I oto po raz kolejny w tym półroczu musiała się zmierzyć z niezaprzeczalną prawdą. Faktem, że ona, Sakura Haruno, córka inżyniera i księgowej jest matematycznym ćwierćmózgiem. Pomyłką genetycznej loterii, w której los zaopatrzyli się jej rodzice podczas wietrznego i nie do końca słonecznego dnia jej poczęcia.
Frytki
były zbyt słone i parzyły w język. Szejk roztopił się zanim opieszała
latynoska, ostentacyjnie żująca wyzutą ze smaku gumę, przełożyła go na tacę z
zamówieniem. Jakby tego było mało, w ulubionym burgerze zamiast dodatkowego
bekonu dostała jego brak i ekstra porcję znienawidzonej cebuli.
Mimo
to konsumowała powoli kolejne kęsy posiłku, ledwie wydłubując wrogie krążki
spomiędzy warstw kanapki. Naturalnie, równie idealne i podnoszące na duchu danie
musiało mieć równie wspaniałe zakończenie. A dowiedziała się o nim siorbiąc
kolejną porcję napoju. Ekologicznie poprawna, a jednak funkcjonalnie nie mającą
racji bytu, papierowa słomka, okazała się rozmiękła. W ustach przypominając
jedynie dalekiego od stanu gotowości męskiego członka.
Z
całą pewnością, gdyby dzień ten nie różnił się od pozostałych niczym innym,
Sakura doświadczając tak fatalnej i odbiegającej od wszelkich norm społecznych
obsługi, pozwoliłaby pochłonąć się wściekłości i uwolniła wewnętrznego potwora.
Karenisko w najczystszej postaci, stanowiące esencję nienawiści i nierealnych
wymagań. Admirał Zawołojkierownikową.
Jednak
scenariusz dzisiejszego dnia był nadzwyczajny, choć ostatnimi czasy pojawiający
się aż nazbyt często w jej codzienności. Kolejny raz profesor Asuma wyciągnął
ze swojej nadszarpniętej czasem, skórzanej teczki stos złowrogo szeleszczących
kartek z maźniętym czerwonym tuszem piętnem. I oto po raz kolejny w tym
półroczu musiała się zmierzyć z niezaprzeczalną prawdą. Faktem, że ona, Sakura
Haruno, córka inżyniera i księgowej jest matematycznym ćwierćmózgiem. Pomyłką
genetycznej loterii, w której los zaopatrzyli się jej rodzice podczas
wietrznego i nie do końca słonecznego dnia jej poczęcia.
Westchnienie,
które wypuściła z siebie maczając z lekka ostygłą frytkę, w wylanym na serwetkę
keczupie, zaniepokoiło zebranych wokół stołu znajomych. Do tej pory za każdym,
niemal już rytualnym wyjściem na burgera, odbywającym się po dla niektórych
bardziej udanej, a innych mniej klasówce z matmy, Sakura nie pozostawała cicho
dłużej niż na okres przełknięcia pojedynczego kęsa. Wyrzucała z siebie
nienawiść do ospałego i wiecznie zagadkowego nauczyciela, królowej nauk i
ogólnego kaprysu wszechświata aby to właśnie matematyka i ukryta za nią logika
były niezbędne do życia na jako tako zadowalającym poziomie. Przy okazji zawsze
zawarczała złowrogo na któregoś ze znajomych, gdy tylko raczył przerwać jej
mały obrządek wypluwania z siebie hejtu.
Tymczasem dzisiaj siedziała cicho. Trochę jakby nieobecna, a może i
nawet pokonana przez los, świat, matematykę i własną głupotę. Skubała z żalem
niespełniający oczekiwań posiłek i pozostawała bez komentarza pełne zmartwienia
czy niepokoju spojrzenia, które normalnie kończyłaby krwawą jatką.
— Dobra. Dosyć tego, Haruno. —
Warknięcie Sasuke nie zdołało wzbudzić w niej najmniejszego zainteresowania.
