Przy samym barze było zdecydowanie więcej osób niż by się spodziewała. Docierając do wiecznie uśmiechniętej barmanki miała wrażenie, że lepi się od cudzego potu i oparów alkoholu, a jej tyłek został wymacany o jeden raz za dużo.
—
No i na co ci to było? — Spoglądająca na nią z lustra Sakura wydawała się
nieporuszona problemami oryginału. Była przyzwyczajona do jęczenia przed każdym
wyjściem do ludzi, zwłaszcza tych z uczelni. Stało się to z resztą ich małym
rytuałem, w niewielkim stopniu motywującym do wyrwania się z domu i
pozostawienia przytulnego łóżka oraz niekończącej się listy niezrobionych
projektów.
Do
samorządu dostała się przez Ino, która zaciągnęła ją na zapisy wygrażając
zaostrzonym paznokciem o nienagannie położonej hybrydzie i przestrzegając, że
jeżeli zostawi ją samą, to w czasie każdej sesji ich mieszkanie nie zazna ani
jednej cichej nocy. W efekcie, blondynka jeszcze przed końcem rekrutacji
osiągnęła swój cel, czyli randkę ze starszym o trzy lata studentem weterynarii,
który znudził jej się po kilku spotkaniach. Natomiast Haruno wpakowała się w
niekończący się ciąg wyjść na piwo, otrzęsin, juwenaliów i innych bezsensownych
spotkań.
Dzisiaj,
tak jak przez większość czasu, szli do znajdującej się w pobliżu kampusu
koreańskiej knajpy Yakiniku Q, gdzie będą udawać, że omawiają organizację
najbliższych targów pracy, a tak na prawdę sprzeniewierzają pieniądze na kilka
dzbanów piwa i jedzenie.
—
Bez sensu… — burknęła sprawdzając zawartość torebki. Mimo że od uczelni
dzieliło ją pięć minut, każde towarzyskie wyjście przyprawiało ją o
egzystencjalny ból dupy, który mogła pokonać jedynie wizja ścigającej ją
blondwłosej furii, w postaci jej najlepszej przyjaciółki.
—
Ugh! To tylko kilka godzin. Dasz radę — szepnęła do lustra i wyszła
zatrzaskując drzwi.
* * *
—
Spóźniłaś się czoło! — ryk Ino przedarł się nawet przez nagłośnienie sali i
powitał ją, gdy próbowała przedrzeć się przez siedzących już przy stole
znajomych do pozostawionego dla siebie miejsca.
—
Dalej się nie dało chrumczaku? — odwarknęła padając na krzesło.
—
Za daleko, za daleko — przedrzeźniła ją marszcząc nos. — Ale za to jakie
widoki! — Szarpnęła ją za ramię i zapiszczała do ucha wskazując drugi koniec
stołu. — Uchiha! I to wszyscy!
Sakura
spojrzała od niechcenia we wskazanym kierunku, gdzie siedzieli studenci
neuroifny. Sasuke jak zwykle ignorował paplaninę Naruto, o tym jak to
sponsoring producenta ramenu instant byłby najlepszym kontraktem w historii
samorządu, a Shisui starał się wybłagać u Itachiego dodatkowe fundusze na maszynę
do popcornu, którą usilnie chciał zakupić do pokoju samorządu, jako kluczowy
punkt w pozyskiwaniu nowych członków.
—
Coś mnie ominęło? — zagadnęła, próbując powiesić torebkę na zaokrąglonym
oparciu krzesła.
—
Hnn… — Mruknięcie za jej plecami, mogło oznaczać jednocześnie zakończenie
narady jak i klasyczny jej brak. Ramię torby usilnie zjeżdżało z polerowanej
powierzchni, nie zważając na fantazyjne kąty, pod którymi starała się je
umieścić i zablokować proces spadku wykorzystując przeciwwagę niewyjętych z
niej książek. Sfrustrowana rzuciła ją w końcu na podłogę i odwróciła się do
blondynki, która była zajęta skrywaniem się za butelką piwa oraz dzbankiem sosu
barbecue i robieniem zdjęć kuzynostwu U.
