— Kakashi – powiedziała cicho. – Pomożesz mi?
— Oczywiście – obiecał. Poczuła jak zalewa ją uporczywe gorąco. – Wioska Liścia nigdy nie pozostaje bierna – spojrzał na nią wyraźnie zdeterminowany.
Gniew gorał w niej praktycznie do ostatniego dnia przed misją.
Głośne łomotanie do drzwi sprawiło, że zerwała się na równe nogi niemal natychmiast. Ani się spostrzegła, a już stała w pozycji bojowej, chwytając pewnie kunai obiema dłońmi. Mięśnie napięły się boleśnie, oddech od razu przyspieszył. Rozejrzała się po pomieszczeniu, dopiero po chwili orientując się, że to jej własne mieszkanie. Odetchnęła głęboko. Było ciemno, za oknem szalała burza z piorunami, ale zawsze rozpoznałaby swoją sypialnię.
Od lat nieprzerwanie znajdowało się w niej niewielkie biurko, stos książek medycznych, szafka z gotowymi miksturami, stojące pod ścianą lustro w zardzewiałej już ramie, a także wysłużone, bo wysłużone, ale jej ukochane łóżko z nieśmiertelnie różową narzutą. Po kilku sekundach rozpoznała również seledynowe ściany, choć teraz w ciemności bliżej im było do brudnej, zgniłej zieleni.
Mimo że od wojny minęły już ponad cztery lata wciąż miewała lęki i koszmary z nią związane. Nie wyzbyła się ruchu obronnego. Starała się stosować wzmocnione leki nasenne oraz uspokajające, ale okazała się wysoce odporna na samodzielnie przygotowane zabiegi. Z czasem zrezygnowała więc, akceptując w sobie tę zmianę.
Rzuciła kunai na łóżko, po czym szybko ubrała szlafrok, zawiązując go zdecydowanym ruchem w okolicy pasa. Do tego czasu łomot powtórzył się dwukrotnie. Niemal podbiegła do drzwi mieszkania, szybko luzując zabezpieczenie.
— Sakura, biegiem do szpitala! Natychmiast! – krzyknęła postać za drzwiami. Z początku nie potrafiła jej rozpoznać, ale błysk pioruna rozświetlił całą okolicę.
Shikamaru cały przemoczony stał na wycieraczce wpatrując się w Sakurę z przestrachem w oczach i wyraźnym zniecierpliwieniem. Szarpnął ją za nadgarstek, czym uruchomił u dziewczyny odruch obronny.
— Może pozwolisz mi się chociaż ubrać?! – fuknęła wściekle, wyrywając się. – Nie przypominam sobie, żebym ci na to pozwalała – przybrała hardy wyraz twarzy. – Nie dotykaj mnie.
Na twarz Shikamaru zdawał się wrócić spokój, lecz tylko na chwilę.
— Musisz iść w tym co masz. Tsunade wykonuje już operację na Kakashim, a Kurenai wraz z Asumą umierają.
O nie. Tylko nie to. Nie kolejna śmierć.
Mimo że od wojny minęło tyle czasu, każda, nawet najmniejsza myśl o śmierci, powodowała u niej paniczny lęk. Stracili Neji’ego, Kibę, Ino, Sasuke… nawet przebywający obok niej Nara prawie pożegnał się z życiem, ale uratowała go w ostatniej sekundzie, wtłaczając ogromne ilości chakry do ciała. Kunoichi poczuła, jak zaczyna drżeć pod ubraniem.
Nie mówiąc już nic więcej, wybiegła za przyjacielem. Szlafrok w ciągu kilku sekund zaczął ciążyć jej na plecach. Dziękowała Bogu, że ma pod spodem dwuczęściową piżamę. Pojawiające się co jakiś czas błyskawice, dość dokładnie oświetlały im drogę.
— Co się stało?! – starała się przekrzyczeć huk burzy. – Ile jest rannych?!
— Misja zwiadowcza w Wiosce Bryzy. Zakończona niepowodzeniem. Cała trójka jest w stanie krytycznym. Kakashi za pomocą psów przeniósł resztę, ale padł zaraz przy wejściu do wioski. Asuma z Kurenai byli już nieprzytomni. Niestety nie wiadomo od kiedy – poinformował Shikamaru nawet na nią nie patrząc. Zdawał się jeszcze bardziej przyspieszyć tempo biegu.
Warknęła wściekle, przemierzając kolejne uliczki. Nie wiedziała, że będą z nimi aż takie problemy. Wioska Bryzy znajdowała się tuż przy granicy Kraju Ognia od strony morza. Wystarczyło z portu w tej wiosce wynająć łódkę, aby w przeciągu godziny dostać się do Krainy Fal, gdzie Sakura odbyła wraz z drużyną swoją pierwszą, niebezpieczną misję.
Jako prawa ręka Tsunade wiedziała, że ta coraz gorzej sypia z powodu niesnasek z Bryzą, ale nie sądziła, że ci posuną się do próby zamordowania ninja z Konohy. Czując wzbierającą w niej wściekłość, wbiegła do konoszańskiego szpitala. Zostawiła Shikamaru gdzieś za sobą.
— Sakura sensei! – usłyszała krzyk po lewej stronie. Odwróciła się. Mimo jarzeniówek intensywnie kłujących ją w oczy, rozpoznała jedną ze swoich protegowanych. Akemi pozostawała u niej na stażu już przeszło rok. – Jak dobrze, że pani jest. Czcigodna Piąta właśnie operuje. Shizune san zajmuje się za to Asumą i Kurenai, ale potrzebuję pomocy.
— Jakie są wstępne diagnozy? – zapytała rzeczowo, narzucając lekarski kitel przyniesiony przez podopieczną. Niestety, to musiało jej wystarczyć. Ani na chwilę nie zwolniła kroku.
Akemi zamyśliła się na kilka sekund, zaglądając w karty lekarskie. Starała się mówić spokojnie, jednak głos jej drżał.
— Zarówno Asuma jak i Kurenai mają zablokowane punkty chakry. W kilku miejscach system jest nawet rozerwany. Szczególnie w kończynach. Dodatkowo praca mózgu u obojga jest zaburzona. Musieli zostać poddani torturom. Podejrzewamy genjutsu.
— Powiadomiliście Hinatę? Potrzebujemy kogoś z byakuganem. Najlepiej dwie osoby. Trzeba jak najszybciej przywrócić przepływ.
— Hiashi sama pracuje już z Shizune. Hinata czeka na panią.
Westchnęła głęboko bijąc się z myślami. Skoro to Kakashi potrzebował natychmiastowej operacji, nie chciała nawet myśleć w jakim był stanie. Poczuła, jak oczy zaczynają ją piec. Co się właściwie stało do cholery? Cokolwiek to było wiedziała, że Tsunade jako Hokage nie przepuści im tego płazem.
A Sakura chętnie zgłosi się na ochotnika, żeby dokonać zemsty. Krew zaczęła buzować w jej żyłach, szczęka zacisnęła się mocno. Zniszczy ich, gdy tylko skończy swoją robotę.
— Kakashi? Co z Kakashim? Jest szansa…
— Musi przeżyć. Zajmuje się nim Tsunade sama – przerwała żarliwie Akemi.
Kiwnęła głową, uśmiechając się lekko. Gdy dotarła do odpowiedniej sali, mocno pchnęła drzwi. Wstąpiły w nią nowe siły. Jeśli czegoś nauczyła się od Sasuke, gdy jeszcze żył, to z pewnością tego, że nienawiść daje niesamowitą siłę.
***
Wraz z Hinatą operowały niemal do świtu. Z biegiem czasu Sakurę zalewała coraz większa wściekłość i bezradność. Choć Hinata odblokowała punkty chakry w ciele, a Sakura wraz z Akemi uleczyły całą sieć, Asuma umarł krótko po czwartej nad ranem. Obrażenia w mózgu okazały się zbyt wielkie. Zresztą już po wstępnych oględzinach wiedziała, że nawet jeśli Asuma przeżyje, to stanie się upośledzony umysłowo.
Kiedy respirator zaczął wydawać ciągły, drażniący dźwięk, poczuła się niczym w transie. Choćby próbowała nie miała najmniejszych szans się od niego odgrodzić. Przez moment wydawało się jej, że może obserwować swoje własne sparaliżowane ciało. Widziała sztywne mięśnie, pusty wzrok oraz rękę mechaniczne zasłaniającą martwe ciało białym prześcieradłem. Część niej samej odeszła razem z Asumą.
Oddaliła się od stołu, aby przepłukać drżące ręce w niewielkiej umywalce za plecami. Nie patrząc na Hinatę ani Akemi wyszła z sali, nie rejestrując momentu otwierania drzwi. Wciąż z lodowatą wodą na rękach, kapiącą z palców i krwią… czy to była krew? Podeszła do Shikamaru.
— Asuma nie żyje – nie rozpoznawała własnego głosu. Nie słyszała głosu Nary. Nie widziała go.
Dopiero przeraźliwy ból w plecach uświadomił ją, że przyjaciel rzucił ją na ścianę i przycisnął boleśnie rękę do gardła.
— Shika… — rzęziła. – Przysięgam ci, że ich zabiję. Wszystkich.
Uścisk trochę zelżał, choć chwilę później do uszu Haruno dotarł rozpaczliwy lament, jakby ktoś śmiertelnie ranił bezbronne zwierzę.
Widziała tę wykrzywioną twarz jeszcze lata później w swoich koszmarach.
***
Świadomość, że Kakashi przeżył jakoś pozwalała jej przetrwać, choć uświadomiła bolesną prawdę. Wciąż nie dorównywała Tsunade i musiała wiele poprawić. Gorycz wypełniająca ciało, wręcz obezwładniająca, nie pozwoliła Sakurze zbyt wiele jeść czy dobrze spać. Chodziła niczym zombie, wiele rzeczy wykonując mechanicznie. Była na pogrzebie Asumy, choć właściwie nic nie pamiętała z tego dnia. Jedynie Naruto przypomniał jej, że w dzień ceremonii kupił kwiaty, aby mieli co położyć na nagrobku. Podobno ona tylko stała, wpatrując się w przestrzeń.
Ludzie coś do niej mówili, ale nie słuchała. Chciała zostać sama. Chciała nic nie czuć. Przechodzili obok, migali przed oczami jak jedna wielka żywa fala. Fala przez którą zaraz zatonie.
Naruto poinformował ją, że nikt nie ma do niej pretensji. Widząc jednak nienawiść w oczach Shikamaru nie uwierzyła Uzumakiemu. Wstał i przytulił ją, dość często to robił. Rejestrując gorące usta blondyna na swoim policzku, przez chwilę odnosiła wrażenie, że jest wolna. To były jednak wyłącznie ułamki sekund.
Kiedy Kurenai odzyskała przytomność było już po pogrzebie Asumy. Czuła się w obowiązku wypić piwo, którego naważyła. Jeszcze bardziej się ukarać. Osobiście poinformowała kunoichi o tym, że nie ocaliła jej męża. Dzielnie zniosła spojrzenie zszokowanej kobiety. Ponadto uklęknęła przed nią, obiecując, że zapewni jej najlepszą możliwą opiekę.
— Sakura – usłyszała wówczas. – To nie twoja wina… ty nie widziałaś, co się tam działo – dodała drżącym z bólu głosem. Zdawała się w jednej chwili postarzeć o dobre dwadzieścia lat.
Sakura zgłosiła się do opieki nad Kakashim, który po wymagającym zabiegu musiał pozostać miesiąc w łóżku. Przychodziła dzień w dzień pomagając mu w porannej toalecie, czy lecząc go niewielkimi dawkami chakry. Przynosiło to ulgę, ponieważ mimo całej tragedii, jaka ich dotknęła, cieszyła się, że chociaż Kakashi wciąż żyje. Zawsze cechował się niesamowitą wręcz siłą i wytrzymałością. Podziwiała go.
Za każdym razem, gdy przychodziła do dawnego mistrza, czuła ciepło rozlewające się w sercu. Miał wiele ran, ale z pewnością istniała duża szansa na wyzdrowienie i odzyskanie pełni sił.
Informację o śmierci Asumy przyjął z milczeniem i chłodem, ale gdy przychodziła do niego, zawsze obdarzał ją szerokim uśmiechem, jakby chcąc dodać otuchy. Szczerze mówiąc, od dłuższego czasu nikt nie wspierał jej tak bardzo jak Kakashi, a wszystko zaczęło się po śmierci Sasuke. Pamiętała jak poddała się depresji, całkowitej apatii, w pewnej chwili zastanawiała się nawet nad odebraniem sobie życia. To Kakashi zauważył, że coś jest nie tak i wsparł ją ze wszystkich sił. To wtedy usłyszała historię o jego mistrzu, przyjacielu oraz ukochanej. Ich wszystkich stracił w bardzo młodym wieku.
Podziwiała go. Za ogromną wolę życia i optymizm. Zrozumiała, że nie tylko ona męczyła się ze śmiercią Sasuke, ale Kakashi również. Po raz koleiny był zmuszony pożegnać kogoś bliskiego. Mimo to zdawał się i tak poradzić lepiej z tym wszystkim niż ktokolwiek. Z Naruto wówczas niewiele rozmawiała. Uzumaki sam pogrążył się w rozpaczy i wyrzutach sumienia. Byli dla siebie wtedy ciężarem. Oboje czuli, że niesamowicie zawiedli Sasuke.
Wypuściła ciężko powietrze z płuc, stojąc przed drzwiami do sali Kakashiego. Ostatni raz poprawiła niesione na tacy medykamenty, po czym przybrała najweselszy uśmiech, na jaki było ją stać w danej chwili.