Najpewniej jeszcze nie tak dawno temu, w czasie porównywalnym do milisekund,
samo zwrócenie się do niej sprawiłoby naprostowanie jej skrzywionych i
poddańczych myśli. Jednak obecnie Uchiha nie był niczym więcej niż odległym,
nieco wstydliwym epizodem z jej życia. Niegdysiejszym obiektem nie tak bardzo
cichych westchnień i workiem pokutnym za naiwne, nastoletnio-dziecinne ułudy.
Mimo to siedzący obok chłopaka blondyn zerknął niepewnie w stronę
przyjaciela, próbując zapobiec nieuniknionej w jego opinii katastrofie.
— Sasuke… — wymamrotał niemrawo jak na samego siebie, jednak został
szybko nawrócony na z rzadka odwiedzaną ścieżkę milczenia.
—
Zamknij się, Naruto. Ktoś musi w końcu coś powiedzieć! — Pełne wściekłości i
pogardy spojrzenie, nieznośnie powolnym ruchem głowy zostały przeniesione na
sedno całej rozmowy. — Słuchaj mnie uważnie, Haruno. Twoje wieczne zawiechy i
to stąpanie na paluszkach całej reszty, aby tylko nie urazić naszej różowej
gwiazdeczki, odbiera mi apetyt.
Pociągnął
łyk napoju wydając przy tym złowrogie siorbnięcie aby nadać słowom dramaturgii
i mocy urzędowej.
—
Nie jesteś jakimś jebanym kopciuszkiem, nikt się na ciebie nie uwziął. Masz
wziąć się w garść i przestać mnie irytować. — Wstał odpychając nogami krzesło,
które z głośnym szurnięciem utorowało mu drogę odwrotu. — Jutro o osiemnastej u
mnie. Korepetycje — rzucił podnosząc tacę i odchodząc.
Sakura,
z resztą jak i pozostałe osoby przy stole, z niedowierzaniem patrzyła jak
oddala się i tuż przed zniknięciem za szklanymi drzwiami prowadzącymi na
zewnątrz, zamaszystym ruchem wyrzuca nieposegregowaną zawartość tacy do kosza.
—
No to się doigrałaś dziewczyno — oświadczyła z ironią Ino, patrząc prosto w jej
oczy z nieskrywaną zadziornością.
***
Kwaskowaty i cierpki posmak stresu utrzymywał się w jej ustach od rana.
Ewoluował z porannego kapcia w skutek całodniowego braku jedzenia i ścisku
żołądka wywołanego nieodległą konfrontacją z Sasuke. Dopiero tego popołudnia
dotarło do niej, że wielodniowe, wchodzące wręcz w setki godzin i tysiące minut
wmawianie sobie, że Uchiha nic dla niej już nie znaczy, nadawało się do
potłuczenia o kant dupy. Jej serce dalej świrowało, a organizm głupiał na samą
myśl spędzenia czasu sam na sam. I zupełnie nieistotny był tu fakt, że
spotkanie miało być w pełni profesjonalne i poświęcone okiełznywaniu dzikich
równań, zasad i alogorytmów.
Podejście pod drzwi i użycie dzwonka stanowiło większe wyzwanie niż
odmówienie kolejnej dokładki ziemniaków podczas rodzinnego obiadu u babci. Dwa
uderzenia serca i brak natychmiastowej reakcji za ścianą sprowokował ją do
zerknięcia na telefon. Wielkie, przytłaczające liczby wskazujące na bycie trzy
minuty przed czasem, wzbudziło w niej nagłą chęć ucieczki i powrotu dopiero w
momencie, gdy wybije równa godzina.
Krok w tył, początek obrotu, nagły szczęk kluczy i panika przeszywająca
ją niczym prąd. Przebiegająca od czubka głowy po stopy w poszukiwaniu
uziemienia.
— Sakura, tak?
