8.04.2019

Gratulacje [KakaSaku] dla Persefony

W jej głowie pojawił się wyraz jego oczu podczas jednej z niemal zapomnianych misji, gdy nie byli już drużyną siódmą (nie w pełnym składzie). Kiedy powiązała groźny wzrok z nowo odkrytym obliczem, które może wkradać się w nocne fantazje, zadrżała.


Miała ładną fryzurę. Włosy rozpuszczone, falowane i tylko kosmyki najbliższej twarzy upięte z tyłu głowy. Miała czarną, obcisłą sukienkę z dekoltem nieco zbyt wyzywającym, ale zauważyła, że takie rzeczy do niego przemawiają. Nie raz i nie dwa znalazła jego zagubione, ospałe spojrzenie na swoich piersiach. Patrzył jakby od niechcenia, ale mogła wyczuć, że wówczas jego tętno nieco przyspieszało. Miała na sobie lekki makijaż poza soczyście czerwonymi ustami, które lubił. Nawet jeśli nie pasowały do jej jasnych, zielonych oczu. Wyglądała dziś pięknie, ale Sasuke się nie zjawił.

Ślub Naruto skończył się szybko. Hyuuga byli konserwatywną rodziną z całą listą zwyczajów i obrzędów. Bardzo w ich stylu była oficjalna ceremonia i krótka kolacja. Z uczuciem ulgi przyjęła brak całonocnego wesela, z którego nie mogłaby uciec. Niemal wszyscy z ich znajomych przyszli z osobami towarzyszącymi. Na szczęście chwilę, kiedy Ino i Naruto próbowali zeswatać ją z jakimś bezimiennym shinobi minęły dawno temu. Teraz nikt nie oczekiwał od niej partnera, bo wszyscy sądzili, że należała do Sasuke. Trudno było myśleć inaczej. Kiedy zjawiał się w wiosce była jak jego cień, a on przestał ją zbywać i nazywać irytującą. To było jego ciche przyzwolenie, żeby uczucie w niej kiełkowało dalej. Ale nadal niczego nie obiecywał.

Po ostatecznych gratulacjach i życzeniach uciekła czym prędzej. Ino nawet nie miała okazji zaproponować jej dołączenia do małej imprezy, na którą szli wszyscy z ich rocznika. Nie chciała słuchać pytań gdzie podziewa się Sasuke i co właśnie robi. Nie znała odpowiedzi. Nie wiedziała niczego.

Zamknięcie się w pustym mieszkaniu z lampką wina też nie wydawało się dobrą opcją. Nie mogła znów użalać się nad sobą i pytać jego dwunastoletnią postać z fotografii, co jest z nią nie tak. Powinna nareszcie schować te przeklęte zdjęcie gdzieś bardzo głęboko. Możne nawet zakopać w ogródku.

Zamiast tego skończyła przy barze w jednej z knajp Konohy. Tłum ludzi i gwara ich rozmów sprawiały mgliste wrażenie, że nie jest tej nocy sama. Tutaj nie miała prawa na załamania i wylewanie żali. Musiała zachować fason.

W końcu jestem pieprzonym młodszym ordynatorem.

Uśmiech satysfakcji wypłynął na jej jasna twarz.

Barman przyniósł kolejnego drinka. Godzinę temu poprosiła go, żeby stale napełniał jej kieliszek ilekroć zobaczy, że wino z niego wyparowało. Trzeba przyznać, że spisywał się na medal. Wysoki blondyn położył szklane naczynie niedaleko zmiętej kartki papieru. Nie siląc się na podziękowania (i tak był już odwrócony plecami) skrzywiła się nieznacznie.

Wszystko przez ten pieprzony list. Gdyby nie on, nic by się nie zmieniło. Nadal czekałaby na kolejną krótką przerwę Sasuke w jego misji zadośćuczynienia za grzechy sprzed lat.

Gratulacje.

