3.04.2020

Ostatnia szansa [KakaSaku] dla Persefony

Porażała go świadomość tego, że już raz to przeżył. I zarazem paraliżowała myśl o tym, jak to się skończyło.

  

Było tu przeraźliwie pusto.

Cisza bestailsko wdzierała się w każdy kąt i nawet jego kroki nie były w stanie jej przekrzyczeć. Mimo samotności, którą dźwigał od lat czuł się tu obco.

Pamiętał, że wtedy wrogowie byli na każdym kroku.

 Ale czasy się zmieniają.

Zasadzki, jak widać, również.

Mocniej nasunął kaptur na głowę, w skupieniu przemierzając opuszczone korytarze.

Zewsząd bił chłód, zimno przeszywające do szpiku kości. Było ciemno i wilgotno. Książkowy przykład miejsca, w którym przetrzymuje się jeńców. Wiedział, że jest na dobrym tropie.

Drewniane drzwi z trudem ustąpiły mu przejścia, skrzypiąc na zardzewiałych zawiasach.

Następny nietrafiony strzał. Pokój, którego przestrzeń przeciął mimo ciemności po raz kolejny okazał się pusty.

Miał działać precyzyjnie i szybko, ale błąd za błędem oddalały go od wizji powodzenia. Im więcej czasu spędzał w mrocznych czeluściach, tym mocniej narastała w nim niepewność. W głębi niego szalało to, czego nie doznał już od dawna. Lodowe macki strachu były niczym kurczowo opinające liny. Mógł się poruszać, ale czuł je na każdym kroku. Nie potrafił się temu przeciwstawić.

To nie misja wprawiała go w taką trwogę. Zbyt wiele w życiu przeszedł, by bać się wrogów. Spokojnie wyczekiwał konfrontacji, była nieunikniona.

Obawiał się rzeczy prozaicznej… tej, która nastąpić miała gdy wydostanie się z podziemnych lochów, gdy pokona każdego przeciwnika.

Gdy spłyną na niego…

Konsekwencję

A najbardziej porażała go świadomość tego, że już raz to przeżył. I zarazem paraliżowała myśl o tym, jak to się skończyło.

Pojawiając się tutaj jako Hokage Konohy narażał wszystkich. Swoich ludzi, swoją wioskę, swoją funkcję – w tym również instytucję pokojowego traktatu, którego postanowienia od dawna trzymały się na cienkim włosku. Interpretacja jego odważnie wysuniętego ruchu powszechnie otoczonego brakiem akceptacji w brutalnym świecie shiobich, mogłaby rozwinąć się z różnym skutkiem.

Miał świadomość rezultatów. I z pewnością postąpił niemądrze.Gdyby był dawnym sobą, pozostałby w wiosce trzymając się granic zasad. W końcu reguły są po to, aby utrzymywać ten świat w wiecznym ładzie.

Ale dla niego te czasy minęły już dawno.

Teraz jego podopieczna potrzebowała jego pomocy.

Wyruszył, strwożony jedną myślą - że tak długo zwlekał.

Naruto znajdował się w podróży poślubnej, Kakashi nie miał czelności zwracać się do niego o pomoc. Analogicznie niepotrzebnie założył, że Sasuke Uchiha, jej drużynowy kompan i zarazem życiowy partner  wyruszy jej na ratunek. Rozczarował się okrutnie i wtedy właśnie pojął, że nie może tracić już więcej czasu.

Bezszelestnie przemieszczając się przed siebie, usiłował rozgryźć to, co od dłuższej chwili zaprzątało jego myśli. Wdzięczny był przemyśleniom za tą nietypową porę. Potrzeba ich rozstrzygnięcia oddalała na bok wizję zakrwawionych dłoni.

Próżnym było szukać wymówek.

Kakashi wiedział od wielu lat, że krew Rin wchłonęła w jego skórę, znacząc ją, plamiąc i skażąc już na wieczność. Niczym głęboka blizna, niechciana pamiątka dożywotnio wypalona na ciele.

Na zawsze już miał pozostać tym, który dla wioski… uczyni wszystko.

Nie ważne, jak żarliwie usiłował zmyć, wydrapać, unicestwić z siebie jej ślad. Ta skaza była stworzona na kształt poczucia winy. Namacalny twór, wchłonięty niczym atrament przez jego dłonie.

Niemal poczuł w nozdrzach zapach powolnej śmierci. Oto zbliżał się do kolejnych wrót.

Drewniane, stare, nie różniły się niczym od dziesiątek innych które przemierzył i spenetrował, nostalgicznie atakowany wspomnieniami.

Pchnął je, czerpiąc widok ze słabego światła rzucanego przez powieszoną pochodnie.

Była tam.

Uderzony niczym obuchem przez uczucie, którego nie potrafił zidentyfikować, mógł tylko patrzeć, sycąc wzrok oraz duszę tym, co już przez wieczność będzie już spędzać mu sen z powiek.

Tą część wyobrażał sobie zupełnie inaczej.

Łańcuchy spływające z sufitu krępowały obite kajdanami nadgarstki kobiety, wymuszając na nich dźwiganie całego ciężaru ciała. Podwieszona niczym pies i pozbawiona oparcia dla stóp bezwładnie trwała w wymuszonej pozycji. Głowa opadła w dół w towarzystwie kaskad włosów, potarganych i postrzępionych.

Wstrząsającym był stan, w którym się znajdowała. Kakashi jak bardzo by nie próbował, nie był w stanie patrzeć na nią bez żalu.

Na marne było szukać w sobie profesjonalizmu. Tą maskę zniszczył i pogrzebał wraz ze śmiercią Obito. Później było już tylko gorzej.. Obdzierał się ze wszystkiego tracąc osoby, które kochał.

Teraz też pewna część jego roztrzaskała się nieodwracalnie.

Kobieta była naga od pasa w górę. Resztki odzienia które nosiła na co dzień zdarto z niej siłą – ich strzępy wisiały na biodrach, będąc dowodem na barbarzyństwo, którego się dopuszczono. Niczym żywcem zdarta godność, trzymającą się na skrawku człowieczeństwa.

Najskuteczniejszą metodą na upokorzenie i złamanie shinobi, było pokazanie mu, że jest tylko kobietą.

Sakura była bezwładna. Być może już nieżywa.

Kakashi niepostrzeżenie wdarł się do środka zamykając za sobą drzwi. Blask ognia mieniąc się ciemnymi refleksami krążył wśród ścian, rozbijając się o puste kąty.

Mężczyzna do tej pory uważał, że okrucieństwo nie robi już na nim żadnego wrażenia. Zbyt wiele przeżył, słyszał i widział, tak sądził..

Będąc o krok nie czuł żadnego ciepła promieniującego od jej ciała.

Pełen najgorszych obaw, odrzucając na bok świadomośc tego, że musi się spieszyć odsunął włosy z jej twarzy, przyglądając się bladym policzkom i spękanym wargom, w których kącikach czaiła się zaschnięta krew.

Jej skóra była chłodna, nie odbiegała niczym od temperatury panującej wewnątrz podziemi.

Wtedy nagle w reakcji na gorąc jego palców dziewczyna poruszyła się. Powieki a po nich zielone oczy z trudem uniosły się ku górze, rejestrując widok, na który nie była przygotowana.

Mimo otumanienia przez zimno, głód i ból, zareagowała.

Całkiem dla Kakashiego niespodziewanie szarpnęła się gwałtownie. Łańcuchy krępujące jej ręce zabrzęczały złowrogo echem przebijając się przez ciszę. Zakładał, że nie ma w niej krzty siły ani woli walki, ale widząc stopniowo rozszerzające się źrenice i otwierające do krzyku usta, prędko po raz kolejny zmienić musiał swoje zdanie.

Natychmiast skrępował jej wargi, zdając sobie sprawę, że nie jest to zbyt honorowe zachowanie względem osoby której przybywa się na ratunek. W zielonych oczach odbijało się przerażenie, gdy po raz kolejny wydobywając z siebie nieznane pokłady mocy, szarpnęła się usiłując pozbyć jego dłoni oraz bliskości.

Była w szoku. Cała pachniała strachem.

Jej reakcja była jednoznaczna - nie widziała w nim ani sprzymierzeńca ani wybawiciela. Chciała mu przeszkodzić, co nie wróżyło dobrze na poczet jego dalszych działań.

— Sakura uspokój się. Wszystko będzie dobrze. — przemówił ciepło chcąc zaszczepić w niej poczucie bezpieczeństwa. Niekorzystnie dla niego, niezbyt często posługiwał się tym tonem. Słowa wybrzmiały sztucznie. — To ja, Kakashi. Przyszedłem cię stąd zabrać.

Jej oczy po raz pierwszy spojrzały ku niemu trzeźwiej, choć wciąż niezbyt przytomnie.

— Kłamiesz — wyszeptała, tocząc bój głosu z wysuszonym gardłem. — Znowu to samo. Odejdź. Zostaw mnie w spokoju!

Jej opór był godny podziwu. Doceniłby go, gdyby znajdowali się w innej sytuacji a ona nie usiłowała z nim walczyć, tak jak czyniła to teraz.

— Konoha wychowała naprawdę twarde pokolenie.

Zdecydował nie tracić już więcej czasu. Z jej zgodą lub też nie wyprowadzi ją z tego miejsca.

Podróż z usiłującą mu zbiec dziewczyną raczej nie uczyni ich niezauważalnymi, ale z doświadczenia wiedział, że osoby długo poddawane manipulacją, w tym torturowanie genjutsu, potrzebują dużo więcej czasu niż kilka minut, by uświadomić sobie o prawdziwych intencjach drugiego człowieka.

Kakashi nie miał złudzeń, że Haruno poddawano wymyślnym atakom psychicznym, świadczyło o tym jej obecne zachowanie. Zapewne widywała już jego twarz w swoich wizjach.

Jego podopieczna brała ich spotkanie za wyimaginowane i fałszywe, mające na celu jedynie złamać jej ducha. Skoro tortury fizyczne, w tym obnażanie i bóg wie co jeszcze nie poradziły sobie z niezłomnym temperamentem Ognistej kunoichi, skierowano ostrzał ku jej umysłowi – niezwykle przejrzystemu i biegłemu, o czym Hatake przekonał się nie raz.

I teraz zbierał tego żniwo.

Dziewczyna znowu zaczęła zachowywać się zbyt głośno, ponownie zmuszony był zatkać jej dłonią usta. Wpatrywała się wtedy w jego twarz szeroko otwartymi z przerażenia oczami, łamiąc mu serce za każdym razem gdy na ich krystalicznej powłoce zbierały się warstwy łez. Skrępowana, mogła tylko patrzeć. A w jej oczach odbijało się wszystko, czego istnienia tylko się domyślał. Okrutnie ją skrzywdzono.

Sakura spędziła w tym miejscu ponad 2 tygodnie. Tyle właśnie czasu zajęły mu próby nieskutecznego zresztą skontaktowania się z ciężko dostępnym, latającym po świecie Sasuke oraz odkrycie miejsca przetrzymywania kobiety, której uprowadzenie miało miejsce na terenie Kraju Ognia podczas jednej z prostych misji. Obecnie znajdowali się na krańcu Kraju Ziemi, w najodleglejszym miejscu świata. Podróż zajęła mu kilka dni.

— Wynośmy się stąd.

Sięgnął dłonią ku kajdanom które ją podtrzymywały, ostrzem chakry wyłamując metal jednej a później drugiej.  Usłyszał okrzyk zdziwienia gdy grawitacja zaczęła ściągać ją na dół. Złapał dziewczynę, nim ta osunęła się na ziemię. Przywarła do niego ściśle, niezdolna do ustania na własnych nogach.

Była tak zimna, że przez materiał swoich ubrań poczuł przedzierający się chłód.

Jej odzież, potargana i zniszczona nie nadawała się do niczego.

Zielone oczy wodziły po wszystkim, nie mogąc odnaleźć się w sytuacji. Była bezbronna i zarazem bezradna niczym dziecko, a to zrodziło w nim potrzebę której nie chciał identyfikować, choć podświadomie znał nawet jej definicję…

Na szczęście nie czas był na okazywanie litości. Musiał przeistoczyć się w shinobi, inaczej oboje ich czeka pewna śmierć.

Nigdy nie miał problemów z koncentracją, ale ta dziewczyna...Było w niej coś, co nie pozwalało mu obejść się z nią bezwzględnie. Bo w istocie powinien był tak zrobić. Zakleblować ją, związać i ukradkiem wyprowadzić z tego miejsca. Czas na sentymenty przyszedł by później, gdy najgorsze zagrożenie minie tymczasem on…

Ściągnął z siebie czarny płaszcz i narzucił jej na ramiona, zasłaniając to czego nie powinien był zobaczyć żaden niepowołany mężczyzna. Następne chwycił ją pod kolana i podparł o plecy, delikatnie podnosząc do góry.

Pisnęła cicho, tak, jak piszczy schwytana w pułapkę mysz.

— Cii..

Bogowie wysłuchali jego próśb, bo dziewczyna faktycznie zamknęła buzię. Rozglądała się dookoła, gdy wyprowadzał ich na korytarz i aż złapała jego bluzy, gdy poderwał całe swoje ciało do biegu.