Zapukała, a następnie powoli żeby niczego nie upuścić, weszła do pomieszczenia. W pokoju panował półmrok, więc postawiła tacę na stoliku i skierowała się szybko do okna, żeby odsłonić żaluzje. Pierwsze promienie słońca, które spoczęły na jej twarzy, zmusiły Sakurę do przymknięcia powiek. Kiedy przyzwyczaiła się do światła, lekko uchyliła jedno z okien, żeby wpuścić trochę świeżego powietrza.
— Dzień dobry, Kakashi – powiedziała, spoglądając ostrożnie w jego stronę. Zauważyła, że dopiero co się wybudza. Niemal natychmiast złapał się za głowę.
— Hej – rozweselił się na jej widok. Widziała zarys jego uśmiechu pod maską.
— Znów ubrałeś maskę – zmarszczyła brwi. – Odparzysz się w niej. Poza tym masz ranę na twarzy. Zdejmij ją natychmiast – widząc jak się opiera, westchnęła ciężko. – Proszę, tak będzie lepiej.
Odwróciła się, gdy ją zdejmował. Nie rozumiała, jakim cudem oglądanie całej twarzy Kakashiego mogło okazać się bardziej krępujące i intymne od oglądania genitaliów jakiegokolwiek mężczyzny. Była przecież lekarzem, a mimo to zarówno w sobie jak i w byłym nauczycielu zauważała opór.
— Już — oznajmił niedbale.
Odwróciła się niespiesznie. Rozcięcie przecinało usta Kakashiego z prawej strony. Z kolei niewielki pieprzyk zdobił lewą stronę twarzy senseia. Wyglądał na bardzo niezadowolonego, spoglądając w jej stronę.
— Postaram się uleczyć ranę – powiedziała, przykładając dłoń do rozcięcia na ustach. Gorąco jego warg zdezorientowało ją. W pewnej chwili odniosła wrażenie, że Kakashi składa drobny pocałunek na jej palcach. Odskoczyła niemal natychmiast. Musiało się jej wydawać. Ostatnimi czasy zmagała się z permanentnym zmęczeniem.
— Coś się stało, Sakura? – zapytał wyraźnie zdezorientowany. – Wszystko w porządku? – dopytywał, wyraźnie przejęty jej stanem. – Wdało się zakażenie?
— Nie – zapewniła natychmiast. – Jesteś na najlepszej drodze do zdrowia – uśmiechnęła się pokrzepiająco.
Leczyła go w milczeniu, lecz w pewnej chwili zorientowała się, że złapał ją za nadgarstek. Westchnęła cicho.
— Co się stało? – Tym razem ona zapytała zmartwiona. Czuła, że nagły dotyk dawnego nauczyciela pali jej skórę. Nieświadomie zaczerwieniła się.
— Nic – odparł ciężko, wyraźnie zmęczony. – Mogłabyś przynieść mi jakieś książki? – zapytał z nadzieją. – Strasznie mi się nudzi – pożalił się, niemal wywracając oczami.
— Przyniosę – obiecała żarliwie, w jednej chwili znów czując na sobie ogromy ciężar.
— Kakashi? – zawahała się nagle, ledwo rejestrując swoje poczynania.
Spojrzał na nią badawczo, wyraźnie zaintrygowany.
— Jak to jest, że wciąż się uśmiechasz mimo tylu śmierci? – zerknęła na niego niepewnie. Odwróciła się od łóżka, chcąc sięgnąć po medykamenty, znajdujące się na niewielkiej tacy. Zauważyła, że trzęsą się jej dłonie, gdy zaczęła odkręcać syrop.
Kakashi choć na początku zaskoczony, porządnie się namyślił. Widziała, jak mięśnie jego twarzy stopniowo tężeją. Gdy już prawie kończyła odmierzać dawki, odpowiedział, obdarzając ją szerokim uśmiechem. Chcąc nie chcąc, musiała go odwzajemnić. Jednocześnie zauważyła jakiś intensywny błysk w oczach dawnego nauczyciela.
— Twój smutek nie zwróci nikomu życia – odparł na pozór obojętnie, po czym kontynuował. – Smutek pogrąża każdego w rozpaczy. To łatwe. Uśmiech, niezależnie od okoliczności oferuje nadzieję. Co dadzą ci wyrzuty sumienia, Sakura? – zapytał. – Żyjąc, można pomścić tych, którzy umarli.
Otworzyła szerzej oczy, zaczynając podawać leki Kakashiemu. Milczała przez dłuższy czas, dając sobie szansę na przemyślenie odpowiedzi. Kiedy jednak skrystalizowała się ona w jej umyśle, pojęła, że decyzja zapadła dawno temu.
— Kakashi – powiedziała cicho. – Pomożesz mi?
— Oczywiście – obiecał. Poczuła jak zalewa ją uporczywe gorąco. – Wioska Liścia nigdy nie pozostaje bierna – spojrzał na nią wyraźnie zdeterminowany.
Gniew gorał w niej praktycznie do ostatniego dnia przed misją.
Shikamaru, Naruto, Kurenai, Kakashi. Na pewno was nie zawiodę. zapewniła w myślach.
***
Było jeszcze przed świtem, gdy spakowała cały plecak i zakręciła ostatni słoiczek z lekiem. Jako medyk skrupulatnie dobierała apteczkę na dłuższe podróże. Wiedziała, że dojście na piechotę do Wioski Bryzy, zajmie pięć dni w jedną stronę. Do tego czasu całkowicie doleczyła Kakashiego oraz otrzymała pozwolenie na misję od Czcigodnej Tsunade.
Będąc we dwójkę na tej misji mogli odnieść wiele korzyści. Po pierwsze zmniejszali ryzyko przedwczesnego wykrycia. Po drugie Kakashi już tam wcześniej był, więc posiadał rozeznanie w terenie. Po trzecie Sakura była medykiem, a tego właśnie zabrakło poprzednim razem. Zgodnie stwierdzili razem z Hokage, że to przede wszystkim brak lekarza spowodował śmierć Asumy oraz poważniejsze obrażenia Kakashiego.
Na początku wędrowali w milczeniu, nie chcąc tracić zbytnio energii. Zresztą oboje uznali, że to co miało zostać powiedziane, zostało. Sakura zdziwiła się więc bardzo, gdy siedząc któregoś wieczora w środku lasu przy ognisku i racząc się rybami z pobliskiej rzeki, Kakashi oznajmił:
— Muszę ci coś powiedzieć – jego poważne spojrzenie odbijało światło ogniska. Właśnie skończył posiłek, więc jednym zgrabnym ruchem naciągnął maskę na usta. Znów wyglądał tak, jak się przyzwyczaiła.
— Tak? – odwzajemniła jego wzrok, w jednej chwili rozumiejąc, że cokolwiek to będzie, raczej już straciła apetyt.
— Nie wiem dokładnie o co chodzi, ale podejrzewam, że ataki Wioski Bryzy mają coś wspólnego ze mną.
Zamarła na kilka sekund, po czym podwinęła nogi pod siebie, szykując się na dłuższą opowieść. Nie chciała mu przerywać, tym bardziej, że nie miała nawet cienia podejrzeń, dlaczego Kakashi tak sądzi.
— Powinienem powiedzieć o tym Tsunade, ale nie zrobiłem tego. Nie mam dowodów na swoje hipotezy, Sakura.
Z początku chciała na niego nakrzyczeć. Osądzić w jakiś sposób. Nie wyobrażała sobie, co takiego musiałoby się stać, żeby sama zataiła coś przed Tsunade. Była jej mistrzynią, w pewnym momencie nawet bliższą niż Kakashi kiedykolwiek. Zajęła się nią jak matka, ucząc wszystkiego co wie. Stała się dla niej wzorem do naśladowania, człowiekiem poniekąd nieskazitelnym. Głosem ludu i głową Konohy. Sakura chciała się spytać, jak on śmiał, już nawet szykowała się do reprymendy. Wiedziała, że jej twarz wykrzywia niedowierzanie i pretensja. Podniosła się lekko na kolanach. Zdecydowała się jednak nic nie robić. Wystarczy, że się mu przyjrzała.
Spojrzenie Kakashiego stało się jakby matowe. Spuścił wzrok, wpatrując się w swoje skrzyżowane nogi. Jedynym dźwiękiem, jaki dochodził do jej umysłu stał się trzask palonych gałęzi. Chyba przestała mrugać. W pewnym momencie pomyślała, że iskierka z ogniska podrażniła jej oko.
— Wioska Bryzy daje nam dowody niechęci od dłuższego czasu – odezwał się ponownie, po tym jak mu nie przerwała. – Można dopatrywać się w tym wielu motywów. Konoha jest głównym ośrodkiem ninja Kraju Ognia, jesteśmy całkiem bogaci. Wioska Bryzy zawsze pozostawała na uboczu, jako ta mniejsza i biedniejsza. Z pewnością masz tego świadomość.
Potaknęła delikatnie, chcąc dowiedzieć się wreszcie, o co w tym wszystkim chodzi.
— Już na etapie Wielkiej Wojny Shonobi czuli się przegrani. Mam jednak wrażenie, że nie o to chodzi w tym wszystkim – westchnął ciężko i zamknął oczy. – Kiedy dotarliśmy na zwiad i zaatakowali nas ninja, odniosłem wrażenie, że tak naprawdę… chodzi im wyłącznie o mnie. Kurenai i Asuma zostali pokiereszowani, ponieważ stanęli w mojej obronie.
Sakura jakby dostała obuchem w głowę. Rozszerzyła szeroko oczy z niezrozumieniem wpatrują się w tańczące płomienie.
— Skąd o tym wiesz? – przybrała hardy wyraz twarzy. – I czemu nie powiedziałeś tego Hokage?
— Sprawa osobista – stwierdził krótko, widząc jednak, że Sakura coraz bardziej się jeży, postanowił dodać. – Mój ojciec własnymi rękami zabił ich lorda. Mam wrażenie, że próbowano teraz tak naprawdę zabić mnie. W odwecie.
Głos dawnego senseia brzmiał tak spokojnie, że aż zmroziło jej krew w żyłach. Zawiał lekki wiatr, kołysząc językami ognia. Sakura poczuła, że marznie. Za wszelką cenę starała się powstrzymać gęsią skórkę.
— Tsunade sama nie jest głupia – odparowała z pewnością w głosie. – Na sto procent zapoznała się z całą dokumentacją i wie, co zrobił Biały Kieł lata temu.
— Nie jest – potwierdził skinieniem głowy. – Niemniej wątpię, żeby połączyła te dwa wydarzenia. Powody, które wymieniłem wcześniej, bardziej rzucają się w oczy. Poza tym jej tam nie było, nie widziała co się działo.
Sakura przełknęła ciężko ślinę, wyraźnie zniecierpliwiona. Wstała na równe nogi w celu obejścia paleniska. Usiadła zaraz po lewej stronie Kakashiego. Niemal stykali się ramionami.
— Co robisz? – spytał zaskoczony, nie patrząc nawet na nią.
— Jeśli mam jakkolwiek być użyteczna, musisz mi wszystko opowiedzieć.
Odwrócił się w jej stronę. Prawie stykali się nosami. Była pewna, że gdyby Kakashi nie miał maski, to czułaby jego gorący oddech na ustach. Wbił w nią tak intensywny wzrok, że aż zadrżała, w jego tęczówkach dostrzegła ból. Właśnie wtedy przez kilka sekund prowadził wewnętrzną wojnę.
— Już późno, pora żebyśmy się położyli – powiedział zamiast tego.
Przegrał. Po prostu przegrał. Wściekła się.
— Nie spławisz mnie! – obruszyła się. – Powiedz mi co się stało w Wiosce Bryzy. Powiedz mi, co się stało z Twoim ojcem. Powiedz mi… cokolwiek – zażądała, obejmując go mocno ramionami.
— Jutro – odparł z ciężkim westchnieniem. – I tak zostały nam jeszcze trzy dni wędrówki, Sakura.
— Teraz – zmarszczyła brwi, patrząc na niego zaciekle.
— Chcę się położyć. Opowiem Ci jutro – odpowiedział ze złością, zaczynając gasić ognisko.
— Jeśli teraz tego nie zrobisz, nie stanie się to nigdy. Nie kłam.
Znów odwrócił się w jej kierunku. Był wyraźnie rozdrażniony. Jednak zamiast coś odparować, szybkim ruchem zsunął maskę z twarzy. Zanim Sakura spostrzegła, co się w ogóle dzieje, Kakashi wpił się gwałtownie w jej usta. W ogóle się tego nie spodziewała.
Nigdy wcześniej nie doświadczyła pocałunków, czy innych cielesnych pieszczot. To doświadczenie okazało się tak szokująco nowe, że prawie zemdlała w ramionach swojego towarzysza. Czuła jak usta Kakashiego palą jej własne wargi, a przy tym są tak kusząco miękkie. Nie przerywając pocałunku przyciągnął ją w całości do siebie. Sakura zauważyła, jak jej piersi ocierają się o klatkę piersiową Kakashiego. Chcąc nie chcąc, wzbierało w niej coraz większe podniecenie, a żar bijący od dawnego nauczyciela wzmacniał ten stan. Oddała mu tę pieszczotę, choć zrobiła to całkiem intuicyjnie i dość niezdarnie.
Nigdy nie podejrzewała nawet, że ten rodzaj kontaktu może być tak satysfakcjonujący. Na moment zamroczyło ją. A co by się stało, gdyby oni teraz…
Nie, dość.
Odepchnięcie go wcale nie było mniej niezdarne od pocałunku, jaki mu ofiarowała. Zrobiła to na tyle mocno, że Hatake musiał podeprzeć się na łokciach, żeby nie upaść całkowicie. Wydawał się całkowicie niezrażony. Po prostu wstał, otrzepał się i zaczął odchodzić w tylko sobie znanym kierunku. Zerknęła na niego kątem oka, nie potrafiąc zignorować uczucia palących policzków. Gdzieś tam pod przyspieszonym oddechem i myślami kotłującymi się z zawrotną prędkością, zarejestrowała silny ucisk w podbrzuszu.
