Małe stópki nie wydawały żadnych dźwięków ani nie pozostawiały po sobie żadnych śladów. Prześladowczyni była nie do wykrycia: zwinna, zręczna, szybsza od światła i ludzkiego wzroku. Jednym słowem: nieuchwytna.Tak właśnie myślała o sobie Sakura gdy jak tajny agent skradała się od śmietnika do śmietnika.
— Babciu! Babciu!
Dziecięcy okrzyk rozległ się wśród ścian wyciszonego mieszkania. Szybkie kroki nawiedzały kolejne pomieszczenia. Mały, ciemnowłosy chłopczyk uparcie wypatrywał nawoływanej postaci.
Odnalazł ją siedzącą w swoim ulubionym fotelu przed rozpalonym kominkiem. Przygarbiona kobiecina spojrzała na niego zadzierając głowę.
— Tak, kochanie?
— Wołałem cię!
— Przepraszam. — Gestem ręki nakazała mu zbliżyć się do siebie. — Wiesz, że słuch babci nie jest już tak dobry jak kiedyś…
Chłopiec uśmiechnął się szeroko po czym wyciągnął przed siebie wielką, obłożoną kolorową okładką książkę.
— Poczytaj mi jeszcze raz o tej jednej, co potrząsnęła całą wioską?!
— Nie całą wioską, tylko Klanem Uchiha skarbie. — Babeczka uśmiechnęła się czule, gładząc chłopca po bujnej czuprynie. Ten natychmiast zmarszczył nos, odtrącając jej dłoń.
— Jestem już duży, Baba! Musisz przestać mi tak robić.
— Dobrze dobrze. — Zaśmiała się, w wyrazie kapitulacji unosząc do góry obie ręce. — To co, zaczynamy?
Kochała tego człowieczka tak mocno, że nie mogła odmówić mu opowiedzenia owej legendarnej historii już trzeci a może i czwarty raz.. Kto by to zliczył…
Czarnowłosy dręczyciel usadowił się na babcinych kolanach, a ona przygarnęła go do siebie i nakryła swoim kocem. Książeczkę odłożyła na bok. Znała tą powieść na pamięć. Sama przed laty spisała ją na łamach papieru, czyniąc trwałą i spójną, odporną na zapomnienie.
Odchrząknęła, po czym podniosła wzrok na postaci pogodnie spoglądające ku niej z ramki na zdjęcie. Uśmiechnęła się w reakcji na własne myśli i ku uciesze dziecka, nareszcie zaczęła mówić:
To było bardzo, bardzo dawno temu w czasach, gdy świat nękały ciągłe spory i waśnie.
Tam gdzieś, wśród krwawych walk shinobi i niekończących się misji, wśród gniewu, rozpaczy, pomiędzy trudnymi wyborami i ciężarem życia wojownika była sobie dwójka dzieci.
Ona, radosna niczym wiosna i On, skryty ale bardzo wrażliwy chłopiec. Byli niczym woda i ogień. Różniło ich wszystko.
Żyli sobie spokojnie znosząc trudy życia pięciolatków, aż tu nagle...
Nastały ciężkie czasy.
Nadejścia tej chwili nie zwiastowało nic.
Słońce wstało jak co dzień a wraz z nim wzniesiono ku niebu gorliwe okrzyki rozpaczy.
Od tej pory róż stał się kolorem hańby.
Odchrząknęła, spoglądając na zafascynowaną minę swojego jedynego wnuka. Naciągając koc po samą brodę, wpatrywał się w jej wymawiające słowa usta jakby te pochodziły wprost z magicznego świata. Dziecięce oczy zdradzały zafascynowanie, tak trudne do ukrycia gdy cały świat zapiera Ci dech w piersi.
Wróciła do opowieści.
Sasuke i Sakura spędzali czas w szkolnej akademii. Bawiąc się na podwórku dwójka przyjaciół nieopatrznie rozpoczęła z początku bardzo niewinny konflikt, a to wszystko zaczęło się od…
— Mój Klan jest najpotężniejszy! — Sasuke, dzierżąc w dłoni długiego patyka wymachiwał nim w powietrzu, naśladując ruchy shinobi władającego kataną. — I ja też będę kiedyś nie do pokonania! Tak jak każdy z mojej rodziny!
— Phi! — Sakura, która raczej trzymała się z tyłu nie mogła przejść obojętnie obok takiej arogancji! Przecież pan w akademii wyraźnie powiedział, że najsilniejszy klan wioski to nikt inny tylko klan Hyuuga! - To wcale nie prawda!
— Prawda! — Sasuke wymierzył w jej stronę swoją broń, marszcząc gniewnie brewki. — Jesteśmy nie do pokonania, każdy Ci to powie!
— Wcale nie! Nikt nie może być nie do pokonania! — oponowała, wyraźnie wszystko akcentując. — To nie mo żli we!
— Nie dla mojej rodziny! — wyrzekł dumnie, zadzierając podbródek. — Ja na przykład pokonałbym cię z zamkniętymi oczami!
I z tym również mała inteligentka zgodzić się nie mogła. Przecież był on chłopakiem, a chłopaki zawsze wygrywają z dziewczynami!
— To nie zależy od Twojego klanu! — Posilała się naukowymi faktami, bo jak na swój wiek wiedziała już bardzo dużo. — Po prostu masz więcej siły fizjologicznej bo jesteś męczyzną!
— I to z Klanu Uchiha! — dodał pewny swego. — A ty jesteś z żadnego klanu i dlatego jesteś taka nieumiejętna!
Sakura zrobiła zagniewaną minę, naburmuszając policzki
— Jeszcze kiedyś ci pokaże, zobaczysz! — zagroziła, zaciskając drobne piąstki.
— Ha! — zawołał. — Kpię sobie z takiego niebezpieczeństwa jak ty! Nigdy nie będę się ciebie bał, słabeuszu!
— Powiem Panu!
— Skarżypyyytaaa! — zawołał natychmiast, wystawiając w jej stronę język. — Nie zadzieraj z nami, bo my, Uchiha, jesteśmy tacy jak nasze włosy! Mroczni i czarni!
— I głupi!
— Hej! — Tym razem zdołała go zdenerwować. Podszedł bliżej wystawiając w jej stronę palec. — Nie wolno ci tak mówić!
— Będę mówić co chce! Mamy demorokacje!
— Ty jej nie masz, bo bekse lale nie mają takich rzeczy! — Dziewczyna dzielnie stała w miejscu, choć celem Sasuke było sprawienie, żeby sobie w końcu poszła! — Popatrz ty chociaż na swoje włosy!
Sakura drgnęła automatycznie podnosząc rękę i dotykając nią delikatnych kosmyków
— Co z nimi nie tak? — wybełkotała, patrząc ku brunetowi spod byka.
— Są różowe! — Zaśmiał się głośno. — Żaden silny shinobi nigdy nie miał różowych włosów! I żaden Klan też ich nie miał! I nigdy mieć nie będzie bo to kolor beksów i bab!
To co powiedział bardzo głęboko uraziło Sakurkę. Zacisnęła wargi, nie chcąc się rozpłakać
— T-To nie prawda!
— Prawda! Czarny to potężny kolor! Najsilniejszy. I dlatego my mamy takie włosy. A twoje… Twoje wyglądają jak głowa klauna! Nikt nigdy nie będzie się ciebie bał!
— Jeszcze zobaczymy! — krzyknęła i odwróciła się na pięcie, odchodząc szybkim krokiem. Lekkie pociąganie nosem zwiastowało początek płaczu ale ona dzielnie zaciskała zęby, nie chcąc wyjść na taką jak mówił.
Sasuke patrzył jak ta odchodzi uśmiechając się triumfalnie. No! Nareszcie dopiął swego i udowodnił swoją siłę! Żadna głupia dziewczyna nie będzie się mu więcej naprzykrzać!
Mały, czarnowłosy chłopczyk zasłuchany w opowieści aż z wrażenia niemądrze otworzył buzię. Babcia zaśmiała się cicho, szczerze rozczulona tym jak emocjonalnie jej wnuczek podchodzi do tej historii i że za każdym razem z coraz większą intensywnością reaguje na poszczególne fragmenty.
Sięgnęła po herbatę i upiła łyka, zwilżając gardło.
— No i co było dalej?!
