20.09.2021

Gwiazdy [SakuHina] dla Black

Ona, bogowie, miała gwiazdy w oczach – roziskrzone, błyszczące drobinki. Nawet jeśli Hinata nigdy nie widziała zielonych gwiazd.

Chociaż na zewnątrz panował ciemny, jesienny wieczór, to małe lampki zawieszone na ścianie rzucały przyjemne, ciepłe światło na kanapę. Kiedyś Himawari zauważyła je w sklepie “wszystko po 50 ryō” i absolutnie się w nich zakochała. Cały baldachim nad łóżkiem w jej dziecięcej sypialni ozdobiły wspólnie żółtymi i pomarańczowymi gwiazdkami. Było ich tak dużo, że przy wieczornej zabawie nie potrzebowała innego źródła światła aby widzieć każdy kąt niewielkiego królestwa.

Hinata miała w sobie coś z dziecka – dziewczynki, ograniczanej sztywnymi zasadami w wielkiej i zimnej posiadłości Hyūga, dziewczynki, która nigdy nie mogła mieć ładnych rzeczy, eksportowanych z innych wiosek – dlatego w dorosłym życiu pozwalała sobie na małe wariactwa, na które jej ojciec patrzyłby z drwiną lub złością. Piąty, nadprogramowy łańcuch mleczno-żółtych gwiazd zawiesiła nad rodzinnym portretem w salonie. To było tak niewiele, a jednak dawało jej satysfakcję i radość. Lubiła siedzieć przy ich nikłym blasku z kubkiem herbaty.

Jej własne niebo wypełnione gwiazdami, mawiała. Tylko tutaj mogła je podziwiać. Nadal czuła się osaczona pod milionami tych prawdziwych. Miała wrażenie, że ją obserwują. Tysiące odległych, obcych oczu śledziły każdy jej krok, tak jak robił to kiedyś Toneri. Nie potrafiła nikomu tego powiedzieć, ale pomimo długich lat dzielących ją od tego wydarzenia, wciąż bała się jego niespodziewanego powrotu. Czasami miała wrażenie, że cały świat nie jest wystarczająco duży, żeby ukryć się przed nachalnym wzrokiem, podskórnym, pieczącym uczuciem...

— Hinata?

Mrugnęła, zbierając rozrzucone myśli. 

Ach, kolacja.

Odstawiła kubek z jaśminową herbatą na niewielki szklany stolik. Na ten mebel jej ojciec też spojrzałby z dezaprobatą. Zbyt “nowoczesny”, prychnął z pogardą i nieruchomą twarzą.

Zrzuciła ciepły koc z kolan i usiadła prosto, w pozycji, którą pamiętała z dzieciństwa. Niektórych przyzwyczajeń nie sposób się pozbyć. Podniosła mleczne oczy na twarz męża. Nie musiała używać Byakugan, żeby w półmroku dostrzec jego mimikę. Jej wzrok był dobry i bez tego. 

—  Nic się nie stało.

Głos kobiety już dawno przestał drżeć. To jeden z tych małych sukcesów, które ludzie skwitowaliby śmiechem, może drwiną (co to ma być za sukces?), ale dla Hinaty to dużo. Pamiętała jaka była kiedyś i widząc progres, coś czego nikt jej już nigdy nie zabierze, czuła ukłucie dumy. 

— Jesteś pewna? — zapytał. Jasne brwi mężczyzny zbiegały się ku sobie, kiedy zmarszczy czoło.

Nadal używał tego słodkiego, niepewnego tonu. Przed latami pytał ją czy na pewno go chce, czemu wybiera go zamiast swojej rodziny, czy wybaczyła mu, że nie zdołał ocalić Neji’ego. Dziś ten głos towarzyszył tylko wymówkom i pytaniom czy naprawdę pozwala mu kolejne potknięcia. Chciałaby westchnąć, ale starała się, żeby niczego nie zauważył. Nie pozwalała, po prostu nie miała wyboru.

— To nic, Naruto. Niecodziennie Kazekage przybywa z wizyta dyplomatyczną — odpowiedziała spokojnie.

Była wdzięczna losowi za okoliczności, bo rzeczywiście to coś wyjątkowego, co mogli mu wybaczyć. Chociaż wychowała się w sztywnym klanie z tradycjami, to już dawno wyparła wszystkie głupie zachowania, które wpajał jej ojciec. Kolacja z samym Gaarą to napięta atmosfera, której dzieci nie lubiły. Dlaczego miała je na to skazywać? Wystarczyłby sam Kankuro, żeby rozładować napięcie, ale tym razem nie miał pojawić się w wiosce. 

