Długie różowe włosy wzbiły się kaskadami w ruch, ponętne usta otworzyły się w złowrogim krzyku, a oczy – te niewinne, czasami co najwyżej lekko zaborcze – ciskały gromami. Poczuł jednak, że to nie wszystko na co byłoby ją stać.
Otworzył oczy, a wszystko dookoła wydawało się zbyt jasne i rozmazane, żeby uchodziło za zwyczajne. Czuł ucisk w skroniach i nieprzyjemne dudnienie w czaszce, choć nie potrafił przypomnieć sobie jaka może być tego przyczyna. Ktoś do niego mówił, ale głos był równie przytłumiony, co widziane obrazy. Nawet nie starał się, żeby cokolwiek zrozumieć. Wiedział, że potrzebuje czasu. Coś w jego podświadomości cichym szeptem podpowiadało, że jeszcze chwila i wszystko ustanie. Do cholery, dlaczego osoba przed nim też nie mogła tego zrozumieć? Jej gadanina nie miała końca.
— Kakashi — usłyszał, a słowo wydało mu się równie obce jak powitanie w jakimś wymarłym języku. — Zero reakcji — zakomunikowała o wiele bardziej suchym tonem. Kobieta brzmiała jak profesjonalista, ale nie miał pojęcia kim była. Równie dobrze mogła być profesjonalną bufetową.
Postanowił raz jeszcze podnieść powieki. Wysiłki zostały nagrodzone bardzo jasnym obrazem, który powoli zaczął formować się w wyraźniejsze kształty, zarysowania i postacie.
— Kakashi-sensei! — powitano go po raz kolejny. Osoba, która to mówiła wyglądała młodo, miała krótkie blond włosy i prawdopodobnie płeć męską, a przynajmniej wskazywał na to gruby głos.
Może coś z arabskiego? pomyślał otępiale, bo myśli wciąż niezgranie kotłowały się w jego głowie, a żadna z nich nie mogła uchodzić za rozsądną.
Powoli zaczął kiełkować w jego myślach szalony pomysł — czy to mogło być imię? Przyrostek sensei dał mu do myślenia. Bardzo powolnego i niezgrabnego co prawda, ale dzięki temu jego umysł podjął wyzwanie.
— Cicho Naruto — szepnął złowrogo delikatny kobiecy głos. Wydawało mu się, że ten ton do niego nie pasuje, szpeci go, a jednocześnie jest czymś naturalnym i właściwym, wręcz oczywistym. — Daj Tsunade-sama pracować, wtrącanie się niczego nie przyspieszy!
Nie próbował nawet zlokalizować właścicielki jednocześnie przyjemnego i irytującego falsetu, ponieważ skupił całkowitą uwagę na kobiecie przed sobą. Była w kitlu, mimo że spod niego wystawał mało konserwatywny strój z o wiele za głębokim dekoltem by nazwać go dopuszczalnym, to wyglądała na medyka.
— Kakashi, słyszysz mnie? — zawtórowała.
— Tak — odparł pojmując, że owo słowo przestało być powitaniem, a stało się rzeczownikiem opisującym jego osobę.
— Całe szczęście! Narobiłeś nam strachu, jesteś chwilami mniej odpowiedzialny od naszych uczniów.
— Tylko... — słowo zawisło w powietrzu, a on na nowo poczuł wzbierającą panikę zebranych w pomieszczeniu osób. — Niczego nie pamiętam.
Usłyszał śmiech. Nerwowy, niepewny, po trochu rozhisteryzowany i uświadomił sobie, że to ów blondyn. Zaraz później kątem oka spostrzegł jasną czuprynę przesuwającą się zbyt szybko by mogło to wydawać się normalne. Podniósł wzrok i zobaczył niewielką kobietę, która cofała dłoń. Zrozumiał, że chwilę wcześniej wymierzyła cios. Pomyślał, że jest wystarczająco młoda by ktoś mógł jeszcze nauczyć ją dyscypliny.
Był shinobi — to wiedział. Informacja wydawała się równie oczywista co fakt, że posiada dwoje rąk, nóg i oczu, choć jedno nie należało do niego (ale nikt nie musiał mu tego przypominać, czuł to w sobie). Co do reszty... Trudno orzec. Nikt nie musiał mu mówić czym jest ninjutsu, że potrafi kontrolować wszystkie żywioły (w dużej mierze dzięki oku, które zostało mu podarowane), a tą właściwą, wrodzoną, której był przynależny była natura błyskawicy. Mimo wszystko, twarze widziane dzisiejszego ranka były mu całkowicie obce, a jego imię zdawało się zlepkiem znaków i nie wywoływało w nim żadnych emocji. Powinien chyba poczuć się niepewnie, przestraszyć, ale — i to wydawało mu się takie dziwnie i nie na miejscu — czuł ulgę. Najwyraźniej musiał przed czymś długo uciekać.
Ciągle ktoś go odwiedzał, nie potrafił zapamiętać imion. Największe wrażenie wywarła na nim osoba ubrana w obcisły, zielony strój, Gai. Po jego wyjściu uzmysłowił sobie, że zapomniał nie tyle wszystkie twarze, co całkowicie o osobach, wydarzeniach, relacjach. Ktoś wymazał całe jego życie. Wiedział tylko tak oczywiste rzeczy jak kolor swoich włosów czy oczu i gdzie na twarzy ma charakterystyczny pieprzyk. Pamiętał to, co stanowiło jego naturę.
W kącie sali siedziało dziewczę z różowymi włosami. To samo które rankiem wlepiało w niego cielęce spojrzenie. Miała zarzucony na ramiona kitel i wcale nie ten jasnoniebieski, w którym przez uchylone drzwi co chwila przelatywała kolejna pielęgniarka; był koloru białego.
Lekarka, pomyślał.
Wydawała się jednak bardzo młoda, zbyt młoda jak na to stanowisko. Na kolanach trzymała brulion, w którym zapisywała coś z teczek ułożonych obok. Skoncentrowana delikatnie obgryzała końcówkę ładnego, czarnego pióra.
Niszczy je, przemknęło mu przez myśl. Uwodzi.
Zdawał sobie sprawę, że młoda kobieta była tego nieświadoma. Nie mógł jednak oprzeć się widokowi rozchylanych różowych ust.
Chciał coś powiedzieć, ale z powodu zachrypniętego gardła rozkaszlał się. Podniosła na niego badawcze spojrzenie. Bardzo dobrze, zwrócił jej uwagę. Popatrzyła na niego karcąco, jakby dla zabawy przerwał jej prace. Ten wzrok wcale mu się nie podobał. Pomyślał, że jeśli nikt inny nie wyjdzie z inicjatywą, to on chętnie poskromi te złośnice.