—
Ino — warknęła sfrustrowana. — Naprawdę nie obchodzą mnie twoje romanse.
Kazałaś mi tu przyjść, a nawet nie zamówiłaś piwa, za które i tak nie płacisz.
— Wstała, wściekle szorując krzesłem, chociaż w otaczającym zgiełku nikt tego
nie usłyszał. W zasadzie była wdzięczna, że mogła oderwać się od stołu, zanim
zostanie zmuszona do wysłuchiwania najnowszych ploteczek o uczelnianych
dramach.
Przy
samym barze było zdecydowanie więcej osób niż by się spodziewała. Środowe
popołudnie nawet wśród studentów rzadko stanowiło moment wyjścia na piwo, nie
wspominając już o pozostałych mieszkańcach Konohy. Docierając do wiecznie
uśmiechniętej barmanki miała wrażenie, że lepi się od cudzego potu i oparów
alkoholu, a jej tyłek został wymacany o jeden raz za dużo.
Pierwszy
raz od dawna miała okazję, by samej wybrać coś do picia. Najlepiej babskie,
owocowe piwo o uroczym kolorze zamiast ohydnego pilsa z sokiem malinowym,
którego najczęściej dostawała od Ino. Skonsternowana rozejrzała się po
niewielkiej lodówce, przyglądając się tęczowej wystawce.
—
Co dla ciebie kochana? — dziewczyna zwróciła się do niej, stawiając dwa duże
kufle z jeszcze buzującą pianą, tuż przed oczekującym na nie mężczyzną. Wyrwana
z chwilowego zamyślenia Sakura spojrzała nieprzytomnie i uśmiechając się
przepraszająco zamówiła gruszkowy cydr. Sięgając po portfel poczuła zimny pot
na plecach, orientując się, że został w torebce.
—
Ugh. Ja… przepraszam. Zostawiłam torebkę. Zaraz wrócę! — Miała ochote rzucić
sie za siebie i zniknąć w obłoku dymu niczym postać ze starej kreskówki, ale
usłyszała jak stojący za nią mężczyzna, który sekundy wcześniej czekał na pełne
lagera szklanice odzywa się, wybawiając ją z opresji.
—
Spoko Konan. Ona jest z nami. Po prostu dopisz do rachunku.
Kobieta
obrzuciłą go pełnym politowania spojrzeniem. — Dobrze wiesz, że nie mogę. Macie
bana od Nagato, po ostatnim razie.
—
Ah, no tak — zmrużył oczy, speszony drapiąc się po głowie. — W takim razie ja
zapłacę.
—
Nie! Naprawdę nie trzeba… — panicznie machając rękami wzbraniała się przed
pomocą. — Tylko pójdę po…
—
Spokojnie. Przecież to żaden problem — oznajmił, rzucając jej firmowy uśmiech
numer dwanaście, który zapewne we własnej głowie określiłby mianem poskramiacza
studenckich niewiast.
Widząc
rząd wzorcowo białych zębów, dwa długie wgłębienia w niezwykle jędrnej i
napiętej skórze twarzy pogłębiające szczerość uśmiechu, zdecydowanie nie
nadające się na otrzymanie miana zmarszczek oraz otaczającą go aurę pewności
siebie i uprzejmości, zachłysnęła się jak nastolatka na widok ucieleśnienia
ideału filmowej, licealnej dramy. Mężczyzna, a właściwie chłopak, bo mimo
szarości włosów, nieco stłumionej przez słabe oświetlenie baru, wydawał się
niewiele starszy od niej, zdawał się być nawet zainteresowany jej osobą.
Poczuła
jak niepewność siebie uderza w nią ze zdwojoną siłą, przypominając o wszystkich
mankamentach własnej urody i każdej niedoskonałości jej dzisiejszego ubioru,
które od liceum była w stanie wymienić wyrwana z najgłębszego snu w kolejności
alfabetycznej lub istotności. Speszona przycisnęła ręce do ciała krzyżując je
nieporadnie i niczym wyrwana z taniego romansu bohaterka, poprawiła włosy
zakładając jedno pasmo za ucho. Uciekając wzrokiem zarówno od chłopaka jak i
barmanki, wzięła otwartą butelkę z cydrem i podążyła za nieznajomym w stronę
stołu samorządu.
