Halloweenowy specjał! Kazda z Autorek pisała swoją część. Zapraszamy do przeczytania naszego potworka ^^
17.00 | 31 października | siedziba Zbawienia
Dookoła panował mrok. Cztery postacie skupiały swą uwagę na bulgoczącym kotle pośrodku stołu. W powietrzu unosił się zapach anyżu i woń liści laurowych.
— Korzeń cynamonu — Sayuri wyliczała kolejny składnik mikstury. Oblizała spierzchnięte usta, a krew głośno buzowała w jej uszach. Cel był na wyciągniecie ręki. Coś zaszeleściło obok, a w jej dłonie pojawiła się niewielka paczka. — Nie kuźwa, tak się nie da pracować! Krropcia, zapal światło.
Biuro Zbawienia rozjaśnił żółty błysk jarzeniówek.
— Naprawdę? NAPRAWDĘ?! — Zaczęła wymachiwać w stronę Temiry opakowaniem mielonego cynamonu. — Najpierw zapach do szafy zamiast lawendy, a teraz to? Miałeś jedno zadanie!
— Co to za różnica? — Wzruszyła ramionami. Przyzwyczaiła się do humorków szefowej i na wszelkie złamania i wybuchy patrzyła z pobłażaniem. — Przecież to dokładnie to samo.
— Czy ty słuchałeś kiedykolwiek Severusa?! Nie chodzi tylko o składniki, ale i ich formę, a nawet sposób krojenia!
— Kuźwa, kolejny fandom do ogarnięcia przy tych wariatkach.
Na biurku leżał mały, przypalony od spodu garnek, a pod nim turystyczna kuchenka z jednym palnikiem. W środku znajdowała się woda, rozmiękczone naklejki Naruto (które kiedyś dodawano do rogalików z czekoladą), zawieszka o zapachu lawendy i parę kuchennych ziół
— Jak właściwie miało to zadziałać? — zapytała Temira.
— Znalazłam zaklęcie w necie. Dziś był odpowiedni dzień na przetestowanie go. Nieważne, kończymy. Nic z tego nie wyjdzie. Nie skontaktujemy się z Daddym.
— Nadal uważam, że to był kiepski wybór. Już wyobrażam sobie jak by się na nas rzucił… Nie w ten sposób! — krzyknęła, widząc głupkowaty uśmiech Sayu.
— W takim razie był to sabotaż! — Krropcia wymierzyła w wiceprezesa Zbawienia oskarżycielsko palcem.
— Coś mówiłaś? — w dłoni Temiry pojawił się jej mały przyjaciel, srebrny pistolet. Odbezpieczyła broń.
— Że już dość późno, a ja muszę wrócić z tego miejsca poza czasem i przestrzenią do swojego miasta. Nara!
Wybiegła, a zakładowy ninja ruszył w pościg za nią. Oczywiście, żeby dopilnować, aby nic jej się nie stało, nie inaczej.
— Gdzie tak właściwie Natka? — zapytała Ginny, nieufnie spoglądając w stronę zakładowej szafy, jednak ponure flashbacki nie pozwoliły jej zbliżyć się do mebla na odległość mniejszą niż dwóch metrów. — Szuka weny?
— Ona w przeciwieństwie do nas ma życie prywatne.
— Ej!
Zanim wyszły Sayuri wsypała przeklęty mielony cynamon do garnka i szepnęła “niech się stanie” jak radził użytkownik “123VoldemortPatrzy” z internetowego forum alchemików i fanów eliksirów. Później razem z Gin wyszły z budynku.
Nie wróciłam na noc do swojego domu, tak jak reszta. Po jakimś czasie stanęłam znów pod gmachem znajomego budynku.
Od kiedy wstąpiłam w szeregi Zbawienia, ciemność stała się moją inspiracją. I gdy Sayuri strzegła Zbioru w dzień — ja czyniłam to po zmroku. Choć nikt o tym nie wiedział. Podobnie jak o poluzowanym oknie i rynnie umożliwiającej komfortową wspinaczkę na rozległy parapet.
Strzepałam z dłoni kurz i potarłam czoło, ściągając z głowy kaptur. Po pomieszczeniach wciąż rozchodził się zapach dymu ze świeczek oraz charakterystyczna woń roztopionego wosku. Atmosfera mistycyzmu, komedii i nastoletniego rytuału Ognia wciąż unosił się w powietrzu.
— Śmierdzi jak w świątyni a zewsząd wieje biedą. Un! — Męski głos cieknący irytacją wybrzmiał, komponując się z grą moich myśli tak zgodnie, że wcale nie wyczułam niezgodności. Owa pojawiła się na równi z postacią, która, mimo późnej pory (i zamkniętych drzwi) nagle stanęła w progu. Męska sylwetka groźnie wyróżniała się w mroku.
Stojąc tuż przy oknie, w zasięgu nikłego światła latarni zamarłam. Siódmy zmysł przekonywał mnie, że nie zostanę dostrzeżona, bo ludzkie oko nie jest fizycznie w stanie przedrzeć się przez tony mojego kamuflażu.
— Hidan, trupie, nawet Sekta zasługuje na miejsce godne czci! Un!
