tych filerach po egzaminie na chunnina, kiedy się spotkali (Gaara uratował Lee przed Kimimaro) traktował go jak normalnego człowieka, a nie demona, obdarzając go tą swoją radością ducha. Wybaczenie i uczucie od osoby, której niemal zniszczyło się życie bardzo pomogłoby tamtemu Gaarze przezwyciężyć potwora w sobie. To niezły kamień węgielny dla historii. Tylko, zazwyczaj w tych wszystkich artach Gaara jest... Taki delikatny, kobiecy, może dla niektórych zbyt kobiecy. Jak na dłoni wydać, że reprezentuję postawę "uke" (pasywną). Ale mi to nie przeszkadza i może kiedyś dojrzeję, żeby napisać coś o nich, co nie będzie zbyt sztywne.

      Przykładowy art: 1 2 3

      Usuń
    2. Spotkałam się już z tym paringiem, ale jedyną rzeczą, z którą jestem w stanie utożsamić swoje uczucia, to reakcja Kankuro xD

      Nie chodzi nawet o homoseksualizm Gaary, bo jak wcześniej wspomniałam, wydaje mi się on poniekąd kanoniczny, tylko właśnie o sposób przedstawienia go w tych fanartach ;)

      Usuń
  2. Jaaacieee
    Twoje partóweczki zawsze są o tyle niespodziewane.. że nie wiadomo, czy dana historia zakończy się źle, czy dobrze. I właściwie to czytając zakończenia czasami zastanawiam sie jeszcze nad tym głównym motywem. xD
    Tutaj porobiło się bardzo nostalgicznie. Podobały mi się te przeskoki w czasie - wszystkie momenty, w których dane im było się spotkać. Fakt, nie było tych razy zbyt dużo, a jednak wszystko wpasowało się w idealną całość.
    Taki smutny ten Gaara tak w ogóle. Taki samotny. Niby Kazekage
    a jednak
    wciąż obcy we własnej wiosce.

    OdpowiedzUsuń
  3. Strasznie przyjemnie się to czytało. Było tak nostalgicznie, idealnie trafiło w mój gust, a mimo, że Gaara nie jest moją ulubioną postacią, to i tak pochłonęłam całość w kilka minut.
    Uwielbiam Twoje partówki <3

    PS Te arty z komentarza wyżej to złoto <3 :D

    OdpowiedzUsuń

Wena żreć coś musi — jeśli czytasz, to doceń naszą prace i skomentuj!