9.02.2020

Konfrontacja [KisaSaku] dla Eleine

Zdecydowanym zanurzeniem w gorącej wodzie zmyła z siebie ciężar wyrzutów sumienia które od momentu wkroczenia do Gorących Źródeł, nieustannie bombardowały jej dostatecznie sponiewierany umysł.


Zdecydowanym zanurzeniem w gorącej wodzie zmyła z siebie ciężar wyrzutów sumienia które od momentu wkroczenia do Gorących Źródeł, nieustannie bombardowały jej dostatecznie sponiewierany umysł.

Chciała zapomnieć o Naruto odbywającym właśnie ciężki trening pod okiem sannina Jiraiyi.

Pragnęła nie myśleć o tym, że jej złotowłosy towarzysz wylewa z siebie siódme poty, jak zawsze, dając z siebie wszystko. I że nie robi tego tylko dla siebie, ale też dla nich. Dla całej swojej drużyny. Dla swojej wioski. Wszystkich swoich przyjaciół.

Ile to już czasu? Pół roku, może więcej? Przestała liczyć. Czekała. Bo była w tym naprawdę dobra. 

Od jeszcze dłuższego czasu wypatrywała jakichkolwiek wieści o Sasuke, który po opuszczeniu wioski całkowicie zapadł się pod ziemię. Co teraz robił? Gdzie przebywał?  Pewna była tylko tego, że zapewne wciąż niezmiennie dławił się swoją nienawiścią.

Zanurzyła się w wodzie po samą szyję.

Ta misja była jej pierwszą, podczas której samodzielnie mogła opuścić granice wioski i zmierzyć się z powierzonym zadaniem — nawiasem mówiąc, prostym niczym smarowanie masłem kromki. Co może być trudnego w dostarczeniu niezbyt ważnej wiadomości na drugi koniec Kraju Ognia.

A jednak świadomość wolności zawładnęła nią do tego stopnia, że zbaczając z drogi wiodącej do domu zapuściła się w to oto niesamowite miejsce. 

Po raz pierwszy od dawna czuła, że żyje. Tak na poważnie. 

Ostatnimi czasy, a dokładnie od momentu odejścia Sasuke, a chwilę później Naruto mało było w jej życiu momentów odpoczynku. Po prostu nie miała na nie czasu. 

Chciała ich dogonić. Nie, inaczej — ona musiała to zrobić. W przeciwnym razie już nigdy nie spojrzy na siebie w lustrze bez pogardy…

Trwała tak, pogrążona we własnych myślach dopóki jej uwagi nie zwróciło coś, a raczej ktoś kierujący się ku niej z niepokojącą prędkością. 

Winić można za to gęstą parę i utrudnioną widoczność, lub też najprościej w świecie jej znikome umiejętności bojowe, ale gdy zorientowała się w niebezpieczeństwie, było już o wiele za późno. 

Nerwowo poderwała się z wody i zważywszy na gwałtowność zdarzeń, szybko oplotła puchowym ręcznikiem a wtedy….

Najpierw przed oczami przeleciał jej wielki, rozgałęziony na dziesiątki mniejszych kawałków miecz, a niemal sekundę po tym jak broń minęła się o cal z jej twarzą, jej uwagę niefortunnie przykuło coś zupełnie innego, choć zapewne równie okazałego. I właściwie Sakura nie musiała już patrzeć wcale, by wiedzieć, że ma do czynienia z mężczyzną. Postawnym, umięśnionym… całkowicie nagim. 

Gdyby spojrzała drugi raz, zorientowałaby się, że ów człowiek posiada raczej nietypowy kolor skóry. A gdyby jej wzrok pokonał dystans większy niż tylko do pasa, wiedziałaby, że większość jego ciała pokrywają rybie łuski a na szyi wyraźnie rysują się skrzela.

Na nieszczęście dziewczyny, przed jej oczami, nawet, gdy zamykała powieki rysował się teraz organ zupełnie odmienny od twarzy.

Boże.

Dlaczego nie uczą tego w Akademii? Ktokolwiek, kiedykolwiek powinien przewidzieć taką sytuację.. 