Kakashi z reguły nie bywał naiwny, ale tym razem szczerze pragnął, by nikt nie stanął im na drodze. Nie, ze względu na siebie bo choć lata siedzenia w biurze odebrały mu nieco wigoru to wciąż czuł się młody i silny. Pragnął, by ten etap w życiu Sakury dobiegł już końca.

By mogła wrócić do domu.

Cały problem w tym, że Kakashi nawet nie potrafił być naiwny.

Wiedział, że przed nimi jeszcze długa droga. Ale jeśli będzie trzeba, obłoży ją trupami.

— A więc, to naprawdę Ty Kakashi? — wyszeptała znienacka Sakura, sięgając ręką ku męskiemu podbródkowi. Bardziej poczuł dotyk jej palców przez maskę, niż usłyszał dźwięk głosu. Spojrzał ku niej pełen rosnącego podziwu.

Czy cokolwiek jest w stanie cię zniszczyć, dziewczyno?

Szybko dochodziła do siebie.

— Naprawdę ja — potwierdził, zatrzymując się przed pierwszym rozgałęzieniem korytarza. Z lewej strony docierał do niego dźwięk stłamszonych, męskich głosów. Zbliżali się.

Ruszył w prawo, bezszelestnie znikając w odmętach ciemności.. Nie chciał wszczynać walki, nie przyszedł tu by chełpić się swoją mocą i raczej rozpoznawalnymi umiejętnościami. Musiał być niezauważalny i chciał utrzymać ten efekt tak długo, jak to możliwe.

Nie uszli daleko, gdy za nimi wywiązało się zamieszanie. Słychać było stłamszone ale wyraźnie podniesione krzyki.

— Odkryli mój brak — cicho stwierdziła Sakura, obracając głowę by baczniej przyjrzeć się ciemności, którą zostawiali w tyle. Na jej końcu zamajaczył jakiś jasny punkt. — Nadchodzą.

Nie podnosiła tonu, szeptała ciszej niż oddychała, właściwie, Kakashi wyczytał to po prostu z ruchu jej warg.

Przyśpieszył, kierując się w stronę skąd dochodziły do niego rześkie podmuchy wiatru. Intuicyjnie założył, że tam właśnie musi znajdować się przejście – wszystko na to wskazywało. Znajdowali się zapewne w starych siedzibach oddziałów Wioski Skał, a takie lokacje, ze względu na wysoki poziom praktyczności posiadać musiały więcej niż tylko jedną drogę wyjścia.

Raczej prosty układ korytarzy, wyłożony różnymi pomieszczeniami jak dla niego był całkiem jednoznaczny.  Było to idealne miejsce do przetrzymywania spraw, o których nie powinno mówić się głośno. Każda wioska ma jakiś swój sekret.

I każda gdzieś ten sekret skrywa.

Kraj Ziemi zawsze słynął z szeroko pojętej inwigilacji. Po Czwartej Wojnie wszystko miało się zmienić - ale trudno było odwlec się od dawnych przyzwyczajeń. Konoha dopiero przy ogromnym nakładzie sił i czasu zdołała pozbyć się Korzenia, rozpędzając jego założenia na cztery wiatry.

— Usłyszał dźwięk szybkich kroków dobiegający z naprzeciwka. Nie zwalniając skręcił, napierając bokiem na najbliższe drzwi. Wbiegł do środka, nogą przymykając wrota, tak, by pozostała jedynie wąska szczelina.

Odłożył dziewczynę pod ścianę by znalazła w niej oparcie, a sam przybliżył się, jednocześnie osłaniając ją własnym ciałem i zarazem spoglądając na korytarz.

Zrobił to całkowicie intuicyjnie, skupiony na przeciwnikach.

Ze strony Sakury sytuacja wyglądała zgoła inaczej. Pozbawiona możliwości działania jak shinobi, funkcjonowała jako zwykła, młoda kobieta.

Bliskośc ciała mężczyzny uderzająco kontrastowała z zimnym murem, przyprawiając ją o gorszący rumieniec.

Bawiąc się w chowanego zawsze najgłośniejszym z odgłosów okazywał się twój oddech. Dla Sakury, przyśpieszone tchnienia zagłuszały nawet dźwięk gwałtownych kroków wrogich shinobi, którzy przebiegali teraz obok, nie odkrywszy ich kryjówki.

Dopiero wtedy Kakashi rozluźnił się prostując i zarazem odsuwając na niewielką odległość.

— Wszystko w porządku? — zdziwił się, gdy po spojrzeniu na kobietę zieleń jej oczu jaśniała na tle intensywnych wybroczyn.

Nie domyślał się, że to jego postać wywołać mogła ten przewrotny stan. Do tej pory Sakura wykazywała skrępowanie tylko i wyłącznie w obecności młodego Uchihy, którego nie było jednak ani tutaj ani w promieniu najbliższych 100 kilometrów.

Zmartwił się, że dziewczyna może być chora co wcale nie powinno być dziwne zważywszy na warunki w których ją przetrzymywano.

Pochylił się, wierzchem dłoni sprawdzając temperaturę na jej czole. Nigdy wcześniej nie wykonywał tego gestu, ale widział parę razy jak Naruto sprawdza tak stan rozgorączkowania Hinaty, która natenczas bardzo często traciła przytomność w jego obecności.

Kto by pomyślał, że obserwowanie poczynań tego wyrywnego chłopaka sprowadzi na Kakashiego szereg nowych umiejętności.

Prawda natomiast przedstawiała się bardzo oczywiście. Zbyt wręcz, by mężczyzna mógł sięgać po nią myślami.

Był to jeden z kluczowych momentów w których Sakura przestała postrzegać Hatake w kategoriach nauczyciela oraz mentora, wyłącznie jako obiekt szacunku, pierwowzoru i przykładu do naśladowania. Teraz, za sprawą jego siły, zapachu, postawy być może również poprzez szok, którego doświadczyła oraz kobiecości, budzącej się w jej wnętrzu zobaczyła w nim dorosłego mężczyznę, pełnego rozwagi i inteligencji, a zarazem przesyconego pierwotną męskością.

Pachniał w sposób, który zawrócił jej w głowie. Nigdy wcześniej tego nie czuła.

Tak zdziwiło ją to odkrycie, że jego nagłe pochylenie się odebrał jej dech. Patrzyła na jego skupioną twarz, odnajdując w niej coraz więcej szczegółów, które niegdyś jakimś cudem umykały jej wzrokowi.

Przez maskę widziała wyraźne, ostre rysy jego szczęki. Odkąd nie zasłaniał się opaską jego emocjonalność coraz częściej w sposób dostrzegalny rysowała się w jego oczach, dodając mu nieco bardziej ludzkiego oblicza.

 — Wygląda na to, że nie masz gorączki. — Uśmiechnął się lekko, a gest ten odbił się mimicznymi zmarszczkami wokół jego oczu oraz na policzkach.

Milczała nieustannie, zbyt speszona i oszołomiona, by móc wykrzesać z siebie cokolwiek.

Mężczyzna dwojako interpretował jej małomówność, biorąc je na poczet traumy, którą przeszła. Sakura, w rzeczywistości wytrzymać mogła o wiele więcej.

— Ruszajmy już. — Kakashi pochylił się, chcąc ponownie wziąć ją na ręce ale ona zdecydowanie chwyciła za jego przedramię odsuwając je.

— Pójdę sama.

— Bez butów?

Skonfundowana spojrzała w dół, na swoje bose stopy i z zakłopotaniem zacisnęła wargi. 

— Tak będzie szybciej.

— Posadzka jest betonowa i zapewne bardzo zimna. Nie możesz…

— Kakashi nie traktuj mnie jak dziecko. Jestem shinobim i potrafię się dostosować.

—Kiedy wcale nie musisz - oponował, po prostu nie potrafiąc wyobrazić sobie jak spełnia swoją niedorzeczną propozycję. Nie traktował jej jak dziecka, jak stwierdziła to przed momentem.

Sakura była po prostu jedyną osobą która mu została. I zarazem ostatnią, którą mógł ochronić.

Dlatego też nie bacząc na jej sprzeciw pochylił się i podniósł ją do góry. Cała się spięła.

— Jak możesz..!

— Mogę — przerwał, rozglądając się i wychodząc na korytarz — Gdy wrócimy do wioski, będziesz mogła mieć do mnie pretensje.

Nigdy wcześniej nie zwracał się do niej w ten sposób. Właściwie, odkąd wojna dobiegła końca a on objął stanowisko Hokage rzadko zwracał się do niej jakkolwiek. I, co najśmieszniejsze, niewiele było w tym jego winy.

Gdy Sakura zaczęła oficjalnie spotykać się z Sasuke wszystko inne straciło na wartości. Uchiha bywał w wiosce, pojawiał się zawsze niezapowiedzianie i na bardzo krótko, ale to jej wystarczało. Kilka chwil uwagi dla których rzucała wszystko skomląc o jego atencję.

Nie wiedziała jakie życie prowadził teraz Kakashi. Czy było mu lepiej, czy gorzej. Czasami widywała go, gdy ze swoją książką powoli przemierzał ulice wioski - jakby nic się nie zmieniło.

Uderzył w nią powiew mocnego wiatru. Kakashi przyśpieszył, wiedziony nowym przypływem siły. Malowała się przed nimi możliwość opuszczenia podziemi. Dostanie się tam będzie już połową sukcesu, oboje zdawali sobie z tego sprawę.

Wybiegając pod gołe niebo, Sakura nie mogła powstrzymać cichego westchnienia ulgi. Kakashi również jakby odetchnął ale nie zwolnił nawet na moment. Wciąż nie byli bezpieczni.

Kraj Ziemi odznaczał się bardzo skalistym terenem, próżno było tu, na samym jego krańcu szukać choćby jednego drzewa. Także osad było niewiele. Kamieniste złoża uniemożliwiały uprawę zbóż oraz wypas bydła.

Kakashi poruszając się szybko przed siebie, nie miał możliwości skrycia między pionowymi, skalnymi półkami. Biegnąc, wystawiony był na spojrzenia wszystkich stojących u szczytów skał. Zapadała ciemność, która choć mogła być jego sojuszniczką, nie pragnęła zawierać żadnych rozejmów. Wraz z zajściem słońca, na ich ciała spadły pierwszy krople dreszczu.

Nie mieli innego wyboru.

— Musimy znaleźć kryjówkę — zdecydował Kakashi, schodząc z obranej drogi.



Ku rozpaczy Sakury, ponownie w ciągu tak krótkiego odstępu czasu, znalazła się w jaskini. Kakashi postawił ją na ziemi, samemu zabierając się za przygotowywanie prowizorycznego obozowiska. Pod kamienną ścianą, w najbardziej oddalonym miejscu wyżłobionej groty rozłożył mate, na której po chwili kazał jej usiąść.

— Nie możemy rozpalić tutaj ogniska. — Świetnie zdawała sobie z tego sprawę. Powoli zajęła miejsce na miękkiej powłoce, ciasno otulając się materiałem powierzonego płaszcza. Nie był ciepły ani nawet przeznaczony do ogrzewania ciała – miał po prostu dawać schronienie przed wścibskimi spojrzeniami. Mimo to nie chciała okazywać słabości.

Kakashi umiejscowił się tuż obok dziewczyny, w milczeniu wciskając w jej rękę coś niewielkiego.

— Kulki żywieniowe — powiedział, opierając głowę o skałę. Był naprawdę zmęczony. — Nie mam przy sobie nic innego.

To nie miało znaczenia. I tak zjadła je ze smakiem.

Siedzieli tak w zupełnej ciszy, obok, a jednak oddzielnie. Niczym para kiedyś bardzo bliskich sobie ludzi, którzy dziś zupełnie nie wiedzieli jak ze sobą rozmawiać. Może kierowała nimi niechęć, może strach przed ponownym zacieśnieniem relacji. A może obydwoje bali się czegoś, czego istnienie było zaledwie drobinką zrodzoną w przypływie impulsu potrzeby zostania czyimś bohaterem oraz tęsknotą, za byciem komuś potrzebną…

— Nie jest ci zimno?

— Nie — odparła natychmiast.

W sekundę później nie potrafiła opanować drżenia które nagle zawładnęło jej ciałem. Kakashi, obserwując ją kątem oka uniósł do góry jedną brew.

— Dlaczego jesteś tak uparta? — Wyciągnął w jej stronę rękę, a ona patrzyła na nią w konsternacji. Zamrugała, podnosząc pytające spojrzenie na jego twarz. — No chodź tutaj.

— Gdzie?

Uśmiechnął się, a ona miała wrażenie, że gra jej na nosie.

— Tutaj, do mnie.

— Do ciebie?

— To właśnie zaproponowałem. Chodź.

Mimo upływu paru sekund, kobieta nie ruszyła się z miejsca. Podciągnęła kolana pod brodę i oplotła je ramionami, mamrocząc ciche “nie trzeba”.

Mogłaby przysiąc, że Kakashi wymamrotał coś pod nosem, nim nieoczekiwanie zwrócił się ku niej, chwycił w talii i jednym silnym ruchem wciągnął pomiędzy swoje nogi. Zapiszczałaby, gdyby nie jego dłoń zręcznie ulokowana na jej ustach.