— Już już .
Westchnęła cichutko po czym zamyśliła się na chwilkę.
— Ah tak, już pamiętam…
Sasuke tak zdenerwował małą Sakurę, że ta bez zastanowienia opuściła akademię i ze spuszczoną głową, powoli szła do domu. Gdy opuściła ją złość, zrobiło jej się po prostu bardzo smutno.
No i poza tym nie wytrzymała i uroniła łezkę albo dwie.. albo może i więcej łezek uroniła.
Smętnym krokiem posuwała się do przodu niczym wcielenie żalu i rozpaczy. Różowe włoski zasłoniły jej zaczerwienioną twarzyczkę.
Nagle poczuła jak ktoś łapie ją za ramiona. Wystraszona aż podskoczyła do góry natychmiast zadzierając zlęknione spojrzenie.
— Hej mała, co to za smutna postawa! Głowa do góry!
Stał przed nią jakiś wysoki, na pewno dorosły mężczyzna. Słońce biło jej w oczy gdy tak unosiła głowę dlatego mocno mrużyła powieki.
— Nie znam Pana, prosze sobie iść!
— Jestem Shisui Uchiha! Teraz już się znamy. — Chłopak uśmiechnął się szeroko, co nieco dodało jej pewności siebie choć wciąż… wciąż był to obcy człowiek. Spoglądała ku niemu nieufnie, jedynie raz po raz pociągając nosem.
No i poza tym był on jednym z Uchiha, dobrze słyszała! I miał te czarne włosy które tak znielubiła!
Patrzyła ku niemu z coraz większą rezerwą, nieświadomie wykrzywiając usta w smutną podkówkę
— Wyglądasz na bardzo smutną.- dodał pogodnie. — Chciałbym ci jakoś pomóc. Jak się nazywasz?
— Sakura… Sakura Haruno. Mieszkam w Konoha na ulicy Wielkiego Tobiramy 5 przez 2. Numer kontaktowy do mojej mamy to +81 50…
— Już dobrze dobrze! Tyle informacji wystarczy. — Shisiu zaśmiał się pogodnie ale całkowicie szczerze. Przejrzystość dziewczynki naprawdę go zaskoczyła. Wydawała się bardzo odpowiedzialną osóbką. - A teraz może powiesz mi, co tak cię dręczy? Mamy taki piękny dzień, nie można przeznaczać go na smucenie się.
Sakura na te słowa jeszcze bardziej się zachmurzyła. Od razu przypomniało jej się, co wywołało w niej takie emocje. Brutalne słowa Sasuke uderzyły w nią ponownie, sprawiając, że omal znowu się nie rozpłakała!
Chłopak widząc taką reakcję nieco się przeraził. Nie chciał przecież drugi raz jej zasmucić! Łzy kobiety, niezależnie w jakim były wieku, zawsze wprawiały go w trwogę.
— Hej! Tylko nie płacz. Wiesz… Ja jestem trochę starszy od Ciebie i wiem, że jak jakiś kłopot nam dokucza to trzeba zebrać się w sobie i zadrzeć temu kłopotkowi nosa! Pokazać mu, że nic nas nie ruszy! Takie jest moje zdanie.
Ośmielona jego słowami, chwilę się nad nimi zastanawiała. Shisui wydawał się całkiem szczery kiedy tak pięknie mówił o mszczeniu się na swoich przeciwnikach.
Cóż. Bardzo możliwe że mała Sakura niekoniecznie odpowiednio zinterpretowała słowa starszego kolegi.
— To Sasuke mnie zdenerwował — wyznało nagle dziecko, całą powierzchnią ręki pocierając oczy w którym nagromadziły się łzy. — Wyzywał moje włosy.
Shisui zrobił zmartwioną minę, kucając przed dziewczynką.
— Nasz Sasuke? A to nicpoń! — Chcąc dodać jej śmiałości, uśmiechnął się ciepło. — Twoje włosy mają najpiękniejszy kolor jaki kiedykolwiek widziałem!
Jego wyznanie wpuściło troszkę promyków słońca do zamkniętego serduszka Sakury. Spojrzała na chłopaka troszkę nieufnie, ale na jej buzi już kołysał się niepewny uśmiech.
— Naprawdę?
— Oczywiście! I mówię Ci, że wszyscy z pewnością zazdrości ci takiej barwy!
— Zazdroszczą mi?
Bardzo chciała uwierzyć w jego słowa! Ponownie w ciągu tego dnia sięgnęła ręką do swoich włosów, lekko gładząc ich fakturę.
— Każdy chciałby takie mieć! Każdy! — zawołał triumfalnie, rad, że oto poprawił humor temu nieszczęśliwemu, skrzywdzonemu dzieciątku. Buzia Sakury bowiem rozświetliła się niczym tysiące gwiazd, od razu dodając żywego blasku oczom tak uroczo zielonym!
Shisui wziął to za bardzo dobrą monetę. Nieszczęsny nie miał pojęcia, co czai się za tym pięknym uśmiechem…
W małej, różowej główce rozkwitał tymczasem niecny plan. Plan, który już za kilka godzin postawi na równe nogi Ich wszystkich.
Chłopczyk parsknął głośnym śmiechem, wytrącając swoją babunie z opowieści.
Spojrzała ku niemu nieprzytomnie
— Co cię tak śmieszy, mój drogi?
— Bardzo lubię tę Sakurę, wie babcia? Ona się nigdy nie poddaje!
— Ooo tak, to prawda! — Kobieta przejechała wzrokiem po buzi dziecka. Jej oczy zdradzały rozczulenie i pewną nostalgię. — Później wyrosła ona na bardzo silną kunoichi. I nikt już nie mówił, że była słaba. Czasami mi ją przypominasz, wiesz?
— Ja? — zdziwił się i jednocześnie zachwycił. Głęboki wdech który wziął świadczył o przeżytym szoku na tą nagłą wiadomość.
— Masz takie same jak Ona zielone oczy choć, jeśli się bliżej przyjrzeć, Twoje są troszkę ciemniejsze…
— Łaaaaaaał!
— No dobrze… — wytężyła myśli. — Ale na czym to ja skończyłam?
— Sakura poznała Shisuiego!
— A no tak, a więc później….
Shisui nie miał już więcej czasu by wspierać dziewczynkę, ale po jej zaciętej minie wiedział już, że ta wcale nie potrzebuje jego pomocy. Rad, że zdołał poprawić jej humor ze spokojną głową i radością w duszy pożegnał się po czym udał w swoją stronę. Tak się akurat składało, że wracał do domu po treningu z przyjacielem.
Zajęty myślami nie spostrzegł, że wraz z nim, krok w krok porusza się pewien mały, dodatkowy cień. Cichy prześladowca unikając jego spojrzenia bacznie obserwował środowisko, zapamiętując każdy element krajobrazu.
Małe stópki nie wydawały żadnych dźwięków ani nie pozostawiały po sobie żadnych śladów. Prześladowczyni była nie do wykrycia: zwinna, zręczna, szybsza od światła i ludzkiego wzroku. Jednym słowem: nieuchwytna.
Tak właśnie myślała o sobie Sakura gdy jak tajny agent skradała się od śmietnika do śmietnika, szukając schronienia także za reklamami sklepów oraz wśród chodzącego tłumu.
Nie mrugała, do bólu skupiona na celu.
Plecy chłopaka w tym znak Klanu Uchiha wygrawerowany na jego plecach były jej wskazówką, tak jak kapitan statku kieruje się światłem morskiej latarni.
W pełnym skupieniu dotarła wraz z nim pod wrota jego posiadłości. Tam się rozstali.
Sakura patrzyła z ukrycia jak brunet znika za jedną ze ścian.
Poważna, nieustępna i mierząca nie więcej niż metr dziesięć wzrostu przyszła uzurpatorka i terrorystka. Lodowe spojrzenie wodziło po wszystkim z bezlitosną kalkulacją.
Wyobrażała sobie, że jest jedną z morderczyń która otrzymała właśnie swoje pierwsze zlecenie.
Obmyśliła wszystko.
Jako początkujący gnębiciel miała tylko jeden cel: zniszczyć i nie zostać zniszczoną.
Następnego dnia Shisui obudził się jak zwykle, skoro świt!