Nie chciała, żeby odchodził, a jednocześnie wiedziała, że zrobił to tylko po to, aby się w końcu zamknęła.
— Dlaczego to zrobiłeś? – zapytała, starając się, aby głos jej nie drżał.
Westchnął, zerkając na nią przez ramię. Sakura zauważyła, że włożył ręce do kieszeni oraz zdążył naciągnąć maskę na twarz.
— Może w ramach podziękowania za najlepszą opiekę w szpitalu. A być może dlatego że nie wiedziałem, co właściwie zrobić.
— Nie o to pytałam.
Zdziwił się, był przekonany, że wywołał w niej szok.
— Dlaczego zacząłeś mi mówić o swoich podejrzeniach, choć nie skonsultowałeś tego nawet z Tsunade?
— I ty teraz wiesz, jak to jest stracić najważniejsze osoby. Poza tym obecnie jesteś mi najbardziej droga. Właściwie, nikt mi już nie został poza tobą i Naruto.
Nie czekał aż odpowie, po prostu odszedł.
Nie miała bladego pojęcia, ile siedziała wręcz sparaliżowana przy popiołach paleniska. Kiedy księżyc zaczął górować wysoko nad jej głową, ona wciąż nie spała. Myśląc o ustach Kakashiego, jego ramionach tulących ją do siebie. Potem wspominała Sasuke oraz Ino. Ból po ich stracie ożył na nowo, wyciskając łzy z oczu.
Wręcz zawodziła pod księżycem, starając się ukoić ból serca. Przeczuwała, że Kakashi również nie śpi, skulony pod jakimś drzewem. Nie wrócił do niej jednak. Czy jego głowę też zaprzątały bolesne wspomnienia?
***
Obudziła się wtulona w Kakashiego, choć nie pamiętała, żeby w ogóle się kładła. Jedyne co do niej docierało, to wszechogarniające wyczerpanie. Była na siebie wyjątkowo zła, gdy już się otrzeźwiła. Jak mogła być tak głupia i pozbawić się w ten sposób drogocennej energii? Mieli wszak jeszcze sporo drogi do przejścia. Widząc, że Kakashi wciąż śpi, zbliżyła się do wypchanego po brzegi plecaka, po czym wyciągnęła fiolkę z lekiem wzmacniającym. Miał gorzki smak, więc spróbowała połknąć wszystko na raz.
Obmyła twarz i włosy w rzece, po czym złowiła po sztuce ryby na skromne śniadanie. Kiedy chciała obudzić Hatake na posiłek, zorientowała się, że już nie śpi. Po cichu liczyła, że zaczną rozmawiać. Że coś jej powie. Rozczarowała się jednak, wieczorem zawsze rozmawiało się jej lepiej. Rankiem nie posiadała takiej odwagi. Zaklęła w myślach. Po śniadaniu wręczyła wspólnikowi fiolkę wzmacniającą, posyłając mu znaczące spojrzenie.
Zignorował.
Zarzuciła plecak na plecy. Czuła frustracje. Za każdym razem, gdy zerkała na Kakashiego, przypominała sobie o jego ustach. Walczyła, żeby się nie zaczerwienić. Nigdy nie sądziła, że pierwszy pocałunek będzie dzieliła z Kakashim. Bez nocnej, tajemniczej, wręcz romantycznej aury lasu, odbierała to wręcz jako żenujące wydarzenie. Na pewno nikomu o tym nie wspomni. Zwłaszcza Naruto.
Dupek. Chamski dupek.
— Dzisiaj ja poniosę. Daj.
Wzdrygnęła się na dźwięk jego głosu. Nie oponowała jednak, oddając mu plecak bez słowa. Miała wrażenie, jakby czytał jej myśli, choć to było przecież niemożliwe. Poczuła się jednak źle, wyzywając go wcześniej mentalnie. Musi się wreszcie ogarnąć, nie da mu tej satysfakcji.
— To ty wczoraj zabrałeś mnie sprzed paleniska? – zapytała, czując jak napinają się wszystkie mięśnie. Myśl, że po tym jak ją pocałował, była dodatkowo noszona prze niego na rękach, wywoływała mieszane odczucia.
— Gdybym cię tak zostawił, jak leżałaś, to cała byś zmarzła – rzekł, jakby zupełnie niezainteresowany dalszą rozmową. Nawet na nią nie zerknął.
Nie będzie się prosić. Zamilkła.
Szli przez pół dnia w całkowitej ciszy, zatrzymując się tylko na potrzeby fizjologiczne oraz drobny odpoczynek. Sakura przez ten czas starała się oczyścić własną głowę. Z zadowoleniem stwierdziła, że idzie jej to coraz lepiej. Im więcej dnia mijało, była jednak coraz bardziej zła z innego powodu. Im bardziej zbliżali się do granicy Kraju Ognia, tym intensywniej doskwierało zimno. Nie miało to może zbyt wiele wspólnego z mrozami Kraju Wody, ale z pewnością robiło się coraz chłodniej.
Dzisiejszą noc i jeszcze kolejną, będą musieli spędzić razem z Kakashim, tuląc się do siebie, żeby nie zachorować. Nie miała pewności, czy chce się zbliżać do dawnego senseia bardziej, niż to absolutnie konieczne. Zwłaszcza po tym co miało miejsce wczoraj. Zachowała się jak nabuzowana, niedoświadczona nastolatka, za co pluła sobie w brodę. Choć owszem, była kompletnie niedoświadczona w relacjach romantycznych. Co mogła poradzić na to, że zawsze kotłowały się w niej silne emocje?
Wspólnie zdobywali pożywienie i starali się utrzymać jedno tempo. Odzywali się jednak do siebie półsłówkami. Sakura nie wiedziała, czy jej to odpowiada, czy bardziej irytuje. Czuła się kompletnie rozchwiana.
Kiedy rozpalili ognisko niedaleko skał i szykowali się do snu, niewiele się zmieniło. Przynajmniej przez pierwszą połowę posiłku. Sakura już właściwie skapitulowała w swojej głowie, gdy nagle usłyszała spokojny głos Kakashiego, który wyrwał ją z zamyślenia. Odstawiła na bok garść jagód. Uznała, że nie przełknie ani jednej więcej.
— Kiedy dotarliśmy do Wioski Bryzy, miejsce wydawało się niemal opustoszałe. Ktoś musiał dać znać, że przyjdziemy. Domy zostawiono wręcz w pośpiechu, jakby się paliło. Z początku myśleliśmy, że ktoś napadł na tę wioskę. Naprawdę nie było żywej duszy. Porządnie się zmartwiliśmy choć, po kilkudziesięciu minutach poszukiwań, niemal zupełnie straciliśmy czujność.
Wtedy nastąpił zmasowany atak. Rzucono w nas wszystkimi rodzajami broni ninja, jakie tylko możesz sobie wyobrazić. Z drzew i dachów zaczęli zeskakiwać coraz to nowi ninja. Byliśmy w całkowitym szoku, bo wcześniej nie napotkaliśmy choćby jednej niewinnej duszy. Ich chakra była całkowicie ukryta. To musiało być coś zaawansowanego. Nawet stojąc przed nami, nie wytwarzali żadnej aury. Chcieliśmy ruszyć do walki, lecz było ich zbyt wielu. Przypadało około dziesięciu na jednego. Zakuli nas w łańcuchy i oznaczyli pieczęciami. Gdybyśmy choć próbowali się uwolnić, wszystko dookoła, a zwłaszcza my sami rozpadlibyśmy się na kawałki.
Mimo to Asuma i Kurenai zdecydowali się zaryzykować, ona zaatakowała ich genjutsu, a Asuma wykorzystując chwilę nieuwagi zabił jednego wroga ostrzem chakry. Na szczęście nie naruszyli wybuchowych pieczęci. Jak możesz się domyślać, nie spodobało się to napastnikom. Też starałem się ruszyć do akcji, ale mnie zakuto znacznie bardziej skrupulatnie. Zupełnie jakbym był ich głównym celem. Całkowicie zablokowano mi chakrę.
I wtedy to się stało. Czerwone oczy. Ktoś użył na nas sharingana. Jak zapewne wiesz, można za pomocą nich torturować przez niezliczone godziny w umyśle ofary. Niewiele właściwie pamiętam. Poza tym, że przebijano mnie mieczem po tysiąckroć. W tej iluzji znajdowała się jakaś kobieta. Z czerwonymi oczami. Powtarzała mi w niej jak mantrę, że muszę zapłacić za grzechy rodziny. Nigdy nie miałem jej dużej. To z pewnością chodzi o ojca.
Gdy się obudziłem, moje ciało było naprawdę mocno skatowane. Nie dowiedzieliśmy się, czego tak naprawdę chcieli. Woleli zadawać nam ból, niż rozmawiać. Mnie szczególnie sobie upodobali. Znajdowaliśmy się w czymś na kształt więzienia. Próbowaliśmy uciec stamtąd dwukrotnie. Za pierwszym razem Asuma i Kurenai stanęli w mojej obronie, dlatego tak tragicznie skończyli. Wtedy poddano ich torturom.
Za drugim razem po kilku dniach zdecydowałem się wziąć wszystko na siebie. Zapamiętując dokładnie, jak wygląda system zmian w tym chorym miejscu, wyczekałem na moment, gdy pilnowało nas najmniej strażników. Udając, że jestem niemal nieprzytomny, zainteresowałem sobą jednego z nich. Wtedy go zaatakowałem gołymi rękami i zabrałem klucze do cel. Łańcuchy blokujące przepływ natychmiast zdjąłem. Z jakiegoś powodu zależało im na tym, żebym nie umierał. Tak samo nie zablokowano mi punktów chakry w tradycyjny sposób. Zażądali, abym się z kimś spotkał. Skoro całą trójką byliśmy ledwo żywi, wątpiłem czy uda nam się przetrwać spotkanie z tym kimś. Wiedziałam, że musimy się teleportować razem z psami, ale wymagało to opuszczenia murów więzienia. Pokonaliśmy jakiś cudem jeszcze dwóch strażników. To wtedy po raz kolejny Asuma i Kurenai poświęcili się w mojej sprawie, wiedzieli, że nie mogę zużyć za dużo chakry, żeby dać radę wszystkich przenieść. Skłamałbym jednak, gdybym powiedział, że plan całkowicie się powiódł.
Za pierwszym razem udało mi się nas przenieść w okolice granicy Wioski Bryzy. Prawie zemdlałem. Kurenai już wtedy pozostawała nieprzytomna. Asuma pomógł ją nieść resztkami sił. Uciekliśmy w las, mając nadzieję, że nie ruszą zaraz za nami w pogoń. Starałem się zamaskować chakrę całej trójki, choć wiesz z pewnością jakie to trudne. Zanim zjawiliśmy się przed bramą Konohy uciekaliśmy przez osiem dni, a ja musiałem dokonać wielu przeniesień.
Sakura słuchała go z otwartymi z szoku ustami , nie przerywając mu ani na moment. Kiedy skończył, patrząc na nią oceniająco, nie wiedziała jak właściwie powinna to skomentować. W jej głowie kotłowało się zbyt wiele pytań.
— I nic nie powiedziałeś Tsunade? – zapytała, będąc wciąż w szoku.
— Zraportowałem praktycznie wszystko. Nie podzieliłem się jedynie spostrzeżeniami dotyczącymi mojej własnej osoby. Chcę to rozgryźć sam.
— To nieodpowiedzialne! – uniosła się. – Z tego co mówisz możemy zginąć, a ty się bawisz w jakieś rodzinne porachunki!
Wzrok, który Kakashi jej posłał po tych słowach był ostry i karcący.
— Nie pozwolę, żeby coś ci się stało – zapewnił. – Poza tym ze swoją regeneracją i siłą zniesiesz to lepiej ode mnie. Chcę się spotkać z tą osobą i dowiedzieć się, co ma do mojego ojca. Tyle.
— Tyle? – nie mogła uwierzyć w to, jak bardzo był spokojny. – To szaleństwo!
— W moim życiu nie ma już zbyt wiele rzeczy, o które mógłbym zawalczyć. Jeśli mogę uspokoić własne sumienie, zrobię to. Możesz wracać do domu, jeśli chcesz. Pójdę sam.
— Kretyn – warknęła. Miała gdzieś, że jest starszy. Że był jej nauczycielem. Zresztą jako ktoś, kto zawzięcie całował ją ostatniego wieczoru, raczej nie przejmował się już konwenansami i etyką.
— Możliwe. Możesz to nazwać kryzysem wieku średniego – wzruszył ramionami.
Kakashiemu brakowało kilku lat do czterdziestki. Tekściki tego typu raczej nie były zabawne w obecnej sytuacji. Mógł sobie je wsadzić w nos.
— Nie zostawię cię. Nie chcę, żebyś umierał – oznajmiła cicho, spuszczając głowę. Szykowała się na jakąś długą litanię, ale czuła, że wyparowują z niej wszystkie siły. To i tak już nie miało znaczenia. Żadnego najmniejszego sensu.
— A co potem? – spytała z nadzieją w głosie.
— Nic. Będę dalej żył w spokoju, mając rozwiązane wszystkie sprawy. Albo umrę.
— Zawsze byłeś taki optymistyczny. Życie jako takie już cię w ogóle nie obchodzi? – spojrzała na niego z wyrzutem.
