23.11.2021

Zgubne wymagania [HidaIta] dla Black

Po paru sekundach podniósł rękę i pomachał do Itachiego. To było dziwne, dlaczego miałby go żegnać? Chłopcy spali. Patrzyli sobie w oczy i kiedy przytłoczony, niezdecydowany Itachi nie odwzajemnił gestu, mężczyzna odszedł kręcą głową.

Wstrzymał oddech. Na sekundę, drugą i dziesiątą. Po doliczeniu do czterdziestu sześciu, wypuścił powietrze ze świstem. Oczywiście to nie pomogło, nigdy nie działało, jednak było odruchem, który zawsze towarzyszył atakom paniki. Dłonie Itachiego chwyciły lustro po obu stronach, zupełnie jakby próbował uspokoić swoje odbicie, to w nim leżał cały problem. Łazienkowa szafka jednak była stabilna, czuł to pod swoimi palcami. Naprawdę wolał nagły wstrząs tektoniczny niż swoją niemoc. Odbicie mężczyzny nadal dygotało przed ciemnymi oczami. Głęboki wdech był tak daleki i niemożliwy, że w tej jedynej chwili wydawało mu się, że ostatni zaczerpnął lata temu, może nawet w minionym życiu.

Kolejną porażkę przyjął z chłodnym grymasem. Ataki nawiedzały go zbyt często w przeszłości, aby nie nauczył się je maskować dla wścibskich spojrzeń. W środku był wrakiem. Zdążył się przyzwyczaić do swoich słabości, ale nie zmieniało to faktu, że nadal go męczyły. Czuł się słaby i mały, śmieszny – zupełnie inny od postaci, którą grał całe życie. 

Zamknął oczy upokorzony, a fala gniewu go zalała. Kiedyś było to niemiłe, szczypiące uczucie, jakby coś pełzło pod jego skórą, ale z roku na rok, z dnia na dzień stawało się trudniejsze do okiełznania. Niekiedy musiał zagryzać zęby do bólu, żeby powstrzymać słowa, które podstępnie próbowały się wymknąć. Chociaż, nich Bóg mu świadkiem, jego marzeniem było wyplucie ich ojcu w twarz. Ostatnio, coraz częściej, złość przypominała wezbraną falę błota, wody i skrawków drewna – jak po niespodziewanej powodzi, która zniszczyła wszystko na swojej drodze. Czuł jak uderza – coraz mocniej, coraz silniej – w ostatnią zaporę, która trzymała jego zdrowie psychiczne w jednym kawałku.

Itachi przemył twarz wodą. Odbicie w wypolerowanym lustrze przestało dygotać. Maska perfekcjonizmu była na swoim miejscu. Poprawił kilka czarnych kosmyków, które uciekły z kucyka i spojrzał za siebie. Granatowa, droga marynarka leżała zawieszona na oparciu krzesła przy małej toaletce hotelowej łazienki. Oczywiście, idealny syn nawet przed załamaniem psychicznym musi zadbać, żeby nie pognieść jedynego garnituru, który miał przy sobie. Wymagano, żeby na kolacji wyglądał perfekcyjnie.

Jakie to żałosne, westchnął. 



Kobieta przed nim była niską japonką. Czarne włosy przypominały mu matkę, jednak na tym skończył porównania. Miała brązowe oczy, chociaż mogły być mieszanką kilku barw, ale wzrok ledwo dorosłej dziewczyny niemal nigdy nie padał na jego twarz i nie potrafił tego ocenić. Nauczono ją uległości i posłuszeństwa. Gdyby miał określić jej typ, przypominała obraz – idealny malunek, bez skazy, nad którym ktoś spędziły długie tygodnie, żeby nadać mu perfekcyjne rysy. Kolejna zabawka w rękach ważnych patriarchów rodów. Przecież był taki sam.

Czasami czuł się jak lalka. Nie marionetka w rękach ojca, to byłoby zbyt proste, a Itachi nie lubił prostoty w rozumowaniu. Zwykł poddawać swoje życie analizie i debatować z samym sobą gdzie inne postępowanie przyniosłoby lepsze efekty.