Odkąd przeczytała to słowo nie umiała przestać się śmiać. To było tak bardzo w jego stylu. Zgrabnie zawarł w wiadomości wszystko. Gratulacje dla młodej pary na nowej drodze życia. Gratulacje z okazji odnalezienia miłości. Gratulacje dla Sakury za zdanie egzaminu. Gratulacje za nowy tytuł, który dla niego nie znaczył nic.

Kiedy zobaczyła wiadomość po raz pierwszy stała oniemiała. Przez myśl jej przeleciało, że to musiał być kiepski kawał. Odwróciła papier parę razy w dłoniach łudząc się, że zaraz pojawi się ciąg dalszy. Nawet skupiła w opuszkach palców drobny ładunek chakry licząc, że ona uaktywni ukrytą treść. Nic jednak się nie stało.

Stojąc parę godzin wcześniej w jednym z parków Konohy poczuła na sobie czyjś wzrok. Kiedy rozejrzała się dookoła napotkała roziskrzone spojrzenie Ino. Jej błękitne oczy były podekscytowane. Przez chwilę Sakura mogła dostrzec w nich przebłysk zazdrości. Tak, blondynka zawsze marzyła o miłości żywcem wyrwanej z romansideł. Nadal uparcie twierdziła, że takie uczucie spotkało Sakurę. Nie raz i nie dwa usłyszała od niej, że to musi być niezwykle ekscytujące wymieniać te wszystkie sekretne liściki, które zawierają ich plany na przyszłość, emocje i nadzieje, kiedy Sasuke podróżował po kontynencie. Pewnie każde spotkanie traktowali, jakby miało być tym ostatnim, a ich miłość rozkwitała wciąż na nowo. Sakura nie miała serca wyprowadzać jej z błędu.

Szczerze mówiąc, to nigdy nie dostawała żadnej korespondencji od swojego (chyba) chłopaka. Ich spotkania z kolei były... Wyjątkowe. Parę lat temu (kiedy jeszcze wołała za nim słodkim głosikiem Sasuke-kun, a on za każdym razem wzdrygał się nieznacznie) zgodził się na pierwszą w ich życiu randkę. Bogowie, to trwało pięć minut. Spotkali się na jednej z ławek w sąsiednim mieście. Pamiętała, że próbowała nawiązać rozmowę na tak wiele tematów, ale każdy zbywał milczeniem lub pustym potakiwaniem. To wyglądało jak ich codzienne spotkania. Jednym niepasującym elementem był fakt, że zamiast w międzyczasie wertować dokumenty lub trenować, siedział przy niej i nie robił nic innego. Nawet jej nie dotknął. Nawet na nią nie spojrzał. Wmawiała sobie, że Sasuke potrzebował czasu, żeby się otworzyć, jednak to były tylko puste słowa. Tak skończyła się ich pierwsza i ostatnia prawdziwa randka trzy lata temu.

Zabawne, że nie wyprowadzała Ino z błędu. Szczerze mówiąc, to kłamiąc jej prosto w oczy nie przejmowała się swoimi uczuciami. Po prostu nie chciała zburzyć jej wyobrażenia niebezpiecznego romansu, który może rozkwitnąć między dwójką shinobi.

Czytając po raz kolejny wiadomość w duchu dziękowała Sasuke. To słowo miało jeszcze jedno znacznie.

Gratulacje, że otworzyłaś oczy, pomyślała.

Uświadomiła sobie, że znajdowali się w zupełnie innych miejscach jeśli chodzi o etap życiowy. Sasuke nadal szukał siebie. Próbował oczyścić swoja dusze. Sakura była już dawno ponad to. Co prawda, nie miała zbyt wielu grzechów, za które trzeba pokutować, jednak każdy człowiek był inny. Lata temu musiała zmyć z siebie poczucie winy, kiedy zabiła Sasoriego. To nie mogło nawet w najmniejszym stopniu równać się z przeżyciami Sasuke, ale nadal było wszystkim o czym mogła myśleć przez długie miesiące.

Miała to już za sobą i chciała iść dalej. Nie chodziło jej o męża i gromadkę dzieci, nawet o stały związek, tylko... Jeśli miała popełniać błędy młodości, to kiedy jak nie teraz? Nie mogła być cicha i stabilna niczym góra i czekać na niego latami. Przecież ona nigdy nie była cicha i stabilna!

