28.09.2021

Więziona [KabuSaku] dla Eleine

 

Co się właściwie stało? Próbowała przywołać z pamięci jakieś konkretne obrazy. Została jednak wyłącznie pustka, sprawiająca, że nigdy nie była bardziej zdezorientowana i zagubiona.



Pierwsze co do niej doszło to chłód. Silny, przenikliwy, dostający się aż do kości. Cała zesztywniała. Na próżno jednak było szukać najmniejszych oznak wiatru. Zaczęła mimo to trząść się niekontrolowanie. Wtedy zrozumiała, że jej drgające kończyny uderzają o kamień. Równie zimny co cała przestrzeń dookoła niej. Nie chciała otworzyć oczu, obawiając się tego, co może ujrzeć. Bolała ją głowa, dudniąc tępym bólem, a oczy piekły, jakby ktoś polał je drażniącą substancją. Wydawały się zresztą bardzo wilgotne, mimo że nie płakała. Całe ciało miała ociężałe, leniwe i senne, zupełnie jakby dopiero co wyrwała się z sennego paraliżu. Podjęła próbę, aby ruszyć ręką. Nie było jednak nic poza drżeniem mięśni. I szczękiem metalowych łańcuchów. Chciała się zerwać na ten dźwięk, ale nie mogła. Wydawało się, że jest całkowicie sparaliżowana. Jej oddech przypominał urywany świst. Gdzieś z oddali dochodziło kapanie wody. 

Co się właściwie stało? Próbowała przywołać z pamięci jakieś konkretne obrazy. Została jednak wyłącznie pustka, sprawiająca, że nigdy nie była bardziej zdezorientowana i zagubiona. Wybrała się na samotną misję do Wioski Dźwięku, zbierała odpowiednie zioła i kwiaty, które były potrzebne do leków. Potem? Jedna wielka dziura. Nie mogła przypomnieć sobie, co tak naprawdę pozbawiło ją przytomności. Czy kogoś spotkała? Z kimś walczyła? Może sama promowała komuś pomóc i nagle straciła wszystkie siły? 

Skupiła się na oddechu, żeby choć trochę odzyskać spokój. Zimno w najmniejszym stopniu nie ułatwiło sprawy. Przekręciła lekko tułów na kamiennej posadzce. Łańcuchy znów odezwały się złowrogo. Twardy kamień zaczął bezlitośnie wbijać się w kość biodrową. 

Powinna krzyczeć, żeby ktoś przyszedł? Uratował ją? To głupie. Oczywistym, że nie uwięziła się sama. Jednak wraz z rosnącą desperacją i gniewem, zrozumiała, że nie ma za bardzo innej możliwości. Chyba, że nagle dostanie nadludzkiej siły. 

Uśmiechnęła się lekko pod nosem, zaczynając rozprowadzanie chakry po całym ciele. Kosztowało to dużo energii, ale przynosiło chociaż trochę ciepła jej styranym mięśniom. Im więcej chakry użytkowała, tym większe ciepło dostarczała organizmowi. Wkrótce mogła normalnie poruszać nogami, orientując się przy okazji, że nie ma ich związanych. Łańcuchy wadziły jej wyłącznie na dłoniach. Zarzuciła więc nogi z całej siły do góry, wykorzystując je niczym dźwignie. Trzy rozkołysania wystarczyły, aby dała radę usiąść. Przy okazji w dół zjechała jej lewa noga. Pojęła, że znajduje się na kamiennym łóżku.

Otworzyła oczy, jednak niewiele to zmieniło. Dookoła panowały ciemności. Nie wiedziała ile tak siedziała, ale dopiero po dłuższym czasie dostrzegła zarys, kajdan na rękach. Na szczęście owe ustrojstwo nie było przymocowane do ściany. Wstała więc i zaczęła chodzić po omacku we własnym więzieniu.

Zakodowała, że aby przejść całość w jedną stronę wystarczy pięć małych kroków. Coraz bardziej przyzwyczajajcie się oczy pomogły zorientować się, że w pomieszczeniu poza kamiennym łóżkiem, znajduje się jeszcze wątpliwej jakości toaleta oraz niewielka umywalka. Na ścianach natomiast wisiały lampy naftowe. Nie miała jednak zapałek, żeby którąkolwiek zapalić. A nie posługiwała się niestety naturą ognia. Drzwi znajdujące się po przeciwnej stronie klitki, okazały się oczywiście zamknięte. Do tego wyczuła na nich jakieś jutsu zabezpieczające. Wątpiła, że jej cios wzmocnimy chakrą w czymkolwiek pomoże. Cela nie miała okien. Wilgoć i chłód nie dawały o sobie zapomnieć. Podejrzewała więc, że jest duża szansa, iż znajduje się pod ziemią. 

Westchnęła ciężko, nie wiedząc za bardzo co robić. Dzwoniące co chwilę kajdany dodatkowo ją irytowały. Usiadła z powrotem na kamiennym łóżku, patrząc tępo we własne dłonie. Nagle na coś wpadła. 

Koncertując się ze wszystkich sił, skierowała chakrę do dłoni, aby następnie uwolnić energię na zewnątrz. Wokół jej dłoni pojawiła się zmaterializowana, zielona, błyszcząca chakra. Ostra niczym brzytwa. Z ulgą przyjęła fakt, że metalowe więzy ulegają pod naporem jej energii. Niebawem z łoskotem upadły na ziemię.

Przeklęła pod nosem. 

Wtem usłyszała echo kroków gdzieś poza celą. Ciśnienie wzrosło w tempie natychmiastowym, a serce zaczęło bić jak szalone. Mimo to schowała się szybko za drzwiami. Wcisnęła swoje umęczone ciało w ścianę, czekając. Machinalnie wtłoczyła chakrę do dłoni. 

Kiedy zabezpieczenie w drzwiach puściło z głośnym szczękiem, a jutsu blokujące zostało zdjęte, skoczyła dziko na napastnika. 

— Shannaro! – zawołała wojowniczo, wysyłając swoją zabójczą pięć w twarz przybysza. 

Wszystko jednak działo się zbyt szybko. Lampa, którą trzymał nowoprzybyły upadła na ziemię, a on jak gdyby nigdy nic zablokował jej uderzenie, chwytając w locie mocno za nadgarstek. Chwilę później drogą dłonią uderzył ją w brzuch. Sakurze od razu zabrakło powietrza. 

— Zawsze byłaś taka waleczna? Nie pamiętam cię takiej – doszedł do niej spokojny, wyważony głos. Zaraz po tym pomieszczenie wypełnił śmiech. Również niezbyt złowrogi. – W sumie nie mieliśmy zbyt wiele czasu, żeby się dobrze poznać, prawda? 

Zakręciło się jej w głowie. Głos dodatkowo potęgowany przez echo, wydał się niesamowicie znajomy. Ciało niekontrolowanie, jakby za nakazem podświadomości przeszły dreszcze. 

— Kabuto? – głos kobiety przypominał dźwięk zdartej płyty.

— Sakura? – powiedział z wyraźnym rozbawieniem, podnosząc jednocześnie lampę z podłogi. — Naprawdę musiałaś obudzić się w środku nocy? Ledwo stoję.

To się jej na pewno śniło. Nie było innej możliwości. Chciała się nawet uszczypnąć, ale nie mogła, jakby zupełnie wbita w ziemię.

Lampa paląca się wciąż żywo, wyraźnie oświetlała jedną stronę ciała Kabuto. Wzdrygnęła się. Spodziewała się ujrzeć łuski, żółte oczy, rozdwojony język czy ogromny ogon zamiast nóg. Tak przecież wyglądał zaraz po zakończeniu wojny. Przed nagłym zniknięciem. 

Powinna rzucić się na niego raz jeszcze. Powinna ze wszystkich sił starać się wydrapać mu oczy pazurami. Wrzeszczeć, krzyczeć, kopać i powtarzać raz po raz, że ma ją natychmiast wypuścić. Powinna wezwać Katsuyu, żeby oblać go kwasem. Jednak wersja Kabuto, którą ujrzała, sprawiła, że aż zaschło jej w gardle. 

Wyższy od niej o przeszło głowę, stał przed nią w jak najbardziej ludzkiej formie. Miał na sobie najzwyklejsze krótkie spodenki przed kolano i białą, trochę za dużą koszulkę. Do tego włosy opadały mu luźno, sięgając lekko za ramiona. Nie były jak zwykle związane. Wszystko wskazywało na to, że naprawdę przeszkodziła mu we śnie. 

Zamrugała szybko powiekami. 

— Jak to się stało, że znów jesteś człowiekiem? – wyrwało się Sakurze, zanim zdążyła pomyśleć. 

W oczach Kabuto dostrzegła iskierkę rozbawienia. Gdzieś głębiej czaiła się także duma. 

— Zresztą… nie obchodzi mnie to – fuknęła zakłopotana. – Wypuść mnie. 

Po raz kolejny zamachnęła się na niego dłonią. Pomieszczenie wypełniło głośne plaśnięcie. Tym razem nie zablokował jej ręki. Chwilę później, na policzku chłopaka pojawiła się czerwona plama. Choć i tak uderzyła go zbyt lekko. Była zła, że wewnętrzny głos blokował ją przed użyciem pełnej siły. 

— Nie mogę tego zrobić – oznajmił, nonszalancko poprawiając okulary na nosie. Jakby ignorując to, co się właśnie wydarzyło. – Jesteś mi niezbędna. 

Sakurę na nowo przeszył dreszcz, gdy wyłapała jego uważne spojrzenie. Zdawało się tak intensywne i naglące, że mogłoby wypalić dziurę w ciele. Gdzieś pod skórą krył się w tym mężczyźnie obłęd, miała tego świadomość. To sprawiło, że mimowolnie skurczyła się w sobie. 

— Do czego? – zapytała hardo, choć we wnętrzu cała dygotała. Nie umiała zapomnieć o żółtych, wężowych oczach. O potworze, który sprowadził na nich wojnę.  – W niczym Ci nie pomogę – zawyrokowała, krzyżując ręce na piersi. 

— Pomożesz – odpowiedział lekko, jego głos był całkowicie spokojny, a jednocześnie pewny. Uśmiechnął się do niej delikatnie. – Zresztą… inaczej umrzesz.

Chciała się zaśmiać, ale stalowe spojrzenie, jakim obdarował ją Yakushi, połączone z niby życzliwym uśmieszkiem, wywołały nagły skurcz serca. On nie żartował. A rzeczy, których dopuścił się w przeszłości, świadczyły o tym, że był w stanie spełnić obietnicę. 