—
Jesteś u nas od niedawna, prawda? Kojarzę cię z dni otwartych w gmachu głównym
— zagadnął, na co jedynie wymruczała potwierdzenie. Dłonie coraz bardziej się
jej pociły i miała nieodparte wrażenie, że upuści szkło, które rozpryśnie się
po całym pomieszczeniu, a alkohol ubrudzi jej ukochane tenisówki.
—
Wiesz… Dzięki za pomoc. Zaraz oddam ci pieniądze…
—
Daj spokój. Już mówiłem, to nic takiego.
—
Ah. No tak. No to… pójdę już. Ino na mnie czeka. — Wskazała butelką w stronę
miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą siedziała blondynka, a które teraz było
puste. Skonsternowana rozejrzała się dookoła i dostrzegła ją, kierującą się w
stronę wyjścia, kurczowo trzymając się ramienia Kiby i śmiejąc się nieco zbyt
ochoczo najpewniej z kolejnego przesuszonego żartu w wykonaniu chłopaka.
—
Jesteś pewna? Wygląda raczej na zajętą. — Kolejny rozbrajający uśmiech w
połączeniu ze złością na współlokatorkę przykrył na chwilę niepewność. Zanim
zdążyła się zastanowić, dotarła do poprzedniego miejsca, zgarnęła torebkę i
zawróciła na drugi koniec stołu, gdzie siedział już tajemniczy wybawiciel.
Dosiadając
się, czuła jak cała odwaga ją opuszcza, a skroplona na szyjce butelki woda
spada jej na zdrętwiałe od zaciskania palce. Siedzące w tej części stolika
osoby wydawały się jej nieco starsze od reszty towarzystwa, a ich twarze
pozostawały dla Sakury zagadką. Myślała, że kojarzy już wszystkich z
uczelnianego samorządu ale z drugiej strony podejrzewała, że są to legendarni
członkowie, którzy pojawiają się na przypadkowych zebraniach, jednocześnie
zbierając laury przynależności do organizacji studenckiej o wysokiej
randze.
—
Cześć! My się chyba jeszcze nie znamy. Jestem Sakura — oświadczyła pociągając
łyk napoju.
—
Miło cię poznać. — Siedząca obok brodatego mężczyzny miętoszącego w ustach
niezapalonego papierosa kobieta posłała jej przyjazny uśmiech. — Skąd ją
wynalazłeś?
—
Ah no wiesz jak to jest. Była damą w opałach, a
ja nie mogłem jej w nich pozostawić.
Brodacz
parsknął śmiechem, jego sąsiadka przewróciła oczami, a mężczyzna mrugnął do
Sakury zawadiacko przez co zaśmiała się, nerwowo i zdecydowanie zbyt głośno, co
tylko podniosło i tak monstrualny poziom stresu zwiększając przy tym ścisk
żołądka. Spanikowana, pomijając wszelkie formy ostrożności rozejrzała się po
obecnych przy stoliku, ale na szczęście nie wywołując przy tym żadnych
skrajnych i niepokojących reakcji. Za to na chwilę przepadła w nie do końca
jasnym ale za to znacznie podnoszącym temperaturę jej policzków spojrzeniu
bezimiennego wybawiciela.
—
I to jest właśnie duch młodości, o którym ciągle mówię! Tym razem się nie
wyprzesz Kakashi. — Z tłumu wyłonił się brunet w soczyście zielonym, markowym
dresie, który do złudzenia przypominał jej Lee, przewodniczącego Komisji
Sportu. Wzdrygnęła się na samo wspomnienie jego nieudolnych zalotów i ukradkiem
obserwowała nowego przybysza, który dosiadając się po drugiej stronie
szarowłosego, poklepał go gwałtownie między łopatkami, uzyskując w odpowiedzi
ciche westchnienie pełne irytacji.