Tylko przy nim staję się kimś inny, pomyślała z żalem.

Ale to koniec. Sakura chciała błądzić i żałować swoich decyzji. Chciała pobiec przez wioskę boso nie przejmując się, że Sasuke obdarzy ją zimnym spojrzeniem. Chciała jak wariatka zakopać stare zdjęcie w ogródku w środku nocy. Miała dość czekania na niego w stagnacji.

Kolejny zalotnik przysiadł się do niej. Nawet nie słuchała jego słów. Spojrzała na niego i uświadomiła sobie, że był cholernie przystojny. Nie tak jak Sasuke, ale miał jego ciemne, niebezpieczne spojrzenie.

— Zjeżdżaj — szepnęła złowrogo, a radosny uśmiech zniknął z ust mężczyzny. — Naprawdę próbujesz ruszyć, to co należy do Uchihy?

Nie musiała powtarzać tego ponownie.

Wygodne, prawda? Oj dziewczyno, westchnęła.

Jak wyglądałby jej wieczór gdyby Sasuke jednak się zjawił? Wyobrażała sobie jego czarne oczy, które utkwiły by na sekundę na jej czerwonych ustach i parę chwil na wgłębieniu dekoltu. Jego serce przyspieszyłby nieco, ale poza paroma pocałunkami złożonymi w którejś z bocznych uliczek, nie dostałaby nic więcej. To i niewypowiedziane obietnice, które złożył by jego dłonie sunąc po jej ciele przez parę chwil. Zadowalała się tym stanowczo zbyt długo.

Wstała i rozejrzała się po pomieszczeniu. Skrzywiła się zauważając, że wszystkie stoliki były zajęte. Miała dość siedzenia przy barze. Nie miała również ochoty dosiadać się do jakiegoś napalonego faceta, dając mu mglistą nadzieję na małą przygodę, a resztę wieczoru próbować go spławić. Jej wzrok powędrował na ogródek przed barem. Zauważyła parę osób, mężczyzn i kobiety, którzy zaciągali się dymem tytoniowym przed wejściem. Przełknęła ślinę i poczuła, jak jej język nieco nabrzmiał w ustach. Nie paliła od wieków, a kiedy alkohol krążył w jej żyłach miała na to jeszcze większą ochotę.

Nagle to wyczuła. Znajoma chakra wypełniła pomieszczenie w jednej chwili. Ktoś wysłał znak, że znajduje się w pobliżu. Od niej zależało czy zechce go odszukać.

Jej wzrok przesunął się po ścianach lokalu i spoczął na stoliku przy samym kącie. Pomyślała, że musiał mieć wcześniej rezerwacje lub przyjść tu wystarczająco szybko, żeby go zająć.

No tak.

Przypomniała sobie, że nie został nawet na kolacji zasłaniając się jakimś niezwykle ważnym i poważnym powodem.

I skończył tu, pomyślała z przekorą.

Ponieważ oferował jej schronienie nie zamierzała go wydać. Podchodząc do stolika nadal nie widziała zarysu męskiej postaci. Miejsce było oddalone od wszelkich lampionów i żarówek.

— Wybacz, ale zabłądziłam na ścieżce życia. Czy mogę tu chwile odpocząć?

— Co więcej, pomogę ci się odnaleźć. — Wesoły śmiech Kakashiego dotarł do jej uszu. — Wiesz, mam w tym niezłe doświadczenie.

Na stole przed nim stała niewielka szklanka wypełniona przejrzystą cieczą.

— Czym się trujesz, Hokage-sama? — zapytała.

— Rum i przestań tak mnie nazywać. Myślałem, że już dawno to uzgodniliśmy. Pamiętaj, że za porzucenie mojego tytułu dostałaś dwa tygodnie wolnego.

— Droczę się. Czy on nie powinien być brązowy?

— Srebrny rum – poprawił się. — Ta odmiana jest słodka.

Zdziwiła się. Przecież nigdy nie przepadał za łakociami.