— Połóż się. Jutro porozmawiamy – nakazał.

Sakura obawiała się, że mógł dostrzec jej strach. 

— Zimno mi – poinformowała, demonstracyjnie szczękając zębami i pocierając szybko ramiona. 

— Zaraz przyniosę ci coś do ubrania i przykrycia. Nie ruszaj się stąd. 

Echo jego kroków wwiercało się prosto w mózg kunoichi. Jęknęła wyraźnie osłabiona, padając po chwili na kolana. Syknęła z bólu, czując zdartą skórę wraz z kropelkami krwi. Ale to nic, przecież jej ciało leczyło się samoistnie niezależnie od woli. Powtarzała sobie, że to nic. Że na pewno przerwa niezależnie od okoliczności. 

Gdy nie wracał przez około dwie minuty, postanowiła wybiec z celi, zanim dopadły ją jakikolwiek wątpliwości. Pędziła ile tylko miała sił w nogach. Niestety to nie było łatwe. Słaba, zziębnięta, w ogóle nie znająca drogi, całkowicie zdana na siebie. 

To nie mogło się udać. Syczenie roju węży za plecami, dobitnie uświadomiło Sakurę, że nie ma najmniejszych szans. 

Oplotły szczelnie jej kończymy. Zaczęły owijać się niepokojąco wokół szyi. Była uwięziona. Jeden z gadów tak dotkliwie zacisnął się na klatce piersiowej, że nie potrafiła zaczerpnąć oddechu. 

— Żmija znalazła pisklę – usłyszała zimny, triumfalny głos. — Bardzo niesforne pisklę. 

Po policzkach Sakury popłynęły łzy. Mogła przysiądź, że na twarzy Kabuto znów wykwitł ten dziwny, przyjazny uśmieszek, choć stała do niego plecami. 


*** 

Węże podchodzą do swojej ofiary powoli. Bezszelestnie skradają się, wykorzystując elementy dostępnego terenu. A gdy wciąż żywy posiłek niczego się nie spodziewa, rzucają się tak szybko, że ofiara nawet nie wie, kiedy wyzionęła ducha. Pamiętała to z zajęć wiedzy ogólnej, kiedy zaczęła uczęszczać do Akademii. 

Kabuto przychodził codziennie, karmiąc, ubierając i dostarczając Sakurze dwa razy na dobę świeżej wody, żeby się umyła. Z jego twarzy nie znikały przejawy dobroci, sympatii czy chęci pomocy. Nie krzywdził jej też i nie karał za nic, mimo że codziennie starała się uciec. Po prostu śmiejąc się, niczym z wygłupów małego dziecka, zanosił ją z powrotem do celi. 

Chlipała cicho pod nosem, gdy za pomocą chakry przecinała własną skórę wraz z mięśniami, aby tylko wydostać się z kajdan. Te które miała teraz, nijak nie ulegały pod naporem energii życiowej. Musiała więc kaleczyć własne ręce. 

Krzyknęła, gdy za sprawą ostrej chakry nacięła kolejny mięsień. Kajdany zaczęły ślizgać się po powierzchni wypełnionej krwią. Bolało jak diabli, ale więzy stawały się coraz luźniejsze. Niebawem się ich pozbędzie.

— Przestań natychmiast – usłyszała hardy głos Kabuto, który tym razem nie niósł ze sobą żadnych oznak wesołości. Była tak otępiała z bólu, że nie zauważyła nawet, kiedy wszedł do środka. – Co ci to niby da? I tak nie wiesz, jak wyjść na powierzchnię. To labirynt.

Kątem oka zauważyła, jak mężczyzna poprawia okulary na nosie. Było w tym geście coś intrygującego. Coś, co kojarzyło się Sakurze wyłącznie z nim. Już w momencie, gdy poznała go na egzaminie, często przyciągał spojrzenie. Dużo starszy, doświadczony, uważny i inteligentny. Przygotowany na coś, co dla nowicjuszy było wejściem w paszczę lwa. Imponował jej spokojem, opanowaniem i każdym gestem. Jak się później okazało, wyćwiczonym i sztucznym do granic możliwości. Niebezpiecznym. 

Poszedł do niej, nawet nie wiedziała kiedy. Szybkim ruchem pociągnął za kajdany. Nagle wbicie się metalu w świeżą ranę, sprawiło, że zobaczyła gwiazdy przed oczyma. Tak bardzo bolało. 

— Kai! – powiedział wyraźnie, wykonując jednocześnie pieczęć.

Poczuła chakrę Kabuto, przepływają przez każdą cząsteczkę materii. Dotykała nawet jej własnej skóry. Była ciepła, miła, kojąca i jakby… miękka? Uniosła brwi w wyrazie zdziwienia. 

Kajdany opadły z trzaskiem, otwierając się niemal natychmiast. Ale Kabuto nie cofnął ręki. Wciąż, jedną dłonią formując znak, a drugą dotykając jej mięśni, zaczął leczyć Sakurę. 

— Nie zamykaj mnie więcej w kajdanach – poprosiła słabym głosem, starając się ukryć drżenie. 

— Nie będę już tego robić – zapewnił, spoglądając na  umęczoną twarz dziewczyny. – Jesteś niemożliwa – dodał jakby z podziwem. Choć może jej się tylko wydawało. Była otumaniona. 

Nie wiedziała dlaczego, ale uwierzyła mu.  Uwierzyła, że już nigdy nie skrępuje jej kończyn. Wzrok Kabuto był taki czysty.

Nagle w jego źrenicach dostrzegła coś innego. Zaczął lustrować jej ciało, choć mogłaby tego w ogóle nie dostrzec, gdyby również mimowolnie nie pożerała go wzrokiem. Czuła się do granic możliwości odkryta, a on wciąż nie odrywał oczu. 

— Masz taką miłą chakrę, Kabuto – powiedziała z lekkim uśmiechem. – Jest cudowna.

Odwzajemnił gest, wtłaczając więcej chakry do dłoni. Gdy skończył, od razu poprawił okulary gestem, który dobrze znała. 

— Z pewnością wiesz, że chakra każdego człowieka różni się trochę od pozostałych. 

— Ninja jednak dalej nie odkryli od czego zależy jej struktura – pokiwała głową, dokańczając jego myśl. 

— Chciałaś odrąbać sobie dłoń? – spytał, jakby nie mogąc wyjść z szoku. – Nigdy bym się tego nie spodziewał. 

— Zrobię wszystko, żeby wrócić z powrotem. Czy mi pozwolisz czy nie – zapewniła, choć po tym, jak urzekła ją jego chakra, ciężej było wydusić podobne zdanie. 

— Jeszcze trochę zostań – powiedział, choć jakby nie do niej. Gdzieś w przestrzeń. – Musisz odzyskać siły.

— Ale  dlaczego mam zostać? – spytała wyraźnie zrozpaczona. – Tyle tu siedzę, a ty wciąż nic nie wyjaśniasz. 

Spojrzał na nią łagodnie. Zaraz jednak pojawiło się lekkie wahanie. Otworzył usta, żeby się odezwać. Cokolwiek to było, zrezygnował z działania. Oczy jednak dziwnie mu zabłyszczały. Zupełnie, jakby wypełniły się łzami. Kabuto zacisnął pięści.

— Odpoczywaj. I proszę, nie rań się już więcej. Tylko wszystko wydłużasz – zaczął wycofywać się powoli. Rzucił koc na kamienne posłanie, gdy przechodził koło drzwi. 

Zagotowało się w niej.

— Stój! – wrzasnęła z całych sił, wyraźnie zdesperowana. – Zrobię wszystko, żeby się wydostać. Powiedz mi teraz! 

Zatrzymał się na sekundę. Może dwie. Nie powiedział mimo to nic więcej. Znów została sama.


***

— Nie wierzę, że naprawdę to zrobiłaś – wydusił z siebie Kabuto, rozglądając się dookoła. – Prosiłem cię!

Mur wraz z kamieniem sypał się z każdej możliwej powierzchni. Za pomocą chakry rozbiła część ścian w proch, chociaż okazały się na tyle solidne, że nigdzie nie przebiła się na wylot. Drobinki ziemi wymieszanej z kamieniem oraz zaprawą sypały się nawet z sufitu. Za to drzwi prowadzące do jej więzienia, posiadały na środku solidne wgniecenie.  W sumie kilka innych mniejszych również. Krwawiła jednak z obu dłoni. Znów się okaleczyła. Uznała jednak że było warto.

Jego rozbiegane spojrzenie wyrażające szok i niedowierzanie skojarzyło się Sakurze z ofiarą zapędzoną w kozi róg. Tym razem ona czuła się drapieżnikiem, choć tak naprawdę niewiele wskórała w celu uwolnienia się. Okazała się jednak zwycięzcą. Zrozumiała to, gdy Kabuto spojrzał na nią zrezygnowany, po czym westchnął ciężko.

— Co za uparta dziewczynka – zaczął, odzyskując panowanie nad emocjami. – Dobrze, porozmawiajmy więc – dodał, sadowiąc się obok Sakury na kamiennym łóżku. Gdy to zrobił, od razu wyprostował nogi i splótł je w kostkach. Dłonie za to włożył do kieszeni spodni. Zaraz się jednak zreflektował, gdy jego wzrok padł na zakrwawione rany Sakury. – Dasz mi się znów uleczyć? – zapytał na pozór nieśmiało. – Lepiej, żebyś nie traciła własnych sił.

Prychnęła obrażona odwracając głowę w wymownym geście. Jednak po chwili nieśmiało i powoli skierowała okaleczone dłonie w jego kierunku. Gdy rozpoczął leczenie jęknęła cicho. Jego moc była taka miła, ciepła i delikatna. Zaraz jednak speszyła się, świadoma, że chyba  zbyt głośno okazała własny entuzjazm. Odwróciła się powoli w stronę Kabuto. Leczył ją w ciszy, dokładnie i z uwagą, spojrzenie wbijając w krwawe rany. Na jego ustach błądził jednak lekki, rozbawiony uśmieszek.

Sakura cała spąsowiała.

— Zawsze, gdy wiem, że będę musiała długo używać pięści, korzystam z rękawiczek ochronnych – poinformowała, czując palącą potrzebę powiedzenia czegokolwiek.

— Nic się nie stało – pokiwał głową, jakby znów wszystko wróciło do normy. Jakby wcale nie zdziwiła go własnym zachowaniem. – Zaraz będzie gotowe.

