1.08.2021

Kociara [NejiSaku] dla CiociKyoko

Był pierwszym cieniem, który wykrwawiał się na starym ręczniku, którego nie było jej szkoda. Zostawiała go pod parapetem okna – jak legowisko dla przybłęd, bezpańskich kotów, którymi ktoś musi się zająć. Co poradzić, Sakura zawsze była kociarą.


Przychodzą do niej jak bezpańskie koty.

Na początku to tylko Kakashi. Stary dureń, który wrócił do ANBU i nienawidzi szpitali. Pozwala więc, żeby wchodził przez uchylone okno. To jej mała zemsta. Krwawiąc i z trudem utrzymując się na nogach, musi wspinać się po ścianie budynku i wczołgać do środka. Nawet nie przeszkadza jej krwawy ślad na parapecie. To zwykła sklejka, ciemnobrązowa jak rama okna, bez trudu może ją doczyścić.

Szczerze mówiąc, to sama nie wie za co go karze. Ponieważ jest idiotą, który woli pokonać pół wioski, zamiast pozwolić odeskortować się do bliżej położonego szpitala? Bo znów jest w ANBU, miejscu które niemal go zniszczyło? Po wojnie miał kolejny grzech na sumieniu, nie potrafił przetrawić sprawy z Obito i wrócić do normalności. Dlatego, że nigdy nie przeprosił? Zostawił ją samą, porzucił jak zbędny balast (którym była jako genin) i gdyby nie Tsunade, to może całkowicie zrezygnowałaby z kariery shinobi. Po wielkiej wojnie dużo sobie wyjaśnili i postanowiła dać mu kolejną szansę na bycie ważną osobą w jej życiu, jednak nigdy nie obiecała białej karty.

Nie ważne za co go karze i dlaczego pozwala przychodzić. Był pierwszym cieniem, który wykrwawiał się na starym ręczniku, którego nie było jej szkoda. Zostawiała go pod parapetem okna – jak legowisko dla przybłęd, bezpańskich kotów, którymi ktoś musi się zająć. Co poradzić, Sakura zawsze była kociarą.




Drugim przybłędą jest Genma, głośny i natarczywy. Przeskakuje przez odrapany parapet z piękną zwinnością, którą Sakura zawsze lubiła. Podoba jej się jak shinobi są świadomi swojego ciała i każdego wykonywanego ruchu. Kiedy w Akademii pierwszy raz widziała pokaz taijutsu Iruki-sensei stała w miejscu oniemiała. To było tak różne od głośnego i niezdarnego sposobu poruszania się jej ojca i wuja. Po prostu to pokochała.

Genma ląduje na ziemi zbyt chaotycznie, żeby nie spostrzegła drastycznej zmiany. Jego maska wystaje zza kamizelki bojowej, aby mogła bez trudu rozpoznać osobę, która wkrada się do jej mieszkania.

— Chyba skręciłem kostkę — mówi z rozbrajającym uśmiechem. Między wargami miętosi wykałaczkę.

Jest trochę speszona, bo pamięta go tylko z pierwszego egzaminu na chūnina. Podczas wojny i w latach po niej przemknął przed jej oczami tylko kilka razy.

— Idź do szpitala, człowieku — odpowiada. Chochla, którą trzyma w dłoni, zanurza się w kalafiorowej zupie. Miesza ją trzy razy i przykrywa pokrywką. — Nie jestem pielęgniarką.

Mężczyzna kuśtyka z zabawny sposób w głąb mieszkania. Staje przy niej i bezceremonialnie zagląda w garnek.

— Przydałoby się w tym jakieś mięso. Białko jest ważne, dzieciaku!

Sakura kręci głową, ale uśmiech podstępnie skrada się na jej usta. W tej jednej chwili Genma zburzył wszystkie bariery.

Łapie go pod pachami. Po prostu uwielbia ten wyraz zdezorientowania na twarzach shinobi, którzy nigdy nie dzielili z nią wspólnej misji. Oczywiście każdy wie, że jest uczniem Hokage, ale zobaczenie jej siły na własne oczy zawsze wywołuje szok. Tsunade mówi, że to przez kontrast z kruchym wyglądem.

Mężczyzna instynktownie zgina kolana i pozwala Sakurze przenieść go na krzesło.

— Kolejny duży chłopiec, który boi się szpitali?

— ANBU kojarzą szpital z umieraniem, dzieciaku. Przygotuj się na wielu gości w najbliższym czasie. Plotka poszła w świat.

Wyleczenie zajmuje chwilę. Później nalewa dla niego miskę zupy. Miała być lekka, jako ostatni posiłek w dzisiejszym dniu, więc poza warzywami nie ma w niej wiele.

— Na drugi raz przynajmniej użyj wywaru z jakiegoś mięsa lub kości — poucza ją, jednak chciwie pochłania dwa talerze.




Jego słowa okazują się prorocze. Tydzień później w jej oknie pojawia się Ryś z fioletowymi włosami. Nie ściąga maski, tylko prosi szorstkim, zbolałym szeptem o pomoc. Później pokazuje gardło, które ktoś próbował podciąć. Jest pierwszą osobą, która tworzy dystans i pierwszym poważnym przypadkiem. Sakurze to nie przeszkadza. Życie w wiosce jest spokojne, miło jest mieć nowe wyzwanie. W następny ranek znajduje na parapecie lecznicze owoce nagietka. Przyjmuje ofiarowany prezent.

Czasami przychodzą do niej cienie. Maski bez twarzy i głosu. Siadają na ręczniku, który zostawiła pod parapetem i czekają w ciszy aż będzie mogła się nimi zająć. Wskazują miejsce, które ucierpiało w walce i nie wzdrygają się, czując formującą się w jej dłoniach chakrę. Podziwia to. Gdyby musiała żyć ich życiem na pewno nie umiałaby oduczyć się odruchu obronnego.

Lubi tych nieszczęsnych ANBU. Przypominają jej jaka chciała kiedyś być. Mając zerową wiedzę o ninja na początku Akademii, wyobrażała sobie, że każdy – prędzej czy później – zostaje maszyną do zabijania. To oni, wojownicy kryjący się w cieniu, stali się dla niej kwintesencją bycia shinobi. Specjaliści od zadań niemożliwych, elita wzbudzająca strach. Żaden z nich nie posiadał imienia ani przeszłości, był jak kunai wymierzony we wroga. Miał jeden cel – zabić, jak najszybciej, jak najciszej. Prędko uzmysłowiła sobie jak odległe jest to pragnienie.

Miała wiele marzeń w swoim życiu. Na samym początku chodziło o Sasuke, tylko o niego. Przez chwilę chciała być najlepsza, jak każdy dzieciak rzecz jasna. Jednak prawda szybko ją dogoniła. Nie była nikim wyjątkowym, a jej krew była mętna, cywilna, wybrakowana. Po prostu nie istniał sposób, żeby dostała się na szczyt. Później chciała nadążać – za Ino, za Naruto, za Sasuke. Przestać być balastem uczepionym u nogi. Tsunade sprawiła, że zapragnęła więcej, być w miejscu, do którego mogła się dostać.




Próbuje zapamiętać maski, które ją odwiedzają, ale tonie w morzu wzorów.

Kakashi to Wilk. Zauważyła to dopiero na trzeciej sesji. Chowa maskę równie skwapliwie, co swoje oblicze. Sakura uważa, że to dwie twarze, które są równie prawdziwe. Nie chce, żeby ktoś niepowołany miał do nich dostęp. Myśl, że nie jest wyjątkiem sprawia, że ich przyjaźń staje się dziurawa. Słońce prześwituje przez szczeliny, a ona czasami mówi zbyt oschle. Wie, że to zauważył, jednak nie próbuje niczego naprawić. To boli jeszcze mocniej.

Poznanie tajemnicy to kwestia przypadku. Genma pojawia się z jego bezwładnym ciałem w środku nocy. Nie wyrywa jej ze snu, lubi zarywać nocki nad dokumentami medycznymi. Kakashi stracił przytomność dwa kilometry od Konohy. Ostrze, które go ugodziło było zatrute, jednak trucizna nie stanowiła problemu. Jest z rodzaju tych prostych, podstawowych. Tak popularna, że rozmawiała kiedyś z Tsunade o tym, żeby lek na nią, wywar z opuncji i morwy, wchodził w skład podstawowego wyposażenia. Niestety trudno jest nauczyć starych kocurów nowych sztuczek. W gruncie rzeczy ANBU są równie nierozważni co genini – uważają, że mają w garści cały świat.

Maska ląduje na podłodze i odbija się od taniego parkietu. Patrzy na nią dopiero, kiedy jego stan się ustabilizuje. Mieszkanie jest ciemne, jedyne źródło światła to lampa w kuchni. Kakashi śpi niespokojnie, ale nie wydaje żadnych odgłosów. Gdzieś z tyłu Genma pochłania pierożki gyoza, które zostały jej z dzisiejszej kolacji na wynos. Znalazła naprawdę dobrą knajpę, względnie nową. Maska leży na ziemi, w miejscu, w którym upadła. Nie odważyła się jej podnieść, tak jak nigdy nie ściągnęła Kakashiemu materiału z twarzy. Miała do tego okazję raz podczas wojny i w tej chwili. Po prostu patrzy na białą porcelanową taflę, dwoje wystających uszu i czerwone, grube linie, które nie układają się w żaden znaczący wzór. Wie, że nigdy nie dotrze do tego człowieka, jego mury są nie do przejścia, więc przestaje próbować.