Gdzieś tam, wewnętrzny cynizm nie pozwalał mi oprzeć się pokusie przekornego wzruszenia ramion. To miejsce istotnie było jak spotkania zapalonych fanatyków. A później równie rezolutna kobieta (którą gdzieś tam byłam) targnęła się do przodu, silnie poruszona obelgą.
W zamiarze miałam wykrzyczeć: Hidan?! Nazwałeś mnie Hidan?!, w konsekwencji moje gardło opuściły jednak mysie piski: Deidara?! Ty jesteś Deidara?!
Istotnie. Blondyn, z płaszczem w chmury i grzywką na oku, na litość boską, był właśnie sobą. Na dwa kroki w przód wykonałam natenczas trzydzieści susłów w prawo. Dokładnie tyle, ile potrzebowałam na dotarcie do skrytki w której trzymałam broń. Mężczyzna ruszył za mną, słyszałam hałas, który generowały jego ciężkie kroki. Pytał o coś krzycząc; w pędzie na pewno gwałtownie zderzał się z meblami - a przynajmniej tymi które celowo przewaliłam pod jego stopy.
Wpadłam na biurko jak oszalała przesuwając je o dobry metr i chwyciłam za ukrytą pod blatem spluwę. Nie wahałam się. Oglądałam ZBYT dużo odcinków z jego udziałem, żeby wiedzieć, że żaden autograf nie jest wart takiej śmierci.
Odwracając się posłałam ku niemu całą serię strzałów. Naboje jeden za drugim powbijały się w ściany. Huk zatrzymał go w miejscu. Albo miał wielkie szczęście… albo część mnie serio chciała ten cholerny autograf. Dysząc ciężko zastanawiałam się, czy zgodziłby się podpisać mi na brzuchu.
— Czy to jest… — Nieoczekiwanie jego oczy rozszerzyły się do szczenięcych rozmiarów. Wypełniły je tony fascynacji tak namacalnej, że równie dobrze można by lepić z niej tak, jak z gliny którą władał. — Czy to jest magiczna maszyna która włada eksplozjami?! Jedna za drugą! BAM BAM BAM BAAAM! Bez wysiłku!!
Krzyczał, choć była trzecia w nocy.
Nieoczekiwanie wybranie na lokalizację biura Zbawienia opuszczonego budynku po za tym, że za darmo, rościła sobie jeszcze jedną korzyść. Nikt nie zadzwoni teraz na Policję. Oraz, co natknęło mnie dość nagle. Idąc tym tropem, nikt również nie przyjdzie mi z pomocą.
Targana konkluzjami głębokimi, natury raczej nie wszelakiej poddałam się już całkiem wyniosłym analizom miejsca, czasu oraz przestrzeni. Gdyż oto trwaliśmy tutaj. Ja, trzeźwa i od tygodnia nie biorąca żadnych twardych narkotyków, wierząca gorliwie, że to nie dym z kadzidła które przyniosła Sayuri wywołał tę nieprawdopodobną sytuację; z pistoletem wycelowanym w zapalonego, szalonego piromana który właśnie wpatrywał się cielęcym wzrokiem i wyciągał ręce w stronę mojej broni. Usta na jego dłoniach mlaskały niespokojnie.
— Umarłem i jestem w raju — wyznał rozanielony. — W raju Jashinistów ale już trudno. Przynajmniej jest tu jakaś dziewica!
— Tylko nie dziewica!
— A więc ktoś już tu był… — Poklepał się po podbródki. — Z dwojga złego ta zabawka mi wystarczy. Oddawaj!
— Ani kroku!
— Boże, czy nawet w raju doskwierać mi będzie upartość i logika kobiet?! — zawył. — Umarłem, a ty dalej grozisz mi śmiercią!
— No dobra! — Dojrzałam wyście z tego piekielnego, pokrytego czarnym ogniem amaterasu tunelu. A poza tym zawsze byłam trochę rąbnięta. — Spokojnie! Witamy wwww eee.. Krainie Jashina! Kule Zatracenia Cię nie trafiły więc eee… jesteś godny bycia posiadaczem tego eee.. Boskiego Pistoletu Zagłady! Proszę! Oto daję Ci ten przyrząd w ramach pokoju! I przyjaźni! Wielkiej, gorliwej przyjaźni ... Pozbawionej przemocy!
Ostrożnie podeszłam do Deidary wręczając w jego niecierpliwe ręce, jak ostatnia kretynka, swoją jedyną deskę ratunku.
Mężczyzna podskoczył jak dziecko, wymachując strzelbą na wszystkie strony w niebezpiecznym wirze radości. Ważył jej ciężar w dłoniach; jego języki suwały się po zimnej stali w euforii.
— Chłopaki mi nie uwierzą! To nie do wiary!
Nieoczekiwanie posłał w sufit potężną serię wystrzałów śmiejąc się diabolicznie. W jednej chwili stałam, w drugiej leżałam na ziemi pewna, że wszystkie kule trafiły we mnie. Efekt placebo był na tyle silny, że widziałam siebie z lotu ptaka, pokonując trasę w górę niczym dusza opuszczająca ciało.
Zemdlałam nurtowana przez jedną, niepokojącą myśli.