— Wręcz przeciwnie. To ogromna miłość do życia pcha mnie do przekraczania własnych granic. Dokonywanie odwetu za bliskich, czy też szukanie odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, to zaprzeczenie wegetacji. Myślisz, że gdybym miał dalsze życie w nosie, to zależałoby mi na wyjaśnieniu tej sprawy?
Z goryczą i narastającymi we wnętrzu emocjami, wpakowała sobie do ust ostatnią garść jagód. Wkurzało ją, że cokolwiek nie powie, on od razu znajduje odpowiedź.
— No dobra – skapitulowała, unosząc dłonie w obronnym geście. – A co z twoim ojcem?
— Popełnił samobójstwo po tym, jak był szykanowany przez wszystkich w Konoha.
Nie wiedząc już który raz, Sakura poczuła się trafiona obuchem. Kakashi oznajmił to takim tonem, jakby wspominał o zwyczajnym wydarzeniu z dzieciństwa.
— Ale dlaczego? – wydobyła z siebie z wyraźnym trudem. – Dlaczego go szykanowali?
— Poświęcił powodzenie misji, żeby uratować przyjaciół. Potem ci sami ludzie przyczynili się do jego załamania psychicznego – kaszlnął mocno. Zaraz potem zsunął maskę z ust na szyję, zupełnie tak jakby ta zaczęła mu ciążyć. Sakura zaobserwowała, że jej dawny mistrz zaczął ciężej oddychać. Choć w głosie nie zauważyła najmniejszego zdenerwowania, jego usta i oczy zwęziły się. Patrzył zawzięcie w ogień. – Ktoś kto porzuca przyjaciół jest gorszy od śmiecia – dodał słowa, które usłyszała już przeszło dziesięć lat wcześniej.
Myślała do tej pory, że zdanie to odnosi się do Obito. Kakashi opowiedział jej historię swoich przyjaciół, żeby pocieszyć ją po śmierci Sasuke na wojnie. Świadomość, że słowa te mogą mieć kolejne źródło, niesamowicie nią wstrząsnęła.
— Przykro mi, Kakashi – zapewniła, starając się powstrzymać łzy. Powinna go przecież pocieszyć, a nie sama wymagać pomocy.
— Śmierć jest ogólnie smutna, nieprawdaż? – odparł lekko, posyłając w jej kierunku promienny uśmiech. Bez maski efekt był jeszcze bardziej piorunujący. Odkąd nie posiadał sharingania, nie zasłaniał również żadnego ze swoich oczu.
Sakura widząc twarz Kakashiego w pełnej okazałości, wciąż nie mogła się przyzwyczaić. Minęło przecież tyle lat, w ciągu których postrzegała go całkowicie inaczej. Teraz będąc dorosłą kunoichi i mając możliwość stanąć z nim dosłownie twarzą w twarz, czuła, jakby obcowała z trochę innym człowiekiem. Kimś całkiem nowym, a jednak dającym to dobrze znane ciepło i poczucie bezpieczeństwa.
— Śmierć każdego z nas czeka. Jest wciąż obecna wśród znajomych nam ludzi. Wiemy, że zaatakuje, a jednak wciąż płaczemy — Tego wieczora tym razem on obszedł ognisko, żeby usiąść obok niej. Nie protestowała, więc po krótkiej wymianie spojrzeń, objął ją jednym ramieniem. Maska wciąż wisiała w okolicach jego szyi.
— Ty nie płaczesz – zauważyła, podciągając kolana pod brodę. – To znaczy, że po czasie już tak mocno nie boli? – spojrzała na niego z nadzieją. Ramię Kakashiego obejmujące jej plecy, zdawało się teraz czymś znacznie więcej niż oparciem.
— Niestety, nie mogę ci tego obiecać, choćbym chciał, Sakura – pogłaskał ją delikatnie, zupełnie jakby była ze szkła, a on chciał zapobiec jej roztrzaskaniu. – Raczej… po prostu nauczysz się żyć dalej. Wszystko będzie inne, ale dostosujesz się.
Nie to chciała usłyszeć. Rozczarowała się. Kakashi chyba to zauważył, ale nie dodał już nic więcej. Przed dłuższą chwilę siedzieli w milczeniu. Z aprobatą jednak przyjęła fakt, że taka cisza w ogóle jej nie wadzi. Nie zdając sobie z tego do końca sprawy, przysunęła się bliżej, żeby oprzeć głowę na jego ramieniu. Uspokajała się coraz bardziej. Czuła, że jej oddech stawał się coraz bardziej miarowy.
Po czasie, którego nie potrafiła dokładnie określić, odniosła wrażenie, że Kakashi bierze ją na ręce. Znajdowała się jednak w półśnie, więc nie znalazła w sobie siły, żeby ruszyć choćby palcem, czy unieść powieki.
Kakashi zauważył jednak delikatny uśmiech na twarzy dziewczyny. Niebawem też zasnął.
Przy niej.
***
Stres coraz bardziej dawał się Sakurze we znaki. Nawet wzrastający chłód związany ze zbliżaniem się do morza, nie był wstanie tak mocno jej dokuczyć. Gorąco atakowało falami. Wzięła kolejną dawkę mikstury wzmacniającej przed wtargnięciem do Wioski Bryzy. Rankiem już nie byłoby na to czasu. Podała także porcję Kakashiemu – ostatni raz rozpalali ognisko. Nazbierała chrustu, a on użył techniki ogniowej, żeby dopełnić dzieła.
— Nie zasnę dzisiaj – pożaliła się, czując jak zaciska się żołądek. – I nie zjem.
— Jesteś medykiem, z pewnością wiesz, że sobie szkodzisz – odparł jak gdyby nigdy nic, energicznie pochłaniając własny przydział.
— Myślisz, że szybko pożałujemy braku Naruto? – spytała smutno, całkowicie ignorując jego wcześniejszą uwagę.
— Nie – pokręcił głową. – Jesteś silna, Sakura. Silniejsza od Asumy i Kurenai razem wziętych. Uwierz w siebie.
— Dziękuję, ja tylko…
— Przyzwyczaiłaś się, że to Naruto zawsze ratuje sytuację – przerwał jej szybko, patrząc w oczy. – Zobaczysz, po tej misji staniesz się silniejsza.
Nachmurzyła się. Przez chwilę miała wrażenie, że ją obraził, ale gdy bardziej się nad tym zastanowiła, musiała przyznać mu rację. Bez Naruto była niczym człowiek bez kończyn. Tak się przynajmniej czuła. Nieporadna. Ograniczona. W sumie trochę bezużyteczna. Mało ogólnie walczyła, choć posiadała do tego jakieś narzędzia. Wiedziała jednak, że nie może się poddać. Obiecała coś Shikamaru i w głębi serca, pragnęła to zrealizować. Niezależnie od kosztów jakie poniesie.
Z namaszczeniem przegryzła kawałek suchara i popiła dwoma sporymi łykami wody. Gorąco.
— Skoro mówisz, że wyskoczyli na was całą hordą, to najrozsądniej będzie wezwać Katsuyu. Nie dam się zakuć w kajdany. Poza tym myślę, że dobrze jeśli użyjemy klonów, żeby nie wiedzieli dokładnie kogo zaatakować.
Potaknął głową.
— Nie wykorzystają teraz elementu zaskoczenia. Będę cię osłaniał z każdej strony.
— Co tak naprawdę chcesz osiągnąć, Kakashi?
— Rozmowę. Jakiekolwiek wyjaśnienia.
Nie odpowiedziała, czuła coraz większą słabość w kończynach. Jeśli będzie trzeba rozniesie w proch całą tę wioskę za pomocą Katsuyu oraz własnej pięści. Istniało jednak ryzyko, że zostaną złapani i poddani torturom. Czy Tsunade świadoma ich dłuższej nieobecności wyśle posiłki? Rozpętają kolejną wojnę, tym razem z mniejszą, biedniejszą wioską? Jak inne kraje na to zareagują?
Skierowała zamyślony wzrok na Kakashiego. Zdawał się niczym nie przejmować, jak zwykle zresztą. Gdy skończył jeść wygiął się lekko do tyłu, podpierając się na łokciach. Spojrzał w gwiazdy, zupełnie jakby to od nich miał uzyskać odpowiedź na nurtujące go pytania. Była urzeczona jego spokojem i opanowaniem. Skojarzył się jej z bezpieczną przystanią.
Nie mówili zbyt wiele. Nieopodal znaleźli małą jaskinię, w której postanowili spać, żeby uchronić się przed zdradliwymi podmuchami wiatru. Gdy spoczęli obok siebie, Sakura desperacko wręcz wtuliła się w plecy Kakashiego, aby choć trochę uspokoić zszargane nerwy. Poczuła, jak mięśnie towarzysza napinają się w odpowiedzi na zbyt nachalny uścisk.
— Śpij – wyszeptał, odwracając się w jej stronę. – Nic nie jest ci teraz bardziej potrzebne.
— Boję się – kiedy wypowiedziała te słowa na głos, uświadomiła sobie własne obawy z pełną mocą.
— Ktoś kto skoczył na Madarę, boi się ninja z małej wioski? – zaśmiał się krótko. – Zadziwiasz mnie Sakura. Naprawdę. Niezależnie od tego ile lat cię znam, wciąż nie potrafię cię rozgryźć.
Uniosła się na ramionach zdecydowanie przechylając się w kierunku Kakashiego. W jaskini panowały wręcz egipskie ciemności, ale to akurat jej odpowiadało. Nie chciała widzieć spojrzenia dawnego mistrza w chwili, gdy zsunęła mu maskę z twarzy i w iście desperackim geście odnalazła drogę do jego ust.
Z początku odczuła, jak cały się spiął, ale po niedługiej chwili oddał ten pocałunek z równą zapalczywością. Nie wiedziała właściwie do czego dąży. Potrzeba bliskości z drugim człowiekiem okazała się tak silna, że całkowicie przysłoniła jej racjonalna myślenie.
A Kakashi chyba to rozumiał. Nie odepchnął jej.
Wsunęła dłoń w jego włosy, drugą ręką zaczynając wędrówkę po ciele Kakashiego. Nie chciała, aby ten pocałunek kiedykolwiek się skończył. Bała się powrotu do rzeczywistości. Nie chciała, żeby cokolwiek powiedział. Przedłużała więc tę chwilę, jak tylko mogła, czerpiąc niesamowitą siłę z jego obecności i dotyku. On również odwzajemniał jej gesty, niczym odbicie w lustrze, choć robił to zdecydowanie spokojniej oraz z większą czułością niż ona.
Przez ten cały czas słyszała wyłączne jego urywany oddech i czuła gorąco bijące od ich ciał. Sakurze zdawało się, że jeszcze chwilę, a zupełnie straci dech. Chcąc nie chcąc była zmuszona wreszcie zwolnić. Gdy oderwała w końcu usta, musiała szybko zaczerpnąć potężną dawkę powietrza. Cieszyła się, że to właśnie Kakashi jest przy niej. Wiedziała, że nie potępi jej za to, co zrobiła. Nigdy jej nie karcił.
Gdy uspokoiła się, zauważyła, że Kakashi wciąż głaszcze ją po plecach. Szukała go w ciemności, ale czerń wciąż była nieprzenikniona.
— Będziesz mnie ochraniał? – zapytała, chcąc przerwać ciszę.
— Zawsze.
Kilka minut później zasnęła wtulona w Kakashiego. Ostatnie co doszło do jej umysłu, to fakt, że dawno już nie czuła się tak dobrze.
***
Nie chciała się już więcej bać. Nie chciała się powstrzymywać. Nie chciała zawieść Shikamaru, Kurenai ani Naruto. Chciała wreszcie, żeby mężczyzna stojący zaraz za nią mógł na niej polegać. Nie chcąc się oszczędzać, uruchomiła pieczęć byakugo no in, do tego stworzyła pięć klonów wypełnionych po brzegi jej chakrą. Sprawdziła, czy ma kunie w pochewkach po obu stronach ciała. Wszystko znajdowało się na swoim miejscu.
Kryli się wśród drzew. Ostatnich drzew, jakie można było spotkać przed Wioską Bryzy. Zerknęła za siebie. Kakashi również utworzył pięć kopii. Była pewna, że jeśli tylko zajdzie taka potrzeba ochroni ją swoim chidori. Uśmiechnęła się lekko pod nosem.
— Gotowy? – spytała cicho.
— Gotowy – odparł.
Zeskoczyli, gdy tylko dała mu ustalony wcześniej znak. Zaczęli pędzić przed siebie z podniesionymi głowami. Wtopili się między własne klony, nie chcąc ułatwiać zadania wrogim ninja. Już po kilku metrach Sakura zauważyła zeskakujących na nich wrogów oraz długie łańcuchy, niosące na sobie znamiona pieczęci. Spodziewając się tego, uniknęła praktycznie wszystkich bez większego problemu.
Poczuła, jak w jej wnętrzu goreje ogień. Gdy tylko pierwszy z nieprzyjaciół pojawił się przed nią, natychmiast skumulowała chakrę w pięści, szczerze pragnąc wysłać skurwysyna na księżyc. Z satysfakcją obserwowała, jak jego ciało uderza z impetem o najbliższy budynek.
Zaczęły pędzić na nich dziesiątki. Wiedząc, że nie ma czasu do stracenia ponownie skumulowała chakrę z całej siły uderzając o ziemię. Wrogowie zaczęli uskakiwać. Niektórzy wpadli z krzykiem do stworzonych przez nią wąwozów.
Znów przywołała uśmiech na twarz. Słyszała niedaleko siebie Kakashiego, który z gracją unieszkodliwiał przeciwników za pomocą ledwie kunaia.
Pędzili na nią. Niezrażona sytuacją nakazała klonom dalszą walkę, sama rzucając się na mężczyzn przed sobą. Skoczyła zgrabnie niczym gepard, obojgu dając solidne kopniaki. Pod zarówno jednym jak i drugim powstały solidnej wielkości kratery.