Gdyby to był kolejny zwykły obiad z dodatkowym talerzem i kurczakiem, który stygnie na ich oczach, słowa zrozumienia trudniej przechodziłby przez jej gardło. Może znów zauważyłby jej zraniony wzrok, którego nie zdążyła dostatecznie szybko schować za maską wyrozumiałej żony. Może nie potrafiłaby (albo nawet nie próbowała) powstrzymać krzyków i pretensji Boruto. Może, ale tylko może, coś nareszcie by w niej pękło.

Naruto nachylił się, żeby złożyć pocałunek na jej policzku. Nie lubiła tego, był zbyt rodzinny (pamięta, że siostra witała ją tak w domu, takie pocałunki składa na twarzach swoich dzieci, tym gestem pożegnała Neji’ego), ale on ciągle zapominał. Prawdopodobnie nie słuchał, kiedy o tym mówiła. To jej wina, nigdy nie wyraziła swoich słów zdecydowanie i głośno, to było tylko ciche, nieśmiałe upominanie.

— Wynagrodzę to wam!

Hinata tylko kiwała głową, a na różowe usta podstępnie wkradł się wyuczony uśmiech wyrozumiałej żony. Chyba już na stałe przylgnął do jej twarzy.

Odprowadziła go do wyjścia. Patrząc na zgarbione plecy męża, kiedy zakładał buty w przedpokoju, otwierała usta i zaraz je zamykała. Raz, drugi i trzeci. Jak ryba walcząca o oddech na powierzchni. Kiedy drzwi trzasnęły głośno, popychane jesiennym wiatrem, nadal stała w tym samym miejscu. Nareszcie pozwoliła sobie na głośne westchnięcie. Nawet nie wiedziała co mogłaby mu powiedzieć.

Chciałaby poddać się złości. Oczywiście nie jest krystalicznie czysta. Już zawsze będzie pamiętać smutek i piekącą nienawiść do świata, kiedy Neji szeptał do jej ucha ostatnie słowa, ale to szybko minęło. Nie potrafiła czuć tego w normalnej, prostej codzienności. Może złość by ją oczyściła? Usunęła koszmary i poczucie bycia odstawioną na półkę albo wywróciła wszystko do góry nogami i zniszczyło ich rodzinę? Dlatego cieszyła się, że samotność przynosiła wyciszenie i wyrzuty sumienia. Nie lubiła ich, ale to one trzymały ich chwiejny świat w całości.

To nic wielkiego, powtarzała. Przecież nawet jeśli Naruto nie zjawiał się codziennie w domu, to zawsze do nich wraca, kocha ich na swój własny sposób. Wszystko, co dostała to i tak o wiele więcej niż kiedykolwiek prosiła. Lata temu, spoglądając na niego z bezpiecznej odległości, nie marzyła o szczęśliwych latach spędzonych u boku ukochanego mężczyzny, zanim pozycja Kage zachwiała ich sielanką. Jeśli teraz miała zejść z piedestału, to zrobi to. To nic wielkiego.





Kolory tańczyły jak szalone przed jej twarzą. Uwielbiała jesień w Konoha – wiosce otoczonej tak wieloma lasami. Nawet w środku osady na każdym kroku można było spotkać piękne, różnobarwne drzewa, przygotowujące się do nadejścia zimy.

Himawari chwyciła w dłonie bukiet czerwonych i żółtych liści. Słyszała jak skrzypią i łamią się pod naciskiem maleńkich palców córki. Później podrzucała je tak wysoko jak tylko zdoła, ale szybowały zaledwie centymetry nad jej głową i spadały na twarz dziewczynki. Głośny chichot mieszał się z innymi głosami dzieci w parku przy szpitalu.

Kątem oka dostrzegła ruch i kolor, który zawsze przyciągał jej wzrok. Hinata od dzieciństwa kochała patrzeć na ładne rzeczy. Nie ważne czy były to migoczące światła na witrynach sklepowych, ogrody wypełnione kwiatami, radosne błękitne oczy Naruto, czy obrys kolorowej tęczy na niebie. A Sakura… Sakura była piękna. Hinata nie mogła tego nie zauważyć. Nigdy jednak nie myślała o niej z zawiścią, w żadnym etapie swojego życia nie chciała być nią. Można powiedzieć, że podziwiała ją jak barwne jesienne liście.