Genma to Kot, jeden z kilku innych. ANBU lubią tę formę, a ona uśmiecha się usatysfakcjonowana. Czyżby ich przejrzała? Pokazuje jej maskę podczas drugiego spotkania i pozwala na pytania. Nie są groźne, ona nie jest niczym groźnym dla wioski, więc mężczyzna nie widzi problemu.

— Czemu to muszą być zwierzęta?

— Nie wiem.

— Co znaczą te czerwone symbole?

— Chyba ogień. Tak, wydaje mi się, że to mówili na szkoleniu. Minęły lata, dzieciaku.

— Dlaczego nie macie znaku Konohy? ANBU Kiri mają na maskach symbol Mgły.

— Ha, nigdy tak naprawdę się nie zastanawiałem! Muszę spytać Niedźwiedzia.

Później pyta o nią, a Sakura jest niepewna i płochliwa. Poza Tsunade, która wie o niej wszystko, nikt dawno się nią nie interesował.

Oczywiście rozmawia z rodzicami, ale lata temu doszli do porozumienia, że odpuszczą sobie wszystko związane ze światem shinobi. Jest dla nich zbyt zawiły, nie rozumieją na czym polega jej praca. Mówi więc ogólnikami i to wystarcza. Często schodzą na temat pogody lub plotek o ich sąsiadach. Sakura żyje szpitalem i swoimi badaniami, zepchnęła na bok życie towarzyskie, więc tematy o niej szybko się wyczerpują.

Czasami mija na ulicy Naruto. Zasypuje Haruno gradem informacji i pytań, jednak rzadko kiedy pozwala jej dojść do głosu. To męczące, ale nie ucieka przed tym. Sakura ma wrażenie, że jeśli zacznie unikać rozmów, ich więź zniknie całkowicie. Zazdrości mu, że nie ma wątpliwości. Nie ważne czy minęły dni czy miesiące, to kiedy ją widzi, rozmawia jakby czas nic nie zmieniał. Równie dobrze wczoraj mogli być na nudnej misji geninów i gonić zagubionego kota. Nie potrafi tak. Jej miłość, jej przyjaźń muszą mieć bodźce, żeby istniały. Zbyt długo kochała nie dostając niczego w zamian. Nie potrafi ufać wyobrażeniom sprzed lat. To już jej nie wystarcza. 

Nie wie dlaczego, ale mówi o tym Genmię. Słucha pochłaniając kolejne pierożki, jej śniadanie na następny dzień. Może tematy są zbyt poważne na jego odprężony uśmiech, a może to sprawka jedzenia. Nie docieka. Niewiedza jest wygodna.

Kiedy rozmawiają, zaczyna płakać. To tylko parę kropli łez, których nie zauważa, dopóki nie spadną na jej dłoń. 

— Wow, jestem cholernie dobrym terapeutą — mówi lekkim tonem, ale jego twarz nadal się nie szczerzy.

Jest mu wdzięczna za rozładowanie napięcia. Nie jest pewna czy to było całkowicie bezinteresowne ze strony Genmy. Oni potrzebują lekarza, ona najwyraźniej wyglądała na kogoś, kto chciał szczerej rozmowy z niemal obcym człowiekiem. Uważa, że działania na zasadzie równej wymiany to coś, co polubi.

Nie pyta o Sasuke i jest mu wdzięczna. Sakura nie wie o niczym, ale tak naprawdę nie chce wiedzieć. Wystarczy jej, że żyje i znalazł nowy, mniej destrukcyjny cel w swoim życiu. Naruto nigdy o nim nie wspomina. Nawet jeśli wrócił nadal jest tematem tabu. Trochę to ją męczy.




Shikamaru to, jakże inaczej, Jeleń. Musi jej to powiedzieć, nigdy nie rozpoznałaby tego zwierzęcia w prostej masce. Przypominała pokracznego psa.

Siada z westchnieniem zmęczenia na legowisku i wtedy już wie kto zjawił się w jej mieszkaniu.

— To wygląda jak posłanie bezdomnego — mówi, wskazując na ręcznik. Rzuca niechlujnie maskę obok zdjętej kamizelki.

— Lepsze warunki znajdziesz w szpitalu — droczy się.

Jego obojczyk jest przebity senbon, drewniana igła nadal tkwi w ciele. Podaje mu mocne, czterdziestoprocentowe sake, prezent od Tsunade.

— Profesjonalny środek znieczulający?

— W szpitalu dadzą ci zastrzyk — szepcze przez zaciśnięte zęby. 

On się śmieje i mówi, że to dobrze, że nadal ma swój temperament. Tęskniłby za nim.

Nigdy nie byli blisko, nie można było nazwać ich nawet kolegami. Byli tylko znajomymi z Akademii, później z Konohy. Nigdy nic więcej.

Shikamaru mówi z naburmuszoną miną, że wszystko się wali. Ino spędza każdą chwilę z Saiem. Nie płacze za nią, jednak dziwnie nie mieć jej w pobliżu. Czasami rozmawia z Chōjim, ale połowa tematów dotyczy jedzenia. Oczywiście wie, że Akimichi taki jest, ale można było puszczać to mimo uszu w Akademii, przyzwyczaić się podczas dni spędzonych w drużynie dziesiątej. Teraz po prostu to męczy. To wydaje się być prozaicznym i głupim powodem, ale rozumie go. Wie jak to jest utknąć w pętli.

— Nie mamy dużo wspólnego. Dlaczego w dorosłym życiu mam utrzymywać więzi na siłę?

Nie jest najlepszą osobą, żeby odpowiedzieć na to pytanie. Próbowała wepchnąć się do życia Kakashiego, dopóki nie spadł na nią kubeł zimnej wody. Rozmowy z Naruto to przykra konieczność. Czasami myśli o Sasuke ją męczą, ale zagryza zęby. Ma wrażenie, że jeśli ona go skreśli, to będzie prosta droga na dno. Nie chce, żeby znów znalazł się w tym ciemnym, samotnym miejscu, w którym żył, kiedy gonił za Itachim.

Wyrywa igłę bez ostrzeżenia, kiedy Nara opowiada, że był na misji dość długo i nie mógł odwiedzać Kurenai. Liczył, że ktoś z drużyny przejmie jego zwyczaj, ale srogo się pomylił. Nie rozumiał dlaczego tego nie zrobili i Sakura też.

Shikamaru krzyczy i zaciska palce na szklanej butelce. Przestrzega, że to jedyny alkohol w jej domu, a jego uścisk się rozluźnia. Leczy ranę w kilka chwil, a później siada z nim na niemal czystym ręczniku. Dziś rano go wyprała, a brunet nie krwawił mocno.

— Jak to się stało, że jesteś w ANBU? Kiedy?

— Rok po wojnie — odpowiada. Tak już chyba będzie zawsze. Teraz dzielą czas na lata przed i po Madarze. — Mogę być leniem, ale dano mi wybór. To, albo zastępca Hokage. Wiem, że jako strateg, prędzej czy później się tam znajdę. Nie zrozum mnie źle, chcę tego, ale tak już będzie wyglądać całe moje życie. Postanowiłem, że spróbuję najpierw innej drogi.

Później piją sake bez kieliszków, po prostu biorą duże, niezgrabne łyki z butelki. Rozmawiają o latach, kiedy się nie widzieli, a także o tych, w których krąży wokół tych samych ludzi, ale nigdy razem. 




Ptak siada na parapecie okna. Nie rozpoznaje po masce, jaki to gatunek. Raz przyszedł do niej Kruk, innym razem Sowa, ale teraz to ktoś obcy.

Wyczekuje Genmy, kiedy pojawiał się ktoś nowy, on także przychodzi. Czasami nawet się z nią nie wita. Kryje się wśród gałęzi, jednak nigdy nie pozostaje całkowicie niezauważony. Jestem tu, dzieciaku, mówi jego postać.

Tym razem za przybyszem nie ma nikogo więcej. Firanki w oknie powiewają delikatnie, tak że postać czasami za nimi znika i widać sam jej obrys.

— Wiesz, gdzie jesteś? — pyta, kiedy mężczyzna się nie porusza.

Odpowiada jej powolnym skinieniem głowy.

— Znasz zasady?

Zaprzecza.

— Nie używasz chakry — mówi do nieznajomego. — Nie atakujesz, pokazujesz mi wszystkie dolegliwości, niczego nie zatajasz. Możesz zostawić maskę na twarzy. Nie musisz nawet się odezwać, żeby nie zdradzić mi tożsamości.

Mężczyzna zsuwa się z parapetu. Ściąga kamizelkę i bawełniany, granitowy górny mundur. Sakura mruga kilkakrotnie, śledząc zarys jego klatki piersiowej. Marszczy brwi, kiedy nie dostrzega niczego, czym mogłaby się zająć.

Jeśli przyszedł tu się po prostu rozebrać, to złamię mu szczękę. 

Później uzmysławia sobie, że prawe przedramię przybysza jest opuchnięte. Dlatego nie mógł po prostu podwinąć rękawa. Poczynając od nadgarstka jego żyły są granatowe. Marszczy brwi.

Czy to infekcja?

— Użyto trucizny?

Mężczyzna w masce ptaka nie porusza się nawet o milimetr. Jest milczący, zastygły w chwili.

— Nie potrzebuję twojego głosu — warczy na niego. — Odpowiadaj gestami. Wystarczy głupi ruch głową. Wiesz coś o truciźnie?

ANBU zaprzecza.

— Ktoś trafił cię bronią czy techniką?

Nieznajomy podnosi lewą dłoń i wyciąga pojedynczy palec ku górze. Pierwsza opcja jest poprawna, mówi jego gest.