Leciał na nią kolejny mężczyzna. Ten z kolei zaatakował ją wodnym jutsu. Z przerażeniem obserwowała, jak fala wody przybiera coraz bardziej monstrualne wymiary. Prawie krzyknęła. Spostrzegła jednak, że napastnik upada, zanim technika przybrała największe możliwe rozmiary. Zobaczyła za zwłokami mężczyzny różowe włosy. To jej własny klon wbił ninjy Bryzy kunaia w szyję.
— Sakura, uważaj! – nagle usłyszała przerażony krzyk Kakakashiego.
Odwróciła się. Z przodu nadciągała fala, z tyłu natomiast ktoś wysłał w jej stronę bardzo dużo igieł. Podejrzewała od razu, że muszą być nasączone trucizną. Nie mając zbytnio innej drogi ucieczki, skoczyła w górę najwyżej jak to tylko możliwe.
Niestety za mało. Szybko zorientowała się, że choć uskoczy przed igłami, zaleje ją fala wody. Zamknęła oczy, czując, jak trzęsie się jej ciało. Wtem jednak usłyszała dźwięk wody uderzającej z impetem o ścianę. Otworzyła oczy, lądując przy okazji na ziemi.
Lądując zaraz obok Kakashiego.
To on w ekspresowym tempie stworzył gigantyczną ścianę, która oddzieliła ją od zabójczej fali.
— Dziękuję – powiedziała z ulgą.
— Mówiłem, że będę cię osłaniał – uśmiechnął się, sprawiając, że jej serce zalało kojące ciepło.
Odwróciła się szybko przylegając własnymi plecami do pleców towarzysza. Słyszała jak Kakashi tworzy chidori. Sama dostrzegła kolejną trójkę pędzącą w jej kierunku. Westchnęła ciężko. Po raz kolejny uderzyła w podłoże, sprawiając, że wrogowie musieli uskoczyć. Nie tracąc czasu, sama skoczyła w powietrze, wyprowadzając przeciwników z równowagi. Jednego zaatakowała pięścią w twarz, kończąc swoje dzieło wbiciem kunaia gdzieś w okolicę serca. Następnie odbiła się od bezwładnego ciała i drugiego walczącego znokautowała kopniakiem w brodę, wybijając mu przy okazji kilka zębów.
Zaklęła cicho. Jej wszystkie klony zostały pokonane. Mając to na uwadze stworzyła kolejnych pięć. Dopóki używa byakugo nie miała się czego obawiać. To, co ją jednak zmartwiło, to fakt pojawienia się kolejnych łańcuchów. Było ich trudniej uniknąć niż poprzednim rozumem. Oddychała ciężko. Jeden prawie owinął jej kostkę, ale w porę zablokowała go kunaiem.
Widziała, że Kakashi walczy z trzema przeciwnikami na raz. Natomiast zaraz za nim, znajdowywała się para łańcuchów. Najszybciej jak mogła, podbiegła do niego i za pomocą wystrzelonego z dłoni strumienia chakry, uratowała Hatake przed splątaniem.
Ochraniali się nawzajem.
Chcąc pomóc dawnemu mistrzowi z nadmiarem ninja, kopniakiem złamała ogromne drzewo, które z impetem upadło na jednego z Bryzy.
Kakashi znów posłał w jej kierunku cudowny uśmiech.
Wrogów jednak nie ubywało. Znów zaklęła. Jej wszystkie klony po raz kolejny zostały unicestwione. Ponadto kątem oka spostrzegła łańcuch koło ucha.
Dość tego dobrego.
Niedbale odrzuciła od siebie łańcuch, używając strumienia chakry. Uniknęła kunaia kolejnego napastnika i z rosnącym coraz bardziej gniewem, soczyście splunęła mu w oczy. Wykorzystując jego dezorientację minęła mężczyznę wykonując przy okazji obrót i gdy już znalazła się za jego plecami, bez wahania wbiła kunai w szyję.
Nie chcąc zranić Kakashiego odbiegła kilkanaście metrów, co jakiś czas uderzając solidnie w ziemię, aby pozbawić ninja pewnego podłoża. Gdy już znalazła się wystarczająco daleko od swojego sojusznika, to z wciąż świecącą dumnie pieczęcią byakugo na czole, ugryzła swój kciuk i wykonała niezbędne pieczęci.
— Kuchiyose no Jutsu! – krzyknęła wściekle, znikając na kilka chwil w kłębach gęstego dymu. Napastnicy znajdujący się najbliżej zaczęli krzyczeć.
W ciągu zaledwie kilku sekund wyłoniła się Katsuyu, a Sakura dumnie stała na samym jej szczycie.
— Witaj Sakura – usłyszała spokojny głos przywołańca. – Dawno się nie widziałyśmy. W czym ci pomóc?
— Witaj, rozpuść kwasem wszystkie łańcuchy jakie zobaczysz. Ninja spuszczają je z drzew oraz budynków.
— Tak jest – odparła i bez zbędnych słów zaczęła pluć żrącą substancją w łańcuchy.
Tak jak Sakura podejrzewała. Niezależnie od tego czy znajdowały się na nich pieczęcie, czy też nitki wybuchowe, kwas całkowicie je neutralizował, robiąc z wszystkiego na co się tylko natknął, bezkształtną paćkę.
— Zacznij pluć w napastników, jeśli zdecydują się zaatakować – dodała tylko Sakura, a następnie chcąc nie chcą rozluźniła się trochę.
Do tej pory nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo napięte miała ciało. Odetchnęła z ulgą, gdy usłyszała pierwsze paniczne krzyki napastników. Łańcuchy już całkowicie zniknęły, a ninja zaczęli uciekać w popłochu przed żrącym kwasem oraz trującymi oparami. Wiedziała, że jeśli tylko technika Katsuyu dotknie ich ciał, na zawsze pozostawi ogromne blizny.
Usiadła ostrożnie na głowie ogromnego ślimaka, rozglądając się wokoło. Z zadowoleniem obserwowała, jak Kakashi pokonuje kolejnego z przeciwników. Najpierw za pomocą kunaia wytrącił mu broń z ręki, a potem zaatakował ninja Bryzy kulą ognia. Mężczyzna zaczął uciekać, ale wtedy ostatni z ocalałych klonów Kakashiego wbił uciekinierowi łokieć w brzuch. Wróg upał bezładnie, a jego ciało zniknęło pod strumieniem ognia.
— Katsuyu, zgarnij Kakashiego, musimy udać się do lorda – nakazała Sakura.
Przywołaniec nie mówiąc nawet słowa, posłuchał jej. Oddzielił od własnego ciała niewielki fragment, po czym ten mniejszy ślimak udał się po Hatake, wracając z nim po chwili na swoich plecach.
Widząc Kakashiego obok siebie, jeszcze bardziej odetchnęła z ulgą. Rozluźniła się niemal całkiem, mając ochotę popłakać się z nadmiaru ulgi. Był cały i zdrowy. W jednym kawałku. Przy niej.
Nie mogąc się powstrzymać, rzuciła się na niego, przytulając mocno. Mając w zamiarze zaoszczędzenie reszty energii, dezaktywowała na chwilę byakugo no in. Czuła, że gdy dotrą do lorda, będzie potrzebowała jej dwa razy więcej niż teraz.
Kakashi zaśmiał się widząc jej reakcję, zaśmiał się wesoło. Sakura uznała, że teraz także z niego uchodzą nagromadzone emocje. Przytulił ją równie mocno w podzięce.
— Hej, hej. Już wszystko dobrze. Spokojnie – zapewnił, kładąc rękę na jej włosach i poklepując delikatnie.
Przypomniała sobie, że tak samo robił jeszcze za czasów pierwszych misji, żeby ją pocieszyć. Kiedy to zrozumiała, poczuła się dziwnie. Nie chciała być już traktowana jak smarkata, dziecinna uczennica i uderzyło to w nią z pełnym impetem. Co prawda wciąż pozostawała wrażliwa i emocjonalna, ale bez przesady. Strząsnęła jego dłoń ze swojej głowy, choć niezbyt zgrabnie i posłała mu karcące spojrzenie.
Chyba zrozumiał o co jej chodzi, bo spojrzał na swoją dłoń, po czym powiedział:
— Wybacz – wyartykułował raptem jedno słowo, ale spojrzenie jakie jej posłał rozwiało wszelkie wątpliwości. Jej serce gwałtownie przyspieszyło.
— Czas odnaleźć lorda – oznajmia nagłos mimo kotłujących się w niej myśli.
Przytaknął.
— Byłaś naprawdę wspaniała. Jesteś silną wojowniczką.
— A ty mnie ocaliłeś.
— Tak samo jak ty mnie, Sakura.
***
Lord okazał się kobietą. Z grzbietu Katsuyu dziewczyna wyglądała na kogoś w wieku Kakashiego. Miała długi czarne włosy sięgające za pośladki, jej cera sprawiała wrażenie białej niczym śnieg. Do tego była drobna i wychudzona. Sakura mimo odległości widziała odznaczające się kości policzkowe. Dość niezgrabnie oblekła się w różowo-białe kimono.
Oboje z Kakashim szykowali się na kolejną bitwę. Chcieli zaatakować pałac z całą mocą, jaka jeszcze w nich została. Jakież było ich zdziwienie, gdy ninja z ochrony pałacowej odsunęli się na boki, zamiast ruszyć do ataku, a co więcej – pokłonili przed nimi.
Kobieta wysunęła się jeszcze bliżej nich, niepewnie krocząc po niewielkim balkonie. Cała się trzęsła. I do tego płakała. Zawodziła tak przejmująco i głośno, jakby już ktoś wcześniej mocno ją zranił. Padła na kolana, uniżając głowę do podłogi, jakby to Kakashi z Sakurą byli lordami.
Sakurze wyraźnie coś nie pasowało. Ponownie uruchomiła pieczęć, czym wywołała niespodziewane poruszenie. Kątem oka zobaczyła, jak Kakashi ściska kunaie w obu dłoniach, czekając na jakikolwiek gwałtowniejszy ruch z ich strony. Patrzył prosto na kobietę. Hardo i nieustępliwie.
— Wielki Medyk! Przybył Wielki Medyk! Bóg zesłał Wielkiego Medyka! – wiwatowali wszyscy.
Sakura zdębiała, widząc jednak, że Kakashi daje jej znak, wystąpiła naprzód. Stanęła na wyprostowanych nogach, przyjmując postawę pełną pewności siebie. Nie mogli zmarnować takiej okazji. Kakashi nieprzerwanie osłaniał jej plecy. Czuła się bezpiecznie.
Dziewczyna w kimonie patrzyła na nią z ogromnym podziwem. I lękiem. Kąciki ust Sakury uniosły się lekko ku górze w wyrazie triumfu.
— Z pewnością rozpoznajesz mojego towarzysza, lordzie – zaczęła spokojnie Sakura. Poleciła Katsuyu zniżyć się tak, żeby zrównać się z rozmówczynią. Barierkę od balkonu miała teraz na wysokości brzucha.
Brunetka spojrzała szybko za plecy Sakury. Jej oczy stopniowo powiększały się w wyrazie szoku, gdy rozpoznała swojego niedawnego więźnia. Haruno za to dostrzegła w jej oczach czerwień. Czerwień sharingana.
W jednej sekundzie poczuła, jak gniew w niej kipi.
— Jesteście z Konoha? Konoha ma Wielkiego Medyka? – z każdą sekundą coraz bardziej traciła kontrolę. Zdawała się coraz mocniej zagubiona we wszystkim co miało właśnie miejsce.
Sakura w zasadzie niewiele jej ustępowała, ale uznała, ze lepiej będzie tego nie zdradzać. Ciekawiło ją dokąd to wszystko zmierza. Postanowiła rozmawiać dalej, uznając, że Kakashi przez swoje milczenie okazuje aprobatę dla podjętych przez nią działań.
— Boże, co ja narobiłam! – dodała rozpaczliwie władczyni. – To wszystko nie tak! – złapała się za głowę. – Gdybym tylko wiedziała, że w Konoha mieszka Wielki Medyk, nigdy bym tego nie zrobiła – po raz kolejny ukłoniła się przed Sakurą.
O co chodziło z tym Wielkim Medykiem? zastanawiała się intensywnie. Czyżby w tej małej, nadmorskiej wiosce czcili jej pieczęć? Była całkowicie skonsternowana. Tsunade nigdy jej o tym nie wspomniała. Ale czy lord nie wiedziała, że Tsunade też posiada byakugo? Wydawało się to szalenie nieprawdopodobne, a jednak takie małe osady jak Wioska Bryzy nigdy nie brały udziału ważniejszych zebraniach, mających istotny wpływ na międzynarodową politykę. Z kolei na te mniejsze narady przywódcy pięciu nacji wysyłali w znacznej większości swoich zaufanych przedstawicieli. Nie udawali się na nie osobiście.
Mając na uwadze, że kobieta może nie wiedzieć o zdolności Tsunade, postanowiła jej nie uświadamiać.
Żywiła głęboką nadzieję, że naprawdę wygląda na pewną siebie, choć w środku cała dygotała ze zdenerwowania. Kątem oka wciąż zwracała uwagę na strażników. Ich miecze oraz inne rodzaje broni zabójczo lśniły w słońcu. Z pewnością były ostre. Nie martwiła się o siebie. Nawet gdyby przebito ją na wylot dwoma mieczami, dałaby radę wyjść z tego cało. Co innego Kakashi. Miał szybkość i zwinność, ale jeśli coś go przebije, już nie będzie szans na ratunek.
Westchnęła ciężko.
