Kiedy przeszedł obok niej wyczuła zapach jego perfum. Coś ziołowego i mocnego, mieszającego się z wonią słabych papierosów. Chciała, żeby zatrzymał się przy niej i mogła schować nos w zagięcie jego szyi.
Gorąco lało się z nieba. Sakura wachlowała się kalendarzem w fioletowe bratki i próbowała nie zemdleć. Z jękiem ulgi schowała się pod daszkiem przy drzwiach wejściowych. Nawet odrobina cienia była błogosławieństwem. Odsłonięte ramiona lekko szczypały. Krem z filtrem, którym posmarowała się rano, już dawno zdążył się wchłonąć w jej skórę, a ona oczywiście zapomniała spakować do torby tubki na później. Z zadowoleniem poczuła wiatr na spoconym karku. Minęła osiemnasta, a powietrze nareszcie się ochładzało.
Cholerne afrykańskie fronty.
Zapukała w ładne, brązowe drzwi i czekała na odzew. Poprawiła sukienkę w białe grochy i założyła kosmyk włosów za ucho.
W progu pojawiła się rozpromieniona mama Sasuke.
— Cześć kochanie. Cieszę się, że jesteś. Chcesz coś do picia?
— Coś zimnego poproszę. Czuję, że roztapiam się od środka.
Starsza kobieta zachichotała.
— Jak różowy lód na patyku?
— Mikoto-san!
— Przepraszam, już ci nie dokuczam. Chodź, chłopcy są w środku.
W budynku było przyjemnie chłodno. Klimatyzacja to błogosławieństwo. Wystarczyły sekundy, żeby jej ciało odżyło, całkowicie zapominając o godzinach agonii na uniwersytecie.
Niedbale rzuciła torbę i kalendarz w prawy róg kanapy i usiadła z westchnieniem zmęczenia.
— Nie przeżyję tego lata.
— Nie przesadzaj. Słoneczko jest dobre — odpowiedział Naruto, napełniając buzie domowymi ciasteczkami.
Czasami wydawało jej się, że nie jest człowiekiem, tylko bestią z innego wymiaru. Kiedy rok temu odczuwalna temperatura dochodziła do czterdziestu stopni Celsjusza, a wszyscy z nich niemal umierali, Uzumaki jadł ciepły rament instant minimum dwa razy na dobę. Nigdy nie miał cierpliwości, żeby odczekać wystarczający czas (z zegarkiem w ręku odmierzał tylko trzy magiczne minuty), więc zawsze posiłek kończył się poparzonym językiem. Może to zahartowało jego organizm?
Sasuke wszedł przez drzwi pokoju, który zajmował jako nastolatek i podał jej szklankę chłodnej wody.
— Udławisz się — skomentował, patrząc jak pochłania napój za jednym razem.
— Jeszcze — szepnęła zachrypniętym głosem. Jej gardło domagało się więcej.
— Mama mówi, że zaraz będzie obiad. Poczekasz.
— Co za rozpieszczony bachor. Ładnie tak wykorzystywać rodziców? — powiedział Sai ze swoim irytująco spokojnym uśmieszkiem.
— Też będziesz żarł na ich koszt.
Sakura przycisnęła wciąż zimną szklankę do nagrzanego policzka.
Spojrzała na swoich chłopców, ciesząc się, że wszyscy nadal byli razem, chociaż ich szkolne drogi częściowo się rozminęły. Ona i Sai chodzili na jeden uniwersytet, więc siłą rzeczy spotykali się częściej. Pamięta, że niespecjalnie go lubiła w liceum. Był szczery do bólu, a jego uśmiech uważała za dwulicowy. Nie raz krzyczała i wyzywała go, kiedy powiedział o parę słów za dużo. Dopiero po jakimś czasie dowiedzieli się, że mieszka w sierocińcu i jego usposobienie było odruchem obronnym, który wykształcił się przez lata spędzone w nieciekawym środowisku. Dyrektor ośrodka, Danzo, był człowiekiem bez uczuć i tego samego oczekiwał od wychowanków. Wszelkie przejawy, cóż… zachowywania się jak typowe dziecko były karane. Wolał mieć pod sobą małe maszyny bez ludzkich odruchów. Jednak po paru miesiącach dotarli do niego. Potrzebował trochę czasu, żeby się otworzyć, ale kiedy to zrobił wylał z siebie wszystko.
Ona, Naruto i Sasuke byli razem od podstawówki. Co prawda przez czas gimnazjum Sasuke odwaliło. Ignorował ich i znalazł sobie nieciekawe towarzystwo. Przez chwilę nawet nienawidził Itachiego, kiedy nowi znajomi podjudzali w nim poczucie bycia gorszym synem, nigdy wystarczająco dobrym, żeby dorównać bratu. Walczyli o niego, co się opłaciło. Po dwóch latach wrócił ich dawny przyjaciel.
Mogłoby się wydawać, że w trójkę będą bardziej zżyci, a Sai stanie się tylko dodatkiem, zapasowym kołem w trójkołowym rowerku dla dzieci. Umiał się jednak w nich wpasować, wypełnić luki, o których nawet nie wiedzieli. Mając przy sobie Naruto, który był klasowym błaznem i Sasuke, zdecydowanie zbyt poważnego jak na swoje lata (bez względu od aktualnego wieku) brakowało jej kogoś takiego. Dopóki się nie pojawił nawet nie wiedziała, że lubi ten typ poczucia humoru – niegrzeczny i szydzący, nieco czarny i często nie na miejscu.
Sasuke był na zarządzaniu na prestiżowej uczelni, którą wybrał mu ojciec. Na szczęście brunetowi to nie przeszkadzało. Sakura nie wie jak wyglądałaby ich reakcja, gdyby wybuchły kolejne niesnaski, podobne do tych z gimnazjum. Sasuke chciał pracować w firmie logistycznej ojca, nawet jeśli wiedział, że to prawdopodobnie Itachi przejmie rolę prezesa. Nie miał z tym problemu. Poza tym to nie tak, że jego starszy brat robi co chce i któregoś pięknego dnia dostanie awans na samą górę. Itachi odbył praktyki zawodowe gdzie indziej, sam się o nie starając. Wiedział, że nazwisko prawdopodobnie w tym pomogło, ale nie dało się tego obejść, nie mógł sfałszować podania. Później, już z tytułem, zaczął od najniższego stanowiska i piął się w górę. Na każdy awans miał teczkę wypełnioną swoimi osiągnięciami, aby nikt mu nie zarzucił, że było to za sprawą znajomości.
Naruto chodził na awuef, chciał zostać fizjoterapeutą. W swojej historii miał wiele osiągnięć z różnych dziedzin sportu. Nigdy jednak nie potrafił się zdecydować na jedną, konkretną dyscyplinę. Był zbyt rozkojarzony, żeby brnąć tylko w jednym kierunku. Musiał być wolnym duchem. Dlatego uznał, że w przyszłości zamierza robić coś związanego z jego zainteresowaniami, a uprawianie sportu nadal będzie tylko w sferze hobbystycznej.
Sai był artystą. Specjalizował się we wszelkich rodzajach rysunków – od szkiców po malarstwo. Szło mu całkiem nieźle. Amatorskie wystawy ściągały rzesze abstrakcyjnie wyglądających ludzi. Umówili się, że bez względu na okoliczności, zawsze chociaż dwójka z nich będzie na wydarzeniu. Inaczej w pojedynkę zginęliby w tłumie dziwacznych artystów.
Sakura była na trzecim roku medycyny. Jeszcze nie wybrała specjalizacji, wciąż się zastanawiała. Czasami myślała nad czymś poważnym jak chirurgia albo neurologia. Bywały momenty, kiedy wolała wybrać bycie laryngologiem lub okulistą. Jej wyobrażenia o przyszłości były skrajne – od doktora w szpitalu i życia pełnego wyzwań do posiadania małego, prywatnego gabinetu i multum wolnego czasu, który mogłaby poświęcić na badania. Miała jeszcze chwilę, więc pozwoliła sobie na wahania. Kiedy przyjdzie czas, dokona wyboru.
— Jakieś wieści? — zapytał Sasuke. Wyjął z kieszeni spodni paczkę papierosów i schował ją na samo dno plecaka. Jego mama dawno przestała grzebać mu po kieszeniach (robiła to tylko, kiedy był gimnazjalnym buntownikiem, martwiąc się o wpływy nowych znajomych), ale brunet nie lubił kusić losu. Sakura uważała to za urocze, że nawet będąc dorosłym czuł przed rodzicami respekt i nie chciał, aby dowiedzieli się o jego nałogu.
— Och, popytałem wśród kolegów — ożywił się Sai. Zaraz jednak zmarszczył brwi. — Niestety nikt nie oferował więcej niż postawienie kolacji na wynos. Myślałem, żeby zapytać Sasoriego-senpai czy wśród swoich znajomych nie ma kogoś, kto potrzebuje modela, ale nie było go dziś. Niestety, nie znalazłem ci fuchy.
Sakura westchnęła. Straciła pracę tydzień temu. Był to psi fryzjer. Coś, co całkowicie do niej nie pasowało. Nigdy nawet nie miała pupila. Jej mama miała silne uczulenie na sierść psów, kotów nienawidziła. Zajęcie okazało się łatwe i przyjemne, a spędzanie popołudnia z czworonogami było odprężające. Jednym problemem była właścicielka. Mała kobietka z uśmiechem, który nigdy nie sięgał oczu. Od zawsze podświadomie czuła, że jest z nią coś nie tak, jej dobroć wydawała się fałszywa. Dając ci jednego dnia przepiękny uśmiech, drugiego obgadywała za plecami. Tworzyła niemiłą atmosferę napięcia. Wcale się co do niej nie pomyliła. Zalegała z wypłatami dla pracowników od dwóch miesięcy. Zasłaniała się chorobą córki (której nigdy nie widzieli na oczy), a kiedy wszyscy zebrali się, żeby nalegać chociaż na częściowe wynagrodzenie (kto chciał pracować za darmo?) ogłosiła bankructwo i zamknęła interes. Ponieważ była nierentowna, a bank zajął sklep na rzecz nieopłaconego wynajmu, nie mieli skąd uzyskać należnych pieniędzy. Nie przeszkadzało to jej nadal żyć na poziomie. Podobno wszystkie oszczędności przelała na konto narzeczonego, a bez formalnego związku w świetle prawa byli sobie obcy. Sakura została bez pracy, z oszczędnościami, które ledwo wystarczyły na chleb. Mogła mówić, że wszystko jest dobrze, ale wczoraj rzuciła się na instant ramen od Naruto. Była w kropce i już spóźniała się tydzień z opłaceniem czynszu.