Był porcelanową, drogą lalka, którą kupuje się bogatym dziewczynkom i stawia w wystawowym miejscu w ich mdłym pudrowym pokoiku. Takiej zabawki się nie dotyka, służy jedynie do cieszenia oka. Musi być nieskazitelna jak w dniu zakupu. Bez rys, skaz i defektów, które zmuszają do odwrócenia oczu. 

Siedzieli naprzeciwko siebie, prowadząc żmudną rozmowę, którą częściej wypełniła cisza niż słowa. Idealne twory idealnych rodów, ważnych ludzi, których samo nazwisko wystarczało, żeby wzbudzać prestiż i respekt. I mieli się pobrać. To już przesądzone.

Stek z sarniny za niebotyczną kwotę w wykwintnej restauracji prestiżowego hotelu smakował jak tektura. Wątpił, żeby była to sprawka złego kucharza lub nieudanego dania. Cały czas czuł mdłości, chciało mu się rzygać na myśl o życiu, które będzie musiał wieść. A gdyby zwymiotował na środek stołu? Czy wtedy na twarzy kobiety bez wyrazu pojawiłoby się obrzydzenie? Gdyby jej sałatka z fenkułem wymieszała się z jego wymiocinami, uciekłaby z sali? Zadzwoniła do matki (bo na pewno nie ojca, chociaż Itachi nie znał go dobrze, to miał pewność, że w ich rodzinie głowa rodu jest równie zimna i nieprzystępna) i próbowała przebłagać, żeby ślub został odwołany? Może gdyby uśmiechnął się do niej, a jego zęby umazane byłby niestrawionym pokarmem, może to by ją złamało?

Westchnął głośno, ale ona nie podniosła na niego wzroku. Uległość wpajano jej latami, teraz była równie naturalna jak oddychanie. Prawdopodobnie podałby mu serwetkę i zawołała kelnera. Nawet gdyby w środku umierała z rozpaczy, nie zerwałaby zaręczyn. Mogła być dorosła, ale nie miała do tego prawa. Podobnie jak on.




Każdy, w mniejszym lub większym stopniu, spisał Sasuke na straty.

Matka nie wymagała od niego wiele, chciała tylko żeby nadal z nią rozmawiał – nawet o rzeczach błahych i trywialnych. Nie starała się dostać głębiej. Wiedziała, że to wywoła w nim złość, a mury, które postawi, będą nie do przejścia. Już to przerabiali. Itachi cieszył się, że wyrobili własną rutynę. Nie chciał znowu oglądać jej bólu.

Ojciec ograniczał się tylko do spojrzenia – twardego jak skała, zirytowanego i rozczarowanego. Chociaż teraz nawet do tego nie miał okazji, odkąd Sasuke zamieszkał z Naruto. Jeszcze parę lat temu Fugaku starał się go naprostować, ale od kiedy słowa i groźna twarz przestały działać, nie miał innej broni w swoim arsenale. Oczywiście odciął go od rodzinnego “skarbca”, ale to nie podziałało. Sasuke co chwilę znajdował bardziej lub mniej szemrane zajęcia, które przynosiły mu zastrzyk gotówki. Mieszkał z Naruto, przyjacielem z dzieciństwa, który również był złotym dzieckiem bogatych rodziców, chociaż finanse burmistrza Minato nadal nie mogły się równać z tymi należącymi do Uchiha. Poza tym mama przynosiła mu co jakiś czas domowe obiady lub dawała mu “małe kieszonkowe”. Po prostu nie potrafiła odpuścić. Na końcu była jeszcze dziewczyna – Sakura (sam nie wiedział czy to imię czy przezwisko przez wzgląd na irracjonalne, różowe włosy), która bezmyślnie kochała go latami. Pochodziła ze zwykłej rodziny z klasy średniej, ale jej patronem na studiach medycznych została Tsunade Senju. Nie zdziwiłby się gdyby z uśmiechem na ustach oddała mu większość część stypendium na “małe wydatki”. Wszyscy z całych siły starali się, żeby Sasuke nie dorósł. 