Czasami zastanawia się jak ona sobie radzi. Co robi podczas długich nieobecności Sasuke, przy których samotność Hinaty jest tylko kiepskim żartem? Czy też stworzyła sobie kąt w domu, który jest jej małym schronieniem przed natarczywymi myślami? Czy zastanawia się co mogłaby zrobić lepiej, żeby zatrzymać go przy sobie na dłużej? Może problem tak naprawdę tkwił w niej? Hinata czuła się odrobinę lepiej, wiedząc że nawet ktoś tak silny i nieustępliwy jak Sakura staje się słaby w obliczu miłości.

Ze wszystkich nas robi słabeuszy, myśli.

Nagłe ukłucie paniki atakuje ją, kiedy ich oczy się spotkały. Kolejny raz została przyłapana. To nic, powtarza sobie, jak dziesiątki razy wcześniej. Sakura na pewno przyzwyczaiła się do nachalnego wzroku wielu znajomych i obcych osób. Ludzie nie przechodzą obojętnie obok egzotycznej urody. Hinata nie jest kimś, kto wzbudziłby jej niepokój lub ciekawość. Jest bezpieczna, nie ważne ile razy będzie się peszyć. Odprężyła się przy myśli, że gdyby kobieta miała z tym jakiś problem, to już dawno przebył by niewygodną rozmowę.

Sakura posyła jej ciepły uśmiech, przechodząc przez bramy szpitala. Patrzy za nią długo, dopóki sylwetka kobiety nie staje się rozmytą, niewyraźną plamą. Mogłaby użyć Byakugan, ale to przyciągnęło by tylko niepotrzebną ciekawość dzieci. Dopiero po chwili zauważyła, że powoli zapadał wieczór. Musiały uciekać. Nie chciała zostać uwięziona pod baldachimem wścibskich gwiazd.

Podeszła do Himawari i poprawiła rozluźniony fioletowy szalik na szyi dziewczynki.

— Robi się późno — powiedziała. — Powinnyśmy wracać. Trzeba zacząć pięć ciasto na jutrzejsze urodziny Boruto.

— Czy będzie truskawkowy? Z polewą z białej czekolady?

— Dokładnie tak jak planowaliśmy, kochanie.




Światła w jadalni świeciły mocno, niemal oślepiająco w porównaniu z jej kącikiem pod sztucznymi gwiazdami. Jednak nie mogła teraz ukryć się w swojej samotni, kiedy dom był wypełniony głośnymi geninami. Nawet jeśli Boruto miał już czternaście lat i lada chwila zacznie przeszkadzać mu jej nadopiekuńczość, to wciąż chciała tu być, skoro Naruto… cóż, nadal był sobą. Tym razem nie dał im chociaż głupiej wymówki. Od paru dni nie wracał na noc. Widziała zarys jego postaci, czuła pulsujące pokłady chakry męża, kiedy zjawiał się na moment, żeby wziąć prysznic i się przebrać, ale to było wszystko.

Shikadai i Boruto śmieli się z czegoś głośno, kiedy postawiła tort na środek dużego, drewnianego stołu. Z boku Sarada i ChoCho próbowały coś im wytłumaczyć, robiąc przy tym naburmuszone miny. Cieszyła się, że jej syn ma w swoim życiu dużo przyjaciół. Drużyna i towarzyszenie broni wypełniali luki, które czasami tworzyły się w rodzinach. Wiedziała to aż za dobrze. 

— Pomyśl życzenie, Bolt — powiedziała Sakura, stając za krzesłem swojej córki. Jej długie palce delikatnie masowały ramiona dziewczyny w czułym i opiekuńczym geście. 

Była jedynym dorosłym, który pojawił się na przyjęciu i Hinata dobrze wiedziała dlaczego tu jest. Też czuła się w potrzebie towarzyszyć córce przy każdej nadarzającej się okazji. Być tam, gdzie Sasuke nigdy by się nie pojawił. 

Wzrok Boruto osiadł ponad Saradą, na roześmianej twarzy jej matki. Mimowolny rumieniec zakłopotania zabrudził mu policzki. Hinata uśmiechnęła się w duchu na wspomnienie gorąca pełzającego powoli po twarzy i ciele przy jej pierwszych zauroczeniach.

Masz to po mnie, pomyślała.

Chłopiec nabrał powietrza i dmuchnął w stronę czternastu świeczek. Jednak dwie za nic miały jego starania, ich płomień nadal dumnie świecił.