— Kakashi-sensei, wszystko dobrze?
Porzuciła wcześniej wykonywaną czynność i ruszyła w jego stronę po drodze zgarniając ze stolika szklankę z wodą. Zamierzał skorzystać z tej wielkoduszności, jednak brzeg naczynia natrafił na barierę z materiału. Czy miał na twarzy maskę? To wydało się dziwne, wręcz komiczne, że nikt z oddziału sanitarnego nie zainteresował się tą częścią munduru. O ile pamiętał, to nie był jakoś szkaradą.
Dłoń zawędrowała do krawędzi dobrze skrojonego materiału i w tej samej chwili pochwycił wzrok medyczki. Miała roziskrzone, duże oczy, a na policzkach soczyście różowy rumieniec. Znów rozchyliła usta w ten prowokujący sposób.
Na bogów, musi zdawać sobie sprawę jak wygląda. Nikt nie mógł wyglądać tak naturalnie!
— Och — wyrwało się z jej ust, a zaraz po tym obróciła głowę. Stała tak jakby czegoś się wystraszyła z wyciągniętą ręką gotowa odebrać szklankę, kiedy nie będzie mu już do niczego potrzebna. — Wybacz sensei — zaćwierkała głosem wyższym niż dotychczas u niej słyszał. — Nie powinnam!
— O co chodzi?
— Maska... Nie masz w zwyczaju jej ściągać.
— Doprawdy! — To wydawało mu się dziwne, bo kto normalny robi coś takiego, kiedy nie szpeci go... — To przez bliznę przy oku?
— Nie — jęknęła — nie sądzę. Pokazywałeś nam zdjęcia z dzieciństwa, wtedy też ją nosiłeś, mimo że nie posiadałeś sharingan.
Wypił zawartość naczynia i wsunął je w drobną dziewczęcą dłoń. Stała tak postukując lekko paznokciami o gładką szklaną taflę, nie do końca pewna co powinna z sobą zrobić.
— Już mam ją z powrotem. — Był wyraźnie rozbawiony tą sytuacją. — Jesteś moim uczniem, czy tak? Od jak dawna?
— To będzie ósmy rok.
— Możesz mi coś więcej opowiedzieć o moim otoczeniu? O rodzinie.
— Z tego co wiem to pańscy rodzice zmarli, drużyna też. Nie posiada pan partnerki... Stałej — dodała, a jej głos wydawał się lekko drżeć.
Niemal niebezpiecznie, pomyślał.
— Mieszkam sam?
— O ile mi wiadomo, sensei.
— Co lubię robić?
— Czytać, zdaje mi się. Głównie chyba tyle. — Była nieco zmieszana, ale wyczuwał dziwny ton w jej głosie, który potęgował się z każdym wypowiedzianym słowem.
— Powiedz dziewczyno... Przyjaciele?
— Gai–sensei! Mężczyzna w zielonym stroju.
— Wybacz, ale w to trudno mi uwierzyć, mimo że mówisz bez drwiny czy przekory w głosie…
— Sakura — szepnęła.
— Słucham?
— Sakura! — krzyknęła i znów odwróciła się do niego twarzą.
Długie różowe włosy wzbiły się kaskadami w ruch, ponętne usta otworzyły się w złowrogim krzyku, a oczy — te niewinne, czasami co najwyżej lekko zaborcze — ciskały gromami. Poczuł jednak, że to nie wszystko na co byłoby ją stać.
— Nazywam się Sakura! Nie „ty” czy „dziewczyno”. Siedzę tu z troski o ciebie, gotowa w każdej chwili opatrzyć rany, których nabawiłeś się jak bezmyślny dziecko nie wiadomo gdzie. Zostaję, żeby być stałym elementem, czymś znanym. Wiem przecież jakie to ważne przy utracie pamięci. A ty nawet nie spytasz jakie imię noszę nazywając mnie bezosobowo jak przedmiot!
— Złośnica — przerwał.
— Co takiego?! — Jej oczy pociemniały i stały się jeszcze bardziej niebezpieczne.
— To do ciebie o wiele bardziej pasuje.
— Och, ty stary...
Nie było jej dane dokończyć, bo chwycił kobiecy nadgarstek z zwinnością i szybkością, której nigdy nie zapomni. Pociągnął ją na szpitalne łóżko. Zamilkła, znów miała oczy bezbronnego baranka.
— Spokojnie, a dostaniesz nagrodę — szeptał w jej spiętą twarz. — Przez tyle lat ani razu mnie nie widziałaś. Moja biedna Sakura.
Chwycił brzeg maski i powoli, ociężale zsuwał ją ze swojej twarzy. Westchnienie wyrwało się z jej piersi, zakołysała nią.
Dwadzieścia lat — dorosła kobieta.
— Czas na nagrodę.
Znów bezwiednie rozchyliła usta pozwalając na wiele jego zwinnemu językowi. Próbowała złapać oddech lecz uniemożliwiał jej to swoimi wygłodniałymi ruchami. Zupełnie jakby ciepło i bliskość człowieka była mu niemal obca. Szybko odepchnął od siebie podobne myśli, bo czas i miejsce nie pasowały do rozterek egzystencjalnych. Smakowała słodko. Dłoń znalazła się na jej udzie i sunęła w górę — po biodrach, talii, brzuchu — aż do piersi.
— Jeśli będziesz grzeczna — szepnął upajając się dominacją nad kruchym ciałem — kiedyś dostaniesz o wiele więcej.
Przejechał językiem po jej rozgrzanej szyi i mimo jęku rozkoszy zaczęła niezgrabnie uciekać ze szpitalnego łóżka.
— Odwiedź mnie jeszcze lub sam po ciebie przyjdę, Sakura — wypowiedział jej imię niczym najsłodsze z zaklęć miłosnych i to spowodowało, że musiała spojrzeć na niego raz jeszcze.
Stała w progu sali, którą zajmował. Przypominała dziecko z tymi rozczochranymi, różowymi włosami, ale nabrzmiałe, czerwone usta dodawały jej dojrzałości i seksapilu. Oczy miała słodko wniebowzięte i przerażone jednocześnie. Kakashi nie mógł powstrzymać wrednego uśmiechu, który cisnął się na jego ponownie zamaskowaną twarz. Odwróciła się gwałtownie i wybiegła. Położył się zrelaksowany i zadowolony, kiedy na szpitalnym korytarzu odbijały się echem jej paniczne, pośpieszne kroki.
Poskromienie złośnicy uważam za rozpoczęte.