Czy właśnie nieumyślnie zrewolucjonizowałam całe uniwersum Naruto?
Zegarek, stojący na komodzie, wskazywał dwudziestą trzecią.
Kiedy to sobie uświadomiłam, z głośnym westchnięciem wyciągnęłam rękę po pilota. Chwilę później w salonie zapanowała cisza. Nie bardzo wiedząc co ze sobą począć, omiotłam pomieszczenie wzrokiem. Nie było ono duże. Ściany zostały pomalowane na jasny kolor, zaś nieco już stare wyposażenie utrzymano w ciemniejszych barwach. Nie miałam dużo mebli – poza komodą i kanapą w pokoju ustawiono dwa fotele, ławę oraz szafkę pod telewizorem. Ostatni element wyposażenia skończył nieopodal drzwi balkonowych połączonych z dużym oknem. Nie spodziewając się ujrzeć niczego niezwykłego, potoczyłam spojrzeniem po komplecie. Ku swojemu zaskoczeniu, powyżej linii okiennej ramy, dostrzegłam kształt. Po uważniejszym przyjrzeniu się dostrzegłam więcej szczegółów: szarą sierść, której część sterczała na czubku łba, tworząc coś w rodzaju irokeza. Nieco niżej czarny nos oraz równie ciemne wargi zaciśnięte w wąską linię. Czy to pies?, przemknęło mi przez myśl. Pokręciłam gwałtownie głową, chcąc wyrzucić stamtąd niedorzeczne pytanie. Tak, niedorzeczne, bo żaden pies nie mógłby się znaleźć na balkonie, ulokowanym na pierwszym piętrze! Chociaż ponoć w Halloween wszystko jest możliwe, stwierdziłam, wstając z kanapy. Zanim jednak ruszyłam w stronę drzwi, moje uszy zarejestrowały hałas. Zaskoczona spojrzałam przez ramię. Zaczęłam nasłuchiwać, lecz dźwięk się nie powtórzył. Uspokojona ponownie wbiłam wzrok w okno, niemniej niczego już za nim nie dostrzegłam. Nie, żebym mnie to nie ucieszyło…
— Chyba za dużo wina na dzisiaj — zawyrokowałam, zerkając niepewnie na stojącą na ławie butelkę.
Z kolejnym głośnym westchnięciem sięgnęłam po naczynie i leżący obok korek. Bez zastanowienia je zatkałam, a następnie odstawiłam z powrotem. Chwilę później znowu coś usłyszałam, więc automatycznie nadstawiłam uszu. Dość szybko rozpoznałam źródło hałasu, którym były zbliżające się kroki. Jakim cudem, skoro zawsze zamykam za sobą drzwi i przynajmniej dwa razy sprawdzam czy to zrobiłam?! Przełknęłam ślinę, po czym sięgnęłam po butelkę. Mocno zacisnęła palce na jej szyjce i ruszyłam w kierunku drzwi. W tej samej chwili zza ściany wyłonił się znajomy kształt. Na jego widok wytrzeszczyłam oczy.
— T-ty… Ty serio jesteś psem… — wydukałam, taksując zwierzaka wzrokiem. — Skąd się tutaj wziąłeś?
W odpowiedzi zwierzak szczeknął i zaczął wesoło merdać ogonem, co wywołało u mnie delikatny uśmiech. Mimo to, nadal czułam niepokój związany ze słyszanymi krokami. One były zbyt wyraźne, żebym mogła uznać je za omamy słuchowe… Krótkie szczeknięcie przerwało potok ponurych myśli. Zaskoczona i nieco wystraszona spojrzałam w dół. Pies, opierając przednie łapy o moje kolana, stał na tylnych nogach. Dopiero teraz zauważyłam, że przez cały czas miał otwarte tylko jedno oko. Wiedziona chęcią bliższego przyjrzenia się futrzakowi, kucnęłam. Zamknięty oczodół przecinała podłużna blizna, najpewniej zrobiona ostrym narzędziem. Co za skurwysyn cię tak skrzywdził?, zapytałam w myślach, odruchowo wyciągając rękę w stronę sznyty. Zwierzak odskoczył, po czym uciekł. Bez większego zastanowienia ruszyłam za nim. Chwilę później stałam w progu kuchni. Snop światła z przedpokoju padał na skorupki stłuczonego kubka.
— Czyli nic mi się nie przesłyszało… — mruknęłam, przypominając sobie pierwszy hałas. — Ty to zrobiłeś? — spytałam, wbijając wzrok w miejsce, gdzie powinien stać pies. Niestety, nie stał.
— Pijacka schiza dobiegła końca… — stwierdziłam, klęcząc przed rozbitym naczyniem. Zaczęłam zbierać jego części, starając się przy tym nie pokaleczyć. Jednak moje myśli uparcie krążyły wokół pieska i to tylko nie przez sympatię, którą we mnie wzbudził. Po prostu było w nim coś podejrzanie znajomego… Co ciekawe, miałam też pewność, że nigdy wcześniej go nie widziałam!