Pozytywnie nastawiony już od samego rana, wstał z łóżka i przeciągnął się, z zadowoleniem stwierdzając, że pogoda na dworze jest tego dnia naprawdę wybitna! Wręcz idealna na pobudzający spacer!
Nieoczekiwanie lekki wietrzyk śmignął go po twarzy. Odkrył, że okno było na wpół otwarte wpuszczając do środka rześkie, letnie powietrze, Nie odnotował tego faktu za niepokojący. Wręcz obrał go za dobry omen, bo z pewnością właśnie dlatego tak dobrze mu się dzisiaj spało.
Ubrał się i jedynie przeczesał ręką włosy nastraszając je w odpowiednim kierunku.
Tak się akurat złożyło, że cały poranek miał wolny dopiero po południu pełniąc swój dyżur w komisariacie.
Wyszedł z domu niepostrzeżenie, nie chcąc nikogo zbudzić. W końcu była sobota. Nawet osobom tak bezdusznym jak członkowie Klanu Uchiha należy się, od czasu do czasu, możliwość swobodnego wyspania.
Na ulicach wioski panował tłok.
To było bardzo dziwne, ale idąc, czuł się jak filmowa gwiazda. Wszyscy ustępowali mu z drogi i odprowadzali dalej swoim wzrokiem. Przypatrywał się temu zjawisku ze zdziwieniem. Przecież, jeśli go pamięć nie myli, w ostatnim czasie nie uczynił nic pochlebnego. Tymczasem jego obecność wywoływała spory zamęt. Widział nawet jak raz czy dwa jakieś kobiety szeptały coś do siebie, patrząc ku niemu ukradkiem.
Czyżby to wieść o tym, jak pomógł dziewczynce tak szybko rozniosła się po wiosce? Pomyślał, a idea ta wydała mu się naraz bardzo jasna i klarowna. No oczywiście!
Zapewne miała ona jakiś wpływowych rodziców i po opowiedzeniu im wczorajszej historii z bohaterskim udziałem Shisuiego Uchiha nagłośnili oni tą sprawę!
Napędzany myślą o rosnącej sławie aż uśmiechnął się szeroko, gdy jakaś starsza pani na jego widok mocno wytrzeszczyła oczy. Uniósł rękę w geście pozdrowienia i poszedł dalej, skinieniem głowy odpowiadając na każde spojrzenie i wskazanie palcem, które napotkał.
Napuszony niczym paw, dumnym krokiem przebył całą trasę, która dzieliła go do piekarni.
Tego dnia była spora kolejka, więc ustawił się za jakimś poczciwym jegomościem wzrokiem, z braku laku wodząc wzrokiem po okolicy.
Nagle jego uwagę przykuł dość dziwny obrazek.
W szklanym odbiciu sklepowej witryny dojrzał mężczyznę o bardzo ekscentrycznym kolorze włosów. Róż był tak wściekły, że odbijał się od szyby aż rażąc go w oczy.
Shisui miał ochotę pokiwać z dezaprobatą głową, ale ze względu na dobre wychowanie dał sobie spokój. W zamian podniósł rękę by podrapać się po czole a mężczyzna z witryny, nieoczekiwanie, wykonał ten sam ruch!
Uchiha zamarł, rażony przez ten niefortunny zbieg okoliczności i wtedy… owy chłopak również się zatrzymał!
Czyżby spostrzegli jak się wzajemnie naśladują również w tym samym momencie? Brunet patrzył czujnie. Jego myśli pędziły po głowie jak rakiety, prędko podpowiadając mu, że szansę na ewentualne prawdopodobieństwo są dość nikłe. Rzucając cień podejrzeń na tajemniczego osobnika, zaczął identyfikować go jako osobę wrogą jemu i jego wiosce.
Być może to jakaś technika iluzji czy nieznane wcześniej sekretne jutsu?!
Shisui nie mógł zlekceważyć swoich domysłów, ranga Jounina nie pozwalała mu na tak dziecinne uchybienia. Powoli, tak by nie wzbudzić niczyjej uwagi zrobił jeden krok do tyłu, ale bardzo prędko się zatrzymał. Tajemniczy shinobi znowu wykonał ten sam ruch! Teraz to już nie mógł być przypadek.
Gwałtownie obrócił się, patrząc w miejsce gdzie powinien znajdować się ten człowiek lecz zdziwił się okrutnie. Miejsce było puste.
Co się dzieje? Pomyślał, wprawiając w ruch wszystkie zmysły ninja. Dopiero gdy rozbieganym wzrokiem powrócił ku szklanej witrynie, wtem, zobaczył go znowu.
Tak sobie pogrywasz, ty cwany lisie?! Groźnie zmarszczył brwi i nie zdziwił się, gdy jego przeciwnik wykonał tą samą minę.
Stali tak z mordem patrząc sobie wzajemnie prosto w oczy. I żaden z nich nie wykonał ani jednego ruchu.
Trwało to dobre parę minut.
— Czy to kolejny obłąkany z Klanu Uchiha? — Jakaś babcia ze szwankującym aparatem słuchowym zamiast szeptać, bardzo głośno i wyraźnie zaakcentowała owe zdanie do ucha swojej sąsiadce, która w reakcji na tyle decybeli aż skrzywiła się znacząco. — Może to nowy sposób identyfikacji osób chorych. Jak myślisz, Józia?! Pisali o tym w KonohaTime? Bo w Dzienniku Kraju Ognia na pewno nic o tym nie mówili.
Ów wywołana Józia posłała Shisuiemu sztywny, nerwowy uśmiech po czym biorąc starszą kobietę pod rękę, pospiesznie oddaliła się. Z daleka dało się jeszcze słyszeć:
— Ten Hokage to ma głowę na karku! Przez ten róż od razu widać do kogo lepiej się nie zbliżać!
Shisui potrzebował chwili by dotarł do niego ogólny sens wypowiedzi.
Powoli, bardzo powoli zbliżył się ku nieszczęsnej witrynie, z narastającym przerażeniem odkrywając, że ów postać zbliża się również i robi coraz większa i większa i….
Stanął mocno zażenowany przed własnym odbiciem i z niedowierzaniem przeczesał ręką włosy - przeraźliwie różowe!
Zdawało mu się, że jaskrawość tego koloru jest jaśniejsza od słońca!
— Matko Boska… — wyszeptał rozpaczliwie, zastanawiając się czy wyrwanie sobie wszystkich włosów jest tak bolesne jak wszyscy mówią. — Za jakie grzechy…!
Jęknął i niemal gorzko zapłakał gdy dotarła do niego najjaśniejsza z prawd. Od samego rana robił z siebie idiotę.
Spojrzał dyskretnie na ludzi w kolejce do piekarni, którzy patrzyli się wprost na niego bez ogródek i w dodatku z widoczną obawą. Matki chowały za sobą swoje dzieci i wszyscy jakby stali o dwa kroki dalej, niż sobie to przypominał. Ale wcale nie miał im tego za złe.
Najpierw przychodzi tu tanecznym krokiem niczym bajkowa księżniczka cały zabarwiony na słodki róż, a później robi groźne miny do własnego godnego pożałowania odbicia.
Zdecydował się na lekki uśmiech, ale to tylko pogorszyło wyrazy ich twarzy. Wymamrotał więc krótkie słowo przeprosin i natychmiast zawrócił na pięcie, decydując się na szybki odwrót.
Bardziej do jego dotychczasowego stylu pasowałoby, gdyby zamiast szybkiego marszu odszedł w lekkich podskokach, dookoła rozrzucając kolorowy brokat. Spektakularnie i widowiskowo.
Nowo zwerbowana wróżka chrzestna - Uchiha Shisui, witamy w gronie czarodziejek.
Przeklinając w duchu swój parszywy los zastanawiał się dogłębnie, co takiego zrobił w swoim życiu, że ukarano go w tak okrutny sposób. I kto okazał się tak wyszukanym żartownisiem!
Wpadł do domu niczym szaleniec i od razu rzucił się na poszukiwania ratunku.
Jakiejkolwiek, byleby tylko zakryć ten cyrk który dział się ponad jego twarzą. Mimo przetrzepania wszystkich szafek, jedyne, co udało mu się znaleźć to bardzo ziomalska, zielona czapka z daszkiem z wyraźnym napisem JP - jeszcze z czasów, gdy pozostawał młodym i gniewnym. Jednocześnie dziękował losowi i żałował, że nie zdołał jej wyrzucić.