Itachi zaś traktował go jak problematyczne zwierzątko domowe, którego trzeba stale doglądać. Był jak bezpański kot. Nie pozwalał się głaskać, ale często wskakiwał na drzewo albo blokował się za szafką kuchenną i trzeba było go ratować. Dawno już nie próbował do niego dotrzeć. Kiedyś myślał, że znajdzie w nim towarzysza, pokrewna duszę, uwikłaną w tą samą beznadziejną rodzinę z horrendalnym wymaganiami. Cicho liczył, że będzie mieć sojusznika, dzięki któremu dni w złotej klatce będą znośniejsze. Jednak Sasuke zawsze go zawodził.

Uchiha czuł chorą potrzebę sprostania wymaganiom rodziców. Był to jego obowiązek jako pierworodnego. Kto jak nie on? Czy naprawdę jego pragnienia i lęki miały być ważniejsze niż dobro rodziny? Sasuke mógł sobie na to pozwolić, Itachi nie miał tego przywileju. Poza tym on nie miał marzeń, nigdy nie zaprzątał sobie nimi głowy, wiedząc że ma już wyznaczony los. Kiedyś chodziłam na kółko teatralne. Wspominał dobrze te lata, jednak nie był na tyle wybitny, żeby mógł myśleć o zawodowstwie. Prawda, obsadzano go w ważnych rolach, niekiedy nawet głównych, ale nie była to za sprawą jego talentu. Już w liceum wiedział jak działa ten świat. Ogromne dotacje jego ojca dla szkoły zobowiązywały opiekuna kółka teatralnego do wynoszenia go na piedestał. Był dobrym sportowcem, trochę lepszym niż średnim, ale znów – nie wybitnym. Uczył się doskonale, z żadnym przedmiotem nigdy nie miał problemów, ale nie przez wybitną błyskotliwość a korepetycje, na które chodził. Musiał po prostu mieć najlepsze wyniki, żeby dobrze wyglądały na papierku z jego nazwiskiem i napawały rodziców dumą.

Odgłos cichego, systemowego dzwonka dotarł do jego uszu. Lampka przy łóżku nie świeciła wystarczająco mocno, żeby oświetlić całe pomieszczenie. Na ścianę przy komodzie padł niebieskawy promień, płynący z wyświetlacza telefonu komórkowego. Itachi spojrzał na zegarek na ręce, dochodziła dwudziesta trzecia. Poczuł ukłucie strachu, to było zdecydowanie za wcześnie na dzwonienie po szofera i bohatera w jednym. Odrzucił Znak Czterech, pierwszą część przygód Sherlocka Holmesa. Lubił tę serię. Należała do klasyków, więc była odpowiednia dla kogoś jego pokroju, nie można było zarzucić mu interesowania się tanimi kryminałami, a jednocześnie naprawdę go ciekawiła.

Z sercem na ramieniu odebrał połączenie, widząc na ekranie imię brata.

— Sasuke? 

— Heeej, tu Naruto! Mamy mały problem Itachi-nii. Sasuke mi odleciał i żaden taksiarz nie chce nas zabrać. Podobno ostatnio ktoś porzucił trupa u jednego przewoźnika i wszyscy się boją. Przyjedziesz po nas?

— Co się stało? — dopytywał.

— To co zawsze, twój braciszek nie zna umiaru z kolorowymi drineczkami. Wyślę ci naszą lokalizację. Czekamy!

Uzumaki rozłączył się czym prędzej. Chociaż Itachi na pozór był opanowany, to nie raz wytykał ich głupotę i lekkomyślność. To w połączeniu z jego spokojnym, wyprutym z uczuć głosem, przerażało blondyna. Szkoda, że nie działało na Sasuke.

Przetarł twarz otwartą dłonią i westchnął głośno. Czasami zastanawiał się czy zostawienie ich na lodzie cokolwiek by dało. Wyobrażał sobie scenariusz, kiedy Naruto musiałby wlec na wpół przytomne ciało Sasuke po śródmieściu. Może po którymś razie to by zadziałało. Zaraz potem wkradał się do jego głowy drugi scenariusz, kiedy ktoś ich zaczepia. Napastnik zauważa markowe ciuchy i jeden z drogich zegarków, ten którego Sasuke jeszcze nie sprzedał, i ich okrada. Czasami w wyobrażeniu człowiek bez twarzy ma nóż, a chodnik barwi czerwona krew. Nie, nawet jeśli czuł żal do Sasuke, to za bardzo bał się zostawić go samego. Wiedział, że w ten sposób on także nie pozwalał mu dorosnąć. 



