23.04.2021

Pustynne Noce [ShikaTema] dla Krropci

To miejsce stanie się dla was prawdziwą linią frontu. — Temari przecinała w tą i z powrotem krótki odcinek przed ich szeregiem. Grubymi, wojskowymi butami rozkopywała piasek. Nauczycie się, jak radzić sobie w terenie wśród jednego z  najgorszych klimatów.


Shikamaru dobrze pamiętał moment, gdy zobaczył Temari po raz pierwszy. 

Śnił o niezliczonych ilościach poduszek ułożonych na kształt obłoków śnieżnobiałych chmur. Kusiły, obiecując ciepło i miękkość; komfort jakiego nie zaznał nigdy wcześniej w życiu. Zamarzył, by zatopić się w aksamitnym puchu po samą szyję, doznać pieszczącej duszę błogości. Nim jednak zdołał wprawić ciało w ruch poduszki zniknęły. Chmury rozstąpiły się, trwożąc gwałtownie poszarpanymi krawędziami. Nastała ciemność; z mroku nocy ziało niebezpieczeństwem, zupełnie jakby jakaś zbłąkana dusza czaiła się w cieniu. Spokój zastąpiło napięcie. Wisiało w powietrzu kłębiąc się gęsto tuż nad jego głową; zdjęty strachem, nie potrafił swobodnie oddychać. Włosy uniosły mu się na karku. Wtedy chmury rozbłysły dziesiątkami złocistych błysków. Błyskawice eskalowały jedna za drugą, w karkołomnym wyścigu sił i potężnym popisie siły oraz dźwięku. Zjawisko to było tak surrealistyczne, że Shikamaru w zrywie poderwał się do góry wyrywając z koszmaru. Lecz huki nie ustały. 

Jasność sali oraz mętne połączenie wielu otaczających barw poraziły go, zmuszając do chwili wytchnienia. Wyczuł drżenie ławki przy której zasnął. Niepokojąco dzwoniło mu w uszach. Atakujące zewsząd ekzplozje intensywnie wwiercały się jego skołatany, biedny mózg. Zapach siarki wrzynał natrętnie w nozdrza gdy powoli odzyskiwał ostrość spojrzenia. 

Sztywno wyprostowana stała przed nim kobieta. Na powrót rozszerzał i zamykał powieki uświadamiając sobie, bez względu na to, jak bardzo było to nieprawdopodobne, że trzyma ona w rękach broń. Mały, czarny pistolet rozbrzmiewał serią wystrzałów tuż przed jego nosem paraliżując go okowami głębokiego niedowierzenia. Oraz strachu.  

Kobieta miała na sobie wojskowy mundur i przedstawiała najbardziej pogardliwy wyraz twarzy jaki kiedykolwiek widział (także u własnej matki). Gdy się pochylała zachłysnął go widok każdej z szatańskich błysków zdobiących jej oczy. 

Witamy w piekle. Zamawiałeś smażenie na wynos? 


Ze strony Temari sprawa przedstawiała się nieco inaczej… 

— Shikamaru Nara! — Kobieta stojąca na podeście przed aulą pełną młodych mężczyzn odczekała jeszcze kilka sekund, rozejrzała się wyczekująco… A później jej krtań opuścił gardłowy ryk smoka. — NARA SHIKAMARU! 

Tutaj…

Chłopak struchlał, gdy zwężone źrenice spoczęły na jego postaci a wyniosła postać ubrana w żołnierski mundur z piersią naznaczoną złotymi zdobieniami najpierw zmrużyła oczy a później szybkim krokiem zbliżyła do jego pozycji. Kucyki na jej głowie kołysały się z każdym ruchem co jednak, w połączeniu z otoczką mordu, wcale nie było słodkie 

— Tutaj ktoś leży, może… — Wskazał na miejsce nieopodal siebie. Bystre oczy prowadzącej szybko dojrzały to, co został jej zgłoszone. Na ławce z twarzą skrytą w ramionach drzemał jej najnowszy aspirant do rangi szeregowego. 

Temari czuła do niego głęboką niechęć na długo przed tym, gdy dane jej było zobaczyć go na żywo. A właściwie, tylko wierzch jego głowy. 

Potężne uderzenie stosunkowo drobną ręką o blat rozległo się echem po pięciu sąsiadujących krainach podrywając do góry nie tylko dusze kadetów, ale także głowę osobnika którego Temari, z całą swoją serdecznością, postanowiła przywitać. 

Zamlaskał, sennie zamrugał oczami i na powrót położył głowę na ramionach tym razem kierując ją w stronę przeciwną do kobiety. Intuicyjnie jak najdalej od zakłócających odpoczynek bodźców.

Temari generalnie nie miała w sobie wiele cierpliwości. 

Bez większego namysłu chwyciła za broń którą miała przy pasie i odbezpieczyła ją oddając serię pocisków w blat ławki przy której siedział. Później kilka posłała w sam sufit. 

Mężczyzna gwałtownie wyprostował plecy. Jego włosy sterczały ku górze, kołnierz munduru przekrzywił się i pogiął.  

Ciemne oczy były szeroko otwarte; za rozszerzonymi źrenicami czaił się szok. 

Tynk sypał się mu na głowę gdy opuściła pistolet. Pochyliła się nad nim opierając rękami o blat który zmasakrowała kulami i uśmiechnęła szeroko, niemal na wszystkie zęby. 

— Witamy w piekle. Zamawiałeś smażenie na wynos?

A jej uśmiech bardziej przypominał szczerzenie kłów przez wściekłego dobermana.  



To było krótkie spotkanie. Temari nakreśliła kadetom plan dnia na następne miesiące, w dwóch słowach opisała, czego będzie od nich wymagać po czym opuściła salę. 

Stawiała szybkie kroki, przemierzając niezliczone korytarze. 

To dopiero początek semestru Pani Oficer. Czy mogę zgadnąć, który kadet tak wpłynął na Pani równowagę? 

Dyrektor ich placówki i jeden z emerytowanych generałów Inoichi Yamanaka stał w oparciu o ścianę patrząc na nią z rozbawieniem. Mimo wysokiej rangi nie zatracił się w dumie.

Temari wyprostowała się przed jego majestatem, nie odpowiadając co spotkało się tylko z powolnym pokiwaniem ręką

Spocznij, żołnierzu. I chodź ze mną. 

Odezwał się ponownie dopiero, gdy zamknął za nią drzwi swojego gabinetu. 

Słyszałem strzały. — Usiadł za biurkiem podczas gdy kobieta zatrzymała się na środku pomieszczenia. — Czy mam się niepokoić? 

— Shikamaru Nara nie nadaje się do pełnienia służby. — Jej bezpośredniość nie zrobiła na nim wrażenia. Podniósł brew milczeniem skłaniając ją do rozwinięcia. Zrobiła to z ochotą. — Nie uszanował porannego apelu. 

Jak nie pierwszy kadet tutaj. Mimo to, żadnego innego nie brałaś na muszkę. — Splótł palce na blacie, patrząc na spokojne, nie zrażone wyrazem oblicze Pani Oficer. — Jego ojciec jest mi jak brat, jak wiesz. Walczyliśmy razem. Nie znam bardziej prawego człowieka. To wielki umysł, wybitny. Shikamaru nie różni się wiele od Shikaku. Potrzebuje tylko celu. Liczyłem, że pomożesz mu w uzyskaniu motywacji. 

Ignorant z wpływowej rodziny nie zagrzeje miejsca w mojej jednostce. 

 Rozumiem. W takim razie spraw, aby dobrowolnie opuścił naszą formację.

Słucham? 

Sądziła, że się przesłyszała. Twarz generała była jednak poważniejsza, niż kiedykolwiek. 

Skomplikowane umysły wymagają skomplikowanych rozwiązań  wyjaśnił niejasno. Zrób to. Sposób, który obierzesz pozostawiam do twojej interpretacji. To rozkaz. 



[Tymczasem]

Dlaczego cię nie zabiła?

Shikamaru zwrócił głowę w stronę mężczyzny stojącego nieopodal. Czarne oczy osadzone w bladej, ściągniętej twarzy patrzyły bez mrugnięcia. Było to niepokojące. 

W połączeniu z makabrycznym pytaniem jego nieruchome oblicze nabrało na ostrości. 

Sai, stary, dlaczego miałaby to zrobić?! Towarzyszący mu kompan niemal złapał się za głowę. Nara skojarzył go natychmiast; pewny siebie i narwany brunet wyróżniał się z tłumu. 

Była zła.

Jeśli to miałby być argument decydujący o odebraniu komuś życia, Shikamaru postanowił nigdy nie denerwować tego kolesia.

To nie jest wystarczający powód. Po czym widząc jak niepewnym spojrzeniem objął ich dwójkę wymownie milcząc, brunet po prostu wyjaśnił: Sai nie miał normalnego dzieciństwa; jego spojrzenie na świat jest trochę spaczone. 

Widząc, że niewiele wniosło to do zwątpienia współkadetów, dodał szybko.

Ale przeszedł proces resocjalizacji i teraz chce zostać komandosem. 

Sądzę, że będzie w tym naprawdę dobry — powiedział w końcu Shikamaru. Coś mu mówiło, że wyobcowanie społeczne pomaga w wykonywaniu najbrudniejszych z rozkazów. 