—
No to co tam dzisiaj nasza młodzież wymyśliła? — Zupełnie nieskrępowany
dosadnością reakcji dosiadł się i pociągnął łyk piwa z bezpańskiego do tej pory
kufla.
—
Nie wiele. Na razie debatują bez sensu jak zwykle. Chyba na kogoś czekają.
Sakura rozejrzała
się zaniepokojona słysząc te słowa. Nagle przypomniało jej się, że przed
zebraniem miała podejść do chłopaków i przedstawić im pomysły na motyw balu
połowinkowego, co miało być jednym z ważniejszych tematów dnia. Spóźniona i
zaaferowana sytuacją przy barze zupełnie o tym zapomniała. Teraz ze zgrozą
obserwowała jak Naruto wstaje i rozgląda się po sali najpewniej w poszukiwaniu
jej zapominalskiego dupska.
— Prosze nie… — jęknęła zrozpaczona
nawet nie zauważając rozbawienia siedzących wokół niej osób z Kakashim na
czele. Skuliła się się w sobie, mając jedynie nadzieję, że Uzumaki odpuści
sobie chociaż ten jeden raz i zajmie się tym czym jako przewodniczący powinien.
Widząc jednak jak jego spojrzenie dosięga jej różowych włosów, a twarz
wykrzywia najszerszy uśmiech na świecie, już wiedziała, że jest zgubiona.
—
Sakura! — Jego krzyk był jak zwykle najdonośniejszy i zwracał uwagę całej sali,
a nieco rozchwiany krok i pijacki błysk oka dodawał mu tylko żenady.
Przeciskając się przez tłum wyglądał jak kukiełka, której ktoś źle zwymiarował
sznurki, a do tego przypiął do nieodpowiednich kończyn.
Chcąc
zawczasu uniknąć jeszcze większej porcji wstydu, ociężale odepchnęła się od
stołu i wstała, słysząc jak ilość decybeli skierowanych w jej stronie zwiększa
się coraz szybciej i czując jak pary oczu skierowane w ich stronę mnożą się w
zastraszającym tempie. Nawet nie zauważyła kiedy blondyn był już tuż za nią, a
jego ramiona wystrzeliły gotując się do zamknięcia ją w niedźwiedzim uścisku.
Zanim zdążyła zareagować, niemal pełen piwa kufel przeleciał jej przed oczami
wbijając się w jej brzuch, a alkohol pokrył nie tylko całą bluzkę ale i
ulubiony wełniany kardigan.
Cisza. Sekundy, długie i ciągnące
się niczym roztopiona na grillowanym bakłażanie mozzarella, opętały stolik i
myśli dziewczyny, dopóki nie dotarło do niej co właściwie się stało. Wiedziała,
że gdyby wzrok mógł zabijać, to jej przyjaciel leżałby właśnie na podłodze,
wijąc się w agonii. Niestety, musiała jej wystarczyć stara, dobra i sprawdzona,
choleryczna furia, z której kojarzy ją wszyscy członkowie zarządu.
—
Naruto! Ty idioto! Co zrobiłeś!? Cała teraz śmierdzę piwem. Czy ty czasami
używasz mózgu, baranie? A może ramen przeżarł Ci już go całkowicie i zamiast
zwojów masz kluski, hmmm?
—
Ale… Sakurcia… ja nie…
—
Nie Sakurciuj mi tutaj! Przez ciebie cała się lepię i śmierdzę gorzej niż ty na
juwenaliach! — Wściekła spojrzała znowu na mokrą plamę nieudolnie próbując
wytrzeć ją dłońmi. Sapnęła z irytacji porzucając ten pomysł i obrzucając się
przekleństwami za własną głupotę sięgnęła po torbę z zamiarem jak najszybszego
wyjścia.
—
Ale Sakurcia! Zebranie… — wyjąkał zmieszany.
—
W dupie mam twoje zebranie Uzumaki! — warknęłą mijając go. Wiedziała, że głupim
pomysłem było wychodzenie dzisiaj. A mogła zostać w domu, w cudownym, ciepłym i
przede wszystkim suchym łóżku i rozkoszować się nowym sezonem ukochanego
kulinarnego szoł. Zamiast tego skończyła jak mokra kura spod pijackiego
rynsztoka i wychodząca z hukiem drama kłin.