— Ktoś by pomyślała, że skoro tyle gadasz, to masz dużo pary w płucach — zaśmiała się Sarada, poprawiając oprawki czarnych okularów.

— Wredota — westchnęła Sakura. — Naprawdę nie wiem po kim możesz to mieć.

Hinata odruchowo spojrzała na jej twarz, ciekawa jaki wyraz może się na nim kryć i ten sam powolny rumieniec rozlał się na jasnych policzkach, kiedy zauważyła drapieżny uśmiech, który jej posłała.

Tak, zdecydowanie po mnie, pomyślała zażenowana.

Himawari podparła się na swoich drobnych łokciach i zdmuchnęła dwie ostatnie świece.

— To trwa za długo, chce tortu! — powiedziała głośno.

— Ukradłaś mi część życzenia!

— Czy nie powinieneś ze mną dzielić rzeczami? Jak dobry starszy brat?

Boruto pokręciło głową i zmierzwił czubek ciemnej głowy siostry. 

— Dobrze, już dobrze. Zaraz dostaniesz upragniony tort — powiedział, sięgając po nóż.




— Udały ci się dzieci. Ich więź jest słodka — usłyszała za sobą.

Sakura stała w progu dzielącym jadalnię i salon. W dłoni trzymała kubek z herbatą (w czerwone maki, jej drugi ulubiony), a za nią świeciły mlecznym blaskiem sztuczne gwiazdy. Prawdopodobnie Himawari je zapaliła. Hinata nie lubiła kompletnej ciemności i jej córka już dawno zauważyła ten szczegół. O ile podczas wiosny i lata leżała w łóżku, kiedy zapadała noc, to jesienią i zimą, gdy na zewnątrz zmierzchało, biegała po strategicznych miejscach w domu i włączała małe światła. W kuchni była to jarzeniówka nad zalewem, w ich sypialni lampka nocna, a w salonie gwiazdy zawieszone nad kanapą.

— Tak, to prawda — przyznała, kiedy uświadomiła sobie, że Sakura nadal czekała na odpowiedź.

Już otwierała usta, żeby poprowadzić dalej prozaiczna rozmowę, kiedy przerwał jej Boruto.

— Wychodzimy mamo — powiedział, zawiązując fioletowy szalik na szyi Himawari.

— Już ciemno.

Córka spojrzała na nią błagalnie, bo wiedziała dobrze, że te słowa są skierowane przede wszystkim do niej.

— Jest siedemnasta — mówił dalej. — Pójdziemy na rynek, a Hima to nie dziecko. Niedługo pójdzie do Akademii. Wrócimy za godzinę albo dwie — dodał widząc jej niezdecydowany wzrok.

W progu szóstka geninow patrzyła na nią wyczekująco. Tak, Hinata za bardzo się przejmowała. Spokój, w którym żyli wcale nie sprawił, że stała się bardziej wyrozumiałą matką. Wręcz przeciwnie, kiedy od młodych ludzi nie wymagano tak wiele, zaczęła traktować je niemal jak cywilne dzieci i chciała bronić przed całym światem

— Dobrze. Przyprowadź Himawari o 19.



Dziwnie było dzielić z kimś swoją samotnie. Jej mąż nie miał czasu na wspólne wieczory ani obiady, sukcesem było znaleźć go w łóżku, kiedy się kładła. Dzieci wolały siedzieć na podłodze albo w dużych, wygodnych fioletowych fotelach.

— Naruto został w  biurze? — zapytała.

Hinata kiwnęła odruchowo głową i spuściła wzrok na swoje kolana. Prawdopodobnie tak, chociaż nie miała pewności czy akurat wioska nie potrzebuje go gdzieś indziej. Już dawno przestała pytać.

— Spokojnie — westchnęła Sakura. — Ja też nie mam pojęcia co robi Sasuke. Wszystko zawsze jest jedna wielką tajemnicą, a my oczywiście jesteśmy idiotkami, które nie potrafią trzymać języka za zębami — ton kobiety był suchy i ostry.

Zazdrościła jej tego gniewu, chociaż nie wydawało się żeby ją oczyszczał. Mimo to Hinata chciałaby go zasmakować, sprawdzić jak podziałały na nią.