Podjechał pod bar, który odwiedził już parę razy. Właściwie to tylko jego parking, odbierając dwójkę młodych-dorosłych chłopaczków, którzy zachowywali się jak bezmyślne, rozpieszczone dzieci. Zaparkował na uboczu, tam gdzie dostrzegł wolne miejsce.

Trzymając dłonie na skórzanym pokrowcu kierownicy, wstrzymał oddech. Jadąc tu znowu myślał jak zaczyna się dusić i ile mógłby oddać za kilka nocy beztroski. Niekoniecznie w miejscu wypełnionym dudniącymi basami i amfą, ale może zdobyłby się nawet na to.

Atak ustał, złość się rozmyła. Dziwne jak bardzo się do nich przyzwyczaił, były stały element jego życia. Poranny prysznic, śniadanie, atak paniki, krótka prasówka bieżących wiadomości i staż w firmie ojca.

Bajkowy świat, pomyślał cierpko. 

Wyszedł z auta, sprawdzając dwa razy czy zamknął drzwi. Nawet bez kluczyków w stacyjce miejscowy półświatek poradziłaby sobie z szybka kradzieżą. Już widział jak dwójka podejrzanych typów łypie na niego i mustanga z drugiej strony parkingu.

Ruszył w stronę wyjścia z klubu, tam gdzie w grupce paru osób dostrzegł jasne włosy Naruto. Czasami zmieniały kolor na zielony, kiedy spadała na nie migocząca poświata neonu z nazwą lokalu.

Kilka metrów bliżej, na ławce zauważył Sasuke, któremu urwał się film. Podszedł do niego z grobową minął. Uznał, że skoro Naruto nadal jest zajęty rozmową, to najpierw zaniesie brata do auta. Piany Uzumaki nie byłby dobrym asystentem. Raz pozwolił mu pomagać. Chłopak po kilku krokach potknął się o własne nogi i runął twarzą na betonowy chodnik.

Sprawdził kieszeni jego kurtki, próbując wymacać telefon. Dobrze wiedział jak dzisiejsze smartfony nie lubią się ze standardowymi kieszeniami ubrań. Nie chciał popsuć telefonu brata i później wysłuchiwać płaczliwych skomleń, że za pieniądze na nowy mógłby mieć zapas trawki na miesiąc.

— Coś ci się kurwa nie pomyliło? — usłyszał nad uchem.

Zanim Itachi zdążył spojrzeć na przybysza i zrozumieć źródło jego gniewu, został szarpnięty do tyłu. Ramię bolało go od silnego uścisku. Uderzył plecami o twarde deski ławki, ale się nie skrzywił. Maska zimnej obojętności była zbyt gruba, żeby zaskoczenie mogło się przez nią przebić. Spojrzał oceniająco na górującego nad nim mężczyznę. Miał bardzo jasne włosy, platynowe lub szare, nie potrafił tego ocenić w świetle kiczowatego neonowego światła. Patrzył na niego groźnie, jak typowy młodociany pseudo gangster. Jego rozszerzone, małe czarne oczka ciskały iskry szaleństwa. Może by się nawet go przestraszył, gdyby mu zależało.

— Nie sądzę — odpowiedział brunet, a spokój w jego głosie wyraźnie zirytował napastnika.

— Myślisz, że jak masz ładną, drogą kurteczkę, to nikt nie zauważy jak próbujesz skroić małolata? No cóż, pięknisiu, masz problem, bo znam te zapijaczone zwłoki.

— Hidan, zostaw Itachiego-nii! 

Uzumaki przepchnął się przez grupkę znajomych i wskoczył na ramiona mężczyzny.

— Sakura-chan cię zabije jeśli dowie się, że pobiłeś brata Sasuke!

Nieznajomy puścił ramiona Uchihy. Spojrzał na niego zamyślony, a po gniewie nie pozostał nawet ślad na jego twarzy.

— Faktycznie, jesteś jak jego podrasowana, starsza wersja. 