— Odebrałeś mu ją?

Zdąży przecząco poruszyć głową, w chwili kiedy jego plecy osuwają się na ścianę, a tył głowy uderza lekko o wystający parapet. W sekundzie znajduje się przy nim.

Sakura chwyta jego nadgarstek, żeby lepiej przyjrzeć się wypukłym, nabrzmiałym żyłom, a mężczyzna wydaje się być pozbawiony świadomości.

— I dlatego właśnie jest mi potrzebny cholerny Genma.

Ostrożnie odkłada ciało mężczyzny, pilnując, żeby głowa była nieco wyżej i rusza w głąb mieszkania. Dopada do szuflad w sypialnej komodzie. Normalni ludzie powinni mieć w niej ubrania, ale ona zawsze była dziwaczką. Składuje w niej nadprogramowe przybory medyczne, które pozostały z misji. Dziwne co medycy muszą mieć ze sobą. Są niemal chodzącym szpitalnym składzikiem. W kłębowisku wszystkich bibelotów wyszukuje rurki od kroplówki. Bierze jedną z nich i dwa wenflony. Ma wszystko, jest gotowa.

Podchodzi do nieprzytomnego ciała, a adrenalina bulgocze w jej ciele. Oblizuje spierzchnięte wargi, jak zawsze, kiedy musi się skupić.

— Masz cholerne szczęście, że twój medyk posiada uniwersalną krew — warczy do nieprzytomnego mężczyzny.

Nadal jest rozsądna. Wie, że pacjent musi być monitorowany, a kiedy odda mu swoją krew jej koncentracja może osłabnąć. Przygryza kciuk i wykonuje gesty, które zna na pamięć. Gdyby ktoś obudził ją pianą w środku nocy zawsze będzie pamiętać swoje imię, adres i kombinacje znaków – dzik, pies, ptak, małpa, baran.

— Kuchiyose no Jutsu — szepcze.

W obłoku mlecznego dymu pojawia się niewielki ślimak, nie większy niż podręcznik zielarstwa, który ma przy łóżku.

— Katsuyu-sama, musisz śledzić jego funkcje życiowe. Nie mamy czasu zrobić antidotum. Przygotowuje się do transfuzji krwi. Jeśli moja chakra będzie zbyt niestabilna, a ty w obecnych rozmiarach nie będziesz w stanie zachować go w równowadze, powiadom proszę Shishōu, że potrzebuję pomocy.

— Oczywiście, Sakura-chan — odpowiada chowaniec. — Jestem gotowa.

Zawiązuje fragment materiału wysoko na ramieniu mężczyzny. Na początku chwyta zwykłą strzykawkę i pobiera zainfekowaną krew, która będzie jej potrzebna do sporządzenia remedium. Później do rurki od kroplówki mocuje dwa wenflony. Jedne z nich wkłada w swoje ciało, drugi wbija pacjentowi. Przy pomocy chakry nadaje krwi pęd. Przez głowę przelatuje jej myśl jakie to fascynujące, co ich energia potrafi zdziałać. Zastanawia się nad badaniami w tym kierunku i dlaczego nikt nigdy tego nie próbował, przecież jutsu krwi… Kręci głową, próbując odgonić ten pomysł. Oczywiście, że ktoś musiał już tego próbować, nawet w Liściu. Prawdopodobnie był w drużynie z jej mentorką i dlatego ciąży nad tym tabu milczenia. Nienawidziła tego, że ten oślizgły wąż był jednocześnie geniuszem.

Stara się odprężyć. Zamyka oczy i liczy w myślach. Jej ciało przestaje dygotać, oddech się stabilizuje. Dochodzi do setki i znów ma pod kontrolą swój mały świat. Podnosi powieki i patrzy na mężczyznę. Może gdyby była kimś innym, ciekawość by wygrała. W chwilach, kiedy byli całkowicie bezbronni zajrzałaby pod maski i poznała skrywaną tajemnice, ale jedną z niewielu rzeczy, jakich nauczył ją Kakashi, jest świadomość, że każdy ma prawo do sekretów.

Sprawdza jego puls i jest zadowolona, że stał się miarowy. Kolejny sukces.

Nawet nie jest z nią źle. Transfuzja nie trwała długo. Dwadzieścia minut powolnego przetaczania krwi. Sakura musiała wziąć dwie pigułki uzupełniające krew, żeby obraz był klarowny i przestał się chwiać. Uważa, że to nikła cena. 

Trucizna jest śmiertelna w dużych dawkach, nie ma pojęcia jakim cudem tyle jej dostało się do ciała ANBU, ale to już nieważne. Organizm, który dostał porcję świeżej, czystej krwi poradzi sobie ze zwalczeniem jej. Wystarczy tylko parę ziół wzmacniających. Kładzie przy jego głowie złożoną kartkę papieru, w której schowała leczniczą mieszankę. Zostawia Katsuyu i zamyka się w swojej sypialni na klucz. Może być pieprzoną altruistką, ale nie jest idiotką. Niebezpieczeństwo zawsze lubi czyhać tuż pod nosem.




— Czy Neji był wczoraj u ciebie? Mówił, że to nic groźnego, ale nalegałem.

Sakura przerywa oczyszczanie kolana Shikamaru i patrzy na niego z uniesioną brwią. 

— Hyuuga? — pyta zdezorientowana.

Przywołuje ostatni obraz mężczyzny, który tkwi w zakamarkach rozmytej pamięci. To wojna, krew, płacz Hinaty, jego nieprzytomne ciało tak zimne, że myślała, że zawiodła. A później nowe pokłady przytłaczającej, gorącej chakry, kiedy Naruto przekazał jej część swojej energii. Pamięta tylko brudną, poobijaną twarz sprzed czterech lat i spojrzenie zamglonych, jasnych oczu, kiedy sprowadziła go z granicy śmierci. Od tego czasu więcej go nie widziała. Czy od razu wstąpił do ANBU?

Zachrypnięty śmiech Shikamaru burzy spokój ciepłej nocy. Powinien rzucić palenie.

— Naprawdę nie zdjął maski? To do niego niepodobne. Myślałem, że w ten sposób okaże wdzięczność. To tak typowe dla niego. Nie uważasz?

Sakura wzrusza ramionami. Odkłada wacik nasączony środkiem dezynfekującym na blaszaną tackę i zaczyna leczenie.

— Tak właściwie wcale go nie znam.

Shikamaru sięga do paczki papierosów, ale Sakura odkłada je dalej, poza zasięg jego dłoni. Żadnego palenia w mieszkaniu, mówi jej karcący wzrok.

— Chyba nikt tak naprawdę go nie zna. Zawsze był trudny do odczytania. Pewnie przez sprawy z klanem.

— Jak długo jest w ANBU?

— Sam nie wiem. — Nara przeczesuje palcami włosy spięte w kucyk. — Był, kiedy tam trafiłem i na pewno nie jako świeżak.

Sakura wstaje, niosąc tacę w prawej dłoni. Naciska stopą przycisk kosza i wrzuca zakrwawione waciki do środka. 

— Dziś wpadłam na Ino — mówi. — Jest w ciąży.

— Ah — odpowiada mężczyzna. Wzrokiem śledzi nieokreślony punkt za oknem. — To chyba przesądzone, co? Jesteśmy dorośli.




Godzinę po odejściu Shikamaru ktoś puka w okno. Zamknęła je, ponieważ wiatr przybrał na sile i za każdym razem, kiedy poruszał białą firanką miała wrażenie, że ktoś przyszedł do niej po pomoc. To za bardzo ją rozkojarzyło. 

Podchodzi i za przezroczystą taflą szkła widzi maskę ptaka. Wpuszcza przybysza do środka.

Neji siada na ręczniku w tradycyjny sposób. Kolana na przodzie, cały ciężar ciała opiera na podkulonych nogach. Odruchowo chce położyć ręce przed sobą, ale zatrzymuje się w pół gestu. To wyglądałoby jak przeprosiny, a przecież nie ma za co prosić o wybaczenie. Zamiast tego cofa ramiona, ręce wiszą luźno wzdłuż jego ciała. To trochę nienaturalna pozycja.

— Dziś wyglądasz lepiej — mówi do niego. Przemywa dłonie w zlewie, używając antybakteryjnego mydła i podchodzi do przybysza. — Co cię do mnie sprowadza?

— Proszę o ogólny skan. 

Tak, to ten głos, myśli.

Ma wrażenie, że wcale się nie zmienił. Nie rozmawiali dużo w przeszłości, ale zawsze wydawał się głęboki i poważny, niepasujący do nastolatka. Chyba do niego dorósł.

— Zrobiłam go wczoraj, gdy spałeś. Jesteś w pełni sprawny.

Nie odprawia go jednak. Podchodzi i przykłada dłonie do klatki piersiowej mężczyzny. Wtłacza swoją chakre i bada wszystko po kolei. Rytm serca jest dobry, podręcznikowy. Studiuje inne narządy wewnętrzne tylko pobieżnie, wczoraj zrobiła pełny skan, ale nie byłaby sobą, gdyby je ominęła. Później sprawdza całe ciało, krwiobieg i punkty chakry. Chciałby spytać, czy może używać swojej techniki, ale w ten sposób jasno dałaby znać, że wie kim jest. Nie zrobi tego, nie ujawnia sekretów.

— Co to za ptak? — pyta, przerywając ciszę. Nie jest niewygodna, ale jeśli postanowił się odezwać, to nie widzi nic złego w małej rozmowie bez znaczenia.

— To jaskółka.