— Jak zapewne się domyślasz, przybywamy w odwecie. Żądamy wydania wszystkich strażników, którzy torturowali oraz więzili naszych shinobi – orzekła po chwilowym namyśle.
— Błagam, nie zabijaj ich. Działali na moje polecenie. Nie zabijaj ich! – odpowiedziała spanikowana władczyni. Prawie chwyciła Haruno za rękę, ale ostatecznie wycofała się. Jakby poparzona. Niegodna.
A Sakura chciała ich zabić, oj jak bardzo chciała. Znów się uśmiechnęła. Widok sharingana dodatkowo wzniecił w niej niechęć i obrzydzenie. Wraz ze zgonem klan Uchiha przepadł bezpowrotnie. A ta żałosna paniusia śmie paradować przed nią i patrzeć na nią TYMI oczami.
— To czy twoi ninja umrą zależy jedynie od sprawiedliwych i jednoznacznych wyroków naszego obecnego Hokage Tsunade Senju – oznajmiła wyniośle. – Nie możesz mnie prosić o takie rzeczy.
Poddała się. Minęła raptem chwila rozmowy, a ona już się poddała, chwiejnie wstając z kolan. Jej oczy wyrażały jedynie pustkę. Cała się trzęsła. Była taka drobna, niska, chuda i słaba. W niczym nie przypominała prawdziwego władcy. Tsunade zmiotłaby ją z ziemi ledwie pstryknięciem palca.
— Dobrze, wydam wam ich – oznajmiła tylko.
— Dlaczego zależało ci na pojmaniu Kakashiego Hatake? – ciągnęła Sakura, nie okazując najmniejszego współczucia.
Na moment w oczach władczyni Wioski Bryzy dostrzegła błysk wściekłości, żalu i bólu. Widziała jak jej mięśnie spinają się pod kimonem. Uniosła głowę, patrząc wyzywająco na Kakashiego.
— Wszyscy wiedzą, że twój ojciec, Sakumo Hatake zabił kiedyś własnoręcznie ówczesnego lorda Bryzy. Byłam jego córką! – krzyknęła, a w jej oczach na nowo pojawiły się łzy. – Jakże mogłam o tym zapomnieć?! Ktoś musiał zapłacić!
O ile kobieta okazywała szacunek Sakurze, o tyle przy Kakashim w ogóle nie panowała nad sobą. Sakura widziała w niej tę walkę. Nawet starałam się wykrzesać z siebie cząstkę zrozumienia. Zerknęła za ramię. Kakashi wstał powoli. Ze smutkiem i powagą stanął obok Sakury, aby następnie zwrócić się do lorda.
— Mój ojciec otrzymał taką misję i musiał ją wykonać bez najmniejszego choćby sprzeciwu. Jeśli w jakikolwiek sposób informacja ta ukoi twój ból, to informuję, że ojciec niedługo po tej misji, odszedł z tego świata. Jakieś dwa miesiące później. Miałem pięć lat.
— Dodatkowo na skutek tortur zmarł jeden z naszych shinobi. Ty również zabiłaś czyjegoś ojca. Nasz ninja Asuma Sarutobi zostawił na tym świecie żonę wraz z córką – dopowiedziała Sakura jadowicie.
— To jest… jakaś pomyłka – wzdrygnęła się przerażona. – Przetrzymywałam trzech ninja Konohy w swoim więzieniu, ale nic nie miało zagrażać ich życiu. Nie chciałam nikogo zabijać. Nie wydałam takich rozkazów.
— Zmarł w szpitalu, ale to była twoja wina – wypluła Sakura zawzięcie.
— Wielki Medyku… ja… naprawdę… – jej głos cały drżał. – Wydam ci wszystkich, którzy przyczynili się do tego.
— Dobrze, ale to jeszcze nie wszystko. Naprawdę nie domyślasz się dlaczego Sakumo Hatake otrzymał rozkaz zabicia twojego ojca?
Lord wyglądała, jakby Sakura uderzyła ją z całej z całej siły w twarz. Patyczkowatymi, białymi dłońmi, chwyciła się mocno balkonowej barierki. Spojrzała na nią z przymusem. Całe ciało kobiety krzyczało wręcz, że nie chce tego robić.
— Wielcy Medycy wiedzą nawet to?
— Nietrudno zgadnąć. – Odezwał się znów Kakashi. – Oczy, które masz nie należą tak naprawdę do Ciebie.
— Zostały skradzione – dopowiedziała Sakura, nie spuszczając z brunetki lodowatego spojrzenia. Była naprawdę zła, gdy myślała o tej czerwieni. – Jesteś ich niegodna. Wiesz w ogóle jak się nimi posługiwać?
— Niestety wie – odpowiedział za nią Kakashi. – To ona mnie torturowała genjutsu.
Sakura prychnęła wściekle. Jak mogła o tym zapomnieć?
— Nie potrzebuję twoich sługusów – wycedziła wściekle przez zęby. – Wiemy już wystarczająco dużo. Będziecie mieli wielkie szczęście, jeśli Tsunade nie zechce wypowiedzieć wam wojny.
Anulowała Katsuyu. Kakashi chyba czytał jej myśli, bo w ciągu dwóch kolejnych sekund poprzez użycie pieczęci przeniósł ich dwoje poza granice. Wioski Bryzy, Ostatnie co pamiętała Sakura, to łzy w krwistoczerwonych oczach. Wiedziała, że Tsunade tego tak nie zostawi, gdy tylko któreś z nich zda raport.
Wioska Bryzy spłynie krwią, a Shikamaru własnymi rękami będzie mógł dokonać zemsty za śmierć Asumy. Ostatecznie uznała, że takie rozwiązanie ucieszy go najbardziej ze wszystkich możliwych opcji. Osobiście mu o tym powie.
Gdy tylko znaleźli się w bezpiecznym miejscu, Kakashi natychmiast przyparł ją do drzewa i zsunął maskę na szyję. Jego usta smakowały tak dobrze. Tak znajomo. Czuła, jak wszystkie jej mięśnie rozluźniają się.
Byli wolni. Przeżyli. Wszelkie słowa okazały się całkowicie zbędne.
***
Kochała się z nim jak szalona. Przynajmniej z tego co zazwyczaj pamiętała. Często potrafił tak intensywnie oddziaływać na jej zmysły i ciało, że całkowicie traciła kontrolę i niedokładnie odbierała rzeczywistość dookoła. Czuła się, jakby doświadczyła już całkiem innego wymiaru. Nie sądziła, że kiedykolwiek będzie to przeżywać w taki sposób.
Tak czuła się i teraz. Nawet jeśli uprawiali seks już ponad godzinę temu, a Kakashi w tej konkretnej chwili, jak gdyby nigdy nic skubał słonecznik, zostawiając jej syf na kuchennym blacie. Miał całkowicie zdjętą maskę i niesamowicie poczochrane włosy.
Rozczulał ją ten widok. Uśmiechnęła się pod nosem. Spotykali się jako para około pół roku. Zdążyła w tym czasie poznać wiele jego zalet, aczkolwiek porządek z pewnością się do nich nie zaliczał. Na początku strasznie się denerwowała, ale z czasem odkryła, że nie ma to absolutnie najmniejszego sensu. Prędzej czy później sprzątał. Zazwyczaj później. Ale sprzątał.
Westchnęła siadając obok niego. Ona też zaczęła raczyć się słonecznikiem.
— Kiedy wyruszasz na tę misję dokładnie? – spytała, patrząc na ukochanego ze smutkiem. Wiedziała od początku, że nie będą się widzieli ponad trzy tygodnie. Poza tym misje w ogromnej ilości przypadków były niebezpieczne.
— Osiem dni – uśmiechnął się do niej pokrzepiająco. – Nie martw się, wszystko będzie dobrze.
— Zobaczymy się jeszcze przed twoją podróżą?
— Tak, przynajmniej się postaram. Masz jeszcze pracę w szpitalu, więc nie będzie to najłatwiejsze, ale poradzimy sobie.
— Tylko się nie spóźnij – wyraźnie rozbawiona, pogroziła mu palcem. Sytuacje, w których przychodził punktualnie powinny zostać uznane za stan wyjątkowy.
Chwycił palec, którym mu pogroziła, a następnie złożył na jego opuszku delikatny pocałunek. Lubiła takie drobne czułości ze strony Kakashiego.
— Zrobię wszystko co w mojej mocy – obiecał, spoglądając na nią z łobuzerskim błyskiem w oczach.
— Sakura chan, jesteś w domu?! – usłyszeli nagle wrzask Naruto, a następnie jego uporczywe dobijanie się. Zawsze tak pukał.
— Chwileczkę! – odkrzyknęła bardzo głośno. Żeby mu otworzyć musiała przejść do salonu. – Ubiorę się!
Zanim jednak w ogóle o tym pomyślała Kakashi stał już przed nią z nałożoną maską. Gdy posłała mu lekki uśmiech i pokiwała głową, zaczął wymykać się przez okno kuchenne. Myślała, że w ciągu kilku sekund znalazł się już za najbliższym zakrętem, ale on jeszcze wrócił. Wsunął głowę przez okno. Spojrzała na niego rozbawiona.
Przyłożył palec wskazujący do swoich warg. Oczywiście, że zrozumiała. Wszak, to że się spotykali było ich małą, słodką tajemnicą.
ooo, chyba będę pierwsza.
OdpowiedzUsuńklątwa kakasaku ciąży i na mnie, ale raczej w kwestii mojego kompletnego braku sympatii do tego shipu. ale przeczytania dobrego tekstu nie mogłam sobie odmówić, dlatego muszę zawitać w komentarzach, żeby się pozachwycać.
bardzo podoba mi się budowa tego oneshota, nie wiem czy to tylko moje wrażenie — z racji tego, że sama to robię — ale zdaje się, że był porządnie zaplanowany przed napisaniem. na pewno ładnie trzyma się struktury trzech aktów: mamy fajne wprowadzenie w realia bohaterów, dobre rozwinięcie akcji, punkt kulminacyjny i otwarte zakończenie, które sami możemy sobie dopowiedzieć. pod względem budowania fabuły i akcji masz naprawdę świetny warsztat pisarski.
twój styl również jest bardzo dobry i przyjemny w czytaniu. używasz pięknych sformułowań, ale jednocześnie takich, które nie są zbyt "wyniosłe". piękne monologi i przemyślenia bohaterów, nieprzesadzone i wyważone na tyle, że nie psują dynamiki. bardzo lekko i przyjemnie czytało się ten tekst.
nie wiem, czy fabuła była wymyślona przez ciebie, czy przez osobę, która zamawiała ten tekst, ale i tak o niej wspomnę. mega fajnie, że było w tym dużo akcji i że wątek romantyczny był na drugim planie. cieszę się, że skupiało się to na innej problematyce, nie tylko na relacji głównych bohaterów.
nie wiem też, czy to tylko moje odczucia i wymysły, ale bardzo spodobała mi się ta zmiana klimatu na samym końcu. całe opowiadanie miało bardzo melancholijny i smutny klimat, momentami wręcz depresyjny, a końcówka była taka... milutka? promienna? nie wiem, ale ja to tak odczułam. aż odczułam kolory, których ta historia nabrała. fajnie oddałaś przemianę bohaterów i przemianę ich życia pod koniec, właśnie tą zmianą klimatu. a przemiana bohaterów to moim osobistym zdaniem najważniejszy element historii.
mega mi się podobało! był to tak dobrze napisany tekst, że nawet nie przeszkadzał mi ship, którego nie cierpię.
dużo weny życzę i czekam na więcej twoich tworów<3
Ogromnie się cieszę, że Cię tu widzę i wręcz czerwienię się z powodu ilości otrzymanych komplementów :D Mam nadzieję, że zamówienie kierowane konkretnie do Ciebie, będzie równie ciekawe, a można nawet lepsze ^^ Jeśli tak, to serdecznie zapraszam do swojej kolejki w przyszłości <3
UsuńOsoba zamawiająca ten tekst zażyczyła sobie, żeby Kakashi z Sakurą udali się na misję oraz żeby Kakashi ją w którymś momencie uratował. Właściwie tyle. Cała reszta jest moim własnym pomysłem. Zmiana klimatu na końcu jest całkowicie celowa, ponieważ jak dla mnie ratunek Sakury przez Kakashiego można rozumieć na dwóch płaszczyznach: dosłownej, gdy uratował ją przed falą w Wiosce Bryzy oraz oraz metaforycznej - wszak Kakashi pomógł Sakurze uporać się ze śmiercią przyjaciół, a także z tym, że pozwoliła umrzeć Asumie. Sakura znów się uśmiecha, można więc uznać, że jest szczęśliwa.
Planowałam to zamówienie ogólnie przed napisaniem i z każdym tekstem staram się tak robić. Nie znaczy to, że ściśle trzymam się wszystkich punktów. W trakcie pracy pozwalam sobie na wplecenie nowych pomysłów i skreślenie takich, które już mi się nie podobają. Tym bardziej cieszę się, że trafiło to w Twój gust, a już w ogóle super, że się przyjęło mimo nielubienia KakaSaku. Osobiście jestem dość neutralna w kwestii tego połączenia.
Kolejne teksty już się tworzą. Sama przyjemność doskonalić się dla Was. Będzie mi miło, gdy znów zobaczę Cię pod swoim tekstem <3
No nareszcie nie jestem piersza z komentarzem! Miło jest widzieć komentatorów spoza zbawiennej grupy :D
OdpowiedzUsuńAle do rzeczy! Ty doskonale wiesz, że KakaSaku to nie moja bajka. Pisanie i czytanie o nich mnie niesamowicie męczy mimo to nie mogłam odmówić przeczytaniq Twojego tekstu! No co to to nie :D
Bardzo podziwiam Twój wkład w tę historię. To ile czasu spędziłaś na pisaniu i ile stron ostatecznie Ci wyszło. Matko! Podziwiam i szanuję, bo dowkomale wiem że zbudowanie takiego tekstu to wcale łatwe nie jest.