— Wino? — prychnął, ale jego głos nadal był miły. Stary, poczciwy Kakashi. — Sakura-chan, to takie przewidywalne. Strasznie kobiece.

— Jakbyś nie zauważył, to jestem kobietą.

Jako jedyna z drużyny siódmej przestała nazywać go nauczycielem. Pamiętała, że parę lat wcześniej strasznie się kłócili O coś mało istotnego, co nie pozostawiło po sobie trwałego śladu. Krzyczała nazywając go idiotą i zboczeńcem, a on mówił, że jest niezrównoważona psychicznie, kiedy rzuciła w niego drewnianym krzesłem. Myślała, że kiedy emocje opadną zbeszta ją za porzucenie tytułu, który przecież mu się należał. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Odzywając się bez przyrostka „sensei” lub „Hokage-sama” miała wrażenie, że to go rozluźnia. Zrozumiała wtedy, że tytuły go peszą.

— Winem wolniej można się upić. Nie miałam ochoty skończyć nieprzytomna pod barem, a potrzebowałam paru godzin z dala od domu.

Czy umiał to zrozumieć? Przecież mieszkała sama, a nikt z jej sąsiadów nie był bliskim znajomym. Mimo to, ściany jej domu przywodziły zbyt wiele myśli o Sasuke. Nigdy nie zawitał do tego mieszkania, ale to w nim przeżywała euforię po pierwszym pocałunku, tam płakała w poduszkę po każdym odrzuceniu. Wystarczyło przekroczyć próg i wszystko do niej wracało.

Zamiast powiedzieć cokolwiek uśmiechnął się pod materiałem maski. W półmroku ledwie to zauważyła.

— Widziałem, że miałaś paru adoratorów. Nie powiodło się im, w końcu „należysz do Uchihy” — zaśmiał się donośnie.

Poczuła jak na jej policzki wypłynął rumieniec. Kakashi doskonale wiedział, że nie było w tym grama prawdy.

— To zawsze działa — odpowiedziała. — Nie chciałam zbędnego towarzystwa dzisiejszego wieczoru.

— A jednak się przysiadłaś — powiedział przebiegle.

— Wyczułam jak twoja chakra wręcz błaga mnie o towarzystwo. Co miałam zrobić? Zostawić zgorzkniałego starca, żeby upił się na śmierć?

Jego śmiech się spotęgował, a parę twarzy odwróciło się w kierunku stolika. Na szczęście z ich pozycji nie mogli dostrzec, kto siedzi nieopodal. Kakashi i Sakura byli bezpieczni, ciemność chroniła ich sylwetki.

— Stajesz się coraz bardziej pyskata.

— Nie mów, że nie lubisz naszych kłótni.

— Uwielbiam. Po jednej z nich nadal mam bliznę. Kto by pomyślał, że kiedy skończą ci się argumenty użyjesz krzesła.

Uśmiechnęła się. Zawsze lubił jej dokuczać. Robił to od chwili, kiedy trafiła do jego drużyny.

— Sasuke się nie zjawił — powiedział. Nie brzmiało to na pytanie, ale czuła się zobowiązana odpowiedzieć.

— Jak widać.

— Wysłał wiadomość?

Rozżalenie powróciło na parę sekund. Chciała zbyć go jakąś niedorzeczna wymówką, ale zauważyła, że w dłoni nadal trzymała zmiętą kartkę. Przecież planowała pójść naprzód, dlaczego więc nadal zachowywała się jak stara Sakura?

Poczuła palce Kakashiego, które zwinnie zabrały jej kawałek papieru. Nie miała nawet sekundy na reakcję, a kiedy alkohol krążył w żyłach była jeszcze bardziej nieporadna. Mogłaby przysiąc, że wcześniej miał ubrane rękawiczki. Nie zauważyła, kiedy się ich pozbył.

— To mogło przejść tylko jeśli chodzi o Sasuke.

Nie mogła się z nim nie zgodzić.

— Naruto wybaczy mu wszystko — odpowiedziała.

I ty także powinien dodać, ale milczał. Była mu za to ogromnie wdzięczna.