Uśmiech bądź jakakolwiek reakcja Saia rozluźniła by atmosferę. Tymczasem on po prostu patrzył po zebranych osobach a wyraz jego twarzy oraz gra myśli pozostały nieodgadnione.

Stali na dziedzińcu przed budynkiem czekając na dalsze polecenia.

Głowa Shikamaru szumiała, jakby bliska odległość wystrzałów zaburzyła jakieś istotne funkcje poznawcze w jego mózgu. Poza tym lekko niedosłyszał. 

A ty, Kiba, czemu wstąpiłeś do wojska? Chłopak o ciemnych oczach i charakterystycznych krzaczastych brwiach wykonywał właśnie dziesiętne podciągnięcie na barierce. 

Chcę dostać się do Zwiadowców i pracować z psami w terenie. A ty? 

Spojrzenia wszystkich zwróciły się na Shikamaru wobec tego bardziej zauważył, niż dosłyszał, że słowa skierowano w jego stronę. 

Słucham? przekrzywił głowę

Dlaczego tu jesteś? 

Sam się zastanawiam. — Wzruszył ramionami. Ojciec mnie zmusił. 

Niezrozumienie przetoczyło się przez twarze zebranych.

Był wojskowym dopóki granat odłamkowy nie wybuchł mu przed twarzą odbierając wzrok  wyjaśnił znużony. Od tamtej pory nie pełni już czynnej służby ale pragnie, bym poszedł w jego ślady. 

A ty spełniasz największe marzenie swojego chorego staruszka? Dziwny chłopak przestał się podciągać. W jego oczach widniały łzy wzruszenia. To takie szlachetne! 

Matka z ojcem zagrozili, że jeśli tego nie zrobię to mogę zapomnieć o dalszej pomocy Klanu Nara i ich finansów. 

Skończył uciemiężonym westchnięciem. Wsadził ręce do kieszeni.

Jednostka szkoleniowa znajdowała się na środku pustyni. To (a później magazynek opróżniony obok jego głowy) dało Shikamaru jasno do zrozumienia, że żarty się skończyły.

Nara? A więc Twoim ojcem jest Shikaku Nara? Łzy w oczach Lee zamieniły się w refleksy fascynacji. Największy strateg wojenny jakiego widziały nasze czasy?! Żartujesz?!

Shikamaru skinął głową ścierając pot z czoła. Żar lał się z nieba. 

Musisz czuć ogromną presję. 

Była nie większa od niechęci, która ogarniała go na myśl o następnych tygodniach. 

Trochę powiedział w zamian.

No to już wiemy skąd alergiczna reakcja Pani Oficer!  Kiba zaśmiał się głośno, klepiąc go z mocą po plecach. Musiał wykonać krok do przodu by zachować równowagę. 

Alergiczna reakcja? 

Kobiecy ton, tak różny w porównaniu do twardych, męskich głosów podniósł im włosy na karkach. Temari stała przed budynkiem unosząc do góry głowę. 

Nikomu nigdy nie przyszłoby do głowy by zawrzeć z nią swawolną, luźną pogawędkę zabarwioną flirtem. Ani, by poddać w wątpliwość jej płeć oraz pełnione stanowisko. Wszystko w jej postawie mówiło “Spróbuj, a przestrzelę ci stopę”.

Uśmiech natychmiast spełzł z twarzy Kiby.

Baczność  rozkazała, patrząc czujnie jak przyjmują pozycję. Jej wzrok na moment zahaczył o postawę Shikamaru; niechlujną, z przewagą rażącej niedbałości o mundur i tego, co reprezentuje. Zbliżyła się, z każdym krokiem malejąc w obliczu jego wzrostu. Tatuś nie nauczył cię jak przyjmować odpowiednią pozycję? 

Coś tam wspominał. Spuścił wzrok tylko po to by skonfrontować się z błękitnymi tęczówkami. Patrzyły ostrzegawczo, groźnie. Cichy głos zagrał w tyle jego głowy radząc uniknąć konfrontacji. 

W takim razie może powinnam wysłać cię do domu celem poprawy kompetencji?  wysyczała. Czuł grę jej słów na skórze; wydech napędzony złością. Już miał odpowiedzieć, że uczyni to z przyjemnością, gdy dodała: W kawałkach. 

Wyprostował się i przycisnął ręce do boków. To finalnie zastąpiło odpowiedź. Odsunęła się.

Zaczniemy od 15 okrążeń wokół placu. Radzę Wam zdążyć z nimi przed godziną 10. Później temperatura robi się nie do zniesienia. 



Temari była jak owca w jaskini pełnej lwów. Na pierwszy rzut oka. 

W rzeczywistości mocno trzymał krążące drapieżniki za karki, nie przejmując się tym jak bardzo gniecie dumne, męskie grzywy.  Lepiej było z nią nie zadzierać. Zdesperowana by utrzymać swoją pozycję, była gwałtowna oraz niebezpieczna. Shikamaru nie potrafił przewidzieć jej zachowania. Nauczyła się prosperować w sposób uniemożliwiający odkrycie każdego kolejnego kroku. Jak prawdziwy żołnierz, zdany tylko i wyłącznie na siebie. 

Nie można było odmówić jej gamy wojennych umiejętności. 

Shikamaru nie rozumiał tylko, skąd w niej tyle goryczy i złości. 

Nara obserwował ją od tygodni. Sposób, w jaki bezgłośnie poruszała się po piasku. Ironicznie wykrzywianie ust, gdy mówiła. Zacięcie w oczach, gdy planowała zrzucić kolejną bombę na jego barki. Była to jedyna rzecz którą potrafił wyłamać z masy fałszywych tropów. 

Chciała pokazać mu, że tutaj nie pasuje. Im bardziej się starała tym mniej chciał opuścić to miejsce. Jej zaangażowanie narzucało tempo, którego nie chciał zgubić. Wydawało się to interesujące. 

Po obiedzie zaczynamy zajęcia na poligonie poinformowała ich pewnego dnia podczas porannej zbiórki na placu. Podzielimy was na trzy grupy. Celem każdej będzie wyeliminowanie drużyny przeciwnika. Dostaniecie broń, prawdziwe naboje zastąpimy kulkami od paintballa. 

Był to niekonwencjonalny sposób szkolenia. Kadeci spojrzeli po sobie w ciszy. Jedni patrzyli z ekscytacją, drudzy z obawą. 

Zapewne wielu z was zginie, ale jest to poświęcenie, na które jestem gotów dodała całkiem poważnie. Był to popularny cytat. Powtórzony bez uśmiechu, z oczami patrzącymi oceniająco, jakby kalkulowała który z nich faktycznie straci życie wybrzmiał makabrycznie. Było to tym bardziej niepokojące, że kobieta z bliżej nieokreślonych powodów od jakiegoś czasu próbowała wyeliminować Shikamaru. A przynajmniej narazić na szwank jego kości. Ojciec szkolił go z walk wręcz i choć wtedy podchodził do zajęć bardzo sceptycznie, tak teraz wyuczony refleks pozwolił mu uniknąć większych kontuzji. 

Dziękował za chwilę które mógł spędzić na sali treningowej. Tylko dzięki nim jego gra z Temari nie dobiegła jeszcze końca. 



Jeszcze tego samego dnia stał na środku wojskowego placu otoczony tonami piasku i skwarem bezlitośnie lejącym się z nieba ze ściągniętą, żałosną miną, spotęgowaną przez pot lejący się po głowie. Jedyne słowo, które cisnęło mu się na usta miało wiele wspólnego z “upierdliwe”. 

To miejsce stanie się dla was prawdziwą linią frontu. Temari przecinała w tą i z powrotem krótki odcinek przed ich szeregiem. Grubymi, wojskowymi butami rozkopywała piasek. Nauczycie się, jak radzić sobie w terenie wśród jednego z  najgorszych klimatów. Jakieś pytania? Nie dając chwil na ich wybrzmienie, skontrowała szybko: - Więc nie. Zaczynamy. 

Podzieliła ich na dwie grupy i kazała stanąć w obrębie własnej drużyny. 

Ale będzie jazda! Kiba, wyrywny chłopiec którego cieszyła każda chwila sam na sam z pistoletem energicznie klasnął w dłonie. Rozbiegany wzrok zdradzał jego podekscytowanie. Stał dumny jak paw przy boku Shikamaru. 

Ten obserwował w milczeniu. Twarze przeciwników patrzyły na niego wyzywająco. Umięśnione osiłki składające się na ich wrogów wiedziały, że w obrębie ich drużyny to on stanowił najsłabsze ogniwo. Wszystkie dyscypliny fizyczne tego świata od tygodni spędzały mu sen z powiek. 

A wieść Temari codziennie głosiła jedno.  

Aby uderzyć celnie, nie wystarczy tylko obrać kierunek. Gdy nie ma w pobliżu dowódcy, działacie na własną rękę. Najpierw eliminujesz tych, których jesteś w stanie pokonać. Gdy umrzesz w starciu z równym sobie, twoja śmierć będzie bezcelowa. 