Zanim zdążyła mu odpowiedzieć, maska znika z jego twarzy. Podaje ją Sakurze. Patrzy na nią chwilę, kreśli palcami po gładkiej, porcelanowej tafli wzdłuż czerwonych linii. Dopiero po chwili zbiera odwagę i spogląda na jego twarz.

Tak, to zdecydowanie Neji Hyuuga. Cztery lata nieznacznie zmieniły jego wygląd. Rysy twarzy się wyostrzyły, ale nadal ma jasną i nieskazitelną cerę. Mleczne oczy patrzą na nią ze spokojem. Zauważa zmianę w wyglądzie jego czoła. Klanowy symbol bocznej gałęzi został zamazany, przykryty wyblakłą blizną, prawdopodobnie po ostrzu noża. Czy zrobił ją sam?

Mogłabym to uleczyć, myśli, ale nie proponuje nic na głos. Każdy ma taką bliznę, z którą nie chce się rozstać. Już dawno mogła pozbyć się siedmiocentymetrowej linii z prawej strony brzucha, ale nigdy tego nie chciała. Rana, którą dał jej Sasori była pierwszym prawdziwym dowodem jej znaczenia. Nie dostała jej przypadkiem, katana nie drasnęła ją rykoszetem lub dlatego, że stała w złym miejscu, plącząc się pod nogami drużyny. Nie, wtedy stanęła do walki z prawdziwym przeciwnikiem. Do dziś chce się jej śmiać, że pierwszą osobą (poza mentorką), która doceniła jej siłę, był morderca z Akatsuki.

— Jaskółka? Duży zbieg okoliczności.

— Raczej fatum — odpowiada cierpko.

— Tak, to brzmi jak coś z naszego świata.

Nie może powstrzymać rozbawionego tonu, jaki towarzyszy jej słowom. Myślała, że zgniecie ją wzrokiem. Chociaż pamięta jego wygląd, to wspomnienie charakteru nadal opiera się na gniewnym dziecku z pierwszego egzaminu na chunina. Ale Neji kręci głową, a jego usta drgają w kwaśnym uśmiechu.

— W pełni się z tobą zgadzam.

Wstaje, a Sakura musi się lekko cofnąć, aby zachować dystans.

— Dziękuję za wczorajszy ratunek. Gdybym mógł się odwdzięczyć czynami-

— Przestań, podziękowania wystarczą, chociaż i one nie są konieczne. Możesz… przyjść kiedyś. Shikamaru czasami wpada się napić.

W chwili, kiedy słowa opuszczają jej usta, już ich żałuje. Jest śmieszna, próbując udomowić tych popsutych, nieszczęsnych ANBU. Tęsknota nie tłumaczy niczego.

Kłania się i znika za powiewającą firanką. Sakura podchodzi do okna i zamyka je za mężczyzną. Szczerze mówiąc, to nie liczyła na taką otwartość z jego strony. Nie myślała nawet, że ponownie się pojawi.

Po prostu nie umiem czytać ludzi.




Przychodzą do niej jak bezpańskie koty, a Sakura jest najgorszym rodzajem kociary – przywiązuje się do przybłęd. Jest tak bardzo samotna, że próbuje znaleźć w tym wszystkim jakiś rodzaj relacji. Uważa, że to smutne, ale nie potrafi przestać. Może powinna sprawić sobie prawdziwego kota?

W ciągu miesiąca widzi dwie nowe maski i pięciu starych przybyszy. Wszystko trwa chwilę i nic nie znaczy.

Tęskni za Genmą. Ostatni raz odwiedził ją trzy tygodnie temu. Nie musiała go uleczyć, nie miał żadnych ran. Chciał tylko poinformować, że wyrusza na długoterminową misję. Lubiła go. Oboje wiedzieli, że rekompensuje sobie nim obojętność Kakashiego. Zawsze chciała, żeby jej sensei był podobny do Genmy, aby potrafił porozmawiać z nią jak z osobą, a nie odgórnie narzuconym obowiązkiem. Chociaż przez chwilę przestał patrzeć przez nią. 




Neji pojawia się któregoś kolejnego wieczoru. W plątaninie obowiązków szpitalnych i nocnych “dyżurów” straciła rachubę. Nie liczy już dni tygodnia.

Ściąga maskę, przechodząc przez okiennice i wkłada ją w jej dłonie tak jak za pierwszym razem. Sakura zastanawia się co to może oznaczać. Musi stale czytać między wierszami, jeśli chodzi o tych posępnych ANBU. Oddaje się w jej ręce? Jego przyszłość skrytobójcy zależy od niej? Mogłaby rozmyślać w nieskończoność, a i tak nie znalazłaby właściwej odpowiedzi. Nie umie go czytać.

— Trudny dzień? — pyta. — Obrażenia?

Jaskółka rozpiął kamizelkę bojową. Długa, dwudziestocentymetrowa rana znajduje się na prawej stronie jego klatki piersiowej. To nie wygląda źle. Krew już zdążyła zakrzepnąć.

Leczy go przez dwie minuty wypełnione ciszą. Nauczyła się ją lubić. Nigdy nie jest niewygodna, to wręcz przyjemna odmiana. Shizune zawsze jest gadatliwa, podobnie jak Sayako, młoda praktykantka. Usta jej matki nigdy się nie zamykają, tak jak podczas nielicznych, pośpiesznych rozmów z Naruto. Sakura podchodzi do wiszącej szafki obok zlewu, gdzie trzyma gotowe tabletki własnego wyrobu.

— Coś na wzmocnienie — mówi odkręcając słoiczek z medykamentami. — Nie dam ci nic na uzupełnienie krwi, bo organizm może się od tego uzależnić i zacznie niepoprawnie funkcjonować. Odstawienie jest długie i uciążliwe, a patrząc po twoim stroju nie straciłeś dużo krwi. Przebrałeś się zanim do mnie przyszedłeś?

Kręci przecząco głową.

— W takim razie to w zupełności wystarczy. Zażyj je i odczekaj pięć minut. Zioła są dość silne, może kręcić ci się w głowi-

Jej słowa przerywa stukanie do drzwi. Głośne dwa puknięcia zdecydowanej ręki. Wzdycha cicho, kucając przy mężczyźnie, podaje mu tabletkę i szklankę wody.

— To niecodzienne — mówi, wyglądając za okno. — Nikt nie przychodzi tak późno. Gdy chodzi o szpital albo o was, każdy wchodzi bez pytania, żeby nie tracić czasu.

Neji odstawia szklankę i nachyla się nad nią.

— Mam sprawdzić? — szepcze. Może też powinna to robić? Wtedy mogłaby udawać, że nie ma jej w domu, a uporczywy gość zniknąłby po kilku chwilach. Jego oddech jest ciepły. Przyjemny mały dreszcz sprawia, że włosy na karku stają dęba.

— Zrób to — nalega.

Podpiera się na dłoniach i odsuwa lekko w prawą stronę. Przez przypadek muska jego udo, dotyk bez podstaw medycznych jest dziwny, burzy ład. Próbuje dać mu bezpośredni wgląd na drzwi. Chociaż… czy potrafiłby spojrzeć także przez nią?

Żyły okalające mleczne oczy nabrzmiewają. Nie jest to ładny widok, ale siła nie musi być estetyczna. Sama wygląda jak oszalała, używając niszczycielskiego taijutsu.

— To Uchiha — szepcze.

Sakura odruchowo unosi dłoń do ust.

Nie, tylko nie to, myśli przerażona. Ona nie chce go widzieć, nie ma pojęcia co go sprowadza po trzech latach nieobecności pod jej drzwi. Woli, kiedy jest odległy i nieuchwytny. Może wspierać człowieka z zakamarków jej głowy, wspomnienie sprzed lat, ale nie wie jak zachowa się, gdy staną twarzą w twarz. Czasami nadal śnią się jej koszmary. Każdy miewa je po wojnie, ale jej zawsze dotyczą Sasuke. Błysk chidori migocze przed zielonymi oczami, a błyskawice jej dosięgają. Podświadomie wie, że nie potrafi mu wybaczyć.

Białe oczy Hyuugi uważnie śledzą mimikę Sakury. Uśmiecha się do niego smutno, kręcąc głową ze zrezygnowaniem.

— Cóż, jego nie oszukam, że nie ma mnie w domu. Wyjdź, Neji. To może być katastrofa, nie musisz być tego świadkiem.

Podnosi maskę z ziemi i wkłada ją na jego twarz. Jaskółka patrzy na nią przez chwilę, z trudem rozpoznaje jego oczy, kiedy spogląda przez małe, wąskie szparki.

— Dlaczego go nie odprawisz?

— Chyba… nie umiem? To męczy, że jest moją słabością. Mam dziwne poczucie obowiązku względem mojej drużyny. Nie próbuj zrozumieć. Sama się w tym gubię. To głupie, prawda?

Jego odpowiedź zagłuszają dwa kolejne puknięcia. Głośniejsze i bardziej natarczywe.

Neji wspina się na parapet, a Sakura kroczy w stronę hałasu niepewnie i z rezerwą, jakby czyhał za nimi sam diabeł. Nie chce tej konfrontacji. Czasami myśli, że byłoby lepiej gdyby traktowali ją jak kiedyś – po prostu pomijali.

Otwiera drzwi i marszczy brwi. To ostatnia osoba, która mogłaby pojawić się u niej niespodziewanie. 

— Nie zaprosisz mnie do środka? — pyta Sasuke.

— Jasne, wchodź.