Chwycił szklankę z rumem i balansował nią chwilę w dłoni. Jak zahipnotyzowana patrzyła na poruszający się przejrzysty płyn. Później upił z niej łyk alkoholu.

Maska.

Mogła piszczeć zawstydzona lub pozwolić sobie na chwilę tryumfu. Mogła powiedzieć, że zaczyna się starzeć, bo zapomina o tak błahych rzeczach. Zamiast tego obserwowała go uważnie.

— Specjalnie usiadłem w tym miejscu, żeby napić się w spokoju. — Wzruszył ramionami. Pomyślała, że jak na tajemnice, którą chroni przed niemal całą wioską, ujawnienie jej przyszło mu zdecydowanie zbyt łatwo. — Tylko nie mów Naruto.

— Szkoda. Chciałam go dręczyć, że było mi dane zobaczyć twarz wielkiego Sharingan Kakashiego.

W odpowiedzi jęknął żałośnie.

— Nie dałby mi żyć, a każde spotkanie skupiałaby się na obronie przed nim. Jestem na to za stary.

— Tak samo jak na czytanie pornosów w miejscach publicznych.

— To romanse, co najwyżej erotyki-

— Wiesz – przerwała. — To nawet urocze, kiedy próbujesz się bronić. Nadal uważasz, że nie nie ma sposobu na dostać tych książek w Konoha? Są w większości księgarni. Albo zapominasz, że twoi uczniowie są dorośli i mogą nabyć jeden egzemplarz Icha-Icha bez żadnego trudu? Wiem, co jest w środku.

Posłał jej wyzywające spojrzenie, a jego twarz nabrała niebezpiecznego wyrazu. Coś w jego oczach nie pozwoliło jej odwrócić wzroku.

— Punkt dla ciebie.

Obserwowała jego twarz i była zdziwiona pozytywnymi odczuciami. Przez te wszystkie lata wyobrażała sobie rozmaite blizny i defekty. Albo jakieś zaskakujący szczegół. Niemałym szokiem była świadomość, że niczego takiego nie posiada. Poza szramą przy oku, której była świadoma od dwunastego roku życia, kiedy pierwszy raz zdjął opaskę i użył sharingan w jej obecności i niewielkim pieprzyku. Nigdy nie pomyślałaby, że jest tak zwyczajny. Poza jednym małym szczegółem.

Cholernie przystojny, pomyślała.

W jej głowie pojawił się wyraz jego oczu podczas jednej z niemal zapomnianych misji, gdy nie byli już drużyną siódmą (nie w pełnym składzie). Kiedy powiązała groźny wzrok z nowo odkrytym obliczem, które może wkradać się w nocne fantazje, zadrżała. Oczywiście miała świadomość, że nie chował twarzy ze względu na wygląd. Jednak... Była wdzięczna. Doskonale wiedziała, że jej nastoletnie serce zabiło by mocniej w obecności takiego mężczyzny.

— Czerwień ci nie pasuje — powiedział szeptem, a jego wąskie usta ułożyły się w przebiegły uśmiech.

W pierwszej chwili pomyślała, że się rumieni. Czuła ciepło na policzkach, ale nie sądziła, że to tak widoczne. Sekundy zajęło jej skojarzenie faktów. Chodziło mu o usta.

— Wiem to.

— Odwraca uwagę od oczu, a to nie dobrze.

— Czyżbyś lubił moje oczy, sensei?

Często grali w tę grę. Delikatne szyderstwa i złośliwości przeplatały się w ich rozmowach. Lubili sobie dokuczać. Czekała na zgrabną ripostę, która ją pokona (to zazwyczaj on był górą), jednak nic takiego nie nadeszło.

— Są zjawiskowe — zapewnił.

Alkohol niebezpiecznie zaszumiał w jej uszach. Przymknęła oczy, ale nie chciała ich zamykać. Kiedy mogła przydarzyć się podobna okazja? Może właśnie w tej chwili widziała twarz Kakashiego pierwszy i ostatni raz w swoim życiu?