— Raaaa–meeen.
Lazurowe oczy młodego chłopaka uważnie obserwowały postać byłego sensei. Wyglądał na nienaturalnie poważnego. Na jego czole pojawiły się poziome zmarszczki skupienia.
— I–chi–ra–ku.
Kakashi westchnął. Przez sekundę pomyślał, czy po prostu nie zdjąć maski i wprawić dzieciaka w szok, który powinien uciszyć go na chociaż pięć minut. Zrezygnował jednak z tego pomysłu. Zanim nie przypomni sobie dlaczego skrywa twarz, to lepiej nie palić za sobą mostów.
— Czego, do licha, ode mnie chcesz chłopcze?
Zamarł z twarzą wykrzywioną w groteskowym grymasie. Mógłby pomyśleć, że Naruto udaje, szydzi z niego lub, nie wiedząc czemu, odgrywa jakąś rólkę jako niespełniony artysta lub czort wie kto. Ale tak nie było. Chłopak zwyczajnie był bystry jak woda w kałuży.
— Jak możesz nie pamiętać naszej ramenowni, przecież zawsze tam chodziliśmy! Uwielbiałeś te miejsce!
— O którym z was teraz mówisz, Naruto?
Zielone oczy popatrzyły na niego z politowaniem spod przymrużonych powiek.
Oczywiście, że wróciła. Blondyn uświadomił Kakashiego, że została przydzielona jako jego lekarz prowadzący. Zważywszy na stan pacjenta musiała przebywać przy jego łóżku niemal cały czas. Nie odważyła się jednak zostać z nim sam na sam. Zadbała, żeby zawsze ktoś trzeci znajdował się w pomieszczeniu. Przemykała między jego palcami jak kot, który gardzi pieszczotami. Bardzo mu się podobało, a zadowolony uśmiech nie mógł zniknąć z jego zamaskowanej twarzy.
Kara będzie odpowiednio surowa.
— Sakura–chan, nie ułatwiasz sprawy. Musimy przecież mu pomóc!
— To przynajmniej zrób to dobrze. Przecież sensei woli smażone potrawy.
Zmęczone westchnienie wyrwało się z ust chłopaka.
— Okazuje się, że niemal nie znam Kakashiego–sensei!
— Raczej nie widzisz na świecie nic poza ramenem.
— To kłamstwa!
Jej wzrok był zmęczony, jakby zdawał się mówić za jakie grzechy. Na twarzy dziewczyny nie gościł uśmiech, ale prosta rozmowa pomagała zapomnieć w jakiej ciekawej sytuacji postawił ją Kakashi.
— W takim razie, co ja lubię najbardziej?
Skupienie ponownie pojawiło się na śniadym obliczu chłopca.
Analiza nie jest jego mocną stroną.
— Warzywa…
— Jakie?
— Z–zwyczajne? — jęknął.— Takie… Z zupy?
— Ramenu?
— Na przykład!
— Źle. Umeboshi. To tyle jeśli chodzi o twoją obserwacje najbliższego środowiska, idioto.
W oczach Kakashiego pojawił się błysk. Zamierzał dodać do swojej listy wulgarne słownictwo.
— Sakura-sama — powiedział mężczyzna, czym zwrócił na siebie jej zdumione spojrzenie. Wydawało mu się, że nazwanie jej uwzględniając honory odpowiednie dla pozycji lekarza będzie mądrym posunięciem. — Znów mam zawroty głowy — skłamał.
Zdziwił się, kiedy jej twarz stężała i uniosła podbródek do góry. Posłała mu uśmiech pełen profesjonalizmu i zaczęła iść w ich kierunku.
— Oczywiście Kakashi–sensei. Pewnie będziesz odczuwać podobne skutki uboczne jeszcze przez jakiś czas.
Kiedy znalazł się tuż przy jego łóżku jej dłonie zaczęły emitować nikłą, zieloną poświatę. Przyłożyła je do skroni jonina i za wszelką cenę starała się unikać jego oczu.
— Wow, Sakura-chan. Nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać, że potrafisz czynić te cuda! Tsunade-obaachan miała dobre przeczucie, że wzięła cię na praktyki.
— Tak właściwie, to sama się zgłosiłam, kiedy-
— O nie! – krzyknął blondyn. — Już prawie czternasta?! Hokage mnie zabije, miałem być u niej godzinę temu. Zdrowiej Kakashi-sensei!
W jednej chwili już go nie było. Niestety nie miał tyle taktu, żeby zamknąć za sobą drzwi, ale joninowi to nie szczególnie przeszkadzało. Dziewczyna udawała, że zniknięcie kolegi z drużyny nic nie zmieniło, ale z łatwością wyczuł, że jej postawa stała się jeszcze sztywniejsza. Była napięta niczym struna.
Ciekawe jaką melodie mogę na tobie zagrać.
— Jak ci minęła noc? Miałaś przyjemne sny, czy z jakiegoś powodu nie zmrużyłaś oka?
— Sensei, kiedy twoje wspomnienia wrócą, będziesz się za to nienawidził. Albo oberwie się mi.
— Ukarzę cię? — szepnął, a jej dłonie zamarły w bezruchu. Usłyszał z jaką trudnością przełyka ślinę. — A może mam zacząć już teraz?
Nie chwycił jej zaborczym gestem jak poprzednim razem, tylko pozwolił swoim placom kreślić niewidzialną ścieżkę na jej przedramieniu. Tam gdzie muskał ją opuszkami zaraz pojawił się przyjemny ślad gęsiej skóry. Z zadowoleniem patrzył jak na niego reagowała. Cały czas walczyła i próbowała się opierać, jednak jej ciało wysyłało ciągle nowe sygnały. Chciał ją złamać i to bardzo.
Zabrał jej dłoń ze swojej skroni i przeniósł ją nieco niżej. Długie paznokcie zatrzymały się na krawędzi maski.
— Nie chcesz jeszcze raz mnie zobaczyć, Sakura?
Przez chwilę stała jak sparaliżowana, jednak parę sekund później nieznacznie skinęła głową. Delikatnie zaczęła skubać i rolować materiał na jego twarzy, odsłaniając ją jedynie na milimetry.
— Ale wiesz, że nie zrobię tego za darmo? Wezmę sobie jeszcze więcej niż ostatnim razem.
— Ja..
— Sakura–san!
Jej ciepłe dłonie momentalnie zniknęły z twarzy mężczyzny. Do sali szpitalnej, niczym tajfun, wpadł młody chłopiec w zielonym kombinezonie.
— Lee–kun! — zawołała.
— Kakashi–sensei jak zdrowie? Czy jest już lepiej? Jak dolegliwości?