Przepuszcza go przez próg. Czeka, kiedy wejdzie i zamyka drzwi na skobel. Patrzy się na zamek kilka sekund dłużej niż powinna, a jej myśli szaleją. Dlaczego się pojawił? Co to mogło oznaczać? Strach przenika ją na wskroś. Mogła się okłamywać, że chce utrzymać więzi z drużyną, bo jest ostatnią ostoją normalności w ich życiu, ale takie plany były wygodne, kiedy byli dalecy i odlegli. Okłamuje się, że podobny strach i niepewność czułaby, gdyby Naruto postanowił odwiedzać ją codziennie albo Kakashi w końcu zrzucił przed nią maskę. Nie, to jest o wiele gorsze.

Odwraca się w stronę Sasuke, który lustruje ją uważnie. Nie widziała go prawie trzy lata. Podobno w tym czasie kilkakrotnie spotkał się z Uzumakim na kilka chwil, nie dłuższych niż parę minut. Wydaje się być jeszcze wyższy niż ostatnio. Krucze włosy opadają na jego twarz i skrywają jedno oko, w którym dzierży Rinnegan. Spojrzenie mężczyzny jest tak samo bezosobowe, zimne i odległe jak za każdym razem.

— Napijesz się czegoś? — pyta, przechodząc do kuchni. Słyszy, że ruszył w krok za nią.

— Nie.

Sakura wzrusza ramionami i stara się patrzeć na niespodziewanego gościa jak najmniej.

Czy jeśli zamknę oczy na parę sekund zniknie i będę mieć spokój?

— Co cię sprowadza?

— Oczyściłem świątynię Naka — mówi i Sakura wie, że nie ma na myśli zamiatania podłogi. — Odwiedzam każdego.

Przytakuje. Bawi się szklanką wody, która została po Nejim. Przekłada ją z dłoni do dłoni, dudni palcami w tafle szkła, w końcu upija łyk, żeby odwlec rozmowę.

Ta cisza jest inna od tej, którą dzieli z ANBU, nie podoba jej się. Może dlatego, że nie jest jej wyborem, oni nigdy nie potrafili rozmawiać, nigdy nie próbowali. To zawsze Sakura kręciła się wokół niego jak namolny szczeniak, żebrząc o uwagę.

Biała firanka układa się w dziwny wzór. Na zewnątrz nie ma wiatru, więc od razu śledzi jej ruch wzrokiem.

— Haruno-sama — odzywa się głęboki głos. — Jesteś wzywana do czcigodnej Hokage w trybie natychmiastowym.

Patrzy niepewnie na Sasuke i wzrusza ramionami.

— Siła wyższa — mówi przepraszającym tonem, ale z trudem powstrzymuje uśmiech. — Zamknij drzwi i wyjdź przez okno.

— Ktoś może wejść — zauważa sucho.

— To nic. Odwiedzają mnie tylko bezpańskie koty.

Chwyta dłoń Jaskółki i pozwala mu pociągnąć się w dół budynku. Razem szybko znikają.




— Wybawco! — mówi, kiedy się zatrzymują. To któreś z pól treningowych przy południowym lesie, granicy wioski. Czuje zadowolenie, kiedy uświadamia sobie, że jest wystarczająco daleko od miejsca, które kojarzy jej się z drużyną siódmą. Nie powinna spotkać tu żadnego ducha przeszłości.

— Potrzebowałaś ratunku — mówi, ściągając maskę i kamizelkę. W mroku nocy reszta prostego munduru nie przywodzi na myśl ANBU. 

Myśli, że jest mu winna wyjaśnienie, a on wydaje się osobą, która może jej wysłuchać. Zaczyna mówić nawet jeśli źle go odczytała. To nie ważne, potrzebuje tego.

— Trochę dziwne zachowanie, co? Trudno mi z nim rozmawiać... Sasuke próbował mnie zabić, dwa razy. Oczywiście był wtedy zaślepiony nienawiścią, skrzywdzony, ale… Co z tego? Mam prawo to pamiętać. Mam prawo mu tego nie wybaczyć. A jednak czuję przymus, że powinnam czekać na niego, Naruto i Kakashiego. Być dla nich, kiedy nareszcie będą gotowi na rozmowę, pozwolą mi wejść do swojego życia. Ale ja już nie chcę. Dawałam im tyle szans, a nadal są dla mnie jak obcy. Im to wystarcza, cóż, mi nie. 

Zauważa, że mocno gestykuluje rękoma i chowa je za plecy, próbując się uspokoić. Siada na trawie, a Neji zajmuje miejsce obok.

— Czuję się jak okropna osoba, kiedy myślę, że chcę ich porzucić. Chociaż… czy to coś by zmieniło w ich świecie? Mam wrażenie, że nie i ta myśl przeraża. Dzień, w którym uświadomię sobie, że ich życie wcale się nie zmieni, gdy mnie zabraknie, będzie porażką. Próbowałam dostać się do nich tak długo. Lata pustych starań. Dlatego krążę, jestem na granicy, nigdy wystarczająco odważna, żeby przechylić się na którąś stronę. Uważasz, że to śmieszne?

— Nie. Jeśli nie masz prawa do wyboru, to także ja powinienem zacisnąć zęby i wrócić do swojego miejsca w szeregu.

Patrzy na niego niepewnie.

— Co się stało?

Księżyc chowa się za chmurami. Jest tak ciemno, że prawie nie rozpoznaje jego twarzy.

— Odszedłem z klanu.

Odruchowa łapie go za przedramię z cichym okrzykiem zaskoczenia. Mleczne oczy są zdziwione jej zuchwałością.

— Pozwolili ci?

Neji chowa głowę między ramiona, a z jego ust wychodzi zmęczone westchnięcie.

— Nie, nie uznali tego. Nie zmienię klanu, ale nie będę uczestniczył w ich chorej hierarchii. 

Jej palce dotykają wyblakłej blizny na środku czoła. Skóra jest miękka pod opuszkami. 

— Pozbyłeś się znaku.

— Usunąłem wszystko co mnie z nimi łączyło. Poza dojutsu. Chociaż czasami chciałabym i je oddać.

Chwyta jego twarz w dłonie. Chmury się przerzedzają i bez trudu widzi jak marszczy czoło, próbując odczytać jej zamiary.

— Bierzesz ich siłę i zmieniasz ją w swoją. Nie idziesz za ideami, które wyznają, tylko wykorzystujesz ich broń, chociaż pozbawiliby się jej gdyby tylko mogli. Uważam, że to piękna zemsta. 

— Jestem tylko prostym człowiekiem — mówi, próbując ujarzmić unoszące się kąciki ust. — Kiedy ktoś podaje mi sensowny argument, przyjmuję go. 

Sakura kiwa z entuzjazmem głową i siada przy boku ANBU. W chłodną noc z wdzięcznością przyjmuje ciepło jego ramienia. Trochę niepokoi ją miły dreszcz, który nie zatrzymuje się w miejscu, w którym się stykają, tylko biegnie dalej. Sprawia, że jej policzki mrowią.

— Nie mogę jeszcze wrócić, ale nie musisz…

— Zostanę. 

Sakura bezgłośnie potakuje. Dziwnie się czuje. Odprężenie miesza się z podenerwowaniem. Czuje się dobrze w jego towarzystwie, a jednocześnie tak niepewnie i niewygodnie.

Och, to nie wróży niczego dobrego, myśli.

Jak złe okazałoby się zauroczenie nim?

Patrzy w niebo i obserwuje wolną wędrówkę chmur. Próbuje odgadnąć nazwę konstelacji i niektóre nawet pamięta. Wiatr porywa ich włosy i splata je nieznacznie, raz musi zdjąć różowy pukiel z twarzy mężczyzny. Cisza jest miła i tak różna od tej, którą miała z Sasuke. Na progu sennego odrętwienia czuje drobny ruch, delikatną pieszczotę. Mężczyzna dwoma palcami kreśli wzór na wnętrzu jej dłoni. Sakura chyba uśmiecha się przez sen, a przynajmniej próbuje. 

Czy mogłaby go udomowić? 




Nie może nic na to poradzić, że czeka na niego. Chce go zobaczyć, nawet jeśli między nimi nic się nie zmieni. Pragnie głupiej, prozaicznej rozmowy, jego małego uśmiechu i tej głupiej maski, którą jej wręcza, jakby przez chwilę chciał być jej. 

Piękne bajeczki wymyślasz, karci się w myślach.

Ale mija dzień, później drugi i kolejne. Nadal go nie ma, a ona zaczyna się denerwować. Czy to było za dużo? Przekroczyła granice? Znów kogoś spłoszyła, próbując dostać się do miejsca, które nie było dla niej przeznaczone?




Odłamki metalu tkwią w ramieniu Shikamaru. Wyjmuje je pojedynczo długą pensetą. Mała bomba wybuchła tuż przy jego boku. Miała w sobie drobne zaostrzenie fragmenty, który wbiły się w jego ciało. Na szczęście nie uszkodziły żadnych mięśni.

— Co z Nejiem? — pyta podczas rozmowy. Nie próbuje na siłę grać obojętnej. Nie potrzebuje tego robić przy Shikamaru.

— Wysłali go na przymusowy urlop. 

— Co mu się stało?

Wszystkie odłamki są już na metalowej tacy medycznej. Przemywa ranę środkiem dezynfekującym. Potrzebuje tylko kilkunastu sekund, żeby skóra wróciła do normalności. Nie pozostawia nawet najmniejszej blizny.