Tymczasem stała tutaj: Ona, odziana tylko w miękką, puchatą bawełnę, całkowicie nieuzbrojona, z wodą ściekającą z mokrych włosów, totalnie zażenowana nie tylko raczej średnio okazyjnym położeniem pomiędzy następnym uderzeniem miecza a kamienną ścianką. Raczej niewysoka, różowa dziewica Konoszańska przyłapana na gorącym uczynku bezwstydnego relaksu w Gorących Źródłach, których odwiedzenia żałuje od pierwszego zamachu, nakierowanego w jej stronę, a w których murach przyjdzie jej wyzionąć ducha, bo nie miała innego pomysłu na to, jak mniej owocnie zakończyć owe spotkanie z tym szalonym ekshibicjonistą, który jakimś cudem dobył w swe rączki tak szalenie niebezpieczną zabawkę po czym, nie kończąc passy, z wojennym okrzykiem wbiegł ku damskim łaźnią. 

Niezbyt wielkie miała doświadczenie w prawdziwej walce, tym bardziej w przeciwnikach wojujących na ostrza a jednak coś w gwałtownym ruchu tudzież zamachu agresora kazało jej sądzić, że oto następne uderzenie może, acz nie musi okazać się trafione. 

Celem była, zapewne, jej głowa którą z biegiem czasu coraz bardziej zaczęła doceniać a z której stratą chyba nie mogłaby się pogodzić. 

Unikając następnego ataku, nie była w stanie nie patrzeć na to, co tak swawolnie figlowało sobie na powietrzu, niczym flaga na wietrze. 

Otworzyła usta by coś powiedzieć, ale szybko je zamknęła, uświadamiając sobie, że niewiele jest rzeczy które byłyby natenczas odpowiednie do wypowiedzenia. 

Taktyka napastnika, choć skuteczna bo chyba na dobre odebrało jej mowę i zdolność racjonalnego myślenia, nie nadawała się do powtórnego przetworzenia, wobec czego mocno ściskała materiał swojego ręcznika. Nie chciała stosować elementu zaskoczenia ani teraz ani nigdy. I nawet jeżeli ma zginąć, zrobi to zasłonięta tym nieszczęsnym materiałem. Jej przeciwnik miał, zdaje się taki sam zamysł. Poznała to po ogromnym, krzaczastym mieczu wbitym w ziemię tuż obok jej bosych stóp. 

— Psia krew — syknęła, ani na moment nie podnosząc wzroku. 

Wiedziała, że jeśli to zrobi przyjdzie jej odejść z tego świata bez honoru. Ale za to z piekielnie czerwonymi policzkami. 

Pokrzepiająca okazała się świadomość braku świadków jej upadku. Wszyscy, którzy natenczas zaznawali odpoczynku w ciepłej wodzie, po pojawieniu się napastnika uciekli w popłochu, zostawiając ją samą w tej cholernej, duszącej parze. Chwała im za to i jednocześnie niech ogień piekielny pochłonie ich wszystkich. Jakże miała sobie poradzić?! I tu nawet nie chodzi o to, że była kompletnie nieprzygotowana na ewentualne starcie w takim miejscu i o takiej porze — nie. Ona była kompletnie nieprzygotowana na żadne starcie. W ogóle. Miała w torbie co prawda jednego czy dwa kunaie, ale nie spodziewała się spotkać na swojej drodze kogoś potężniejszego od jakiś tam ulicznych rzezimieszków. 

Jak wiele czasu nie upłynęłoby od czasu jej treningów z Tsunade, brak doświadczenia w prawdziwych bojach tudzież bojach jakichkolwiek przekładał się na sytuacje takie jak teraz i… 

Zadarła głowę, gdy spostrzegła, że od niepokojąco dłuższej chwili nie dzieje się nic choć mięśnie bolą ją już od nieustannego oczekiwania na konfrontację.

Rybi niewątpliwie mężczyzna patrzył na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy, broń przełożywszy za swoją głową i opierając o umięśnione ramię. Ta wyzywająca pozycja eksponująca to, co z całą pewnością pozostawało namacalnie ludzkie wprawiła Sakurę w jeszcze większe zażenowanie. 

Oblała się rumieńcem chyba po sam pępek i cichutko przełknęła ślinę. 