— Mieliśmy być cicho, pamiętasz? — zapytał, szepcząc konspiracyjnie. Gorący oddech który rozbił się o jej ucho jej szyję, przyprawił ją o skurcz podbrzusza. — A ty ciągle krzyczysz.

Nagle będąc nieoczekiwanie tak blisko niego, poczuła się onieśmielona. Spojrzała w górę, prosto na męską twarz spokojnie zwróconą w jej stronę. Próbowała się odsunąć a wtedy jego dłonie mocno otoczyły jej plecy, przyciągając bliżej.

— Jesteś cała zimna, Sakura. Przestać się przede mną bronić. — Jednym ruchem rozpiął zieloną kamizelkę. Była ona tak rozległa, że z łatwością wsunął pomiędzy rozchylone części jej drobną, kobiecą postać. — Nie zrobię ci krzywdy.

— Ale jesteś moim sensei. — Zawahała się, opierając dłonie o jego klatkę piersiową. Uparta, dopieła swego oddalając się na odległość ramion. Czuła pod opuszkami palców bicie jego serca, dlatego speszona szybko podciągnęła je ku sobie. Nie powinni się tak zachowywać.

— Byłem — sprostował, nie mogąc przypomnieć sobie czy zawsze była tak poprawna i rozsądna. — Teraz jestem Twoim Hokage i dlatego tym bardziej musisz się mnie słuchać.

Jego oblicze rozjaśnił uśmiech. Delikatnie chwycił za jej chude ramiona i powoli, jakby czekając na jej zgodę, ponownie przysunął ją ku sobie. Oparła się o niego z wahaniem. Widział tą rozterkę, odbitą na każdym calu jej twarzy. To, co dzieje się w Kraju Ziemi, zostaje w Kraju Ziemi.

Sakura uświadomiła sobie, że jej reakcja na jego bliskość, nie wynika z tego, że różniła ich spora różnica wieku, status społeczny czy dawne koligacje.

Przerażało ją uczucie, które żarem rozlewało się w jej piersi. I to, że naprawdę nie chciała z nim walczyć.

Pozwoliła, by otoczył ją swym ciepłem oraz opieką. Całkiem zginęła w jego wielkiej postaci, szczególnie, gdy objął ją umięśnionymi ramionami… zdawałoby się, że przez tą barierę nie przedrze się żadne niebezpieczeństwo.

Nigdy nie czuła się tak bezpiecznie, a wnioskując po ostatnich tygodniach, tego właśnie, prócz litości, brakowało jej najbardziej.

Z lubością wciągnęła jego zapach. Czarna bluza którą nosił wraz z maską, była nim niemal  przesycona.

I gdy Kakashiemu wydawało się, że w końcu pozwoliła sobie na odprężenie…

— Co z Sasuke? — Sakura nie wytrzymałabym ani chwili dłużej, nie znając odpowiedzi na to pytanie.

Najpierw usłyszała jego ciężkie westchnienie.

— Przykro mi. — Zamknął na chwilę oczy, a gdy je otworzył spoglądały one gdzieś w bok. — Nie mógł przybyć. Zajęły go ważne sprawy.

Jak miał powiedzieć jej, że chłopak którego kochała nad życie, w pierwszym liście oficjalnie poinformował, że nie ma teraz czasu na użeranie się z frustratami z Kraju Ziemi, w drugim zaś poświadczył, że zajmie się tym tak szybko, jak będzie to akurat możliwe.

Od ostatniej wiadomości minął tydzień. Dokładnie tyle potrzebował Kakashi, by uświadomić sobie, że Sakura w rzeczywistości niewiele dla Sasuke znaczy.

— Ważne sprawy… — powtórzyła cicho

Opierając głowę o szerokie ramię Kakashiego, pogrążyła się w narastającym przygnębieniu. Czy ona kiedykolwiek będzie dla niego tą ważną sprawą? Czy kiedykolwiek Sasuke postawi ją na pierwszym miejscu?

— Nie przejmuj się tym. — Hatake delikatnie chwycił jej kark i zwrócił jej twarz ku sobie. Biła od niej rozpacz.

Ty niemożliwa dziewczyno, pomyślał. Nie ulękłaś się, gdy gnębili twoje ciało. Nie poddałaś, gdy atakowali umysł… A wieść o jego ignorancji… rozbiła cię na milion kawałeczków.

— Doszły mnie słuchy, że zaczęliście się spotykać. — Postanowił nie zmieniać tematu. Analogicznie, założył, że Sasuke jest również jedyną rzeczą która potrafi tak łatwo ją ucieszyć.

Zmieszała się, a później zamyśliła.

— Tak, to znaczy… Czasami gdy jest w wiosce, wpada w odwiedziny. Nic więcej.

Czyżby?

Rumieniec na jej twarzy zdradza mu prawdę. Nie musi pytać więcej by wiedzieć.

Hatake po raz kolejny gorzko zawodzi się na Sasuke. To on powinien teraz być tu, na jego miejscu. Gdyby tylko zmienił punkt myślenia i objął inne priorytety…

Kakashi czasami zazdrościł mu tego, że czegokolwiek by nie zrobił, zawsze czekało na niego przebaczenie.

Ten stan trwał, dopóki sam nie przypominał sobie, że miał osobę, która wierzyła w niego ponad wszystko. Która wierzyła w niego nawet, gdy sam pozbawiał ją życia.

Sakura, mimo smutku uśmiechnęła się delikatnie wpatrując w twarz byłego nauczyciela.

— A ty, Kakashi, spotykasz się z kimś?

Zawsze chciała zadać mu to pytanie.

Ciepło bijące od jego ciała koiło jej zziębnięte zmysły, zaś zapach uspokajał rozedrgane nerwy. Rozluźniła się, co mężczyzna odebrał za naprawdę dobry znak, gdyż oplótł ją szczelniej i jeszcze mocniej do siebie przycisnął. Czuła, jak jego dłoń zatacza kręgi na jej plecach.

Zdawałoby się, że i dla niego ta bliskość była w rzeczywistości przyjemniejsza, niż mogłoby się wydawać.

— Od jakiegoś czasu już nie — wyznał, udając zadumę. W rzeczywistości miał w swoim życiu zaledwie garstkę kobiet. I było to dawno temu. Żadna nie zagrzała przy nim miejsca na dłużej.

Skrupulatnie odnawiał znajomość tylko z samotnością. Jego uczniowie byli już dorośli zaś przyjaciele, jeśli przeżyli, mieli swoje własne życia.

Skazany był na ten stan, skoro nawet bycie Hokage wskazywało na pewnego rodzaju odizolowanie.

Sakura przyciśnięta mocno do jego boku zastanawiała się, czy z taką właśnie delikatnością Kakashi traktował wszystkie swoje partnerki. Nieustannym, powolnymi ruchem gładził jej skórę i za każdym razem gdy się poruszyła, skrupulatnie przysłaniał swoją kamizelką. Czy je też z równą nabożnością nakrywał po wszystkim kocem…?

— Widzisz, jest całkiem miło gdy nie próbujesz mi uciec. — Zaśmiał się, dostrzegając jak ta kurczowo wciska swoje ręce między własne uda, usiłując je rozgrzać.

Odchylił się nieco i złapał jedną z nich, unosząc do góry.

Sakura w odpowiedzi na ten ruch drgnęła.

Jeszcze nigdy nie postępowano z nią tak ostrożnie.

Kakashi bardzo delikatnie pogładził sinofioletowe ślady na nadgarstkach, które pozostawiły po sobie wbijające się kajdany. Tak drobna, niewinna ręka nie pasowała do takich obrażeń.

— Kakashi.. — szepnęła cicho i nie odsuwając się, powoli podniosła głowę. Napotkała twarzą jego szyję, do której przylgnęła delikatnie, tak, jak na przywitanie ociera się kot.

Miał na sobie maskę, ale to w ogóle jej nie przeszkadzało. Słyszała, jak cicho wciągnął powietrze.

— Masz bardzo zimne dłonie. — Gdy mówił, jego gardło drgało a grdyka poruszała się przyprawiając ją o delikatny uśmiech. Było to niezbyt wybitne odkrycie, ale jeszcze nigdy nie znajdowała się tak blisko mężczyzny na dłużej, by móc się o tym przekonać. — Gdy wyruszymy w dalszą drogę, nie możesz być przemarznięta. Zapomnij również, że będziesz spać tylko w tej cienkiej szmatce. Wyziębisz się.

Mężczyzna oderwał się od ściany i odsuwając ją od siebie, najpierw zrzucił z siebie kamizelkę a później sięgnął ręką po materiał bluzy, jednym ruchem zsuwając ją przez głowę. Pozbywając się ubrania, pozbył się także swojej maski.  Sakura niemal zakrztusiła się, nagle konfrontując z widokiem półnagiego mężczyzny. Dlatego w pierwszym momencie kompletnie nie zauważyła, że Kakashi spogląda ku niej znacząco, a jego twarz, całkiem odkryta, wykrzywia się w trosce. Wyciągnął w jej stronę ciemny materiał.

— Załóż to

— Nigdy w życiu! — zdołała wykrztusić, niemal dławiąc się wstydem.

— Zakładaj.

— Ale ty nie masz nic innego!

— Na pograniczu Wioski Skały zostawiłem swój bagaż, tam znajduje się więcej ubrań. Ale do tego czasu musisz założyć to. Jest zimno.

— Nie! — Zaprotestowała słabo. — Ja nie mogę ci tego zabrać!

— Matko.. — wystękał i łapiąc ją za płaszcz, przyciągnął opierającą się kobietę bliżej siebie. Była cała sztywna i coś mu mówiło, że nie była to reakcja tylko na chłód wdzierający się do groty tej nocy. — Czy naprawdę chcesz, bym użył do tego siły?

— Nie możesz!

— Mogę — przerwał dobitnie, drugi raz w ciągu tego dnia zmuszony do użycia ostateczności. W jej towarzystwie nie lubił być stanowczy, ale jej zachowanie w tym, całkowity obłęd w podejmowaniu szalonych decyzji, nie dawały mu wyboru.

Powoli, guzik po guziku rozpinał materiał osłaniającego ją płaszcza, stopniowo odkrywając przed sobą coraz więcej porcelanowej skóry.

Był gotowy siłą przecisnąć bluzkę przez jej głowę.

— N-Naprawdę nie mogę! — wyjęczała, w sprzeciwie łapiąc za jego dłoń i zarazem zatrzymując ją w miejscu. Spojrzał ku jej twarzy, rozkosznie zarumienionej i zarazem tak rozbitej, jakby co najmniej musiała podjąć decyzję na wagę życia i śmierci.

Odetchnął głośno, jasno dając do zrozumienia, że jej reakcje są głęboko przesadzone.

— Już kiedyś brałem udział w podobnej misji — odezwał się niespodziewanym wyznaniem, wydobywając rękę z kobiecego uścisku. Do tej pory nie miał potrzeby opowiadać innym o swoich doświadczeniach, w tym wypadku jednak potrzebował zająć czymś zarówno swoje, jak i jej myśli. Tak jak zakładał, dziewczyna w skupieniu czekała na dalsze słowa - Misja ratunkowa w czasie wojny. Polegała na odbiciu przyjaciółki z drużyny, z rąk nieprzyjaciela.

Sakura słuchała jego opowieści, podczas gdy on odpinał ostatnie guziki i zsuwał z jej nagich  ramion czarną narzutę.

— Udało mi się. Wydostałem ją poza kryjówkę wroga, mimo to wysłano za nami pościg.

Płaszcz opadł na ziemię, obnażając kobiece piersi. Nie mógł na nie nie spojrzeć, podobnie jak Sakura nie mogła tego nie zauważyć. Zarumieniła się, ale nie osłoniła przed jego wzrokiem.

Bez maski jego twarz wydawała jej się obca, już nie tak bliska. Nie identyfikowała jej z twarzą poczciwego Kakashiego, choć cały dzisiejszy dzień ukazywał jej owego mężczyznę od zupełnie innej strony.

Jego przeżycia i emocje znajdowały ujście w każdej z min, teraz mogła to dostrzec. Nie był wypłukany z emocji ani skostniały, jak zwykła go czasami opisywać.

 — W czasie pogoni Rin wyznała mi, że uczynili jej coś dziwnego. Później zaś zażądała, bym pozbawił ją życia. Mówiła, że to jedyna możliwość.

Mówienie o tym nie przychodziło mu z trudem. Wręcz przeciwnie. Im więcej słów padało z jego ust, tym większa ulga rozchodziła się po jego duszy. Sakura była idealną powierniczką wspomnień.

Siedziała skulona naprzeciwko, na wpół naga lecz wciąż godnie podziwu niezłomna i dumna. Pozwalała, by w trakcie opowieści wodził palcami wzdłuż po jej długiej szyi oraz linii obojczyków.

Dotykał Sakury tą samą dłonią, którą niegdyś pozbawiał Rin życia.

— Odmówiłem.

Powiódł niżej, ku zalążkowy piersi. Dziewczyna w odpowiedzi jedynie głęboko wciągnęła powietrze przez nos. Jej klatka piersiowa uniosła się gwałtownie, umieszczając jego dłoń jeszcze niżej.