Głęboki, spokojny i stosunkowo znajomy głos zaatakował ją i zupełnie
wybił z realizacji ucieczki. Przełknęła ślinę i nerwowo chichocząc powróciła do
wcześniej zajmowanej pozycji by stanąć twarzą w twarz z…
—
Itachi? — suchość gardła zdradziła ją zaraz przy pierwszej głosce, gdy
zazwyczaj dziewczęcy i spokojny głos przybrał wysoki i piskliwy ton. Chłopak, a
w zasadzie już pełnoprawny mężczyzna, którego mgliście kojarzyła z czasów
podstawówki jako odbierającego Sasuke z zajęć. Pamiętała, że stanowił pierwsze
zauroczenie tej części koleżanek, dla których jego młodszy brat stanowił był
tylko żałosnym i niedojrzałym gówniarzem. Teraz stał przed nią w opinającej,
miejscami mokrej koszuli i dosuszał wlosy puchowym, różowym ręcznikiem
jednocześnie posyłając jej ciepły, zapraszający uśmiech.
—
To ja. — Zaśmiał się, co w jego wykonaniu było niezwykle urocze i seksowne
zarazem i wprowadziło dziewczynę w jeszcze większą konsternację. — Niech
zgadnę. Sasuke nie powiedział, że to ja jestem korepetytorem?
Niemrawe skinienie głowy, szybkie założenie pasma włosów za ucho i
głęboki, gwałtowny wdech w momencie, gdy ruch jego ramion rozchylił koszulę i
ukazał lekki zarys mięśni na idealnie gładkiej klacie.
—
Mogłem się spodziewać, że młody nie może niczego normalnie załatwić. No nic. —
Kolejny uśmiech w jej stronę i kolejny mikro zawał wybuchający gdzieś pod lewą
miseczką stanika. — Wejdź do środka. Korytarzem prosto i ostatnie drzwi po
lewej. Zaraz przyjdę.
Nagle
do jej głowy wkradły się tysiące wątpliwości odnośnie rodziny Uchiha i ich
osobliwości. Dziesiątki plotek i durnych żartów, które serwowali sobie
rówieśnicy, nigdy nie mający dostąpić zaszczytu poznania rodziców obu braci, o
odwiedzinach ich w domu nie wspominając.
Szarpnięciem
poprawiła ramiona plecaka, co z zasady miało wspomóc jej pewność siebie. Jednak
w momencie przekroczenia progu mitycznej rezydencji, do której nikt prócz
Naruto nigdy nie miał wstępu, resztki zdrowego rozsądku uleciały w niebyt.
***
W
mijanych pomieszczeniach, częściowo pootwieranych na ciekawski wzrok gościa,
nie spostrzegła niczego z długiej listy przedmiotów, które w granicach
świadomości spodziewała się widzieć. Prawdopodobnie gościnna sypialnia,
uraczyła ją brakiem świec, łańcuchów, pentagramów i trumien, które tajemniczy i
eleganccy Uchiha mogliby wykorzystywać do spędzania dni jak na prawdziwych,
krwiopijców przystało.
Oswajając
się z myślą, że rodzina Sasuke nie jest jednak potworami z Kingowskiej książki,
pozostawało jej wierzyć, że pławią się w luksusach, które poniekąd emanowały z
jej kolegi od zawsze. Ale i tu spotkało ją rozczarowanie. Pokój, do którego
weszła był zaskakująco… zwyczajny. Ni to mały ni to duży, zupełnie odmienny od
jej wizji. Brakowało surowej bieli czy neutralnych szarości. W zamian ściany
pokrywały ciepłe odcienie, a powierzchnię zapełniało kilka praktycznych do bólu
mebli.
Przeczesując
wzrokiem otoczenie znalazła dogodne dla siebie miejsce. Niepewnie przysiadła na
obrotowym krześle dostawionym do zarzuconego książkami i papierami stołu,
naprzeciwko mając biurko z odpalonym laptopem, zasłoniętym wysłużonym,
gejmingowym fotelem.