Przetarła twarz dłonią.
— Sai…
— Możesz zamieszkać u mnie, jeśli cię wyrzucą.
Ciepło rozlało się po jej sercu. Ich przyjaźń była inna niż ta, którą dzieliła z chłopcami. W liceum walczyła o niego najbardziej i chyba to połączyło ich tak mocno. Odetchnęła z ulgą. Za nic nie mogła rezygnować ze studiów. Jej rodzice wyprowadzili się z miasta trzy lata temu. Tak duża aglomeracja nie była dla nich. Wcześniej zostali na miejscu tylko ze względu na Sakurę, która nie chciała przerywać nauki w liceum.
— I to jest lepsze od pożyczenia pieniędzy od moich rodziców? — zapytał z naburmuszoną miną Uchiha.
Machnęła na jego ręką.
— Nie przyjaźnię się z tobą dla łatwego hajsu, idioto.
— Ale kto tak mówi?
— Wszyscy tak pomyślą!
Rozmowę przerwała Mikoto-san, która poprosiła ich do jadalni. Sakura posłała Sasuke ostrzegające spojrzenie pod tytułem “powiedz coś, a obetnę cie na łyso” i ruszyła z chłopcami na dół.
Idąc wąskimi schodami zeszła prawie na zawał. Ciemne oczy nie były czymś nadzwyczajnym w tej rodzinie, więc czemu, czemu jego spojrzenie zawsze zamieniało jej nogi w niezgrabną galaretowatą masę? Odruchowo chwyciła barierkę. Stała niezdolna do wykonania kroku. Dlaczego tu jest? Oczywiście, bo to dom jego kuzyna. Myśl, że jest w podobnym wieku co Fugaku-san zawsze przyprawiała ją o zawroty głowy. To wydawało się jeszcze bardziej chore. Ale oto Madara, wujek Sasuke, siedział na krześle obok Mikoto-san. Miał około czterdziestu pięciu lat, mógłby być jej ojcem. Obstawiała, że był starszy o jakieś osiemnaście lat, ale i tak uwielbiała go. To było silniejsze niż każda racjonalna myśl.
Wszystko zaczęło się w liceum. Sakura podkochiwała się w Sasuke w podstawówce. Kiedy musieli o niego walczyć tłumaczyła swoje motywacje zauroczeniem, które nadal w niej żyło. Po odzyskaniu jego przyjaźni zdziwiła się, że miłość, którą go darzyła była lustrzanym odbiciem uczucia względem Naruto. Nie była jednak zawiedziona. To oddało jej wolność.
Później głupie, nastoletnie hormony całkowicie nią zawładnęły. To nigdy nie była miłość z romansów. Nie wyobrażała sobie nierealnego związku czy innych głupot. Kiedy po raz pierwszy poczuła podniecenie chodziło o Madarę. Jego wiek i bycie całkowicie nieosiągalnym nakręcało ją tak bardzo, że nie potrafiła porzucić głupich fantazji. Przez lata to jego głos szeptał jej sprośne słowa do ucha, to jego ręce i usta wyobrażała sobie, kiedy się dotykała. Wpadła po uszy.
Oczywiście cieszyła się, że go widzi. Kolejna okazja do spotkania to pożywka dla jej rozdmuchanej wyobraźni. Uwielbiała odświeżać sobie dźwięk jego głosu. Wiedziała, że dziś w swoim mieszkaniu usłyszy go tak wyraźnie jakby naprawdę leżał tuż obok. To wszystko nie przeszkadzało Sakurze w denerwowaniu się. Musiała być uważna przy tym mężczyźnie, żeby żaden sekret nie wymknął się z jej ust i nienawidziła tego.
— Daddy na ciebie patrzy.
Spojrzała na Saia wściekła. W pierwszym odruchu chciała na niego krzyknąć, zamknąć niewyparzoną gębę, ale jeden rzut oka na zadowoloną twarz mężczyzny sprawił, że zamilkła.
Sai wiedział. Bogowie, on znał jej myśli. Wieczór wcześniej, kiedy byli w jej mieszkaniu, żartobliwie proponował poszukiwanie sponsora i napomknął o Madarze. To wtedy musiała się zdradzić. Oczywiście szybko zmieniła temat, zasłaniając się niewłaściwym charakterem takiej reakcji. Nie chciała być panienką, której płaci się za seks, ale jeśli chodzi o Madarę… Zaciągnęłaby kredyt na całe życie i oddała wszystkie dostępne pieniądze, żeby choć raz ją przeleciał.
Był jej cichym, brudnym sekretem. Tajemnicą, o której nie wiedziała nawet Ino, kiedy były ze sobą bliżej. Na przestrzeni lat często się między nimi psuło, ale zawsze odnajdywały wspólny język. Wszystko zmieniło się, kiedy na końcu liceum Sai zerwał z nią po roku związku. Yamanaka zawsze była mściwa, nienawidziła kiedy ktoś nad nią górował. Zażądała od Sakury, żeby wybrała po której stronie stoi. A ona nie umiała skazać na banicję Saia, który wycierpiał w swoim życiu zdecydowanie za dużo. Poza tym relacja dziewczyn nigdy nie była wybitnie głęboka. Ino zniechęcała do siebie inne koleżanki, a Sakura po prostu nie potrafiła z nimi rozmawiać. W ten sposób siłą utrzymywały przyjaźń z przedszkola. Nie było to jednak nic, za co mogłaby poświęcić inne więzi.
— Nie, Sai — szepnęła, przełykając głośno ślinę. Spojrzała na pozostałą dwójkę, ale byli już na samym dole długich schodów. Na szczęście nic nie usłyszeli.
— Będę milczeć, ale chcę o tym usłyszeć.
Sakura przewróciła oczami.
— Czasami jesteś gorszą plotkarą niż Yamanaka.
— Nie obrażaj ludzi, którzy znają twój brudny sekret.
Usiedli przy długim stole. Przywitała się z rodzicami Sasuke, a później jej wzrok padł na niego.
— Dzień dobry, Uchiha-san.
Skinął głową. Pomyślała, że ten cudowny mężczyzna za każdym razem wygląda lepiej. Nie widziała go z bliska od prawie dwóch lat.
— Cześć, dzieci — odezwał się Fugaku. — Jakieś zmiany, o których powinienem wiedzieć?
Zaczerpnęła dyskretny oddech, próbując uspokoić bicie niespokojnego serca. Zawsze wdawała się w grzeczne rozmowy z ojcem Sasuke i jeśli nie zrobi tego teraz, jej zachowanie wyda się podejrzane.
— Sakura szuka pracy — powiedział Naruto. Nie mogła w to uwierzyć. Strofowała Sasuke, ale nie pomyślała, że to blondyn ją wyda. Spojrzała na niego wrogo, a jej usta bezgłośnie ułożyły się w słowo "zdrajca".
— Co się stało, kochanie? — zapytała zaniepokojona Mikoto. Sakura parę razy, przed całym zamieszaniem, zwierzała jej się z problemów z pracodawcą.
— Wszystko jest dobrze. Nic, z czym nie umiałabym sobie dać rady. Nie szukam…
— Prawda — odezwał się Sasuke, ignorując jej miażdżący wzrok. — Praca nic tu nie da. Sakura potrzebuje pożyczki na już.
— Wychodzę.
Krzesło zaskrzypiało, kiedy wstała na równe nogi. Planowała udać się do drzwi wyjściowych, patrząc tylko w podłogę, ale mimowolnie złapała karcący wzrok Fugaku-san.
O nie, jęknęła w myślach. Jemu nie umiem się opierać.
— Siadaj — powiedział twardo. Po dwóch długich sekundach walki wykonała polecenie. — Opowiadaj — dodał łagodniej.
— W skrócie… — Nabrała powietrza. Czuła się jak na przesłuchaniu i naprawdę nie chciała obarczać ich swoimi problemami. — Straciłam pracę, pracodawczyni nie płaciła nam od dwóch miesięcy, zasłaniając się głupimi wymówkami. Kiedy zaczęliśmy się buntować, zamknęła interes i ogłosiła bankructwo. Ja i inni pracownicy zostaliśmy na lodzie. Ale to nie problem, naprawdę! Mam plan awaryjny. Sai powiedział, że mogę u niego waletować, jeśli nie uzbieram na czynsz i mnie wyrzucą. Poza tym zostaje akademik…
— Mam ci przypomnieć — przerwał Sasuke — jak wyglądał twój pierwszy rok w akademiku? Prawie pozabijałaś współlokatorki, kiedy przeszkadzały ci w nauce i robiły syf.
— Ale ja nie chcę od was pieniędzy — jęknęła płaczliwie. — Pamiętacie jak razem z Naruto pojechaliśmy z wami na wakacje kilka lat temu bez wkładu finansowego? Myślałam, że umrę ze wstydu.
— Ach tak. — Mikoto-san próbowała powstrzymać śmiech. — W zamian przez dwa miesiące przychodziłaś do nas co kilka dni z domowym ciastem. Fugaku przytył wtedy pięć kilo.
— Ten sernik był puszysty jak chmurka. Nikt przy zdrowych zmysłach by mu się nie oparł. Pomyślimy nad tym razem, ale po kolacji.
— Ja naprawdę…
— Po prostu inwestujemy w przyszłość. Kiedyś będę przychodził do ciebie na wizyty, doktor Haruno. Nie mogę pozwolić, żeby twoja nauka ucierpiała.