Zdaje się, że motto to powstało z myślą o Shikamaru. Żołnierski mundur ciążył mu na barkach wgniatając w piasek. 

A trzecia z drużyn? zapytał, gdy jej wcześniejsze słowa nie znalazły odzwierciedlenia w rzeczywistości. 

To ja  odparła i jednocześnie przeładowała broń. 

Mina Kiby zrzedła. 

Sama? zwątpił. Shikamaru był jedyną osobą od czasu do czasu rzucającą jej słowne wyzwania i podważającą decyzję. Mógł sobie na to pozwolić przez wzgląd na jej nastawienie, które, reasumując, nie mogło być już gorsze. Kobieta zmrużyła powieki, jednak pozwoliła mu mówić dalej . - Nasze drużyny składają się po 4 osoby. Łącznie, daje to 8 na 1. 

Potrafię wymienić co najmniej tyle samo powodów, dla których nie powinieneś martwić się o mnie, tylko o siebie. 

Więc zrób to. 

— Pozwolę Ci przekonać się na własnej skórze - Jedno miażdżące spojrzenie tej kobiety zmartwiło go bardziej niż jawna wrogość kilku obecnych, potężnie zbudowanych przeciwników. Temari z bronią przy boku oddaliła się o kilka kroków. 

Walka trwa, dopóki jedna ze stron nie wygra całkiem eliminując wrogów. Nie ściągajcie hełmów i przynajmniej postarajcie się nie celować w swoje głowy. Cała reszta jest dozwolona. 

To będą igrzyska śmierci - zauważył cicho Lee. Jego zaciśnięte pięści i ogień w oczach świadczył o gotowości do zadania. Chłopak był wątłej budowy i niespecjalnej aparycji, a jednak nie można było odmówić mu hartu ducha. Jeśli nie zginie na wojnie przez swoją nadgorliwość, z pewnością zajdzie daleko. 

Przygotujcie się. 

Wszystkie drużyny stanęły w oddaleniu od siebie. Spięte mięśnie sugerowały maksymalne skupienie. Kadeci chwycili za broń od razu łapiąc za spust. Mimo to nikt nie podniósł lufy. Nikt, oprócz Temari.  

Na mój sygnał, wycofujemy się i uciekamy  szepnął Shikamaru. On jedyny pozwolił sobie na szybką ocenę sytuacji podsumowując sytuację jako wybitnie patową. 

Co?! zdziwiony okrzyk Kiby zwrócił uwagę kobiety. Dlaczego?! Mamy szansę na wybicie ich! 

Ciszej — zganił go. Teraz rozpęta się piekło. Kule będą latały na oślep a ja mam dziwne wrażenie, że większość z nich poleci w naszą stronę. Potrzebujemy strategii, nie bezmyślnego wciskania spustu. Po za tym magazynek nie jest nieskończony. No i pozostaje jeszcze Temari, która jest…

Start! 

Przecież Pani Oficer nie będzie do nas strzelać w biały dzień! — Odwaga Kiby skończyła się gdy zobaczył muszkę wycelowaną w swoją stronę. Krzyknął, gdy ziemia na okopie obok jego głowy uniosła się do góry od siły wystrzału. 

Będzie. Lepsza widoczność. 

Odwrócili się i zaczęli biec. Teren poligonu, oprócz wydm i okopów ziemnych zawierał w sobie także ziemne tunele oraz kilka zielonych krzewów. Wbiegli w jeden z podziemnych korytarzy znikając w mroku. Kiba dalej nie potrafił otrząsnąć się z szoku.  

Ona… Prawie mnie.. Prawie mnie zabiła! 

Dostałbyś w czoło i stracił przytomność.Sai rozmył wątpliwości zimną kalkulacją. 

 Lee otrzeźwił znajomego potrząśnięciem za ramiona 

Weź się w garść, człowieku. TO JEST WOJNA!! 

Zareagował przesadnym entuzjazmem, przez co Shikamaru gwałtownie musiał zasłonić chłopakowi usta własną dłonią. 

Ciszej, na boga! Chodźcie głębiej. Potrzebuje chwili, muszę tylko się zastanowić. 


Reasumując. Naszym przeciwnikiem jest Temari, która będzie nas ścigać tylko po to, by udowodnić jak słabi i niedoświadczeni jesteśmy oraz Neji, pieprzony geniusz i specjalista od walki, broni, strzałów i pułapek. To, co działa na naszą korzyść to to, że działa sam. Nie będzie współpracował ze swoją grupą. 

Ja wziąłbym to za minus - mina Lee wyglądała raczej na zniechęconą. Co z resztą? Jest tam jeszcze Imono, Rei i Sasuke. 

Siedzieli w kręgu na ziemi starając się generować jak najmniej odgłosów. W tle już dawno zanikł odgłos strzałów. Pozostała cisza i czającą się w niej niewiadoma.

Nie biorę ich pod uwagę. Zapewne nasz Oficer rozprawi się z nimi w pierwszej kolejności. 

A słabości Temari? zapytał Kiba 

 Nie docenia nas. 


Stało się tak, jak przewidział. Neji odpadł, gdy ich połączone siły przyparły go do muru zmuszając do kapitulacji. Odparowanie Temari kosztowało ich jednak o wiele więcej. Sai zrobił to, czego nie przewidzieli. Przegrał. Cała strategia zasadzki okazała się nieskuteczna w starciu z doświadczonym umysłem żołnierza, który wziął pod rozwagę taką ewentualność. Kiba zmuszony był do ucieczki. Ścigany przez kule zdołał uniknąć najgorszego, zarazem wpadając w widmo kolejnego problemu. Odłączył się od reszty i zgubił w labiryntach korytarzy. 

Zostali sami. Shikamaru, Lee i Ona. 

Lee wrzasnął dziko szarżując na kobietę. Byli sami, zamknięci w czterech ścianach pomieszczenia nie oświetlanego nawet jedną lampą. Temari stała w przejściu zagradzając je. Musieli polegać na sobie; sile instynktu i wyuczonym odruchom. 

Blondynka nie siliła się na elokwencję. Po prostu podniosła rękę i wystrzeliła prosto w jego pierś, a gdy widmo postrzału nie zatrzymało narwanego ducha chwyciła nadlatujące ręce i odrzuciła chłopaka. Lee upadł na ziemię z głuchym stęknięciem, udało mu się jednak kopnięciem wybić jej broń. Pistolet potoczył się po ziemi. 

Krzyk brzmi tak samo w każdym języku. Strach jest jedyną rzeczą, której nie trzeba tłumaczyć - sparafrazowała unosząc dłonie do walki. Chcę nauczyć was samodzielnego podejmowania decyzji w chwili, gdy zostaniecie sami. Bez dowódcy. Bez mózgu operacji. Tylko wy, setki hektarów dziczy i wróg, czający się za każdym rogiem.

Była strzelcem, tropicielem i zwiadowcą. Teraz okazało się, że jest także wojownikiem.

Shikamaru przybrał pozycję do walki. Zawsze lubił kryć się w cieniu; wszechobecny mrok dodawał mu otuchy. 

Jak wiele razy znalazłaś się w takiej sytuacji? 

Raz.

Czy podjęłaś słuszną decyzje? 

Wystartowała. Zobaczył przed sobą ciemną plamę i odchylił się w ostatnim momencie. Z mroku wyłoniła się jej twarz. Ściągnięta i skupiona. 

Nie. 

Parła do przodu jak rakieta nastawiona na konkretny cel. Trafiła go w żebra i znokautowała mocnym kopnięciem w przeponę. Gdyby nie ściana na której mógł się oprzeć, upadłby. 

Kiba, gdzie jesteś do cholery - myślał, unikając kolejnego ciosu. 

Zaciśnięta pięść zderzyła się z jego barkiem, które nadstawił by przyjąć na siebie jej gniew. Odwróć uwagę, pozwól na przewagę, zaatakuj, grzmiały w głowie słowa ojca. 

Wykorzystał jej wyciągnięte ramię. Chwycił je i w jednym obrocie zamienił ich pozycję. Przyparł kobietę do ściany, blokując ręce. 

Poddaj się. 

Sekunda triumfu musiała Shikamaru wystarczyć. Widok zaciętej, rozczochranej Temari w ułamku sekundy zmienił się na wiszący nad nimi kamienny sufit. Nara stęknął boleśnie; zamroczony uderzeniem w głowę (do którego doszło w efekcie, tuż po tym jak podcięła mu nogi i powaliła na deski) zarejestrował tylko całkiem ładny dół Pani Oficer. Kobieta wylewając na niego wiadro pogardy wykonała długi krok przechodząc tuż ponad na wpół żywym osobnikiem płci męskiej.  Chciała dostać się do swojego pistoletu. 

Generalnie, żaden mężczyzna nie jest nigdy dostatecznie martwym by nie rzucić okiem na w miejsce, które wręcz prosi się o uwagę. 

Temari zauważyła to zerknięcie; nie mogło być inaczej. W kakofonii warknięć powróciła do konającego, patrząc na jego marne truchło z góry, intensywnie i oceniająco. Z dłoniach trzymała broń. Dźwięk przeładowania rozległ się w grobowej ciszy podnosząc mu włosy na karku.

Radzę ci zabić się dzisiaj i oszczędzić sobie męk. 