Nagle zdała sobie sprawę z jego bliskości, zapachu i nachalnego wzroku, który na nią kierował. Jego dłoń otarła się o jej palce jakby przypadkiem, wpychając list na pierwotne miejsce. Nie była głupia. Mimo że czekała na Sasuke, to potrafiła rozpoznać, kiedy ktoś chciał zwrócić jej uwagę. Wiedziała, że ją prowokował.

— Będzie na pamiątkę.

— Co? — spytała. Usłyszała, że jej głos brzmi nieco pijacko. Skrzywiła się.

— Wiadomość.

Popatrzyła na swoją dłoń i poczuła złość. Nie chciała być starą Sakurą, która wylewała łzy w poduszkę. Nie chciała za każdym razem, kiedy przechodziła przez próg mieszkania, rozpamiętywać wszystkich odrzuceń.

— Nie chcę tego. Zabierz to.

Uniósł dłonie w geście kapitulacji. To całkowicie nie pasowało do jej słów.

— Nie dotknę tego znowu — powiedział. — Tylko ty możesz się uwolnić, Sakura-chan. Nikt nie powinien robić tego za ciebie.

Rozejrzała się po stoliku.

— Świeca — szepnęła. — Zapal ją.

— Eh, wtedy wszyscy nas zobacz-

— Po prostu to zrób.

Jego ciemne oczy zalśniły niebezpiecznie na dźwięk jej rozkazującego tonu. Mimo to, nie oponował. Przybliżył pace do knota i przy użyciu słabego jutsu sprawił, że świeca zapłonęła.

Przybliżyła kawałek listu do pomarańczowego płomienia. Z uwagą obserwowała jak jego języki zaczynają delikatnie pieścić biały papier. Zaledwie sekundy zajęło spalenie wiadomości na popiół. Nie wiedziała, czy to za sprawą alkoholu, obecności Kakshiego, czy postanowień nowej Sakury, ale poczuła się lekka.

Rytuał oczyszczenia, zaśmiała się w myślach.

We wszystkich romansach, filmach czy głupich historiach powtarzanych przez nastolatki, zawsze miało miejsce coś takiego. Porzucenie miłości musiało ciągnąc za sobą jakiś obrzęd. To było takie głupie, ale zadziwiająco prawdziwe. Dopiero teraz poczuła się wolna. Nie myślała więcej o słowach, które wypowie do Sasuke, kiedy nareszcie się zjawi, ani co pomyślą przyjaciele. Liczyła się tylko ona i jej nowa droga.

— Lepiej? — zapytał przybliżając palce do knota świecy i gasząc ją

— Czuję się jak nowo narodzona — zaśmiała się.

Był bardzo blisko. Przez myśl jej przeszło, że los daje jej idealną sytuację do popełnienia pierwszego życiowego błędu.

Oparła się na łokciach i zmniejszyła dystans między ich sylwetkami. Poczuła jak jej wargi delikatnie muskały wąskie, męskie usta. Mogła wyczuć jak układają się w nikły uśmiech. Mimo żądzy, pomyślała że z chęcią zmyła by go siłą z jego twarzy. Rozchyliła usta, a jego język wdarł się do środka. Smakował alkoholem, ale w żaden sposób nie było to nieprzyjemne odczucie. W głowie zaszumiało jej jeszcze bardziej. Nie mogła uwierzyć, że właśnie całuje swojego byłego nauczyciela. To sprawiło, że żar u podstawy żołądka przybrał na sile. Chwyciła go za włosy. Wplatał całą dłoń w jego czuprynę i przyciągnęła go jeszcze bliżej pogłębiając pocałunek. Oderwali się od siebie, dopiero kiedy zabrakło im powietrza.

— Pozwolę ci sądzić, że to był tylko sen — jego głos był zachrypnięty. Brzmiał cholernie seksownie.

— Chcę zgubić się na ścieżce życia — odpowiedziała przekornie.

— A co jeśli nie będziesz potrafiła się odnaleźć?