Obserwowała go jakiś czas w ciszy. W całości poświęcił się podjętej czynności. Nachylił się nad nią, co jakiś czas lekko oblizując wargi, jakby intensywnie nad czymś myślał. Pojedynczy srebrny kosmyk, wydostał się z kucyka, opadając lekko na policzek. Włosy Kabuto zawsze kojarzyły się Sakurze z płynnym srebrem. Mimowolnie zaczęła szybciej oddychać, gdy zrozumiała, że strumień jego czakry prześlizguje się po jej ranach niczym dłonie kochanka, przynosząc ukojenie, a wraz z nim ciepło, którego tak brakowało. 

Spięła się nagle, gdy dostrzegła, że znów się jej przygląda.

— Jesteś niemożliwa – wyznał.

Dość często słyszała podobne zdanie z jego ust, jednak tym razem jego wzrok zdawał palić się ją na wylot. Zniknęła dobroć i empatia. Zamiast tego dostrzegła błysk, który sprawił, że serce zaczęło się mocniej łomotać w piersi. Już dawno rozebrał ją wzrokiem, a ona dodatkowo nie była w stanie się ruszyć. 

— Mało o mnie wiesz. Mogę cię zaskoczyć jeszcze nie raz – podjęła, nie pozwalając sobie na odwrócenie wzroku. 

— Tego właśnie oczekuję od medyka – powiedział, kończąc leczenie. Przejechał dłonią po jej dłoni. 

Sakura poczuła, jak iskry przeskakują między nimi, lekko drażniąc ją w skórę. Było w tym coś zaczepnego i jakby… podniecającego, choć nie chciała myśleć o tym w ten sposób. 

— Posługujesz się naturą błyskawic?

— Nie, to moja zwyczajowa chakra. Całkowita jej kontrola pozwala na manipulacje kształtem i formą. Nauczyć Cię tego? – zapytał, obniżając delikatnie ton głosu. 

Poczuła się jakby osaczona. Pytanie zdawało się mieć drugie dno. 

— Nie – odparła kategorycznie, wyrywając rękę. – Wypuść mnie, Kabuto. 

— Jesteś irytująca – stwierdził, przewracając oczami. 

— Też mi nowość – prychnęła. – Wymyśl coś nowego. Ty za to nie jesteś oryginalny. 

— Chcę po prostu, żebyś mi pomogła.

— Ale w czym?! – krzyknęła wyraźnie zniecierpliwiona. 

Kabuto westchnął ciężko, jakby znów rozważał wszelkie za i przeciw, żeby się do niej w ogóle odezwać. Zerkał na nią niepewnie przez dłuższy czas. 

— Pytałaś dlaczego nie jestem już wężem – zaczął, zdejmując powoli okulary. 

Pierwszy raz w życiu widziała go bez nich. Było to co najmniej dziwne. Zdawał się jednak mimo wszystko patrzeć na nią z taką samą intensywnością jak zawsze.

— Ta forma mimo że dawała mnóstwo mocy, okazała się wysoce niestabilna. Wyniszczała powoli moje komórki. Starałem się odwrócić proces na poziomie genetycznym, nie było to jednak takie proste. I wciąż nie odwróciłem procesu do końca. Dalej grozi mi śmierć. 

Sakura zaniemówiła, nie wiedząc za bardzo jak zareagować. Kabuto jednak przerwał, jakby w oczekiwaniu na jakąkolwiek reakcję. 

— Mam wciąż łuski węża w okolicach serca. Potrzebna jest operacja, niestety nie mogę przeprowadzić jej sam. Za duże ryzyko uszkodzeń. Poza tym potrzebna by była natychmiastowa regeneracja ewentualnie uszkodzonych narządów. Nie potrafię się szybko regenerować. 

— Ale ja potrafię. I mogłabym rozłożyć pieczęć byakugo na nas dwoje – przerwała mu, wbijając zszokowane spojrzenie w ciało Kabuto. — Jak jednak doszedłeś do tego momentu? 

— Eksperymentowałem na ludziach – poinformował bez ogródek, na powrót zakładając okulary. – Najpierw na żywych, potem na martwych. Pobierałem od nich próbki, przeprowadzając analizy genetyczne. Potem próbowałam przeszczepu poszczególnych części ciała, jednak okazało się to złym pomysłem. Ostatecznie zmieniłem strukturę własnego DNA. Zmiana, okazała się niekompletna, mimo że skrupulatnie wszystko sprawdziłem. 

— To nieetyczne! – krzyknęła przerażona, wstając szybko z kamiennego posłania. 

— Niby dlaczego? – spytał wyraźnie zaskoczony jej reakcją. – Cała medycyna to zbiór eksperymentów – wzruszył obojętnie ramionami. 

— Lekarz powinien ratować ludzkie życie a nie je odbierać – fuknęła wściekle. – Jesteś potworem a nie medykiem! 

Zaśmiał się wesoło, wywołując konsternację na twarzy dziewczyny. 

— Sakura, Sakura… wyjątkowo zabawna z ciebie kobieta. Intrygujące. Jesteś coraz bardziej interesująca. 

— Co w tym takiego zabawnego, bo nie rozumiem – zaparła się pod boki. — Sugerujesz, że się mylę?

— Nie sugeruję. Ja to wiem. Wszystkie techniki medyczne które znasz, wszystkie leki, każda terapia i każdy wynalazek medyczny, którym kiedykolwiek się posłużyłaś, zrodził się z bólu, cierpienia oraz śmierci innych ludzi. 

Otworzyła usta, zaraz je potem zamknęła. Wiedziała, że ma rację, choć nigdy nie poświęcała temu swoich myśli. Nie potrafiła i nie chciała. 

— Poza tym ratuję życie. Swoje własne – kontynuował. — Ty byś zrobiła to samo. 

— Nieprawda! – oburzyła się. – Zawsze poświęcam się dla innych. Jeśli nie przestaniesz zaraz gadać głupot, znów przywalę ci w twarz – obiecała, spoglądając na niego z zacięciem. 

Kabuto po raz kolejny zaśmiał się wesoło, unosząc dłonie w obronnym geście. 

— Jak chcesz. Uznajmy, że nigdy nie użyłaś swojej wiedzy i umiejętności, żeby kogoś zabić. 

Zamarła, przeklinając w myślach. Wiedziała, że to nieprawda i czuła, że Kabuto też to wie. Wywnioskowała to z ironicznego tonu głosu. Nie zapomniała jednak nigdy o Sasorim, bo członek Akatsuki, ciągle nawiedzał ją w koszmarach. Jego śmierć pozwoliła jednak na znaczące poszerzenie się wiedzy medyków z dziedziny trucizn i antidotów. 

— Zamknij się już lepiej – warknęła. – Nigdy nie skrzywdziłam człowieka w imię egoistycznych pobudek. Nie jestem tobą.

— Nie jesteś mną, dzięki Bogu. Przynajmniej dzięki temu jest ciekawiej. 

— Dalej cię to bawi? 

— Może trochę – posłał jej cwaniacki uśmieszek. – Zresztą… jeśli tak bardzo kręci cię zbawienie ludzkości, to mam dla ciebie propozycję. 

— Niby jaką? – spytała niepewnie, nie chcąc brzmieć na zbyt zainteresowaną. 

— Jeśli udzielisz mi pomocy i operacja przebiegnie pomyślnie, przekażę ci zapiski ze wszystkich moich badań. Nie są idealne, ale z pewnością to przełom w terapiach genowych. Kto wie? Może je ulepszysz i wymyślisz… bardziej humanitarne sposoby? To pozwoli wyleczyć różne deformacje ciała. 

Zagryzła wargę, czując na języku smak krwi. Cała się trzęsła. Nie wiedziała, czy bardziej z ekscytacji czy obrzydzenia do samej siebie, że w ogóle się nad tym zastanawia.  

— Jeśli myślisz, że będę kroiła i grzebała w twoich trupach, to się mylisz. Nie posunę się do tego – zarzeka się, czując w ustach smak podchodzącej żółci. 

Kabuto machnął uspokajająco ręką. 

— Etap z ludźmi zakończyłem dawno temu. Twoim zadaniem będzie wykonać zabieg wyciągnięcia pozostałości łusek i naprawianie uszkodzeń na narządach. 

Zastanowiła się przez moment. Jego zachowanie, choć zupełnie chore i bestialskie, niosło ze sobą pewne innowacje. 

— A co w walkami? Używasz medycyny do walki. Ja nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła. 

— Robiąc tak również zbieram dane. To pomaga się rozwijać i poznawać ludzkie ciało. Medycy z dawnych lat używali swojej wiedzy do walki w celu uzupełnienia statystyk. Dzięki temu ty już nie musisz. 

— Pomogę ci – odparła niechętnie, czując piasek pod powiekami. — Ale musisz mi oddać swoje zapiski. 

— Doskonale. Chyba to czas na małą wycieczkę.

Sakura przełknęła głośno ślinę. Już żałowała własnych słów. 


***

Nie zaprowadził jej wcale daleko i dużo nie pokazał. Zobaczyła jednak, że labirynt naprawdę posiada coś na kształt sali operacyjnej, a do tego wybudowano dwa pomieszczenia sekcyjne. Wszędzie śmierdziało środkami do dezynfekcji. Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że czuje pod tym wszystkim przerażający odór zgnilizny  i flaków. 

— W którymś z tych pomieszczeń trzymasz zwłoki – jęknęła, marszcząc nos. 

— W większości, Sakura. Niestety nie wszystkie ciała i narządy poddają się całkowitej konserwacji. 

Poczuła gęsią skórkę na całym ciele. Miała nadzieję, że mimo wszystko sobie z niej kpi. Ciężko było znieść myśl, że przez ten cały czas jest więziona w otoczeniu rozkładających się organizmów. Tajemniczy wzrok, który jej posłał, podszyty rozmawianiem pozwolił chwycić się tej nadziei. 

— Nie ma nic lepszego niż grzebanie w trzustce o poranku, prawda koleżanko po fachu?

— Nie nazywaj mnie koleżanką. 

— A to niby dlaczego? Skoro i tak każdy człowiek może zdradzić drugiego człowieka, to równie dobrze można trochę wyluzować i się zabawić.

Nie wiedziała jak to interpretować. Co więcej bała się, że jej mózg podsunie obrazy, których wcale nie chce, jeśli tylko zacznie to roztrząsać. 

— Nie lubię się bawić. 

— Nie? – jego głos wyrażał szczere zdziwienie. — Może gdyby było inaczej, nie miałabyś do wszystkiego tak sztywnego podejścia. 

— Wypraszam sobie. To się nazywa moralność – wypluła z pretensją, idąc za Kabuto krok za krokiem i nie spuszczając wzroku z jego pleców. 