Ubrał ją na głowę akurat w momencie, w którym jego matka weszła do pokoju.
— Ty w domu o takiej porze? — zdziwiła się, pytającym uniesieniem brwi reagując na gwałtowną reakcję chłopaka. Już Nie Brunet obrócił się ku niej jednym susłem. Jego postawa zdradzała zaskoczenie.
Kobieta w milczeniu powiodła spojrzeniem wyżej, zatrzymując się dopiero na tej paskudnej bejsbolówce której miała nadzieję już nigdy więcej nie zobaczyć. Westchnęła z udręczeniem.
— Znowu zaczynasz? — splotła ręce na piersi. — Myślałam, że mamy to już za sobą. I uprzedzając twoje pytanie, nie zgadzam się na żadną wytwórnie raperską w naszym garażu.
— C-Co? Nie! To wcale nie tak, ja po prostu…
— O żadnych tatuażach i złotych zębach również nie chce znowu słyszeć!
— Mamo przestań. Przecież już z tego wyrosłem.
— Tak? — Jej wątpliwość była urażająco namacalna. — To co robi to na twojej głowie?
— Mam do niej sentyment — odparł natychmiast, może trochę zbyt szybko ale jego rodzicielka i tak nie zwracała już na to uwagi. Mamrocząc coś o trudach bycia matką nastolatka odwróciła się i wyszła.
Być może był to moment, w którym przestała pokładać w synu wszelkie nadzieje.
Gdy zniknęła mu z oczu, Shisui odetchnął z ulgą i jeszcze raz zerknął w lustro, upewniając się, że żaden zbłąkany różowy wędrowiec nie wydostaje się poza strefę zamkniętą.
Rozpaczliwie poszukując wsparcia jeszcze w tą samą godzinę zapukał do głównej posiadłości Klanu Uchiha, na szczęście nie musząc długo czekać na reakcję. Drzwi otworzył mu nikt inny jak Itachi.
— Yoł — Shisui przywitał się równie ziomalsko co na tą chwilę wyglądał.
Uśmiech powoli schodził z twarzy nagle pobladłego bruneta, który z niedowierzaniem zmierzył przyjaciela wzrokiem.
Shisui wykorzystując niedyspozycję jego mózgu, nie czekał aż system funkcji odkrywczo-poznawczych znów zacznie działać. Przeszedł obok rówieśnika i wszedł do środka, rozglądając się po terenie.
— Itachi, jesteś sam? — zapytał, zerkając w głąb domu .
— Sasuke jest w domu. — Z postawy Itachiego biła taka niepewność, że JużNieBrunet aż zerknął ku niemu kątem oka. Wydawał się pełen wątpliwości. — Czy podczas wczorajszego treningu uderzyłem Cię za mocno w głowę?
— Nie i bardzo tego żałuję.
— Coś się stało?
— Zaraz wszystko ci wytłumaczę..
Gdy tylko znaleźli się w salonie mały Sasuke, przeskakując z nogi na nogę natychmiast pojawił się obok nich, dziwnie spoglądając szczególnie na Shisuiego któremu owa czapka dodawała bardzo intrygującego wyrazu. Chłopak wyglądał, jakby miał zaraz coś cichaczem wynieść z ich domu.
— Pokaże wam coś. Tylko się nie śmiejcie!
Było to dość teatralne zagranie, ale jednym powabnym ruchem Shisui zdjął czapkę z głowy a różowe włosy wylały się spod niej niczym woda pozbawiona tamy.
W pomieszczeniu niemal rozległ się dźwięk dwóch opadających na ziemię przedmiotów.
Były to szczęki braci Uchiha.
— Wiecie, czyja to sprawka? — zapytał. Widząc reakcję Sasuke oraz to, jak karykaturalny rozmiar osiągnęły właśnie jego oczy, Shisui zwątpił w otrzymanie jakiejkolwiek odpowiedzi.
Zapanowała cisza tak głęboka i niezmącona, że aż zrobiło się niezręcznie. Różowowłosy miał wystarczająco dużo czasu by wpatrzyć się głęboko w próżnię zdobiącą spojrzenia krewniaków.
Z braku laku podniósł dłoń by podrapać się po policzku i wtedy detonacja emocji niemal zmiotła go z nóg. Bracia Uchiha zaśmiali się nagle, od razu uderzając w najwyższe akordy. Śmiali się głośno i żarliwie, tak hucznie, że zwijając niekontrolowanie walczyli o oddechy.
Shisui z grobową miną stał dzielnie w samym epicentrum eksplozji, dzielnie znosząc trud bycia zbiorowym pośmiewiskiem.
Tymczasem ubaw trwał i trwał w najlepsze, potęgując się za każdym razem gdy któryś z nich zerknął do góry, na flamingowe gniazdo zdobiące jego nieszczęsny łeb.
Eskalacja rozbawienia była tak niepohamowana, że Shisui z miejsca pozytywnie rozważył Klanobójstwo.
— Czyli nie wiecie? — zapytał naiwnie, a jego głos wypadł naprawdę słabo w porównaniu z poprzednimi zdaniami które wystosowywał z mocą i pewnością.
— Nie, ja nie — wydusił Sasuke, z trudem wstając z podłogi na której się zwijał. Starł łzy które z tego wszystkiego zmoczyły mu policzki.
— Masz jakieś problemy, Shisui? — Barwa głosu Itachiego choć stonowana i poważna, całkiem traciła efekt w zetknięciu z nieustannie podrygującymi do góry kącikami jego ust. — Zadarłeś o jeden raz za dużo z kucykami pony?
— To nie jest śmieszne! Nie mam pojęcia kto mi to zrobił! — Shisui gniewnym ruchem nałożył czapkę na głowę, z landryneczki przeradzając się w zbuntowanego wandala. — Wstałem i proszę! Niespodzianka!
— Mówią, że zmiana koloru włosów równa się zmianom w życiu. — Najmłodszy uczestnik rodziny zdumiał się
— Czy chcesz mi przez to powiedzieć, przyjacielu, że porzucasz drogę ninja i dołączasz do załogi Dzwoneczka z Nibylandii? — podłapał natychmiast Itachi, wykazując ze swoim młodszym bratem wybitny poziom zrozumienia i współpracy.
Shisui niemo przedrzeźnił ich słowa, pokrzepiony, że odnalazł w tej jaskini chamstwa niebotyczne pokłady wsparcia.
— Wiecie co, ja chyba pójdę poszukać swojego oprawcy gdzieś indziej. — Machnął ręką, odwracając się w stronę drzwi - Zanim ktoś jeszcze ucierpi czy coś.
— Zatrzymam każdego, kto poruszać się będzie przez wioskę z wiadrem różowej farby — obiecał otwarcie Itachi, składając najprawdziwsze słowo honoru. — Uważaj na siebie, stary. Kto wie do czego jeszcze się posuną!
— Spadaj!
Całą resztę dnia, w tym policyjny dyżur na komendzie Shisui spędził z odgórnym założeniem, żeby nie przejmować się ową instytucją. W skrócie po prostu Jebać Policję. Jego czapka głosiła owy nurt jasno i wyraźnie.
Współpracownicy patrzyli ku niemu wilkiem. I była to po stokroć lepsza z emocji niż szyderstwo. Dla Uchiha posiadanie włosów innych niż ciemne było zapewne deklaracją głębokiego, umysłowego upośledzenia.
Chłopak mógł tylko to przetrwać, z każdą godziną było jednak coraz gorzej. A gdy wreszcie czas pracy dobiegł końca i mógł szczęśliwie wrócić do domu, nie poprzestał tylko na tym…
Shisui wiedział, że nie postępuje dobrze, ale był już bezradny.
Zakradając się w nocy do pokoju swojego najlepszego przyjaciela targała nim masa wątpliwości i dość donośnie dawał o sobie znać honor, którego jako członek Klanu Uchiha od urodzenia miał we krwi spore ilości.
Bezszelestnie uchylając okno z niewielką misą w rękach wtargnął do środka. Jeszcze wtedy bił się ze sobą.
Shisui, chłopie weź się w garść! Myślał nieustannie, stawiając cichutkie kroki na drewnianej posadzce.