— Był rozkojarzony. Może po prostu zmęczony? Czasami miał dziwne ruchy, jakby próbował ucierpieć podczas misji i dostać kilka dni odpoczynku. — Mierzwi włosy na karku i zamyka oczy. — ANBU jest trudne. Polityka organizacji trochę się zmieniła. W czasie pokoju nie potrzebują niestabilnych emocjonalnie przypadków. Może dobrze mu to zrobi. Słyszałem, że był tam bez przerwy od czterech lat.

— Zaraz po wojnie.

— Tak.

Sakura idzie do kuchennego zlewu, żeby umyć zakrwawione dłonie.

Mogła go zrozumieć. Sama rzuciła się w nadmiar obowiązków dwa tygodnie po wygranej. Szpital, misje, pomoc w odbudowie Konohy, znów szpital – to było jej życie odkąd świat się uspokoił.

Jedna myśl podstępnie wkrada się do jej głowy. Śmieszny i głupi pomysł, który powinna zgnieść zaraz po pojawieniu. Nie potrafi, jest zbyt nęcący, za bardzo chce, żeby miał w sobie chociaż cząstkę prawdy.

Czy to możliwe, że próbuje mieć pretekst?

Kręci głową zła na siebie. Wpatruje się w cieknący kran i z całych sił próbuje powrócić do racjonalnych myśli.

Nie wszystko kręci się wokół ciebie.




Pora jest dziwna. Zazwyczaj nie ma gości z ANBU o poranku. Wstała dopiero pół godziny wcześniej. Planowała wyjść na poranny trening, gdy usłyszała ciche pukanie w zamknięte okno. Widzi kucającą postać przy parapecie okna i podchodzi bez wahania. Sprawa musi być poważna, skoro ją niepokoją. Niegroźne przypadki trafiają się tylko wieczorem, kiedy widzą, że jest w domu i nic nie absorbuje uwagi medyczki.

Otwiera okna, a poranna bryza otula jej policzki. Słońce niedawno wzeszło, powietrze nadal jest rześkie i przyjemne po nocy.

Jaskółka wlatuje do jej mieszkania.

Neji zdejmuje maskę. Drżące palce przekazują je Sakurze tak jak za każdym razem.

— Byłeś na misji? — pyta zdziwiona.

— Możesz mi pomóc?

Na podłogę tuż przy jej stopach spadają dwie krople. Odkłada maskę i chwyta łagodnie jego nadgarstki. Podnosi ręce mężczyzny i widzi na nich dwie krwawiące linie po ostrzu broni. Kąt jest niecodzienny, dziwny, a ona wie co to oznacza. Miała za dużo przypadków samobójstw podczas wojny i krótko po niej, żeby mogła się pomylić. Ludzie nie mogli sobie poradzić z okrucieństwem walk, a później z rolą ocalałych, kiedy musieli pochować towarzyszy życia i broni. Jest zdezorientowana.

Nie, nie zrobiłby tego.

Patrzy w jego mleczne oczy poddenerwowana. Martwi się o niego.

— Czemu to zrobiłeś, Neji? Dlaczego się zraniłeś?

Jest zaszczuty, nie potrafi wydusić słowa. W emocjach na jego twarzy wyczytuje, że nawet nie brał pod uwagę możliwości zdemaskowania. Otwiera usta kilkukrotnie, ale żadne słowa z nich nie uciekają. Jest w potrzasku.

Bez ostrzeżenia łapie ją za ramiona i robi najbardziej absurdalną rzecz na świecie – atakuje jej usta. Pocałunek jest niezgrabny i nerwowy, całkowicie nieplanowany. To impuls chwili.

Całuje ją, a ona tonie w tym uczuciu. Tak naprawdę to jej pierwszy prawdziwy pocałunek, jednak nie jest niepewna, pozwala ponieść się temu doznaniu. Rozchyla usta, a jej język przejmuje kontrolę. Wargi mężczyzny są przyjemnie miękkie, a wnętrze ust ciepłe i smakuje naprawdę dobrze. Obejmuje tył jego głowy pogłębiając przyjemny akt.

— Ty idioto — warczy na niego. — Najpierw próbujesz ucierpieć podczas misji, a teraz się okaleczasz? Nie mogłeś po prostu zapytać, czy gdzieś z tobą wyjdę?

Jego twarz wygląda jak po uderzeniu pięścią. Mruga kilkakrotnie zanim odpowie.

— Myślałem, że tylko w filmach to takie proste.

Sakura śmieje się, całując jego słodkie wargi jeszcze kilka razy. Najwyraźniej nie tylko ona jest w tym nowa.

Zielona chakra wydobywa się z jej dłoni. Przykłada palce do ran mężczyzny. Uśmiecha się, kiedy Neji syknął z bólu.

— Piecze? I bardzo dobrze, głupi człowieku. Dlaczego shinobi muszą wszystko komplikować?

Kiedy kończy leczenie, łapie go za nadgarstek. Oblizuje wargi, smakując przerwany pocałunek. Może to zbyt pochopne, może głupie, ale Sakura całe życie chodziła na palcach wokół swoich uczuć. Może się to wydawać głupie, biorąc po uwagę jej zaangażowanie w pogłębienie relacji z Sasuke, kiedy byli geninami. Nigdy jednak nie była gotowa wykonać poważnego kroku. Zawsze tylko czekała, aż któryś członek jej drużyny pozwoli spojrzeć głębiej w swoje uczucia. Godziła się na to, co jej dawali, nawet jeśli były to tylko marne ochłapy.

Nie tym razem.

— Jeśli zrobisz znowu coś głupiego, uduszę cię — ostrzega, wymachując w niego palcem wskazującym. — Chodź — mówi, ciągnąc go w głąb mieszkania. — Przygotuję ci lepsze legowisko.

— Nie rozumiem.

— Nie musisz — śmieje się.




Neji nie zasypia, nawet jeśli nie zmrużył oka przez całą noc, zastanawiając się czy jego rozwiązanie to dobry pomysł. Nie liczył się z możliwością przyłapania na gorącym uczynku, ale powinien to przewidzieć. Miała doświadczenie, wystarczyło pojedyncze spojrzenie bystrych oczu medyczki i wiedziała wszystko.

Wsparł się na ramiona. Po ranach nie został najmniejszy ślad. Była naprawdę dobra w tym co robiła.

Echo dotyku nadal tańczyło w jego głowie. Pocałunki mrowiły na ustach i skórze. Nie musiał dotykać jej śpiącej sylwetki, żeby nadal czuć gładkość ciała pozbawionego blizn. Pamięć o przylegającej do niego kobiecie nadal burzyła krew w żyłach.

Nachylił się nad śpiącą Sakurą. Jego włosy niemal dotykały jej twarzy. Czy chciała, żeby zniknął? Wrócił w cień, do którego przynależał każdy ANBU? 

— Musiałbyś wepchnąć mnie tam siłą.

To było dziwne, jak szybko utonął w przytłaczającym uczuciu. Kiedy dowiedział się, że ANBU zaglądają do jej mieszkania, szukając pomocy medycznej, pojawił się tu przy pierwszej sposobności. Chciał podziękować za życie, które mu dała. Nie był głupi, wiedział że niemal umarł podczas wojny. Przez lata ją obserwował. Zawsze z bezpiecznej odległości, nigdy nie robiąc problemów. Jej samotność była tak podobna do tego, co czuł po wojnie. Nie ważne, że zwyciężyli, narody się zjednoczyły, świat stawał się inny, bo Hyuuga stali w miejscu. Nadal istniał podział na gorszych i lepszych, wciąż naznaczano dzieci pieczęcią – klątwą, która ciągnęła się za nim przez całe życie. Nie potrafił być tego częścią.

W końcu utonął, bezpowrotnie zagłębił się w czymś, czego nie rozumiał. Myślał, że to kolejne fatum, które będzie musiał znosić w ciszy i pokorze. Miał już doświadczenie.

Ale sytuacja z Uchihą dodała mu głupiej odwagi. Nie liczył na nic, niczego wyjątkowego nie chciał. Pragnął tylko stać się nikłą częścią jej życia.

Niestety okazje do wspólnych chwil zdarzały się rzadko, więc stał się nierozsądny. Oczywiście, że się w tym połapała.

Nachylił się nad nią i złożył na różowych ustach niewinny pocałunek. Sakura poruszyła się lekko przez sen, ale nadal pozostała nieprzytomna. Chciał tu być i to mu chwilowo wystarczało. Nie myślał o przyszłości. Przez lata żył w przeświadczeniu, że nie ma prawa do planów odnośnie swojego życia i ta cecha nadal w nim pozostała.

Chciał jej dotknąć, dłoń niemal musnęła jasne ramię, kiedy wyczuł, że ktoś się zbliża. Użył dojutsu i zobaczył, kto jest pod drzwiami. Wspomnienie jej słów sprzed tygodnia majaczyło mu w głowie. Nie zamierzał tego tak zostawić.

Neji wyszedł z sypialni i przeszedł cicho przez mieszkanie. Zdążył otworzyć drzwi, zanim dłoń Uchihy zastukała w drewnianą powierzchnię. Sasuke spojrzał na niego spod przymrużonych powiek. Wrogość w nim wzrosła, kiedy śledził oczami zarys obnażonej klatki piersiowej Hyuugi.

— Co tu robisz, Neji? — zapytał Uzumaki stojący obok. Zignorował jego pytanie.

— To bardzo wygodne, że wasza pieprzona drużyna pojawia się w progu jej mieszkania, kiedy czegoś potrzebujecie. Sakura nie znajdzie dla was czasu, możecie zostawić kartkę, jest zajęta.  