Byli zbyt mili. Już dawno wiedziała, że Sasuke nie zasłużył na takich rodziców, ale teraz czuła, że i ona nigdy im się nie odpłaci.
— Jeszcze nie wybrałam specjalizacji, Fugaku-san.
— Powiedziałem, że będę, więc będę. Złapię dolegliwość, którą będziesz leczyć.
— Ładnie się załatwiłaś — prychnął najmłodszy z Uchiha. — Zawsze trzeba myśleć o czarnej godzinie.
— Sądzisz, że jakimi kwotami operuję ucząc się i pracując na pół etatu? Wszystko kosztuje, Sasuke.
— Nie oczekuj od niego dużo. Jeszcze nie doświadczył życia — podsumował Madara.
Po raz pierwszy od pewnej chwili spojrzała w jego twarz. Nie uśmiechał się, ale jego oczy były przyjazne i ciepłe. Mogłaby się rozpłynąć.
Kolacja minęła w przyjemnej atmosferze. Ta rodzina już taka była. Kiedy w podstawówce Sakura poznała rodziców Sasuke bała się, że przepaść ich poziomów życia okaże się zbyt duża. Nic takiego nie miało miejsca. Byli zwykłymi ludźmi, którzy kochali swoje dzieci i dbali o ich przyjaciół. Zawsze czuła się w ich towarzystwie tak samo dobrze jak ze swoimi rodzicami.
Czasami zapominała o Madarze siedzącym przy stole. Wcześniej musiała się wychylać, żeby zobaczyć go i Mikoto-san. Kiedy siedziała normalnie, nie mieli kontaktu wzrokowego. Sam mężczyzna był raczej małomówny, ale uważała, że to mu pasuje.
Wrobiła Naruto, żeby pomógł gospodyni posprzątać po kolacji, a ona próbowała się wymknąć. Niestety Sasuke powiedział, że jego ojciec odwiezie wszystkich pod wieczór. Nie mogła sprzeciwiać się Fugaku-san. Mimo spokojnego głosu i łagodnego usposobienia miał aurę nieznoszącą sprzeciwu. Zawsze czuła przed nim większy respekt niż przed swoim ojcem, którego można było przekonać do wszystkiego i narzucić własne zdanie. Był bardziej podobny do Mebuki, ale ona zwykle używała krzyku.
Wyszła na tylny ganek z Sasuke.
— Cholerni zdrajcy — powiedziała mu.
— Nie przesadzaj. Dzięki nam wszystko się ułożyło. Powinnaś raczej dziękować.
Dostała powiadomienie na telefon. Zdziwiła się. Nie lubiła, kiedy jakieś apki wyświetlały jej nieprzydatne informację, więc pilnowała, żeby wszystkie były odznaczone w ustawieniach. To nie był dźwięk wiadomości lub komunikatora. Na ekranie pojawiło się powiadomienie z banku.
— Ty gnido.
— Co znowu zrobiłem?
Pokazała mu ekran telefonu i oskarżycielsko wskazała palcem na bruneta.
— Dlaczego dostałam przelew od twojego wujka?!
To było takie złe. Nie chciała mieszać w to rodziców Sasuke, a tym bardziej boskiego Madary. Czuła się jeszcze bardziej zawstydzona.
— Przecież masz mnie na oku od zakończenia kolacji!
— Również jestem grzecznym chłopcem — powiedział Sai, którego wcześniej nie zauważyli. Siedział na trawie przy oczku wodnym i szkicował pływające w nim ryby. — A to oznacza, że pozostał jeden potencjalny zdrajca, który ma numer twojego konta.
— Zabiję tego blond idiotę. Musimy naprawdę trzymać go na smyczy.
Jęknęła sfrustrowana i wyciągnęła w stronę Sasuke otwartą dłoń.
— Muszę zapalić.
— Absolutnie nie pokażę się w tym domu z paczką papierosów.
— Kami, powiemy że to moje. Po prostu mi je daj.
Nie paliła, już nie. Parę lat temu, na ostatnim roku liceum, przejęła ten nawyk od Ino. Na początku studiów to pomagało się odstresować, aż w końcu zamieniło się w zwyczaj. Papieros rano, po zajęciach i przed snem. No i oczywiście kilka podczas zarwanych nocek nad książkami i prezentacjami. Nie była jednak uzależniona, to po prostu wkradło się w jej rutynę. Rzucenie trwało tydzień. Nie paliła, ale nie stała się też zagorzałą przeciwniczką. Czasami lubiła poczuć gorzki smak dymu. Raz na parę tygodni zabierała Sasuke pojedynczego papierosa.
— Dobra, sekunda!
Brunet zniknął w środku salonu.
Powietrze nadal było rozgrzane i ciepłe. Tylko lekki wiatr sprawiał, że dało się wytrzymać na zewnątrz.
— Miły wieczór?
Sai stanął przy niej na drewnianym ganku.
— Jeśli komuś powiesz…
— Twoje sekrety są ze mną bezpieczne, Haruno. Ale nie pomyślałbym, że masz w zanadrzu coś tak brudnego. Widziałem ten błysk w twoim oku. Kręci cię myśl o nazywaniu Madary tatusiem?
Skoczyła do niego w ułamku sekundy. Zasłoniła mu usta.
— Takie bezpieczne?! Jest w tym budynku, na litość boską! Naprawdę, dobrze że farbuję się na różowo. Na pewno moje naturalne włosy przykryła siwizna przez wasze wybryki.
Przeszklone rozsuwane drzwi otworzyły się z cichym kliknięciem. Wyszedł nimi Madara.
W panicznym odruchu spojrzała przerażona na Saia.
Czy słyszał?! Mówiło jej spojrzenie.
Kiwnął głową z tym okropnym uśmiechem. Na pewno.
Kochała jego poczucie humoru, ale teraz naprawdę chciała skręcić mu kark.
— Mikoto porwała Sasuke. Miałem ci to dać.
Wręczył jej na wpół wypełnioną paczkę złotych marlboro.
Sai wrócił do oczka wodnego. Początkowo planował tylko podnieść swój szkicownik, ale po dłuższej chwili wpatrywania się w taflę wody usiadł i zaczął ponownie rysować.
— To. — Wskazał na papierosy. — Bardzo nieodpowiedzialne i głupie.
— Wiem, tak, ale…
Zamilkła widząc, że wyciąga zapalniczkę z kieszeni. Jego uśmiech miał drwiącą nutę.
— Nie powiedziałem, że uważam się za mądrego człowieka.
Zachichotała, trochę przez zdenerwowanie jego obecnością, trochę z rozbawienia. Stali przez chwilę w ciszy, patrząc na Saia. Papierosy Sasuke były zbyt gorzkie jak na jej gust. Nie chciała jednak kupować paczki łagodniejszych, bo stare przyzwyczajenia dałyby o sobie znać.
— Uchiha-san, dostałam przelew i to było naprawdę niepotrzebne. Poza tym dwa tysiące to zdecydowanie zbyt dużo.
— Zatrzymaj. Będziesz mieć rezerwę bezpieczeństwa gdyby coś z pracą nie wypaliło.
— Ja nie mogę... Poradzę sobie.
— Czy próbujesz wpłynąć na to w jaki sposób wydaję pieniądze?
— W życiu!
— W takim razie doszliśmy do porozumienia.
Czuła się przy nim jak nastolatka, młoda licealistka i to sprawiało, że wszystko było jeszcze bardziej pokręcone. Ale, mimo zdenerwowania, uwielbiała to uczucie. Niewłaściwość sytuacji podniecała ją jeszcze bardziej.
— Przepraszam za kłopot. Obiecuję zwrócić panu wszystko w najbliższych miesiącach.
Kiwnął głową na znak zgody.
— Nie śpieszy mi się.
Wypuszczając dym spojrzał prosto w jej oczy. Był wysoki i postawny, miły dla oka. Czarna koszula przyjemne opinała się na średniej wielkości mięśniach ramion. Ciemne spojrzenie kontrastowało z mleczną barwą skóry. Mogłaby patrzeć na niego godzinami.
— Jak ogólnie radzisz sobie z tą sytuacją?
— Chyba dobrze. Zawsze mogło być gorzej. Po prostu… Człowiek myśli, że da sobie radę. Wszystko jest rozplanowane, idzie po jego myśli i nagle spada bomba z nieba. To frustrujące. Porażka jest frustrująca.
— Ale hartuje.
Zgasił papierosa o duży kamień, upewniając się że nie zostawi na nim śladu. Nie chciał narazić się Mikoto. Później niedopałek wrzucił do pustej paczki po papierosach.
— Nie bałagań — powiedział, podając jej kartonik.
Wszystko się układało. Teraz Sakura zapłaci zaległy czynsz, może nawet kolejny miesiąc z góry, żeby pokazać, że nie ma już problemów z płynnością finansową. Zadzwoni do najemcy i umówi się na wizytę albo wyśle przelew. Czuła wewnętrzną potrzebę spotkania się twarzą w twarz, żeby osobiście przeprosić za problemy. Może nawet upiecze swój słynny sernik…
— Masz pięć dni — powiedział Takashi Ume, nadzorca budynku. Był pośrednikiem, cały blok należał do jakiejś korporacji, której nazwa zawsze wypadała jej z głowy.
Spotkała go pod swoimi drzwiami. Wręczył jej kartkę papieru formatu A4. Jak wyrok widniał na nim napis wypowiedzenie umowy.
— Spóźniłam się tylko tydzień! I już mam pieniądze, mogę wszystko uregulować nawet w tej chwili. Zrobić ekspresowy przelew albo dam gotówkę. Muszę tylko zejść do bankomatu i…
— Jestem tylko posłańcem. — Jego głos był zmęczony i pozbawiony empatii. — Z dniem dzisiejszym zalegasz z opłatami dwa tygodnie. W umowie masz wszystko opisane. Po upływie tego okresu właściciel ma prawo wymówić umowę najmu ze skutkiem natychmiastowym. Idą ci na rękę, dając czas na ogarnięcie spraw. Życzę miłego dnia.