Pomyślał, że zabije każdego, kogo ujrzy w tym obleśnym stroju.
— Jeśli chodzi ci o utracone wspomnienia, to w tej kwestii niewiele się zmieniło. Jednak fizycznie czuję się coraz lepiej, jestem w dobrych rękach.
— To doskonale. Jestem, tak jak prosiłaś.
Jonin popatrzył uważnie na młodą twarz lekarki.
Czyżby tego nie miał mówić głośno? Pomyślał.
Przestraszyła się konsekwencji, to bardzo dobrze. Niech wie, że on nie żartował.
— Lee miałeś przyjść w ubraniu cywilnym. Potrzebuję żebyś ściągnął koszulkę do diagnozy. Jeśli jesteś w tym, to musisz paradować niemal nago po szpitalu. Pielęgniarki znów będą się skarżyć.
— Obiecuję, że tym razem nie zapomnę się ubrać przed wyjściem!
Pozwolono mu opuścić salę szpitalną na parę godzin dziennie. Dostał zalecenie, żeby przemierzać wioskę w poszukiwaniu utraconych wspomnień. Minął tydzień odkąd obudził się w swoim nowym życiu i nadal nie panikował. Wydawało się, że cała sytuacja dodaje mu świeżości. Czuł się młody duchem i jednocześnie miał wrażenie, że w poprzednim życiu nie mógł sobie na to pozwolić.
Obrazy wysokich domów, przydrożnych knajp i tłumu szarych twarzy absolutnie nic mu nie mówiły. Westchnął. Przecież próbował. Nikt mu nie zarzuci, że godzi się ze swoim losem. Chociaż ta opcja nie wydawała się wcale taka straszna.
Krzyki Naruto zwróciły uwagę zbyt wielu ludzi. Kakashi chciał odejść i skryć się w którejś z bocznych uliczek, ale zauważył, że za blondynem podążają również różowe włosy. Został i czekał, kiedy do niego podbiegną.
— Sasuke wrócił! — krzyknęli wspólnym głosem.
Tę imię nie powiedziało mu wiele, ale gdzieś z tyłu głowy czuł niepokój. To nie mogło wróżyć niczego dobrego.
Młody mężczyzna patrzył z wyższością na niego, Naruto, Sakure, a nawet Hokage. Kakashi miał ochotę siłą zmyć ten wyraz z twarzy.
— To wspaniale.
— Tęskniliśmy.
— Nareszcie wróciłeś, draniu.
Ich głosy były pełne szczęścia i zachwytu, tylko Kakashi siedział nieruchomy i milczący.
— A co z tobą? — zapytał brunet. — Nie masz mi nic do powiedzenia?
— Miło cię poznać?
Przebłyski zdumienia przebiły się przez maskę na jego twarzy.
— Kakashi–sensei jest niedysponowany, Sasuke–kun — głos Sakury był wysoki i przyjazny. Nietrudno wyczuć, że nie był jej obojętny. Nawet nie mając wspomnień, na których można by się oprzeć.
— Właśnie! Mógłbyś mu pomóc. Może twoje sharingan przywróci mu pamieć?
— Nie mam na to wystarczająco sił — powiedział przybysz wymijająco.
Coś w oczach Sakury zgasło, kiedy zbył ją westchnieniem. Ale nadal wesoło szczebiotała i starała się być jak najbliżej jego ciała.
— Czy to o nim śnisz nocami? — spytał, kiedy znów przeniósł się do szpitala. Zasądzono, że musi wracać tu na noce, bo jego stan nie był wystarczająco stabilny. Zastanawiał się, czy będą go tu trzymać wiecznie, jeśli pamięć nie powróci.
— Nie uważasz, że to nie twoja sprawa sensei?
— Dotykasz się myśląc o nim każdej nocy? Z wyjątkiem tej jednej, kiedy miałem cię w garści, prawda? Nie mogłaś przestać o mnie myśleć.
Wyglądała na pokonaną, ale coś w jej oczach nadal walczyło. Sasuke mógł podobać się kobietom, co do tego nie miał wątpliwości. Ale cichy szept w jego głowie podpowiadał, że to coś więcej niż zwykła cielesna fascynacja.
To znacznie utrudnia sprawę.
— Czy dał ci coś, co możesz wspominać, czy wszystko jest tylko wymysłem twojej głowy? Jego ręce choć raz otarły się o ciebie, jakby potrzebował cię do życia?
Nadal milczała, zaszczuta i osaczona. Drobne dłonie drżały, a oczy podpowiadały, że była na skraju wytrzymałości. Mimo to Kakashi nie potrafił przestać.
— Nie dał ci nic z tych rzeczy. Widać, że nie jest zdolny do takich uniesień. A coś przyziemnego, zwierzęcego? Czy spojrzał na ciebie chociaż raz jak na kogoś, kogo chce przelecieć?
Nawet nie zauważył kiedy jej dłoń znalazła się na jego twarzy. Tylko głośny dźwięk uderzenia dał mu do zrozumienia, co przed chwilą miało miejsce. Ból na policzku pojawił się sekundy później.
— Przestań się mną bawić — wycedziła. Odeszła, kiedy w jej oczach kołysały się łzy.
Tego jednego nie zapisze na jej konto. Może rzeczywiście przesadził.
— Dobrze znów mieć cię w wiosce, draniu. Miałeś długą drogę do domu!
Siedzieli w czwórkę w Ichiraku. Naruto siłą zaciągnął go tutaj wrzeszcząc coś o ukochanym miejscu i utraconych wspomnieniach. Kakashi nawet go nie słuchał, bo chłopakowi najwyraźniej zacięła się płyta.
Sakura musiała mu coś powiedzieć. Chociaż miał absolutną pewność, że nie wyjawiła przyjacielowi sedna sytuacji, to z jakiegoś powodu blondyn dał się namówić, żeby odciągnąć Kakashiego jak najdalej od niej. Kiedy przybyli na miejsce byli tylko we dwójkę. Uzumaki niemal przyparł go do ściany budynku nalegając (o wiele zbyt nachalnie), żeby usiadł na krześle po lewej stronie. Później przysiadł się tuż obok niego, odgradzając możliwość bezpośredniej konwersacji z kimś innym. Chwilę później zjawiła się Sakura. Witając się uprzejmie zajęła miejsce po prawej, zostawiając jeden stołek dla Uchihy. Kakashi czuł się jak piąte koło u wozu.
Sasuke przybył bardzo spóźniony, a jego twarz wyrażała irytacje.
Ciekawe dlaczego, mimo wyraźnej niechęci, przyjął zaproszenie?