Gdy
wyszła, uświadomiła sobie, że wieczór był chłodniejszy niż zakładała co tylko
bardziej ją zirytowało. Nawet w suchych ciuchach byłoby jej zimno. Mocniej
przyciskając do siebie przemoczone ubranie z głośnym tupnięciem ruszyła w
stronę domu.
—
Zaczekaj! — Głos był dziwnie znajomy chociaż jednak bardziej obcy, a mimo to
zamiast zignorować go, przystanęła na chwilę i wbrew utartemu nawykowi unikania
wszelkich zaczepek, obróciła się za siebie. Kakashi stał za nią wyciągając w
jej stronę granatową bluzę, którą jeszcze chwilę temu miał na sobie i szybkim ruchem wepchnął jej do rąk. — Weź
to — oznajmił, a widząc jej zmieszanie dodał. — Jesteś cała przemoczona.
Zdejmij sweter i załóż moją bluzę, będzie ci lepiej.
Wpatrywała
się w niego sceptycznie, jednak czując chłodny wiatr i twardniejące z zimna
sutki, zażenowana przyjęła podarunek. Czerwona na twarzy, szybkim choć
pozbawionym wszelkiej gracji ruchem zmieniła ubranie po czym wepchnęła brudny
ciuch do torby.
—
W którą stronę idziesz? — zapytał, widząc, że jest gotowa, na co bezwiednie
wskazała ręką kierunek. — Doskonale. — Ruszył nieśpiesznie, a ona niemrawo
ruszyła za nim.
—
Nigdy nie sądziłem, że tak delikatna dziewczyna, może być boginią mordu w
oczach — zagadnął wkładając ręce do kieszeni.
— Co?
Nie! Ja…
—
Widziałem jak patrzyłaś na Naruto. To było nawet imponujące. Nie sądziłem, że
ktokolwiek jest w stanie opanować jego nadpobudliwość. A tym bardziej wywołać w
nim strach.
Zaśmiała
się nerwowo, otulając się szczelniej jego bluzą. Miała przyjemny zapach
popularnego proszku do prania wymieszany z lekkim aromatem mokrego lasu i
gorzką nutą papierosów, najpewniej zaciągniętą od palącego kolegi. Wyglądała
naprawdę uroczo w tym o kilka rozmiarów za dużym ubraniu, z lekkim rumieńcem i
rozczochranymi włosami.
—
Wiesz... Serio nie musisz mnie odprowadzać. Mieszkam dosłownie kilka minut
stąd… — zaczęła niepewnie ale widząc jego srogie spojrzenie zachłysnęła się
kolejnymi słowami.
—
Czy ty w ogóle potrafisz przyjąć jakąkolwiek pomoc?
—
To… to nie tak! — przystanęła zastanawiając się nad dalszą odpowiedzią.
—
Nie? A jak? — Wystarczył jego jeden, nieduży krok by stali przed sobą twarzą w
twarz, oddzieleni jedynie milimetrami chłodnego, kwietniowego powietrza. — Czy
z komplementami idzie ci równie opornie? Czy… gdybym teraz powiedział ci, że
masz najpiękniejsze oczy jakie kiedykolwiek widziałem. Zarumieniła byś się tak
słodko jak dzisiaj przy barze?
Jego
oddech był ciepły i chmielny, a jednak zupełnie jej nie przeszkadzał. Wręcz
przeciwnie, czuła się oczarowana nim i słowami, które wypowiadał.
—
Ja… Nie…
—
Tak myślałem. — Zaśmiał się i ruszył dalej zostawiając ją zupełnie zaskoczoną i
oszołomioną. Skupienie myśli zajęło jej więcej niżby chciała, czy nawet
oczekiwała od samej siebie. A gdy w końcu dotarło do niej co się stało i
pierwsza fala niedowierzania minęła, zrównała z nim kroku wystawiając się na
kolejny cios. Mężczyzna zdawał się zupełnie zapomnieć o jej obecności oraz otaczającym
go świecie i z największym skupieniem zgłębiać tajniki niewielkiej książki,
którą najpewniej skrywał do tej pory w jednej z przepastnych męskich kieszeni.