W pewnym momencie poczułam na sobie czyjeś spojrzenie, więc odruchowo podniosłam głowę. Pod oknem stała postać. Była wysoka, ale nieokiełznana czupryna dodawała jej dodatkowych centymetrów. Nie widziałam twarzy, bo zakrywała ją maska kształtem przypominającą pysk lisa. Jedynym, co mogłam ujrzeć, były oczy, jednak niemal w tym samej chwili, w którym to się stało, nagle wszystko wokół ucichło. Niestety, sekundę później odniosłam wrażenie, że grawitacja chciała mnie zmiażdżyć, a moje serce wyskoczyć z klatki piersiowej. Zaczęłam ciężej oddychać, jednocześnie czując jak zaczynam się pocić. Do kompletu szybko dołączyły nieprzyjemne dreszcze. Co jest, do cholery?!, wrzasnęłam w myślach przerażona.
Postać do mnie podeszła, co zarejestrowałam przez zasłonięte mgłą oczy. Kucnęła przede mną, nie zrywając przy tym kontaktu wzrokowego. Zmniejszenie dystansu nagle pogorszyło atak.
— C-coś ty mi zrobił…? — wydusiłam przez zaciśnięte zęby. — Z-za co…?
— Intencja zabijania – odparł. — Pytasz „Za co?”… Po prostu chciałem ci pokazać jak tragicznie mogą skończyć się zabawy spirytystyczne — wyjaśnił, przy okazji przykładając mi coś zimnego i ostrego do szyi.
I-intencja zabijania…?, powtórzyłam w myślach. Nie wiedzieć czemu te słowa coś mi mówiły, ale nie mogłam sobie przypomnieć gdzie je usłyszałam. Spojrzałam na zamaskowaną postać, jakby miała pomóc w rozwiązaniu zagadki i w tej samej chwili wszystko zrozumiałam. Nieokiełzana czupryna… Lisia maska… Tatuaż na ramieniu… Szary uniform przypominający zbroję… O kurwa mać!
— T-ty… je-jesteś… — zaczęłam nieskładnie, czując jak nagle atak minął. — KAKASHI HATAKE!
Bez większego zastanowienia wyciągnęłam drżące ręce w stronę białego tworzywa, zasłaniającego twarz jednej z moich ukochanych, ale – niestety – fikcyjnych postaci. Ujrzałam czarne oczy pełne dezorientacji i zaskoczenia, wzdłuż lewego ciągnęła się podłużna blizna. Dotknęłam jej, po czym najmocniej, jak umiałam, przytuliłam Hatake. Wplotłam dłonie w burzę szarych włosów i nieświadomie przesunęłam palcami w górę, a potem w dół. Czując pod opuszkami miękkie kosmyki, wydałam z siebie cichy jęk.
— Dusisz mnie…
— Co? — zapytałam nieco nieprzytomnie.
— Dusisz mnie!
— Oh… - westchnęłam. — Wybacz. To z miłości.
— Mówił ci ktoś, że jesteś dziwna?
— Nie raz i nie dwa — odparowałam. — Oh, przestań biadolić i napijmy się!
Omiotłam kuchnię w poszukiwaniu butelki wina, którą planowałam znokautować Hatake. Dostrzegłam szklane skorupki nieopodal drzwi. Ze strachu ją upuściłam i rozbiłam, stwierdziłam w myślach, Może znajdę coś w salonie?. Pocieszona tym pytaniem, odwróciłam głowę w stronę Kakashiego:
— Jestem chujową gospodynią — oznajmiłam prosto z mostu. — Przecież gości przyjmuje się w salonie, no nie? Zwłaszcza tych specjalnych — zakomunikowałam. Chwilę później stałam na lekko drżących nogach, czekając aż Hatake pójdzie w moje ślady. Kiedy również mężczyzna wreszcie dźwignął się z podłogi, bez zastanowienia chwyciłam go za dłoń i pociągnęłam w stronę salonu.
— Alkohol ponoć rozwiązuje wszystko: od sznurówek aż po języki — zaczęłam, przechodząc przez próg kuchni. — Zawsze chciałam cię lepiej poznać…
— Nie mogę ci odmówić, prawda?
— Nie — zaśmiałam się. — Zacznijmy od czegoś prostego: Ile czasu zajęła ci nauka zamiany w psa?
Odpowiedziało mi przeciągłe jęknięcie.
Nerwy już dawno opuściły moje ciało. Nieznaczną zasługę miała w tym herbatka z wiśniową nalewką, a raczej nalewka z dodatkiem herbaty. Sen przyszedł szybko i nie było powodu mu się opierać.
Nieświadoma wybicia godziny duchów, leżałam w łóżku, a ciepło kołdry i miękkość poduszek wprawiły mnie w błogi stan. Nagle poczułam dotyk. Umysł nie chciał go zarejestrować i wyrwać się z przyjemnej drzemki, próbował to zignorować, jak namolną muchę. Wrażenie dotyku było jednak dziwne, niespotykane i nowe, bo całkowicie pozbawione ciepłoty innego ciała. Powoli otworzyłam oczy, a wzrok skupiłam na swojej dłoni — wyciągniętej ku górze, w dziwnej, nienaturalnej dla uśpionego ciała pozycji. Nie widziałam, żeby cokolwiek mnie trzymało, a jednak uczucie, że coś obcego, inna wolna podtrzymuje ją w tej pozycji nie chciało mnie opuścić. W słabym blasku niebieskiego księżyca zobaczyłam cienką, niemal przezroczystą nić przytwierdzoną do mojej ręki.