— Nie zasługują na nas — mówiła dalej, ale jej głos wcale nie próbował pocieszyć brunetki. Nie, on był ciężki i smutny, należał do człowieka, który dawno pogodził się ze swoim losem i wiedział, że nie może powstrzymać przeznaczenia. — Ale mimo to jesteśmy tu nadal. Czekamy w stagnacji, aż nadejdzie wreszcie nasza kolej. 

Zielone oczy lśniły w dziwny sposób w nikłym świetle lampek. Było w nich coś, czego Hinata nie potrafiła nazwać, chociaż wydawało się tak bardzo znajome. Sakura przysunęła się bliżej. Ich kolana zetknęły się. Już dawno nie czuła ciepła drugiej osoby, która nie była jej dzieckiem. 

— Co zrobisz, kiedy Naruto nareszcie przejdzie na emeryturę za kilka lat? Myślałam o tym?

Oczywiście, że tak. Snuła plany o szczęśliwych, spokojnych dniach, kiedy będą uczyć się siebie na nowo po latach osobnego życia.

— Ja nie mogę przestać zastanawiać się, co się stanie, kiedy Sasuke któregoś dnia postanowi, że to koniec jego pokuty. — Podkuliła nogi i objęła kolana drżącymi ramionami. Nie wyglądała jakby te myśli należały do szczęśliwych. — Kiedyś okaże się, że mój mąż to całkowicie obca osoba, a ja zostanę zamknięta z nim na zawsze. Nie będzie już długich podróży i misji. Nie będziemy umieli się dogadać. Mogę znieść dużo, zacisnąć zęby, kiedy wiem że muszę cieszyć się chwilą, którą nam poświęca. Ale… nie wiem jak długo wytrzymam w tej roli. Boję się, że nie będę mogła tego znieść, a dom okaże się więzieniem.

Spłynął na nią zimny dreszcz przerażenia. Wiedziała o czym mówiła, podobny strach Hinata miała gdzieś głęboko w sobie, chociaż nigdy nie pozwoliła, żeby wypłynął na powierzchnię. Co jeśli nie będzie umiała znaleźć z Naruto wspólnego języka? Czy to będzie przypominać dni, które spędziła w rezydencji Hyūga? Ciągłe napięcie i niewygoda, uważanie na każde zachowanie i wypowiedziane słowo. Kami, ona nie chciała znowu tak żyć.

— Ja… — głos Hinaty był cichy i niepewny.

Wszystkie obawy ją zaatakowały. To przez tę rozmowę, w której tak naprawdę nawet nie uczestniczyła i świadomość, że znalazł kogoś, kto może ją zrozumieć. Sakura przechodziła przez to samo słodkie piekło. Wszystkie zapory w niej pękły, a łzy zaczęły lecieć po jej jasnych policzkach.

— To pomyłka, cały czas myślę, że to pomyłka losu. Naruto nigdy mnie nie zauważał, a później któregoś dnia jakby zobaczył mnie na nowo. Był Toneri i ta sprawa z księżycem. Później wszystko działo się tak szybko.

Spojrzała w oczy Sakury i doznała olśnienia. Ona, bogowie, miała gwiazdy w oczach – roziskrzone, błyszczące drobinki. Nawet jeśli Hinata nigdy nie widziała zielonych gwiazd. Wstrzymała oddech, zastygła w chwili i nowo odkrytym widoku.

— Hej, jestem tu — szepnęła, łapiąc jej dłonie. — Powiedz mi wszystko. Wysłucham cię.

Hinata odetchnęła głęboko. Raz, drugi i trzeci. Musiała to z siebie wylać.

— Jestem zlepkiem dziwactw, fobii i głupich wymysłów. Nie wychodzę na zewnątrz nocą. Niemal nigdy. Mam wrażenie, że on nadal tam jest i czeka na kolejną, lepszą okazję, aby znów mnie zabrać.

Dłoń Sakury zacisnęła się mocniej na jej palcach. To sprawiło, że Hinata runęła w dół. Mówiła dalej.

— Słyszę głos ojca, który komentuje moje wybory. 

— Co mówi?

— Że mój stolik kawowy jest zbyt nowoczesny, że nie potrafię utrzymać tradycji nawet w tak błahej sprawie.

— Pieprzyć go, jego tradycyjne drewniane meble i dom, który nie zmienił się odkąd go postawiono. Tak mi przykro, to musiało być okropne dzieciństwo.

Hinata zaśmiała się przez łzy.

Tak, pieprzyć ich wszystkich.