Próbowała jeszcze coś mówić do jego pleców, ale mężczyzna nawet się nie odwrócił.
Jak dobrze, że mam więcej pieniędzy, pomyślała w rozpaczy. Muszę znaleźć coś innego i mam na kaucję.
Schowała klucze do kieszeni, chociaż nadal nie weszła do mieszkania. Nie miała do tego głowy. Stojąc pod zamkniętymi drzwiami drżącymi rękoma próbowała znaleźć telefon w torebce. Wybrała numer i wsłuchiwała się w sygnał. W uszach dźwięczało głośne bicie jej serca.
— Sai, mam problemy. — Zdążyła powiedzieć, zanim wylał się z niej cichy płacz.
Myślała, że wszystko już będzie dobrze, ale oczywiście świat miał inny plan. Czuła się pokonana.
Sztab kryzysowy pojawił się w jej mieszkaniu w przeciągu pół godziny. Do tego czasu siedziała otumaniona przy dwuosobowym stoliku, jednym meblu w jej mini salonie. Nie zdjęła nawet butów, nie przebrała się z sukienki, którą miała na sobie parę godzin na uniwersytecie i na pewno przestała już pachnieć świeżością. Sączyła zimną kawę, której nie zdążyła wypić rano i patrzyła tępo w ścianę.
Sai przyniósł kartony. Miała tylko pięć dni, a znając cholerne życie na pewno znów pojawi się jakaś niespodzianka i nie będzie miała czasu. Każda chwila była cenna. Zostało jej tylko cztery i pół dnia, a przecież przez trzy kolejne codziennie ma zajęcia. Naruto pomagał mu pakować rzeczy. Sai oddelegował go do książek, wiedząc że Uzumaki ma dwie lewe ręce. Jak to możliwe, że jest tak dobry w sporcie, a stłukł więcej talerzy i szklanek niż niektórzy ludzie kupują przez całe życie?
Sasuke siedział przy laptopie. Od czasu do czasu klął pod nosem na kiepskie wi-fi, ale ogólnie był spokojny jak zawsze. Przeszukiwał ogłoszenia o wynajmie mieszkań.
— Nic dobrego. Wszystko albo daleko albo drogo.
— Byle co, Sasuke. Żeby mieszkanie miało łóżko i dostęp do wody. Nie ważna lokalizacja, będę dojeżdżać.
Posłał jej krótkie, zirytowane spojrzenie i wrócił do przeglądania ogłoszeń.
— Sakura-chan, myślałaś o szamanie?
— Co proszę?
Naruto skończył pakować książki i podszedł do nich.
— Albo kapłanie. Źle się dzieje w twoim życiu, może ktoś cię przeklął? Warto oczyścić duchowe kanały czy coś.
Musiała wyglądać komicznie. Poczuła, że jej oczy są tak szeroko otwarte, że przy gwałtowniejszym ruchu mogą wyskoczyć.
— Nie reaguj — westchnął Sasuke zmęczonym głosem. — Idiota oglądał dwa dni temu program na Discovery i teraz gada tylko o tym. Do tygodnia mu przejdzie… Chyba coś mam.
Sakura pokręciła głową i zmierzwiła złote włosy Naruto. Nie ważne, że to było bez sensu, on po prostu się o nią martwił.
— Niedaleko uniwerku — powiedziała, nachylając się nad Sasuke. Prześledził tekst ogłoszenia. — Cena też dobra. Dlaczego nie ma numeru kontaktowego? Możesz do nich napisać?
— Ta strona nie ma opcji prywatnych wiadomości, ale niedaleko mieszka wujek. Poczekaj, zadzwonię do niego i zapytam czy nie mógłby tam podejść.
Uśmiechnęła się na myśl o Obito. Był typem starszego brata. Chociaż formalnie był wujem Sasuke, to dzieliło ich tylko sześć lat i często im pomagał. Dogadywali się z nim jak z rówieśnikiem.
— Zaraz, to nie mieszka z Rin w południowej części miasta?
— Mówię o Madarze.
Cholera.
Znalazła pracę. Rozesłała CV wszędzie gdzie tylko mogła. Oddzwonili ze schroniska dla zwierząt. Cieszyła się, że dalej będzie pracować z czworonogami. Zarobki były minimalnie gorsze, bo już nie mogła liczyć na napiwki od klientów, ale warunki bardziej jej odpowiadały. To nadal była umowa na pół etatu, ale mogła brać tyle nadgodzin ile tylko chciała. Grafik był luźny, ustalany z tygodniowym wyprzedzeniem. Nie musiała zawsze wypełniać pełnej zmiany jak we wcześniejszym miejscu pracy. Poprzednio narzucono im sześcio lub dwunasto (w przypadku weekendów) godzinne zmiany. Dowiedziała się, że może przyjść nawet na dwie godziny po zajęciach na uniwerku. To było cudowne, zwłaszcza że nowe mieszkanie było niedaleko schroniska.
Wypadał piąty dzień wypowiedzenia. Wszystkie rzeczy miała spakowane w kartony i czekała na Sasuke. Jako jedyny z nich posiadał samochód, więc dobrowolnie (oczywiście bez użycia gróźb) zgłosił się na tragarza. Naruto miał wpaść wieczorem na nowe lokum i pomóc jej się rozpakować. Sai został w pracowni na uniwersytecie, bo goniły go deadline. Następną wystawę miał już za dwa dni.
Kiedy wszystko uprzątnie, miała zamknąć drzwi i wrzucić klucze do skrzynki pocztowej. Spojrzała na mieszkanie, w którym spędziła ponad rok ze smutkiem. Nie lubiła się żegnać.
Czekając wyniosła parę kartonów na korytarz blisko windy, bo zaczynała się nudzić, a Sasuke spóźniał się już pół godziny. Zostawiła otwarte drzwi, żeby nikt nie podszedł i postanowił przywłaszczyć sobie jej rzeczy.
Usłyszała dźwięk windy i wiedziała, że to Uchiha. Na klatce schodowej znajdowały się tylko trzy mieszkania. Jedna sąsiadka wyjechała na wakacje. Powiedziała to Sakurze w wypadku spisywania liczników, aby powiadomiła konserwatorów. Drugim sąsiadem był głośny chłopak, który prowadził nocny tryb życia, pracując jako barman. Zwykle nie pojawiał się o tej porze.
Poczuła zapach dymu papierosowego i z westchnieniem irytacji podniosła się z krzesła.
— Sasuke! Mówiłam, żebyś nie palił na korytarzu… — Zawahała się przez chwilę. Posprzątała mieszkanie na błysk, ponieważ nauczono ja szacunku. Chciała oddać je w takim stanie jak je otrzymała. Ale to było głupie, oni nie postępowali fair, dlaczego ona musiała? — Nieważne, chodź zgaś papierosa na parkiecie. Chuje nie oddali mi kaucji, bo podobno musieli naprawiać okno, a przecież sami mi je wymienili. Stare było w porządku!
Wychyliła się zza drzwi i zamarła.
Dlaczego?!
Wszechświat ostatnio jej nienawidzi. Przy ułożonych kartonach stał Madara. Ciemny, poważny i cudowny. Zaschło jej w ustach.
— Uchiha-san!
— Kto by pomyślał, że masz brudny język.
Pierwszy raz widziała u niego taki uśmiech i momentalnie go pokochała. Nie szczerzy się jak Naruto, to było delikatnie drganie kącików ust. W połączeniu z jego ciemnym, mocnym spojrzeniem wywołało u niej zawroty głowy.
— Co pan tu robi?
— Sasuke popsuło się auto. Akurat byłem w okolicy, więc zadzwonił do mnie. To wszystkie rzeczy? — Wskazał na pudła.
— Nie, mam jeszcze parę kartonów. Zaraz je przyniosę.
— Poczekaj, pomogę ci.
Kiedy przeszedł obok niej wyczuła zapach jego perfum. Coś ziołowego i mocnego, mieszającego się z wonią słabych papierosów. Chciała, żeby zatrzymał się przy niej i mogła schować nos w zagięcie jego szyi.
Stop! Krzyknęła w myślach.
To było niebezpieczne, że obiekt brudnych fantazji wkraczał do jej życia. Dużo łatwiej było marzyć o nim, kiedy był czymś odległym i nieuchwytnym.
— Ale najpierw…
Zatrzymał się. Bezceremonialnie rzucił niedopałek na podłogę i przydeptał go butem.
— Wedle pani życzenia.
Po raz pierwszy od tygodnia roześmiała się szczerze.
Przesunęła karton pod okno. Madara pozwolił jej zająć się tylko lekkimi, na przykład tymi z ubraniami. Talerze, sprzęty (czyli toster i ręczny mikser), książki i kosmetyki nosił on. Jej twarz nadal była zarumieniona po tym jak próbowała zanieść podręczniki. Przez chwilę nie wracał, a ona nie miała już lżejszych pudeł do noszenia. Zmuszenie go do odgrywania roli tragarza było niegrzeczne. Postanowiła pomagać dalej. Kiedy próbowała sięgnąć po karton poczuła lekkie klepnięcie. To nawet w najmniejszym stopniu nie był cios. Po prostu karcąco dotknął jej dłoni swoją, tak samo jak strofuje dziecko, kiedy sięga po ciasteczko przed kolacją. Nie potrafiła przestać myśleć o głupim, nic nieznaczącym dotyku. To był jednak pierwszy raz, kiedy poczuła ciepło jego ciała na własnym.
— Jakim cudem stać mnie na te mieszkanie?
Wyszła na malutki balkon i spojrzała w górę. Budynek miał około dwudziestu pięter, był stosunkowo nowy i zadbany.
— Bez przesady, twoja sypialnia ma pięć metrów kwadratowych.
Madara dołączył do niej z zamiarem zapalenia papierosa. Wyciągnął paczkę w kierunku Sakury. Przyjęła ofertę.
Lubiła papierosy, które palił. Mogłoby się wydawać, że będą obrzydliwe i męskie, żeby pasowały do jego władczej postaci. Zamiast tego palił długie lajty, które praktycznie nie zostawiały po sobie zapachu.