— Czy kluczem do pokonania Konohy jest wysłanie na wojnę setki gołych żołnierzy? — Nieoczekiwanie z jego ust padły te oto słowa, a ona, zamroczona krwią znajdującą się wszędzie, tylko nie w mózgu bardzo długą chwilę chłonęła jego wypowiedź. — Nie jesteś chyba zbyt bystra, co? — dodał wymownie

— Cóż… Ja… — wybełkotała, usilnie skupiając wzrok na jego twarzy. Szpetnej i ze wszech miar dziwacznej. Ale twarzy. 

To wzbudziło w nim rozbawienie. Nie mogła tego pojąć, ale tak właśnie było. 

Mężczyzna roześmiał się głośno.

— Pojęcia nie masz kim jestem i dlaczego cię atakuje — stwierdził.

Niewiele myśląc, dziewczyna skinęła po prostu głową i to zastąpiło odpowiedź.

— Ale wiesz co? — Jego twarz przyozdobił okropny, istnie rekini uśmiech. — Tak to już jest, w naszym świecie. Na wiele rzeczy nie ma się wpływu.

Ruszył, gwałtownie odbijając się stopami od posadzki. Sakura zadziałała intuicyjnie, napędzana strachem przed śmiercią. Uchylając się od miecza, z głośnym okrzykiem nie mającym nic wspólnego z charyzmą, ugodziła niespodziewającego się kontrataku oponenta pięścią. Techniki zaszczepione jej przez Piątą dały o sobie znać, na równi z odgłosem przewalających się desek roztrzaskanej w proch, damskiej szatni.

Sakura stała na rozszerzonych nogach oddychając głośno i spazmatycznie. Rozejrzała się pospiesznie po czym odwróciła na pięcie i biegiem puściła przed siebie, jak najdalej od świecącego nagością napastnika. 

Ani myślała by dokończyć swoje dzieła zniszczenia. Szansa, że pokona kogoś takiego była wystarczająco marna nawet gdyby obcy shinobi był odziany w gruby golf. Z kilometra śmierdziało od niego potęgą i siłą. Ona zaś była bliska płaczu. A przy tym kompletnie nieporadna.

To, że udało jej się go trafić zawdzięcza tylko i wyłącznie opatrzności losu. Jej zaradność tudzież wojowniczość nie ma tu nic do rzeczy, bo i nie ma zbytnio o czym mówić.

Dysząc głośno, ukryła się za jednym z głazów licznie rozstawionych wokół źródeł. Przywierając plecami do zimnej powierzchni, nasłuchiwała dźwięków. 

— Wy, Shinobi Liścia, zawsze jesteście tacy głośni. Niedyskretni. Wyzbyci profesjonalizmu. — Dobiegł ją złowieszczy szept, na chwilę przed tym, jak olbrzymia, męska ręka wyłoniła się zza parowej ściany. Mężczyzna silnie chwytając za jej drobne, dziewczęce ramię brutalnie cisnął nim w bok. 

Pod wpływem pchnięcia, Sakura gwałtownie utraciła równowagę. Przewracając się, boleśnie stłukła sobie kolana. Jęknęła, natychmiast odwracając się w stronę napastnika a wtedy… raptownie zamarła w miejscu. Ryby mężczyzna stał przed nią. Wysoki, pewny siebie, dumny, zimny niczym lód. Dostrzegła, że miał na sobie spodnie. 

Wielkim, rozłożystym mieczem celował prosto w jej szyję którą teraz zmuszona była podnieść tak wysoko, jak tylko potrafiła. Mimo grubej warstwy łez w oczach, z namiastką odwagi popatrzyła prosto w pozbawioną wyrazu, okrutną twarz swojego oprawcy. Drżała na całym ciele, a każde przełknięcie śliny przypominało jej o obecności ostrych na kształt rybich łusek elementów, które w każdej chwili zgodnie z wolą swojego właściciela mogły rozszarpać jej gardło. 

Dziwne. Ale miała wrażenie, że krawędzie broni raz za razem delikatnie muskają jej skórę, jakby ostrze samo w sobie nie mogło doczekać się, aż w końcu posmakuje smaku krwii swojej ofiary.