Itachi spał w swoim łóżku nieświadomy czającego się w pobliżu zagrożenia. Leżał dzięki bogu na brzuchu, co Shisui odnotował jako łaskawy znak od losu.
Wzniósł oczy do góry i ostatni raz prosząc Boginię Przyjaźni o ułaskawienie, zatarł ręce i założył na nie lateksowe rękawiczki. Umoczył palce w jasnej substancji wiedząc, że teraz nie ma już odwrotu.
Niczym wysłannik sprawiedliwości zbliżył się do posłania, pochylając nad śpiącym chłopakiem.
— Sory stary, ale nie mogę być z tym sam… — wyszeptał, zabierając się do pracy.
Gdy następnego dnia Itachi wstał z łóżka i udał się do kuchni, bardzo zatrwożył się tym, że jego matka na jego widok najpierw gwałtownie pobladła a później zemdlała.
Czyżby była chora, pomyślał zmartwiony pochylając się nad leżącą kobietą, po czym zadarł głowę spoglądając na swoje odbicie w szybie piekarnika i… o mało sam nie wyzionął ducha. Teraz już rozumiał jej stan i poniekąd zazdrościł, że straciła przytomność.
Otóż w różowym było mu piekielnie nie do twarzy.
Nagle dotarł do niego czyjś głośny krzyk.
Natychmiast obrócił głowę w stronę progu, gdzie przyciskając ręce do ust stał Sasuke.
Świadomość pasma zdarzeń, które rozpoczął uderzyła w pięciolatka z dwudniowego rozpędu. Przerażenie biło z jego postaci. Trząsł się jak galaretka.
— Sasuke? — zapytał Itachi, nie rozumiejąc jego trwogi.
— T-T-T-To o-o-ona… — wyjąkał mało nie dławiąc się literami. Nagle bardzo klarownie dotarła do niego najprawdziwsza z prawd. — M-M-M-Mści się..!
I nim Itachi zdołał powiedzieć choćby słowo, jego brat zniknął. Słychać było tylko trzaskanie drzwi, które zamykał za sobą w popłochu. Pierwsze, drugie, trzecie. A po chwili jeszcze trzeszczący odgłos przesuwanej, topornej szafy.
Wielkim wysiłkiem udało się Itachiemu wyciągnąć Sasuke ze swojego pokoju, w którym zabarykadował się każdym możliwym meblem. Później drugie tyle poświęcił na wysłuchanie całej opowieści o tym, jak to jego mały braciszek lekkomyślnie zdenerwował dziewczynę.
Nie od dziś wiadomo było, że większość huraganów nazywa się od imion kobiet.
Oto Sasuke przekonał się dlaczego. I była to bardzo cenna lekcja.
W połowie opowieści przybył Shisui, który oczywiście bardzo zdziwił się widząc swojego przyjaciela tak mocno solidaryzującego się z jego tragedią!
Pojawiły się łzy wzruszenia i braterskie uściski. Sasuke blady jak ściana zdecydowanie odmówił udania się do domniemanej Sakury by tam zakończyć to szaleństwo.
Tak więc metodą prób i błędów po jakimś czasie zatrzymali się przed przyjemną siecią bloków mieszkalnych. Chłopczyk wtedy spieniał jeszcze bardziej niż wcześniej, gdyż uświadomił sobie jakie niebezpieczeństwo czyha na niego za jednymi z tych drzwi.
Itachi westchnął z politowaniem i ruszył przodem, pukając pod dwójkę.
Chwilkę to trwało, ale w końcu jakiś poczciwy jegomość otworzył im drzwi. Zmierzył ich od góry do dołu, z każdą chwilą nabierając coraz więcej obaw.
Wiatr wiał im we włosy, które falowały majestatycznie, dodając dwójce poważnych shinobich odrobinę kobiecego wdzięku.
— Tak słucham? — Dość postawnym mężczyzną o bardzo krzaczastej czuprynie uniósł do góry jedną brew. Ciemnowłosy chłopczyk schował się za nogami Shisuiego, tak dla pewności.
— Mamy do Państwa kilka pytań. — Itachi posilał się służbowym tonem, który ciężko było zlekceważyć, oczywiście gdy ten miał czarne włosy. W różowych tak czy inaczej w ogóle nie brzmiał poważnie. — Najpierw jednak chcielibyśmy się dowiedzieć, czy jest może Sakura?
— Moja córka? — zdziwił się. — Oczywiście, że jest w domu! Ale to jeszcze dziecko, czego od niej chcecie?
— Możemy wejść?
— Nie wpuszczam do domu obcych shinobi. — Mężczyzna spojrzał ku nich podejrzliwie. — Czego może chcieć od mojej rodziny dwóch członków Klanu… Uchiha? Załatwmy to szybko.
Bardziej posilał się znakami na ich piersi, aniżeli wyglądem.
Wtedy też za plecami mężczyzny wytworzył się jakiś ruch. Cichutki szum kroków zwrócił uwagę przybyłych, którzy najpierw zapuścili żurawia w głąb domu, a później nieco obniżyli poziom. W połowie korytarza stała mała, ubrana w kwiecistą sukieneczkę dziewczynka. Jej różowe włoski związane zostały tego dnia czerwoną wstążeczką.
Stała i po prostu patrzyła, a jej twarz nie skaziła żadna emocja.
Sasuke wyprostował się jak struna, mocniej chowając za nogami krewniaka. Shisui usiłował być twardy, ale tylko Sasuke z tyłu powstrzymywał go przed uczynieniem kroku wstecz, natomiast Itachi który jakiś czas temu oglądał Iśnienie poczuł specyficzne uczucie deja vu.
— Sakura, kochanie, ci panowie tutaj mają do Ciebie jakieś pytania. — Kizashi Haruno wskazał przybyłych ręką, jednocześnie odsuwając się lekko w bok. — Znasz ich, myszko?
Zapadła cisza. Dziewczynka obserwowała ich w milczeniu, każdego z osobna. Zmarszczone brewki sygnalizowały niebotyczne skupienie.
— Nie, tatusiu.
Shisui urażony do żywego zaczerpnął bardzo głębokiego wdechu. Blask w jej zielonych oczach świadczył o tym, że na pewno rozpoznała go od razu!
— Sami Panowie słyszeliście. Nastąpiło jakieś nieporozumienie. — Kizashi poczynił ruch świadczący o chęci zatrzaśnięcia drzwi, ale Itachi był szybszy.
— Jak Pan widzi, mój kolega i ja padliśmy ofiarami przykrego żartu. — Uchiha mówił, nie przejmując się miną Pana Haruno, który ze słowa na słowo zdawał się coraz bardziej zniecierpliwiony. — Pana córka jest jedną z podejrzanych. Czy możemy wiedzieć, gdzie znajdowała się Sakura pomiędzy 22 a 6 rano?
— Pytasz się mnie gdzie przez całą noc była moja pięcioletnia córka? — Gospodarz był wstrząśnięty do głębi tym, że w jego czterdziestoparo letnim życiu przyszło mu konfrontować się z takim głupstwem.
— Tak.
Itachi był tak śmiertelnie poważny, że było to aż godne uznania. Wojna spojrzeń nie brała jeńców, za to iskrzyła od posyłanych błyskawic.
Tymczasem Sasuke, jako, że jego perspektywa różniła się o metr od perspektywy patrzenia starszych i wyższych krewniaków, skonfrontowany był cały czas oko w oko z młodszą wersją gospodarza. Sakura nieustannie i bez wytchnienia patrzyła mu prosto w oczy. Skryta bezpiecznie za ojcowskimi plecami tylko czasami pozwalała sobie na pełen wyższości półuśmiech.
Sasuke przechodził dreszcz po plecach za każdym razem, gdy tak robiła. Wyglądało to diabolicznie.
— Spała! — Mało brakowało, a by to przeliterował. Kizashi był coraz bardziej wytrącony z równowagi. — Moja córka w nocy najczęściej robi właśnie to.
— Nie opuszczała domu?
— Nie. Nocne zmiany w przedszkolu ma dopiero za tydzień. — Sarkazm kapał mu z uszu, gdy tak zastanawiał się, czy nie wybić pierworodnemu Uchiha przednich zębów. — Na boga, co to za nie poważna rozmowa! Proszę nie robić sobie żartów ze mnie oraz mojej rodziny!