Kończąc szybkie oględziny przeszła do wypakowywania zawartości
niewielkiego plecaka. Stos papierów uzupełniła o własny zeszyt, blok
kratkowanych kartek oraz podręcznik. Kiedy przyszedł moment na piórnik,
pociemniało jej przed oczami. Ukochany ślimak, zszyty z białego miziastego
materiału i ozdobiony trzema ciemnozielonymi łatami, był z nią nierozłączny od
lat. Ale teraz, gdy miała go pokazać Itachiemu,
poczuła się niczym dziecko a nie młoda kobieta, co ubodło ją zdecydowanie
bardziej niż powinno.
—
Mam nadzieję, że nie jesteś jedną z tych dziewczyn, które wiecznie przebywają
na diecie. — Podskoczyła gwałtownie, uświadamiając sobie jego nagłą
teleportacja w próg pokoju. Odwróciła się zaciekawiona, nie do końca rozumiejąc
cel jego wypowiedzi. W lewej dłoni wprawnym chwytem trzymał okrągłą, czarną
tacę, która wyglądem przypominała najpopularniejszy model wykorzystywany w
kawiarniach. Pewnie podszedł do niej i wyuczonym ruchem postawił na stole dwa
kubki z niezidentyfikowanym naparem oraz dwa talerze pełne nieznanego
pochodzenia kulek, nadzianych na drewniane patyczki do szaszłyków.
—
Moja mama zawsze powtarza, że nauka bez przekąsek to nie nauka a katorga —
zaczął mrugając do niej. — A że mózg zasilany jest głównie przez cukier prosty,
to postanowiłem przynieść nam coś słodkiego — dodał obchodząc stół i odkładając
tacę na jego róg.
Opadł
na swój fotel i zwrócił się do laptopa, na którego klawiaturze zaczął coś
intensywnie pisać. Korzystając z chwili nieuwagi, Sakura sięgnęła po porcję
deseru i przyjrzała się mu uważnie. Nie miał zapachu, a jego struktura wydawała
się mocno sprężysta.
—
Zgaduję, że nigdy tego nie jadłaś? — Kolejne słowa były zupełnie nagłe i
przyprawiające o palpitacje serca. Czy kiedyś jego działania przestaną ją
straszyć?
—
Nie… Nie bardzo. Co to właściwie jest? — Ciekawość i głód okazały się
silniejsze niż zdrowy rozsądek czy stres wywołany obecnością obcej osoby. Odrywając
wzrok od kolorowych kulek zdążyła zauważyć, że brunet przypatruje jej się z
rozbawieniem i… zaciekawieniem?
—
To dango. Japoński… nazwijmy to deser. Z mąki ryżowej i słodkiej czerwonej
fasoli. — Dziewczyna zmarszczyła nos, na co podrapał się po głowie, zdając
sobie sprawę jak mało apetyczna była to reklama. — Wiem jak to brzmi, ale jest
naprawdę smaczne. W dodatku fit, słit i bez glutenu! — zażartował. — No i
robiłem to cały poranek. Jeżeli nie spróbujesz, nici z nauki.
—
Ty… to zrobiłeś? — Zwątpienie ale i zaintrygowanie wybrzmiało w jej głosie.
Spojrzeniem wodziła między idealnie kulistym kształtem i Uchihą.
—
O tym Sasuke też ci nie powiedział? Zaraz. Ale powiedział, że chodzi o
korepetycje, prawda? Mam nadzieję, że nie przyszłaś tu na randkę w ciemno? —
Żart miał nieco rozluźnić atmosferę i samą Haruno jednak zdawał się zadziałać
zupełnie odwrotnie. Przerażona dziewczyna wyprostowała się niczym struna i mało
zgrabnym ruchem odłożyła dango na talerz.
—
Co? Nie! Oczywiście, że nie. Przyszłam na korepetycje… z Sasuke — dodała nieco
ciszej i odwróciła speszona wzrok.