— Powiedziałem Tsunade-obaasan o moim pomyśle. Uznała, że twoje sharingan może pomóc sensei‘owi wrócić do normalności. Powiedziała, żebyśmy jutro z rana zjawili się u niej w gabinecie.
Uchiha skrzywił się jeszcze bardziej.
— Nic nie obiecuję. Mam dużo rzeczy do uporządkowania w rezydencji. Muszę przejrzeć wszystkie dokumenty i zwoje dotyczące klanu.
— No to masz problem, stary! Hokage się nie odmawia, ona nie ma do tego cierpliwości. Pamiętam, że raz anbu wywlókł mnie z łóżka i ciągną przez wioskę w piżamie. Zamiast złożyć od razu raport, poszedłem się zdrzemnąć po podróży. Ona nie daje nikomu taryfy ulgowej.
— Nie wydaje się być odpowiedzialnym przywódcą. Raczej przypomina zbyt namolną kobietę, z za dużą ilością wolnego czasu.
— Sasuke-kun, przestań — przerwała Sakura, a wyraz jej twarzy był niepewny i przepraszający. — Tsunade–sensei jest najlepszym co spotkało Konohe, kiedy zostaliśmy bez przywódcy. Znacznie usprawniła wiele rzeczy w wiosce. Uwierz, że dużo zyskuje przy bliższym...
— Sakura, przez chwile siedź cicho i daj nam zjeść w spokoju.
Wyglądała jakby uderzył ją w twarz. Kakashi nie mógł zrozumieć gdzie podziała się kobieta z wybuchowym spojrzeniem, krzykiem na ustach i burzą różowych włosów. Teraz przypominała przestraszoną nastolatkę.
Miał ochotę wstać, złapać tego skurwysyna za poły płaszcza, a na zewnątrz wyjaśnić mu, gdzie kończą się granice. Przez sekundę pomyślał, że sam wczorajszego wieczoru jedną przekroczył. Chyba chciał zadośćuczynić za obie krzywdy.
Zanim zdążył się poruszyć, zobaczył jej błagalny wzrok. Prosiła, żeby zostawił go w spokoju i tylko to coś w jej oczach było w stanie powstrzymać Kakashiego. Miał wrażenie, że dupek złamał jej serce i to nie pierwszy raz. Pomyślał, że jeśli dalej będzie mu na to pozwalać, to już niedługo nic jej nie zostanie.
Naruto miał rację. To ANBU musiało sprowadzić Sasuke na spotkanie. Wszedł przy ich eskorcie niezadowolony i drażliwy.
Oczywiście Kakashi posiadał sharingan, ale nie wszystko na jego temat pamiętał. Musiał nieco poczytać w głównej bibliotece Konohy. Te oczy potrafiły zamkna przeciwnika w wielu rodzajach genjutsu. Od zwykłej iluzji, przez tortury, kończąc na technice trwającej latami bądź, w krytycznych sytuacjach, całe życie. Poza tym mogły odczytywać wspomnienia i sprawdzić czy ktoś nie jest otumaniony przez innych shinobi. Czuł niepokój, bo zwyczajnie nie ufał dzieciakowi.
— Wątpię, żeby to coś dało — przemówił brunet. — Próbowałam wcześniej, ale skutek był raczej marny — kłamał.
Ludzie w pomieszczeniu spojrzeli na Kakashiego szukając u niego poparcia dla wypowiedzianych słów. Potrafił zrozumieć dlaczego chłopak wolał nie używać dojutsu. Mogły kryć się za tym nieprzyjemne wspomnienia, trauma albo zwyczajnie nie chciał aktywować broni przeciwko jednemu ze swoich. Szczerze mówiąc, to z chęcią by mu przytaknął i cieszył się błoga nieświadomością jeszcze przez jakiś czas. Ale jeśli mógł mu nieco zaszkodzić, zrobi to z wielką przyjemnością.
— Jeśli użyłeś sharingan bez mojej wiedzy, to mogło nie zadziałać. Najwyraźniej samo spojrzenie nie wystarczy i musimy wykorzystać jedną z technik.
Twarz Sasuke spięła się jeszcze bardziej. Jego zaciśnięte usta nieco zadrżały, a Kakashi czuł ogarniającą go satysfakcje.
Karma, chłopcze.
— Słyszałeś Uchiha — ponaglała Tsunade. — Zaczynaj, nie mam na to całego dnia.
Szykował się na najgorsze. Nie pamiętał czego może się spodziewać. Często informacje z książek nijak się miały do prawdziwego życia. Był gotów nawet na walkę w swojej głowie z niewidzialnym najeźdźcą.
Wystarczyło jedno spojrzenie czerwonych oczu, żeby wszystko wróciło i spadło na niego jak kubeł zimnej wody. Sasuke nie musiał używać nawet żadnego justu. Pamiętał, że to ten sam krwisty wzrok widział ponad tydzień temu, kiedy ktoś obcy kręcił się w lasach niedalekiej murów wioski. To Uchiha wymazał mu wspomnienia.
Kakashi runął na bruneta szybko i zdecydowanie. Najwyraźniej ciało Uchihy było gotowe na taką okoliczność, bo zdołał chwycić go jedynie za poły płaszcza. Materiał został w rękach jonin, a Sasuke wyskoczył przez jedno z okien w gabinecie kage. Wpadł w tłum ludzi otrzepując się ze szkła i zaczął uciekać przeciskając się przez mieszkańców wioski. Kakashi nawet się nie ruszał. Nie był w najlepszej kondycji fizycznej po tak długim przebywaniu w szpitalu. Nie martwił się jednak, bo w ślad za ostatnim z rodu Uchiha, niczym wygłodniałe wilki, ruszyło ANBU. Doścignięcie uciekiniera nie zajęło mi wiele czasu.
— Mamy mały problem — powiedział patrząc na twarze towarzyszy. — To Sasuke mnie tak urządził.
Kakashi zakończył kolejną naprawdę długą misje. Udało mu się przebłagać Tsunade, żeby chociaż na parę dni zostawiła go w domu i teraz tego żałował. Zwyczajnie nie miał co ze sobą zrobić, kiedy Gay i Asuma byli poza wioską. Mógł czytać i odpoczywać. Oczywiście z tego skorzystał, ale po trzecim dniu miał już dość. Starał się omijać Naruto szerokim łukiem, bo przez tego chłopaka ostatnio jego dieta składała się z samego ramenu. Może Sakura, uśmiechem lub krzykiem, potrafiłaby go przekonać do zmiany jadłospisu, ale była zbyt zajęta szpitalem.