Trwali tak w kilku bardzo długich sekundach ciszy i bezczynności, podczas której On napawał się swoim zwycięstwem, Ona zaś rozpaczała z powodu kolejnej, druzgocącej porażki. Łzy samoistnie kapały po kobiecych policzkach. Człowiek rekin patrzył na ten żałosny obrazek bez wyrazu.

— Jesteś młodziutka — wyznał nieoczekiwanie, pochylając się ku jej rozdygotanej postaci. Cofnęłaby się, rzecz naturalna, gdyby tylko ciało nie odmówiło jej posłuszeństwa a przy krtani nie tkwił ogromny, śmiercionośny miecz. W odpowiedzi więc po prostu, rozszerzonymi jak spodki oczami obserwowała poczynania mężczyzny. Kurczowo zacisnęła wolną pięść, gotowa, gdyby tylko nadarzyła się okazja, na oślep wymierzać kolejne ciosy. Rekin zdaje się zauważył jej ruch, lecz jedynie uśmiechnął się z ironią  — I zapewne trochę się obawiasz  — orzekł.

— Jestem przerażona — wyznała ze ściśniętym gardłem.

— Przyznane się do własnych obaw świadczy o twojej rozwadze. Tylko głupiec nie boi się niczego.

Przekrzywił głowę, przypatrując się kobiecie w skupieniu. Następnie odsunął ostrze, pozwalając kunoichi wziąć jeden z głębszych oddechów, po czym odchylając się, zwycięskim gestem powalił ją na ziemię, nogą silnie i brutalnie godząc w jej skuloną postać.

Sakura, nieprzygotowana na taki obrót zdarzeń, ze szlochem upadła na plecy raniąc się o ostre kamienie. Załkała, gdy gestem przepełnionym wyższością i pogardą, szturchnął ją stopą. Natomiast trwoga całkowicie wstrząsnęła jej ciałem, gdy pochylił się a jego rekini, złowieszczy uśmiech zawisł tuż nad jej głową. 

— Będziesz tak leżeć, jak prawdziwa ofiara losu? — szydził. — Wstawaj. 

Gwałtownie uniosła się do siadu, po czym pełzającym ruchem oddaliła w tył pragnąc znaleźć jak najdalej od osobnika, który odczuwał tak wielką radość z czynienia jej krzywdy. 

Palce, którymi utrzymywała ręcznik we właściwej pozycji bolały ją od ciągłego ściskania materiału. Klatka piersiowa unosiła się w zawrotnym tempie, pragnąc dorównać szalenie bijącemu sercu. 

Sakura nigdy się tak nie bała. Nigdy też nie była tak mocno zdana na samą siebie, jak teraz. Patrzyła przez łzy na swojego kata, który delektował się widokiem jej sponiewieranego, na wpół rozebranego ciała. Odkryte miejsca szybko zabarwiły się nabitymi siniakami. Miała wrażenie, że widok jej bólu oraz udręczenia go bawi.  Świadomość tego co się z nią zaraz stanie, przerażała ją nie mocniej od wizji samej śmierci. 

Mężczyzna stojąc niepokojąco blisko, z mieczem trzymanym w wolnej ręce budził grozę. Wtem, wciąż trzymając jej żywot w garści, zbliżył się i wyciągnął ku niej dłoń. Mocno zacisnęła powieki, intuicyjnie odchylając się w tył. Była przygotowana na najgorsze. 

Poczuła, że mężczyzna palcem wskazującym zahaczył o jej podbródek, siłą, mimo wątłego sprzeciwu unosząc go ku sobie. Niepewnie uniosła powieki, konfrontując się z widokiem jego pogardliwej miny. — Nie masz w sobie za grosz odwagi. A Twoja siła.. Bardzo groźna broń w rękach kogoś tak nieobliczalnego i słabego. Nie zasłużyłaś na taką potęgę. 

Haruno mocno zacisnęła pobladłe wargi, starając się dzielnie znosić ciężar słów, których obiecała sobie już nigdy, przenigdy nie usłyszeć.

Shinobi musiał wyczuć jej zgorzknienie, być może poznał to po wyrazie jej twarzy, może nagle gasnących, załzawionych oczach. A może po prostu niezbyt interesowało go samopoczucie kunoichi, która w jego opinii, nie zasłużyła na najmniejszy skrawek szacunku.