—
Czyli mój braciszek cię wystawił? Skończony debil z niego. Ja bym nigdy nie
odpuścił randki ze ślicznotką. — Jakby chcąc dodać prawdy swoim słowom wziął w
rękę deserowego szaszłyka i pomachał nim przed dziewczyną. — No ale wiesz.
Podobno na złamane serce najlepsze są równania kwadratowe.* To co, bierzemy się
do dzieła?
***
Itachi
był niesamowitym nauczycielem. Bez oporów mogła to przyznać już po kilku
pierwszych rozwiązanych zadaniach. Jego spokój, opanowanie i niesamowicie luźny
styl bycia nie tylko pozwolił Sakurze na mozolne porządkowanie wiedzy, która
jak się okazało, znajdowała się już gdzieś zakodowana w zwojach jej mózgu, ale
i czerpanie jako takiej przyjemności z korepetycji.
Przy każdym nowym zagadnieniu nie
mogła przestać podziwiać bystrości studenta, który niemal natychmiast wyczuwał
z czym miała problemy i na bazie codziennych sytuacji wszystko potrafił jej
wytłumaczyć. Z radością obserwowała jak kolejne zadania przestają być dla niej
zagadką a mieszanka cyfr, alfabetów i notacji matematycznej zaczyna przypominać
coś posiadającego sens.
Pełen
aprobaty uśmiech bruneta stał się dla niej lepszą nagrodą niż słodkości, które
przygotował. Przy czwartym zadaniu zorientowała się, że pod oczami ma linie,
które pogłębiają się w trakcie uśmiechu, a gdy się zastanawia to na jego czole
pojawiają się dokładnie dwie i pół zmarszczki, co uważała za osobliwie urocze.
Szóste
zadanie stało się kamieniem węgielnym dla rozważań typowych dla nastoletniego
serca. Gdzieś w podświadomości pojawiła się szaleńcza iskierka pełna naiwności
i nadziei. Zastanawiała się, czy zachowanie Uchihy, uprzejmość, nonszalancja i
idealne dopasowanie do jej charakternego przysposobienia naukowego to
przypadkiem nie jest miłość niczym z romansów fantasy kategorii young adult.
W
trakcie dziewiątego przeszła załamanie nerwowe, gdy iks i igrek okazały się
bardziej przebiegłe niż do tej pory i musiała wspomóc się szklanką coca coli.
Brak porozumienia między nią, a korepetytorem podjudzony wewnętrznym poddaniem
poskutkował płaczem, którego nie była w stanie powstrzymać. Jednocześnie
zrozumiała, że jej gdybanie nie ma sensu. Żaden z braci Uchiha nigdy nie będzie
jej pisany i musi uciekać, póki ma w sobie resztki honoru.
Opuszczając
rezydencje wiedziała, że nie ma po co więcej tam wracać. Dalej była
matematycznym imbecylem. I algebraicznym ćwierćmózgiem, któremu nie pomoże
nawet taki geniusz jak Itachi.
Dlatego
też otrzymanie smsa tuż przed lekcją matematyki, na której miała odbyć się
kartkówka, było co najmniej nieoczekiwane.
Pamiętaj co przerabialiśmy i nie denerwuj się jeśli
czegoś nie wiesz. Idź dalej i nawet się nie zastanawiaj, a będzie dobrze
Różowa.
Nieważkość
zaatakowała jej żołądek i miała niewiele wspólnego ze znanymi jej z literatury
motylkami. Może w oczach starszego Uchihy wcale nie była stracona?
KONIEC CZĘŚCI
PIERWSZEJ
* cytat oryginalny
z tematycznie idealnego paradokumentu Szkoła
Proszę nie bijcie! Pokonanie pierwszej historii, a właściwie jej początku i końca, naprawdę zajęło mi więcej aniżeli bym chciała. Mam nadzieję, że ten bardzo delikatny obrazek nie zwiedzie Was przed moją mroczną naturą, o której obecności jeszcze się przekonacie...