— Proszę zapytać córki.
— Sakura, dziecko. — W końcu dał za wygraną, ale był wściekły. — Powiedz mi czy to ty przefarbowałaś włosy tych panów na różowo gdy beztrosko wyszłaś sobie z domu na codzienny spacerek samej w środku nocy?
— Nie, tatusiu . — Mówiąc to, patrzyła prosto w oczy Sasuke który bał się tym dłużej, im ta powstrzymywała się od mrugania.
— Jesteś pewna? — zapytał Shisui, posyłając jej wzrok typu “Przestań ściemniać!”
— Tak, proszę Pana.
— Na drugi raz proszę sobie zapamiętać, że moja córeczka to najgrzeczniejszy anioł pod słońcem a my, jako rozsądni rodzice, nie pozwalamy jej na jakiekolwiek wycieczki samopas w tak młodym wieku! Po za tym, Sakura nie skrzywdziłaby muchy i nigdy, przenigdy nie robi nikomu przykrości! Prawda, dziecko?
Dziewczynka uśmiechnęła się promiennie
— Tak, tatusiu!
Jeszcze zanim drzwi zamknęły się z trzaskiem, Sasuke dostrzegł, jak pewien różowowłosy aniołek ze złowrogim uśmieszkiem przejeżdża palcem wzdłuż po swojej szyi, sygnalizując najgorsze!
Shisui nie rozumiał, dlaczego chłopczyk przyklejony do jego nóg tak strasznie drży.
— Ja tego Sasuke to nie rozumiem, wie Babcia?
— Tak, a to dlaczego? — Kobiecina zdziwiła się nagłym przemyśleniem wnuczka.
— Dlaczego się jej bał?! Te dziewczyny są takie dziwne! Najdziwiejsze!
Nie mogła się nie zaśmiać, choć bardzo chciała zachować powagę. Zielone oczy od razu zmrużyły się gniewnie.
— Jak byłam mała mówiłam to samo, tylko o chłopcach. — Wspomniała, uśmiechając się szeroko. — Nazywałam ich głupimi. I do tej pory sądzę, że jesteście bardzo niedomyślni!
— Już lepiej opowiadaj dalej tą historie… — wymamrotał burkliwie.
— Powoli zbliżamy się do końca — zastrzegła, wywołując u dziecka smutną minkę.
W ciągu następnych kilku dni, wśród murów Klanu Uchiha posiany został strach, który kiełkując wił się wokół czarnych głów wszystkich członków rodziny. Nikt nie mógł czuć się bezpieczny.
Wzmożono straże. Uruchomiono nocne dyżury.
Na nic.
Statystyka ofiar rosła i tym razem Shisui nie miał z tym nic wspólnego.
Po Itachim przyszła kolej na jego ojca. Fugaku rzadko okazywał zarówno zadowolenie jak i niezadowolenie i bardzo trudno było wyczytać z niego co akurat uważa — owa bolesna dla honoru przypadłość jednak miała to do siebie, że ułatwiała wyrażanie emocji, najczęściej jednostajnie negatywnych.
Zarażony różowym pomorem Fugaku Uchiha przeklinał długo i wymyślnie. Podobnie też przeklinała jego małżonka, zaledwie dwadzieścia cztery godziny później.
Jedna osoba w przeciągu nocy traciła nieodwracalnie godność człowieka.
— Jak powstrzymać to szaleństwo?! — zastanawiano się głośno. — Kto nas na to skazał?!
— Jak to możliwe, że dajemy się sabotażować dziecku?! — Shisui nieustannie zadawał sobie te pytanie. Pojmował natomiast bez wątpliwości, dlaczego coraz częściej chciało mu się płakać. .
Oto w przeciągu jednego tygodnia zderzył się z dziecięcym okrucieństwem, wyszedł na idiotę więcej niż dwa razy i w dodatku bez ustanku wyglądał jak pederasta. Który mężczyzna zniósłby coś takiego?
Sakura była faktycznie nieuchwytna i wcale nie chodzi o to, że nikt poza Sasuke, Itachim i Shusium nie dopatrywał się przeciwnika bardziej usadzonego w okolicach zbliżonych do parteru. Ona po prostu pojawiała się i znikała, niczym wysłanka Dziewczęcego Demona Zagłady.
Młody Sasuke nie mógł w nocy spać, zapatrzony w wielkie okno wychodzące na ogród z jego pokoju. Wystarczyło kilka bardzo długich dni by z całej jego rodziny został już tylko on.
Ostatni ocalały Klanu Uchiha.
— Musisz to przetrwać, Sasuke — powtarzała jego matka, z nabożnością gładząc po jego czarniutkich włoskach. — Jesteś naszą ostatnią nadzieją!
Tej nocy leżał w łóżku jak zwykle cały dygocząc ze strachu. Na dworze panowała zawierucha, padał ulewny deszcz. Na chwilę zamknął oczy, jednak potężne uderzenie pioruna sprawiło, że szybko poderwał się do góry.
I mogło mu się tylko zdawać. Ze strachu przecież ludzie stradają swoje zmysły, ale gdy łuna światła gwałtownie przecięła pokój na ścianę rzucony został pewien niewielki cień.
To tylko złudzenie. Powtarzał do bólu w myślach. Tylko złudzenie.
— Saaaasuuukeeeeee-kuuuuun…. — rozległo się nagle, zupełnie znikąd.
Cienki, słodziutki głosik echem niósł się wśród ścian.
Czuł, że wszystkie włosy stanęły mu dęba.
— Saaaasuuukeeeeeeee….
— Odejdź! — krzyknął, w panice dobiegając do drzwi na korytarz. Były zamknięte. Gwałtownie ciągnął za klamkę, łudząc się, że te jeszcze ustąpią.
— Nie uciekniesz mi, Sa-Su-Ke-Kun!
— Czego chcesz?! — Zawołał, rozglądając się na boki. W środku nie było żywej duszy.
Serce biło mu jak oszalałe, gdy rozpaczliwie szukał wyjścia z tej sytuacji
— Sprawiedliwości.
Piorun uderzył ponownie na sekundę rozświetlając przestrzeń. I wtedy ją zobaczył. Siedziała wysoko na szafie, skulona niczym nocna mara. Jej oczy błyszczały w ciemności, bezlitośnie skierowane ku swojej ofierze. Dostrzegł, że trzyma w ręce opakowanie farby.
Ze strachu upadł na ziemię, doczołgując się do przeciwległej ściany. Wiedział, że to jego koniec.
Dziewczynka w różowej piżamce zeskoczyła na ziemię.
— Nie, błagam! — wyszeptał, widząc, jak nieuchronnie się zbliża. vCofam wszystko to, co ci powiedziałem! Twoje włosy są przepiękne!
Sakura nagle zatrzymała się, wsłuchując w jego słowa. Młody Uchiha wyczuł w tym swoją szansę.
— Są takie… takie świeże! Nikt nie ma takich włosów bo tylko wyjątkowe osoby mogą je mieć i...i...i...I w ogóle to cała jesteś super, Sakura!
— Mów dalej — rozkazała łaskawie, mieląc w paluszkach papierowe opakowanie.
Sasuke cicho przełknął ślinę.
— Przepraszam, że nazwałem cię słabeuszem. Wcale tak nie myślałem.
— No! — Nagle dziewczęca buzia rozjaśniła się w szerokim uśmiechu. — Nie można było tak od razu?! — zaszczebiotała, podchodząc do przerażonego chłopaka i wyciągając w jego stronę pomocną dłoń.
Ten aż skulił się, sądząc, że Sakura chce go nieodwracalnie zbrukać.
— Wybaczam ci, Sasuke-kun! — Z jej wsparciem, brunet niepewnie powstał na nogi zrównując się z nią wzrostem. — Ale musisz mi coś obiecać!
Tak szybko zmieniła front, że nie mógł pozbyć się uczucia niepewności wobec czego teraz spojrzał na nią pełen obaw.
— C-Co?
— Że jak będziemy już duzi, to się ze mną ożenisz! Ze mna, nie z Ino-Świnią!
— Jasne! Cokolwiek rozkażesz! — Był w takim szoku, że zgodziłby się nawet gdyby zapytała czy mogą zrobić sobie takie same tatuaże.