— Dam ci dobrą radę — dodał w przypływie nieuzasadnionej dobroci. — Nie jesteś w stanie znieść presji życia wojownika. Twoja zabawa w ninje powinna zakończyć się, póki jeszcze żyjesz. 

Gwałtownie opuścił dłoń, którą do tej pory kontrolował położenie jej głowy.

— Skoro mnie zaatakowałeś, musiałeś uznać mnie za zagrożenie! — rzuciła naiwnie, łudząc się i zarazem łaknąc komplementu. W końcu zdołała go trafić. I na krótki moment rozbroić. Czyż nie zasługuję na odrobinę uznania?

— Każdy popełnia błędy. A teraz idź dziewczyno, ciesz się każdym dniem. — Niespodziewanie odsunął się o kilka kroków do tyłu, dając jej dostatecznie dużo miejsca na ewentualną ucieczkę lub też kontratak. Cokolwiek. — Tacy jak ty z reguły nie żyją zbyt długo.

Sakura patrzyła ku niemu rozbieganym wzrokiem nie potrafiąc pojąć, co się właśnie wydarzyło. Co się właśnie dzieje.

— Tak po prostu...Ty… puszczasz mnie wolno? — Musiała to wyartykułować, zanim pozwoliła sobie w to uwierzyć. 

— Myślisz, głupia dziewucho, że pastwienie się nad lamentującą kunoichi sprawi mi jakąkolwiek przyjemność? — zakpił powoli tracąc cierpliwość.Nie miał świadomości, że swoimi słowami ranił ją po stokroć bardziej niż gdyby celnie ugodził ją swoją Samehadą. — Spotykając Shinobi Konohy liczyłem na dobry pojedynek zwieńczony moim zwycięstwem. Tymczasem natrafiłem na ciebie. Zaledwie imitację wojownika. 

Odpowiedziało mu milczenie, zakłócane jedynie przez żałosne pociąganie nosem.  Jednakże jej wzrok…

Kisame nie mógł nie zauważyć tych ognistych iskier, które mimo spuchniętej od płaczu twarzy, nadały postaci kobiety zaciętego wyrazu. Coś w niej samej uległo zmianie, choć na zewnątrz nie działo się nic więcej. W dalszym ciągu trwała sparaliżowana strachem, kuląc się na ziemi niczym zbity pies. Niewielkim ręcznikiem broniła swojej nagości. Tylko tą jedną rzecz mógł zaakceptować jako godną namiastki uznania. 

—Sądzisz, że się mylę? — Pociągnął rezolutnie, patrząc na dziewczynę z góry. — To wstań. Wstań i walcz. Zachowaj się jak prawdziwy ninja za którego się uważasz i zgiń z honorem. Polegnij w walce. Nie podczas płaszczenia się i trzęsienia przed przeciwnikiem. No już. Wstawaj. 

Mimo upływającego czasu dziewczęca sylwetka ani drgnęła. Zielone oczy ponownie wypełniły się grubą warstwą łez. Sakura nie poruszyła się, nie wykazała najmniejszej chęci na to, że jest w stanie bronić swojego honoru. Żałośnie zawiesiła głowę, pozwalając by grube łzy rozbijały się o posadzkę.

Stało się więc tak, jak zakładał. Odrobina wykazanej brawury nie wystarczy, by stać się potężnym. Do sukcesu potrzeba czegoś więcej niż tylko chęci, pustych deklaracji i ton potu wylanego na morderczych treningach. Można być silnym — władać nieskończoną mocą, lecz przy tym wciąż pozostawać tchórzem. Prawdziwy wojownik odniesie zwycięstwo bez względu na poziom swoich możliwości. Takie było jego zdanie. 

Spoglądając po raz ostatni na tą nędzną kompromitację shinobi, odwrócił się i powoli odszedł. Dość miał na dziś gorących źródeł. Natomiast pseudo wojowniczek z Konohy wystarczy mu już na całe życie. 


Dochodząc do linii drzew rozciągających się poza granicami turystycznego obiektu w którym postanowił urządzić sobie pełne rozczarowań polowanie, bez specjalnego zaskoczenia spostrzegł spoczywającą na kamieniu, nieruchomą sylwetkę. Postać podniosła ku niemu puste, stworzone na idealny wzór oczy. 