— Ach, czy mam twoją uwagę?
Powiedzieć, że poczułam się skołowana to mało. Oto ktoś, obcy nieznajomy, siedział na skraju łóżka. Cała jego postać była ukryta w mroku pokoju. Niewielki podgrzewacz w świeczniku już dawno się wypalił, a blask księżyca nie dostał do tej strony pomieszczenia. Zimny dreszcz przerażenia przebiegł po moich plecach. Przez głowę przebiegła mi myśl, że zabawa w czary i eliksiry nie była dobrym pomysłem.
Postać wstała i obeszła łóżko dookoła. Mężczyzna podszedł do okna i wyjrzał przez nie.
— Dziwne budynki — powiedział jakby do siebie, a serce stanęło mi na sekundę.
W mojej sypialni, przecząc wszelkim prawom logiki, stała fikcyjna postać, którą pokochałam miłością wielką i prawdziwą.
Wstrzymałam oddech, a jego orzechowe oczy skierował się na mnie. Próbowałam zachować spokój, ale kiedy uniósł w ten boski, sugestywny sposób swoją rudą brew, nie wytrzymałam.
— O mój Boże, to najlepszy sen jaki w życiu miałam. Kocham cię jako anime boya, ale ludzie, w rzeczywistości też niezłe z ciebie ciacho. Nawet w nocy twoja grzywa napierdala jak światło stopu, jest boska! No nie wierzę, mój Danna, kayaaa~ Nie chcę nigdy się budzić. Tozbytpiękneżebybyłoprawdziwe. CZY MOGĘ DOTKNĄĆ TWOICH WŁOSÓW?!
Rozkaszlałam się, próbują jednocześnie mówić i nabrać powietrza do płuc.
— ALBO NIE. Przecież wolę, kiedy w ficzkach to ty masz kontrolę. Oddaje się pokornie w twoje ręce, Sasori-sama!!
Zaalarmowany moim histerycznym krzykiem uwielbienia, poruszył palcami, sprawiając że przy użyciu nici chakry, własną dłonią sama zasłoniłam swoje usta.
— Dziwne stworzenie — pokręcił głową. Jego wzrok skierował się na laptopa, przy którym zasnęłam. Na jego jasnej twarzy malowała się wielka konsternacja.
— Dlaczego na tym urządzeniu są moje podobizny? — Zmrużył oczy, a ja z bijącym wściekle sercem uzmysłowiłam sobie, że (oł maj gad) MA LUDZKIE CIAŁO. To jeszcze lepsze! — Setki podobizn. Dlaczego zbierasz o mnie informacje, dziewczyno? — Jego głos przybrał nieco ostrzejszą nutą, ale mi to w zupełności nie przeszkadzało.
Prawdopodobnie kierowany instynktem nacisnąć strzałkę na klawiaturze laptopa, a jego oczom ukazały się kolejne, coraz odważniejsze fanarty. Na sekundę wyćwiczona latami maska zsunęła się z jego twarzy, kiedy wytrzeszczył oczy w szoku.
— Naprawdę dziwne stworzenie — powtórzył. Później jego usta wykrzywiły się w ten cudowny, oszałamiający, drwiący uśmiech. — Chyba musisz mi wyjaśnić parę rzeczy. Radzę ci, żebyś współpracowała, bo inaczej… Jak to mówią u was… — Nachylił się nade mną. — Cukierek czy psikus?
Praca w normatywnych godzinach biurowych nigdy nie była dla mnie. Jako istota przesiąknięta studiami stanowię dziwną hybrydę, coś pomiędzy wiecznie zmęczonym gołębiem i aktywną jedynie po zmierzchu sową. A pociąg do pracy odczuwam tylko w ciszy, gdy ciemność przerywa mi poświata ekranu i błysk wolframowego żarnika, bijący z lampy pozbawionej abażuru.
Poza tym w Zbawieniu to zawsze jest tak, że ktoś słyszy. Albo co najmniej słucha.
Stary budynek ze swoimi grubymi, kamiennymi murami, zapewniał mi komfort termiczny całe lato, gdy upał unosił się w powietrzu okrągłą dobę, a ciepło promieniowało z okolicznych betonowych molochów aż do późnych godzin wieczornych. I mimo płynącej z tego faktu dzikiej rozkoszy nie byłam w stanie skupić się na pisaniu.
Odkąd się tu wprowadziłam, odkąd zajęłam niewielki kąt z biurkiem i białą tablicą, co noc słyszę stłumione krzyki, odgłosy walki, tylko czasem przypominające wycie starego budownictwa.
Jest koniec października i nareszcie czuję się na siłach sięgnąć po kolejne zamówienie. Przekopując książki, artykuły czy nawet dark ficzki poszukuję inspiracji i suchych faktów. Wszakże tekst bez dobrego riserczu to żaden tekst.