Obserwował jej reakcję spod przymrużonych powiek. Poruszył ręką jeszcze trochę, powoli sunąc nią w bok.

— Gdy wywiązała się walka, straciłem ją z oczu. Przejąłem się, bo złożyłem zmarłemu przyjacielowi obietnicę, że pomimo wszystko zapewnie jej ochronę i opiekę. Zaniechałem czujności i… — Po raz pierwszy na krótko załamał mu się głos. Zawahał się, do tego momentu przekonany, że już dawno poradził sobie z tym rodzajem bólu. — Rin pojawiła się nagle. Była przekonana, że to najlepszy sposób. Wskoczyła przed moją technikę a ja nie mogłem już tego powstrzymać…

Zatrzymał rękę w miejscu, gdzie szaleńczo biło jej serce. Sakura spojrzała w dół, na wyprostowane palce Kakashiego, które imitując jutsu teraz lekko wciskały się w jej skórę.

— Chidori przebiło jej serce. Zmarła od razu.

Niespiesznie zabrał dłoń z jej ciała i sięgnął ku odzieży, ustawiając ją w odpowiednim kierunku.

Sakura najpierw zwilżyła wargi językiem, patrząc na niego, jakby widziała go pierwszy raz w życiu. Nigdy jeszcze Kakashi nie wydawał się jej tak nieznany i odległy, jak teraz.

— To jest… — zaczęła cicho, ostrożnie dobierając słowa. Jego nagła melancholia dała jej trochę czasu na zebranie myśli. Kakashi nieczęsto opowiadał o sobie. — Bardzo smutna historia.

— Mam takich więcej — zapewnił z rozbrajającym uśmiechem, który, o dziwo, wydał się jej odpowiedni. Następnie przełożył jej koszulkę przez głowę, naciągając zbyt długi materiał po same biodra. Bluzka była dużo za duża, ale i tak dawała przyjemnie ukojenie. Sakura otoczyła się nią szczelnie i pierwszy raz od dawna, posłała Hatake naprawdę szczery uśmiech.

— Dziękuję, Kakashi.

— Przypominasz mi ją, Sakura. — Wyznał równie znienacka, sprawiając, że na chwilę straciła zainteresowanie nowym nabytkiem i zadarła ku niemu głowę. — Dlatego tym razem nie pozwolę, byś decydowała się na głupstwa których konsekwencje później…

Nie dokończył, w zamian za to westchnął z udręczeniem. Mimo to Sakura intuicyjnie wiedziała co pragnął powiedzieć. Leciutko pokiwała głową i teraz, dla odmiany, to ona odnalazła dłonią jego serce. Biło szybciej niż sobie to przypominała. Gorąc męskiego ciała niemal parzyła jej skórę.

— Będę zawsze, gdy będziesz mnie potrzebować.

Na dźwięk tej deklaracji Kakashi zaśmiał się gardłowo i jednym palcem, delikatnie zaczesał kosmyk jej włosów za ucho.

— Potrzebuję cię teraz.

Zbliżył się powoli, przekonany, że jeśli tego nie spróbuje, to oszaleje. Zatrzymując się dopiero o cal od jej twarzy. Nie chciał czynić niczego, co byłoby niezgodne z jej wolą.

Obydwoje zamarli w pełnym niedopowiedzeń bezruchu, jedynie wzajemnie ilustrując się wzrokiem. On patrzył ze spokojem, choć na dnie jego oczu czaiło się wahanie i niezmienny od lat wyraz smutku. Ona zaś, dość gwałtownie wodziła pomiedzy jego ustami i policzkami, nie ważąc się zajrzeć mu głęboko w oczy.

Czuła, że to mogłoby ją zgubić.

— Chciałbym się tylko przekonać, jak to jest... — wyznał, szepcząc wprost do jej lekko uchylonych warg.  — Nie schrzanić czegoś po raz kolejny i…

Sięgnął dłonią ku jej szyi, którą objął lekko, kciukiem gładząc jedwabistość jej skóry.

— … niczego później nie żałować.

Sakura zachwiała się, instynktownie cofając do tyłu gdzie w porę odnalazły ją jego dłonie. Otaczając kobiece plecy, przysunął ją ku sobie i teraz, nawet niebo spadające na ziemię, nie mogło już go powstrzymać.

Przywarł do jej ust, sycąc zrodzone pragnienie ukojenia jej zagubionego ducha.

Sakura uczepiła się jedną z rąk jego napiętego ramienia. Czuł paznokcie, wrzynające się w mięśnie i zarazem jej wargi, drżące od naporu pocałunków, których nie odważyła się odwzajemniać. Czekał cierpliwie, ułatwiając jej decyzję delikatnym i czułym zarazem muskaniem.

— Czy za każdym razem muszę Ci przypominać, że nie wchodzi się w dyskusję z Hokage? — wyszeptał żartobliwie, na moment odsuwając się od jej ust które jednak natychmiast ruszyły do przodu, na poszukiwanie tego co tak nieoczekiwanie się oddaliło.

— Tylko dzisiaj — mruknęła, rozchylając wargi w słodkim oczekiwaniu.

— Tylko teraz — zapewnił, pochylając się by raz jeszcze dobyć ust, które tak mu zasmakowały. Nie był natarczywy ani gwałtowny, nie czuł pośpiechu, sycąc się pocałunkiem który w istocie nie powinien mieć racji bytu.

Sakura przylgnęła ku niemu, napawając się dotykiem jego szerokiej klatki piersiowej. Umięśniony brzuch oraz gra mięśni, gdy poruszał się, wodząc po jej plecach rękami fascynował ją; mogła bez umiaru wodzić po nich dłońmi.

Ich zbliżenie było pełne namiętności i zarazem wyzbyte ognistej gwałtowności. Kakashi czule gładził jej policzek oraz szyję, nie ważąc się brać więcej. Delikatne dotknięcia ust zdradzały zrodzoną pasję. To Sakura, nienasycona bliskością narzucała tempo które Hatake każdorazowo koił, czyniąc to w sposób tak przyjemny, że z marszu poddawała się wszystkiemu, co czynił.

Wijąc się pod jego wprawnymi dłońmi, zapragnęła więcej.

I gdy sięgała do zapięcia jego spodni, on znienacka chwycił za jej nadgarstek, oddalając całą rękę od celu. Mruknęła coś, niezadowolona z jego decyzji.

— Tego, kochanie, z kolei ty mogłabyś żałować. — Odrywając się od jej nabrzmiałych warg, spostrzegł, że ten sam różowy kosmyk ponownie kołysze się przy jej policzku.

Nieprzytomne spojrzenie kobiety wodziło po jego twarzy, szukając odpowiedzi.

Serce nie uspokajało tempa. Czuła, jak krew wrze jej w żyłach a podbrzusze skurcza kurczowo, nachalnie domagając spełnienia.

Była oszołomiona intensywnością zdarzeń, oraz tym, jak mocno jej ciało zareagowało na jego z pozoru bardzo niewinne pieszczoty. Cała płonęła, każdą komórką ciała gotowa na przyjęcie tego mężczyzny.

Kakashi również oddychał głośno, w potrzebie opanowania rozedrganych nerwów odchylając głowę i opierając ją o zimną, kamienną ścianę. Chłodna faktura przyniosła chwilowe ukojenie.

— Nie odtrącisz mnie? — Usłyszał jej cichy szept, który zawarł w sobie wszystkie jej wątpliwości i obawy. Nie odpowiedział słowami, za to po prostu wyciągnął w jej stronę obie ręce a ona powoli wsunęła się w jego objęcia. Tym razem nie broniła się przed bliskością, odwrotnie, pragnęła jej całym sercem.

Jego naga skóra w tym bijący od niej żar, nie ugasił pożaru trawiącego jej wnętrze. Oddychając ciężko, przymknęła powieki sycąc się intensywnością jego zapachu. Napierał na nią z każdej strony, odbierając zdolność myślenia.

— Śpij, Sakura — powiedział, kładąc swoją dużą dłoń na jej głowie i wolnymi ruchami gładząc powierzchnię włosów. — Ja wezmę wartę.

— Ale ja również mogę…

— Nawet nie waż się kończyć tego zdania. — Jego ton był srogi, ale i tak instynktownie wyczuła, że się uśmiechał. — Czasami zapominasz, kto tu jest ofiarą.

— Z tym, że czuję się…

—Paskudny masz ten zwyczaj. — Przerwał jej ponownie. — Śpij i nie dyskutuj.

Kobieta chciała powiedzieć coś jeszcze, na szczęście dla Kakashiego ciężar wydarzeń tego dnia spłynął ku niej bez ostrzeżenia, nastrajając sennością.

Gdy zasnęła, jeszcze długo gładził jej głowę, nawiedzany przez różne myśli

— Ułatw mi choć trochę to karkołomne zadanie.



Następnego dnia skoro świt wyruszyli w dalszą drogę. Sakura, po dziesięciu utarczkach słownych w końcu dopięła swego, teraz żwawo maszerując przy boku Kakashiego, który głęboką, wymowną ciszą piętnował fakt, że nie ma ona na sobie ani jednego buta.

— Kakashi, czy ty się boczysz? — zapytała w pewnym momencie, nie uzyskując odpowiedzi.

— Gdy wrócimy do wioski, osobiście zatroszczę się, byś trafiła do pierwszej możliwej drużyny geninów.

— Jako nauczyciel?! — ucieszyła się, patrząc na niego z radosnym zaskoczeniem. Kompletnie się tego nie spodziewała! Otrzymanie własnej grupy podopiecznych to najwyższe honorarium w życiu wojownika!

— Jako uczeń geninów — wyrzekł ponuro, gasząc jej entuzjazm. — Wymagasz ponownego przeszkolenia od podstaw. Jesteś nieposłuszna, krnąbrna, uparta i lekkomyślna.

Już otwierała usta, żeby powiedzieć co myśli o tej niesprawiedliwej wycenie jej umiejętności, gdy przerwał jej jednym, surowym spojrzeniem.

— Słowo, a wylądujesz w akademii — dodał.

Wykonała jednoznaczny gest, świadczący o tym, że zamyka swoje usta na błyskawiczny zamek, a on, wykrzesując z siebie resztki dobrego humoru, sztywnym ruchem i zarazem kwapiąc się o równie sztuczny uśmiech pokazał jej wyciągniętego w górę kciuka.

Sakura krocząc tuż przy jego boku, pozwalała sobie raz po raz na krótkie spojrzenia w jego stronę. Jego twarz mimo ponownej obecności maski, w blasku dnia wydała jej się jeszcze bardziej pociągająca. Surowy profil nie odzwierciedlał charakteru mężczyzny. Mając z nim tak bliski i zarazem nieprzerwalny kontakt, sądziła, że może pozwolić sobie na tą odważną opinię.  I mimo tego, że w tym momencie pozostawał czysto męsko urażony jej decyzją to i tak, zdarzało jej się łapać jego spojrzenie, jakby i on zerkał ku niej – choć zapewne w życiu by się do tego nie przyznał.

Sakura nie wiedziała, jakimi słowami określić atmosferę która zrodziła się między nimi na przełomie tej nocy. Tuż przed zaśnięciem, uważała, że od teraz nie będzie mogła ponownie spojrzeć mu w twarz. Ani tym bardziej zamienić choćby jednego słowa.

Pod każdym względem było jej wstyd i głupio. Zachowała się nieodpowiedzialnie i karygodnie już, gdy dała się zaskoczyć, doprowadzając do swojego porwania. Tym samym zmusiła Kakashiego, by ryzykując swój status oraz pozycję, patrzył na skutki jej upadku. Była zażenowana tym, że ponownie musiał ją ratować.

Naciągnęła kaptur na głowę, co spotkało się z krótka reakcją z jego strony.

— Wyglądasz jak rasowy uciekinier — stwierdził, by znów zamilknąć na dłużej.

Zadarła głowę patrząc na jego poważny profil, w tym wąskie usta.

Pocałunek z byłym sensei dalej wydawał jej się nieodpowiedni, chociażby pod względem moralnym. Ten człowiek widział, jak dojrzewa. Znał wszystkie jej słabości, widział każdy, z najgorszych momentów jej życia.

I zarazem nieraz ratował jej skórę. Nawet teraz gdy, wydawałoby się, jest już samowystarczalna i dorosła, gdy nabyła siłę której pragnie wielu i zarazem zyskała doświadczenia, godnego niejednego shinobi… Kakashi zdawał się trzymać nad nią pieczę.

Nawet gdy całował ją wczorajszego wieczora, być może nieświadomie, budował w niej poczucie czegoś... wszechogarniającego.

Czegoś, o czym do tej pory nie miała pojęcia.

Sama nie wiedziała, skąd wziął się ówczesny brak skrępowania. Oboje zachowywali się, jakby nic się w istocie nie wydarzyło.

Gdy promienie słońca, przebiwszy się pomiędzy ostrymi szczytami, padały na jego postać mocniej naciągnął maskę na twarz.

Dzisiejszego dnia odzyskał swoją odzież i była to głównie inicjatywa jego byłej uczennicy. Tej samej która dnia wczorajszego, wraz z kulkami żywnościowymi najadła się szaleju. Z trudem wynegocjował kilka ustępstw w grubym rozporządzeniu uporu i oporu, który spisała w czasie nocy.