— Moralność jest czysto subiektywna i bardzo płynna w zależności, w jakiej sytuacji właśnie jesteś – odparował niemal natychmiast. — Nie ma więc sensu dywagować o wszystkim na zapas, skoro i tak najważniejsze decyzje podejmujemy w momencie krytycznym. 

— Zawsze masz na wszystko odpowiedź? 

— Nie, ale skoro mogę porozmawiać z drugim medykiem, to czemu by z tego nie skorzystać? Zapewniasz mi całkiem niezłą rozrywkę. 

— Brzydzę się tobą – zapewniła, krzywiąc się znacznie. 

Zaraz doszedł do niej głośny śmiech. Kabuto nie zatrzymał się jednak choćby na chwilę. Nie posłał jej nawet znaczącego spojrzenia. 

— Ostra jesteś. Wcale tak jednak nie uważasz. 

— Skąd takie przeświadczenie? – burknęła.

Nie minęło dziesięć sekund, a już stała przyszpilona mocno do ściany. Kabuto mógł już nie posiadać powłoki węża, ale wciąż tak samo jak on, atakował bez najmniejszego ostrzeżenia. Okulary mężczyzny spadły na podłogę, a Sakura chcąc nie chcąc wpatrywała się w oczy napastnika. Czarne, głębokie niczym studnie, kryjące w sobie bestialstwo. W pewien sposób były podobne do oczu Sasuke. Miały ten sam kształt i kolor, z tą różnicą, że wzrok Uchihy zawsze pozostawał nieodkryty, zimny i pusty zarazem. Całkowicie niedostępny. Oczy Kabuto zaś, zawsze wyrażały coś konkretnego, Sakura umiała odczytać z nich emocje. Gniew, radość, kpina, smutek, zdziwienie, skupienie… pożądanie. Tym wszystkim żonglował niczym sprawny cyrkowiec, oszukując jej umysł. Nie była na tyle głupia, żeby się tego nie spodziewać. Był dużo niebezpieczniejszy od Sasuke, właśnie dlatego, że wyrażał emocje. Wiedział jak wzbudzić zaufanie, podczas gdy Sasuke wszystkich odrzucał swoją obojętnością. 

Gorący oddech Kabuto oplótł jej szyję. Trzymał mocno  dłonie kunoichi, napierając na nie z dużą siłą i przywierając do ściany. Nie umiała się wyrwać. Dodatkowo zgrabnie wsunął kolano między jej nogi.  Czuła jak zaczyna dzielić się swoją chakrą, w formie, którą lubiła. Zupełnie jakby obdarowywał Sakurę ulubioną pieszczotą. Nogi się pod nią ugięły. Kolano mężczyzny nie pozwoliło jednak na upadek. Zamiast tego poczuła ciało Kabuto tam, gdzie nie dotykał jej nikt wcześniej.

Zalał ją silny, palący rumieniec, oddech przyspieszył, a w głowie zawirowało, gdy zrozumiała, że Kabuto delikatnie i powoli ociera się kolanem o jej kobiecość. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, wtopił się w jej szyję, zaczynając całować. Mimowolnie jęknęła, starając się jednak, żeby to w sobie zdusić. Gorąco bijące od jego ciała sprawiało, że niemal się topiła. To wszystko sprawiło, że nie zorientowała się, że sama splotła palce ich dłoni w taki sposób, żeby chakra przepływała między nimi swobodnie.

Kabuto mruknął z satysfakcją, gdy uniosła szyję, aby ułatwić mu dostęp do skóry, a następnie sama zaczęła poruszać się na jego kolanie, aby zwiększyć własną przyjemność. Nigdy jeszcze nie znalazła się tak blisko nikogo i fakt ten, całkowicie przysłonił  racjonalne myślenie. Czyła, że Kabuto chce rozłączyć ich dłonie, jednak dotyk jego chakry był zbyt rozkoszny, żeby mu na to pozwoliła. Do jej uszu doszło zniecierpliwione warknięcie, nie rozłączył jednak ich dłoni, zamiast tego przywierając do Haruno całym ciałem. Sakura syknęła cichutko, kiedy klatka piersiowa mężczyzny przygniotła jej  piersi. 

Kiedy poczuła jego wargi na swoich nie było już nawet sensu udawać, że wcale tego nie chciała. Odpowiedziała mu tym samym, z równą zapalczywością, postępując czysto instynktownie. Język, dotyk, ciepło, które czuła doprowadziły do utraty zmysłów. Gdzieś w głębi siebie doskonale zdawała sobie sprawę z faktu, że zawsze przyciągał jej spojrzenie, ilekroć miała szansę go spotkać. Intrygował, wzbudzając wręcz chorą ciekawość. Sakura czasem zachodziła w głowę, czy życzliwy uśmiech, który dostrzegła miał coś wspólnego z prawdą. Równie dobrze mógł jedynie stanowić istotny element przedstawienia. 

— Zaraz upadniesz – usłyszała nęcący szept, gdzieś w okolicy ucha.

— Co? – odpowiedziała niemrawo, upojona jego bliskością.

— Zaraz upadniesz – powtórzył.

Nie wiedziała, o co mu chodzi do chwili, gdy nagle przestał krępować jej ręce, a do tego wysunął swoje kolano spomiędzy rozgrzanych ud. Upadła szybciej niż zrozumiała, co się właściwie stało. Niespodziewane zderzenie z rzeczywistością okazało się okrutne. Ona siedziała obolała na podłodze ze skrzyżowanymi kolanami, wciąż walcząca z podnieceniem i palącą potrzebą, a on stał niewzruszony z rękami w kieszeniach niczym władca, lustrując ją z góry. Z wyrazem triumfu na twarzy.

— To tyle, jeśli chodzi o brzydzenie się – uśmiechnął się lekko, poprawiając okulary na nosie. Zaraz potem podał jej rękę, żeby mogła wstać.

Z początku chciała odrzucić pomoc, wciąż jednak nie czuła się w pełni sił, aby przyrzec sama przed sobą, że nie upadnie ponownie. Gdy dotknęła jego dłoni, Kabuto znów posłał w jej stronę drażniące iskry. Nie poluzowała jednak uścisku.

— Nigdy nie całowałem tak słodkich ust jak twoje – usłyszała jakby z oddali, wciąż nie mogąc odzyskać pełnej kontroli. – Powinnaś być znacznie częściej całowana – dodał tonem, w którym kryła się drapieżna nuta.

— Dlaczego porwałeś właśnie mnie? Jakim cudem? – zmieniła temat, czując się bezgranicznie upokorzona na wszystkich płaszczyznach.

— Jesteś wyjątkowa – zapewnił żarliwie. – Obserwowałam cię już od dłuższego czasu. Stałaś się medycznym geniuszem. No i nabrałaś temperamentu – na moment jego spojrzenie znów zapłonęło ogniem. – Od dawna chciałem mieć cię przy sobie.

— Śledziłeś mnie? – spytała zszokowana.

— Inaczej nie rozmawialibyśmy teraz. Ciekawy z ciebie przypadek, Sakura.

— Dlaczego?

— Dokonałaś czegoś, co dla mnie jest całkowicie nieosiągalne i wiesz o tym.

Wiedziała. Wiedziała, że mówił o jej pieczęci. Miała życie Kabuto we własnych rękach.

— Dlaczego zdecydowałaś się zostać medykiem? – zapytał po chwili ciszy, obserwując ją wnikliwie.

— Chciałam chronić najdroższych mi ludzi – odrzekła bez chwili namysłu. – Mimo wszystko uważam, że zadaniem lekarza jest głównie ratować.

Potaknął głową w zupełności przyjmując takie wyjaśnienie.

— Tsunade nie uczyła cię niczego śmiercionośnego?

— Uczyła. W ramach samoobrony. Zdziwiłbyś się, ale znam wiele zabójczych technik. Po prostu sumienie nie pozwala mi ich użyć.

— To ograniczające – stwierdził mocno rozczarowany.

— To pomaga zachować człowieczeństwo – skontrowała, wbijając harde spojrzenie w mężczyznę. – Ale rozumiem, że nie każdego interesują takie błahe sprawy.

Nie odpowiedział już nic, zamiast tego posłał jej zagadkowe spojrzenie. Odniosła wrażenie, że skrupulatnie analizuje każde jej słowo, poddając ocenie.

Nie dopytywała.

Gdy odprowadził ją do celi, w której spała, po cichu liczyła, że zostanie. Chciała pogadać z nim lub dotknąć go jeszcze przez chwilę. Czuła, jakby dzisiejszy incydent zburzył mur, za którym kryły się jej najmroczniejsze pragnienia. A pragnęła Kabuto. To wszystko zapanowało nad nią do takiego stopnia, że omal nie błagała, żeby z nią został. Ale on odszedł z nieśmiałym uśmiechem na ustach, wypowiadając krótkie „dobranoc”.

Bała się własnych pragnień. Przerażały ją obrazy raz po raz zalewające głowę. Nie umiała jednak z nimi walczyć. Gdy została wreszcie sama w całkowitej ciemności, podeszła przodem do ściany zapierając się o nią mocno. Czuła, że będzie potrzebować tego, aby uchronić się przed kolejnym upadkiem. Następnie rozstawiła szerzej wciąż drżące nogi, pochylając tułów lekko do przodu.  Wolną ręką dotknęła pulsującego punktu między nogami, zaczynając miarowo poruszać palcami. Jęknęła przeciągle, słysząc jak rozchodzi się echo. Nie obawiała się jednak, że Kabuto wróci. Wręcz przeciwnie, bardzo na to liczyła.

Mimo że spodenki okazały się mocno przemoczone, po kilku początkowych ruchach zdecydowała się na zrzucenie ich z siebie. Kontakt z nagą skórą okazał się zdecydowanie przyjemniejszy. Poruszała coraz szybciej palcami, czując własne soki spływające po udach. Miała jednak wciąż zamknięte oczy, pozwalając całkowicie odpłynąć wyobraźni. A niezależnie czy tego chciała czy nie, widziała Kabuto, który pożera ją wzrokiem. Czuła żar pocałunku oraz ciepło zalewające ją raz po raz, gdy przesyłał jej własną chakrę. Jego pomruki, jego szept odtwarzał się w umyśle wciąż na nowo i na nowo, wzmacniając ogarniające Sakurę podniecenie.

Odwróciła się plecami do ściany, opierając się na niej niemal całym ciężarem. Następnie uniosła nogę, pamiętając, że daje jej to więcej przyjemności. Korzystając z faktu, że obie ręce miała teraz wolne, jedną skierowała znów między nogi, a drugą zaczęła masować własne piersi. Pomrukiwała, co jakiś czas odchylając głowę do tyłu. Widziała w wyobraźni, jak Kabuto pieści jej szyję. Starała się przekonać własny mózg, że to on, a nie ktokolwiek inny dotyka jej ciała.