— U góry — wskazał palcem na wyższe piętra — są większe kilkupokojowe mieszkania, w umowie nazwane aparatami — powiedział z przekąsem, a kąciki jego warg znów lekko drgały, — Pierwsze osiem pięter to niewielkie kawalerki, lustrzane odbicie twojego mieszkania. Nie jest zbyt klaustrofobicznie?
— Nie, nie! — powiedziała głośno i zbyt nagle. Odetchnęła, próbując się uspokoić. Nadal się przy nim denerwowała. — Lubię to. Przyzwyczaiłam się do małych powierzchni. Zawsze wolałam coś niewielkiego, uroczy domek i te sprawy. W większych przestrzeniach czuję, że mogę się zgubić. — Zaśmiał się niepewnie. — Dom kojarzy mi się z niewielką sypialnią i dwu metrowym korytarzem. Z pokojem zaraz przy sypialni rodziców i kuchnią połączoną z salonem. Tak naprawdę to była tylko kanapa, stół i regał z książkami. Zdecydowanie mi się tu podoba, czuję się jak u siebie.
— To dobrze.
Zaciągnęła się i po paru sekundach wypuściła dym z ust. Wiatr sprawił, że chmura poleciała wprost na jego twarz.
— Przepraszam, Uchiha-san.
— Madara będzie dobrze. Nie słyszałem, żebyś tytułowała Obito. Chcesz, żebym poczuł się stary?
— Najmocniej przepraszam… Madara-san.
— Mmm — zanucił. — Prawie dobrze. — Zgasił papierosa w prowizorycznej popielniczce czyli papierowym kubku z resztką kawy, który przyniósł ze sobą na balkon. Podał jej go i zrobiła to samo. Podciągnął rękaw szarej koszuli i spojrzał na zegarek. — Robi się późno, więc pozwolę ci odpocząć. Miałaś wystarczająco wrażeń jak na jedną noc.
— Przepraszam, że zajęłam twój czas.
— Spokojnie. — Machnął lekceważąco otwartą dłonią. — Gdybym nie mógł, przysłałbym Obito albo Izunę. Poza tym mam niedaleko do domu.
Przeszła z nim przez mieszkanie i otworzyła drzwi. Winda była niemal na przeciwko.
— Ach i nie zapomnij o cieście. Nie chcę być pominięty. Muszę go spróbować.
— Oczywiscie! Nie ma najmniejszego problemu. To i tak nawet w paru procentach nie jest odpowiednia rekompensata. Obiecuję, że uzbieram pieniądze w ciągu następnych miesięcy.
— Nie śpieszy mi się. Masz mój adres — dodał z dziwnym uśmiechem.
— Wiem, wiem, ale tak nie lubię być komuś coś winna.
Wszedł do windy.
— Bądź grzeczną dziewczynką i nie siedź długo.
Spojrzała na wyświetlacz i zachichotała pod nosem. Wybrał zły przycisk, winda jechała w górę. Czy się denerwował? A może po prostu był zmęczony i się po ludzku pomylił? Spojrzała na drugą windę obok, ale na wyświetlaczu nie pojawiała się strzałka. Zmarszczyła brwi. Oczywiście nie było sensu czekać aż dojedzie na osiemnaste piętro (jak podawały wyświetlane liczby) i wtedy zjechać na parter. Powinien zatrzymać się na najbliższym i użyć drugiej windy. Dlaczego tego nie zrobił?
Nie, nie, nie, nie!
Pobiegła jak oparzona do mieszkania. Madara dał jej kartkę z adresem i numerem telefonu w razie problemów. Dobrze mieć zapasową opcję, kiedy chłopcy będą nieosiągalni, powiedział. Ulica wydawała się znajoma.
Musieliśmy przejeżdżać obok niej, prawda?! Proszę, żeby tak było.
Odnalazła swój nowy adres w broszurze wydrukowanej z internetu i tak… oczywiście, że tak. Był identyczny, różnił się tylko numer mieszkania.
Wszechświecie, ty podła suko.
Dwa tygodnie – to chwila, moment, kiedy każdy dzień jest po brzegi wypełniony aktywnościami. Nawet nie zauważyła, że minęły. Zaczęła się denerwować. Czy była niegrzeczna, odwlekając spotkanie? Madara nie umówił się z nią na żaden konkretny termin. Może żartował? Wparuje do niego z ciastem, a on spojrzy na nią jak na wariatkę.
Na pewno tak będzie, pomyślała, patrząc na stygnący waniliowy sernik.
Może po prostu zadzwoni po chłopców, żeby wpadli na ciasto i pozbędzie się problemu z głowy na następny tydzień, w którym nie będzie mieć czasu. Jęknęła, chowając twarz w dłoniach. Wyobraziła sobie jak nie będzie mogła się skupić, wciąż zastanawiając się nad wszystkim. Zawsze się zamartwiała.
— Dość! — krzyknęła zirytowana swoją paniką.
Po prostu zaniesie mu brytfankę i ucieknie. Powie, że powinna się uczyć albo musi wstać rano. Spojrzała na ekran komórki, dochodziła dziewiętnasta.
Nieważne. Dam ciasto i nie przejdę nawet przez próg, życząc mu dobrego wieczoru.
Zanim wyszła, wysłała wiadomość do Saia. “Tu spoczywa Sakura Haruno, umarła z zażenowania. Idę dać ciasto Madarze.”
Trzymając blaszaną formę w jednej ręce, drugą zamknęła drzwi od mieszkania. Schowała klucze do kieszeni spodni i podeszła pod windę. Spojrzała na siebie sceptycznie. Czy dżinsy i podkoszulek to dobre rozwiązanie?
Już, uspokój się. Jak zaczniesz się stroić, to twój durny rozumek każe ci traktować to spotkanie jako coś ważnego. Tylko podziękowanie i ucieczka, pamiętaj.
Wyszła na korytarz na osiemnastym piętrze. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie zawrócić, ale winda zdążyła się zamknąć.
Raz się żyje.
Na klatce schodowej znajdowały się dwoje drzwi. Wzrok Sakury biegł od jednych do drugich. Wyglądały identycznie, bez blaszki z nazwiskiem, tylko same numery. Przez sekundę miała pustkę w umyśle. Gdyby była kreskówkową postacią, chomik na kołowrotku w środku jej głowy właśnie zatrzymałby swój bieg.
To było 182, prawda?
Miała wrażenie, że jej wszystkie szare komórki wyparowały przez nerwy.
Po paru głębokich oddechach zadzwoniła do drzwi, starając się nie upuścić brytfanki. To byłoby piękne podsumowanie całej sytuacji – podziękowania w formie sernika rozwalonego na brudnej podłodze.
Nie musiała długo czekać. Właściwie, to nie czekała więcej niż sekundę, bo drzwi otworzyły się niemal w tej samej chwili.
— Wyglądałaś, jakbyś chciała uciec.
Miała wrażenie, że cała krew odpłynęła z jej twarzy i zrobiła się blada z przerażenia.
— Słucham?
Madara wychylił się. Spanikowana zrobiła krok w tył. Mężczyzna tego nie skomentował, tylko wskazał na dzwonek. W małym kwadraciku był przycisk i kółko, którego wcześniej nie zauważyła.
— Mam tu kamerę. Kiedy usłyszałem dźwięk windy, spojrzałem kto stoi przed moimi drzwiami. Drugie mieszkanie jest puste, więc siłą rzeczy nadchodzący gość ma jakąś sprawę do mnie.
Pokiwała głową. Zamiast raz szybko skinąć przyłapała się na tym, że nie przerwała tego ruchu przez parę sekund. Zaraz jej postawa stała się sztywna. Próbowała nad sobą zapanować.
— Ciasto — powiedziała, wyciągając brytfankę w jego kierunku.
— Widzę.
Zamiast przejąć od niej podarek, wszedł w głąb mieszkania, zostawiając otworzone drzwi.
Tak nie można! Krzyczała w myślach. Popsuł mój plan idealny!
— Przepraszam za najście — szepnęła pod nosem.
— Myślałem, że zapomniałaś o obietnicy. Czy piwo pasuje do ciasta?
Stał za kuchennym blatem, który odgradzał pomieszczenie od korytarza. Drzwi od dużej, czarnej lodówki były otwarte.
— Jak najbardziej, pasuje do wszystkiego — ożywiła się.
— To bardzo dobra odpowiedź. Będę jej używać.
Wcześniej rozmawiało im się dobrze, ale to była tylko krótka chwila. Wyłapała takie niuanse jak picie kawy ze stacji benzynowej i papierek po muffince z sieciowej piekarni, który widziała w jego aucie. Odprężyła się widząc, że jest normalny. Przed kolacją u rodziców Sasuke trzy tygodnie temu praktycznie ze sobą nie rozmawiali. Zawsze wydawał się odległy i poważny, a przepaść lat w niczym nie pomagała. Nie znała go. Mógłby okazać się wyniosłym gościem, który sączy wino tak drogie jak jej roczna pensja albo jada w restauracjach, w której do deserów dodają jadalne złoto.
— Preferencje?
— Nie ciemne, jeśli mogę prosić. Jest zbyt gorzkie. Wolę jakieś jasne pszeniczne.
— Wedle pani życzenia.
Odkapslował butelki i położył je na blacie. Sakura usiadła na stołku barowym po drugiej stronie blatu.
— Opowiadaj jak z pracą.
Madara otworzył szufladę i wyjął z niej dwa widelce. Kiedy spojrzał na ciasto, uśmiechnął się w cudowny sposób. Po jej sercu rozlało się ciepło, że za sprawą takiej błahostki sprawiła mu nawet minimalną radość.
— Jest świetnie. Ludzie są wspaniali. Nawet nie myślałam, że tak można – przychodzić do pracy, którą się lubi i do życzliwego środowiska.
— Można, ale to też nie reguła.