Bóg wie co przyczyniło się do jej stanu, ale ewidentnie nabrała wigoru.

I nie dało się już ukryć, w czyim towarzystwie na przestrzeni kilku lat wstecz obracała się na co dzień. Zielone oczy, w czasie złości, pałały blaskiem, który zwykł identyfikować z raczej impulsywną Tsunade.

Idąc boso i zarazem mając na sobie tylko jego zbyt długi czarny płaszcz, wyglądała jak nędzarz. Z samego rana kazał jej pozbyć się resztki tuniki, która wciąż lawirowała gdzieś między jej nogami. Z nią bowiem, wyglądała jeszcze gorzej. Idąc przez wioskę Skał, ludzie wciskaliby jej do ręki monety, był o tym przekonany. 

Westchnął ciężko i rozejrzał się ukradkiem. Nie mógł zapominać, że zagrożenie wciąż czaiło się gdzieś pośród skał. Wizyty w pobliskiej wiosce pragnąłby uniknąć niczym parzącego ognia, niestety, wiedział, że nie ma takiej możliwości. Musiał uzupełnić zapasy, podobnie jak Sakura musi doprowadzić się do porządku.

W takim stanie zwrócą uwagę połowy świata, gdy będą przeprawiać się przez granicę.

Nie martwił się o swoją tożsamość. Z różową głową Sakury i tak nie zajdą daleko nierozpoznawalni.

Różne myśli bez ustanku atakowały jego głowę, a on odpychał je z wytrwałością szermierza, zajmując się praktycznymi aspektami trwającej misji.

W najlepszym wypadku dotrą do Konohy jutro wieczorem, w najgorszym - za dwa, może trzy dni. Wszystko zależy od tego, z jaką zapalczywością wrodzy shinobi ruszą na poszukiwania zbiegłej kunoichi.

Dyskretnie zerknął ku kobiecie. Dzielnie udawała, że nie czuje małych kamyczków wbijających się w stopy i parła przed siebie, pchana tym, co wychodziło poza ramy wyobrażeń Kakashiego.

Jak można być tak zawziętym? Dziwił się.

— Jest ci wygodnie?

 — Tak, oczywiście.

Niewyobrażalne, z jaką łatwością przychodziło jej kłamać. Już z resztą nie pierwszy raz. Jakby na dowód swoich słów, przyspieszyła, wychodząc na przód.

Obserwując ją z politowaniem, nie przypominał sobie, by kiedykolwiek Sakura próbowała być tak samowystarczalna. Jak lwica broniła swojego honoru i na każdym kroku dawała popis własnej zaradności.

Oczywiście, nie mógł mieć do niej wyrzutów za to, że jest samodzielna. Aczkolwiek graniczyło to w pewien sposób z irytującą kłopotliwością.

— Mogę cię ponieść — zaproponował, obserwując jak oburzenie przetacza się przez jej postać

— Nie ma takiej potrzeby.

— Byłoby szybciej — doradził, licząc, że może to naprowadzi ją na odpowiedni tor. Nie chciał jej dawać lekcji ani czynić wyrzutów, nie miał już ku temu żadnych predyspozycji, ciekaw był po prostu jej decyzji.

Być może jej upór brał się z wydarzeń wczorajszego dnia, gdy ujrzał ją skrępowaną i bezbronną, całkiem zdaną na los przeciwnika. Miał czelność podejrzewać, że na jej zachowanie prawdopodobnie składało się kilka czynników.

Dobrze znał ten typ osobowości, dlatego nie czuł w stosunku do niej złości czy niechęci, wręcz przeciwnie. Ogarniało go silne wzruszenie, a po sercu rozlewało się ciepło, gdy idąc tak dzielnie przed siebie, w jej różowych włosach odbijały się brązowe refleksy.

Rin również wolałaby zginąć, niż być dla kogoś ciężarem.

Kakashi pojął, że ruszając na ratunek Sakurze, na nowo rozdrapał źle zagojone rany. Niczym ostatnia szansa na poprawienie błędów, które popełnił – a za które do tej pory płaci nieprzespanymi nocami i potworami, czającymi się w mroku nocy.

Ku jego zaskoczeniu dziewczyna zatrzymała się nagle, wyczekując, aż zrówna z nią kroku.

— Tak, rzeczywiście masz rację — odezwała się, pierwszy raz reagując rozważnie. — Ale musisz mi obiecać, że gdy tylko pojawią się przeciwnicy pozwolisz mi walczyć.

Z jej twarzy bił spokój, zaś w oczach igrała zawziętość.

— Wiesz, że nie mogę się na to zgodzić.

Odwrócił się do niej tyłem i przykucnął, a ta, z cichym westchnieniem wdrapała się na jego plecy. Chwycił ją mocno pod kolanami, podnosząc do góry. Sakura objęła go za szyję, niepewnie przytulając twarz do jego ramienia.

Uśmiechnął się kącikiem ust, po czym ruszył do przodu, biegiem pokonując resztę dzielących ich kilometrów.

Nic ani nikt nie stanął im na drodzę niemal do samej Wioski Ukrytej Skały. Dopiero, gdy na horyzoncie zamajaczyła brama osady Kakashi wyczuł w pobliżu czający się węzeł obcej chakry.

Zatrzymał się natychmiast, wyostrzając zmysły. Sakura również podniosła głowę, rozglądając się na boki.

Zaniepokojona jego zachowaniem, sama nabrała dystansu.

Przeciwnik, kimkolwiek był, nie krył się ze swoją obecnością. Najpierw pozwolił, by odkryto jego aurę, teraz zaś poruszał się tak głośno, że nie sposób było nie zlokalizować miejsca, z którego nadejdzie.

Kakashi uzbroił się w cierpliwość i czekał. Dziewczyna na jego plecach jak w imadle chwyciła się jego ramion.

— Nie łatwo było was wyśledzić.

Na dźwięk znajomego głosu obydwoje drgnęli, z tym, że tylko Sakura spięła się nagle, jakby rażona gromem.

Zza rogu głazu wyłoniła się wysoka, od góry do dołu spowita w czerń postać.

Źrenice kobiery rozszerzyły się, patrząc ku niemu z niedowierzaniem.

— Sa….Sa….

— Sasuke. — Kakashi ostrożnie postawił oszołomioną Sakure na ziemi. — Nie spodziewałem się, że przyjdziesz. Co skłoniło cię do zmiany zdania?

Jego postawa nie była otwarcie przyjazna a słowa zawierały w sobie ukryty podtekst. Hatake uważnie zilustrował mężczyznę, usiłując dopatrzyć się jego obecnych intencji. Ani postawa ani twarz Uchihy nie zdradzały niczego.

— Nie zmieniłem go. Jestem, zgodnie z wiadomością, którą ci wysłałem.

A więc znalazłeś po prostu chwilę czasu, pomyślał trzeźwo Kakashi, wyłuskując jego zdanie z obłożonych nim sentymentów.

Zerknął na Sakurę, która dalej nie potrafiła wystosować jednego pełnego zdania.

Gdzie ta twoja zadziorność? Gdzie ten ogień?

— Przyszedłeś… po mnie? — Wykrztusiła, jakby nie mogąc do końca w to uwierzyć.

Sasuke nie odpowiedział. Skinął jedynie głową w cechującym go minimalizmie.

— Sądzę, Kakashi, że powinieneś już wracać do wioski. Pozostawienie jej bez przywódcy nie było zbyt racjonalnym posunięciem. To do ciebie niepodobne.

Wiedział o tym, jeszcze zanim zdecydował się na ten odważny krok, dlatego teraz pozostawił jego przytyk bez komentarza. Zerknął za to ku kobiecie.

— Nie musisz się martwić — odparła, posyłając mu delikatny uśmiech. — Sasuke-kun odprowadzi mnie do domu.

— Sam dostaniesz się tam o wiele szybciej — dodał bez cienia sympatii.

Kakashi podświadomie wiedział, skąd brała się jego wrogość, nie rozumiał jednak jej podstaw.

— W takim razie do zobaczenia.

Skinął obojgu głową, po czym odwrócił się i raz jeszcze posyłając Sakurze krótkie spojrzenie, ruszył przed siebie.

Powinien teraz zająć się ważniejszymi sprawami.

Jakże gorzko zabrzmiało to w jego głowie.



Po jego odejściu nastała ciężka do pojęcia cisza.

Sakurze tyle pytań cisnęło się na usta, lecz żadne, nawet najmniejsze, nie znalazło interpretacji w głosie. Sasuke i jego nieprzenikniony wzrok skutecznie odbierał jej możliwość mowy.

— Powinnaś polegać tylko na sobie — wyrzekł osądzająco, po czym nie czekając na jej reakcję, odwrócił się i ruszył tam, skąd przybył. Dopiero gdy jego sylwetka niemal całkiem zanikła wśród zwalisk skał, dodał : — Idziesz czy nie?

— Tak tylko.. — spojrzała niepewnie w stronę wioski. — Potrzebuję znaleźć dla siebie jakieś ubrania. Ja..

— Domyślam się. W przeciwnym razie nie miałabyś na sobie jego płaszcza. Chodź. Jestem na to przygotowany. Lepiej, żebyś nie pokazywała się w wiosce kraju, który cię uprowadził.

Ruszył, więc i ona niepewnie podążyła jego śladem, boso wykraczając poza obraną ścieżkę. Idąc ani razu nie odwrócił się w jej stronę.

Milczał, więc i ona nie odezwała się słowem.

I choć jego zachowanie nie odbiegało w żadnym stopniu od normalności odczuwała pewien dyskomfort.

Dotarli do obozowiska chłopaka, na który składały się po prostu dwie maty i jeden, podróżny plecak położony na ziemi. Sasuke zbliżył się ku niemu, ze środka wyciągając damski komplet ubrań. Położył go równo na wyściełanym materiale i odsunął o kilka kroków.

Był ekstremalnie zapobiegawczy, Sakura zauważyła to już jakiś czas temu. Jedna godzina więcej spędzana w swoich towarzystwie, przesądzała o charakterze drugiego człowieka. Pewnych cech nie dało się ukryć.

Podeszła bliżej, wdzięczna, że nie będzie musiała już przejmować się każdym muśnięciem wiatru podnoszącym do góry płaty płaszcza. Zanim jednak zaczęła rozpinać pierwsze guziki, zerknęła ku niemu znacząco.

— Przecież nieraz już widziałem cię nagą.

Było to suche stwierdzenie faktu. Niczym wystawiony, wskazujący palec, sygnalizujący o jej problematyczności i zarazem wyolbrzymianiu rzeczy prozaicznych. Mimo to odwrócił się. Sakura szybko wciągnęła na siebie ciemny komplet.

— Gotowa! — zawołała, po krótkim wahaniu i tak narzucając na ramiona narzutę.

— A więc wyruszamy.

Zebranie rzeczy nie zajęło im dużo czasu.

Sasuke obrał sobie tylko znany kierunek i podążył do przodu, a jej nie pozostało nic innego jak ruszyć jego śladem.

— Hej, Sasuke. — Nie zliczyła, który to raz w ciągu tej wędrówki przerywała panującą ciszę Maszerowali już dobre kilka godzin. — Gdy już dotrzemy do wioski, zostaniesz w niej na kilka dni?

— Nie.

Prosto, klarownie i… nic więcej.

Nie rozumiała, dlaczego poczuła przygnębienie. Nigdy wcześniej w jego towarzystwie nie narzekała na brak bodźców. Wystarczyło jej, że mogła na niego patrzeć, od czasu do czasu poczuć bliskość ciała. Chłonęła pojedyncze wyrazy z wdzięcznością szczeniaka, chwalonego za udaną sztuczkę.

Nawet jego kroki były ciche. Egzystencja pozbawiona rozgłosu.

— A na kilka chwil? — Skrzywiła się na dźwięk własnych słów. Skomlenia nędzarki.

— Po co pytasz?

— Chciałam tylko spędzić z tobą trochę czasu.

— Teraz spędzamy razem czas. — Jego odpowiedź, ponownie, przesycona była oczywistością. — Czego od ciebie chcieli?

Nie zrozumiała od razu. Tak nagle zmienił temat.

— Shinobi Skały. Czego chcieli? — Przemówiła przez niego irytacja. której nie zdążył ukryć.

— Informacji.

Tym razem jej mruknięcie okazało się równie zdawkowe. Powoli zapadał wieczór, a wraz z nim nadciągał z południa zimny wiatr. Sakura oplotła się szczelnie płaszczem.

Tylko myśl, że zaraz urządzą postój pozwalała jej bez ustanku przeć przed siebie mimo głodu i zmęczenia. Od czasu wymarszu nie zatrzymali się ani razu.

Sasuke rzucał jej pod stopy ochłapy litości albowiem nie rozpoczynał biegu.

— Jakich informacji? — dopytał.

Uchiha albo nie widział, albo widzieć nie chciał jak idąc kobieta coraz częściej podpiera się skał.

— O tobie. O tym co robisz, czego szukasz, gdzie tego szukasz.

Obrócił się, patrząc kątem oka.

— Co im powiedziałaś?

— Tyle co wiem, czyli nic. — Była to bardzo odważnie wysunięta aluzja, która nie spotkała się z gramem reakcji.