Jego słowa powinny ją otrzeźwić, sprowadzić na ziemię. Zamiast tego, pomyślała, że nie miałaby nic przeciwko, żeby zniknąć na jakiś czas. Taka opcja nie wydawała się szczególnie straszna. To był pierwszy z setki, tysiąca błędów młodości, którymi chciała się cieszyć.

— Zaryzykuję.

Pochyliła się nad nim kolejny raz.


Później tego wieczoru, kiedy wypili już tyle, że musieli nawzajem chronić się przed upadkiem, sąsiedzi Sakury zobaczyli ich w jej ogórku. W słabym świetle dochodzącym z pokoju dziennego państwa Yumee ujrzeli widok, który raczej odbiegał od zwyczajnego. Szósty Hokage siedział na drewnianej ławce w dłoniach trzymając niewielki szpadel, jakby miało to przesądzić o losach świata. Z kolei Sakura skakała po świeżo ubitym kopcu ziemi wykrzykując w niebo bliżej nieokreślone groźby i przekleństwa. Miyako Yumee spojrzała na swojego męża z obawą w oczach, jednak on nie reagował i tylko uspokajająco głaskał ją po plecach. Mówiła, że muszą coś zrobić.

— I komu to zgłosisz? — spytał. — Przecież Hokage stoi tam, nie ma nikogo wyżej.

— Tak, ale nie uważasz, że pod wpływem jakiegoś taijustsu? Może wioska jest w niebezpieczeństwie!

Satoshi westchnął. Jego żona nigdy nie zagłębiała się w świat shionobi i nie wiedziała o nim zbyt wiele.

— Genjustsu — poprawił.

— Po-prostu-jutsu! — krzyknęła.

— Kobieto, zostaw ich. Są zwyczajnie piani.

Wrócił do ciepła ich mieszkania, a ona została parę chwil sama na balkonie. Kiedy zawiał mocny wiatr skrzywiła się nieznacznie. No tak, była w samej podomce. Miyako ostatni raz spojrzała na dwójkę bohaterów Wielkiej Wojny Shinobi. Może jej mąż miał rację, może jak zwykle dramatyzowała?

— Rzeczywiście muszą być piani — zapewniła samą siebie. — Skoro do żadnego z nich nie dotarło, że dziewczyna mieszka w kamienicy i właśnie rozkopali dziecięcą piaskownice.





W porównaniu do Złośnicy te opowiadanie było grzeczniejsze. Może krótki jest w nim wątek KakaSaku, ale tak przyjemnie pisało mi się opis całej sytuacji z Sasuke na początku rozdziału, że wyszło trochę za dużo. Później nie miałam serca tego skrócić. 

Zrobiłam spis opublikowanych one-shot'ów w menu po lewej stronie, wyszło nawet nawet :D
Buziaki~

7 komentarzy:

  1. Wydaje mi się, że trudno jest napisać cokolwiek KakaSaku bez wątku o relacji mistrz-uczeń, co trochę utrudnia sprawę, ale całkiem przyjemnie i naturalnie (i bez fajerwerków, jak w "Złośnicy") udało Ci się z tego wybrnąć.

    Jedną z wad Sakury w moich oczach jest to, że nie jest w stanie uwolnić się od Sasuke. Z satysfakcją czytam "Ogień Konohy", bo tam to złamała, ale kanoniczna Sakura nigdy tego nie zrobi. I można na to patrzeć w ten sposób, że jest wspaniała, że jest stała w uczuciach itd., ale dla mnie świadczy to tylko o jej głupocie i niedojrzałości.

    Trochę szkoda, że tak grzecznie, ale może jeszcze doczekamy się pikantnych scen :D

    OdpowiedzUsuń
  2. KakaSaku jest o tye trudne, że mamy tu sporą różnicę wieku i to, że mieli relację uczeń-mistrz. Trzeba mieć dobry pomysł, żeby czytelnik uwierzył w zmiany, jakie zachodzą.
    Początkowy wątek był dobrym wyjściem do KakaSaku, więc nie uważam, żeby było go za dużo. ;)
    Może i było grzecznie, ale na pewno jeszcze będą mocniejsze sceny. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Baaaardzo dużo Sasuke w tym KakaSaku haha.
    Ale całość wyszła naprawdę genialne. Bardzo przyjemnie czytało się o tej całej "przemianie" Sakury, w trakcie której na końcu bardzo efektownie kopnęła Uchihe w jego mentalny tyłeczek.