Nie mógł wrócić do Hokage i powiedzieć, że jednak mu się odwidziało i tydzień wolności to ździebełko zbyt długo. Wiedział, że to wywołałoby u niej złość i mógłby zapomnieć o kolejnym urlopie, kiedy ponownie dopadnie go zmęczenie. Jedynie, co pozostało joninowi, to włóczyć się po uśpionej, nocnej Konoha w samotności. Ze względu na skrytobójczy charakter ostatniej misji musiał sypiać w dzień, a podróżować nocami i teraz nie potrafił przestawić się na normalny tryb.
Mając dość migoczących sklepowych witryn udał się do lasu okalających Konohe. Zastanawiał się, jak radzi sobie Sakura z nową pozycją zastępcy ordynatora w szpitalu Wioski Liścia. Została rzucona na bardzo głęboką wodę zważywszy, że miała dopiero dwadzieścia lat. Dalej mogła zostać jedynie ordynatorem, a to zwykle zajmowało około pięciu lat. Pomyślał, że stoi przed nią naprawdę trudne wyzwanie. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to będzie najmłodszą osobą piastująca to stanowisko i jedyną kobietą. Lata temu Tsunade wyruszyła w podróż, zanim zdążono złożyć jej podobną propozycję. W tej chwili Sakura przypominała Kakashiego. Co prawda, szpital dużo różnił się od jednostki anbu, ale wiedział jak to jest być najmłodszym i najbardziej uzdolnionym z oddziału. Czekają ją naprawdę ciężkie czasy.
Głęboko zamyślony usłyszał odgłos czyichś rozmów, dopiero kiedy znalazł się niebezpiecznie blisko nieznanej grupy. Skrywając się w cieniu rzucanym przez liście drzew z niedowierzaniem obserwował znajomą postać. Sasuke stał przy pniu starego dębu i kryjąc się przed światłem księżyca rozmawiał z trójką osób. Kakashi bez trudu rozpoznał w nich uczniów Orochimaru, w końcu znał księgę bingo na pamięć. Musiało być bardzo podekscytowani, bo nie zauważyli jego obecności. Zdążył usłyszeć takie słowa jak upadek starszyzny, krew na ulicach, zdrajcy, kara, zanim go wyczuli.
Kiedy Sasuke stanął z nim twarzą w twarz jego oczy były puste.
— Czyżbyś zabłądził na ścieżce życia, sensei? — zapytał, a później aktywował swoje dojutsu.
Cała reszta utonęła w czerwieni sharingan.
Młodego Uchihe przesłuchiwał Ibiki. Chłopak trzymał się dzielnie przez pięć dni ciągłych tortur, ale nawet on nie był wstanie ukryć wszystkiego. Jedno drobne wspomnienie uciekło z jego głowy. Był to obraz trójki jego towarzyszy skrytych niedaleko wodospadu. Anbu od razu znaleźli ich kryjówkę i pojmali bez większych trudności. A po tym wszystko runęło jak lawina. Towarzysze Sasuke złamali się po paru godzinach.
Okazało się, że jego przemiana była jedynie grą pozorów. Nawet po wojnie, po rozmowie z Itachim ożywionym przez technikę edo tensei i spotkaniu z boginią, nadal nie potrafił porzucić swojej nienawiści. Chciał zniszczyć Konohe od środka.
Kakashi pamiętał wszystko i wcale mu się to nie podobało. Kiedy zapomniał o Rin, Obito i kim był za młodzieńczych lat, czuł się wolny. Teraz ciężar wspomnień ciągnął go na dno. Postanowił, że przez parę tygodni nie powie nikomu o tym fakcie. Wmówił im, że zdołał sobie przypomnieć jedynie wydarzenie bezpośrednio wyprzedzające całe zdarzenie. Musieli mu uwierzyć, nie mieli innego użytkownika sharingan, który mógłby to sprawdzić.
Sakura krzątała się przy jego szpitalnym łóżku, a zielone oczy były opuchnięte od wylanych łez.
Zastanawiał się, co go podkusiło, kiedy próbował ją uwieść. Oczywiście był mężczyzną i nie mógł nie zauważyć, że już parę lat temu zaczęła dojrzewa. Kiedy skończyła osiemnaście lat pozwolił sobie nawet na kilka lubieżnych fantazji. Zwłaszcza, gdy natrafił w rękopisie Jiraiyi na historię inspirowaną Icha-Icha, gdzie była opisana podobna… Zależność. Pomyślał, że jeszcze nie może zamykać tych drzwi. A ona wyglądała jakby potrzebowała paru chwil uniesień, żeby uleczyć złamane serce.
— Sakura-sama — zawył żałośnie. — Zawroty głowy powróciły.
— Zamknij się stary kłamco — wycedziła przez zęby, ale jej usta drgały w nieudolnie tłumionym uśmiechu. — Skończyła się twoja taryfa ulgowa.
— Och? Nie zauważyłem, że jakąś miałem. Zawsze jesteś dla mnie okrutna! Złośnica.
Ciężkie westchnięcie wyleciało przez jej rozchylone usta i wyglądała na jeszcze bardziej zmęczoną.
— Daj mi spokój jeszcze dziś, dobrze sensei? Ledwo stoję na nogach.
— To musiało być dla was trudne.
— Było cholernie trudne. Nie wiem kiedy Naruto się pozbiera.
— A co z tobą?
— Dam radę, jak zawsze. Nie mam innego wyjście. Depresja i zamknięcie się na świat nie jest opcją. Mam karierę do zrobienia, a w tym fachu każdy wykorzystał potknięcie, żeby zająć moje miejsce.
— Twoje słowa sprawiają, że jeszcze bardziej boję się medyków.
— Wyścig szczurów, co poradzisz.
— Dobrze, że tak się stało.
Patrzyła na niego gniewnie, a coś w jej oczach zabłysło niebezpiecznie.
— Wasza dwójka musi pójść dalej. Nie możecie ciągle spoglądać za siebie.
Jej rysy złagodniały.
— Ty przestań się oglądać. Świadomy praw i konsekwencji zgadzam się na zastąpienie jego miejsca w twoich nocnych fantazjach.
— Kakashi!
Rumieniec, który wypłynął na jej policzki nadał twarzy zdrowego wyglądu.
— Prosiłam, żebyś przestał się mną bawić.
Irytacja zaczęła w nim narastać. Starał się łagodnie manewrować wokół jej zranionego serca, ale nie miał ochoty na miesiące podchodów. Nigdy nie był zbyt cierpliwy.