— Można by rzec, że się starzejesz, wielki Kisame z Kirigekure. Zachowałeś dziewczynę przy życiu.

— Zabicie jej przyniosłoby mi tylko hańbę. — Odbierając od towarzysza swój płaszcz, bez słowa narzucił go na ramiona. Czerwone chmury zatrzepotały na wietrze. — To tylko kolejny zżółknięty i słaby liść Konohy. Nie wart fatygi ani czasu. 

— Ale że też tak, bez ubrania? — Ton rozmówcy nie zmieniał się, choć w wyobrażeniach Rekina miał on teraz raczej prześmiewczy wydźwięk. Kisame darował sobie konfrontowanie tej odważnej tezy, z wyrazem twarzy kompana w poszukiwaniu skrawka rozbawienia. Już dawno pojął, że było to całkiem bezowocne. — To podchodzi pod paragraf. Do licznych przewinień, Możni mogą dopisać ci jeszcze molestowanie nastolatek. 

Liczyłem na odrobinę zasłużonej rozrywki, a dostałem strzępy taniego dramatu. — Kisame zerknął ku pogrążonemu od lat w jednym wyrazie licu towarzysza, nie mogąc oprzeć się ironii samej pchającej na usta. — Od dziś Sasori możesz więc spać spokojnie, o ile w ogóle to czynisz. Żadna niewiasta z Konohy nie jest w stanie zagrozić Twemu wiecznemu, boskiemu jestestwu. 

— Kamień z rdzenia, przyjacielu. Przyznaję.

— Czy Deidara wraz z Itachim zmierzają już w naszą stronę?

— Zapewne. Podobnie jak twój nierozwinięty listek. Jeśli się nie mylę, szlak ku Konosze prowadzi właśnie tą stroną. — Kisame nie odpowiedział, Sasori natomiast pozwolił sobie na wyrażenie tego, co naraz wydało mu się tak abstrakcyjne, że aż intrygujące. — Szkoda by było twojej fatygi, gdyby mój partner pochwycił to, co Ty rycersko wypuściłeś na wolność. Sądzę, że ten narwany chłoptaś nie przykłada zbyt wielkiej wagi do honoru. 

— Pięknym jest to, co można zamienić w proch — zacytował warkotliwie.

— Doprawdy, Kisame, twój ton zdradza wrażliwość artysty. 

    


Oto i jest! Pierwszy rozdział na tym blogu pisany moją ręką i przy tym moja chyba pierwsza w życiu jednopartówka! :) 
Nie obyło się jednakże bez parokrotnego zwątpienia w swój udział w owej instytucji. Na początku bowiem brakowało mi wszystkiego — od pomysłu do talentu włącznie. 
Ale jakoś przez to przebrnęłam, choć, uwierzcie, nie było mi łatwo. 
Pragnęłam stworzyć coś poważnego, zaprawionego szczyptą profesjonalizmu i mądrych, głębokich przenośni. W tym jednak fakcie całkowicie przeszkadzał mi fakt, że Kisame (na życzenie zamawiającej) miał być całkowicie nagi. 
Jak stworzyć coś poruszającego skoro jeden z głównych bohaterów na prawo i lewo świeci swoją golizną? xd
Wtedy pomyślałam... Dobra! Zrobię to na śmiesznie! 
Ale jak utworzyć komiczną atmosferę, gdy kolejna z postaci boi się i beczy? 
Więc oto, wyszło co wyszło. 
Opowieść w której moim największym założeniem było pokazać młodą Sakurę od najbardziej Sakurowej wówczas strony. Nie, jako superpotężną kobietę ninja która z każdym sobie poradzi. 
Mam nadzieję, że to co stworzyłam przypadło Wam do gustu choć trochę. 
No i moja kochana Sayuri7, wybacz, jeśli w jakikolwiek sposób skrzywdziłam Sasoriego! ♥ 
Pozdrawiam i do usłyszenia! 
Temira 


Ps. Przyjmę kolejne 1 zamówienie :) 

8 komentarzy:

  1. A krzywdź sobie go, mój Skorpion zawsze się pozbiera ;>

    Powiem, że nie miałaś łatwego zadania, to na pewno! Ale ładnie wybrnęłaś. Wizerunek złowieszczego, groźnego i nieobliczalnego Kisame kontrastował z marnością Sakury. Ponadto, to że drąg dyndał mu między nogami jakoś nie pozbawiło go tej specyficznej aury. Nadal był niebezpieczny i majestatyczny. :D