    Generalnie, nie wiem czemu ale gdy pojawiło się stwierdzenie "Hokage", sama zaczęłąm obdarzać Kakashiego należnym mu szacunkiem. I aż nabrałam dystansu do ich relacji - no bo to w końcu jest ktoś ważny, a ta Sakurka taka nijaka xD

    Pocałunek, ahhh!
    Jak ja uwielbiam takie numery. W dodatku całość obrana w tak estetyczną pisarską oprawę. Magia.

    Oczywiście końcówka mnie rozwaliła na łopatki haha. Zakopali w piaskownicy, geniusze xddd

    Pozdrawiam znów!
    Temira

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak mi wstyd, że dopiero dziś to przeczytałam... Ale mogę w końcu zrobić: ŁIIII KakaSaku! Wstęp z Sasuke, choć długi był jak najbardziej potrzebny i świetnie się wpasował. Pamiętam jak oglądałam odcinek ze ślubem Naruto. Ja naprawdę do końca wierzyłam, że on jednak się pojawi. Nie mogłam uwierzyć, że dostała tylko liścik... Scena w barze i ten tekst "Naprawdę próbujesz ruszyć to co należy do Uchihy?" hehe, może by tak "...do Hatake" ^^ No i jego twarz i ta refleksja, że dobrze, że nie widziała jej wcześniej... Może gdyby zobaczyła to Sasek przeszedłby jej szybciej! A końcówka - miazga! Jak dla mnie to absolutnie i definitywnie mogłoby zdarzyć się w kanonie. Przekonałaś mnie :) Bardzo mi się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wstyd mi, że dopiero teraz piszę komentarz, ale wszystkie partówki przeczytałam i naprawdę wszystkie są świetne. Postanowiłam, że skomentuję chociaż tę ostatnią. :P
    O matkooo, kocham KakaSaku. XD Poza ItaSaku to moja druga ulubiona para i zawsze radością czytam o nich opowiadania.
    Uważam, że akurat tutaj bardzo pasowało dodanie takiej ilości Sasuke, bo pokazana została zmiana nastawienia Sakury wobec niego. Pięknie to ujęłaś, wykorzystując ten magiczny liścik od niego. W sumie w anime Sakura te powinna być tym rozczarowana, ale niestety jest jak jest.
    No i cóż... jestem zadowolona, że Kakashi pomógł Sakurze odwrócić jej uwagę. ^^ I śmiechłam, kiedy Sakura przyznała się mu do czytania Icha-Icha.
    Pozdrawiam z podłogi. Końcówka dosłownie powaliła mnie na ziemię. XD

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem i tu *_*
    Ten one-shot mnie tak wciągnął, że aż muzyka w słuchawkach przestała grać, a ja zapomniałam o puszce piwerka obok :D
    Mimo że połowa one-shota kręciła się wokół Sasuke, było to przemyślane i dobrze napisane.
    A ta scena KakaSaku *____* magia, cudo, uwielbiam <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobra, jestem na etapie shocików, które już czytałam, ale nie skomentowałam, so robię to teraz.
    Absolutnie kocham pijackie wybryki. Zbawienie potrzbuje pijackich wybryków.
    Oczywiście, ta pierwsza część jest taka dosyć smutna, bo oglądając ten odcinek i widząc, co ten Sasuke napisał, miałam takie: WTF.
    I to, że Sakura tam się cieszyła. Jakby, wut? Gurl, staph. Spójrz prawdzie w oczy.
    Na szczęście tutaj spojrzała i dostrzegła, że on nie jest odpowiednią opcją.
    Ichwała jej za to.
    A no i końcówka wygrała wszystko. Kocham ją.

    OdpowiedzUsuń

Wena żreć coś musi — jeśli czytasz, to doceń naszą prace i skomentuj!