Masz fabułę, wprowadzanie postaci. Dzięki atmosferze i fabule, którą zgrabnie prowadzisz możemy się porządnie wgryść w to wszystko i zanurzyć na dłużej w opowieści.
Co prawda ja nie jestem zwolennikiem długich tekstów (zapytaj El jak reaguje na wszelkie wieloczęściowe polecajki xD) ale całość przeczytałam od początku do końca! Niestety wpadłaś momentami wtakie szczegóły że brakowało mi zagłębieniw tego jeszcze bardziej (chociaż obie średnio pewnie byśmy przeżyły xD). Najbardziej lubię zakończenie. Było takie żywe, barwne i naturalne, a do tego romantyczne i bardzo miłośne... oh i ah! Takie rzeczy lubię najbardziej <3 <3
Już nie mogę się doczekać mojego zamówienia! Pozdrawiam cieplutko :*
Doskonale wiem o tym, że trochę się zapędziłam w kozi róg. Paradoksalnie im dłuższa opowieść tym bardziej trzeba się rozwijać, żeby wszystko wyjaśnić. A taka praktyka jeszcze bardziej wydłuża tekst. I kółeczko się zamyka. W pierwotnej wersji miałam dodatkowo wyjaśnione o co chodzi z Wielkim Medykiem, miała być dodatkowa scena w środku pałacu lorda, miałam opisać okoliczności kradzieży sharingana. Jednak gdybym to zrobiła tekst miałby 50 stron xD Muszę nauczyć się, aż tak bardzo nie rozgałęziać historii na wiele wątków, wyjdzie mi to na zdrowie.
UsuńGeneralnie mogę powiedzieć, że ojciec tej kobiety ukradł sharingana dla córki, żeby Wioska Bryzy mogła w przyszłości mierzyć się z Konohą. Co z tego wyszło każdy widzi, córeczka okazała się wyjątkowo krucha, słaba i niezrównoważona, co raczej Bryzie nie pomogło. Śmierć ojca też z pewnością nie polepszyła sytuacji.
Wielki Medyk to każda osoba, która posiada pieczęć byakugo no ni (co zresztą Sakura rzuca w tekście jako swoje podejrzenie. W tekście wychodzi również, że lord nie wie o tym, że Tsunade posiada pieczęć). Bryza jest stosunkowo małą wioseczką, która jest ignorowana przez Pięć Wielkich Wiosek. Chciałam ukazać ją jako wyjątkowo zacofaną. W reakcji lorda i jej straży na Wielkiego Medyka można doszukiwać się znamion kultu religijnego. Nie opisałam tego szerzej w tekście, bo scena jest z perspektywy Sakury, a ona zwyczajnie o tym nie wie. Zresztą, mam nadzieję, że w trakcie sceny udało mi się ją ukazać jako dość zagubioną.
Najbardziej z całego tekstu lubię opis bitwy. W Wordzie zajął jakieś trzy strony, a zaraz za tym zakończenie, więc możemy podać sobie łapę :D W trakcie pisania przekonałam się, że KakaSaku raczej też nie jest moim ulubionym połączeniem do pisania xD
Twój tekst już się tworzy. Jest w dość zaawansowanej twarzy. Mam nadzieję, że sprostam. Dziękuję za każde słowo otuchy i wsparcia <3
O tak, klątwa KakaSaku dopada każdego i nie wypuszcza do czasu aż nie zniszczy fizycznie oraz psychicznie – ja, Krropcia i Lacia możemy to potwierdzić bez bicia.xD
OdpowiedzUsuńAle! Czytanie o nich sprawia mi dużą radość, więc naprawdę serio się ucieszyłam na Twój tekst o nich. Na początek: długość tekstu mnie odstraszyła, bo nie jestem fanką tak długich opowiadań. Nie, wróć. Przeczytam takie, ale ostatnio nie mam coś chęci na „kolosy”, jednak w Twoim przypadku zrobiłam wyjątek i nie żałuję. Przysięgam na wszystkich Hokage i ich zastępy ANBU, że nie żałuję! :D
Szkoda Neji’ego. Szkoda Ino. Szkoda Kiby. Szkoda nawet Sasuke…
Co do Uchihy – stawiałam na to, że będzie stał do szczęścia KakaSaku, a tutaj został sprzątnięty bez możliwości powrotu, przez co jest mi go szkoda. Mógł sobie chłopina żyć, ale z drugiej strony – jak wszystkie drużyny miały stracić po jednym członku, to Sasuke był „mniejszym złem” od Naruto. :(
Biedna Sakura… Kuźwa, Lacia, czy u Ciebie wszyscy muszą tak cierpieć?! Nie, żebym w ostatnim zamówieniu nie skazała Naruto i spółki na depresję, wcale tego nie zrobiłam, nikt niczego mi nie udowodni! Nie, „Nie zostawiaj mnie samego” nie będzie żadnym dowodem!
Dobra, teraz całkiem na serio. Im głębiej w las, tym ciekawiej - śmierć Asumy, śpiączka Kurenai i Kakashiego… Reakcje Sakury i Shikamaru na to piekło przyprawiły mnie o ciary, bo normalnie ich żal i gniew pomieszane z wyrzutami sumienia wylewały się z ekranu laptopa. To jest to, co ginowate tygryski kochają najbardziej na świecie. Brawo za wzbudzenie we mnie takiej reakcji, Lacia. <3
Aaaaa! Ten buziak w palce to był na serio czy przewidzenie?! Tak czy inaczej, ich pierwsze koty za płoty, o ile tak można nazwać rozmowę o śmierci bliskich i zemście za nich, zostały zaliczone.
Kiedy Kakashi przyznał się, że on może być celem Wioski Bryzy to natychmiast założyłam, że motywem będzie zemsta na nim. Stawiałam na czasy w drużynie Minato czy w ANBU…
Scena przy palenisku najpierw rozpuściła, a potem zdeptała moje serduszko. TT_TT
Dalsza część podroży też robiła, więc pozwól, że przejdę do scen w Bryzie. Scena walki wzbudziła we mnie takie napięcie, że prawie się udusiłam przez ciągłe wstrzymywanie oddechu, ale jak Sakura wezwała Katsuyu to krzyknęłam na całe mieszkanie: „Dajesz, różowa! Rozwal wszystkich!”.
Scena spotkania z liderką Bryzy też była emocjonująca, ale zabrakło mi wyjaśnienia kwestii „Wielkiego Medyka” i Sharingana. Mimo to, wszystko wynagrodziła pewność siebie Sakury i to jak twardo rozmawiała z przywódczynią. Niemniej zastanawiałam się, czy szło by jej równie dobrze, gdyby liderka była psychicznie stabilna?
Końcówka to złoto. Po prostu złoto. To takie w stylu Naruto przerwać cudze amory.xD
Co z tego, że chłopak zrobił to nieumyślnie?
Czekam na więcej takich cudeniek z spod Twoich łapek, Lacia. <3
Hahaha, wszystkie drużyny straciły po jednym członku. Wiesz, że dopiero teraz to zauważyłam? :D Neji umarł w kanonie, więc tego nie zmieniałam, a Ino i Sasuke uśmierciłam ze względu na fakt, że oboje byli istotni dla Sakury i wpłynęli na pogorszenie jej stanu psychicznego. A Kiby zwyczajnie nie lubię, więc jakoś tak wyszło XD
UsuńMuszę nauczyć się pisać krótsze tekst, bo tych kolosów nikt nie chce czytać, hahahaha :D Naprawdę się postaram dla Was, obiecuję ^^' KakaSaku to istna klątwa ciążąca na człowieku, nie dość, że ciężko się pisze, to jeszcze takie kolosy muszą wychodzić :P
Czy u mnie wszyscy muszą tak cierpieć? Dobre pytanie. Pamiętajmy, że moje kolejne zamówienie jest dla Krropci, która zażyczyła sobie Sakurę uzależnioną od leków, na skraju załamania psychicznego XD Miejmy nadzieję, że tekst dla Dirtyplasmy z SasuHina okaże się czymś wesołym i pozwoli mi się pokazać wreszcie z innej strony, bo mam wreszcie wenę na totalny chill :D Ile można topić się we łzach? Niemniej cieszę się, że konstrukcja tego tekstu przyprawiła Cię o tak silne emocje. Moje serduszko się raduje mocno <3
Czy ten buziak w palce był przywidzeniem? Szczerze mówiąc nie wiem, ale czułam, że muszę to przedstawić w taki, a nie inny sposób. Pozostawiam to więc do Waszego wyboru :D Bardzo lubię ten fragment tak swoją drogą.
Cieszę się, że scena walki Ci się podobała, to zdecydowanie mój ulubiony fragment tej opowieści, razem z zakończeniem. Wyzbędę się fałszywej skromności i powiem szczerze, że uwielbiam, a co :D Trzeba się doceniać, tak słyszałam.
Jeśli brakuje Ci czegoś więcej na temat Wielkiego Medyka oraz sharingana, to zapraszam do odpowiedzi na komentarz Kropy. Przyznaję się szczerze z ręką na sercu, że trochę sobie niepotrzebnie dowaliłam ^^'
Tak wiem, wyboista i długa droga mnie tu wiodła, ale Ty wiesz dlaczego, więc myślę, że mi wybaczysz chill na wypoczynku^^
OdpowiedzUsuńCzekałam na te kakasaku. Byłam ciekawa jak ujmiesz ten shipp, bo naprawdę go lubię. Trochę płaczę w środeczku przez wasz ban, ale jak w końcu napiszę Napraw mnie, sensei! to może dostaniecie pokładów magicznej weny na Kakasia xD
Bardzo spodobała mi się symbolika z początku tekstu. Szalejąca burza na zewnątrz zwiastowała nadchodzące wydarzenia. Dało mi do myślenia, że zacznie się z przytupem i nie myliłam się. Lęki i koszmary, które ma od czasu wojny fajnie nadają głębi tej Sakurze. Haruno mogła stać się silniejsza od tego czasu, ale zawsze lubiłam w niej ludzki odruchy i słabosci. Niby shinobi powinien być twardy, wszystkie załamania i demony, które go gonią, mają być ukryte i nie wpływać na działania, a uleganie im to porażka. Ale z taką Sakurą się w pełni identyfikuje. Przeszłość i traumy na nas oddziałują i nawet jeśli podnosisz się każdego ranka z łóżka to bywają chwilę kiedy cię to przytłacza, zmuszaja (tak jak tu) np do ratowania się medykamentami, nawet jeśli nie działają człowiek się męczy i szuka sposobu na ucieczkę. Nawracające koszmary są miodzio, wprowadzają dramatyzm i ludzkość Saku. Mmmm i ten obraz Shikamaru, który zobaczyłam przed oczami. Przemoczony stojący w deszczu, z paniką i przerażeniem w oczach. Tak, zaraz będzie wybuch.
O jeju, jeju! Nie powiem, wiadomość o zagrożeniu życia Kurenai i Asumy tak średnio mnie obeszła xd Za to świadomość, że Sakura straciła Ino i Sasuke sprawiło, że zatrzymałam się na chwilę. Pomyślałam, że to fajny zabieg. Sakura jest zniszczona przez wojnę, w takim wypadku ona i Kakashi znajdą kolejną płaszczyznę porozumienia. I o ile nie lubię SasuSaku, to ten tekst o sile nienawiści tak mi się spodobał, że głowa mała! Bo tutaj Sakura go nie idealizuje, nie jest zagubionym, biednym chłopcem.
“Sasuke żył nienawiścią i ona o tym wie. Wspominając o nim pamięta o wszystkim co zrobił, pamięta go jakim był, gdy umierał.”
Opis otoczenia po śmierci Asumy tworzył niesamowity klimat. Czułam się niemal jakbym była przy niej. Respirator wydający ciche dźwięki, ciało Sarutobiego przykryte białym płótnem. Świadomość porażki, z którą każdy medyk musi się zmierzyć. Ale tym razem to nie tylko obca twarz lub ktoś, kogo widziała parę razy na ulicy. To nauczyciel Shikamaru. No i nie mówi do niej "to nie twoja wina, ludzie umierają". Jest za to Shikamaru, wściekły i brutalny. Jest agresja zrodzona z bezsilności. Może nawet trochę ją obwinia, może wierzył, że Konoha, która ma najlepszych medyków uratuje Asume, a Sakura nie podołała.
"Widziała tę wykrzywioną twarz jeszcze lata później w swoich koszmarach."
*bije brawo* pięknie, Lacia. Sayu kocha takie teksty ^^
Och i po chwili mam to, nienawiść w oczach Shikamaru. Na to właśnie czekałam.
Jest pierwszą scenę z Kakashim drodzy państwo! Podobało mi się te ich połączenie. Sakura przychodzi do niego (nie ważne czy do nauczyciela czy przyjaciela) i chce usłyszeć jak on to robi. Śmierć od zawsze było obok niego, a mimo to nadal się uśmiecha. "Twój smutek nie zwróci nikomu życia" — proste, trochę brutalne, ale to ma postawić ją na nogi.
Lubię fabułę u Ciebie, bo zawsze wymyślasz jakieś twesty xd
Grupa obrała na cel Kakashiego? No nieźle, nieźle, ciekawe co zrobił. Jego przeszłość w ABNU to zawsze była spora niewiadoma poza jakimiś migawkami. A mamy przecież lata służby, kiedy działał jak dobrze naoliwiony trybik w zgrai najlepszych morderców wioski.