Chciała tak bardzo, żeby ją posiadł. I myślała o nim jeszcze długo po tym, jak jej ciało zalewały falami spazmy rozkoszy. Krzyknęła oddychając ciężko i jęcząc. Od nadmiaru emocji zakręciło się jej  w głowie. Bezwładnie zsunęła się po ścianie, wciąż delikatnie pocierając łechtaczkę i starając się opanować skurcze mięśni. Chyba mimowolnie wypowiedziała jego imię. Nie miała pewności.

Kabuto jednak nie przyszedł, choć z pewnością ją słyszał. Obawiała się, że zapanuje nad nią wstyd. Nic się jednak nie wydarzyło. Było wyłącznie chwilowe zaspokojenie i błogość. Czuła się mimo wszystko wyraźnie nienasycona.

 

***

Kolejnego dnia Kabuto przyszedł wcześniej niż zwykle. Po zwyczajowej wymianie uprzejmości od razu spytał, czy nie chciałaby wziąć prysznica, a także przyniósł jej ubrania na zmianę.  Uznała to za jasny dowód, że wiedział. I choć wczoraj kompletnie otumaniona pożądaniem, nie dbała o to, dziś już nie wiedziała, gdzie podziać wzrok. Udzieliła mimo wszystko twierdzącej odpowiedzi i udała się za nim.

Określenie „prysznic” było nadużyciem. Trzeba było wejść piętro wyżej, aby trafić do pomieszczenia z amatorsko wykonanym odpływem w podłodze. Ponadto za natrysk robił najzwyklejszy duży bukłak, umiejscowiony zaraz pod sufitem, w którym znajdowała się wyłącznie zimna woda. Trzeba go było uzupełniać po każdym użyciu. Mimo wszystko otrzymała od mężczyzny kawałek mydła, uznała więc, że to jej szczęśliwy dzień.

Gdy wyszła, ubrana w nieco za duże ciuchy, ale wyraźnie czystsza i spokojniejsza, nie zaprowadził jej tak jak zwykle do celi, ale skierował w zupełnie odmiennym kierunku. W ciągu najbliższych minut, zrozumiała, że chciał, aby zobaczyła jego laboratorium.

Rozejrzała się niepewnie po wnętrzu, a Yakushi w tym czasie rzucił na stół wielki organizer z mnóstwem zakładek oraz znaczników. Uniosła pytająco brew.

— Wszystkie notatki – poinformował. – Nawet lepiej, gdybyś przeczytała część przed operacją. Napisałem tam, jak pozbyć się łusek.

— Dajesz mi wszystko teraz? Nie boisz się?

— Niby czego? Powiedzmy, że uwierzyłem w twoją moralność i dobroć serca – posłał jej znaczący uśmieszek.

Cudem powstrzymała się od odwrócenia głowy.

— No okej – burknęła. – Ale trochę mi to zajmie, więc nie popędzaj – opadła ciężko na krzesło przed stołem.

I tak oto przychodziła do tego samego miejsca, dzień w dzień po kilka godzin, czytając skrzętnie wszystkie analizy. Nie miała świadomości, jak szybko mija czas. Badania Kabuto pochłonęły ją na tyle, że zapomniała nawet o swojej małej obsesji. Mężczyzna co jakiś czas przynosił jej rozwodnioną kawę, ale w warunkach, w jakich przyszło im żyć, nie mogła narzekać. Czasem siadał obok niej i długo rozmawiali o wynikach.

Niezależnie od tego, jakich czynów musiał się dopuścić, aby dokonać takiego przełomu, była zmuszona szczerze przyznać, że go podziwia. Wnioski jakie wysnuwał oraz preparaty jakie stworzył, wywoływały ciarki ekscytacji. Niejednokrotnie czytała zapiski, nie zdając sobie sprawy, że ma szeroko otwarte usta.

— Jesteś fenomenem – westchnęła z zachwytu, czując, jak szybko oddycha. Zalała ją fala gorąca. – Boże, to jest… gdyby tylko udało się doprowadzić badania do końca, żadna deformacja ciała nie byłaby już przeszkodą.

— Mówiłem ci, że wielkie odkrycia rodzą się z cierpienia – powiedział. – Ludzie, których zabiłem, musieli umrzeć.

W jednej chwili dopadł ją straszny dyskomfort. Kabuto przecież przyznał się do eksperymentów na ludziach. I tych żywych, i tych martwych. Poczuła się okropnie, bo nie powinna za nic w świecie, zachwycać się mordercą. Kim właściwie stawała się, obcując z nim?

— Mimo to, coś poszło nie tak – mruknęła, drapiąc się po brodzie. Próbowała jednocześnie zagłuszyć poczucie winy. – Chociaż dokonałeś trwałej zmiany w strukturze DNA, nie wszystkie łuski zniknęły.

Kabuto twierdząco pokiwał głową.

— Lek, który wstrzyknęłeś sobie do rdzenia kręgowego musi być wadliwy – zmarszczyła brwi. – Cholera, tylko gdzie? – dodała, patrząc z coraz większym bólem na skład chemiczny.

Kątem oka dostrzegła, jak jej towarzysz wzrusza ramionami.

— Łuski zmutowały i rozrosły się w głąb ciała zaraz po terapii genowej. Będziesz musiała głęboko rozcinać, żeby je wyjąć. Na szczęście nie dosięgają bezpośrednio serca. Inaczej już bym nie żył. Próbki, które pobrałem sam od siebie, dowodzą jednak że pozostałości nie wykazują  na chwilę obecną zdolności do podziału. Wszystko zahamowało. Jeśli je usuniesz, znikną na zawsze.

— A mimo to ich pozostawienie będzie dla ciebie zabójcze – dokończyła. – Rozbierz się, chcę zobaczyć twoją klatkę piersiową.

— Wedle rozkazu pani doktor – powiedział, spoglądając na nią chytrze znad okularów.

Wstał na równe nogi, ustawiając się tuż przed nią. Stanowczo zbyt blisko Sakury. Ta jednak nie potrafiła wydusić z siebie słowa. Zwłaszcza gdy ten nieznośnie powoli rozpinał kolejne guziki koszuli. Czuła, że nie spuszcza z niej wzroku, choć ona podążała nieustannie za ruchem jego palców. Wkrótce odzienie zsunęło się z jego torsu oraz ramion zupełnie, upadając na podłogę w laboratorium.

Dopiero wtedy zrozumiała, że wystarczyło, aby odpiął koszulę do połowy. Zorientowała się jednak za późno, żeby jakkolwiek zareagować. Ciało, które ujrzała było starannie wyrzeźbione. Mimo że Kabuto na co dzień wyglądał dość niepozornie, z pewnością nie brakowało mu siły i zręczności. Jego ciało regularnie odbywało treningi, co mogła stwierdzić nawet bez żadnych testów.

— Coś jeszcze mam zdjąć? – usłyszała nad sobą na pozór niewinne pytanie.

— Nie, wystarczy – odparła obojętnie, starając się zachować spokój. Przychodziło to z coraz większym trudem.

— Nie musi się pani doktor krępować – zapewnił. – Zrobię wszystko co pani zechce.

— Po prostu usiądź – poleciła ostrzej niż zamierzała. Czuła się jednak źle z tym, że Kabuto się z niej naśmiewa i ma wyraźny ubaw, obserwując każdą reakcje.

— Naprawdę nie lubisz się bawić – stwierdził, opadając ciężko na krzesło i podpierając brodę o rękę. – A szkoda, bo jesteś całkiem ładna i niegłupia – westchnął.

Odwróciła szybko głowę w stronę Kabuto, jednak nie powiedziała nic. Spojrzenie, jakie mu posłała musiało wystarczyć. 

Z westchnieniem wróciła do oceny klatki piersiowej. Wszędzie znajdowała się jak najbardziej ludzka skóra i ciało. Poza jednym miejscem. W okolicy serca dostrzegła szare, całkowicie zrogowaciałe łuski. Było widać, że zmutowały, ponieważ wyjątkowo nieestetycznie nachodziły na siebie nawzajem. Niektóre wyrastały też z innych. Dodatkowo, łuski otaczał czarny pasek skóry. 

— Rozchodzi Ci się martwica – powiedziała smutno. – Trzeba to jak najszybciej wyjąć. 

— Mówiłem ci, że forma węża nie była kompatybilna z moim organizmem. Na co dzień używam medycznego jutsu i połykam własnoręcznie robione leki, ale nie wytrzymam już tak długo.

Pokiwała głową w zamyśleniu. 

— Trzeba będzie operować. Najpóźniej za tydzień. Nie ma na co czekać, wiem już wszystko co chciałam wiedzieć.

Zapadło między nimi milczenie. Ku zdziwieniu Sakury, Kabuto nie śpieszył się do zakładania koszuli. Zamiast tego dość otwarcie gapił się na nią, gdy wróciła do czytania notatek.

— Naprawdę wierzysz, że wypuszczę cię po wszystkim?

— A co innego mi zostało niż wiara? Próbowałam odciąć sobie rękę. Próbowałam rozwalić celę i wyważyć drzwi. Próbowałam uciec z labiryntu, gdy zostawiłeś mnie na chwilę samą, ale się zgubiłam. Starałam się nawet wyjść przez niewielkie okienko na piętrze, gdy pierwszy raz prowadziłeś mnie pod prysznic, ale było z jakiegoś dziwnego szkła. Poza tym cholernie małe. Co jeszcze? 

Mimo że spojrzała na niego wyczekująco, nie odezwał się. Nie wiedząc właściwie dlaczego, poczuła się strasznie w ułamku sekundy. Znów szczypały ją oczy. Nie dość, że dała się złapać, to jeszcze fantazjowała o tym psychopacie. I, o zgrozo, zaczęła się przyzwyczajać do picia słabej kawy. 

— Mam wyjście? Nie mam wyjścia. Tak czy siak, jeśli odzyskam wolność, zabieram twoje raporty. 

— Wiesz… imponujesz mi w pewien sposób. 

— Co masz na myśli? 

— Byłeś cholernie słaba, a jednak teraz tak nie jest. Szczerze myślałam, że świat ninja cię zniszczy. A ty, nie dość, że teraz jesteś jednym z najlepszych, to do tego dalej dysponujesz jakimiś hamulcami moralnymi. 