— Czasami myślę, że któregoś dnia będzie wisiał szyld “it’s a prank” i wszystko się popsuje, a ja wrócę do szarej rzeczywistości.
Zawahała się. Czy nie mówi zbyt młodzieżowo? Mimo zdenerwowania, które jej towarzyszyło wcześniej, to kiedy rozmawiali nieco się rozluźniała. Zaczęła traktować go jak jednego z chłopców.
Posuwam się za daleko?
— Lubisz tworzyć czarne scenariusze?
— Lepiej przygotować się na najgorsze.
Uniósł brew, siadając po drugiej stronie blatu. Zaczął jeść prosto z brytfanki.
— Jaki był najgorszy na te spotkanie?
Spuściła wzrok, żeby nie patrzeć w ciemne oczy. Skopiowała jego ruchy i podskubywała sernik z drugiej strony.
— Że mnie wyśmiejesz.
— Dlaczego miałbym? — Zdziwił się.
— Nie wiem. Może tylko żartowałeś z tym ciastem. Już i tak zawracałam ci głowę sprawą z mieszkaniem i w piątkowy wieczór przychodzę nieproszona. Mam nadzieję, że nie zepsułam żadnych planów? — Sakura odłożyła widelec z brzdękiem na blat i zaczęła wstawać. — Mogę sobie pójść.
— Uspokój się, dziewczyno. Ty kochasz złe scenariusze. Doceniam towarzystwo w nudny piątkowy wieczór. A to ciasto... — Włożył kęs do ust i przymknął oczy. To wyglądało zbyt intymnie, jej głupie ciało zaczęło reagować. — Będę walczył z Fugaku o nie za każdym razem, kiedy je zrobisz.
Przestań robić z siebie idiotkę, karciła się w myślach.
— Co myślisz o mieszkaniu?
Rozejrzała się po dużej przestrzeni. Kuchnia i salon były otwarte, podobnie jak u niej, ale ich powierzchnia była znacznie większa. Zobaczyła troje drzwi. Jedne z nich musiały być łazienką, drugie wielką niewiadomą, a trzecie… jego sypialnią. Z trudem przełknęłą ślinę. Musiała się pilnować, zalążek przyjaźni źle na nią działał. Obiecywał zbyt wiele.
— Ładnie tu. Chociaż… za dużo przestrzeni jak dla mnie.
Zaśmiał się cicho. Spojrzała na niego nieco zdezorientowana.
— Mogłabyś się zgubić?
Jej twarz była gorąca. Musiała rumienić się jak wściekła.
— Pytałem o twoje mieszkanie — dodał.
To było za dużo. Całe zażenowanie uderzyło w nią z dziesięciokrotną siłą. Nie chciała pokazywać mu swojej twarzy, musiała się ukryć, dlatego zasłoniła ją dłońmi.
— Przepraszam! Robię z siebie idiotkę. Denerwuję się, ja…
Ucięła wystraszona.
Tego nie mów! Gdzie twoje opanowanie, głupia?! “Zupełnie jak z chłopcami”, dobre sobie. Okłamujesz się.
— Dlaczego? — zapytał, upijajac łyk piwa.
Zdobyła się na podniesienie wzroku. Madara miał przyjemny uśmiech. Nieco drwiący, drażniący, jakby doskonale wiedział co z nią robił.
— Chyba powinnam iść — szepnęła bez tchu.
— Nic z tego. Przyniosłaś mi ciasto, a ja, jako dobry gospodarz, zaoferowałem piwo. Kultura wymaga, żebyś je wypiła.
Przyłożyła szklany dziubek do ust i wzięła trzy duże łyki. Spojrzała na niego pytająco.
— Musisz nadgonić. — Zamieszał cieczą w swojej butelce, pokazując, że zdążył wypić połowę.
— Jesteś okrutny.
Przestali jeść ciasto po pochłonięciu odpowiedników dwóch kawałków. Madara wstał, żeby schować brytfankę do lodówki. Mimo że nie był robiony na zimno ze śmietany lub mascarpone, to żadne ciasto nie lubiło ciepła.
Sakura piła w ciszy poddenerwowana. Wyjęła komórkę z tylnej kieszeni spodni. W samą porę, bo telefon niemal całkowicie się wysunął. Uciążliwość damskich jeansów.
Na wyświetlaczu pojawiła się odpowiedź od Saia. “Daddy dobrze się tobą zajmie. Zaufaj mu, jest bardziej doświadczony.” W takich chwilach go nienawidziła.
Upiła ostatni łyk i z wyrazem triumfu odstawiła butelkę na blat. W tej samej chwili obok pojawiło się drugie pszeniczne alle. Spojrzała w górę. Madara stał nad nią i patrzył wprost na jej komórkę.
— Ja, ja… Przepraszam! — krzyknęła, wstając. Zdecydowanie zbyt głośno się zachowywała. Dobrze, że mieszkanie obok było puste, nie chciała narobić mu wstydu. — To głupie żarty dwójki niedojrzałych dzieciaków. Powinnam go powstrzymać, ale czasami nie reaguje. Jak kundel, na którego nie działa tresura. On mówi i robi co chce. Przepraszam, na pewno poczułeś się dotknięty…
— Trochę zszokowany — przerwał. — Ale nie w złym znaczeniu. Zaskoczony, to dobre słowo. A to — wskazał na jej telefon. — Nie powinienem czytać, przypadkiem zerknąłem. Słyszałem was już u Mikoto.
Uciekaj! Krzyczał głos w jej głowie. Ten sam, który mówił wcześniej o dojrzałości i spokoju. Nie miała zamiaru wypominać mu hipokryzji.
Odwróciła się na pięcie i podeszła do drzwi. Starała się nie myśleć, tylko mechanicznie wykonywać czynności.
Wyjście, winda, mieszkanie, powtarzała w myślach.
Jakie było jej zdziwienie, że drzwi były zamknięte na skobel. Próbowała go otworzyć, ale jej ręce drżały. To był wystarczający czas, żeby Madara znalazł się przy niej. Sakura westchnęła cicho, kiedy zagrodził jej drogę ucieczki. Przyłożył dłonie do ściany, po obu bokach jej głowy. Zupełnie jak w głupich romansidłach.
— Więc? Powiesz to?
— Mówiłam – przepraszam, tak mi przykro, nigdy…
— Zła odpowiedź — szepnął cicho, wprost do jej ucha. Przyjemny dreszcz przebiegł z tego miejsca wprost między nogi. Jego długie włosy drażniły skórę na odsłoniętych ramionach. Chwycił jedno ramię Sakury i delikatnie odwrócił jej postać. Plecami przylegała do drzwi i nie miała wyboru, musiała patrzeć wprost na jego twarz. Czarne oczy były podekscytowane i lśniące, a te usta – cudowne, zakazane usta – wykrzywiły się w zadowolonym uśmiechu.
— Powiesz mi to?
Pokręciłą głową niezdolna do wyduszenia słowa.
— To może być przerażające. — Bezmyślnie mu przytaknęła. To wywołało kolejny drażniący uśmiech. — Fantazje są tak nęcące, bo należą tylko do nas, nie ma w nich ograniczeń. Kiedy muszą wypłynąć na powierzchnie, mogą nas przytłoczyć.
Poprowadził Sakurę z powrotem w głąb mieszkania. Wyjął komórkę z jej rąk, nawet nie wiedziała, że zaciska palce tak mocno, i zostawił ją na kuchennym blacie. Przez ten czas nawet na chwilę nie rozłączył ich drugich dłoni.
— Tak jak w moim przypadku. Dowiedziałem się, że słodka przyjaciółka mojego rozpieszczonego bratanka ma o mnie brudne myśli. Te same urocze niewiniątko, które wyobrażałem sobie wijące się na moich kolanach. Nie miej mi tego za złe. Mężczyźni są wzrokowcami, nie mogłem cię nie zauważyć. Pamiętam swoje myśli: nie wystrasz jej, to nie wina dziewczyny, że cię pociąga. Poczuje się okropnie, kiedy facet, który mógłby być jej ojcem, zrobi do niej dziwne aluzje. Ale ty to lubisz, prawda? Czy twoje myśli są tak samo brudne jak moje? Czy powiesz to do mnie? Będziesz grzeczną dziewczynką?
Mówiąc, szedł tyłem. Stawiał powolne, pewne kroki, kierując ich do zamkniętych drzwi. Nie mogła uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.
— Obiecuję, że w środku nie znajdziesz transparentu z napisem “it’s a prank”. — Jego dłoń chwyciłą klamkę, ale nie wykonał dalszych ruchów. Spojrzał na nią spod ciemnych kosmyków, a jego oczy tym razem były poważne. — Nie wyjmiesz takiego z kieszeni, prawda? — zapytał.
— Nie.
Mogło to być tylko grą, wymyślonym scenariuszem, ale te pytanie i niepewność, która tylko na sekundę pojawiła się w jego głosie, całkowicie ją zniszczyły.
Myślał o mnie. Zastanawiał się, czy to nie głupi żart.
— Nie wiem czy mogę ci wierzyć. — Otworzył drzwi, prowadząc ją w półmrok sypialni. Jedynie światła nocnego miasta rozświetlały pokój. — Najlepiej pozbądźmy się twoich spodni, żebyś nie miała do niego dostępu.
Opuszkami palców dotknął jej policzka, delikatnie i intymnie. Zakazane usta złożyły na wargach kobiety równie zakazany pocałunek. Byli dorośli, to prawda, ale oboje czuli, że przekraczają granicę, która powinna zostać nienaruszona. Żadne z nich nie zamierzało się zatrzymać.
Ściągnął jej bluzkę. Dłonie przesuwały się wolno po nowo odsłoniętych fragmentach skóry. Badał ją, próbował poznać i zapamiętać. Nie składali żadnych deklaracji, to mogłoby przebić bańkę wokół nich. Teraz mogli mieć tylko to – pocałunki, dotyk i obawy. Sakura nie wiedziała czy to coś znaczy, ale nie zamierzała pytać. Miała tylko cichą nadzieję, że Madara też czuł tę niepewność. Nie chciała być w tym sama.