Widząc to niemal się zapowietrzyła z niedowierzania i rozczarowania. Poprawiła
ramię torby i udając niewzruszoną powłóczyła nogami wypatrując celu.
Wejście
do kamienicy znajdowało się w niewielkiej wnęce budynku i było oświetlone tylko
jedną z dwóch lamp, które notorycznie ulegały awarii, samoistnie lub za sprawą
piłki kopniętej zbyt entuzjastycznie przez któreś z sąsiedzkich dzieciaków. Gdy
dotarli do niego, chwilę zastanawiała się jakie pożegnanie byłoby najbardziej
przyzwoite w obecnej sytuacji i nawet nie zauważyła, kiedy schował książkę, a
rękę Kakashiego owinął wokół jej talii.
Jego dotyk był delikatny i choć pewny, dawał jej zupełną swobodę reakcji, której tak czy siak nie była w stanie z siebie wydusić. Niesamowicie ciemne oczy pozostawały czujne i wpatrywały się w nią z taką intensywnością jakiej nie widziała u żadnego, patrzącego na nią mężczyzny.
W
kolejnych, pełnych nieuwagi sekundach twarz Kakashiego zbliżyła do
niebezpiecznie intymnego poziomu bliskości. Mogła wyczuć gorzkość, zabarwionego
piwem oddechu, którego ciepło ogrzewało wyziębione wieczornym chłodem policzki.
Pocałowała go pierwsza. Stając na
palcach, zacisnęła dłonie nad jego karkiem, zamykając go w uścisku drobnych
ramion. Zaczęła niepewnie, nieporadnie. Z dziewiczą wręcz nieśmiałością skubiąc
jego usta na co roześmiał się, szczerze i radośnie. Wzmocnił chwyt wokół jej
talii i podniósł, przesuwając ich pod ścianę budynku. Materiał bluzy otarł się
z nieprzyjemnym chrzęstem o szorstką powierzchnię cegły, gdy naparł na nią
ciałem. Kolano wcisnął między jej nogi, a dłoń położył na jej pośladek, co
wywołało westchnienie i przeciągły jęk, który wykorzystał na zaangażowania obu
języków w pocałunki.
Czuła
się wyjątkowa i zauważona. Rozpalona. Owładnięta W jego obecności głupiała i choć znała smak
chłopięcego flirtu to pierwszy raz dotarło do niej męskie uwielbienie.
Gdy
oderwał się od niej, poczuła wręcz bolesne rozczarowanie i ledwo powstrzymała
jęk pełen niezadowolenia.
—
Do zobaczenia — wyszeptał prosto do jej ust, ostatni raz zahaczając o jej dolną
wargę. Odchodząc posłał jej kolejny rozbrajający uśmiech, od którego poczuła
zawroty głowy.
* * *
Wchodząc
do mieszkania, liczyła, że blondynka już zamknęła się w swoim pokoju, gdzie w
akompaniamencie popowych hitów i blasku świec nakładała na twarz bliżej
niezidentyfikowane substancje, składające się na jej codzienną, wieczorną
pielęgnację..
—
No nareszcie. Już myślałam, że się nie odkleicie od siebie — oznajmiła
rozbawiona wynurzając się z zacienionego kąta. Sakura ledwo była w stanie
powstrzymać się od przekleństw aby wystosować odpowiednio wymijającą odpowiedź.
—
Czyżbyś znowu zmieniła się w osiedlowy monitoring? — odłożyła torebkę na szafkę
do butów i zsunęła adidasy rzucając je w kąt. — Powiedz mi świnko. Jak to jest
że w jednej chwili zachowujesz się jak rozwydrzona nastolatka, a w następnym
czatujesz przy oknie niczym stare, wścibskie babsko?
Blondynka
mlasnęła zniesmaczona, szybko wracając do wpatrywania się w nią z nieukrywanym
rozbawieniem.
—
No i z czego dalej rżysz?