Leżę. Jest nawet wygodnie. Wręcz, powiedziałbym, doświadczam samej przyjemności.

To się jeszcze okaże.

 Miejsce, w którym się teraz znajdowali nie było odpowiednie w żadnym calu na siłowe przepychanki. W pewnym znaczeniu żadna pora nie była dobra, żeby dostać łomot od Pani Oficer. Shikamaru zdawał sobie z tego sprawę, bo od zawsze lepiej myślał, niż walczył. 

Rozległ się niespodziewany strzał. Shikamaru automatycznie zamknął oczy przygotowany na wrażenie krótkiego dyskomfortu. Ten jednak nie nadszedł. Gdy uchylił powieki powitał go widok oszołomionej Temari. Za jej plecami stał Kiba, opuszczając broń z której do niej mierzył. 

Zatopiona! 

Mówiłem, że jeszcze cię zaskoczymy.  Nara uśmiechnął się, pokrzepiony wizją utarcia jej nosa. Dobra robota, Kiba. 

Cały czas byłem za rogiem! 

Przechytrzyliście mnie. Temari była pełna podziwu choć część jej sama nie mogła w to uwierzyć. Spojrzała na Shikamaru w sposób w jaki nie zrobiła tego nigdy wcześniej. Zrozumiał, że coś w niej uległo zmianie; to było jak powoli rozkręcająca się maszyna. 

Temari bez dalszych wyjaśnień odwróciła się i odeszła, głośno stawiając stopy odziane w grube, skórzane wojskowe buty na posadzce. Plama farby na jej plecach widoczna była nawet w mroku. Niczym wielkie, nieonowe P świecące nad jej postacią. Przegrana – głosił przekaz. 

A jednak Shikamaru miał niejasne wrażenie, że nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. W całej swojej dumie i masie morderczych umiejętności nie potrafiła przegrywać. Poza tym, zdaje się, znów nietrafnie nadepnął jej na odcisk.

Zbierając się z podłogi umysł Shikamaru obijał się o wnętrze czaszki domagając analizy. To właśnie zrobiły z nim wykłady jego ojca, wojskowego fanatyka. Stał się pół człowiekiem pół maszyną zaprogramowaną na ciąg przyczynowo-skutkowy. Jakim kodem nie podążył, ten jednak sprowadzał się do jednego tylko algorytmu.  

Oficer No Subaku, z całą gamą swoich odpychających, kłopotliwych cech, pozostawała naprawdę interesującą kobietą. 


Już następnego dnia stało się jasne, dlaczego Temari nakłaniała go do samobójstwa. 

Po dwudziestym przestał liczyć okrążenia, które wykonywał wokół placu treningowego. Nie robił tego zbyt szybko tylko dlatego, że kobieta nie mogła go, bogu dzięki, poganiać batem.

Wobec czego gdy nie patrzyła, stawał; a gdy zbyt zajęta była innymi kadetami, sprintem pokonywał niewielki odcinek dzielący go do ławki. 

I tak aż do momentu, w którym nie złapała go za szmaty, wrzuciła na matę i przez minuty długie jak lata, pokazywała aspirantom najdokuczliwsze metody chwytów obezwładniających. 

Odklep syczała do jego ucha, za każdym razem gdy okazywał się dostatecznie.

spacyfikowany by jej głos mógł do niego dotrzeć. 

On jednak nie chciał tego zrobić; granie jej na nosie podobało mu się tym bardziej, im bardziej go później zmarszczała. 

Shikamaru cierpiał całe życie. Kiedy musiał wcześnie wstać do szkoły albo kiedy po zajęciach ojciec ciągnął go po strzelnicach; kiedy apodyktyczna matka zabraniała mu ciągłego grania w szachy i nakazywała zajęcia się nauką lub gdy skończyły mu się papierosy i specjalnie po nie musiał iść do sklepu. 

Cała jego egzystencja usłana była ciągłym bólem istnienia; przywykł do wrażenia dyskomfortu i nauczył się z nim funkcjonować. Dlatego gdy Temari w przypływie sadystycznego przypływu mocy zakładała mu kolejną już dźwignię wykręcił się i przeważył na jej równowadzę. Plecy kobiety zderzyły się z matą, a on zawisł nad nią rękami kontrując jej wystrzelone jak z armaty dłonie. Duże oczy patrzyły niedowierzająco, przyjemnie kontrastując z posmakiem triumfu. 

Wykorzystał niezmienne od wieków prawo cięższego do utrzymania jej w ryzach. Szamocząc się i walcząc, nie miała możliwości przerzucenia przez niego nogi, co dałoby jej minimalne poczucie odzyskiwania kontroli nad sytuacją. Walcząc o przewagę marszczyła brwii i wściekle zaciskała wargi. Determinacja biła z każdej części jej ściągniętej, opalonej twarzy.

Zawsze możesz odklepać - zaproponował wyrozumiale.

Natychmiast odpowiedziało mu syknięcie. A później wykręciła się (w jego poczuciu skrajnie nienaturalnie), dźwignęła na nogach i rzuciła nim niczym workiem pszenicy na ugorze. 

Wylądował na trawie w towarzystwie gromkich braw wszystkich którzy doświadczyli jego spektakularnej porażki. Uniósł się na łokciach pozostając bez ruchu. Sycił oczy obrazem zdyszanej, sztywno stojącej Temari która w tym momencie wyglądała na osobę zdolną do rozbiegnięcia się i wymierzenia mu celnego ciosu nogą w głowę, tak, jak kopie się piłkę nożną celem trafienia do bramki. 

Uśmiechnął się do niej i pochylił, uznając jej zwycięstwo. 

Nie zareagowała. Albo. Zrobiła to w zupełnie nieoczekiwany sposób. Gwałtownie zmieniła trasę swojego spojrzenia a później odwróciła się i torując sobie drogę między mężczyznami, odeszła.

Wkroczyła do budynku niosąc na karbie jedną tylko myśl, jeden wniosek. Przemierzyła wiele korytarzy nim stanęła przed odpowiednimi drzwiami. 

Głośne pukanie zakłóciło ciszę gabinetu za nimi. Inoichi zezwolił na najście. Ze swojej pozycji przy oknie widział jak konsternacja przelała się przez jej twarz, gdy stanęła w przejściu.

Widziałem zapewnił, zapraszając do środka Opuścił rękę którą wciąż podtrzymywał zasłonę i zwrócił się ku niej przodem. Chłopak rozwija skrzydła choć brakuje mu obycia z walką. Prawie cię pokonał, Oficerze. To oznacza, że wykonujesz dobrą robotę. 

Nie zna oblicza prawdziwego przeciwnika. Kobieta była nienaturalnie wzburzona, ale przez jej słowa przemawiał spokój. To przychodzi z czasem. 

Dalej miała na policzkach rumieńce; dowód przebytego wysiłku. Generał miał jednak wrażenie, że ta reakcja nie jest do końca uzasadniona walką. 

Przejrzałem materiał z kamer podziemi o których mówiłaś. Potarł podbródek, przelotnie zerkając przez okno. Shikamaru stał wśród rówieśników, wyglądając na tak znużonego, jak zawsze. Jabłko nie spada daleko od jabłoni. Czy to sprowadziło cię dziś do mnie? Refleksje na temat tego chłopca? 

Chcę wnioskować o przeniesienie go do innej dywizji. 

Emerytowany generał wydał się skonsternowany jej decyzją. 

Zdradzisz mi powód? 

Szkolenie go na tym poziomie jest dla niego stratą czasu. Powinien rozpocząć naukę innej specjalizacji. Nawet Ty, Generale Inoichi, musisz zdawać sobie z tego sprawę.  

Owszem. Wiedziałem to, zanim jeszcze chłopak na dobre się tutaj pojawił. 

Więc dlaczego?

Temari nie pojmowała jego stoicyzmu; na siłę szukała własnych uzasadnień.

Dlaczego go tutaj przypisałem? Dlaczego nie chcę zmian? Dlaczego pragnę mieć go na oku? O które dlaczego pytasz Oficerze?

O wszystkie. 

Nie ma w tym żadnego ukrytego motywu - Starszy mężczyzna z uśmiechem rozłożył ręce - Shikaku poprosił mnie o to, bym wskazał Shikamaru odpowiedni kierunek i przekonał go do munduru. 

Wciąż nie rozumiem dlaczego trafił do mojej jednostki. 

Twój zmysł obserwacji jest doprawdy niezwykły. Ale jesteś dość stronnicza. Teraz powiem ci, Oficerze, jak to wygląda z mojej strony. Sprowokowałaś Shikamaru do sytuacji w której chcąc przetrwać, musiał interweniować, wyjść poza strefę w której się zaszył. Zobaczyłem na nagraniach z kamer, co naprawdę potrafi i ty zobaczyłaś to również. Potrzebowałaś na to mniej czasu niż zakładałem. Mając te informacje jestem pewny, że tylko Tobie uda się wybudzić pełny potencjał tego chłopaka. 

Nie można mu odmówić pewnej dozy umiejętności ucięła krótko, odwracając wzrok.  Zachowuje spokój w sytuacjach, w których inni wiązaliby własne pętle. Nic to jednak nie znaczy gdy w grę wchodzą ćwiczenia w terenie. Brak mu szybkości i wytrzymałości. Nie odnajdzie się na froncie… Tylko w namiocie dowódców. 