— Aż tak mnie obserwowałeś w trakcie egzaminu na chunina? – zdziwiła się, chciała wziąć łyka kawy, ale gdy przyłożyła kubeczek do ust, zauważyła, że jest pusty. 

— Ciekawe studium przypadku bez grama talentu, a mimo to…  pozwoliłabyś zbadać się pod kątem byakugo? – wypalił nagle, choć kryła się w tym doza niepewności. 

Zamarła nad czytanym fragmentem. Starała się raczej rzadko  zerkać na Kabuto. Do tej pory widziała, że nie ubrał koszuli. Jednak na sam dźwięk propozycji przeszedł ją dreszcz. Zaczęła się mimo wszystko bać. Ciężko przełknęła ślinę. Nie powinna była nigdy mu zaufać. Jej dobra wola w kwestii operacji jest wynikiem braku alternatywy. I niech tak pozostanie. Nic więcej. 

— Nie. Nie będę twoim eksperymentem. 

— W porządku. 

— To już? – nie potrafiła ukryć zdziwienia. – Nie będziesz naciskał?

— Nie – odpowiedział, wstając jednoczenie z krzesła. — Nie zrobiłbym ci krzywdy. Choć wiem, że moje słowo właściwie nic nie znaczy. 

Zostawił ją samą, całkowicie bez nadzoru. Powinna się cieszyć, a mimo to czuła się jakaś pusta. Głos Kabuto też został jakby odarty z wszelkich uczuć. 


***

Mijał dzień za dniem. Przez dłuższy czas nie działo się w sumie nic niezwykłego. Poza tym, że zaczęli naprawdę normalnie rozmawiać. Sakura przyłapała się na tym, że czuje zbyt dużą swobodę. Paradoksalnie, gdy dochodziła do podobnych wniosków, strach niemal natychmiast ściskał jej gardło. Miała złe przeczucia. I ogromne wyrzuty sumienia, że tak naprawdę powaga wrogowi. Tłumaczyła sobie w akcie desperacji, że robi to dla dobra medycyny. Wszak, jeśli tylko dopracuje wykresy, przeanalizuje obliczenia i składy chemiczne, może uda się znaleźć skuteczny i przede wszystkim bezpieczny lek na wszelkie deformacje ciała. 

Spała dość spokojnie każdej nocy. Do czasu, gdy kilka dni po rozmowie z Kabuto w laboratorium, usłyszała krzyk. Wręcz wrzask tak okrutny, że obudził ją niemal natychmiast. Nie wiedziała kiedy, a już stała na stabilnych nogach, biegnąc w stronę drzwi. Klatka więzienna do tej pory zawsze zamknięta, tej nocy okazała się otwarta. Kabuto… chyba naprawdę chciał pokazać, że wierzy w jej dobroć. 

Biegła podążając za dźwiękiem, czując coraz większy niepokój. Pot zaczął spływać jej po czole, a serce bić niemiłosiernie. Różowe kosmyki przykleiły się do karku. Czuła, że wpada w coraz większą panikę, gdy głośność krzyku  przybierała na sile. 

Miał zamknięte drzwi do celi, ale od razu zauważyła, że Kabuto nie posiadał zabezpieczenia na wejściu. Nie posłużył się również żadnym jutsu w celu blokady. Uśmiechnęła się więc pod nosem, wbiegając w nie z rozpędu. 

— Shannaro! – krzyknęła, widząc jak drzwi roztrzaskują się w drobny mak. Gdy puł opadł wraz z dymem, od razu dostrzegła Kabuto.

Miał na sobie zwykłą koszulkę i spodenki. Włosy zupełnie rozpuszczone. Trząsł się, z wyraźnym bólem tarzając po podłodze. Zrozumiała, że musiał najwidoczniej spać, gdy zaatakował go ogromny ból. 

— Kabuto! – wypowiedziała głośno, doskakując do niego w kilku krokach. 

Od razu podwinęła jego koszulę, odsłaniając tors. Był cały zroszony potem, targały nim silne i bolesne skurcze. Jedno spojrzenie na skupisko łusek, pozwoliło zrozumieć, w czym problem. Czarna obwódka wokół obszaru znacząco się powiększyła prawie dosięgając drugiego sutka. 

— Kurwa – wypluła i jednocześnie zaczęła wstępne leczenie. – Leki najwidoczniej przestały działać jak należy. 

Skupiła się jak tylko mogła najmocniej, żeby mu ulżyć. Postanowiła wtłaczać chakrę falami. Z ulgą przyjęła, że z twarzy mężczyzny znika napięcie. Czarna obwódka na klatce piersiowej zaczęła się znacząco kurczyć. Odetchnęła. Choć na chwilę.

— Zapomniałeś wziąć preparatu? – spytała zmartwiona. 

— Nie – wychrypiał. – Wzięłam wieczorem, ale najwidoczniej już nie działa. To… raczej już nie potrwa długo.

— Nie gadaj głupot! – warknęła wściekle, wbijając w niego gniewny wzrok. — Mogę operować cię nawet teraz. 

Kabuto uśmiechnął się lekko, patrząc na jej twarz spod przymrużonych powiek. Sprawiał wrażenie, jakby chciał się zaśmiać, ale niestety zabrakło mu sił. Zaczął kaszleć. Sakura z przerażeniem odkryła krew na ustach. 

— Krwawisz z wnętrzności? 

— Nie. Kiedy upadałem, ugryzłem się dość porządnie w język.

— Dzięki Bogu, przeniosę cię do sali operacyjnej – obiecała, zaczynając go podnosić. Był bardzo ciężki, jednak gdy wtłoczyła trochę chakry do własnych mięśni, okazało się to dużo łatwiejsze.

— Nie. Umieść mnie w sali sekcyjnej. Tylko tam możesz mnie operować w takiej sytuacji. 

Sakura na nowo poczuła strach. Była w sali sekcyjnej tylko raz i mimo starannej dezynfekcji, czuła tam rozkładające się zwłoki. Nie chciała nawet wracać w pobliże tego piekła. 

— Dlaczego? – musiała się zapytać, choć lęk zaczął powoli i skrzętnie przejmować jej ciało. – Dlaczego właśnie tam?! 

— Tylko w sekcyjnym mam stół z metalowymi kajdanami. Na nogi, ręce i tułów – odrzekł bez większych emocji. 

— A do czego mi to będzie potrzebne, już kompletnie oszalałeś? – krzyknęła, nie umiejąc opanować emocji. 

— Sakura… nie mam środka znieczulającego. Ani morfiny, ani chloroformu, ani żadnego innego specyfiku. 

— Żartujesz… mam cię kroić bez znieczulenia? – głos trząsł się jej tak, że sama ledwo rozpoznawała poszczególne wyrazy. Wszystko jakby się rozmazało. 

— Nie ma innego sposobu. Inaczej umrę – stwierdził, jakby mówili o pogodzie. Wyglądał, jakby go to zupełnie nie obchodziło. 

— Kroić bez znieczulenia. Nie mogę… nie dam rady… nie jestem tobą. 

— Dzięki temu jest ciekawiej – odrzekł z lekkim uśmiechem. Miała wrażenie, że już kiedyś usłyszała z jego ust podobne stwierdzenie. – Jesteś lekarzem. Musisz. 

— Ale ja… nie.

— Proszę. Sakura, o nic więcej cię nie poproszę, ale zrób to. 

Uśmiechał się, widziała to wyraźnie. Jakim cudem się nie rozpadł? Jakim cudem trzymał się lepiej niż ona? Doszło do niej, że Kabuto już dawno temu stracił resztki zdrowego rozsądku.


***

Nie wiedziała, jak tego dokonała. Nie pamiętała z samego zabiegu zbyt wiele. Postępowała automatyczne, a jej mózg zepchnął to wszystko w najdalsze zakamarki. Tylko noc odsłaniała przed Sakurą mroczne wnętrze podświadomości. 

Jakim cudem udawało jej się wykrawać ostrym skalpelem kolejne i kolejne łuski, w akompaniamencie ciągłego wrzasku i jęków cierpienia? Nie wiedziała. Kabuto parokrotnie stracił przytomność, ale budził się szybko, targany kolejnymi konwulsjami. Pojawiało się to przed oczyma kobietyniczym migawki. 

Była potworem, stała się nim za sprawą zbiegu okoliczności. Znęcała się nad człowiekiem, starając się nie zwracać uwagi na wiadomy protest, którego sam nie potrafił stłumić. Nie mogła pozwolić, żeby umarł. Ale nie miała również możliwości, aby odgrodzić słuch od wrzasku. Nie było najmniejszych szans na wyjście z tej sali o zdrowych zmysłach. Płacz z jej strony nie wchodził w rachubę. Musiała cały czas posiadać uważny wzrok oraz precyzyjne ruchy. Przypomniała sobie nagle oko, którego nie zabrała Obito. Widziała w umyśle, jak zawodzi wszystkich, będąc zbyt słabą na działanie tak brutalne i bezkompromisowe. Również z brakiem znieczulenia. Wyrzucała to sobie praktycznie codziennie. Swoją słabość, miękkość oraz brak zdecydowania na wojnie w kluczowym momencie. 

Teraz kroiła człowieka bez jakiegokolwiek środka łagodzącego. I wiedziała, że już nigdy nie będzie miała prawa się zawahać, jeśli tylko nastanie taka konieczność. Sam tego chciał, tłumaczyła sobie raz po raz, gdy znów dostrzegała jak jego mięśnie napinają się niemal do granicy zerwania. Jak całe ciało zalewa kolejna porcja potu i krwi, które mieszały się ze sobą na stole. Powtarzała to niczym mantrę, gdy krzyczał, żeby przestała. On tego zażądał. Wiedziała, że nie może nagle przerwać. Inaczej skaże go na powrotne cierpienie, gdy trzeba będzie dokończyć dzieła. 

W jego oczach widziała obłęd, gdy odchylał głowę do tyłu, jednoczenie przygryzając usta do krwi. Jego kończyny i tułów pozostawały jednak nieruchome. Kabuto osobiście zadbał, aby zapięła je jak najlepiej. Gdyby się to nie udało, pewnie jednym gwałtownym szarpnięciem wbiłby sobie skalpel prosto w serce. Nie wątpiła, że czując tak ogromny ból z pewnością chciał umrzeć. Raz po raz tracił przytomność, aby obudzić się z kolejnym krzykiem. Następną falą bólu. 

Ale ona nie mogła się poddać i płakać. Wszak obiecała mu, że nie będzie chować głowy w piasek. Udowodni, że nie straszne jest jej bycie medykiem z prawdziwego zdarzenia. Poza tym poprosił ją. Pierwszy raz odkąd tylko ją uwięził - poprosił.