— Pewnie nie pozwolisz mi zapalić światła? — zapytał.
— Nie, proszę!
— Urocza — szepnął w zagięcie jej szyi.
Sekundę później złożył w tym miejscu spokojny, delikatny pocałunek. Językiem smakował skórę. Gdyby myślała rozumnie, poprosiłaby o możliwość wzięcia prysznicu, ale teraz nie miało to racji bytu. Liczył się tylko zakazany mężczyzna, który mógł stać się jej. Nie ważne, gdyby miała to być tylko chwila. Pragnęła go tak długo, że oddałaby mu teraz wszystko.
Zsunął jej spodnie, całując skórę na odsłoniętych łydkach. Najpierw jedną nogę, później drugą. Usta skończyły wędrówkę tuż przy kostkach. Rozłożył jej uda, a jego oczy pociemniały. Sakurze wydawało się, że wciągnął powietrze przez nos, ciesząc się zapachem kobiecego podniecenia, ale była zbyt podekscytowana, żeby o tym myśleć. Właśnie w tej chwili zaczął ją dotykać.
— Niegrzeczna. Byłaś taka mokra przez całą naszą rozmowę? Czy może stało się tak za sprawą pocałunków?
Nie pamiętała. Wszystko było tak gwałtowne, że zgubiła gdzieś rozum.
Poczuła jego palec wskazujący. Powoli zagłębiał się w jej wnętrze, kiedy kciuk kręcił małe kółeczka na łechtaczce.
— Słodko mruczysz — szepnął, całując lewą kostkę dziewczyny.
Nawet nie zdawała sobie sprawy, że wydawała dźwięki. Jednak nie przejmowała się nimi, nie próbowała pozostać cicho. Jej rozum był zbyt otępiały, żeby mogła się zawstydzić. Mężczyzna, o którym skrycie marzyła od lat właśnie drażnił jej wrażliwe miejsce. Czy mogła chcieć więcej od życia?
— Tabletki?
Przyjmowała antykoncepcję od lat, nawet jeśli od dłuższego czasu nie była aktywna seksualnie. To pomogło uregulować cykl.
— Mhym!
Słowa były zbyt trudne. Wszystko ją przytłaczało a on dopiero użył palców. Czy umrze z rozkoszy podczas seksu? Trudno, to będzie piękna śmierć.
Madara wyprostował się, ściągając koszulę przez głowę. Patrzyła na jego odsłoniętą klatkę piersiową i był to widok lepszy niż nawet w jej wyobrażeniach.
Bóg seksu, pomyślała.
Całkiem nagi ukląkł na łóżku. Jego wyprostowany penis był doskonały. Chciała, żeby jak najszybciej się w niej znalazł.
— Chodź tu. Mówiłem, że fantazjowałem o tobie na moich kolanach.
Złapał ją za przedramiona i pociągnął w swoim kierunku. Poczuła jak główka męskości powoli się w niej zanurza. To było takie dobre. Od dawna nie miała żadnego partnera, ale nie była grzeczną dziewczynką pełną cnót. Jego rozmiar przypominał jej przyjaciela zamkniętego w nocnej szafce przy łóżku. W tej chwili cieszyła się, że używa wibratora. Nie chciała, żeby ból psuł słodką chwilę. Wsunął się w nią, a jej cipka zacisnęła się z rozkoszy. Zaczęła się poruszać, od razu narzuciła szybkie tempo. Mogła szybko się zmęczyć, ale nie potrafiła się powstrzymać. Chciała poczuć go tak bardzo, jak to było tylko możliwe, nawet jeśli miała dojść po chwili.
Madara złapał ją za nagie pośladki i przyśpieszył ruch kobiecych bioder. Mimo że była na górze, to on wyznaczał rytm. To było dzikie i zwierzęce, a ona to uwielbiała.
— Ahh! — jęknęła, czując zbliżający się szczyt i w tej samej chwili jego dłonie znalazły się na jej talii, a tempo znów zależało od niej.
— Więcej — poprosiła płaczliwie.
— To wymaga odpowiedniej zapłaty — zaśmiał się.
Czy była na to gotowa? Nawet jeśli poznał jej sekret, to powiedzenie tego na głos nadal wydawało się niemożliwe. Czuła blokadę.
— Proszę!
— Znasz moją cenę.
Dłonie znów przesunął niżej, a jego palce mocno zatopiły się w skórze. Jej wnętrze zacisnęło się na myśl, że zostawi na niej ślady.
— Daddy, proszę pieprz mnie, pozwól mi dojść!
W jednej sekundzie te słodkie, szalone tempo powróciło. Krzyczała, kiedy się w nią wbijał, a jej cipka zaciskała się wokół jego penisa. To było przytłaczające, ale cudowne. Chciała, żeby te napięcie i rozkosz trwały, nigdy się nie skończyły. Jednak orgazm był już o krok. Zacisnęła dłonie na jego umięśnionych ramionach i zaczęła krzyczeć – głośno i przeciągle, nie przejmując się kto ją usłyszy.
To nie był długi, czuły seks jak z romansów, ale szybkie i ostre rżnięcie. Tego właśnie chciała, to wyobrażała sobie w ciemności sypialni przez wszystkie lata. Krzyknęła, czując jak dochodzi w jej środku. Nigdy wcześniej tego nie robiła. Jej pierwszy i jedyny chłopak był ostrożny na każdy możliwy sposób.
Świat pociemniał. Istniały tylko jego długie palce wbijającę się boleśnie w pośladki i uczucie, jakby rozpadała się na milion małych kawałeczków. Kiedy dochodziła, mrok przed jej oczami się powiększył, a w uszach szumiało. Przyszła tak mocno jak nigdy wcześniej.
Wyczerpana położyła się na jego klatce piersiowej, kiedy penis wciąż był w jej środku. Nadal sztywny, chociaż już nie tak napięty.
— Chwila odpoczynku — szepnął do jej ucha. — Ale tylko chwila.
Poprawił się na łóżku, tak że oboje mogli wygodnie się położyć. Byli w dziwnej pozycji, odwróceni w drugim kierunku. Czuła pod stopami miękkie poduszki, na których spał. Żadne z nich nie miało siły, aby poprawnie się ułożyć, ale nie przejmowali się tym. Dla Sakury liczył się tylko zapach jego wody kolońskiej, który nareszcie mogła poczuć z bliska.
— Szukałem pretekstu — powiedział, bawiąc się jej włosami. — Wiadomość ratowała sytuację, bo najwyraźniej nie zauważyłaś mojego flirtu.
— Myślałam, że po prostu jesteś miły.
Zmarszczył brwi niezadowolony. W tej chwili wyglądał jak naburmuszony nastolatek.
— Jeśli ktoś będzie dla ciebie miły w ten sposób, nie masz z nim więcej rozmawiać. Dobrze?
— Tak.
Założył różowy kosmyk włosów za jej ucho w czułym, opiekuńczym geście.
— Grzeczna dziewczynka.
TO... BYŁO... BOSKIE!!
OdpowiedzUsuńSayu Ty już wiesz, bo wszystko komentowałam na bierząco ale przecież nie pozostawie tutaj pustki, o co to to nie.
Uwielbiam ten tekst! Przede wszystkim za pierwszą część, tak ciepłą i rodzinną. Rodzice Sasuke i cała ta sytuacja, przyjaźń między drużyną 7, której przecież tu niby nie ma przywołuje ciepło na serduszku i tak cudowną słodycz, że rozpuszczam się i to bez udziału upałów!
Potem komedia. Komediodramat a miejscami parodia. Cudna, płochliwa i zbyt analizująca wszystko Sakura to totalnie ja. Już dawno nie poczułam więzi z bohaterką w tak krótkim czasie.
A potem ten Daaddyyy. Nioh nioh nioh. Aura tajemniczości i męskości, którą wykreowałaś jest majestatyczna. Ja tam do niego to tak ostrożnie ale po tej historii zostałam kupiona jak paczka żelków.
Ja-chce-więcej-
Pisanie o rodzince Uchiha w takim wydaniu było meeega przyjemne. Kochana Mikoto, Fugaku surowy, ale opiekuńczy, no idealni QQ
UsuńSakura mi się tu udała. Pisanie o niej szło mi jak z górki, po prostu poleciałam.
Ooo, Daddy ma kolejną córeczkę widzę xD
oj tak tak
Usuńmusisz częściej pisać idyllę Uchiha :D
Zakochałam się we wszystkim tutaj. Zadziwia mnie, że co Ci powiem, że to najlepszy tekst, to zaraz znów piszesz coś lepszego. Nawet nie wiem od czego zacząć, bo cały swój fangirl wylałam na chacie xD
OdpowiedzUsuńAkcja i ogólny klimat okazał się tutaj lepszy i bardziej wciągający niż w Muzie, przynajmniej dla mnie, aczkolwiek dalej shipuję Sakurę bardziej z Sasorim.
Sakura, Sai, Madara - po prostu genialne postacie. I do tego Sasuke, choć było tutaj mało chłopa, to mega podobała mi się jego relacja z Saku, rozgrywająca się gdzieś w tle. Lubię takie smaczki.
Po raz kolejny zgrabnie przeniosłaś postacie do realnego świata, nie gubiąc ich charakteru czy ogólnych predyspozycji. Robisz to bardzo zgranie i nie przesadzasz w żadną ze stron. Każda z obranych dróg wyjątkowo mi się podobała.
Sai i Madara - każde, choćby najmniejsze słowo z ich ust to czyste złoto, platyna i diamenty. Nie wiem, którego bardziej kochać, bo zwyczajnie nie da się wybrać. Aż nie mogę się doczekać Twojego SaiIno, choć pewnie nie będzie już tak śmieszkowo.
Tak coś podejrzewałam od początku, że z nią flituje, ale było to tak błyskotliwe i zgrabne, że rumieniłam się wtedy kiedy Saku. Bez wątpienia to Madara zawsze wygra w dyskusji xD Każda scena okazała się taka w punkt. Nic tylko czytać i czytać ponownie.