    Chwała ci, że nie zrobiłaś z Haruno herosa. Jest tutaj młodziutka, niedoświadczona no i głupiutko naiwna. Aż wierzyć mi się nie chciało, że nie przygotowała się należycie. Zwłaszcza, że była to jej pierwsza samotna misja! To wydarzenie da jej do myślenia w tym uniwersum. Nawet jeśli sprawiłaś, że Kisame zobaczył u różowej ten "błysk", to nadal nie była zdolna do niczego poważniejszego. Brawa za to. Nagła transformacja w badass byłaby przesadą.

    Moim zdaniem bardzo dobrze Ci poszła. Rozpiera mnie duma^^

    Okay, a co do tego zamówienia, to pomyślałam może w końcu ktoś coś dla mnie napisze xD Tylko... Czy akceptujesz pary tej samej płci? Nie chodzi mi o żaden opis zbliżenia tylko w głowie krąży mi taka para od jakiegoś czas. Tobi x Deidara, ale! Marzy mi się sytuacja, w której w jakiś sposób Dei dowiaduje się, że Tobi to Uchiha i właściwy lider Akatuski. Nie ważne czy ogarnie kim jest Obito, czy będzie myślał, że to Madara (tak jak myślał Pain w fandomie). A Obito jest tam taki władczy, złowieszczy i widać jego dominacje nad Deidarą. Ohohoh, co ja mam za pomysły xD A jeśli nie, to z chęcią przeczytam coś o Sasorim. Na przykład dzień z jego życia, kiedy opuścił Sune, ale nie był jeszcze w organizacji. Nie ważne czy solo, czy sparujesz go z kimkolwiek.

    Buziaki~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ohoho, Nie podejrzewałam Cię o takie kombinacje!
      Biorę oczywiście. I to z pocałowaniem ręki!
      Choć, pewnie, troszkę mi to zajmie. Na szczęście czasu mam aż nadto! :>

      ♥♥♥

      Usuń
    2. Skoro się zgadzasz, to chcę mojego Obito-chan! *-*
      (co ciekawe kocham większość Uchiha poza tym fagasem Sasuke xD)

      Usuń
  2. Fenomenalne :D
    Czuć w tym nutkę powagi, ale zachowana jest komiczna atmosfera, a i opisy sytuacyjne robią swoje ^^
    Szczerze powiedziawszy to podczas czytania dorodnie parsknęłam kilka razy śmiechem, co nie uszło uwadze ludzi z metra. Jeden jegomość nawet pofatygował się zapytać co mnie tak bawi :D
    Jak na pierwsze dzieło na tym blogu, z pewnością mogę powiedzieć, że poprzeczka ustawiona wysoko i jeżeli wszystko będzie na takim poziomie to zapowiada się naprawdę świetny czas dla zbawienia na sprzedaż :D
    Oby tak dalej, oby takich więcej, nie mogę się doczekać na kolejną notkę spod Twojego pióra! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I o to właśnie mi chodziło! :D Dziękuję za opinię! ♥♥
      Im głębiej w las, tym bardziej będziecie się przekonywać, że poważne historie na prawdę nie są moją mocną stroną.
      Sayuri jak wykreuje coś głębokiego, to aż się włos jeży na ciele - tymczasem ja uwielbiam sobie zarzucić jakimś śmiesznym określonkiem, czasami zupełnie nie pasującym do sytuacji.
      W następnym wydaniu zapraszam na coś mega śmiechowego! :> :>
      Prace już w toku