Uchiha nie odpowiedział. Zamiast tego w jego prawym oku pojawiła się wroga czerwień.

— Walka, naprawdę? Nie mam na to czasu.

Nie czekając na słowa, zamknął za sobą drzwi. Nie obawiał się wtargnięcia. ANBU umieli odwdzięczyć się swojej medyczce.

Wrócił do sypialni. Odrzucił lekki, fioletowy koc, którym była okryta. Mimo ciepłych temperatur na odsłoniętym ciele pojawiła się gęsia skórka. Pocałunkami kreślił ścieżkę w górę jej nóg. Kiedy podniósł wzrok zobaczył roziskrzone, zielone oczy. Mógłby w nich utonąć.




Sasuke zacisnął pięść. Naruto krzyczał mu coś do ucha, ale nie zamierzał go słuchać. Dłoń niemal dotknęła klamki, kiedy ktoś złapał go za nadgarstek.

— Nie rób sceny — odezwała się Sowa, która pojawiła się znikąd. — Hokage nie spodoba się, że robisz zamieszanie w mieszkaniu jej drogocennego ucznia. Haruno-sama jest nieosiągalna w tej chwili.

— Czy ty się słyszysz, człowieku?! — krzyknął blondyn, wymachując rękami. — Co to w ogóle ma znaczyć? Co tu robicie, czy Sakura-chan ma kłopoty?!

Genma westchnął, ujawniając się tuż za nimi.

— Dziecina was nie przyjmie. Weźcie w końcu nauczycie się rozmawiać w zdrowy, cywilizowany sposób. Poza tym Haruno opiekuje się teraz ANBU. Jest naszym lekarzem. — Włożył wykałaczkę do ust. Jego maska była podniesiona i spoczywała na czubku głowy. Podparł ręce na biodrach. — A to oznacza, że ANBU opiekuje się nią. 



Pierwsze NejiSaku! Postanowiłam napisać je trochę dłuższe, przynajmniej jak na moje standardy. Wymyśliłam maski, których używali. Niektóre informacje mogą nie zgadzać się z kanonem. Na początku włączyłam sobie wiki i google img, ale trudno mi było rozszyfrować jakie to zwierzaki xd
No i jak zwykle mogły się pojawić nieścisłości medyczne, no ale ja jestem laikiem. Oczywiście możesz napisać o mojej pomyłce w komentarzu. Będę mądrzejsza na drugi raz!
 Czekam na wasz feedback!

Dla CiociKyoko

11 komentarzy:

  1. Omg jaka ta końcówka jest kjuuuuut. Jestem pod wrażeniem! Trochę ciężko mi się czytało przez długość tekstu i przez większość nie czułam paringu, który ma być (Madaro mój cudny Shikamaru skradł mi całego ficzka) ale ostatnie sceny były cudownie rozkoszne.

    Neji nigdy nie był zbyt wylewny i cała ta sytuacja niezwykle do niego pasuje. Duch ANBU też bardzo dobrze wypadł. Zapatrzonych w siebie chłopców, którzy boją się pójść do szpitala. No i te przyrównanie Sakury do kociary jej bezpańskie koty.

    No i ten Genma z dzieciną. Sasuke z zazdrością. Anbu z opieką. Uwielbiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och tak, polecałam z ilością. Lacia chyba podświadomie na mnie wpłynęła, zapragnęłam pisać dłuższe teksty xD

      Tak szczerze mówiąc, to nie wymyśliłam czego Sasuke mógł chcieć, wiec zostawiłam to w ten sposób. Sakura też chwilowo się nie dowiedziała i nawet tego nie chciała. Po raz pierwszy to ona ich zignorowała.

      Imo paring nie mógł być taki wylewny, nie z Nejim, to nie byłby on.

      Dziękuję, że poświeciłaś czas na przeczytanie i komentarz!

      Usuń
  2. no heeloooo
    wpadam sobie juz zapowiedziana a co XD
    pierwsze co muszę powiedzieć, to że ten cytat w ramce, który zamieściłaś, wiesz o co chodzi, kurcze, urzekł mnie. Rzeczywiście, to porównanie ANBU do bezpańskich kotów i Sakury jako kociary jest niezwykle kurcze trafne XD To, że chciała pomagać, nie chcąc często nawet wiedząc komu dokładnie oddaje jej naturę empatii.
    Chociaż fajne jest też wskazanie, że robiła to dla siebie. W sensie, widać tu, że ona potrzebuje uwagi. Co z tego, że słuchała - słuchała Naruto, Kakashiego, swoich "przyjaciół" jeśli nigdy to ona nie była wysłuchana?
    Poza tym, troszkę tutaj zaczęłam shippować GenmaSaku, ale równie dobrze można po prostu powiedzieć, że ofc był on lepszą wersją Kakashiego. Yo, wreszcie jakas uwaga zwrócona na nią. Ogólnie wydaje mi się, że Sakura dobrze dogadywałaby się ze starszymi od niej osobami.
    SAMA PARA GŁÓWNA:
    niby Krropa nie czuła jej, ale ja, jak już Neji się pojawił, zaczęłam się wczuwać. Cała otoczka takiej hmm tajemnicy? takiej małej ilości uczuć z jego strony, brak wylewności, jak również Krropa zauważyła, niesamowicie do niego pasuje. Robienie głupot, żeby mieć jakąkolwiek wymówke do spotkań? O tak, to Neji. Nie widzę go jako tego, kto przychodzi z kwiatami i prosi o randkę, nienie. Poza tym, niesamowicie fajna scena na sam koniec z nim i pozostałymi członkami Team7. Ten spokój, opanowanie. Caly on. Może nie czuć w tym wszystkim jakiejś wielkiej namiętności, uczucia czy czegoś. Ale to właśnie ma swój urok, że wiesz, wszystko jest spokojne, opanowane. Taki spokojny związek, bez niepotrzebnego rozmachu.
    No i to co mi się najbardziej podobało to ta cała otoczka z ANBU. Dosłownie skradło mi to serce. I chciałabym przeczytać jeszcze kiedyś coś takiego - nie w formie figury geometrycznej ofc. Coś w sensie przyjaźni i opieki. Wy jej nie daliście tego, drużyno 7, to my jej damy. Boże, jakże mi się to podobało. NO I tutaj tez nie było wylewności, proszę zauważyć. Wydaje mi się, że to jeden z takich twoich shotów, w którym nie chodzi o emanowanie tymi uczuciami, a o poczucie stabilności.

    Podsumowując, bardzo mi się podobało, oby tak dalej, pozdrawiam z kotami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie było mi trochę trudno przekazać tego Nejiego, bo chciałam, żeby był sobą. A znamy go z anime jako małomównego i powściągliwego. Dlatego nie pojawił się w pierwszej scenie, chociaż już jakiś czas był w jej życiu. Obserwował Sakurę od końca wojny w podzięce za uratowanie życia. W tekście nie wspomniałam tego od razu, bo Sakura też tego nie wiedziała, a one-shot (chociaż z narratorem trzecioosobowym) to był pisany z jej pov.

      Początkowo użyłam też innych ANBU, żeby pokazać jej potrzebę zaistnienia, aby ktoś ją zauważył i docenił. Chociaż wasz odbiór mógł być inny, to Genma był zastępstwem Kakashiego, senseiem (starszym facetem), którego by chciała. Tak jak niektórzy szukają kontaktów ze starszymi typami, kiedy ich ojciec był chujowy. Za to Shikamaru miał być przyjacielem, który rozumiał jak to jest, kiedy traci się kontakt z drużyną.

      Neji pojawił się w połowie i przejął całą uwagę. Uważał, ze potrzbuje powodu, zeby się u niej pojawiać. Nie umiał tak jak Shikamaru i Genma po prostu wpaść do jej mieszkania bez powodu. Nadal uważał, ze musi ukrywać swoje zainteresowanie. Ale to jak głupio zachował się na końcu (kiedy się zranił, bo zabrakło mu pretekstów) pokazuje, że zaczął szaleć i tracić grunt pod nogami. Jak zakochany młodzik musiał ją zobaczyć, mimo wszystko xD