Itachi podniósł się z ławki. Plecy zakuły go w miejscu uderzenia, prawdopodobnie będzie mieć jutro siniaka. Wrócił do przeglądania kieszeni Sasuke jakby cała sytuacja nie miała miejsca. Wyjął z jednej komórki brata i podał ją Naruto.

— Żeby się nie roztrzaskała.

— Jak zwykle myślisz o wszystkim — zaświergotał, wciąż wyraźnie piany.

Później bez słowa wziął Sasuke na ręce. To trochę przypominało czas, kiedy w piątkowe wieczory jego dużo młodsza wersja czekała przy stole w salonie na powrót ojca. Sasuke nie pozwalał, żeby sprzątnięto talerz Fugaku, pragnąc zamienić parę prozaicznych słówek lub pochwalić się osiągnięciami z przedszkola przed snem. Wtedy nadal próbował walczyć o ich relacje, zbyt młody, żeby zauważyć niechęć ojca do czegoś tak przyziemnego i bezwartościowego. Po paru godzinach Itachi zabierał śpiącego Sasuke w ten sam sposób na górę – do jego małego, dziecięcego pokoju.

Hidan wziął Naruto pod ramię i ruszył z nim w krok za Itachim. Przez te kilkaset metrów nie zamienili nawet pojedynczego słowa.

Odłożył Sasuke na tylne miejsce za fotelem kierowcy i zapiął mu pasy.

— Jeszcze papierosek zanim pojedziemy? — wyszczerzył się Naruto. Jego oddech był mieszanką zapachu sosu serowego i alkoholu.

Itachi kiwnął głową. Papierosy nie były czymś złym, to znaczy w świecie, do którego się przygotowywał. Ojciec wmuszał w niego cygara na mniej oficjalnych spotkaniach biznesowych, w których uczestniczył. Podobnie drogą whisky, która smakowała jak środek do udrażniania rur. W porównaniu do tego mały, cienki papieros light był wręcz przyjemnością.

Hidan i Naruto dyskutowali o jakiś sprawach, których nawet nie próbował zrozumieć. Nie słuchał, nie chciał zastanawiać się nad sensem konwersacji i zazdrościć im normalności. Dlatego zawsze się odcinał. Patrzył w dal, na migoczący zielony neon z napisem Paradise i ludzi wytłaczających się z baru. Podejrzany bar prawdopodobnie miał mało wspólnego z jego wizją raju.

— Ale mnie wkurwia twoja twarz. Patrzysz na mnie tak zimno, pewnie myślisz, że jesteś lepszy, co fagasie?

Dopiero, kiedy Hidan staną naprzeciw niego, Itachi zrozumiał, że to on jest adresatem słów. Zazwyczaj ludzie reagowali na jego chłód wycofaniem, niepewnymi spojrzeniami. Za to w mężczyźnie wywoływał złość. 

To coś nowego, pomyślał, obserwując jego wykrzywioną w grymasie irytacji twarz. Zastanawiające, że tak łatwo zmienia mimikę. Parę sekund temu mógł być naturalny, później śmiać się do łez z Naruto, żeby teraz stać się groźny. Czy umiałby tak, gdyby dorastał w mniej popieprzonym domu?

— Nie, wręcz przeciwnie — odpowiedział spokojnie.

To zbiło Hidana z tropu. Uniósł brew i cofnął się o krok, kiedy Itachi podniósł się z czarnej maski swojego mustanga, o którą się opierał. Wyrzucił niedopałek do pobliskiego kosza i wsiadł do auta. Zanim ruszył sprawdził, czy obaj chłopcy siedzą na tylnych kanapach i dopiero wtedy przekręcił kluczyk.

Hidan stał kilka metrów dalej z rękoma wsadzonymi w kieszeń. Wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał. Po paru sekundach podniósł dłoń i pomachał do Itachiego.

To było dziwne, dlaczego miałby go żegnać? Chłopcy spali. Patrzyli sobie w oczy i kiedy przytłoczony, niezdecydowany Itachi nie odwzajemnił gestu, mężczyzna odszedł kręcą głową.