Aha, czyli dedukcje Sayu jak zwykle chujowe. Tu chodziło o Sakumo xd
Aaaaaaa, Kakashi! Ty lisie. Jak zamknąc usta Sakury? Pocałunkiem, proste ( ͡° ͜ʖ ͡°)
No, ale mam nadzieję, że to coś więcej, moja wewnętrzna fangirl potrzebuje tego xd
Jest! Więcej magicznego "czegoś"!
*głos rozsądku* a może spał przy niej bo są na misji? Było zimno czy coś? Poza tym muszą pilnować się nawzajem.
*sayu* MILCZ, SAM ZOBACZYSZ *patrzy z nadzieją na Lacie, gdziekolwiek jest w tej chwili*
Hm, mogę zrozumieć postępowania Kakashiego. Odkąd przestał być takim służbistą mam wrażenie, że przeszedł przemianę, ale też nie taką do końca zdrową. Chce brać wszystko na swoje barki. Sam rozgryźć sprawę, która go dotyczy.
UsuńOch tak, ten tekst Kakashiego, że Sakura uzależniła się od Naruto, który zawsze był w pobliżu jest taki prawdziwy. To chyba też problem kreacji Sakury w kanonie. Miała swoje pięć minut podczas walki z Sasorim, pokazała progres z zahukanego genina. A później Naruto. Naruto, Naruto i jeszcze raz Naruto. Zawsze w centrum uwagi, nie potrzebuje niczyjej pomocy, zbawca świata. To fajnie, że stał się bohaterem wioski, ale lamerskie, że były one man amry.
Aaaaaa, no i mamy słodkie kakasaku. Najpierw uznanie jej siły, tulasek i obietnica ochrony. Kakashi jest tutaj taki ciepły QQ Nadal na swój sposób, bo to specyficzny człowiek, ale to tylko dodaje siły jego małym gestom.
No co ja mam Ci powiedzieć o opisie walki? Jest naprawdę dobry, płynny, czytanie go nie męczy (czasami tak jest jak opis jest zbyt napchany technikami itp). Nawet nie zauważyłam, kiedy cały pochłonęłam.
Przybył wielki medyk! Typiarka mnie wkurzyła, serio. Hipokrytka pełną gębą. TWÓJ OJCIEC ZABIŁ MOJEGO, ŻĄDAM KRWI. No ale jak to jedne shinobi Konohy umar? To nie nasza wina przecież żył (co z tego, że na był na skraju śmierci), kiedy odchodził. Nie powinniście karać naszych za to. Oj babo, sama bym ci przypierdoliła w gebe xD Mam nadzieję, że dostaną za swoje. Także za odebrane Sharingan.
No i na koniec ładne podsumowanie KakaSaku. To było słodkie. Mogliśmy zajrzeć do wnętrza ich związku. Bardzo się z tego ucieszyłam, bo miałam jakieś wrażenie, że zostawisz nas bez tego tylko z obietnicą "czegoś". Irytacja Sakury na syf była urocza. Posprząta, kakashi kiedyś posprząta - to pokazało, że już zdążyli się poznać, wpasować w siebie. Wcale nie przeszkadza mi tajemnica ich związku. Myślę, że Kakashi jest dosć prywatna osobą i póki to wszystko toczy się wolno (bez deklaracji i obietnic) niech tak będzie. E tam, mogłoby tak być nawet na zawsze xd
No i arcik na koniec. Niby zwykłe coś, co dodajemy, ale spójrz tylko na niego. To naprawdę Kakashi z tego opowiadania. Myślę, że taka jest jego miłość - niepewna i stonowana, intensywna (jak przy opisach z ostatniego fragmentu), ale nadal boi się przywiązania, bo boi się straty.
Dziękuję Ci Laciu słoneczko za ten tekst. Twoje pierwsze KakaSaku na blogu było bardzo wciągające.
Buziaki~
Nic nie szkodzi. Ja też dość długo zbieram się do komentowania tekstów, choć sam proces ich czytania jest wyjątkowo przyjemny.
UsuńPrzyznam, że ten teks był trudny, dlatego dałam bana na KakaSaku. O ile lubię postać Kakshiego tak uważam, że jest on postacią niewdzięczną do tworzenia, ale udało się :D
Sama lubię tylko taką ludzką Sakurę. Dla mnie staje się wtedy wyjątkowo prawdziwa i to jedna z moich ulubionych wersji. Bardzo się cieszę, że mój tekst tak Ci się spodobał, to niesamowicie buduje i motywuje do dalszego pisania.
Mnie również śmierć Asumy nie ruszyła. Zastanawiałam się więc, co mogę z tym faktem zrobić. Nie jest to ani postać szczególnie ważna dla Sakury, ani dla fana Naruto, bo było go mało. Uznałam ostatecznie, że najlepiej umieścić w niej Shikamaru, żeby dodać całemu wydarzeniu jednak trochę wagi. No i wydało mi się to spoko zabiegiem, taka przeciwwaga dla mojej Lokatorki, gdzie relacje między Saku a Shiką są kompletnie inne.
Banalne frazesy przestają kłuć w oczy, kiedy wypowiada je odpowiednia osoba we właściwiej chwili. Akurat "Twoje łzy nie przywrócą nikomu życia" wydawały mi się zaskakująco dobre w ustach Kakashiego, przede wszystkim dlatego, że nie zionie hipokryzją, kiedy je wypowiada.
Teraz jak wspomniałaś w komentarzu o ANBU, to wydawało mi się to dość ciekawym pomysłem, aż dziw, że nie pojawiło się to w moich myślach, ale cóż - mamy ojca XD Pasował mi, tym bardziej, że potem w tekście wspomniany jest Obito.
Sakura przez większość Naruto zdaje się cierpieć na wyuczoną bezradność. Chciałam, żeby gdzieś w tekście się to pojawiło. Cieszę się, że zwróciłaś na to uwagę.
Ah, te sceny KakaSaku tutaj znów miałam drobny problem, bo nie chciałam, żeby było tego za dużo i żeby Sakura jednak miała możliwość powoli się do tego zaadaptować, ale bardzo lubię je wszystkie. Plus walka - jestem z niej dumna, mimo że nie jest jakaś szczególnie długa :D
Wyjątkowo wkurzający lord w tej Bryzie, ale cóż, jest dokładnie taka, jak miała być.
Nie wyobrażałam sobie innego zakończenia dla tego KakaSaku. Kakashi ma co prawda wiele cech wspólnych z Sasuke, ale z pewnością nie porzuciłby Sakury ani nie dał jej złudnych nadzei, czy nie wodziłby za nos. To co odróżnia Kakasia, to przede wszystkim wciąż jasne światło. Sasuke okazał się zbyt słaby, żeby je w sobie znaleźć.
Ja dziękuję za komentarz i mam nadzieję, że zaskoczę przy kolejnych zamówieniach :D
Dobra, długi one shocik, więc żeby nie zapomnieć o niczym będę czytać i komentować na bieżąco.
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale lubię w ficzkach, kiedy wojna przynosi więcej ofiar niż w kanonie. Wśród ich rówieśników zmarł tylko Neji i lubię patrzeć jak bardzo zdewastowani są wszyscy, kiedy śmierć zabierze większą liczbę osób.
O, dobra. Jakaś Wioska Bryzy. z racji tego, że w Naruto wiele jest mniejszych wiosek aż się upewniłam, że nie istnieje taka w kanonie i widzę, że to twój twór. Jestem bardzo ciekawa.
Dziwi mnie, że Shikamaru wini Sakurę za śmierć Asumy. Rozumiem, że emocje i tak dalej, ale ktoś tak inteligentny jak on powinien się zorientować, że Sakura nie odpowiada za jego śmierć.
Uuuu... wina Kakashiego? Nie kochanie, to nie twoja wina! Nie odpowiadamy przecież za czyny swoich rodziców. Nie wiń się za śmierć Asumy!
Hyhyhy. Hate kiss. Jak ja to kocham. Mam banana na twarzy. XD
Lol, Kakashi. Tak się nie mówi. "W ramach podziękowania" [facepalm]
Eeee, dobra. Wczytałam się za bardzo i zapomniałam komentować, ale już nie będę wracać. obudziła mnie laska z Sharinganem. CO, KURWA? JAK?
Coś mnie trochę dziwi. Nie wiem, może mam teraz inne podejście przez ficzki, w którym to jest powszechne, ale... dlaczego nie wezwali ekipy ratunkowej? Kakashi mógł wysłać psy i kompletnie wypoczęci ninja Konohy mogliby ich uratować. Może Asuma by przeżył.
Dlaczego... nigdy nie zdałam sobie sprawy z tego, że słowa Obito też odnoszą się do Sakumo?! Przecież właśnie po śmierci swojego ojca Kakshi przywiązywał tak uwagę do zasad. WTF. To było takie oczywiste, a ja tylko skupiłam uwagę na tym, że chodzi o Rin. Cholera.
Znowu się całują. Tym razem Sakura zaczęła. Iiii... jestem ciekawa. Czy będzie coś więcej między nimi? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Here we go again, Sakura... CO CI TSUNADE DO GŁOWY WBIJAŁA?! NIE ZAMYKAJ OCZU, GŁUPIA!
A tak w sumie to jakie licho powstrzymało Naruto przed wyruszeniem na misję razem z Kakashim i Sakurą? Łańcuchem go gdzieś przywiązali?
Uwielbiam badass Sakurę. Oczywiście w odpowiedniej ilości. Fajnie, że użyła tu Katsuyu. Niektórzy o niej kompletnie zapominają, a bał się jej nawet Orororo.
CO? WHAT THE FUCK. Wielki medyk? XD Mam mindfuck.
Zaraz, wait. Czczą Sakurę i jej pieczęć? W sumie... według tego, gdzie umieściłaś geograficznie tę wioskę, to muszą oni być gdzieś blisko Kraju Wiru albo nawet znajduje się w nim. W Kraju Wiru mieszkali Uzumaki. Uzumaki = pieczęcie. Możliwe, że pierwowzorem Byakugo jest pieczęć na czole Mito. Dobra, dalej czytać.
No właśnie, skąd ta baba ma Sharingan? Ukradła komuś te oczy?
AHA! Jej ojciec ukradł!
Moja droga. Jeśli w następnych one shotach nie uwzględnisz wątku Kraju Bryzy to przestaniemy się lubić. [intensywne spojrzenie]
Hyhy, były seksy. Supcio.
Wiesz El, kiedy umiera nam ktoś bliski nie myślimy racjonalnie. Uważam, że reakcja Shikamaru ma rację bytu. Tym bardziej, że wielu uważa Tsunade za najlepszą medyczkę na świecie. Jest legendą. Myślę, że podobnego poziomu możemy oczekiwać od Sakury. Może i ją obwinia, a może zdał sobie sprawę, że skoro medycy z Konohy tego nie dokonali, to nikt by tego nie dokonał. Los Asumy okazał się przesądzony.
UsuńCo do tego, że nie wezwali posiłków z Konohy, to wydaje mi się, że dość łatwo to wytłumaczyć. Zostali schwytani niedługo po przybyciu do Bryzy. Nie było sposobności wysłać psów przed pojmaniem. Potem trafili do więzienia. W tekście pada informacja z ust Kakashiego, że mógł wezwać psy dopiero po opuszczeniu murów więzienia. Na pewno posiadał on jakieś zabezpieczenia teleportacyjne. Czemu nie wezwali posiłków, już jak się uwolnili? Kakashi potrzebował psów do przeniesiania Asumy oraz Kurenai. Dodatkowo istniało cały czas ryzyko pogoni. Wezwane posiłki dotarłyby do Burzy dopiero w 5 dni... raczej w momencie, gdy jesteś wysyłany na misję, musisz liczyć na siebie. Naruto pokazało nam wielokrotnie, że ludzie po prostu na nich umierają, a możliwe wsparcie jest stanowczo zbyt daleko, żeby udzielić pomocy. Mam nadzieję, że jest w tym sens.
To że te słowa odnoszą się do Sakumo wpadło mi do głowy dopiero wówczas, gdy tworzyłam fabułę, także nie jesteś sama. Co więcej wydaje mi się, że słowa Obito okazałyby się dla Kakashiego pustym frazesem, gdyby nie doświadczył śmierci ojca z tego powodu. Obito po prostu wyciągnął na wierzch to, co od jakiegoś czasu już tkwiło w Kakashim. Tak to odbieram.
Licho, które powstrzymało Naruto przed wyruszeniem razem z nimi nazywa się Lacerta. Anonimek chciał, żeby byli tylko we dwoje, no to go dezaktywowałam xD Mogłam go zabić, żeby się nie ruszył, ale nie chciałam okazać się aż tak bezwzględna :D
Oj tak, Katsuyu jest stanowczo zbyt rzadko używana, a to mega broń. Po Kishimoto wiele bym się jednak nie spodziewała, najpierw gada, że Kakashi ma 1000 technik, a potem w Naruto spamuje nam chidori xD
To, że Bryza nie mieści się w Kraju Wiru już ustaliliśmy, ale spokojnie. Uzumaki plątają się po całym świecie i z powodzeniem roznoszą drogocenne nasienie, czy też udostępniają własne komórki jajowe. Ja bym tam podejrzewała, że a nuż jacyś Uzumaki się tam znajdują :D
Nie rozwinęłam wątku z dwóch powodów. Raz, że Sakura nie posiada takiej wiedzy, a całą scenę mamy z jej perspektywy i dwa - nie chciałam rozwodzić się na 50 stron XD Niemniej, żywię nadzieję, że nie czujesz się rozczarowana moim wyminięciem i ominięciem pewnych kwestii ^^'
Może uwzględnię Bryzę, może nie. Zależy jak będzie mi odpowiadać.
Dziękuję ogromnie za poświęcenie swojego czasu. Mam nadzieję, że widzimy się w kolejnych tekstach <3