Nie spodziewał się, że różowowłosa tak bardzo ucieszy się słysząc jego odpowiedź.
— No! Było miło ale na mnie już czas. — To powiedziawszy, rozejrzała się pokrótce. Następnie otworzyła okno i wdrapała się na parapet. — Do zobaczenia jutro w przedszkolu, Sasuke-kun!
— Pa — wydukał niepewnie, patrząc z niedowierzaniem jak Sakura wyskakuje w sam środek ulewy. Podbiegł do okna patrząc, jak znika w strugach deszczu. — Dziewczyny są nienormalne — wyszeptał, dalej nie mogąc uwierzyć w to, co się wydarzyło.
Miał ogromne szczęście, że bez szwanku przetrwał spotkanie z aniołem zemsty. Odetchnął z ulgą.
Wtedy jeszcze nie wiedział, że na samym czubku jego głowy, pojedynczy różowy kosmyczek wybija się wesoło ponad zewsząd panującą czerń.
— No i to już koniec, mój miły.
— Opowiesz mi coś więcej o mojej prababci Sakurze, babciu? — zapytał chłopczyk, szczerze smutny, że opowieść dobiegła już końca. Dziecięca buzia wyrażała rozczarowanie.
— Ależ oczywiście, mój kochany. Co chciałbyś wiedzieć ?
— Czy ona naprawdę wybaczyła temu Sasuke?
Musiało być to bardzo ważne, skoro zrobił tak poważną minę. I ona więc zebrała się na powagę.
— Byli szczęśliwym małżeństwem aż do samego końca, wydaje mi się więc, że na pewno musiała to uczynić.
Wyraz skrajnego niedowierzenia wymalowany na dziecięcej twarzy wprawił ją w niepohamowane rozbawienie. Chłopczyk patrzył ku babci jakby ta stworzona była cała z twarogu.
— Małżeństwem?!
Staruszka wskazała palcem na zdjęcie wiszące nad kominkiem. Sakura i Sasuke spoglądali ku nim, ciepło się uśmiechając.
— Oczywiście, nie wiedziałeś? — zdziwiła się. — Twoi pradziadkowie bardzo się kochali i szanowali. Byli z resztą jednymi z najpotężniejszych shinobi na świecie i mieli bardzo, bardzo piękną córkę.
— Kogo, kogo?!
Rozbudzony i podekscytowany nieustannie kręcił się na babcinych kolanach, nie mogąc usiedzieć w miejscu. Historia różowych włosów była jedną z jego ulubionych!
— Mnie! — Babcia Sarada zachichotała niczym młoda dziewczyna, po części śmiejąc się z własnego żarciku a po części z jeszcze większego szoku na twarzy wnuczka. Brunetowi o mało oczy nie wyskoczyły z orbit! — Nazywam się Sarada Uchiha i jestem córką Sakury oraz Sasuke Uchiha i…
— I faktycznie jesteś najpiękniejszą kobietą, nie wiem, co w tym śmiesznego dattebasa!
Do pomieszczenia powolnym krokiem wkroczył mocno posiwiały ale wciąż cieszący się bujną fryzurą mężczyzna. Podpierając się laską, niespiesznie zmierzał w ich stronę. Przygarbiona sylwetka świadczyła o jego wieku, ale wciąż bystre spojrzenie odejmowało mu wielu lat. Blizna, której doznał na lewym oku była jego najcenniejszą pamiątką po dawnym życiu oraz po ukochanym ojcu. Nigdy nie uznawał jej za skazę.
— A może zechciałbyś, młody człowieku, posłuchać teraz historii o niesłychanej pięknej Księżniczce Byakugana porwanej przez Księcia z Księżyca?
Oczy chłopca rozświetliły się niczym zapalone świetlówki. W trymiga zeskoczył z babcinych kolan i pognał w stronę dziadka z szeroko rozłożonymi rękami.
Niczym mała torpeda przytulił się do jego nóg. Zielone oczy zdradzały skrajne uwielbienie.
— Taaaak! To moja druga ulubiona historia!
— W takim razie usiądź tutaj, na kanapie chłopcze. — Boruto potrzebował troszkę czasu by zająć miejsce obok. Najpierw powoli odłożył laskę na bok i w swoim tempie usiadł przy kręcącym się niecierpliwie wnuku. Na nos założył okulary. — Cóż, pomyślmy…
Był sobie raz pradawny ród zwany Otsutsuki. Rozpoczął on dzieje tego świata….
Popłakałam się ze śmiechu i rozbolał mnie brzuch. To jest dokładnie to, czego oczekiwałam i czego potrzebowałam. Jestem pewna, że jeszcze nieraz tutaj wrócę, by przeczytać o tym małym demonie.
OdpowiedzUsuńWpadłaś na świetny pomysł, by Sarada opowiedziała swojemu wnukowi o tym legendarnym wydarzeniu. Jest to zdecydowanie lepsze wyjście niż jakby cała ta sytuacja działa się w czasie teraźniejszym. Jako opowiedziana historia jest zdecydowanie ciekawsze.
Biedny Shisui, nawet nie wiedział, że komplementowaniem włosów Sakury obudził w niej demona, w którym się zresztą zakochałam. Kto w ogóle mógłby pomyśleć, że taka słodka i niewinna pięciolatka ma w sobie taką niecną naturę. Zadarcie o jeden raz za dużo z kucykami pony, dołączenie do drużyny Dzwoneczka z Nibylandii i różowy pomór, a szczególnie to ostatnie sprawiły, że dusiłam się ze śmiechu. Teraz sobie wyobrażam Itachiego i Fugaku z różowymi włosami. Do nich dochodzi jeszcze Madara, lecz niestety to nie jego czasy. Faktycznie Uchiha z różowymi włosami wyglądają absurdalnie i komicznie.
W nawet najmniejszym stopniu nie jestem zawiedziona tym, że cała partówka nie była utrzymywana w żartobliwym klimacie, a właśnie jest przeciwnie - to było wyśmienite! Jestem w stu procentach zadowolona. Bardzo za to dziękuję. :D
Pozdrawiam gorąco i wysyłam buziaki. :)
Dzielę się tym dobrem, które znalazłam w odmętach internetów ;> zdj
UsuńO Boże, Madara z różowymi włosami to cuuuudo! Kocham cię za to, że to znalazłaś. Niech ci wena lekką będzie i niech ci się słowa same pięknie układają. :D
UsuńTwoje uznanie jest dla mnie ogromnym komplementem! :) :)
UsuńI powiem Ci szczerze, że nie samo napisanie zajęło mi aż tyle czasu - ale obmyślanie przebiegu oraz kolejnych zdarzeń. Dlatego zdecydowałam się na taką formę: było to dla mnie po prostu nieco prostsze.
Ja sama, nie wiem, może przez zmęczenie materiału wcale nie uznaje tego za śmieszne xd Toteż super, że chociaż Ty się uśmiałaś haha xD
Liczę na Twoją kreatywność, gdy znowu otworzymy zamówienia :> :>
Pozdrowienia!
T ♥
Chciałoby się wszystkich zadowolić, ale nie tędy droga, Temiro! Bardzo dobrze, że nie próbowałaś zrobić z tego czystej parodii na siłę, a napisałaś tak, jak czułaś.
OdpowiedzUsuńKto by pomyślał, że taki różowy kurdupel może zasiać terror wśród wielkiego klanu Uchiha xD Mała cholera z niej i przedni kłamca. Nawet jej powieka nie drgnęła xd
Zawsze lubiłam Shisui'ego. Wydawał się taki pogodny i szczery. Odnajduję w tym opowiadaniu jego postać z mojej głowy, dosłownie!
Koncepcja opowieści na dobranoc bardzo mi się spodobała. Sarada wydaję się taką kochaną babcią, która każdy chciałby mieć.
Jestem usatysfakcjonowana tym tekstem. Lekki, śmieszny, przyjemny ^^
Ja nigdy się jakoś Shisuim nie zachwycałąm - to znaczy, nawet mi to przez myśl nie przeszło bo był On postacią bardzo znaczącą, a jednak strasznie krótką jeśli chodzi o czas antenowy. Dopiero tutaj, czytając Wasze poglądy zdołałam go polubić, przy czym naprawdę fajnie kreuje się jego postać :)
UsuńCieszę się, że się podobało. Miło jest, od czasu do czasu, napisać coś na pełnym luzie bez potrzeby skupiania się i kombinowania, jak ubrać zdanie w słowa żeby kipiało one namacalnym talentem autorki haha.