—
A wiesz. Widziałam, że wyrwałaś tego siwego przystojniaka, co zawsze siedzi z
nosem w książkach.
—
Ino… — Rzuciła jej ostrzegające spojrzenie
—
Dobra no. Już nic nie mówię! Ale… powiedział ci, z którego jest wydziału?
—
No… Ekhem — zawahała się, przypominając sobie o wydarzeniach sprzed chwili. —
Ale co to ma w ogóle do rzeczy świnio!
—
Nic nic — oznajmiła. — Idę do siebie, a ty lepiej nie rozmyślaj w łóżku za
długo o swoim kochasiu. Jeszcze byś się spóźniła jutro na zajęcia, a na to nie
możemy pozwolić! — oznajmiła swoim zboczonym głosem, a następnie zarechotała
złośliwie, szybko znikając za drzwiami pokoju aby uniknąć trafienia zabójczym
trampkiem, który Sakura rzuciła z wściekłym rykiem w jej stronę.
***
—
Cicho bądźcie, idzie! — Kiba wpadł do audytorium, potykając się o piąty schodek
w drodze do najwyższego rzędu. Pomruki rozczarowania rozeszły się za plecami
Sakury, a niezadowolony Naruto zaczął marudzić nad jej uchem.
—
Piętnaście minut! Piętnaście minut spóźnienia, lista i nara! — obruszył się,
chowając pudełko z lunchem do plecaka. — Ale nie! Wszyscy jak zwykle woleli
zostać i teraz będziemy siedzieć tu dwa razy dłużej, bo profesor-nieogar się
spóźnił. I to na jakimś durnym ogunie, który miał być zaliczony bez problemu!
Haruno
obrzuciła go pełnym politowania spojrzeniem. Przyzwyczajona do godnego
pożałowania poczucia odpowiedzialności całej grupy, kontynuowała jednak
czytanie podręcznika, w którym oznaczała kolejne definicje. Zupełnie ignorowała
prowadzącego, który pełen flegmy zagościł już przy biurku. Swoje skupienie
przeniosła dopiero w momencie, gdy szum rozgrzewającego się rzutnika został zaburzony
donośnym chrząknięciem. Zamknęła tomiszcze i kręcąc tyłkiem na niewygodnym
siedzisku ustaliła najbardziej znośną do notowania pozycję. W końcu odwróciła
się w stronę ćwiczeniowca.
Poczuła
jak pot pojawia się jej na czubku głowy, a palce łamią zwietrzałe drewno
ołówka. W panice rzuciła jeszcze szybkie spojrzenie w stronę Yamanaki, która
wpatrywała się w nią z kpiącą, zawadiacką wyższością, a przechwyciwszy jej
wzrok zaczęła mizdrzyć się i udawać, że całuje powietrze.
Zabiję ich. Zabiję,
poćwiartuję i wyrzucę do lasu. Nie. Poćwiartuję, część rozpuszczę w kwasie, a
kości podrzucę do chlewu na weterynarii. Najpierw ją, a potem jego. A może
najpierw jego, bo nikt nas nie powiąże ze sobą. Potem upozoruje jej wypadek...
Kolejne chrząknięcie wyrwało ją z
rozmyślań. Zgrzytając zębami odwróciła się w stronę tablicy i prowadzącego,
który wpatrywał się w nią z rozbawieniem.
—
Witajcie moi drodzy. Przepraszam za spóźnienie, ale obawiam się, że zagubiłem
się na ścieżce życia. Nazywam się Kakashi Hatake i od dzisiaj będę prowadził te
zajęcia.
Droga Persefono! Zamówienie dla Ciebie było dla mnie nie lada wyzwaniem. Mam nadzieję, że wybaczysz mi tak długi okres jego realizacji i bardzo lekką formę romansu, zdecydowanie bardziej skupioną się na Sakurze niż na parze jako takiej. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że nareszcie mogę oddać tekst w Twoje ręce i jak bardzo denerwuję się, czy przypadnie Ci do gustu.
Pozostałych czytelników pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że tym razem NA PRAWDĘ do przeczytania niedługo ;)
No i jestem ^^
OdpowiedzUsuńYhy, mogę się utożsamić z aspołecznością Saku. Normalnie czułam jej wewnętrzny ból.