Lubił kawę z małej kawiarenki obok wejścia do budynku firmy ojca. Nie często mógł się nią delektować, bo nawet jeśli zaczynał nieco później, to jeździli z Fugaku jednym autem. Godzinę przed formalnym rozpoczęciem dnia siedział już w wygodnym, obitym skórą fotelu i przeglądał dokumenty ze starych spraw. Nie robił tego ze względu na chęć rozwoju, po prostu tego wymagano. Dopiero co skończył studia, był najmłodszym stażystą w firmie ubezpieczeniowej. Ale oczywiście nie traktowano go jak innych aplikantów. On nie chodził na pocztę, po kawę, nikt nie odważył się zrobić z niego chłopca na posyłki. Traktowano go tak, jakby za tydzień, góra dwa miał usiąść na fotelu prezesa. Syneczek szefa, któremu nie można podpaść. Sam wiedział, że zanim to się stanie czekają go lata, może nawet dekady, bycia w cieniu ojca, jego osobistym niewolnikiem.

Ale dziś Fugaku udał się w podróż służbową, więc Itachi sam przyjechał pod siedzibę. Wypił gorące, karmelowe latte ze swojej ulubionej kawiarni i starał się przemknąć jak cień po holu firmy, aby nikt nie zajął go głupią, prozaiczną rozmową pełną lizusostwa. Niepostrzeżenie wszedł do małego biura, którego nie dzielił z nikim. Normalnym świeży pracownik nigdy nie dostałby takich przywilejów.

Odpalił komputer i starał się wejść w swój zwykły tryb, ale jego myśli stale błądziły. To było dziwne, zazwyczaj umiał się wyciszyć, a poza chwilami słabości w zaciszach swojego pokoju starał się nie myśleć, że nienawidzi swojego życia. Mimo to, dziś było inaczej. Przed oczami ciągle widział niską brunetkę, która niemal nie odzywała się podczas kolacji i przyszłe życie, które będzie z nią wieść. Widział się jako głowę rodziny – zapracowaną, nie mającą czasu na nic, gościa we własnym domu i dzieci, których przez wymagania firmy i ojca nie będzie mógł dobrze poznać. Później przyzwyczai się do takiego stanu rzeczy, wejdzie mu to w krew i stanie się kopią Fugaku. Może kobieta będzie go szanować, jak jego matka swojego męża, a może znienawidzi. Będą udawać doskonałą rodzinę, chociaż nadal będą dla siebie obcy.

Zacisnął dłonie do bólu, a przed oczami pojawiły mu się ciemne cienie.

Dlaczego teraz o tym myślał? To dlatego, że wczoraj pojechał po Sasuke? Zdarzało się to już kilkanaście razy, ale od ostatniego “ratunku” minęło parę miesięcy. Czy jego wolność, połączona z ustawionym małżeństwem Itachiego, przelały szale goryczy? Czy naprawdę był tak słaby? To miałoby sens, jego siła była tylko grą pozorów.

Kiedy wzrok mężczyzny był znów klarowny, skupił się na tekście akt. To wszystko i tak było pozbawione sensu. Nie miał nawet dokąd uciec. Sasuke posiadał przywilej w postaci przyjaciół, którzy skoczyliby za nim w ogień. Jedyną pokrewną duszą jaką miał Itachi był Shisui, który popełnił samobójstwo w gimnazjum. Uwikłany w tą samą grę. Itachi nie był tak odważny.



Po dwóch tygodniach telefon Itachiego ponownie zagrał tę samą melodyjkę. Wcześniej zastanawiał się czy go nie wyrzucić, bo nikt poza firmą do niego nie dzwonił, a od spraw biznesowych miał firmowy telefon. To jednak był ostatni środek komunikacji z Sasuke. Co prawda, jego brat niemal nigdy nie dzwonił do niego osobiście, to zawsze był Naruto. Być może Uzumaki zapisał go pod jakimś przezwiskiem, żeby Sasuke się nie zorientował.


Jego brat wypluł z siebie mieszankę niestrawionych krewetek i alkoholu. Śmierdziało niemiłosiernie, ale Itachi nawet się nie skrzywił.

Poklepał go po plecach, podając chusteczkę higieniczną.