Gdzieś pomiędzy młotem na czarownice a metodami przesłuchań z wschodnich imperiów xx wieku orientuję się, że moje małe badania zajęły mi zdecydowanie więcej czasu niż bym chciała. Za oknem ciemność osiąga swoje dobowe ekstremum. W świetlnych wyrwach ulicznych latarni dostrzegam jedynie mgłę nadciągającą z sąsiedzkiego jeziora. Opada kilka metrów za oknem, skutecznie zasłaniając widok na pobliskie skrzyżowanie i tłumiąc dźwięki. Ale tylko te zewnętrzne.
Trzecia nad ranem to moja godzina. Świat zapada się w ciszy, zupełnie jakby ładował kolejny dzień a moje życie przez chwilę stanowiło loading screen. Pora duchów przyjemnie wychładza organizm i otoczenie a ja wyciągając z uszu słuchawki zamykam na chwilę oczy niemal smakując eteryczność chwili.
Ciężkie, zdecydowanie męskie kroki to nie jest coś czego oczekuję. Gorąc i zimne poty uderzają jednocześnie w różne fragmenty ciała. O tej porze powinnam być tu zdecydowanie sama. Chyba że.
— Czemu za każdym razem, gdy on musi coś załatwić, kończymy w ruderze? Nie mógłby chociaż raz mieć biznesu w gorących źródłach?
Jękliwy ale mimo to zdecydowanie samczy głos jest tuż za drzwiami, spod których nie wybija snop światła. Oj nie podoba się to dla mnie, oj nie. Dłonie mi się pocą, czuję też jak ślina tężeje i kwaśnieje mi na języku ale najgorsze dopiero nadchodzi.
— A to co?
Zapadnięty w ciemności intruz zatrzymuje się i wiem, że nigdzie nie ucieknę. Nawet przez sekundę nie podważam słów o egzotycznej formie spa. Mózg zdecydowanie uprasza się o sen ale współczulny układ nerwowy ma zupełne inne zdanie na ten temat. Głęboko osadzone na zawiasach drzwi szurają po podłodze wzdłuż wiekowego wytarcia, a ja czuję tylko walące serce, które chyba zaraz obije mi żebra.
W progu mężczyzna. Wyższy ode mnie trochę, nieznacznie. Kurwa. Blokuje drzwi szerokimi ramionami i czerwoną kosą o trzech zębach. Pierdoloną kosą.
Wydobywam z siebie dźwięk. Ni to jęk ni to zawód. Ważne, że wystarczająco zdradziecki aby skupić uwagę neonowych oczu na sobie. Fioletowych. I nagle dociera do mnie, że to sen. Mara lub koszmar. No bo przecież tuż przede mną stoi połowa z zombie duetu.
— Fascynujące! W tych murach czuję Yashina. To zdecydowanie dom boga. — Hidan. Ten Hidan. Bez większych oporów postępuje do przodu. Wymija mnie i zerka na pozostawione na tablicy notatki. Igły pod paznokciami, miażdżenie łękotek bejsbolem, fazy gnilne ludzkiego ciała.
— Oh Yashinie — wzdycham, chociaż nie jestem do końca pewna czy to specjalny zabieg, czy bardziej mimowolna reakcja na missing-nina. Kątem oka dostrzegam zahaczony o tablicę wisiorek krwawego boga i chociaż nie pamiętam żebym zamawiała go na aliexpres za trzy dolary siedemnaście centów, to jestem teraz wdzięczna, że mam słabość do fandomowych zawieszek i pinów.
— A więc jesteś wierząca. Doskonale! Nie ukrywam. Sądziłem, że ta rudera jak każda inna będzie pełna tylko ateistycznych świń… ale ty! Ty będziesz doskonałą ofiarą dla Yashina. Zaszczytem będzie poświęcić twój ból naszemu bogu!
Co on pierdoli. Nie wiem. Nie rozumiem. I chyba nawet trochę nie chcę wiedzieć. A jednak w momencie, gdy sens słów jako tako obija mi się o mózgowe zmarszczki, rzucam się w panice do biurka, gdzie pod stertą papierów leży mój podręczny, łóżkowy nóż myśliwski.
Mój chwyt wcale nie jest pewny. Dla mnie lepszy taki niż żaden ale Hidan chyba nie podziela mojego optymizmu, bo uśmiecha się kpiąco. Sekundy później szczerzy się tak samo szyderczo choć z jego piersi wystaje pięć centymetrów ostrza i piętnaście rękojeści.
— Uuu. Sadystyczna suczka z ciebie. Lubię takie.
Mówiąc to, złowieszczo oblizał usta. Kurwa oblizał. Oddech gdzieś mi uciekł. Jelita wydają się prostować i uciekać z otrzewnej przed niechybną śmiercią. Jednak zamiast krzyczeć w panice o wybaczenie, widzę jedynie kpinę i ciekawość jego spojrzenia. I od chuja popierdolenia.
— To… może zamiast składania ofiary, powiedziałbyś mi co nieco o zadawaniu bólu?
Tem: Mam wrażenie, że spotkanie z Sasuke mogłoby jakoś wpłynąć na Twoje nastawienie. *Sugestywnie porusza brwiami* Ale co ja tam wiem...