      Pozdrawiam!
      Temira

      Usuń
  3. No heeeeej, ja ci daję takie wyzwanie, a ty mi tutaj wychodzisz z tego obronną ręką w iście profesjonalny sposób. Jestem szczerze zachwycona. Popłakałam się ze śmiechu w momencie, w którym Kisame zapytał o to, czy kluczem do pokonania Konohy jest wysłanie setki golych żołnierzy. Wyobrażałam sobie tego one-shota we właśnie takim zabawnym charakterze i jestem zadowolona, ze właśnie tak to napisałaś. Sytuacja właściwie wymuszała taką formę. Przyznam jednak, że kiedy pomyślałam o Kisame atakujqcym Sakurę w łaźni, myślałam o trochę starszej Sakurze, tej pewniejszej dziewczynie po treningu z Tsunade, która widząc gołego faceta w damskiej łaźni próbowałaby połamać mu wszystkie żebra tak jak wcześniej jej mentorka potraktowała podglądajacego ją Jirayę. Mimo to jestem bardziej zadowolona z mlodszej Sakury, która prawie umarła z zawstydzenia widząc pewną męską część ciała, latajacą sobie tu i tam, przy tym desperacko trzymając ręcznik, jakby to była osatnia deska ratunku. Parsknęłam śmiechem, kiedy Sakura pomyślała, ze powinni uczyć tego w Akademii i że ktoś powinien przewidzieć taką sytuację. Wyobraziłam sobie Irukę mówiacego ośmiolatkom, co mają zrobić, jeżeli kiedyś spotkają nagiego missing-ninja rangi S. To by był hit.
    I bardzo mi się też spodobał gościnny występ Sasoriego. Chcialabym zobaczyć reakcję Kisame na wieść, że jednak ta niewiasta z Konohy zagroziła jestestwu Sasoriego. Ogólnie byłabym ogromnie zadowolona, gdyby Kisame i Sakura spotkali się kolejny raz. (Patrzy sugestywnie na Temirę, uśmiechając się glupio)
    Czyli, moja droga, z radością cię informuję, że twój chrzest na tym blogu uważam za bardzo udany. W skali do 10 daję ci 10 i oficjalnie oświadczam, że nie straszne są ci kompletnie irracjonalne mieszanki, takie jak Sakura i Kisame.
    Pozdrawiam ciepło i gratuluję świetnego wstępu. Życzę ci, aby reszta twoich one-shotów była rownie wspaniała. Teraz się oddalę i dam ci odpocżąć, odsuwając na razie na bok moje dziwne pomysły. xd

    OdpowiedzUsuń
  4. No witam Cię witam, mój Ty kacie! :D
    Bóg wie ile trudu mi zadałaś swoim karkołomnym zadaniem i zarazem bóg mi świadkiem, zaraz Cię tutaj zablokuje! xd Albo przynajmniej dostaniesz dożywotniego bana na wszelakie zamówienia. I kropka xd
    Oczywiście żartuje.
    Choć z początku wydawało mi się, że temat pójdzie mi bardzo opornie, największym stresem okazał się sam początek a później już, jak to zazwyczaj bywa, historia nakreśliła się sama.
    Starsza Sakura w ogóle mi tutaj nie pasowała i była jednocześnie o wiele trudniejsza do stworzenia. Silna wojowniczka nakierowywała mnie ku walce z Kisame. Niestety albo stety, nie miałam w ogóle pomysłu jak mogłabym owe starcie podkolorować by nie wyszło nudno i przewidująco. Bitwa może i byłaby widowiskowa ale nie wyobrażam sobie tak czy siak by kunoichi mogła wyjśc z niej zwycięską ręką. Ani tym bardziej jak mogłabym ową jednopartówkę zakończyć, by w ogóle wszystkiego nie zepsuć.
    Dlatego postawiłam na siłacza i słabiaczkę, rzucając tylko niewielki skrawek starcia.
    A teraz baaaardzo cieszę się, ze Ci się podobało! :) :)
    I mam nadzieje, ze jeszcze nie raz wbijesz mnie w ziemię swoimi pomysłami :P

    Pozdrawiam i dziękuje!
    Temira

    OdpowiedzUsuń
  5. Temiiiira <3 Tęskniłam za Twoimi tekstami :)
    Super pomysł, że dołączyłaś do Sayuri we współtworzeniu bloga :)
    Mieszanka Sakura i Kisame, faktycznie, iście nieprawdopodobna :D Jednak to, w jaki sposób poprowadziłaś partówkę, wzbudziło we mnie i niepohamowany śmiech jak i zachwyt :)
    Po prostu wejście rekina! ...yy smoka* :D

    OdpowiedzUsuń

Wena żreć coś musi — jeśli czytasz, to doceń naszą prace i skomentuj!