— Naruto to gość. Czasami mam wrażenie, że nawet mnie nie zna. Myślę, że kocham go, bo ta miłość była od zawsze. To taka wiedza podstawowa w mojej głowie jak umiejętność oddychania. Potrafię to i nawet tego nie analizuje.

— A ty chcesz czegoś prawdziwego.

Brunetka przytaknęła w ciszy.

— Chcesz motyli w brzuchu i czułości. Żeby głaskał cię po głowie i trzymał twoje dłonie.

Jej słowom towarzyszył ruch. Zrobiła to o czym mówiła, a Hinata czuła jak jej serce bije w straszliwym tempie. Chciała się odsunąć, bo pamiętała tę reakcję. Czy to nie było te same uczucie, kiedy dopiero zaczynali poznawać się z Naruto? Każdy dotyk przynosił ogień. Musiała to przerwać. Sakura chciała ją wesprzeć, wspomóc w niedoli jak przyjaciel. Nie mogła postawić jej w takiej sytuacji. 

Nigdy więcej się do mnie nie odezwie, myślała przerażona.

— Co jeszcze w sobie masz? — zapytała Sakura, nachylając się nad nią. Nie miała gdzie uciec, kiedy jej głos był ciepły i natarczywy. Nie umiała odmówić.  — Jeszcze jakiś lęk?

Pokręciła przecząco głową. Zaczynało robić się jej duszno.

— Sekret, o którym nikt nie wie?

— O tym wszystkim nikt nie wie — zaśmiała się sucho. — Tylko ty.

— A coś, o czym nigdy nie powinnam usłyszeć? — zapytała, posyłając jej przebiegły uśmiech.

Wystarczy jedno spojrzenie na Hinatę, żeby zobaczyć, że coś ukrywa. Zawsze była tak łatwa do odczytania. Doskonale wiedziała, że kobieta przed nią dostanie się do tego prędzej czy później. Nie było sensu z tym walczyć, skoro już się przy niej rozkleiła.

— Ja.. ja… nie potrafię pojąć. Dlaczego zawsze byłam tylko Hinatą?

— Słucham?

— Dlaczego mój mąż nazywa cię Sakura-chan? Dlaczego nigdy nie nazwał mnie nawet ukochaną? 

Kunoichi parsknęła cicho.

— Ponieważ mu nie powiedziałaś, że tego chcesz. Naruto to idiota.

Sakura złapała jej twarz w dłonie, unieruchamiając. Musiała patrzeć w jej oczy i tysiące, miliony cudownych, migoczących gwiazd.

— Wciąż nie jest za późno.

— Dlaczego kłamiesz?

— Żeby nie mieć wyrzutów sumienia. Mogę zawsze powiedzieć, że najpierw próbowałam przemówić ci do rozumu.

Sakura złączyła ich usta. To było nagłe i niecodzienne. Hinata nie wiedziała jak się zachować. Złapała kobietę za nadgarstki, ale jej dotyk był słaby, nawet nie próbowała tego przerwać. Miękkie wargi dotykały ją czule i spokojnie. Mimo delikatności była w tym pasja, której jej brakowało. Kiedy ostatni raz Naruto dotknął jej w ten sposób? Nie miała na myśli seksu ani pieszczot. Kiedy chociaż pocałował ją jak kobietę, żonę, miłość swojego życia? Wertowała wspomnienia i między tygodniami zwykłego życia odnalazła odpowiedź. To było w dzień jej urodzin, o których pamiętał (co nie zdarzało się często), ale nie umiał znaleźć dla niej czasu. Dopiero wieczorem, kiedy stała w ich łazience i nakładała krem na twarz, podszedł do niej i pocałował w sposób, który wzbudził ogień. Kilkanaście sekund szczęścia i życzenia przeplatane przeprosinami. Pięć minut później, kiedy wróciła z łazienki, mogła tylko przytulić się do jego pleców, kiedy już zasnął. To było prawie pół roku temu. Pięć miesięcy bez pocałunku męża, nie licząc tych okropnych złożonych w policzek i czoło.

— Sa-kura… — szepnęła, chciwie łapiąc powietrze.

— Nie, Hina-chan. Nie potrzebujemy tego.

Później nachyla się nad nią ponownie, a Hinata słyszała w głowie jedynie pulsujące echo zdrobnienia, którym ją nazwała. Nie zamykały oczu, stale utrzymując hipnotyzujące, magnetyczne połączenie.

Pozwoliła całować się dalej. Pod jej własnym, osobistym niebem w asyście sztucznych, ślepych gwiazd i tysiąca skrytych w zielonych oczach. 