— A więc dobrze.

Przyśpieszył, gdy przeszli przez granicę Kraju Ziemi i Ognia , a na horyzoncie zamajaczyły pierwsze korony drzew, zatrzymując się dopiero, gdy grube konary całkiem skryły ich sylwetki. Był już późno wieczór a okolice spowiłą całkowita ciemność. Wtedy rozbili prowizoryczny obóz.

Sakura z ulgą opadła na matę. Zbyt długi czas pozostawała w letargu, na łasce wroga.

Miała wrażenie, że ta przeprawa wypłukała z niej wszystkie siły. Była pusta, niczym naczynie podmyte przez rwącą wodę.

Sasuke wyglądał tak, jak kilka godzin temu, gdy spotkali go przy jednym ze skalnych wąwozów. Nawet jego włosy, nie naruszone przez wiatr, stały w tej samej pozycji.

Rozłożył swoje posłanie naprzeciwko niej lecz zanim na nim usiadł, niespiesznie sprawdził teren.

Sakura, obserwowała jego poczynania w ciszy. Nie przykładał zbyt wielkiej wagi do tego, co robił. Ciemne tęczówki pobieżnie ilustrowały okolicę.

— Nie zostaniemy tutaj długo? — zagaiła, opierając podbródek o podciągnięte pod siebie kolana. Sasuke nie musiał nic mówić, jego zachowanie było jednoznaczne.

Wszystko to, co składało się na jego pośpiech, kazało Sakurze sądzić, że chłopak, bez względu na to, co ich łączyło - o ile łączyło cokolwiek, pragnął w dużej mierze szybko się jej pozbyć. Dlatego narzucił takie tempo.

Sakura pragnęła wierzyć, że robił to z konkretnego powodu. Że ma na głowie kwestie wielkiej rangi. Zaangażowała w to przedsięwzięcie wszystkie pokłady ufności i wiary.

W końcu opadł na posłanie. Nie rozpraszany przez podróż, mógł, choć wcale nie musiał skupić na niej swoją uwagę.

Nieoczekiwanie dla samej Sakury uczynił właśnie to. Zaskoczyło ją natężenie jego wzroku podobnie jak niespodziewana eskalacja atencji, gdy wyciągając w jej stronę dłoń i palcem nakazał zbliżyć się ku sobie.

Wstała, z wahaniem podchodząc bliżej.

Jego oblicze, poważne i na co dzień skryte, teraz tonęło w ciemności dodając mu jeszcze więcej niebezpiecznego uroku, na który nigdy nie była odporna.

Wiedziona jego gestem, posłusznie usiadła obok.

— Nie powinnaś była dać się schwytać.

Nieoczekiwanie ich pierwsze zbliżenie rozpoczął od przygany. Zacisnęła wargi, nieprzygotowana na krytykę, która w jego ustach urosła niemal do skali uderzeniowej.

— Wiem — wyszeptała, spoglądając na fioletowe zabliźnienia na nadgarstkach. Był to dowód triumfu nad nią, oznaka łamanego ducha.

Sasuke dojrzał wytłoczone ślady i nim zdołała zabrać dłonie, wyzbytym delikatności ruchem, szybko i brutalnie, jak przystało na shinobi, ujął jej rękę i pociągnął ku sobie.

Stłumiła jęk, gdy zbyt mocno wbił palce uniemożliwiając wyrwanie kończyny.

Kakashi postąpił zupełnie inaczej. Niecne wspomnienie wdarło się nagle do jej podświadomości, równie prędko jednak nakazała mu przepaść.

— Związali cię.

— A czego się spodziewałeś? — Zaśmiała się cicho i zarazem natychmiast zganiła w myślach. Sasuke nie odpowie na jej zaczepkę kiepskim żartem, skonfrontowała się z tym stwierdzeniem na krótko po zastosowaniu niefrasobliwego tonu.

Miała ochotę pokiwać głową, wyrzucając z niej wszelkie bzdury.

To nagła myśl o Hatake: jego bezpośredniości, niestosownych żartach i poczuciu humoru wyzwoliła w niej owe pokłady swawolności, które naprędce musiała wyhamować, chowając w odmętach własnej woli.

Sasuke, co najwyżej, zirytuje się, nigdy nie odpowie jej śmiechem.

Zbyt długo go znała, by wciąż łudzić się, że kiedykolwiek na dłużej się przed kimś otworzy.

Puścił jej dłonie a ona natychmiast podciągnęła je ku sobie. Ten ruch tak ją zaaferował, że nie spostrzegła, jak Sasuke zwraca się ku niej a później pochyla głowę. Zorientowała się dopiero, gdy był już bardzo blisko.

Gorąc uderzył w jej policzki, wywołał silny dreszcz. Uchiha zawsze wyzwalał w niej sztorm. Dziki, niezmierzony, potężny ale zarazem niezwykle ulotny. Chwile uniesień trwały… chwilę.

I zawsze zastępowała je tęsknota i rozczarowanie. Gorzki smak udręki.

— Chcesz tego, czy nie?

Chłopak opacznie zinterpretował jej bezruch. Trwając tak, zawieszony nad jej twarzą,  zapewne nieświadomie, wywołał w niej poczucie rosnącego skrępowania, a chwilę po nim głębokiego wstrząsu.

— Chcę.

Skinając głową zastanawiała się, czy właśnie taka jest prawda.

Bycie z nim w agresywnej, czysto pasywnej bliskości wywoływał, niewczesne ale szczere, poczucie osaczenia.

Miała w pamięci wspomnienie Kakashiego, który, w zaskakująco identyczny sposób prosił ją o pozwolenie na dobycie jej ust. A jego twarzy nie skaziła wtedy żadna z barwnej gamy irytacji. Czuła ten magnetyzm, jej wargi przesiąkły jego czarem.

— Pachniesz nim — warknął, łapiąc za krawędzie płaszcza. Siłą rozpiął go i zdarł z jej ramion. — A podobno jesteś moja.

Pochylił się, ze złością wpijając w jej rozchylone usta. Zaskoczona uniosła do góry dłonie, podczas gdy On, nie tracąc czasu, brał w posiadanie drżące wargi, szybko i brutalnie tłamsząc opór i gasząc wszelkie wątpliwości.

Sakura zawsze była na niego podatna. Byłby głupcem, gdyby nie zdawał sobie z tego sprawy. Dlatego zawsze pozwalała mu na wszystko.

Siłą wdarł się językiem do wnętrza jej ust. Nie przywykł do pytania o zgodę. Wyrósł, z bawienia się w nieme pozwolenia.

Jedną ręką oplótł kobiecą sylwetkę, mocno przyciągając ku sobie.

Sakura zatrzęsła się, niemal kurcząc pod napływem wrażeń. Sztywna i niespokojna, nie mogła pozwolić sobie na rozluźnienie. Nie potrafiła, choćby nie wiem jak bardzo chciała skosztować tego żaru, zaznać trawiącego podbrzusze ognia.

Jedyne co czuła, to cierpki posmak wewnętrznego rozdarcia.

Wychodząc poza odgórne ramy które sztywno narzucał na nią ich związek, odsunęła od siebie Sasuke. Konsternacja na jego twarzy odbijała się tylko przez setną sekundy.

— Przepraszam — wyznała płaczliwie, rozpaczą wypełniając pogłębiającą się pustkę. Nagromadzone emocje odbijały się w drżeniu jej dłoni i rozbieganym spojrzeniu.

Miała ochotę objąć się ramionami i szlochać, i zarazem, nie mogła pozwolić sobie na wybuchy histerii z tak błahego powodu. — Musimy już iść. Teraz. Natychmiast.

Nim zerwała się z miejsca, nerwowo wciągnęła na siebie płaszcz. Sasuke nie pomógł jej, gdy z ledwością radziła sobie z guzikami.

Zebrała rzeczy i w środku nocy wznowiła wędrówkę, pewna, że Uchiha podąży za nią, nie z potrzeby serca tylko konieczności wypełnienia powierzonego obowiązku.

Szła niczym szaleniec, w ciemności, po omacku. A dźwięk jej głośnego oddechu niósł się po lesie. Nim się obejrzała, marsz przerodził się w gwałtowny bieg pozbawiony kontroli. Parła przed siebie, jakby miało to ukoić jej niespokojnego ducha, pomóc zebrać roztrzaskane w mak wartości.

Nic nie mogło jej powstrzymać.

Przedzierała się przez dzikie zgliszcza przez pół nocy, łudząc naiwnie, że choć trochę ukoi to jej niepokój, zmniejszy dyskomfort, który wrzynał się w czaszkę i trzymał w garści wszystko to, co do tej pory uważała, że istotę swojego istnienia.

Eksplozja wrażeń, w tym ekscytacja zrodzona w następstwie zdarzenia się czegoś nieuniknionego rozpierała ją od środka, napawając uczuciami wszelkich wartości.

Im bliżej wioski, tym bardziej w tyle pozostawał Sasuke. Zwalniał stopniowo, dając jej czas na zmierzenie się z konsekwencjami swojego wyboru. Jeszcze mogła zawrócić. Brunet nie wymagałby wyjaśnień, nie dociekał powodów jej niezwykłego zachowania.

Przyśpieszyła wiedząc, że mnożąca się odległość, nie sprawia, że użytkownik Sharingana nie ma nad nią pieczy. Poza zapobiegliwością, cechował się maniakalnym kończeniem wszystkich rozpoczętych spraw. Idealnie obrazuje to starcie z Itachim, do której dążył przez całe życie a która, po latach wysiłków, w końcu doszła do skutku.

Pomimo wszystko, nie czuła do niego urazy. Było to niesprawiedliwe, ale czuła wdzięczność za to, że podczas jej zrywu, nie zmienił swoich przyzwyczajeń. Nie odezwał się ani słowem, nie zadał żadnego pytania.

Zajęta własną tragedią, nie wykrzesała z siebie siły potrzebnej do zanalizowania zachowania Sasuke. Po tych kilku latach gdy biorąc pod rozwagę każdy jego krok, interpretowała bieg jego myśli, czuła się już zmęczona ciągłą grą możliwych opcji i prawdopodobieństw.

Z Sasuke nic nie było czarne ani białe.

Tylko szare. I krwawe.

Od czasu do czasu.

Dobywając do granic bramy wioski dyszała głęboko. Nim uspokoiła oddech ukoiła najpierw natłok własnych myśli.  Przede wszystkim czuła jednak wzbierającą niemoc, w następstwie której zawsze pojawiała się złość. Gonitwa za tym, czego zaznała przez kilka krótkich chwil prawie całkiem wypruła ją z całej ekscytacji, którą czuła, gdy brama wioski zamajaczyła z daleka.

Biegiem ruszyła do przodu, a nogi same niosły ją w odpowiednim kierunku. Wbiegając po schodach wąskiej klatki schodowej, pokonywała trzy stopnie na raz. Do tej pory nie bywała tu często.

Nic nie powstrzymało jej przed głośnym załomotaniem do drzwi. Dźwięki rozległy się po pustym korytarzu, będąc ogłuszającymi nawet dla niej.

Potrzebował chwili, by otworzyć.

Nic nie mogło opisać wrażenia Sakury, gdy zobaczyła go po raz pierwszy.

Nosząc na sobie świadectwa snu, ze zmierzwionymi włosami i wzrokiem, jeszcze zamglonym, z nagą klatką piersiową powitał ją u progu swojego domu.

— Jak mogłeś! — zaszlochała, z marszu zapominając o wszystkim co górnolotnie postanowiła. Bezradność przemawiała przez jej ruchy gdy zbliżając się o krok i siłą mocniej rozchylając przejście, uderzyła go dwoma rękami w sam środek torsu. Zachwiał się ale nie odsunął.

Jego oczy patrzyły na nią z spokojem nie pasującym do sytuacji oraz pory.  - Jak mogłeś sprawić, że to, czego zawsze pragnęłam z godziny na godzinę przestało mi wystarczać!

Zasypała go gradem ciosów. Jej wargi drżały za każdym razem, gdy zaczerpywała powietrza.

— Sakura…

— Dlaczego pozwoliłeś mi to poczuć, Kakashi!? Co cię podkusiło?!

Patrzyła na niego tymi swoimi zielonymi oczami, lśniącymi od szklanego blasku łez. Ten obrazek po części rozbawił go, po części rozczulił.

Kobieta nie była tak zaślepiona gniewem by nie zauważyć jego półuśmiechu.

— To cię bawi?!

— Jest przed piąta rano, a ty stoisz na korytarzu i ciągle krzyczysz. — Nie zważając na bojową postawę chwycił ją za ramiona i wciągnął do mieszkania. Nie obyło się bez krótkiej szamotaniny, gdy próbowała się wyrwać uwalniając od jego dotyku. Ciepło jego rąk parzyło ją w skórę, wywołując reakcję, której nie przywoływała. Nagle zrodzone uczucie w dole brzucha wzmocniło wrażenie paniki.

Nie chciała czuć się tak błogo, gdy był blisko niej. Nie prosiła się o to!