Przy KakaSaku również nie wznoszę się na wyżyny artystyczne, ale to chyba głównie przez wzgląd na to, że fabuła jest bardzo prosta i dość oczywista. No, bo od czegoś trzeba zacząć :> :>
Jestem Za-ko-cha-na.
OdpowiedzUsuńNie wiem który to już raz w tym miesiącu, ale prawdopodobnie moje serce jest wielkości kuli ziemskiej XD.
Ja ogólnie jestem fanką Shisui'ego. Moja miłość do niego jako mojej ulubionej postaci z serii może się równać mojej miłości do psów. I tutaj właśnie pokazałaś, dlaczego to on jest moim ulubionym. Ja zawsze widzę go jako postać komiczną, uśmiechniętą, gotową do pomocy. Jest tutaj genialny, przekochany.
W ogóle uśmiałam się jak głupia XD może nie jest to typowa parodia, ale gęba mi się nie zamykała XD i to zakończenie było ujmujące. Fantastyczna jednopartowka dla mojego zblazowanego mózgu, który zbyt wiele dziś nawymyslal do pracy licencjackiej. Dzięki Bogu że cos dodałaś xD
Czekam na więcej, nie tylko tutaj! :3
Eriko ❤️
Skoro Ty jesteś Zakochana, to ja jestem mega W-DZI-ĘCZ-NA! ♥
UsuńTak się właśnie zastanawiałam, jaki jest twój ulubiony typ Shisuiego. Było go w anime tak mało, że bardzo niewiele wiemy o jego charakterze (po za tym, że był dobrym gościem), a to daje wolną rękę w kształtowaniu jego postaci :D
U mnie to taki trochę Naruto - ale pozbawiony głupkowatości haha.
Suuuper! Bardzo się cieszę! Na prawdę
Miodek na moje serduszko ♥♥
Też jestem zakochana!
OdpowiedzUsuńZacznę jednak od tego, że dwa teksty o Sasorim przeczytałam, ale byłam nimi tak zauroczona, iż nie wiedziałam co napisać - poprzedniczki zdążyły wypisać wszystkie moje spostrzeżenia. ^^' Dlatego zostawiłam je bez komentarza(y), za co ogromnie przepraszam, obiecuję poprawę!D:
Pałam do Shisui'ego (Dobrze odmieniłam? Nigdy nie mam pewności, tak jak przy Itachim.xD) sympatią, ale nie tak dużą jak Kakashiego czy wcześniej wspomnianego Uchihę. Mimo to, zawsze jawił mi się jako postać niemal zawsze uśmiechnięta i gotowa doradzić/pocieszyć słowem lub udzielić realnej pomocy każdemu, kto tego potrzebuje, stąd moja sympatia do niego. Aż mi się żal go zrobiło, jak sobie uświadomiłam, że w powyższym tekście ta jego dobroć wyprowadziła go na manowce. Za co jego "potężna" czerń została przefarbowana na tak niegodny Uchihów kolor jak róż?!xDD On chciał tylko pomóc smutnemu dziecku!xDD
Uwaga starowinki, że pomysł pofarbowania Uchihom włosów, żeby można ich było łatwiej rozróżnić i unikać mnie rozbawiła do łez. Tak samo jak KonohaTime, Dziennik Kraju Ognia, Shisui w roli wróżki chrzestnej i rapera (Ja sobie to dodatkowo wyobraziłam!xD), kucyki pony, drużyna Dzwoneczka z Nibylandii, ale nic nie przebije aktorstwa Sakury i zorganizowanego przez nią różowego pomoru. No, może Shisui farbujący Itachiemu włosy w nocy by się przebił, ale na pewno nie na pierwsze miejsce... Sakura w tym tekście zwycięża bezapelacyjnie!xDD Jak ona przechytrzyła Uchihów? Pal licho ich wzmocnioną ochronę i nocne dyżury, ale co z Sharinganem? Chyba że w tym tekście nikt go nie ma, to by wszystko wyjaśniało.:D
Oj, Sasuke, trzeba było siedzieć cicho to by twój "potężny" klan nie ucierpiał, ale ty zawsze musisz zrobić lub powiedzieć coś nie tak. W ogóle przy jego atakach paniki/histerii turlałam się ze śmiechu, nigdy go za specjalnie nie lubiłam (No, może w podstawówce i na początku gimnazjum...), więc jego przerażenie zemstą Sakury mnie serio rozbawiło.xDD I jeszcze te "Dziewczyny są nienormalne.", śmiałam się z dobry kwadrans po tym.
No dobra, przejdę już do końcówki, co?
Połączenie SaradaxBoruto mnie zaskoczyło, a jednocześnie rozczuliło. Forma przedstawienia treści też, tylko zastanawiam się czemu wybiegłaś tak daleko? Dlaczego prawnuczek a nie wnuczek/synek Sakury? To nie jest żaden atak, tylko głośno sobie myślę! *wyciąga rączki w geście obronnym*
Jedyną rzeczą, która mi zazgrzytała, była "Józia" - jakoś mam awersję do używania niejapońskich imion w tekstach o postaciach z A&M. Ale! Całemu tekstowi z czystym sumieniem daję 1000/100.:)
Również czekam na więcej!:D
Ginny Kurogane
Powiem Ci szczerzę, że z Sakurą to ja tutaj miałam bardzo duży problem! Choć wcale nie ma jej tutaj jakoś szałowo wiele, żebym miała gdzie sie namęczyć haha... Mimo to..
UsuńDo tej pory ja sama nie wiem, jakim cudem ten maluch w środku nocy biegał sobie po terenach należących do Uchiha XD Cóż. Poddałam ten wątek waszej wyobraźni! Uwierz, bardzo trudno było wymyślić coś serio sensownego toteż... ominęłam temat XD Choć to mało bohaterskie xD
Postawiłam na SaradaxBoruto, ponieważ to dawało mi w pewien sposób wolną rękę, jeśli chodzi głównie o przemyślenia wnuczka. Gdybym skonfrotowała go z samą Sakurą mogłyby się pojawić pytania typu : Czemu to zrobiłaś, Jak to zrobiłaś, Jak się tam dostałaś między innymi.
Chciałam uniknąć aż takiej głębi. A po za tym uznałam, że taki rollercoster w przyszłość będzie sentymentalny :)
Józia byłą zmazywana z trzy razy, ale finalnie, nie udało mi się znaleźć żądnego śmieszkowatego Japońskiego imienia haha.
Cieszę się bardzo, że Ci się podobało!♥ Tym samym zapraszam na resztę Naszych tekstów. Poważnie.
To, co Sayuri7 wyprawia z klawiaturą jest po prostu magiczne - Moim ulubionym opkiem jest "Słońce" z repertuary NaruSaku. Polecam całym sercem!
Pozdrawiam!
T ♥
Padłam! I prędko nie powstanę! To nierobienie z tego parodii na siłę i wplątanie mroku idealnie stworzyło klimat! Nawiązania do Lśnienia - mistrz i sama "niewinna mała Sakurcia"-zło wcielone... Ostatni przekręt z ożenkiem mnie zmiótł - szczwana lisica! :D To było naprawdę świetne! Jestem pewna, że moje KakaSaku też będzie niesamowite!
OdpowiedzUsuńW sekrecie zdradzę, że w życiu nigdy Iśnienia nie oglądałam (i oglądać nie będę haha), a samo stwierdzenie strzeliłam dosłownie po omacku bo akurat ten tytuł pasował mi tutaj najbardziej
Usuń*Full Profeska Temira*
KakaSaku powooooli do przodu, ale ostrzegam... będzie grzecznie i zarazem bardzo klasycznie :) Od czegoś trzeba zacząć, haha. Na razie przemierzam te najprostsze szlaki.
Pozdrawiam!!!
T ♥♥
Super partówka ;)
OdpowiedzUsuńNajlepsze momenty to czapka JP i pomalowanie włosów Itachiemu :D
"Sory stary, ale nie mogę być z tym sam…" rozwaliło mnie na łopatki XDD
Piękne xD