Tem: Hasztag TematDlaUwagi.
Hej Wy! A może zechcecie wspomóc biedną, szczutą autorkę nowym gadżetem?
Zabawa z tym specjałem była świetna. Jeszcze raz dziękuję dziewczyny za wspólny wysiłek!
OdpowiedzUsuńTemi
Tutaj nieźle mnie zaskoczyłaś. Nie tylko, że tak potulnie oddałaś gnata, ale i że gdyby pozwolił, to podsunęłabyś swój brzuch Deidarze, żeby go podpisał. Czyżbyś jednak czytała ten świetny erotyk, który Ci polecałyśmy? ;>
Gin
Wiedziała, że to będzie słodki Kakaś. W sekundę zmieniłaś się z bezbronnej ofiary w lisice. Moja krew ;> A Hatake jako psiak mnie rozwalił xd
Krropcia
Kolejny wojownik w naszym składzie, od razu czuję się bezpieczniej ^^
Nie raz mówiła, że Twój sposób opisów jest tak kurwa dobry, nawet w takich śmiechowych tekstach xd Ładnie poradziłaś sobie z tym sadystycznym świrem, chwała za badziew z aliexpress!
Aj Aj Mamita ty to tylko słodzisz! Ja wcale nie odczuwam zwycięstwa jashina nad moim tekstem. Zwłaszcza, że chciałam dać więcej grozy niż humoru xD No ale tak to już jest, że w naszej firemce nie da się zachować powagi na dłużej.
Usuń[angry noises]
OdpowiedzUsuńGDZIE SĄ GWAŁTY, JA SIĘ PYTAM?! CO TO ZA APATIA?!
Jakby mi się to zdarzyło, to chłopcy musieliby uciekać przede mną, a nie ja przed nimi. [uśmiech niczym pedofil]
Nie ma naszego Daddy'ego i mi smutno. No ale byłoby dziwnie, gdyby Sayu nie dała w swojej części Sasoriego, więc wybaczam.
Temirka i Kropcia zaskoczyły mnie swoim wyborem, przyznam szczerze. Byłam pewna, że Temira będzie pisać o Sasge... znaczy Sasuke, a Kropcia o Shikamaru, a tu proszę. Tylko Sayu i Gin były przewidywalne. XD
Wszystkie części były wspaniałe i nieźle się uśmiałam, ale przy "nawet w nocy twoja grzywa napierdala jak światło stopu" poryczałam się ze śmiechu.
Mam nadzieję, że częściej będziecie pisać takie grupówki, bo fajnie to wam wychodzi.
Ślę całusy. :*
Kiedy twoje pojebane uwielbienie jest tak znane, że nikt nawet niczego od ciebie nie wymaga - be like me xD
UsuńJego czerwona czupryna jest zbyt doskonała, żeby o niej nie napisać.
Daddy jest zbyt dobry, żeby tylko jedna na niego zasłużyła. A co do innych specjałów, to może uda się zorganizować coś na Boże Narodzenie. Zobaczy jak będzie u nas z wolnym czasem ^^
Shikamaru zostawiłam sobie na lepszą okazje! ^ ^"
UsuńW końcu Halloween bez porządnego zwyrodnialca nie miałoby sensu :D
AAAAAAA!!!!! KAKASHI!!!!!! <3 <3 <3 Ginny, Ty zdrajco! Nie ładnie tak trzymać go tylko dla siebie!
OdpowiedzUsuńTeż bym się z wami napiła i pogadała! Przyniosę nawet wino ^^
Temira, pięknie wybrnęłaś z sytuacji z Deidarą, chociaż nie powiem, oddanie mu gnata było lekkomyślne O.O Uwielbiam to Twoje nin-wcielenie :D Ale nie spodziewałam się, że Ciebie odwiedzi Deidara, co jak co, stawiałam raczej na Itachiego lub Sasuke...
Sayu-fangirl :D Nie dziwię się reakcji Sasoriego, ale, mój Boru, co Ty masz na tym laptopie, że aż tak nim wstrząsnęło...
Co prawda można było się spodziewać, że jak mamy Deidarę w siedzibie Zbawienia, to musi się pojawić też Hidan, ale tego się nie spodziewałam Krropciu! Zabij mnie, ale przy Tobie się dużo bardziej stawiałam na Sasuke nawet niż przy Temirze.
Początkowe czary mnie zmiotły, kocham Wasz humor! Ten zmielony cynamon i zawieszka do szafy XD cudo!
Mimo wszystko do końca myślałam , że jakoś się przewinie Madara.
Co do zapytania końcowego - TO JA odwiedziłabym Konohę i większym ukryciu niż to, które zapewnia kamuflaż Temiry sprawiłabym, że KakaSaku stałoby się prawdą!!! Hehehehe ];->
* załamuje ręce * Skąd wszystkim chodził po głowie ten Sasuke to ja nie wiem! Ale tak jak w naszych tajnych rozmowach stwierdziła Temira... Postać ta byłaby zdecydowanie za trudna do opisania. Nie żeby Hidan był dużo łatwiejszy...