Kolejna część będzie równie miękka i rozwleczona, no bo to w końcu romans szkolny - tak czy nie? :D
Do zobaczenia wkrótce!
Krropcia
PS. Chwalmy latającego potwora spaghetti za dobrą duszyczkę Sayuri i jej korektę! Oby makaron był jej zawsze al dente (lub jaki lubi najbardziej).
Do usług <3
OdpowiedzUsuńOch, jak dawno nie czytałam takiego słodkiego, licealnego życia w fandomie Naruto. Kiedyś było tego zdecydowanie zbyt dużo i zdecydowanie kiepskie xD W Twoich rączkach zmieniło się w naprawdę miłe opko ^^
Uwielbiam Twoje opisy, naprawdę. Chyba Temirze rośnie konkurencja xD
" Ekologicznie poprawna, a jednak funkcjonalnie nie mającą racji bytu, papierowa słomka, okazała się rozmiękła. W ustach przypominając jedynie dalekiego od stanu gotowości męskiego członka."
Leżałam po tym na podłodze, a nad moją głową pokazał się znak "K.O." Pokonana przez słowa i rechocząca ze śmiechu xd
Wybaczmy Sasuke, że wystawił Sakurę na łasce kogoś innego, bo Itachi godnie go zastąpił :> Nie spodziewałam się tego smsa od niego na samym końcu i to ukazało, jak słodkim gościem jest w Twoim opku, ahh~
Myślę, że wzbudziłaś zainteresowanie naszych czytelników i próbują teraz wymyślić sposób, żeby przenieść się do następnego piątku już teraz, zaraz.
Buziaki~
Przyznam bez bicia, że powrót do szkolnych realiów nie był przeze mnie jakoś wybitnie pożądany. W szkole nigdy się nie odnajdywałam więc pisanie w takich realiach było ciężkie. Ale dzięki wytycznym Ginny jakoś poszło. A nawet nie jakoś tylko dobrze :D
UsuńI masz rację, swego czasu było tego bardzo dużo o wątpliwej jakości :)
Bardzo się cieszę, że mój styl Wam odpowiada! Uwielbiam wtykać właśnie takie małe bomby w tekst aby czytelnik mógł się szczerze pośmiać :D A Wasze komentarze tylko utwierdzają mnie w tym że warto!
Na obronę Sasuke mam tylko tyle, że... on nie powiedział ani słowa o tym, kto będzie korepetytorem... Czyż nie? *wink wink*
A jak ktoś znajdzie metodę na podróż w czasie to niech podrzuci. Skoczę w przyszłość, a kolejne zamówienia może napiszą się same xD
WEIT....WHAT?!
UsuńDruga! Chyba...
OdpowiedzUsuńTeż długo nie czytałam takiego słodkiego tekstu i powiem szczerze - miła odmiana.
Twoje opisy bezpowrotnie mnie kupiły i bezapelacyjnie mogą konkurować z tymi autorstwa Temiry. Jakbyście startowały w konkursie na najśmieszniejszy opis miałabym spory problem z wyborem zwyciężczyni.xD
Jako że Sayu już przytoczyła mój ukochany fragment... Cóż, napiszę tylko, że poważnie zastanawiam się nad wydrukowaniem, oprawieniem w ładną ramkę i powieszenie tego cudu na ścianie. Mogę to zrobić, prawda? :D
Błagam, powiedz tak - potrzebuję rekompensaty za śmierć w wyniku uduszenia ze śmiechu, od której byłam o zaledwie włos.
Sasuke to debil i dupek w jednym, ale przynajmniej jego debilizm i dupkowatość się na coś przydały. Gdyby przedstawił Sakurze swój plan, ten na pewno by nie wypalił. Fakt, Itachi jest słodkim gościem, jednak - nie wiem czemu, serio - kojarzy mi się z Sasuke z Road to Ninja. Mimo to, dziwne skojarzenie przypadło mi do gustu... Chcę więcej takiego Itachiego, błaaaagam na klęczkach! *klęczy i składa ręce jak do modlitwy*
Okej, więcej rozpiszę się pod drugą częścią, obiecuję.