 — Cokolwiek robisz, przestań! — zażądała, gdy napór jego dłoni nie zniknął. Zadarła głowę, konfrontując się z czernią jego tęczówek. — Zniszczyłeś to, co uważałam za największą wartość! Bezlitośnie zdusiłeś i zakopałeś moje priorytety, pozostawiając mnie samą żywcem obdartą ze wszystkiego!

Targała przez wściekłość, wyrwała ramiona z jego uścisku i przypuściła następny sztorm na jego klatkę piersiową. Zaciśnięte dłonie uderzały w nią raz po raz, a ona, cała, z każdym uderzeniem rozsypywała się coraz bardziej. Łzy bezgłośnie wypływały spod jej powiek.

— Jak mogłeś! — Zaszlochała głośno. Ostatnie uderzenie było najsłabsze, wypłukane z wszelkich sił. Gdy pięść zetknęła się z jego umięśnionym torsem, nie uniosła jej do kolejnego ciosu. Zadrżała gwałtownie, targana przez gwałtowny płacz. Rozbita i przepełniona bezradnością, oparła o niego głowę.

— Czy mnie za to nienawidzisz? — zapytał, łapiąc ją za ramiona i odsuwając, by móc spojrzeć na jej twarz wyżłobioną smutkiem.

Długo nie odpowiadała, bijąc się z myślami. Przygryzła wargę i spuściła wzrok.

— Nie potrafię, Kakashi. Ja… Nie mogę zapomnieć.. Ty… Pokazałeś mi… Ja.. — plątała się w czymś, co dalekosiężnie można by nazwać wyjaśnieniami.

Cierpliwie słuchał jej mamrotów. Uśmiech sam wkradł się na jego usta gdy, patrząc tak na nią, zdawał się rozumieć żal, który tak gwałtownie wyrażała, nie mogąc odnaleźć jego źródła.

Kciukiem zsunął maskę i pochylając się, dobył drżących, kobiecych ust. Sakura łapczywie wyszła mu naprzeciw. Nie było w niej nic z wahania, które przejawiała w grocie. Zarzuciła mężczyźnie ramiona na szyję, zatapiając się w pocałunku pełnym niewypowiedzianych na głos deklaracji. Kakashi całował ją czuje, z pasją a jego delikatne gesty i sposób w jaki dotykał jej bioder i zagłębiał kształt pleców były potwierdzeniem wszystkiego, co Sakura poddała w wątpliwość. I w co przestała wierzyć.

Troszcząc się o każdą kroplę, spił z jej warg wszelkie wątpliwości. Ponownie zatrzymał jej rozpędzone, spragnione bliskości dłonie.

— Czy tym razem czegoś żałowałeś, Kakashi? — szepnęła.

Delikatnie złapał jej twarz, unosząc do góry. Kciukiem gładził jedwabistą skórę na policzku, ścierając z niej pozostałości łez.

— Tylko tego, że cię tam zostawiłem — wyznał — Mimo to jesteś tutaj. Tak drobna i krucha, jakbyś miała zaraz rozpaść mi się w rękach.

— Pokaż mi, Kakashi. — Chwyciła desperacko jego rękę. Bała się, że każe jej odejść, pozostawiając samą - Pokaż mi, jak to jest być dla kogoś całym światem. Wszystko, co mi powierzysz, zwrócę podwójnie, przyrzekam. Ja… Nigdy nie zostawię Cię samego.

Uśmiechnął się na dźwięk tych prostych, przepełnionych szczerą ufnością słów.

Raz jeszcze na krótko musnął jej wargi. Speszyła się, nieprzyzwyczajona do gestów świadczących o męskim uwielbieniu.

Kakashi nigdy nie zapomni wyrazu jej oczu, kiedy patrzyła ku niemu ze wzruszeniem.

— Jesteś najbardziej niepoważną kobietą jaką w życiu spotkałem.

— Dziękuję.

Zaśmiał się głośno, ręką niespiesznie rozpinając guziki własnego płaszcza, który nieustannie nosiła.

— Oddajesz moją własność, jak mniemam.

Ciemny materiał opadł na podłogę obok jej stóp. Przymknęła powieki, rozkoszując się dłońmi wodzącymi po jej ciele. Dotyk Kakashiego był subtelny i zmysłowy. Nie spieszył się, odkrywając to, co od tej pory należeć miało już tylko do niego.

Sakura nigdy nie doznała podobnego uczucia, jak to, które powoli budziło się w jej wnętrzu. Niczym nieznana, ale bardzo piękna melodia.

— Nie. Oddaje ci o wiele więcej.




  Jestem naprawdę szczęśliwa, mogąc powiedzieć Wam, że oto na dobre rozpoczęłam przygodę z partówkami, coraz lepiej się w nich odnajdując. Z początku wymyślanie fabuły było dla mnie bardzo absorbujące, teraz natomiast przychodzi mi to z większą łatwością.♥
Ze względu na nijaki kontakt z KakaSaku, zdecydowałam się na coś bardzo klasycznego i myślę, prostego w odbiorze. Wyszło długo i raczej niezwięźle, bo ubóstwiam piętrzyć słowa.
Cały czas pracuję nad dialogami. Chciałabym, aby stały się esencją a nie tylko dodatkiem do moich opowiadań.
Dajcie znać proszę, na co szczególnie zwróciliście uwagę.
  Buziaczki!

22 komentarze:

  1. Aaaaa! Jest moje KakaSaku!!! Ja przepraszam bardzo, ale no nie mogę się powstrzymać. Muszę to powiedzieć, bo inaczej wybuchnę:
    SASUKE TY CHUJU!!! Boru szumiący! A ty Sakura? Serio? Tu taka waleczna, dzielna i silna a jak tylko Sasuke pojawia się na horyzoncie, to już zdrowy rozsądek znika? Ale! Masz ode mnie plusa, że zauważyłaś różnicę miedzy tym jak jesteś a jak powinnaś być traktowana!
    No to tyle do samych zainteresowanych.
    Temira! To było genialne! Podoba mi się ten Kakashi, taki oddany, troskliwy i zdeterminowany. Podoba mi się też cała struktura opowiadania i jego długość. Nie tylko nakreśliłaś tło historii, ale przeprowadziłaś nas przez nią, zagłębiając się w każdy element, tak że czytając czułam się jak naoczny świadek.
    Podsumowując, bardzo mi się podobało, a mój głodek KakaSaku na jakiś czas uważam za zaspokojony. Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależało mi na pokazaniu kontrastów :D A tutaj jak widać, z przyjemnością popadłam ze skrajności w skrajność xd

      Cieszę sięęęęę strasznie! Kompletnie nie umiem tworzyć krótkich opowiadań. Starałam się, serio. 😅
      No i wyszły 22 strony.. xd
      *Totalnie nic nie może na to poradzić*

      Pozdrawiam!
      T ♥

      Usuń
  2. O mój jeżu! O MÓJ JEŻU!!!!!
    To było cudowne!!! (tam wiem, brzmi to jak po dobrym seksie, ale serio tak się czuję!) Każde jedno słowo idealne, wszystko pięknie opisane, tylko szkoda żeś nie opisała tego zbliżenia, bo chętnie bym przeczytała to spod Twojego pióra. <3 *.*
    Jestem wniebowzięta :]
    Brawo! Brawo! BRAAAAAWOOO! KUŹWA BRAWO!
    I dziękuję, że mogłam nasycić się tak cudnym opowiadaniem! YAS!!!
    Dziękuję! Dziękuję! DZIĘKUJĘ! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że okazałam się idealnym kochankiem xd :>
      Ostatni element pozostawiłam waszej bujnej wyobraźni. Niech każdy ma takie zbliżenie, jakie mu się podoba haha :D

      Dziękuję za opinię.
      Aż chce się pisać dalej! :>

      Usuń
  3. Ja mam na odwrót - czuję spory niedosyt. Zresztą, jak po każdym waszym tekście, nawet tak krótkich jak te o Sasorim i Sakurze. Czemu? Bo z waszych super pomysłów mogłyby powstać równie super kilkurozdziałowe opowiadania, ale to tylko moje skromne zdanie. Okej, bo znowu zaczynam pisać nie na temat, wybacz.^^'
    Przechodząc do rzeczy: popieram Persefonę, Sasuke w tym tekście jest chujem i to do sześcianu. A co gorsza, to bycie chujem do sześcianu do niego pasuje, mimo że jest wtedy strasznie wkurzający.:< Co się tyczy Sakury idealnie nakreśliłaś to, czego najbardziej w niej nie cierpię - jej niezdrowego przywiązania do Uchihy i jego konsekwencji, którą Persefona już wymieniła. Osobiście uważam, że byłaby z niej dobra postać, gdyby Kisiel nie przesadził z jej uwielbieniem - miłością nigdy tego nie nazwę, wybaczcie:) - do Saska. Gdyby nie kazał jej na niego czekać, mimo wyrządzonych przez niego krzywd - jak już ktoś trafnie napisał. Tylko nie pamiętam czy na tym blogu, czy na Ogniu Konohy.xD
    W kanonie związek z Kakashim mógłby nie wypalić, zważywszy na jego przeszłość, ale z Naruto... Czemu nie? Tam też widać różnicę między tym jak była traktowana przez Saska a jak powinna być traktowana w rzeczywistości, czyli tak jak była traktowana przez Naruto. Chociaż blondasowi w pewnym momencie chyba bardziej zaczęło zależeć na Sasku niż Sasurze, co mnie bawi i drażni jednocześnie.xD Kolejna postać za bardzo skupiona na kimś, kto od pewnego momentu nie był tego zupełnie wart...
    Wracając do Kaszalota... Podobało mi się jego oddanie; fakt, że w jakimś stopniu zignorował swoją ważną pozycję i ruszył na pomoc dawnej uczennicy. Jego wspomnienia z ostatniej misji Rin - czy zaplanowałaś to już dawno, czy wplotłaś jej wątek po dyskusji na Ogniu Konohy? Znowu ciekawość, wybacz.:D - kupiły moje serducho, a potem je złamały na pół. Opis uwolnienia Sakury bardzo płynny i plastyczny. Mimo to, bardziej podobały mi się momenty w jaskini - pomijając myśl o skrupulatnym odnawianiu znajomości z samotnością i opowieść o ostatniej misji Rin - były szczere, życiowe...? Kurczę, nie wiem jakie określenie do nich pasuje, niemniej na serio ci wyszły. Tak samo jak końcówka, jednak o niej za chwilę. Muszę sobie jeszcze pomarudzić... Fochy Kaszalota o poranku wywołały na mojej twarzy głupkowaty uśmiech, który zmyło pojawienie się Saska. Tutaj muszę przyznać, że za pierwszym razem sceny z nim czytałam wyrywkowo, dopiero przy drugim podejściu przeczytałam całość - skończyło się to podniesionym do maksimum ciśnieniem.xD Przejdę do końcówki, bo już wcześniej napisałam co myślę o Sasku. Końcówka... Wow, nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, niemniej bardzo on mnie ucieszył. Bo w końcu oboje znaleźli zasłużone szczęście... Co do sposobu pokazania jak się powinno traktować kobiety to Kakashi bardziej dobitny nie mógł być. Zresztą, on nigdy się z niczym ani z nikim nie patyczkował i Sakura powinna o tym pamiętać, a nie krzyczeć w jego drzwiach o piątej nad ranem.xD
    Uważam, że dialogi pasowały do historii, bardziej przeszkadzał brak akapitów (wybaczam, bo z własnego doświadczenia wiem, że blogger ich bardzo nie lubixD) i liczby niezapisane słownie. Mam nadzieję, że mnie nie zbijesz za napisanie o tych akapitach i liczbach.^^'
    Coraz bardziej zastanawiam się nad zostawieniem kontaktu do siebie, co by nieco ukrócić te moje komentarze. Bo chyba was niby zanudzam...:D
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zacznę od końca, w takim razie.
      Absolutnie nie zanudzasz swoimi komentarzami, bo (wierz mi na słowo) tak samo jak lubię pisać, uwielbiam też czytać! Im więcej, tym lepiej!
      Za wykaz błędów moje przyszłe opowiadania bardzo Ci dziękują :)

      Od razu zagaję o wątek z Rin i tym, jakie demony zesłała na Kakashiego: Przyrzekam, że jak już miałam napisane i mniej więcej nakreślone tło fabularne to dopiero przeczytałam o waszych opiniach w komentarzach Haha. Sama uznałam to za niezły zbieg okoliczności. A wiec tak właśnie miało być! :)

      Jeśli już chodzi o kanon to mam mieszane opinie.. Ostatnio czytałam o fabule Sakura Hinden - bo miałam serio duże nadzieje, że pojawi się tam cokolwiek SasuSaku. No ale się zawiodłam. I chyba nawet trochę wkurzyłam. Także bądź co bądź, Kishimoto pojęcia nie ma, jak kreować zdrowe relacje xd

      Miło mi, że Ci się podobało. Trochę obawiałam się, że pomysł okaże się oklepany. Ale skoro przypadł do gustu to najważniejsze ♥

      Usuń
  4. Przepraszam, ale nie byłam w stanie cieszyć się opowiadaniem, bo przez cały czas myślałam o tym, jak bardzo chciałabym wypatroszyć Sasuke. No cholera! Jak tylko myślę, że Sakura od samego początku mogła wybrać lepiej, a nie rozbitego i zepsutego przez tragedię klanu Uchiha Sasuke, to chcę walić głową w ścianę. Przecież on przez co się stało jego rodzinie, nie jest w stanie normalnie funkcjonować. Lepiej by było, gdyby skonczyła z kimkolwiek, bo każdy jest moim zdaniem lepszy niż on. I nie zrozumcie mnie źle, uważam że w Boruto Sasuke jest lepszym człowiekiem i widzę, że bardzo dobrze się z Sakurą rozumieją, ale nadal sądzę, że zostawienie żony i córki na wiele lat jest przegięciem. Sarada widziała ojca tylko jak była malutka, a następnym razem, kiedy go spotkała, miała 11 (?) lat i Sasuke jej nawet nie rozpoznał. Grrrr...