Siły powróciły do jego ciała. Był niemal tak sprawny fizycznie, jak przed wypadkiem. Półtora tygodnia bez treningu nie zdołało odbić się na jego tężyźnie. Ignorując jej krzyki i błagania chwycił ją w tali. Była przerażająco lekka, nawet jak na kunoichi. Przeniósł ją na swoje kolanach i pozwolił soczyście czerwonemu rumieńcu wylewać się na jasną twarz. Jej niewinność i reakcje wzbudzały w nim ogień.
— Sensei — szepnęła i przygryzła dolną wargę.
— Czy nazywasz mnie tak, bo to część twojej fantazji?
— Przestań. — Próbowała wstać, ale jego dłonie nie opuszczały wąskiej talii. — A jak mam do ciebie mówić?
— Już dawno nie jestem twoim nauczycielem.
— Mówisz tak teraz.
Nagle rozszerzyła zdumiona oczy. Zastygła w bezruchu z trudem przełykając ślinę.
— Pamiętasz to? — spytała szeptem.
— Oczywiście.
— Pamiętasz mnie?
— W każdym najmniejszym calu.
— I nadal mnie chcesz?
Te pytanie uderzył w niego ze zdwojoną siłą. Nikt, widząc jej przebojowość, nie pomyślałby nigdy, że skrywa w sobie wystraszoną, niepewną dziewczynkę.
— Nie bredź głupot kobieto. Sama sobie odpowiedz.
Przycisnął ją jeszcze bliżej siebie. Wiedział, że poczuła między swoimi udami jego rosnące podniecenie.
— Mam zajęte ręce. — Jego słowom towarzyszył powolny, drażniący ruch wzdłuż jej talii. — Ściągnij mi maskę.
Drobne, kobiece dłonie zaczęły niewinnie skubać materiał na jego twarzy. Kiedy pozbyła się przeszkody jej oczy znieruchomiały.
— I co, lepiej niż w twoich fantazjach?
Jej oddech zatrzymał się gwałtownie. Oznaczało to, że rzeczywiście wyobrażała sobie jego twarz w zaciszu nocy, kiedy rękoma błądziła po swoim ciele. Wbił się w jej usta ostro i nachalnie, nie dając jej nawet sekundy na wahanie.
— Czy to takie straszne wpuścić mnie do swoich fantazji dobrowolnie?
— Nie, ja tylko...
— I tak się tam znajdę, czy tego chcesz, czy nie.
Jego język suną wzdłuż linii szczęki, aż dotarł do szyi dziewczyny. Drżenie jej drobnego ciała podpowiedziało mu, że nie może zapomnieć o tym miejscu przy następnym razie.
— Sakura, zawsze dostaję to czego chcę.
— Sensei…
— A tobie przydałaby się dobra lekcja wychowania.
Nie chciał jeszcze stać się starym Kakashim, ale kiedy będzie musiał się obudzić i wrócić do poprzedniego życia, to na pewno zabierze ją ze sobą. Nie zdoła jednej nocy poskromić tej złośnicy. To awykonalne. Jeśli będzie musiał, poświęci na to resztę życia.
O mój boże!
OdpowiedzUsuńNigdy nie wyobrażałam sobie Kakashiego w tak perwersyjnej, odważnej wersji! Mało tego. Przez myśl by mi nie przeszło, że on może być kimś innym jak tylko poczciwym, doświadczonym shinobi o zrównoważonym, wręcz nudnym temperamencie.
Wow.
Jestem w ciężkim szoku.
I o ile jego nietypowe zachowanie podczas amnezji wydawało mi się czymś naturalnym, tak w chwili, w której odzyskał pamięć pomyślałam sobie tylko "O ty stary wstręciuchu!".
To okropne z mojej strony, ale nie mogę go sobie wyobrazić w tak prowokującej odsłonie.
Ale nie twierdzę jednocześnie, że to do niego nie pasuje. Wręcz przeciwnie.
Gdyby był tak zarozumiałym, pewnym siebie typem z pewnością wydawałby się postacią o wiele bardziej interesującą.
Dlatego u ciebie go polubiłam.
Polubiłam też Sakurę, której temperamencik nakreśliłaś bardzo wyraźnie a zarazem niezwykle kanonicznie. Tylko Ty potrafisz tak trafnie wpasować się w charakterystykę danej postaci. Haruno przybiera wiele twarzy w zależności od osób z którymi przyjdzie jej się konfrontować.
Perfekcyjnie odegrany Sasuke! Musiałam to napisać.
To jedno zdanie które wystosował do Sakury w Ichiraku było bardzo w jego stylu. No i ta oziębłość, oczywisty minimalizm.
Dla mnie - poezja.
Aż nie mogę doczekać się na moją kolej (która chyba właśnie nadeszła :> )
Czekam z niecierpliwością na realizacje mojej propozycji.
Pozdrawiam!
T.
Zawsze pierwsza <3
UsuńWyszedł mi z niego niezły zwyrol, no nie? Ale nie mogłam się powstrzymać, to było silniejsze ode mnie! Szczerze, to zawsze pasował mi mocno nakreślony element seksualny do kakasaku. Tak już chyba zawsze zostanie.
Chciałam tez sprawdzić czy umiem napisać coś bardziej odważnego i wyszło nawet nawet. W głowie mam pomysł na kilku-rozdziałowe opowiadanie (max10) z udziałem ich dwójki. Tam będzie dziać się o wiele więcej ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Opowiadanie dla Ciebie mam już nakreślone w głowie. Szczerze, to nie wiem czy sprosta oczekiwaniom. Początkowo miał być to lekki i przyjemny one-shot, ale... Jak zwykle przekombinowałam. Taka idylla wydała mi się zbyt nudna. Zobaczymy jak to wyjdzie. Na razie mam tylko kilka elementów dialogu i plan zdarzeń. Postaram się na dniach to skończyć.
Tak poza tym to czeeeeeeeeeeeeeeeeść, ale się stęskniłam. Jutro muszę nadrobić Wasze blogi :3
Buźka~
Ale to było zajebiste!!! Ha! No nie mogę, HIT! Kakashi taki niewyżyty ^^ No Sasuke i Naruto po prostu w punkt :D Sakura też świetnie oddana. Kakashi mnie początkowo zaskoczył, ale podoba mi się :) Ej, ja tam bardzo chętnie przeczytałabym takie kilku-rozdziałowe opowiadanie spod Twojego pióra :)
OdpowiedzUsuńCześć słonko! Dziękuję za miłe słówka. Uff, jak na razie moje lubieżne KakaSaku jest dobrze przyjmowane, ciesze się ^^
UsuńNa początku napiszę o jedynym zgrzycie, jaki poczułam. Jak trójka ANBU mogła pojmać Uchihę? Bo myślałam, że to jakaś niekanoniczna rzeczywistość. Że wojny nie było, Sasuke zbiegł i powrócił. Ale dałaś informację o wojnie, podczas której Naruto i Sasuke stali się najpotężniejszymi ludźmi w świecie shinobi. Jak trójka zwykłych ninja mogła go pojmać?