Rób to, co robisz Oficerze rzekł, ucinając dalszą dyskusję. Zdaje się, że masz na niego dobry wpływ. Póki co nie zmienię swojej decyzji. Shikamaru pozostaje pod twoim rozkazem.

Była to sugestia. Drobna, ukryta pod pozorami komplementu. Subtelna prowokacja. Jednak Temari nie podjęła rękawicy. Patrzyła na niego w ciszy, nim surowym ruchem skinęła głową, po prostu wychodząc. 

 Patrząc na zamknięte drzwi Inoichi pozwolił sobie na ciężkie westchnięcie. 



Na dzisiaj to wszystko. Temari była zbyt niestabilna po nie wnoszącej nic rozmowie z generałem, żeby prowadzić szkolenie i jednocześnie bić się z pragnieniem zaaplikowania w ich leniwe dupy całej swojej amunicji. 

Temperatura była wyższa, niż zwykle. 

Wyciągnęła z kieszeni prosty, biały wachlarz na którego wzór składały się tylko trzy fioletowe okręgi i intensywnie pomachała nim przed twarzą. 

Gdzie rozdają takie błogosławieństwo? wysapał Kiba, cały czerwony i mokry od potu. Ćwiczenia na torze przeszkód wypłukały go ze wszystkich sił.

Idź do przodu - Lee pchnął go w plecy, zmuszając do ruchu. Muszę się wykąpać. Mam piasek wszędzie, nawet w-

Oszczędź nam szczegółów. Neji spojrzał z politowaniem, sceptyczny jak zwykle.

Wszyscy lepiej się ruszcie. Temari zamknęła wachlarz z trzaskiem. Po obiedzie macie czas wolny. Nie chcę widzieć was na poligonie, ani nigdzie indziej w zasięgu mojego wzroku.

Dni wolne były rzadkością w ich codzienności. Nie licząc niedzieli które każdy spędzał najczęściej w zaciszu własnych myśli, szukając ukojenia w przytłaczającym trudzie żołnierskiego życia. 

Po posiłku wszyscy stłoczyli się na sąsiadującym z budynkiem placu, jedynym zielonym miejscu na wyspie piasku. Wielkim wysiłkiem rosła tu trawa a niebo zasłaniały konary nielicznych drzew. Skrycie się w cieniu było zbawienne dla kadetów, którzy cały poranek spędzili ćwicząc na pełnym słońcu. 

Shikamaru zajął miejsce na jednej z okrągłych ławek umieszczonej wokół dużego pnia. Kiba obrał miejsce obok.

Shogi? Serio? 

Masz ochotę zagrać? -— zapytał, rozkładając planszę.

To raczej nie dla mnie. 

Ale ja mogę. Lee uśmiechnął się szeroko siadając obok. Inuzuka warknął coś cicho gdy nadgorliwy chłopiec zepchnął go dalej.

Lee okazał się zbyt niespokojny by dorównać zrównoważonemu, cierpliwemu Shikamaru. Gra dynamicznie, jak na shogi, zbliżała się ku końcowi. 

Spójrzcie, to Pani Oficer. Kiba wyszczerzył się szeroko. Oczy śledziły kobiecą postać która wyłoniła się z budynku. Po raz pierwszy nie miała na sobie munduru tylko zwykły strój cywilny.  Ale ma figurę. 

Przestań ślinić się jak pies. Shikamaru poświęcił mu sekundowe spojrzenie. To nie twoja liga. 

Popieram Lee wzruszył przepraszająco ramionami, konfrontując się z urazą współtowarzysza. Temari kierowała się w ich stronę, wyglądało na to, że zamierzała po prostu przejść obok. 

Pani Oficer zagaił Kiba, gdy była dostatecznie blisko. Zwróciła się twarzą ku niemu a jej oczy, błękitne niczym niebo, raptownie pociemniały. Oczywistym było, że odczytała jego intencję.

Lee poruszył się niespokojnie

Prosisz się o kłopoty

Dasz się zaprosić na partię Shogi? zapytał nagle Shikamaru wchodząc w słowo Kibie, który właśnie otwierał usta celem powiedzenia czegoś, co mogłoby się jej nie spodobać. Zamknął je raptownie. Nawet Lee wydawał się oszołomiony niespodziewaną propozycją. 

Raczej nie grywam odpowiedziała, przelotnie ilustrując planszę, w tym rażącą przewagę pionków Shikamaru. 

 Nalegam.

Nie. 

Nie chcesz znów przegrać? 

To było jak pstryknięcie rekina prosto w nos. Kiba i Lee wstrzymali oddech, Shikamaru bez mrugnięcia patrzył na jej wyprostowane plecy. Zatrzymała się, rażona prowokacją i powoli odwróciła w jego stronę. 

Zgoda. Momentami była przewidywalna jak kolejność wszystkich pór roku. Ale twoja widownia stąd znika. 

Nie musiała tego powtarzać, podobnie, jak oni nie potrzebowali drugiego polecenia. Zostawiając Shikamaru samego raz po raz niepewne oglądali się za siebie. Czekali na formę pomocy, małą prośbę, by jednak nie zostawali go samego z tą kobietą. 

Uwaga Shikamaru w całości skupiona była jednak na Temari. Zajmując miejsce w ciszy rozkładała swoje pionki na planszy. 

Tylko jedna runda poinformowała wysuwając pierwszy ruch. 

 Jak sobie życzysz. 

Głęboką ciszą celebrowali kilka następnych kolejek. Shikamaru musiał się skupić gdy w brutalnej taktyce poświęciła siebie i straciła kolejnego pionka. Jej gra oddawała cały stosunek do służby. Była równie zacięta choć w tym wypadku, poprzedzona momentem zastanowienia. 

W skupieniu patrzyła na planszę podczas gdy on w milczeniu przyglądał się jej ściągniętej grą myśli twarzy. Z tej odległości widział każdy, nieliczny pieg zdobiący jej nos. 

Analizujesz mnie. Jej głos nadszedł na długo przed tym, nim spotkały go jej uniesione oczy. Kobieca dłoń zawisła nad planszą w palcach trzymając pionek. 

To nieodłączna część tej gry. 

Czy aby? zapytała a jej twarz na setną sekundy rozjaśnił uśmiech. 

Nie odpowiedział. Zamiast tego skupił uwagę na polu, który zajęła. 

Kto nauczył cię grać? 

Ojciec Odpowiedziała mechanicznie, krótko po tym zadzierając głowę w wyrazie zdziwienia. Shogi pochłonęło jej umysł gdy usta układały się w słowa. 

Nietypowa taktyka.

Odmienna od twojej zauważyła, strącając jego figurę. 

Pochylił się, w prostym ciągu ruchów stawiając swój pionek na miejscu jej króla. Powitał go obraz jej skonsternowana 

Szach mat. 

Grając, odnaleźli własny sposób na wspólne milczenie. Brak słów zastępowali zgodnością myśli.

Pewnej bezgwiezdnej, ciemnej nocy Temari odnalazła jego łóżko i poprosiła o następną partię. Później o kolejną. I jeszcze jedną. Od tamtej pory połączeni wspólnym sekretem spotykali się w zaciszu jej sypialni, gdy zbyt udręczona wspomnieniami, nie potrafiła zasnąć. Przez godziny wymieniali ciszę, przecinając ją krótkimi odgłosami stawianych na planszy pionków. 

Jednego z takich wieczorów Shikamaru, mimo późnej pory, nie zastał jej we własnym łóżku. Otoczył pokój spojrzeniem, przypadkiem zahaczając o okienną wizję pustynnych wydm ogarniętych widmem nocy. Na szczycie jednej z nich rysowała się drobna postać. 

Wyszedł na zewnątrz, a później, skryty w mroku, ruszył kobiecym śladem.

Jasne włosy odbijały światło księżyca mieniąc się wśród mroku, gdy się zbliżał. Siedziała na piasku beztrosko wpatrując się w niebo; wyglądała jak świtezianka, brakowało jej tylko bzów wplecionych w wysokie upięcia. 

Uświadomił sobie, że wcześniej nie poznał jej oblicza pochłoniętego błogim relaksem. Ciepło rozlało mu się po wnętrzu gdy tak ukradkiem doświadczał chwil uświęconej samotności; momentu, kiedy Pani Oficer mogła stać się sobą przygarbiając ramiona i opuszczając gardę. 

Mogę się przyłączyć? zapytał.

Gdy obróciła głowę wątły blask dosięgnął jej twarzy. Cień długich rzęs spadł na policzki zmarszczone od nagłego uśmiechu. 

Shikamaru pomyślał, że nigdy w życiu nie widział niczego piękniejszego. 

Chętnie.

Usiadł obok, dostatecznie blisko by czuć ciepło jej odsłoniętych ramion. Kobieta nie poruszyła się, znów zwracając wzrok w górę. Gwiazdy świeciły mocno na bezchmurnym niebie, hipnotyzując swym pięknem.