    Dobra, bo ja tutaj zaraz wyjdę z siebie i stanę obok, a taki ładny mamy dzionek. Po skupieniu się na prawdziwym temacie tego one shota, czyli KakaSaku (Boże, jakie to było długie, kocham długie one shoty!) to jestem zadowolona, że Kakashi pokazał Sakurze, jak powinna wyglądać prawdziwa, nietoksyczna relacja. Bo relacja powinna być dwustronna! Ty dajesz z siebie wszystko, więc druga strona też powinna tak zrobić! Nie powinno być tak, że jak pies czekasz na każde skinienie. Ehh... dobrze, że Sakura ostatecznie wybrała lepszego mężczyznę.

    Wybacz, że się tak rozemocjonowałam, ale jak tylko widzę takiego Sasuke, to mam ochotę krzyczeć na całe gardło. XD
    Pozdrawiam ciepło. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wobec czego krzycz! :D :D
      Jesteśmy tu po to, by ulżyć Twemu cierpieniu! O czym Ci napisać? Jak uderza w niego rozpędzony pociąg, czy raczej jak spada fortepian?! :D Wszystko jest do zrobienia, uwierz! Haha :D

      Dziękuję za komentarz!♥

      Usuń
  5. Nie wiem czy starczy mi miejsca na mój komentarz, bo mam tak dużo do napisania XDD
    W ogóle, dziewczyny, my to powinnyśmy zrobić oddzielnego bloga do dyskusji, bo ostatnio sporo ich jest XDDDD.
    Zacznę może od tego one shota. Rzeczywiście, mogłoby być z tego jakieś krókie opowiadanie, bo moim zdaniem, zakończenie jest otwarte. Same moje odczucia po tej partówce : jestem wściekła. Wściekła, bo to co napisałaś, nie mija się dużo z prawdą. Sasuke jest cholernym bucem, Sakura jest irytująco w nim zakochana, a Kakashi tak naprawdę nigdy nie wyleczył się z traumy po Rin (przynajmniej moim zdaniem). No i Haruno jest tak strasznie kanoniczna, tak strasznie głupia z miłości, tak irytująca...ja ogarniam, że jak miała 13 lat to mogła się tak zachowywać, ale na Boga, ona jest już dorosła XDD.
    Odniosę się do komentarza Ginny Kurogane (jeśli źle napisałam, to wybacz, jestem trochę ślepa xD); ja w sumie uważam, że w kanonie związek z Kakashim mógłby wypalić. Musiałoby być spełnionych kilka warunków, aby to w ogóle było możliwe, ale myślę, że byliby zgraną, fajną parą. Oczywiście, bardziej prawdopodobne byłoby parowanie NaruSaku,bo nie dość, że byli dobrymi przyjaciółmi, to on ją jeszcze niby kochał. I podobnie jak Ginny, ja też zauważyłam, że Sasuke był ważniejszy niż ona w pewnym momencie. Między innymi dlatego uwielbiam Ogień Konohy; Naruto zawsze wybierze Uchihę. Zawsze. W pewnym momencie uważałam, że Sakura była tylko zapchajdziurą, czego nie wybaczę Kisielowi, bo i tak namącił strasznie z jej postacią.

    Odniosę się jeszcze do komentarza Eleine; ja sobie mogę wyobrazić, co czuła Sarada, chociaż byłoby to w duuużo mniejszym stopniu. Sama widzę mojego tatę raz w miesiącu, a wspomnień z dzieciństwa mam z nim tyle co nic. Oczywiście, jestem jego ukochaną córeczką (skromność,skromność) ale jednak zawsze mi go brakowało. Ibrakuje do tej pory. Więc czym jest moja tęsknota w porównaniu z tęsknotą Sarady (pomijając to, że ona jest postacią fikcyjną XD). Sasuke nie nadaje się na ojca, nie nadaje się na Hokage, nie nadaje się na męża. I nawet,gdyby do masakry nie doszło, uważam, że byłby bucem. Nigdy nie zależało mu na uczuciach innych, poza Itachim (love,love,love). Sakura zasługiwała na kogoś lepszego, kogoś, kto by ją kochał, chronił, dbał o nią nie tylko w momencie niebezpieczeństwa, ale również w sferze komfortu psychicznego. A Uchiha? Co on właściwie dla niej robi? XD.

    Sama Sakura, tutaj, jak i w kanonie jest mocno irytująca. Nie przez samą miłość, ale to, że jest cholerną hipokrytką. Laska, byłaś trenowana przez Tsunade, kobietę niezależną, która traktowała Cię niemal jak córkę. I co? Jesteś mocna tylko wtedy, kiedy nie ma przy tobie Sasuke. No to jest jakiś dramat. Boże, jak mnie to drażni.

    Dobra, rozważania chyba zakończone, ale podzielę się jeszcze raz moim zdaniem: Rin jest zjebana, nienawidzę jej. Musiałam to napisać.

    Okej, skoro już prawie skończyłam, to czas na komplementy; Temira, tak jak kiedyś pisałam, w pisaniu chodzi o emocje. Ty nam ich dostarczyłaś sporo, patrząc na wszelkie komentarze nade mną. Bardzo mnie to Cieszy, jestem z Ciebie strasznie dumna. Zwłaszcza, że kiedyś napisałaś, że niezbyt lubisz poważny, podniosły ton pisania. A tutaj ? Wyszło Ci super, serio. Mega dumna jestem ♥.

    Czekam na więcej od Ciebie (zwłąszcza na twoim blogu, codziennie wchodzę zobaczyć, czy jest nowy rozdział) i od Sayuri (jestem ciekawa, jaki będzie temat nowej dyskusji XD).
    Pozdrawiam mocno dziewczynki ♥ ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie mam w zwyczaju odpisywać na komentarze, ale teraz muszę zrobić wyjątek. Nie ma co wybaczać, Eriko, bo dobrze napisałaś. Zresztą, nawet jakbyś źle napisała, to świat by się nie zawalił.:D
    Ten pomysł z blogiem dyskusyjnym jest dobry. Ewentualnie można by było utworzyć grupowy czat na Messengerze, grupkę na FB, Discord, GG albo inną formę komunikacji (u mnie odpada mail, nie lubię ich pisaćxD). Mogłybyśmy sobie dyskutować do woli, nie zapychając przy okazji Zbawienia czy Ognia Konohy.
    Związek z Kaszalotem... Napisałam, że on mógłby nie wypalić, ale oczywiście nie uzasadniłam swojego stanowiska.xD Naszemu szanownemu Hokage trzeba by było poświęcić sporo czasu oraz uwagi, okazywać wsparcie (w granicach rozsądku, oczywiście) i mieć do niego spore pokłady cierpliwości, bo chyba każdy wie jaki jest Hatake - na zewnątrz leniwy śmieszek, w środku cień człowieka. A kanoniczna Sakura nie dałaby mu żadnej z tych rzeczy... Oczywiście, mogę się mylić, bo znam tylko Sakurę zaślepioną Uchihą i nie umiejącą mu odmówić niczego.^^' Co do Saska to się w pełni zgadzam; ba, uważam, że najlepszym dla niego finałem byłaby jego śmierć u boku Itachiego. Bo to co odwalił w Boruto było karygodne, że też Sakura się na to zgodziła... Biedna Sarada, też jestem córeczka tatusia (ma skromność mnie kiedyś zabijexDDD) a wspomnienia z dzieciństwa z nim związane widzę jak przez mgłę. Potem zaczęłam go coraz rzadziej widzieć, teraz jest różnie - raz lepiej, raz gorzej - ale w środku dalej czuję pustkę. Mimo tego wiem, że nie jest ona tak wielka jak u Sarady. Co do Rin - dalej ją lubię, zdania nie zmienię.
    Miałam tego nie robić, ale jeśli chciałabyś kontynuować dyskusję, to zapraszam pod ten numer GG - 68143112.
    Pozdrawiam!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako, że napisałam już na GG, to dyskusje o samej Sakurze, Kakashim itd dokończymy tam (chyba XD).
      Ale fajny jest pomysł z komunikowaniem się. Co reszta na to? Rzeczywiście byłoby fajnie sobie dyskutować gdzieś indziej niż w komentarzach, no bo trochę się tego jednak zbiera xDD.
      Co wy na to?

      Usuń
    2. Jeżu kolczasty, tak dawno nie używałam gadu, że nie pamiętam, ale można tam tworzyć chaty grupowe? xd Jbc to dodajcie 66455164
      Jak nie, to może jakieś facebooki msg czy coś? ;)

      Usuń
    3. Wysłałam Ci zaproszenie na GG, z którego przeniesiemy się na msg, na którym jestem już ją, Eleine i Ginny. Jak ktoś jest jeszcze chętny to zapraszam, miejsca nie zabraknie xDD

      Usuń
    4. Matko, ja nie mam GG xD

      Usuń
    5. Jeśli mogę dorzucić w tej sprawie moje 3 grosze, to na kilku blogach widziałam takie czaty w bocznej kolumnie, gdzie wystarczy podać swoją nazwę i można dyskutować. Nie znam się na tym zupełnie, więc nie wiem na ile to jest problematyczne przy samym tworzeniu, ale jest o tyle wygodne, że działa na bieżąco, a zawsze można też przewinąć wypowiedzi wstecz jak się akurat na nim nie siedzi i chce nadrobić zaległości. Coś takiego jest na lapidarium narutowskim na pewno. Oczywiście nie nalegam, podrzucam tylko pomysł

      Usuń
    6. Tak wiem o co chodzi, ale jak już się spotkałyśmy na msg, to wydaję mi się dużo lepszą opcją. Tamten czat jest za mały moim zdaniem. Jeśli któraś z drogich Pań jest zainteresowana, to napiszcie na gadu albo na maila, a prześlę Wam namiary na fb.

      66455164
      elisssnape@gmail.com

      Usuń
    7. Mojego fejsbusia chyba masz ziomuś, nie? :D
      Chyba że potrzeba stricte Temirowego Mesengerka - bo mam tylko tego swojego, prawdziwego xd

      Usuń
    8. Ja mam? Kurna, ja mam! Przepraszam! Jak to jest kuźwa, że się nawet wczoraj logowała na ten daje FB Sayu i NIC MI NIE WYSKOCZYŁO. Dodam Cię później jak będę w domku :3

      Usuń
  7. Kakashi jest tu cudowny. Taki do schrupania — opiekuńczy i kochany. Taki, jakiego chcemy widzieć w tych słodkich fanfikach, kiedy Sakura nareszcie może zasmakować prawdziwego uczucia.

    Sakura troszkę irytowała swoją postawą wobec Sasuke, ale mogę jej to wybaczyć. Czytałam o innych jej wersjach, których po prostu nie dało się lubić. Tu jest nadal zagubiona i niepewna tego co czuje.

    Ale Sasek... Och, kurde bele, chce się go zabić, naprawdę! xd
    Juz nie chodzi nawet o to, że jest bucem i łamagą, ale przypomina mi facetów z jakiś pato-związków. Jeśli chciałby kogoś silniejszego, poszukałaby sobie takiej kobiety. Wypomina Sakurze, że dała się złapać, ale nadal odwiedza jej dom, kiedy jest w wiosce. On nie chce kogoś lepszego, bo wydaję mi się, że lubi to, że ją kontroluje. Wypomina jej każde słabości, wytykając jak beznadziejna jest, a Sakura potakiwała i gryzła się w język. Jak dobrze, że to przestało jej wystarczać i poszukała szczęścia w ramionach naszego ulubionego zamaskowanego lovelaska~

    Dobra robota, Kochana! To był dobry kawałek KakaSaku ;3

    OdpowiedzUsuń
  8. Myślę, że pisanie chrupkich postaci wychodzi mi najlepiej XD Podobnie jak opisywanie Sasuke jako skończonego chuja. Tak jakoś wczytałam się w waszą nienawiść względem niego, że sama zaczęłam ją wydzielać xD Nie poznaję siebie xD

    Sakura docelowo miała być właśnie taka. Trochę do lubienia, trochę do gardzenia :D

    CZEKAM aż udostępnisz to, co tam skrywasz. ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. OMG to było zajebiste. Sasuke to drań, a Sakura na szczęście w końcu zmądrzała. Kakasz w tej partówce był po prostu idealny. Fajnie się czytało, a Twoje opisy to po prostu bajka!
    Pozdrawiam gorąco!! <3

    OdpowiedzUsuń

Wena żreć coś musi — jeśli czytasz, to doceń naszą prace i skomentuj!