Jakby ktoś się zastanawiał ile to 50 ryō, to zrobiłam matematykę. Więc!

100 ryō = 1000 jen  |  100 jen = 3.54 zł  |  100 ryō = 35.40 zł  |  50 ryō = 17.70 zł

Troszkę tutaj pozmieniałam. Jakoś nie kupuję kochanego dziadka Hiashiego z Boruto itp. Wolę własną wersję, gdzie Hinata odcięła się od klanu, kiedy po wojnie nic się w nim nie zmieniło. (pieprzyć idylle)

Słodki romansik dwóch biednych, samotnych babeczek z otwartym zakończeniem.

Dla słodkiej Black




10 komentarzy:

  1. NAJS! Chcę WINCYJ. Mi się wydaje, że ten świat w Boruto jest tak sztucznie idealny i też wiele rzeczy mi się tam nie podoba. ZA TO TU podoba mi się wszystko, hehehe. Wątpliwości dziewczyn są takie naturalne i zrozumiałe. Serio żałuję, że skończyło się na takich pocałunkach TU TRZEBA LECIEĆ DALEJ!!!
    Bardzo fajniutkie to było *-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wowowow, jakie tempo xd

      Taaak, do kosza z Boruto! Sama oglądałam chyba 30 odc i poległam. Później tylko manga, a i tak teraz mam duuuuużo do nadrobienia. Może kiedyś wrócę do mangi.

      Ja nie mogę za każdym razem robić tu erotyku, BO WAM ZA DOBRZE BĘDZIE XD

      Usuń
    2. Hahahah, akurat tak wyszło >D
      NIE MA CZEGOŚ TAKIEGO JAK "ZA DOBRZE"

      Usuń
  2. Sayu to było takie piękne 🥺🥺 te wszystkie emocje zawieszone w powietrzu, atmosfera, ciepło swiatła i eteryczność problemów. Po prostu kocham i uwielbiam.

    Ty to zawsze potrafisz zrobić tak lekki i nieszczęśliwy romans, że rozpływam się jak czekoladowy batonik na desce rozdzielczej w upalny dzień.

    A zakończenie? NO PO PROSTU BOMBA z tymi gwiazdami. 😍😍😍

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty to jesteś poetką epicką Sayuri. O specjalnie piszę pełny pseudonim. W wyrazie szacunku. Niby czytam prozę, a czuję się jakbym jednak zapoznawała się z czymś dotyczącym liryki. Nie wiem jak Ty to robisz. Nie wiem, czy to ma jakąś profesjonalną nazwę, ale to jest piękne. Trafia do mnie każde porównanie, każda metafora, każdy obraz, który malujesz słowem. I zostaje w głębi serca, grając na moich emocjach i szarpiąc strunami jak w harfie. A jakiż to piękny dźwięk!

    Płakałam jak durna i Ty o tym wiesz. Nie odebrałam tego jednak jako SakuHina. To prędzej wstrząsający dramat Hinaty, która zawsze mniej lub bardziej dostawała w życiu po dupie. Ale stara się jakoś to doceniać. Walczyć o każdą najmniejszą radość, która ją dosięga.
    Naruto... Nigdy nie widziałam go takim. Z początku uznałam, że Hinata przesadza, ale jak się głębiej nad tym zastanowić...to ukazałaś całą prawdę o nim teraz i to szczególnie mnie strzeliło.
    Choć się tego nie spodziewałam, współczułam bardzo Hinacie. Doszłam do wniosku, że w sumie ma przejebane. Sakura też to oczywiste. Ale Sakura jest masochistą, sama wybrała sobie taki żywot i niejako ta chora miłość do Sakury jest po prostu częścią jej jestestwa.
    Naruto za to zawsze był dobry,ciepły i uczynny. Hinata nie mogła się spodziewać, że stanie się kimś na miarę Sasuke. I może to dlatego tak boli. Pewne rzeczy są nieuniknione i całkowicie od nas zależne. A Hinata miała jednak prawo oczekiwać czegoś innego. Nie była Sakurą od samego początku akceptującą swoje cierpienie w imię chuj wie czego. Hinata uciekła od cierpienia, licząc na to, że się od niego uwolni.
    Jakie to jest wszystko przykre
    Kocham Cię. Ale nienawidzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "chora miłość do Sakury" – Oczywiście chodziło o Sasuke. Powaliło imiona