Póki co muszę (nie)cierpliwie na nią poczekać.
Do przeczytania za tydzień. <3
Podejmując się wyzwania też nie spodziewałam się, że wyjdzie taki słodki! Ale w sumie to jestem z tego zadowolona.
UsuńKrólowej Temiry zapewne szybko nie dogonię i ani mi się śni jej obalać ;) Lepiej o tym nie mówcie bo mnie zamknie w piwnicy i nigdy nie wypuści xD
Z tekstem możesz robić co tylko chcesz! W końcu to twoje zamówienie, a jeśli oprawisz go w ramkę, to będzie chyba największe wyróżnienie dla mnie!
Chyba nikt nie lubi tutaj Saska. A ja tylko mogę zdradzić, że cały jego plan polegał na pomocy przyjaciółce i on doskonale zdawał sobie sprawę, że tylko Itachi mógł uratować Haruno przed samą sobą xD
Dostaniesz więcej w kolejnej części! A później... Może pozwolę Ci kiedyś na zamówienie kolejnego ItaSaku :D
JESTEM, JESTEM, PRZYBYŁAM DAĆ CI TROCHĘ MIŁOŚCI!!!
OdpowiedzUsuńW ogóle śmieszna historia, bo napisałam komentarz, chciałam go już publikować, ale moja miniaturka się nie zgadzała. Mój chłopak prawdopodobnie zabiłby mnie za komentowanie z jego konta XDDDDDD Już sobie wyobrażam jego minę XDD
Ale tak, tak, wracając. MEGA DUMNA Z CIEBIE JESTEM, TO W KOŃCU DEIUT NA ZBAWIENIU, A ONE ZAWSZE CIESZĄ ♥
Jakiś czas temu uwielbiałam ItaSaku, mogłabym je czytać dzień i noc (dziewczyny prawdopodobnie pamiętają jak siedziałam do godziny 5 rano i czytałam XD. Jednak potem jakoś mi zbrzydło, zapomniałam chyba, za co lubiłam tą parkę.
Ta partóweczka to idealne przypomnienie, dlaczego z tak wielkimi wypiekami na twarzy czytałam ff o nich. Przede wszystkim UWIELBIAM Itachiego w każdym wydaniu. Pomijając jego wygląd zewnętrzny (Gosh, każdy Uchiha jest nieprzyzwoicie przystojny), serwujesz nam również takiego dobrego ducha, uroczego, wspierającego, z poczuciem humoru. Ta wersja urzeka mnie i sprawia, że mam ogromnego banana na twarzy.
Sama Sakura jest tutaj również na wielki plus - nie ma tej irytującej, piszczącej dziewuchy, wplatająca co chwilę Sasuke do dialogów, a zwykła uczennica, która niemal jak co drugi nastolatek jest niedorozwojem matematycznym *patrzy z obrzydzeniem na swoje stare książki od matematyki*.
NO I SASUKE aka Sasgej, osoba, której nienawidzę najbardziej z całego tego uniwersum. No nie jest aż tak irytujący jak zazwyczaj, jednak nie odebrałaś mu nic z pierwowzoru - wybuchowy, niby egoista - w końcu nie przejmuje się uczuciami swojej koleżanki - a jednak załatwia jej korepetycje. Cóż, jestem w stanie go strawić, chłopaczyna chciał dobrze. Tylko co z tego wyjdzie? XD
Rzeczywiście twoja partóweczka ma w sobie coś ze starego bloggera - nie pamiętam, abym kilka lat temu miała problemy ze znalezieniem czegoś z tą tematyką. Jednak zazwyczaj tym starym tekstom miałam sporo do zarzucenia, a ty tutaj dajesz nam nie tylko dużą dawkę wspomnień, ale również OGROMNĄ dawkę humoru.