Shikamaru nim wzbił oczy w górę, jeszcze moment rozkoszował się jej rozświetlonym profilem. Miała prosty nos, nieco zadarty ku górze i wąskie, teraz rozchylone usta. Gdyby zedrzeć z niej powierzchowną gruboskórność można by, całkiem mylnie, uznać ją za wrażliwą i kruchą. 

Pamiętam, że na wojnie najbardziej lubiłam te spokojne nocne. Leżenie w śpiworze, ukojenie umysłu i książkowa bezsenność, dotykająca nas wszystkich. 

Walki trwają od wielu lat. Brakuje żołnierzy. Dlaczego Ty jesteś tutaj? zapytał. Dlaczego wróciłaś? 

Obdarzyła do przelotnym spojrzeniem, jakby się wahała. 

Zesłali mnie tutaj w ramach kary. Shikamaru starał się, by zaskoczenie nie było widoczne na jego twarzy. Mimo to lekkie zmarszczenie brwi zdradziło jego konsternacje. Kobieta zaśmiała się bez rozbawienia. Okazałam niesubordynację na jednej z misji. Tamtego dnia gdy wydano nam rozkaz po raz pierwszy sprzeciwiłam się dowódcy. Mojemu ojcu. Cały plan od początku zdawał się być zbyt prosty a my, zbyt mało doświadczeni, by udało nam się wyjść z tego cało. — Wzięła krótki wdech. W tamtym czasie byliśmy tak wściekli w walce, tak żądni porażki wrogów. Ojciec, widząc to, zapragnął postawić wszystko na jedną kartę. Stwierdził, że może nam się to udać. Rada Wojenna poparła jego plan. A ja miałam złe przeczucia. 

Shikamaru wyciągnął rękę przykrywając dłoń, którą bez opamiętania ściskała na piasku. Była zimna w dotyku. Temari cofnęła ją momentalnie. Wyuczony, automatyczny odruch zaskoczył nawet ją; patrzyła w konsternacji na mężczyznę siedzącego obok. Shikamaru miał twarz zwróconą w jej stronę i nie wyglądał na tak znudzonego jak zawsze. Jeśli jej ucieczka go uraziła, nie dał nic po sobie poznać. 

Nie wykonałaś rozkazu. 

Nie. — Pokiwała głową. Mówili, że oszalałam. Że trud życia żołnierza na wojnie zaburza mój osąd. Tamtego dnia zginęli wszyscy. Mój ojciec, dwóch młodszych braci. To było jak wpadniecie we własną pułapkę, mieli u nas szpiega. Wróg nie oszczędził nikogo. 

Shikamaru był wstrząśnięty jej wyznaniem. Oraz tym, że podczas mówienia jej twarz nie zmieniła się w żadnym stopniu. Była jak posąg. Wszystkie emocje odbijały się od twardej skorupy nie sięgając nawet wyrazu oczu. Te były puste, tępo wpatrzone przed siebie. 

Mnie oskarżono dezerterem. Później tchórzem. A na koniec zesłano tutaj. 

Wzięła długi, przerywany wdech i była to jedyna reakcja, która świadczyć mogła o jej cierpieniu. Cała reszta pozostawała bez zmian, jak zaklęta w jednym wyrazie. 

Ponownie przykrył ręką jej dłoń lecz tym razem nie wzgardziła jego dotykiem. 

Żyję, Shikamaru, choć umarłam już dawno dodała szeptem.

I wtedy to zrozumiał. 

Jej ból nie znajdował ujścia w spojrzeniu ani w wyrazie oczu gdy otwierała przed nim serce. Nie odnajdzie go także w sposobie w jaki mówiła, w jej słowach, ani w żalu, wykrzywiającego wąskie usta. 

Jej cierpienie było szarością twarzy, gdy sądziła, że nikt nie patrzył. 

Jej cierpieniem była każda z samotnych nocy. Wszystkie ze świąt. 

Jej cierpieniem było patrzeć na młodych ludzi, szkolić ich w profesji, która odebrała jej wszystko. 

Nie chcesz odejść? zapytał w zamian, choć mógł użyć wielu innych słów. 

— Wojsko jest całym moim życiem. Nie potrafię robić nic innego i … — zawahała się, a jej usta zamknęły gwałtownie. Nara był pewny, że kobieta nie powie już nic więcej. A wtedy spojrzała na niego z ukosa, ważąc ciężar stwierdzenia na języku. Boję się. 

Odwróciła głowę. Teraz, odgrodzona od jego wzroku mogła pozwolić sobie na przekleństwo. Nienawidziła siebie za to, że nawet po takim czasie wciąż reaguje tak gwałtownie, że żałość wątłym nurtem zalewa jej serce. 

Nie mogąc znieść tego, że Shikamaru jest świadkiem jej upadku poderwała się do góry, pragnąc uciec. Mocny chwyt na nadgarstku przeważył jednak nad jej zamiarami. Wytrącona z równowagi upadła na kolana tuż przed mężczyzną.

Brunet natychmiast rozluźnił uścisk. Jego palce gładziły teraz wierzch jej dłoni. Dotyk ten niespodziewanie okazał się przyjemny. Nowe wrażenie przyćmiewały jej otępienie. Wpatrywała się w powolne, kojące ruchy, zaklęta w ich głębi. Jego dłoń była taka duża w porównaniu do niej.  

Temari Shikamaru pragnął powiedzieć jej tak wiele. Gdy podniosła głowę ciężar dwóch oszołomionych tęczówek opadł na jego serce, czyniąc je o wiele cięższym, niż jeszcze przed momentem. Czuł ucisk w klatce piersiowej. Ucieczka nie była rzeczą która pasowała do jej twardego oblicza. 

Nie przerażały jej wojny, śmierć i rozlew krwii, lecz strwożyła ich nagła bliskość. Gdy przysunął się usłyszał jak głośno wciągnęła powietrze. Piasek pod jej ciałem zaskrzypiał. Próbowała się odsunąć. Podniósł jej dłoń którą wciąż muskał czułym dotykiem i lekko pociągnął w swoją stronę. 

Wpadła w jego objęcia sztywna jak kłoda.

Nie walcz - poprosił, wtulając ją w swoją pierś. Czuł jak głośno wali jej serce i nadziwić się nie mógł, jak to możliwe że jeszcze nie znokautowała go szybkim ciosem, których w arsenale miała całe mnóstwo. Do tej pory nieustannie pomiatała nim jak bezpańską szyszką. 

I gdy on czekał na atak, gotowy rozmówić się z konsekwencjami swojego czynu ona, niespodziewanie chyba także dla samej siebie, rozluźniła się. 

Jego ramiona przyniosły odprężenie i odpędzały czające się demony. Było to… zaskakujące.

Tylko przez chwilę.- usprawiedliwiła samą sobie. 

 Czuła się bezpiecznie, co było paradoksalne i głupie zważywszy na to, że z łatwością mogła pokonać tego mężczyznę. Mimo to, teraz.. był to zupełnie inny rodzaj komfortu. 

 Noce na pustyni były zimne, kobieca skóra emanowała jednak żarem. Obejmując drobne plecy Shikamaru pochylił się kładąc ją na piasku.

Na zewnątrz Temari była twarda jak oset i równie nieugięta, trwała we własnych postanowieniach, hartem ducha i odwagą zrównując sobie miejsce w świecie zdominowanym przez mężczyzn; w środku jednak, co Shikamaru udało się dostrzec dopiero teraz, gdy cegła po cegle odkrywała przed nim kawałek siebie, okazywała się bardzo krucha. 

Nie. Uświadomił sobie, przeczesując jedwabne pasma jej włosów między swoimi długimi palcami i opuszczając je. Kosmyki łączyły się z piaskiem, niewiele różniąc kolorem od wszechobecnego, złocistego pyłu. 

Tak naprawdę była niczym pączek róży. Pomyślał. Wrażliwy i czuły. Można było znieść go w rękach i brutalnie postrzępić aksamitne płatki lecz jednocześnie dotkliwie oznaczyć skórę raniąc się o wystające kolce. Nawet najmniejsze róże stają się żądne krwi gdy ściśnie się je zbyt mocno. Ta kobieta nie dawała za wygraną. A jeśli miałaby przegrać, zrobiłaby to tak, że wszyscy wokół pożałowaliby jej porażki. 

Rumieniła się, gdy obniżał głowę zachłyśnięty urokiem jej zmieszanej twarzy i uciekającego wzroku.

Nie zrobię niczego, czego nie będziesz sobie życzyć wyszeptał, muskając zaledwie skrawek rozchylonych ust.

Do tej pory nieustannie musiała o siebie walczyć. Od tej pory to On zapragnął pełnić tą wartę. 

Na własnych wargach poczuł cień jej uśmiechu.

Życzę sobie, żebyś przestał mówić.

Sięgnęła rękami ponad jego ramiona i tam zaplatając dłonie, podciągnęła się do góry wychodząc mu naprzeciw 

Zetknięcie z jej wilgotnymi ustami przywodziło na myśl czułe muśnięcie przez skrzydła motyla. Trwało to krótką, ulotną chwilę. Temari nieustannie spoglądając w jego oczy, powoli wycofała głowę na powrót kładąc ją na chłodnym piasku. Było to nieme zaproszenie i zarazem niepewnie wystosowane przywitanie.