UsuńHehe, aż strach się bać co LUB KOGO byłabyś w stanie poświęcić dla realności KakaSaku :D
Nikt się nigdy nie dowie co mam na lapku ͡(° ͜ʖ ͡°)
UsuńMnie odwiedziłaby Sakura. Tylko po to, żebym mogła się jej wreszcie pozbyć. Boleśnie. xd
OdpowiedzUsuńA coś więcej o specjale? ^^'
UsuńDoceniajmy autorki!
Rozłożyłyście mnie na łopatki i z głośnym śmiechem wstaje z podłogi. Serio. :D
OdpowiedzUsuńNawet nie wiecie, jak się cieszę się, że w całej tej blogowej społeczności ktoś zamieści lekki, zabawny tekst, przy którym można się popłakać, ale ze śmiechu. Niestety czasami wydaje mi się, że coraz więcej autorów chce by ich opowiadanie było jak najbardziej doskonałe, przez co większość jest bardzo schematyczna. :c
Wy za to tworzycie tutaj cuda <3
Kakashi to mój faworyt, ale jestem ciekawa, co tam Sasori zobaczył? ^.
Hidan pasuje na Halloween - szczególnie podczas swojego rytuału. Dałabym mu cukierka, a nawet cały woreczek. Niech stracę :D Ale nie z alkoholem, bo jeszcze byłby za łatwy ^.
A co do tego, z kim ja bym chciała się spotkać? Tak myślę i myślę, ale wiem, niech to będą: Tsunade i Jiraiya. A napilibyśmy się kieliszka, albo butelki, a może i nawet trzech :D
Tsunade i Jiraiya? To byłaby szalona noc ;>
UsuńI just....
OdpowiedzUsuńI CANT XDDDDD
NIE, NIE, NIE, NIE.
Czytałam to już z 10 razy i nadal uważam, że jedynie Sayu oddała prawdziwy duch fangirl. Like, Ginny, kochanie, NIE WIERZE ŻE TAK BYŚ ZAREAGOWAŁA NA TEGO BOGA SEKSU LOL.
I SERIO, SERIO, SERIO, PIERWSZY RAZ OD (CHYBA) POCZĄTKU ZNAJOMOŚCI, ZGADZAM SIĘ W 100% ZE SRELEINE (chociaż jak zapytacie, to się wyprę).
Jest mi niezmiernie przykro, bo nie ma Madary, ale... cóż, no wiecie, ja jednak chciałabym aby w nocy odwiedził mnie Shisui [zaczyna mieć atak fangirlu].
No cóż, mam nadzieję, że na Boże Narodzenie również napiszecie jakiś specjał [mruga]
Wszystkie to upiększyłyśmy. Temi udawałaby martwą, bo Dei-dei nie rusza tego, co wieczne (czyli wiesz ciało, które już nie będzie mieć żadnych "chwil"). Krropcia spierdalała przed pojebanym jashinistą. Gin padła na ziemie w szoku. A ja jąkając się, próbowałabym wypowiedzieć słowo, obśliniając sobie całą brodę jak jakieś warzywo xD
UsuńTo było przefajne <3 Nie wybiorę najfajniejszej części, bo wszystkie były super = dałyście czadu :) Napiszcie coś jeszcze wspólnie, będę czekać :<
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Postaramy się coś jeszcze napisać, słowo!
Usuń😂😂😂 Jesteście przegięte xd To jest oczywiście komplement, bo jak to wszystko czytałam to tak podpierałam sobie głowę z takim uśmieszkiem niedowierzania w to co czytam XD Sadystyczna suczka, przecież wolę jak to ty masz kontrolę, duszenie z miłości... Jakby ja to wszystko czaję xd Duszenie Kakasza z miłości - same, same.
OdpowiedzUsuńDzięki za odesłanie mnie tutaj, bo zajebisty vibe jest w tym poście xd W ogóle naprawdę ciekawe są Wasze gusta. Praktycznie wszystkie się skłaniacie ku Akatsuki, ja chyba tylko po ff na Waszym blogu zaczęłam unosić brewki do Hidana (o tak).
Zajebiste :D
przyszłam sobie przypomnieć 1 część i ZAPOMNIAŁAM ŻE TUTAJ BYŁY HINTY DO HARREGO POTTERA HHHHH TYLE LAT A JA NADAL WRACAM OD CZASU DO CZASU DO TEGO FANDOMU JAK JAKIŚ BUMERANG
OdpowiedzUsuń"Nie chodzi tylko o składniki, ale i ich formę, a nawet sposób krojenia!" przypomniało mi się alan rickman nie żyje i teraz mi smutno ajjajajaj
"— Oh… - westchnęłam. — Wybacz. To z miłości." - to najlepsza wymówka weźcie, MIŁOŚĆ CI WSZYSTKO WYBACZY *zawodzi falsetem* XDXDXD tak
kocham sayu że jesteś napalona na sasora 24/7 to już praktycznie canon XD love you
"Mówiąc to, złowieszczo oblizał usta. Kurwa oblizał." - DOBRZE ŻE NIE POLIZAŁ ALBO NAWET I OBLIZAŁ CZEGOŚ INNEGO XDXDXD R U N
dobrze że sobie to przypomniałam bo o niektórych smaczkach zapomniałam, odmeldowuję się uwu