Odpaliła pieczęć byakugo, dotykając Kabuto jedną ręką. Po chwili zarówno na jej jak i jego ciele pojawiły się czarne pasy. Musiała pozwolić mu na błyskawiczną regenerację, żeby nie wykrwawił się na śmierć. Tym bardziej, że nie posiadała na stanie zacisków. Taka była jej rola. Dlatego była tu przetrzymywana tyle czasu. 

— Kabuto – starała się brzmieć pewnie, głośno i rzeczowo. Nie wiedziała jak bardzo jest świadomy. – Niebawem kończę. Rozpoczęłam proces regeneracji. 

Pokiwał lekko głową. Nie miała pewności, że zrozumiał. W jego oczach widziała szaleństwo.

Znów poczuła się jak potwór. 

— Do kurwy nędzy, jak mogłeś nie mieć znieczulenia? Dziękuję za traumę do końca życia. To lepsze niż przebicie chidori! – krzyczała z bezsilności, kończąc cały proces. – I to wszystko z powodu trzydziestu łusek i martwicy. Niech cię trafi szlag! 

Odbiła się od stołu i niemal od razu zaczęła płakać. To był już koniec. 

— Dziękuję – usłyszała ledwie szept. Odwróciła się, ale Kabuto na powrót stracił przytomność.

— Nienawidzę cię – warknęła, cała się trzęsąc.

Wiedziała, że nie usłyszał. Może właśnie dlatego powiedziała to na głos.


***

Nic po zakończeniu operacji nie było takie samo. Sakura sama miała wrażenie, że oszalała. Z pewnością zaszła w niej jakaś poważna zmiana, której nie umiała do końca zidentyfikować. 

Chodziła do Kabuto jakby automatycznie, przez kolejne dni lecząc, monitorując stan, czy zbijając gorączkę. On wciąż pozostawał nieprzytomny, mimo tych wszystkich zabiegów. Żałowała, że nie może sporządzić mu kroplówki, ale nie posiadała niezbędnych środków, poza tym wciąż nie wiedziała, jak wydostać się z labiryntu. Przeszukała jego szuflady, ale po tym, co odkryła w słoikach, przyrzekła sobie, że nigdy więcej. 

Jakież było jej zdziwienie, gdy pewnego wieczoru zobaczyła Kabuto siedzącego na kamiennym łóżku i samego podleczającego się chakrą. Nie wyglądał źle, wręcz przeciwnie sprawiał wrażenie nawet lepsze niż przed zabiegiem. Po łuskach i martwicy nie został nawet najmniejszy ślad. 

Ich spojrzenia spotkały się od razu. Sakura poczuła, że cała drży. Błysk, który dostrzegła w oczach Kabuto był czymś zdecydowanie nowym. Bardziej dzikim. Podeszła do niego na miękkich nogach. Może powinna coś powiedzieć, ale zdawała się utracić zdolność tworzenia logicznych zdań. 

Powinna spytać jak się czuje? Żałosne i głupie. Oboje wiedzieli, że razem przeszli przez niekończące się piekło.

Każdy krok Sakury odbijał się echem. Wydawało jej się nawet, że można usłyszeć jej ciężki oddech. Widziała ciało Kabuto w świetle lampy. Osłabione, a mimo to wciąż silne i tak skrzętnie wyrzeźbione. Skojarzyła, że gdy obudziła się w tym miejscu po raz pierwszy, też spotkali się w świetle lamp. Tym razem jednak Kabuto nie miał na sobie koszulki, jego włosy pozostawały starannie związane, a on sam wpatrywał się w Sakurę niecierpliwym, oczekującym spojrzeniem. Kunoichi poczuła niemal dziurę wypalają na wysokości piersi. 

Kiedy była już niedaleko, wystawił jedną rękę. Chwyciła ją bez chwili namysłu. Kabuto od razu pociągnął Sakurę na siebie jednym, płynnym ruchem. Musiała szybko usiądź na jego kolanach, jeśli nie chciała wylądować na podłodze. Iskry, które pojawiły się między nimi wywoływały gęsią skórkę. 

Oczy czarne niczym odchłań pożerały ją wzrokiem najzupełniej otwarcie i bez skrupułów. Spragnione dłonie wędrując po ciele, podarowały ciepło, którego nie doświadczyła od tak dawna. A Haruno pozwala Kabuto na to wszystko, nie chcąc nawet powracać do rzeczywistości. Rzeczywistości, która po tych wydarzeniach była dla niej obca i przerażająca. Jakby Sakura stała się nagle niepasującym elementem.

Spoglądała w jego oczy tak zachłanne i prawdziwe zarazem, jakby był jedyną osobą, mogącą zrozumieć jej wewnętrzną rozpacz. Nie chciała myśleć o tym co właściwie, moralne i zgodne z zasadami, gdy on tak otwarcie pozwalał na zapomnienie.

Zresztą, czy nie tego właśnie pragnęła nocami? Czy to nie o nim myślała, gdy zadowalała się sama i tak bardzo chciała, żeby nie zadawał żadnych pytań?

Teraz milczeli, ale zdawało się Sakurze, że w tej ciszy zawarte jest wszystko, czego potrzebowali. 

Gdy ściągnął z niej ubrania, nie czuła wstydu. Wręcz przeciwieństwie cały umysł wypełnił się bolesnym wręcz oczekiwaniem i chorą fascynacją, kiedy ona również pożerała go głodnym spojrzeniem. 

— Zamierzam cię wykorzystać. Do cna – wychrypiała między gorącymi pocałunkami, przygryzając jedną z jego warg. 

Pomieszczenie wypełnił krótki śmiech. 

— Zawsze możesz spróbować – wymruczał do jej ucha. Zaraz potem wbił się we wnętrze mocno i szybko, gestem pozbawionym choćby namiastki delikatności. 

Krzyczała. Z bólu. Z szoku. Z oczekiwania, gdy pieścił jej ciało dłońmi i językiem, a jednocześnie pieprzył tak surowo i bez uczuć, że kojarzyło się to Sakurze wyłącznie ze zwierzęcym instynktem. W świetle lampy oczy Kabuto choć błyszczące, wyrażały obłęd, co zdawało się potwierdzać wszelkie przypuszczenia. Wiedziała, że Kabuto robi to tak naprawdę dla siebie. Stawał do walki z własnymi demonami. 

Zamiast paraliżującego strachu, poczuła się jednak jeszcze bardziej spragniona. Chciała, dać mu wszystko, nawet jeśli sama mogła pozostać z niczym. 

— Mocniej – jęknęła głośno, czując jak oszałamiająca rozkosz miesza się z bólem. 

Przyspieszył. Dał jej po chwili tak mocnego klapsa, że aż zawirowało w głowie. Krzyknęła. Zamknął więc jej usta namiętnym, spragnionym pocałunkiem, przygryzając jednocześnie wargę do krwi. Usta kochanka stłumiły rozkoszny jęk. Odpowiedziała na pieszczotę wbijając ostre paznokcie w jego plecy. 

Ta noc mogła ociekać krwią. Nie miało to dla niej znaczenia.


Przede wszystkim chciałam przeprosić Eleine, że tak długo musiałaś czekać. Mam nadzieję, że to co wymodziłam, chociaż trochę wynagrodzi czas oczekiwania, To nie było najprostsze zamówienie, ostatecznie jednak czuję pewną dumę. Chyba nie spełniłam wszystkich punktów zamówienia, ale... cóż szał tworzenia robi swoje i nie lubi ograniczeń. 
Ściskam mocno. Niech Kabuto będzie z Tobą <3 Nie mogę się doczekać Twojej reakcji na moją radosną twórczość. Mam szczerą nadzieję, że zaskoczyłam cię tu czy tam ;) 

11 komentarzy:

  1. Ekhm także ten
    O JEŻU KOLCZASTY, EROTYK, EROTYK OD LACI. KABUTO OD LACI. PIEPRZONY CUDOWNY MANIPULANT. TO WŁAŚNIE TEN KABUTO Z ZAKAMARKÓW MOICH BRUDNYCH FANTAZJI.
    Jejuuuu, wyszedł Ci cudownie. Czytając to ja już wiedziałam, ze dostaniesz WPCHNĘ CI SIŁĄ NAWET, te drugie SasoSaku, o którym pisałam, gdzie Sasori ma być manipulującym sukinsynem xD

    Oj Saku Saku, nasza słodka Saku. Jak ja lubię i nie lubię jak ona jest taka naiwna. Lubię, bo to część jej charakteru, ale jednak (tak jak mówił Kabuto) medycyna skupia się na eksperymentach. Na próbach, zwycięstwach i porażkach. A ona tak słodko naiwna krzyczy "to nieetyczne". Ale jej dobroć, ten kontrast z Kabuto był tutaj cudowny. I TE NAPIECIE, TE ISKTY (chyba połowa mojego komentarza będzie pisana caps lockiem).

    O jeju, kocham to jak przycisnął ją do ściany i dzielił się swoją chakrą. To takie... takie... ugh TO CAŁY KABUTO! Naprawdę, pomyślałam, że to mógłby działać też w innych zestawieniach, ale do Kabuto pasuje idealnieeeee.

    Nie wiem co mam Ci jeszcze napisać, bo fangirlowałam w prywatnych wiadomościach na bieżąco xd
    Cudowny tekst kochanie, naprawdę. Czytając go śliniąc się jak zjebus.