OdpowiedzUsuńA teraz dość pierdół ;) Całość czytało mi się bardzo przyjemnie. Niektóre fragmenty bardziej do mnie trafiały, ale wszystko zostało opisane i przedstawione w sposób płynny z miłą dla oka formą.
Zachowanie Kakashiego zaskoczyło mnie, ale przecież nie wszystko musi być odzwierciedleniem 1:1 kanonu. Najbardziej uderzyły mnie przemyślenia naszego Kopiującego Ninjy. Zawsze myślałam o wspomnieniach, jako o czymś, co tworzy człowieka, jego istotę. Nigdy nie pomyślałabym, że ktoś intuicyjnie wolałby nie poznawać swojej przeszłości. To jest tak sprzeczne z naturalnym odruchem odkrywania tajemnic, ale w przypadku Kakashiego wydało się to logiczne, mając na uwadze ilość traumatycznych wspomnień.
Dodam jeszcze tylko, że poboczne postaci stanowiły bardzo fajne tło, dzięki któremu nie ma się wrażenia, że Sakura i Kakashi przebywają w próżni.
I na koniec pytanie. Kieruje mną czysta ciekawość. Lubisz Sasuke, czy raczej nie pałasz do niego pozytywnymi uczuciami?
Teraz rzeczywiście mam wrażenie, że nie przemyślałam tego aspektu z trójką ANBU. Chyba potrzebowałam szybko pozbyć się Sasuke.
UsuńLubię bawić się postaciami i czasem nadawać im charakter tylko lekko współgrający z kanonem ;3 Co do Twoich przemyśleń odnośnie wspomnień, to w pełni się z nimi zgadzam. Myślę podobnie - są czymś, co tworzy człowieka. Chciałam pokazać, że Kakashi nawet w poprzednim życiu starał się uciec od przeszłości, a kiedy nakazały się okazja poczuł podświadomie, że na to właśnie czekał.
Sasuke, eh Sasuke. Nawet nie wiesz ile szans mu dawałam oglądając shippuudena. Za każdym razem mnie zawodził. Dlatego nie pałam do niego sympatią. Zwłaszcza, kiedy widzę, że Sakura (jedyna z moich topowych postaci) jest zostawiona sama sobie w Boruto. Mam gdzieś, że dostała od niego nazwisko i dziecko, bo nadal odmawia jej siebie. Nie na taki koniec zasługuje (podobnie Hinata, ale tu odbiegam już od głównego tematu). Poza tym jego arogancja zawsze mnie drażniła. Podsumowują, nie lubię go, a sio Uchiha.
Mam podobne odczucia, co do Sasuke, ale z całkiem innych powodów. Zapewne łatwo się domyślić, że nie darzę Sakury sympatią. Pod każdym Twoim rozdziałem muszę się trochę nagimnastykować, żeby nie tknąć jej tematu, a jeśli już to robię, odrzucam od siebie negatywne emocje i piszę możliwie obiektywnie ;) Zresztą wykreowana przez Ciebie Sakura nie irytuje mnie, w przeciwieństwie do tej kanonicznej, ale pewna podświadoma niechęć pozostaje ;)
UsuńDziwię się sobie, jakim cudem mogę lubić Saradę, skoro ma takich rodziców :P
Ach tak, zauważyłam Twoją awersję do Sakury. Ale to żadne problem. Sama czytam dużo SasuSaku, bo one głównie królują w polskich ff.
UsuńSarada-chan~ To najlepsza kombinacją genów takich rodziców, scala wroga Sasuke nr 1 (mnie) i Ciebie (przeciwnika Sakury). Haha, dziewczyna jest słodka. ^^
Czytają opowiadanie jeszcze raz, z nudów, postanowiłam zmienić trójkę anbu na po prostu anbu. Kiedy zwróciłaś na to moją uwagę, to rzeczywiście zaczęło mi przeszkadzać xd
UsuńW sumie ciekawie się czytało i fajnie było przeczytać coś od Ciebie :) Nawet mi się spodobał ten one-shot :)) Czekam na następne historie! :D
OdpowiedzUsuńO kochana! Ja na blogi dawno nie zaglądałam, a tutaj niespodzianka. <3 Przeczytam od razu, ale większy komentarz pozwolisz, że zostawię jutro o normalnej porze. <3
OdpowiedzUsuńNie przejmuj się, czekać na Twoje cuda zawsze mogę! <3
ps. tak, żyję c:
Mamita, nie mogę spać, więc tak sobie błądzę po Zbawieniu, czytając te najstarsze notki.
OdpowiedzUsuńI O Mój Madaro, porównanie tego z tym, co tworzysz tego, to trochę jak Niebo i Ziemia. Pomysłowości ci nigdy nie brakowało, owszem - jednak styl ,oh god. Coś niesamowitego. Mam wrażenie, że tutaj akurat królują dialogi, podczas gdy teraz jest trochę więcej tych opisów, metafor i to takie fascynujące, że aż sama się w tym momencie jaram XD
Tak btw - ten Kakashi jest hot.
I chyba chciałabym drugą część XD
Gdzie Ty zawitałaś, biedne dziecko o.o
UsuńMamita radzi, nalewka przed snem i spisz jak bobo xD
Aktualizacja 25.11.2020
OdpowiedzUsuńCiężki szok dalej trwa.
Aktualizacja 05.07.21
UsuńHeyy you ( ͡° ͜ʖ ͡°)
To nie jest Kakashi jakiego znamy... Albo jest. Tylko tą stronę charakteru ukrywa i rozładowuje czytając Icha-Icha! Ha! Mamy go. Zboczuszek <3
OdpowiedzUsuńW mojej głowie Kakaś to brudny. brudny facet z oooooooogromną wyobraźnią i apetytem ( ͡° ͜ʖ ͡°)
UsuńKakaSaku to nie moja bajka, ale tutaj Kakashi był ( ͡° ͜ʖ ͡°)
OdpowiedzUsuńNie wiem jakim cudem nie skomentowałam jeszcze Złośnicy, ale w końcu to naprawiam. KOCHAM TAKIEGO HOT KAKASHIEGO. Jak skończę komentować parę one shotów to pójdę dokończyć Seduce me czy jak to się tam nazywało. XD No wiesz który ficzek.
OdpowiedzUsuń