Końcówka... Totalna petarda. Cóż więcej mogę dodać. Sama zupełnie nie znam się na tworzeniu tego typu scen. Na tego Daddy'ego to aż mnie dreszcze przeszły. Chętnie zobaczyłabym takiego właśnie Maderę, z identycznym charakterem jak tutaj, w jakimś innym tekście od Ciebie. Bo aż mi mało chłopa, choć nigdy jakoś za nim nie szalałam xD
Szanuję za wspomnienie postaci Danzo, Rin, Obito, Itachiego czy Izuny. Niby nic, a cieszy i jeszcze bardziej buduje świat.
I na koniec. Pamiętajcie dziewczyny uczymy się robić perfekcyjny sernik!
Czy to możliwe, że odkryłyśmy sposób na ruchańsko z hot boyem? Wystarczy fenomenalny sernik?!
UsuńSai jest boski, z tym nie ma co się kłócić. I chyba wolę go jako jej przyjaciela niż wykorzystywać w ten sposób postać Ino. I nie, w nadchodzącym InoSai nie będzie miał takiego charakteru, a raczej nie będzie to tak eksponowane. Bo zamówienie jest na dramacik ;)
Pisałam już wam, ze lubię przyjaźń drużyny siódmej w realnym AU. Ewentualnie w ficzkach, kiedy są geninami, zanim wszystko się skomplikowało i pojebało.
Oczywiście zgadzam się z Tobą. SasoSaku zawsze numbero uno ^^
Jak ja się cieszę widząc, że kupujecie wykreowane przeze mnie postacie jak czekoladową muffinkę. To znaczy, że odniosłam sukces!
Senpai, moja kochana Senpai! Jak ja się cieszę, że postanowiłaś wykorzystać ten pomysł drugiej wersji z Muzy. Od razu to zauważyłam, oczywiście! W końcu Muza też była zamówieniem dla mnie.
OdpowiedzUsuńHehe, wiecie już, że pokochałam szczęśliwą rodzinkę Uchiha. Tak bardzo podobają mi się w tym ficzku, że nie odpuszczę, póki nie dostanę o nich całego one shota. Uwielbiam taką ich wersję.
SAI-PSIAPSI TO HIT! Teraz dzięki tobie lubię ich przyjaźń znacznie bardziej niż przyjaźń Saku z kimkolwiek innym z uniwersum (no może poza Shisui. Przez jeden ficzek na zawsze pozostanie moim ulubieńcem w tej kwestii). O słodki Madaro, jak ja kocham tu Saia. Jest taki bezpośredni. Przepraszam, Daddy, ale pokonał cię w tym one shocie. To on jest tutaj gwiazdą. Dosłownie pisnęłam, kiedy okazało się, że Madara przeczytał przez ramię Saku wiadomość Saia.
Ekhem, zastanawiam się nad nauką pieczenia ciast. Jeśli dzięki temu spotka mnie to, co Sakurę, to chyba przeboleję kilka spalonych kuchenek.
Kocham i całuję, Senpai! Już wiem do kogo zwracać się o cudowne erotyki. Kiedyś jeszcze poproszę cię o kilka. ^,^
Wiedziała, że Ci się spodoba. Nie mówiłam od razu, że wezmę ten pomysł, tylko mój wewnętrzny diabełek zacierał rączki i mówił "hihihi, El poślini się przez atak fangirlu".
UsuńSAI TO PRZEKOKS. Naprawdę, to taka trochę męska wersja Ino. Tylko tam gdzie Yamanaka jest rozwiązła, Sai po prostu nie uznaje żadnych granic, także moralnych xd
Do usług kochana Kohai <3
JAK TYLKO ZOBACZYŁAM MADARĘ W TYTULE, TO MUSIAŁAM TO PRZECZYTAĆ, NAWET JEŚLI NIE ZNOSZĘ JEGO SHIPU Z SAKURĄ<3
OdpowiedzUsuńomg Sayu, to było tak świetne. uwielbiam czytać twoje teksty, ale ten definitywnie był jednym z najlepszych. jak zazwyczaj nie cierpię czytać o sakurze w innej kombinacji niż z sasuke (miłość do tego shipu jest u mnie zbyt wielka), tak tutaj było to meeegaaa przyjemne doświadczenie i było mi przykro, że tak szybko się skończyło.
generalnie ludzie w fanfikach często kreują sakurę na dość irytującą kobietę, a tutaj tak bardzo przyjemnie się o niej czytało. twoja kreacja sakury zawsze bardzo mi się podoba, a ta tutaj to jedna z moich ulubionych.
zgadzam się z poprzedniczką, po tym one shocie chętnie przeczytałabym coś poświęconego tylko rodzince uchiha. dają tutaj taki super vibe, kocham ich.
i okay, najważniejszy element tego shota, czyli mój ukochany madara.
OMG. w mojej głowie to zawsze był hot daddy, ale teraz przez ciebie ten obraz już nigdy nie opuści moich wyobrażeń. to było tak bardzo hot, że przeczytałam to dwa razy pod rząd w przerwie od pracy, haha.
erotyki od ciebie to miód na moje serce, muszę następnym razem załapać się na jakieś zamówienie u ciebie.
swoją drogą, nawiązanie do Muzy wyłapałam od razu, bo było to pierwsze opowiadanie, jakie przeczytałam na waszym blogu i zdecydowanie moje ulubione tutaj.
weny dużo życzę i więcej tak dobrych tekstów<3
O łał, tyle miłości ^^
UsuńJa Cię przekonam, dziecino moja, przekonam do następnych shippów z Sakurą, zobaczysz! Krropa tez była na bakier z innymi zestawieniami, a teraz jest (prawie) mulisaku xD [nie bij Krropa]
Ja wiem jaką Sakurę masz na myśli. Łatwo z niej zrobić irytujący przypadek xd
Za to ja lubię robić z niej przystępniejszą postać. Sakura, która ma irracjonalne lęki jak każdy z nas, zastanawia się czy wyszła na idiotkę, analizuje w głowie swoje słowa. Ma crushe, przy których traci głowę jak nastolatka.
No kuźwa, Madara, japierdziuoboshemniam, niech ktoś mi powie, że on nie ma daddy vipe. No walnę go w twarz tym artem chociażby. To taki miodzio gościu, do którego chcesz szeptać "byłam niegrzeczną dziewczynką" xD
Liczyłam na wyłapanie nawiązania i bardzo się ciszę, że każdy ogarnia xD Jestem z was dumna ^^ Dziękuję za ten przekochany komentarz, za docenianie mojej pracy. Oczywiście jestem do dyspozycji przy następnych zamówieniach, erotyki także wchodzą w grę (proszę, proszę, tylko nie z Sasuke xD).
Buziaki~
kurwa boże jakie to było dobre
OdpowiedzUsuńjezu
ja wam relacjonowałam trochę na zywo jak czytałam, ale nie umiem poskładać myśli bo TO, TO MOJA DROGA, JEST TAK DOBRYM EROTYKIEM, ZE JA ZESZŁAM, DOSZŁAM I KURWA NIE WIEM CO JESZCZE PO PROSTU NO.
Oczywiście, mogłabym zachwycać się Team7, rodzicami Uchiha iw ogóle Saiem, ale jak, pytam się jak, kiedy występuje tutaj ideał zwany kurwa Madara Kurwa Uchiha, który skradł wszystko. WSZYSTKO.
To było świetne, pomieszanie takiego family friendly kontentu, potem trochę komedii, potem dramatu, czy tam w innej kolejności i na sam koniec, wchodzi on, cały na czarno kurwa, erotyk, coś pięknego. BOZE. JA CHCE JESZCZE RAZ
hellooooooo~~~~
UsuńOch tak, jestem cholernie zadowolona z tego tekstu. Kocham tego Madare. DADDY VIBE FOREVER. Mistrz i gwiazda, seksowna gwiazda, która zarżnęła Saku tak hot.... EKHM! Staph, bo będę musiała cenzurować xD
Nie zawiodłam się, klikając w etykietkę MadaSaku, choć tak naprawdę ch wie czego się po niej spodziewać.
OdpowiedzUsuńI KURFFAAAA.... To było TO. Ogólnie Madara jest tutaj taki, że... Ekhem... Papi? Ja nie wiem, ci Wasi Uchihowie są, kurwa, do schrupania D: W sumie jak już nie jestem taką ignorantką jak kiedyś to muszę przyznać, że Uchihowie generalnie są do schrupania (pomijając wiadome uszczerbki na psychice).
Ogólnie po tych seksach byłam już styrana mentalnie i miałam banana na mordzie, to jeszcze na koniec zafundowałaś tekst, przy którym ja osobiście zawsze odpadam... Grzeczna dziewczynka always w moich łaskach...
I apropo "tatusia" to jest tragedia, zgadzam się.
No to wyobraź sobie scenę pełną napięcia, klimatu mrrr i mrau i nagle "weź mnie TATUSIU" cycki opadają D:
UsuńMadara to daddy, bóg shinobi, bóg segzów 😎
DADDY MADARA O LOSIE /ukrywa twarz w dloniach / HHHHHH
OdpowiedzUsuńpo pierwsze to friendship saia i sakury trzy razy na tak przechodzi pani dalej. wredota saia była tutaj taka on point. jeszcze jak sobie pomyślałam o jego kamiennej twarzy XDDD złoto
po drugie relacja sakury z rodziną uchiha, no cudo. nawet sasuke był tutaj taki jakiś.... bardziej ok, nawet go przełknęłam a wiesz że ja i on się nie lubimy XDDDD
KURWA SAKURA XDDDD TY TĘPA DZIDO JEZUS ale kurna z drugiej strony dzięki temu madara ruszył do działania i zacytuję "Bóg seksu, pomyślała." NO WŁASNIE BÓG SEKSU TEŻ BYM SE GO CHCIAŁA POMACAC NIE ŻEBY COŚ
ruchańsko oł yeee
BARDZO FAJNIE TO WYSZŁO, WGL MADARA NA TYM ARCIE W TYM GOLFIE 69/10