    Dużo miłości <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaka radość i ekscytacja. Ogromnie dziękuję, niesamowicie się udziela! :D
      Z tym wszystkim to nawet siebie zaskoczyłam, więc w sumie nie dziwię się poruszeniu. Co więcej, miewałam momenty, gdzie chciałam usunąć te sceny, bo wydały mi się tak bardzo nie moje xD Choć przysięgam z ręką na sercu, że każdą literkę w tym zamówieniu postawiłam ja :D Ale Kabuto w moim umyśle stanowczo zabronił podobnego działania. Gdzieś podświadomie też chyba był Yakushim z moich mrocznych fantazji. A nawet nie wiedziałam, że je mam, hahaha xD

      Wiedziałam! Nie wiem, kiedy to u mnie zamówisz, ale jeśli tak, to przyjmuje wyzwanie. Może znów się uda coś zrobić ciekawego, choć cholera wie, w jakiej dyspozycji będę za kilka miesięcy :p Póki co skupmy się na tym co jest

      Lubię taką Saku. Wydaje mi się, że właśnie taką jest prawdziwa. Co zresztą widać nawet w kanonie. Wydaje mi się, że przytoczone przeze mnie wspomnienie z okiem Obito jest dość adekwatne. Sama się z nią nie zgadzam, więc odbijanie piłeczki za pomocą wypowiedzi Kabuto okazało się dla mnie banalnie proste. Może dało się przeprowadzić tę dyskusje lepiej, ale cóż... Zgadzam się totalnie z Kabuto, więc to było trudne xD

      Jakoś nastrój taki sprzyjający miałam, jak pisałam te scenki między nimi. Ogólnie zadowolona jestem, choć był to jeden z trudniejszych tekstów. Trudniejszy był chyba tylko SakuHina, bo nie moja para :p

      Ogromnie dziękuję raz jeszcze. Tyle miłości, to dawno nie dostałam. Oby kolejne teksty były równie dobre albo lepsze. Będę się oczywiście starać :D

      Usuń
  2. NDNQWKJNWUDUQWJASKDNASUSDUAS. KOCHAM CIĘ LACIA ZA TO, CZY TY WIESZ? NO OCZYWIŚCIE, ŻE WIESZ. WIDZIAŁAŚ WCZORAJ MOJĄ REAKCJĘ.
    Pierwszy twój erotyk na Zbawieniu należy do mnie, chociaż nawet nie pisałam, że go chcę. Tak się zarzekałaś, że nie napiszesz, a tu proszę. XD W ogóle to interesujące. Temirę w HidaSaku prosiłam o erotyk i nie dostałam, a w ZabuSaku nie prosiłam, a dostałam. U ciebie też nie prosiłam, a mam. Chyba częściej muszę o niego nie prosić. ^^
    Kabuto jest idealny. Taki jak chciałam. Taki, jakiego kocham. Wyszedł ci tak dobrze, że nawet ja miałam lekkie problemy z przypomnieniem sobie, że jest manipulantem. WTF. Do tego trzeba mieć talent, bo ja mam przecież na jego punkcie pierdolca.
    I ciągle nie daje mi spokoju to, czy manipulował nią do samego końca. Czy może specjalnie nie wziął wtedy leków, żeby Sakura zobaczyła jak cierpi. I później także w trakcie operacji. Czy specjalnie nie miał w bazie żadnych środków znieczulających, by operowała go na żywca? Zadawanie człowiekowi takiego bólu mogło przełamać granice, jakie mogła mieć jeszcze Sakura. Mogła dzięki temu zasmakować ciemności, w jakiej żyje Kabuto. Fangirling so hard. Przez ciebie chcę więcej Kabuto. XD
    Jak tylko przeczytałam scenę ze ścianą to myślałam, że będzie moją ulubioną, ale powiem ci, że najbardziej lubię właśnie operację. Myślę, że wtedy coś umarło w Sakurze, a to tygryski lubią najbardziej. <333
    Wysyłam całuski, kochana. ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, stanowczo nie proś mnie o jakieś harce i swawole, bo ja na pstryknięcie palcami, to nie umiem i będę się zapierać wszystkimi kończynami. Ten nastrój i ten vibe musi wyjść ze mnie samoistnie i kropka. Miej wyjebane, a być może będzie Ci kiedyś znów dane hahaha xD

      Bardzo, bardzo, bardzo się cieszę, że Kabuto Ci się podoba. Przez te kilka miesięcy zmieniałam jego podejście, wypowiedzi czy reakcje dziesiątki razy. Zresztą sama wiele razy mówiłam Ci, że mam kurde problem z chłopem. Fascynująca postać, ale trudna :D

      Czy manipulował? Ty wiesz, że tak, ale czy ja powinnam Ci wyłuszczać konkretne słowa albo sytuacje? Chyba nie wypada. To inaczej utraciliby swój klimat. Ale zawsze możesz przeczytać jeszcze raz i będziesz widzieć więcej :D chociaż mogę Ci chyba rzucić małą rybkę... W tekście jest wspomniane, że w noc gdy Kabuto krzyczy, Sakura wybiegła, bo jej drzwi były otwarte, choć zawsze pozostawały zamknięte.
      Od Ciebie zależy czy odbierzesz to jako akcję planowaną, czy przejaw zaufania :D

      Operacja to też mój ulubiony fragment. Wpadłam na niego dość wcześnie i byłam niesamowicie ciekawa czy was mocno zaskoczę. Trochę to powalone i bałam się, że przeginam, ale do Kabuto pasuje imo :D Niczego nie żałuję. Niczego!

      Kocham <3

      Usuń
  3. Bardzo fajnie napisany oneshot aczkolwiek po skończeniu go od razu w głowie pojawił mi się do niego komentarz z Lilo i Stitch: "To płód chorego umysłu" 😂😂😂
    Dla mnie to romansowanie z własnym porywaczem było już za grube, ale tak naprawdę byłabym hipokrytką gdybym to skrytykowała bo jakiś czas temu sama pisałam takie pojebane akcje 😂😂😂
    Ogólnie podobała mi się Twoja Sakura, za Kabuto generalnie nigdy nie przepadałam, ale jak się ze sobą migdalili i wleciało kolanko i to "zaraz upadniesz"... Uff... Miss girl, to było to, hehe. Meeega mi się podobało jak Saku się zabawiała ze sobą, a nie spodziewałam się, że zastanę tutaj taki motyw :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby nie było, że tylko zwracam uwagę na ruchanko - to ich rozmowy były ciekawe, intrygujące i wciągające!

      Usuń
    2. Dziękuję za poświęcenie swojego czasu i przeczytanie. Pojawienie się czytelnika zawsze ogromnie cieszy :D

      Z pewnością to najbardziej dziwny i mocny tekst jaki stworzyłam do tej pory. Mój umysł wszedł na inne tory niż zwykle, więc poszły konie po betonie :D

      Też nie przepadam za motywem romansowania z porywaczem tak szczerze mówiąc. Unikam takich książek. No ale cóż, tak było w zamówieniu, a ja bardzo lubię podejmować się nowych wyzwań i wychodzić ze sfery komfortu. Przynajmniej w pisaniu. Nie żałuję finalnego efektu :D

      Sakurę uwielbiam w każdym wydaniu, co do Kabuto, to go lubię. Po prostu. Był wyzwaniem w tym tekście. Z początku ciężko było mi się w niego wczuć. Nigdy wcześniej nie skupiałam się na nim. To te dwie na górze w komentarzach mają bzika na punkcie chłopa :D

      Też się nie spodziewałam tej sceny tam. Przynajmniej na początku. Kabuto ma taki a nie inny wpływ na ludzi, hahaha xD
      Co do rozmów, to pisało mi się całkiem dobrze, choć Kabuto... No specyficzny jegomość :D

      Bardzo, bardzo dziękuję raz jeszcze. Komentarze bardzo pomagają ^^

      Usuń
  4. Kurde Lacia,
    To było takie... inne! Szczerze doceniam, że postanowiłaś trochę zabawić się z formą i zamiast rozbudowywania wszystkiego dookoła, skupiłaś się na naszych bohaterach. Taki rozwój autorek to ja rozumiem!

    Kabuto to nie mój typ mrocznego kochanka. Jakoś jego morda nigdy mi do gustu nie przypadła. I chociaż po tym ficzku na pewno nie stałam się fanką KabuSaku, to i tak uważam że był dobry.

    Wpuściłaś tutaj mrok i to nie byle jaki. Zdecydowanie ciekawym zabiegiem było nastawienie Sakury do porywacza i odkrycie, że w sumie zawsze ją intrygował. A TEN NUMER Z POWOJENNYM ŚWIATEM. Miodzio.

    I w sumie tak jak reszta, zupełnie nie spodziewałam się tutaj seksów, ale jak widać nasze małe, zboczone grono robi swoje xD

    Mega sie cieszę, że mogłam przeczytać tak niespotykany paring po polsku i to jeszcze w tak ciekawym i dobrym wykonaniu. Na pewno jeszcze nie raz wrócę do tej historii!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznaj po prostu, że Ci się tyle czytać nie chce, a nie mi ze zmianą formy wyjeżdżasz xD Nie no oczywiście żartuję. Całe te zamówienie było wyzwaniem. Zarówno jeśli chodzi o klimat, postacie, jak i przedstawienie całej sytuacji i jej rozwiązanie. Erotyka też jest tu nowinką oczywiście. Od teraz postaram się jednak bardziej jednego wątku trzymać. Zobaczymy jak mi pójdzie następnym razem :D

      Mroczny kochanek... Hmmm, ja lubię Kabuto, choć też jakoś nigdy gorąca u mnie nie wzbudzał. Okazało się jednak, że w trakcie pisania stworzyłam postać, która całkiem, całkiem mnie przyciągnęła, choć łatwa z pewnością nie była :3

      O tak, nastawienie Sakury to i mnie ciekawi, bo w sumie nie specjalnie lubię motyw napalania się na porywacza, takie to toksyczne. No ale Eleine chciała takie zamówienie, więc żal byłoby zmienić, prawda? A to zawsze jakieś wyzwanie. Do tego tylko powojenne mi tu pasowało. Próbowałam coś tam przed wojną wymyślić, ale nic ciekawego nie wpadło do głowy, a koncepcja powojenna się rozrastała, choć mozolnie i w cierpieniu, ale o tym obie wiemy xD

      Seksów to i ja się nie spodziewałam na początku, także mogę to nazwać zdziwieniem roku dla siebie xD czy wasze grono na mnie wpłynęło? Może troszkę...

      Bardzo dziękuję za komentarz, przeczytanie i wybacz za bycie leniwą bułką :D

      Usuń
  5. Pomimo tego, że nie przepadam za Kabuto to było takie piękne. Podoba mi się przedstawienie i rozwinięcie ich relacji i przede wszystkim ukazanie kontrastu pomiędzy wizją medycyny Sakury, a Kabuto. No i ta wymiany czakry i intymna relacja. Super ta historia wyszła :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo dziękuję za komentarz i poświęcenie swojego czasu. To zawsze cieszy człowieka :D
      Kabuto i dla mnie nie był nikim wyjątkowym zanim zaczęłam pisać. Muszę przyznać, że teraz się to trochę zmieniło. Okazał się dla mnie wyzwaniem, ale to było bardzo ciekawe i intensywne doświadczenie :D
      Długo zastanawiałam się nad ich rozmowami, więc tym bardziej cieszę się, że okazały się intersujące. Mam wciąż nadzieję, że będę pisać lepiej i próbować nowości ;)
      Jeszcze raz dziękuję. Może zobaczymy się jeszcze pod innymi pracami ^^

      Usuń

Wena żreć coś musi — jeśli czytasz, to doceń naszą prace i skomentuj!