Widok jej drżących, rozszerzonych źrenic niemal pozbawił go zmysłów.

Ogarnięty fascynacją podążył jej śladem i nie pozwalając uciec, zagarnął na własność to, co już dane mu było poczuć i w czym potrafiłby się zatracić. Jej młode ciało wyginające się ku niemu i westchnienie, wyprowadzone podczas pocałunku odarło go z resztek wątpliwości. Smakowała winem, mieszanką goryczy i winogron. 

Więcej \zapragnęła.

Jej skóra paliła jego dłonie, gdy rozchylał jedwabny materiał który składał się na nocną koszulę. Była idealna; poznawał to po każdej krzywiźnie jej brzucha. Wcięcie w talii stanowiło pokusę, której nie był w stanie się oprzeć. Chwycił mocno by po chwili przysunąć ją bliżej. Opierając się łokciem o ziemię miał ją pod sobą. Nie była drobna mimo to całkiem ginęła w jego postaci.

Shikamaru wciąż nie miał dość. 

Kobieta wiła się, ulegając jego dłonią; wręcz dopasowując do ich kształtu. 

Poruszała biodrami suwając ich boczną krzywizną po jego udach oraz miejscu, którego nawet wojskowe, sztywne spodnie nie były w stanie utrzymać teraz w ryzach. 

Westchnął ciężko gdy jeden z takich ruchów poważnie zaburzył jego równowagę i pozorne wrażenie samokontroli. Podciągnął się na ramionach i wsuwając kolano między jej nogi, rozsunął je, dostając się pomiędzy. 

Odpowiedziała mu pomrukiem na dźwięk którego włosy stanęły mu na karku. Kosztował w drżeniu jej gardła całując szyję, czasami na powrót wracając i spijając jęki prosto z mokrych, opuchniętych warg. 

Mimo własnego szaleństwa dostrzegał obłęd także w jej oczach. 

— Shikamaru.. szepnęła. Ton jej głosu wraz z drobinkami piasku poniósł w dal wiatr. Jej następne słowa nie zabrzmiały już tak powabnie. Jeśli nie porzucisz swojego flegmatyzmu, skopie ci dupę.  

Zakładając, że ostatnimi czasy robiła to przy każdej okazji, nie byłoby to wielkim odstępstwem od normy. 

To rozkaz?

To groźba. 

Uśmiechnęła się, sięgając dłonią ku zapięciu jego spodni. Jej dłoń była zimna, jednak w połączeniu ze zręcznymi palcami nie okazało się to nieprzyjemne. Obdarzyła obnażoną męskość przelotnym uściskiem. Ponaglała go spojrzeniem oraz sposobem, w jaki wyginała plecy. 

Chwycił za jej uda i uniósł je ku górze, z sapnięciem wchodząc w rozpalone wnętrze. 

Gdy księżyc widniał wysoko ponad nimi Shikamaru posiadł ją tam, na jednej z niezliczonych wydm, otoczony piaskiem którego była królową. Wiatr porywał ciche jęki, niosąc je w mrok nocy. Po wszystkim obdarci z konwenansów i sztywnych reguł które narzucał mundur mogli po prostu leżeć i patrzeć się w gwiazdy. 


Dwieście przysiadów i sto trzydzieści pompek Nara. Masz jeszcze jakieś pytania lub wątpliwości?

Jedyna wątpliwość jaką miał, to ta dotycząca jego wyborów z przeszłości. Mógł zdecydować się na bezdomność i wydziedziczenie przez rodzinę. Wszystko byłoby lepsze od męk, których doświadczał teraz – niczym upadła dusza skazana na wieczne potępienie. 

Temari, kobieta o stalowej dłoni i żelaznym charakterze stała nad nim ze skrzyżowanymi ramionami. Patrzyłą potępiająco na każdą strugę potu, płynącą po jego skroni. Jakby gardziła jego ludzkimi, prozaicznymi słabościami. 

Jeśli Shikamaru myślał, że poprzednia noc coś między nimi zmieniła palące uczucie w mięśniach gdy wykonywał dziesiętny już skłon, znacznie ugasiły jego wizję. 

Co myślisz o porze pobudki? zapytała słodko.

Jest idealna wycedził.

Zaspał na zbiórkę. To oraz propozycja przełożenia pory wstawania o kilka godzin sprowadziło na niego srogi gniew sekutnicy. 

Lee, chłopak o dziwnym wyrazie twarzy oraz fryzurze odciętej od garnka patrzył ku niemu z zazdrością stojąc bez ruchu w grupie pozostałych kadetów. 

Anioł pański zesłał tego dnia generała Inoichiego na pustynne bezdroża. 

Shikamaru Nara, niezwłocznie staw się w moim gabinecie. 



Temari stała za plecami generała, sztywna i skupiona. 

Usiądź, Shikamaru - Inoichi zaprosił go gestem ręki. Krótkim wahaniem wypełnił jego prośbę. Jak zapewne wiesz, od lat dobrze znam całą twoją rodzinę. Uczęszczałem z twoim ojcem Shikaku Nara do tych samych jednostek szkoleniowych. Zaprzyjaźniliśmy się wśród szkolnych ław, później razem ruszyliśmy na front. Osiągnęliśmy wiele, bardzo wiele. Ale nie od początku tak było. Shikaku był osobą… bardzo trudną, nieszablonową. Jego lenistwo spędzało sen z powiek wielu wysoko postawionym jednostkom. Określano go mianem niewdzięcznika, obiboka, nazywano nieudacznikiem. A później okazało się, że nie ma sobie równych. Jego taktyki do tej pory znajdują zastosowanie w procesie szkolnictwa młodych pokoleń. Z tym trzeba się urodzić. To geniusz. Jedyny i niepowtarzalny. Wiele razy uratował mi życie. Duma naszego narodu. Bez jego działań, nie bylibyśmy w miejscu, w którym jesteśmy teraz. Przerwał, sięgając po jedną z kopert leżącą na blacie. Otworzył ją a następnie przodem zwrócił w kierunku chłopaka. Shikamaru opuścił wzrok, powoli zapoznając się z bardzo oficjalną, wyniosłą treścią.

— Ty, młody człowieku, jesteś taki sam jak on. — Starszy mężczyzna kontynuował, powoli dobierając słowa - Temari stale informowała mnie o Twoim postępach a także ich brakach. Od razu dostrzegłem to, co dla innych pozostawało nieuchwytne. Masz talent, chłopcze. Większy, niż możesz to sobie wyobrazić. Dlatego potrzebujemy cię. 

Mnie? 

— Nikogo innego. Po twoim ojcu jesteś jedyną osobą która może zmienić bieg naszej wojny. Wygrać ją, ku chwale ojczyzny. Główna Rada Wojskowa zaakceptowała moją propozycję skierowania Cię do polowego namiotu dowodzącego. Udasz się na front tak szybko, jak jest to możliwe.  Jeśli tylko tego zechcesz. 

Cisza która zapadła, była inna dla każdego z nich. 

Zgadzam się. 

Wzrok którym obarczyła go Temari był ciężki. Cięższy, niż świadomość deklaracji którą zaakceptował. Bez słowa odwróciła się i z rozmachu chwyciła za klamkę. To, siła z jaką pociągnęła za drzwi zwróciła na nią uwagę generała. 

Zacisnął usta a jego oczy na krótki moment rozświetlił inny wyraz. Temari opuściła pokój z hukiem. A wtedy on tylko skinął głową. 

Spocznij, żołnierzu. 

Podziękował, milcząco układając usta w słowa. A później pognał w ślad za oficerem. 

Dopadł ją dopiero w jednej z sal wykładowych. 

Co jest z tobą nie tak, kobieto?!

Wynocha!

Miała ochotę krzyczeć, by szedł do diabła. A jeszcze bardziej pragnęła zatopić pazury we flakach szanownego jegomościa, który właśnie zdecydował się rozsierdzić jej dostatecznie rozsierdzioną postać zbyt pochopnym, jak na jej nerwy, ruchem. 

Zderzenie się pleców Temari ze ścianą poprzedzała tylko krótka, ale szybka sekwencja ciosów którą wymienili w sposób pełen pasji, dokładniej, zawładnięci wizją własnej prawdy. Mężczyzna pochylił się chcąc pochwycić wirujące w powietrzu, nerwowo gestykulujące dłonie kobiety. Gest ten, z pozoru nieszkodliwy był jak zniewaga na którą nie zamierzała pozwolić.

W ułamku sekundy zamachnęła się zdecydowanie ale ten skontrował jej ruch wymierzając własny, silniejszy lecz pozbawiony prędkości która mogłaby ją zaskoczyć. Wychylając się kobieta odepchnęła dłonią nadlatujące ramię, jakby było one pokroju latającego komara. Następnie zamachnęła się nogą, wymierzając kopnięcie które Shikamaru najpierw zatrzymał, a później wykorzystał.

Stalowy chwyt za łydkę w mig wprowadził ciało wojowniczki w stan nieważkości. Temari  wygięła mocno plecy, natychmiast podpierając się o podłogę obiega rękami i w tej pozycji, wysunęła następne kopnięcie. Chybiła, ale to pozwoliło jej zachować pęd i odzyskać równowagę. 