Partóweczka przyjemna, typowy podryw w barze, cos co lubimy. TYLKO UGH, BABO. Co to ma być z tym profesorem? Miałam po prostu heart breaking i wtf na ryju. No bo.. no bo co teraz xDD
"No i dupa" - pomyslała Sayu, wyrywając włosy z głowy. - "Nie będzie cimcim rymcim."
Ale jako, że to słodko otwarte zakończenie, to wyobrażam sobie potajemny hot związek (nawet jeśli ta Saku wydaje się ostatnią osobą na świcie, która to zrobi xd) i schadzki.
Buziaki~
AAAAAAA
UsuńNareszcie ktoś się zjawił. Tak się ciesze!
No tak. Taka mini bomba na koniec wpadła mi do głowy ale jako że ta para wyjątkowo mnie męczyła to nie miałam siły na pisanie więcej. Mooooże kiedyś zrobie kontynuację i co nieco się wyjaśni, a może i zadzieje :D
Dziękuję Ci bardzo za komentarz i do przeczytania niedługo!
Zajebiście się wczułam w ten studencki klimat który przedstawiłaś. Piwerko, wyjścia, kucie, kwadrans akademicki :D Chociaż cieszę się, że studia mam za sobą, to dzięki Tobie warto się wkręcić w ten vibe i powspominać :D
OdpowiedzUsuńSakura szczególnie trafiła w mój gust, bo w sumie podobna jest u mnie :D
Ta ostatnia część była do przewidzenia, że Kakaś będzie sorem, ale pasuje to idealnie <3 Ogólnie KakaSaku wyszło pysznie :3
PS dzięki Tobie musiałam wygooglować neuroinfę i ogun xD chyba jestem stara :D
Ha! Studencki klimat to coś co ostatnio zbija mi sen z powiek i to niestety w ten negatywny sposób xD Projektów jest masa, zaliczeń też, więc pisanie o tym wydawało mi się tak naturalnie, jak oddychanie.
UsuńCieszę się, że Ci się spodobało! Zwłaszcza, przy dużej dozie przewidywalności, której nie byłam w stanie uniknąć w tej partówce. KakaSaku wyciągnęło ze mnie wszelkie siły życiowe i nie czuje żebym szybko powróciła do tej pary.
PS. Nawet nie wiesz ile musiałam się zmódżać żeby wymyślić kierunek niesztampowy a jednak godny wszystkich Uchiha xD A z studenckim słownictwem też nie było łatwo. Czasem znajomi z innych uczelni się przydają, bo sama oguna nigdy nie uświadczyłam xD
OoOoO! To to to! Aż musiałam przerwać czytanie żeby to tu napisać! "Ramię torby usilnie zjeżdżało z polerowanej powierzchni, nie zważając na fantazyjne kąty, pod którymi starała się je umieścić i zablokować proces spadku wykorzystując przeciwwagę niewyjętych z niej książek". Jestem przekonana, że wszyscy tworzą krzesła tak, by nie można było powiesić na nich normalnie torebki!
OdpowiedzUsuńNieźle się uśmiałam przy tym one shocie. Który, swoją drogą, zasługuje na kontynuację. Mam deja vu, że to już mówiłam, ale czytałam ficzki z podobnym motywem i bardzo mi się on podoba.
Strasznie mi się podobała ta zmiana Sakury. W pierwszym momencie - zawstydzona, nieśmiała, rumieniąca się. Wpada Naruto - istna furia. XD
Dziękuję mordeczko! Cieszę się, że zawitałaś i skomentowałaś NARESZCIE XD
UsuńSakura nie byłaby sobą, gdyby Naruto jej nie irytował daaaa
No coście się wszystkie uwzięły na kontynuacje?! Wiesz ile kosztował mnie ten ficzek?! Ile życia nerwów i wgl? Chcecie mnie wykończyć. Wszystkie!
To to czas na zaliczenie... Przedmiotu oczywiście xd
OdpowiedzUsuńEkhem. Tak! Oczywiście ;)
Usuń