      Dziękuję za komentarz, dziecino <3

      Usuń
  3. Jestem pod wrażeniem, jeśli chodzi o długość tekstu. Wręcz pękam z dumy, hahaha :D
    Nie wiem, jak pierwotnie ten tekst wyglądał, ale bardzo mi się podoba wersja finalna. Wszystko pozostaje wyważone, a przy tym pięknie operujesz słowem. Zawsze jestem pod wrażeniem składni oraz porównań, których używasz. Za każdym razem miło się to czyta. Podoba mi się nawet przedstawienie tego wszystkiego w czasie teraźniejszym, choć osobiście chyba nie mogłabym tak pisać.
    Shikamaru i Genma to perły tego zamówienia. Zostali ciekawie przedstawieni. Oboje są dowodem na to, jak bardzo Sakura jest samotna, choć codziennie ktoś do niej przychodzi.
    Ty wiesz, że ja bardzo kocham team 7. Ale to trudna relacja. To dość toksyczny zespół i wspaniała paleta poszkodowanych, wypalonych indywidualności. Na pierwszy rzut oka Sakura wydaje się do pozostałej trójki nie pasować. Ale może właśnie dlatego, że Kishimoto uczynił z niej białą kartkę, zwykłego człowieka, Haruno była w stanie przyjąć na siebie emocje i przeżycia ich wszystkich. Jeśli Kakashi, Naruto, Sasuke są osobnymi elementami, to Sakura pozostaje spoiwem, łączącym ich wszystkich w jedno.
    Tak wydaje mi się było i w tym tekście. Naruto wykorzystuje Sakurę, żeby poczuć się ze sobą dobrze. Kakashi mimo tego, że jej do siebie w pełni nie dopuszcza, nie ma oporów żeby przyjść i zostać uleczonym. Sasuke... Cholera wie, co chce Sasuke, ale on nigdy nie zdradza o co mu chodzi. Być może, choć to tylko moje przypuszczenia przychodzi w momencie, kiedy chce się poczuć dobrze ze sobą. Tak samo jak Naruto, a jednak w zupełnie inny sposób. Wszak w życiu Sasuke, to Sakura była i jest jedynym stabilnym elementem. Wydaje mi się, że Sasuke też może być uzależnimy od Sakury. Może jej nie kocha, ale za to jest ona kimś, kto po prostu musi pozostać stałym elementem krajobrazu. Inaczej całkowicie by się zapadł.
    Spoiwo jak nic :D
    Podoba mi się Neji. Ciekawą historię wymyśliłaś dla niego. Odejście z klanu w jego przypadku ma sens. Choć nie powiem, zadanie sobie samodzielnie ran, żeby tylko do niej przyjść, było co najmniej dziwne. Sakura zakochuje się w kolejnym aspołecznym dziwaku xD choć podobają mi się ich rozmowy. Nie wiem jak to jest, że jak sama piszę dialogi, to podstawienie ich "gołych" mi przeszkadza i często coś muszę po tym myślniku dopisać. A u Ciebie je właśnie takie lubię. Potrafisz zawrzeć myśli postaci w kilku ledwie słowach.
    Zakończenie było chyba najlepsze. Wkurzony Sasuke zdaje się potwierdzać moje przypuszczenia. On po prostu uważa ją za coś stałego. Nieważne jakie uczucia sam do niej żywi. A to ANBU pojawiające się nagle, żeby się wkurwiać. No mistrzostwo świata. Bezpańskie koty dbają o swoją karmicielkę. Czyżby i w służbie ANBU przyjęła rolę spoiwa?
    Pięknie dziękuję za to zamówienie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. LACIA JEST DUMNA Z DŁUGOŚCI TEKSTU, MOGĘ UMRZEĆ SPĘŁNIONA!

      Ogólnie pierwotny tekst to był Neji, który w połowie tekstu już chciał ją miziać. Nie dobre, nie polecam. Tak wyszło lepiej.

      Shippujecie tych ANBU z nią so hard, a ja starałam się zrobić z nich drużynę, której Saku potrzebuje xD No wiesz, Genma prawie jak sensei, Shika jako przyjaciel z drużyny.

      Hm, szczerze, to nie myślałam, że Sakura jest nowym łącznikiem, bo w mojej głowie oni i tak są zgrani. Raczej pozwolili jej wejść w ich małą drużynę, kiedy zobaczyli w jakim jest stanie. Prawdopodobnie nawet nie musieli o tym rozmawiać głośno, bo od lat porozumiewali się bez słów. Lubię takie rozwiązanie 🥰
      Ale Twoje rozwiązanie też jest spoko. Lubię to jak każdy inaczej może odebrać tekst ^^

      Co do dialogów, to uważam, ze czasami potrzeba dużych opisów do niego, a czasami dobre są takie gołe, pozbawione opisów. Tutaj chciałam, żeby np rozmowę z Gemną czytelnik wyobraził sobie jako szybką wymianę zdań, jedno po drugim, kiedy siedzieli na przeciwko sobie przy kuchennym stole.

      Pięknie dziękuję za uznanie dla moich wypocin ❤ ❤ ❤

      Usuń
  4. Spóźniona, ale jestem :D I powiem: dziękuję, dziękuję, dziękuję! Realizacja zamówienia przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Czytałam z wielkim uśmiechem na twarzy.
    Bardzo podoba mi się motyw masek ANBU i to, że maska Neji'ego to ptak. Zawsze kochałam to w jego postaci. Symbol ptaka - z jednej strony piętno na czole i znak ptaka uwięzionego w klatce i to jak bardzo chciał być wolny.
    Nie dziwię się zupełnie, że tak mogłyby potoczyć się jego losy w przypadku, gdy Hyuuga się nie zmienili. To, że pozbył się znaku z jednej strony boli bo musiało to być bolesne. Zarówno fizycznie jak i emocjonalnie no bo co by nie mówić to jednak rodzina. Z drugiej strony poczułam jakąś ulgę, że miał zalążek swojej wolności.
    Zaskoczyło mnie to jak podobnie przedstawiłaś stan emocjonalny tej dwójki po wojnie. Oboje samotni...
    Piszę chaotycznie, ale za dużo myśli xD
    Przy pierwszej wizycie Sasuke miałam nadzieję, że Neji z nią zostanie i będzie to szok dla Sasuke (wizja wydawała mi się niezwykle satysfakcjonująca). Wyszedł a ja miałam takie: no nie, zostań, zedrzyj mu pewność siebie z mordy xD Doszłam do wniosku, że skoro wybawił ją z opresji wyciągając ją z mieszkania to też spoko i fajnie i starczy a tu potem BAM! Chciałabym zobaczyć minę Sasuke, gdy zamiast Sakury drzwi otwiera półnagi przystojniak Hyuuga xD :D
    Tak jak mówiłam zaskoczyło mnie podobieństwo Neji'ego i Sakury. Dwie zranione duszyczki odnalazły się w sobie nawzajem <3
    A no i tytuł! Jak zobaczyłam to miałam takie: wiedziałam, że to zamówienie dla mnie... ale, że o mnie?! xD Cudny i pięknie obrazujący rolę Sakury.

    Dziękuję raz jeszcze kochana i po czymś takim spodziewaj się kolejnych zamówień <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahhh, tak się cieszę, że Ci się spodobało ^^

      Tak, wizja zaskoczonego (może złego) Sasuke mnie też by cieszyła, ale pomyślałam, że to nie w stylu Nejiego tak otwarcie wchodzić w konflikty, przynajmniej w tej pierwszej scenie gdzie oboje występowali. A starałam się bardzo zachować jego postać kanoniczną. Dlatego zabrał ją stamtąd podstępem, będąc ponad Uchihą. Dlatego też NejiSaku nie zaczęło się od razu, chciałam czytelnika do tego przygotować, pokazać że mimo wszystko jest nadal wycofany aż... postąpił jak zakochany głupiec xD Tak, w końcówce kanon poszedł się walić, ale NICZEGO NIE ŻAŁUJĘ!

      A ja dziękuję Ci za to zamówienie. To była dobra zabawa ^^

      Usuń
  5. Jak zawsze napiszę krótko, lecz postaram się wytężyć wszystkie szare komórki, aby nie było za banalnie. :D
    Podobało mi się stopniowe napięcie: pojawienie się Kakashiego, relacja z Genmą, a potem to, kto kolejny może się zjawić, opisy masek (które zawsze w m&a mnie intrygowały), pojawienie się Nejiego, aż w końcu i także wątek Sasuke.
    Zakończenie jest dla mnie epickie i bardzo dobrze wymyślone, ukazującące, że ANBU nie trzyma się tylko samych rozkazów hokage.
    Paring bardzo dobrze opisany, nie przesadzony, podobała mi się ich ta relacja.
    Także dziękuję za tą historie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też te maski zawsze ciekawiły, ale pojawiały się na krótko, sądzę nawet, że czasami losowo jeśli chodzi o tych pobocznych ANBU.

      Lubię myśleć, że kiedy zabrakło Danzo i w świecie po wojnie Konoha jest nieco bardziej przystępna, chociaż wśród swoich. Dlatego opieka nad Saku, jeśli nie koliduje w ich misje (załóżmy, ze pojawili się ci, którzy byli akurat w wiosce) nie jest czymś na co źle ktoś by patrzył. Tym bardziej nie Tsunade, tym bardziej jakby wiedziała, że działają na zasadzie równej wymiany.

      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  6. ej. jakie to dobre, ej. EJJJJ D:
    ŁOT DE FAK
    neji mnie zawsze ni ziębił ni grzał, ale kurwa jak sobie tak wyobrażę go w mundurze anbu, z maską na twarzy i związanymi włosami ociekającego kurwa idk deszczem, żeby było romantyczniej JA PIERDOLE TROCHĘ HOT
    całą ta otoczka, że anbu traktują ją trochę jak młodszą sistrę, którą muszą chronić, a jednocześnie oddają swoje życie w jej ręce w pełni doceniając jej umiejętności mnie rozczulił. to takie ładne, nie wiem, zrobiłam się sentymentalna, może dlatego że w mandze tak mało osób NAPRAWDĘ ją doceniło
    będę wyć
    już to czuje
    ten smaczek shikasaku też jest super, czułam zrozumienie. takie proste i ludzkie MMMMMM 12/10
    wypieprzaj stąd saskłacz nikt cię tutaj nie prosił :/
    KURWA JAKIE TO ŁADNE I SUBTELNE, JFC, ON JEJ DAŁ TYMI MAŁYMI GESTAMI I NOCĄ WIĘCEJ NIŻ KTOKOLWIEK INNY, PIERDOLE JESTEM SŁABA NA TAKI SHIT
    jak ja się cieszę, że to się skończyło happy endem, chyba bym nie wyczymał jakby miała być jakaś drama D:
    ZAJEBISTE TO BYŁO, TO MOJE ULUBIONE HETERO TWOJE CYC JAKOŚCI TE SPRAWY

    OdpowiedzUsuń

Wena żreć coś musi — jeśli czytasz, to doceń naszą prace i skomentuj!