A później stała przyciśnięta do ściany jego silnym ramieniem. Wściekłe dyszenie rozbijało się o jej zaczerwienione z wysiłku policzki.

Czy nie o to chodzi w naszym życiu?! Nie rozumiał jej gwałtownej reakcji. Nie potrafił pojąć umysłem dlaczego nagle zaczęłą zachowywać sie tak irracjonalnie wręcz dziecinnie i głupio. Zupełnie do niej nie podobnie. Szkolimy się po to, żeby wygrywać wojny. 

 Nie wiesz o czym mówisz. 

Nie uchylę się od swojego obowiązku

Dlaczego kiedy nie trzeba jesteś geniuszem, a gdy naprawdę jest potrzeba okazujesz się tępy jak doniczka?! Zginiesz tam, Shikamaru! Nasza armia jest w rozsypce a ty, twój ojciec .. Czy ty tego nie rozumiesz?! 

Zaczęła porozumiewać się tak chaotycznie i nieskładnie, że pierwszy raz w życiu przyznał jej rację.

Nie rozumiem. 

Wróg będzie nastawiony na to, aby za wszelką cenę odebrać Ci życie. Jesteś pieprzonym geniuszem rozsławionym nazwiskiem swojego ojca. Możesz wygrać dla nas tę wojnę. Ale oni będą to wiedzieć. 

Nie odmówię, Temari. Shikamaru był pewny tego, jak niczego innego w swoim życiu. Wiele czasu zajęło mu zaakceptowanie tego wniosku. Wojaczka i wszystko to, czego nauczył się tutaj oraz latami słuchając wykładów ojca. Cała ta wiedza, zmysł strategiczny to wszystko płynęło w jego żyłach. Było tuż pod skórą. To jest rzecz, do której zostałem stworzony. Uwierz we mnie, kobieto, mój największy kacie.  

Gdyby jej nie znał, gdyby nie wiedział, kim była oraz co przeszła pomyślałby, że w jej oczach zatańczyło zrezygnowanie. Potrzeba było jednak o wiele więcej, by móc ją pokonać. Temari szarpnęła się dziko, lecz nie pozwolił jej uciec. 

Otoczył dłońmi jej twarz wymuszając na przeklinających, grożących mu ustach mocny, gwałtowny pocałunek. Jej ręce wystrzeliły w górę chwytając za jego przedramiona i z furią kobiety łamanej wbijając w nie paznokcie.

Zbliżenie przepełnione żalem i złością był niczym starcie dwóch szalejących żywiołów. Przysunął się bliżej, nie zważając na warknięcie które przedarło się przez jej gardło. 

Jeśli ma krzyczeć, niech krzyczy w niego.

Mimo agresji jej warg, muskał ją coraz delikatniej. Kojącym dotykiem gasił buchające płomienie gniewu.  Wtedy jej silny, kurczowy uchwyt powoli tracił na sile a postawa, ze spiętej i rozdrażnionej, rozluźniła się. Wkrótce kobieta całkiem opadła z sił. 

Chwycił ją pod kolanami, unosząc do góry przeniósł, kładąc na blat ławki. Tej samej, którą kilka tygodni temu zmasakrowała pociskami Pochylił się i pocałunkiem zamykając jej otwarte usta, zdusił to, co chciała powiedzieć. Instynktownie pojął, że jej słowa tylko utrudniają sprawę. 

Palcami guzik po guziku rozpinał jej mundur 

Wrócę. Pochylił głowę pieszcząc jej szyję. I zabiorę cię z tej przeklętej pustyni. 

Nie odpowiedziała. Przyciągnęła jego twarz do góry, całując go z pasją za którą nie potrafił nadążyć. 

Po wszystkim bez słowa leżeli wtuleni w siebie na podłodze.  

Splecione palce gładziły się wzajemnie. Temari trzymała głowę na męskiej piersi słuchając, jak serce Shikamaru uderza o żebra wprawiając je w krótkie drżenie. Zrozumiała, że nie wpłynie na jego decyzję, …i nie mogła pozbyć się żalu.  

Wiedziała, że nie zabierze jej ze sobą. Z resztą, żaden szanujący się dowódca nie wyraziłby na to zgody. Rozpacz ściskała ją w piersi. 

 Na wojnie nie będzie czasu na długie uniesienia szepnęła, dłonią gładząc ostry łuk jego zaciśniętej szczęki. Paznokciami zahaczała o skórę. Będziesz ty, ona i udręka, rozszczepiająca umysł i ściskająca serce. Oraz potrzeba gwałtownego uwolnienia. Krótki moment i kilka szybkich ruchów. 

Nie będzie żadnej niej

Wtedy oszalejesz. 



Pustynne noce są zimne, rozgrzejcie się więc moją propozycją na ten wieczór. 
Dla Kropy ♥

4 komentarze:

  1. Aaaaaaa. Madaro! Temiro! To było cudowne.

    Przyszłam tu z myślą, ah! Dostanę coś krótkiego, pewnie komediowego I BĘDZIE ZAJEBIŚCIE.

    Ale to co tu się zadziało... Łał! Temari uśmiechnieta niczym doberman i bezpańska szyszka skradły moje serce. A ta chemia między bohaterami... ich reakcje, emocje, zachowania to jest dokładnie to czego mi brakowało. Dokładnie to czego potrzebowałam!

    Bardzo Ci dziękuję za tą cudowną historię. Za wspaniałego Shikamaru i gniewną Temari. Było cudownie, wspaniale, intensywnie i humorystycznie. No i te były nawet seksy!
    AAAAAaa! Cudo :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra, SAYU PRZYBYŁA.

    Tak, tak! Mi też podobała się ta chemia. Nie była to relacja taka z dupy (jak ja to często piszę w swoich króciutkich tekstach xD), ale miała fajne podłoże i czekałam kiedy tylko to wybuchnie.

    "— Wrócę. — Pochylił głowę pieszcząc jej szyję. — I zabiorę cię z tej przeklętej pustyni."
    O wielki Madaro, ryczę. Więc to nie tylko chemia, cimcim rymcim, ale też coś głębokiego. Wowowow, to będzie piękna miłość, czuje to <3

    OdpowiedzUsuń
  3. O słodki Madaro, piszesz tak cudownie długie te one shoty. W środku tekstu musiałam sobie przypomnieć, że nie czytam jakiegoś ficzka. Zgadzam się z dziewczynami wyżej - kurwa, ta chemia między nimi. Wow. Strasznie mi się podobał motyw wojska, Temari jako pani oficer i Shikamaru jako leniwego aspiranta do stania się żołnierzem. Fajnie, że w trakcie tego treningu z Temari Shika obudził w sobie prawdziwego żołnierza.

    OdpowiedzUsuń
  4. rany, nawet nie wiem od czego powinnam zacząć, bo, cholera, powinnam to jakoś zgrabnie podsumować, żeby dobrze przekazać swój zachwyt tym fanfikiem, ale wśrodu mam taką burzę (PIASKOWĄ HEHE) emocjonalną na zasadzie "TRYQWHKJLSEIUAJEHLUGSEOJHSO?!?!?!!?!??? KURWA JAKIE DOBRE ŁOT DE FAKKKKKK WJIAJFAOAAO JEZUS??"
    ... tak.
    może zacznę od tego, że z canonicznych shipów w naruto kocham całym sercem tylko jeden i to właśnie shikatema i RANY BOSKIE nie spodziewałam się, że kiedykolwiek przeczytam o nich TAK DOBRY fanfick /chowa twarz w dłoniach / SO GOOD JFC
    już sam fakt osadzenia tego w wojsku, już na wstępie wiedziałam, że zginę tutaj śmiercią tragiczną i tak właśnie się stało TEMARI OSTRA JAK BRZYTWA W MUNDURZE RANY BOSKIE NO COŚ CUDOWNEGO IM IN
    to jak zbudowałaś między nimi relację to też strzał w dziesiątkę, każdy kolejny akapit był tak dobrze rozplanowany, miód na moje serce, oczy idk wszystko. masz naprawdę wspaniałe, dopracowane opisy nie tylko emocji, tekst się czyta tak płynnie i naprawdę można się całkowicie w nim zanurzyć. ja wiem, że to zaczyna wyglądać jakbym miała za zadanie ci tylko słodzić, ale, cholera jasna, jestem porażona tym jakie to jest dobre
    nocna rozmowa na pustyni to mistrzostwo, tak samo opis zbliżenia w punkt, niezbyt długi, można powiedzieć, że nawet szorstki, ale tak pasujący do ich aktualnej sytuacji i uczuć które do siebie żywili. cudo

    "— Wrócę. — Pochylił głowę pieszcząc jej szyję. — I zabiorę cię z tej przeklętej pustyni." - K U R W A. ZA MOCNE. PRZEPADŁAM.

    jestem w rozsypce więc może już lepiej skończę zanim powtórzę po raz 4567890 że to majstersztyk. serdecznie ci dziękuję, że mogłam przeczytać to cudo, posyłam gorące jak pustynia buziaczki <3

    OdpowiedzUsuń

Wena żreć coś musi — jeśli czytasz, to doceń naszą prace i skomentuj!