      "całkowicie od nas zależne" - oczywiście chodziło o niezależne

      Tak mnie powaliło, że błędy walę

      Usuń
    2. Cóż, imo Naruto to złoty chłopak. Może mieć irytujące momenty albo być overpower (ugh, talk no jutsu), ale ogólnie mało kto czuje do niego otwartą niechęć. Tak mi się przynajmniej wydaje.
      No ale Naruto fiksuje się na jednym temacie i to przysłania mu rzeczywistość. Tak jak to było ze sprowadzeniem Sasuke do wioski, teraz jest to rola Hokage i opieka nad wioską. W animcu (w tych początkowych odc, które oglądałam) nawet Shikamaru mówił mu, żeby zluzował. No ale tego nie zrobił, wioska zawsze była pierwsza, zaniedbał dzieci rzucając się w najbardziej absurdalne roboty jak kiedy jego klony nosiły zakupy jakieś starszej pani (? xD)
      Ale anime obeszło dużym kołem Hinatę. Pokazali chyba jej smutek, ale to zawsze przy scenach z relacją Naruto i Boruto, a ona też cholera jest człowiekiem. Co z tego, że kochała go latami? To znaczy, że teraz, jako żona, nie musi dostawać miłości, zrozumienia i czułości? To absurdalne. Irytuje mnie to równie mocno co wieczne czekanie Sakury, nawet kiedy już nosi herb Uchiha na plecach.
      Cieszę się, ze mogłam w tym shocie dać upust swoim emocjom. Także mogę zrozumieć postępowanie Naruto, chociaż nie znajduję dla niego słów usprawiedliwienia. Po prostu spierdolił, jak człowiek. Ale nie może oczekiwać od Hinaty, ze będzie to znosić w nieskończoność.

      Dziękuje za komentarz ^^

      Usuń
  4. oł maj gad sayu jesteś szypka jak jaszczomp, nie spodziewałam się, że już coś będzie dla mnie jak wchodziłam o:
    NEED FOR SPEED
    ara ara ara, jeśli mam być szczera zupełnie nie spodziewałam się fanficka w takiej formie, nawet mi ona do głowy nie przyszła, dlatego do zaskoczenia +100
    podobało mi się, punkt widzenia hinaty był naprawdę skłaniający do myślenia. bardzo dobrze oddałaś jej emocje i poniekąd wytłumaczyłaś jej rolę, która za dużo się nie zmieniła nawet po jej ślubie z naruto. ja tez nie łykam klanu hyuuga, który jest teraz przedstawiany w boruto. w ogóle nie łykam praktycznie niczego przedstawionego w boruto, ale to inną droga XDDDD
    rany, rany porównania do gwiazd JESTEM SŁABA JEŚLI CHODZI O GALAKTYCZNY SHIT, spoko hinata zanurzenie się raz w muszelce nie czyni cię lesbą, a za dziesiątym razem się zeruje ;)))) EKHM
    postać naruto też w punkt, nasz stary lisek niby do rany przyłóż, ale nie do końca. ale też sory resory hinata wiedziałaś na co się piszesz
    sakura była tutaj taka władcza, taka top of the top I JA TO APROBUJĘ CAŁYM SERCEM, po tym jak urodziła saradę mam wrażenie, że stała się naprawdę zgorzkniała i oprócz dalszego, chorego przywiązania do sasuke, w końcu zrozumiała czego chce i jak powinna się zachowywać względem innych ludzi
    MMMMM BUZI BUZI JAK MI DOBRZE
    cudownie, zrobiłaś mi dobrze sayu, buziaczki dla ciebie, dziękuję że zawsze przyjmujesz moje eldżibiti <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U CANT STAPH MEEEEEEE
      A ja bardzo lubię od Ciebie "eldżibiti"
      (kobieto, ja czytam ten komentarz i moja pierwsza myśl to: jakie kurwa "elżbiety" xDDDDDDDDDDD)
      Zawsze mi się je przyjemnie pisze. Dzięki Tobie powstało Tabu i Dobra karma, z których jestem chyba najbardziej dumna. Także wracaj do mamity Sayu, kiedy tylko chcesz~

      Cieszę się, że one-shot dla Ciebie dobrze wyszedł, ale rly Blacki, Ty zawsze mi słodzisz i jesteś mało wymagająca (nawet, kiedy coś zmieniam), wiec jesteś klientem idealnym xD

      Buzi~

      Usuń

Wena żreć coś musi — jeśli czytasz, to doceń naszą prace i skomentuj!