Tak więc ciocia Eriko daje 9/10 bo chciałabym dostać drugą część szybciej niż za tydzień! BRAWISSIMO KRROPCIU I DO NASTĘPNEGO ♥
Jeciu dziękuję! Jeśli nie roztopią mnie panujące obecnie upały, to dokonają tego wszystkie Wasze dobre słowa. Rozpłyywam się w pozytywnych recenzjach i niezmierne mi miło, że zafundowałam Wam wszystkim chociaż chwilę dobrego humoru i nostalgii!
UsuńI nawet nie wyobrażasz sobie jak mi ulżyło, gdy czytałam, że spodobały Ci się kreacje bohaterów. Bardzo się obawiałam, że wyjdą one nierealne i bardzo niepodobne do siebie. Nawet przy założeniu pewnej korekty wynikającej z bycia zwykłymi nastolatkami a nie ninja.
Odkąd przeczytałam ten komentarz nie mogę przestać myśleć o kolejnych zamówieniach, które czekają na realizację. Wszyscy obecni w komentarzach dali mi na prawdę dużą dawkę motywacji!
DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ I DO PRZECZYTANIA!
Ale mi zafundowałaś skok do przeszłości! Jak Sasuke opierdalał Sakurę miałam deja vu, poczułam się nagle taka malutka i głupiutka, jakbym to ja była na jej miejscu o.o
OdpowiedzUsuńItachi jest tu kochany, się chłopak przejął <3 A pokazanie sytuacji z perspektywy Sakury i biegu jej myśli, jak bardzo dynamicznie się zmieniały - złoto. A te opisy to mnie po prostu zabiły! Ale przeżyłam! I czekam na więcej! :D
Oj ale mam nadzieję, że krzyki zostały szybko zrekompensowane całą resztą ^^"
UsuńDziękuję serdecznie! Bardzo się cieszę, że nastoletnia Sakura nie wyszła zbyt chaotycznie :D
DLACZEGO TY DO CHUJA PANA NIE PISZESZ PARODII?! Ja dziewczyny męczę parodiami i śnią im się one po nocach, a ty tutaj nie piszesz nawet komedii, a jak leżę pod biurkiem i ryczę ze śmiechu. Porównanie słomki i męskiego członka sprawiło, że się zakrztusiłam herbatą i oplułam ekran. Chociaż niby mój laptop jest już wprawiony, bo raz już wylałam na niego wodę i upadł mi nawet na podłogę.
OdpowiedzUsuńDobrze, że chociaż komedie piszesz. Wiem komu dam ZetsuSaku w następnych zamówieniach. [głupi uśmieszek]
Tak samo jak Eri kiedyś kochałam ItaSaku, ale czytałam o nich tony ff, więc trochę mi się przejadło. Mimo to Itaś nadal jest moim mężem i wciąż zajmuje u mnie szczególne miejsce w serduszku. Bardzo podobało mi się to, jak go tutaj przedstawiłaś. To taki słodziak, że aż ponownie nabrałam ochoty na poczytanie czegoś o nim. Może później coś sobie poszukam. :D
Saku tak samo jak ja jest matematycznym ćwierćmózgiem. Tylko u mnie była taka sytuacja, że ja lubiłam matematykę, ale ta wredna zołza nie odwzajemniała mojego uczucia i za każdym razem obrywałam od niej po tyłku...
Czekam na więcej i pozdrawiam. :P
xD Przepraszam!
UsuńNiestety sprawa z parodią wygląda tak, że ilekroć ma się pojawić to jak uparta nie wychodzi! A tak tu pisałam sobie szkolny romansik i ciach! Jakoś poszło :D
Mam nadzieję, że laptop się nie pogniewał ani nic!
To dopiero byłoby wyzwanie Oo
Cieszę się, że przywołałam miłe wspomnienia! Niestety z ItaSaku nic do polecenia nie mam ale życzę powodzenia w szukani :D A z tą matematyką... znam to uczucie. Lubię ją, momentami nawet wychodzi ale co za dużo to nie zdrowo xD
Również pozdrawiam!