— Mówię po raz ostatni, spierdalaj Itachi. Nie wiem po co młotek po ciebie dzwonił, ale już powiedziałem, że nie chcę łaski pupilka tatusia. 

Mimo gorzkich słów przyjął od niego skrawek materiału i wytarł usta. Później zmiął go w dłoni i wyrzucił w krzaki.

— Skoro już tu jestem odwiozę was.

— Nie chcę twojej pomocy!

Sasuke wstał, chwiejąc się na chyboczący nogach i wpadł w ramiona Sakury. 

— Uchiha-san, nie ruszałam dzisiaj alkoholu, bo z rana mam kolokwium. Zajmę się nim — powiedziała, wskazując na Sasuke, którego głowa opada na jej ramię. Zaczął zasypiać.

Chciał protestować. Nie znał jej dobrze, pamiętał jak przez mgłę, że zawsze pojawiała się w towarzystwie brata podczas szkolnych dni. Nawet jeśli mówiła prawdę, to zabierała mu te nieliczne chwilę z bratem. Myślał, że o nie nie dbał, dopóki ktoś nie chciał  ich go pozbawić.

Kiedy już otwierał usta, został zagłuszony przez pijacka piosenkę Naruto. Blondyn tańczył wokół latarni kilkanaście metrów dalej.

— Tego kretyna też — westchnęła. Zdołał tylko pokiwać głową. Pomyślał, że wykłócanie się byłoby dziwne.

Hidan obserwował wymianę zdań z betonowego murka, na którym siedział. Opierał brodę na dłoni w wyrazie znudzenia. Wstał wzdychając głośno.

— Naprawdę, dzieciaki nie znają umiaru. Tajemnica nie tkwi w zerżnięciu się “na już”, tylko dobrej zabawie do rana. Hej, panie pięknych, idziemy gdzieś?

Itachi spojrzał na niego zbity z tropu.

— Iść? Dokąd?

Na ustach Hidana pojawił się drwiący uśmiech.

— Och, ktoś by pomyślał, że książę Uchiha ma bardziej wyszukane słownictwo.

— Mam inne zajęcia niż wysłuchiwanie złośliwości. Skoro nie jestem tu potrzebny… — uciął i odwrócił się w  stronę parkingu.

— Jezu, co ty taki delikatny? Nie można nawet zażartować z pana ważnego, bo strzela focha? Będziesz płakał? 

Oczy zasłoniła mu czerwona mgła wściekłości. Palce drżały, chciał je na czymś zacisnąć. Cichy głos z tyłu głowy podpowiada, że musi coś zniszczyć, roztrzaskać, a wtedy poczuje się lepiej – szklankę, telefon, czyjś nos albo całą tą pieprzoną otoczkę idealnego syna.

Odwrócił się w stronę mężczyzny i zauważył butelkę w jego dłoni. Wyrwał ją i cisnął dwa metry dalej. Rozbiła się na kawałki, a resztka piwa mieszała się ze szklanymi drobinkami. To jednak nie wystarczyło. 

Walczył, cały czas walczył. Z atakami paniki, drażniącym uczucie pod skórą, że zabiera mu się wolną wolę, ze słabościami. Walczył dla Sasuke, matki i ojca – żeby sprostać wymaganiom, nie burzyć sztucznie idealnego życia innych domowników, żeby przyjąć rolę wystawowej lalki i uchronić przed tym brata. A jednak to nadal było za mało. Czy nie poświęcił się wystarczająco? Czemu obcy, denerwujący facet mówił o nim, jakby przejrzał go na wylot, chociaż gówno wiedział?

— Nie traktuj mnie protekcjonalnie, palance. Ja też… też jestem człowiekiem!

Wszystko w nim wrzało. Obok złości pojawia się drugie, lepiej znane uczucie. Oddech uwiązł mu w gardle, nie mógł zaczerpnąć powietrza. Neonowy szyld w oddali zaczął przygasać, podobnie jak światło ulicznej latarni. Wszystko zaszło gęstą mgłą, potrafił tylko odróżnić źródła światła. 

Dlaczego ten facet tak go wkurzał? Dlaczego jakiś zapijaczony menel dostał się pod jego maskę, skoro nawet ojcu się to nie udawało? 

Zabrakło mu tchu. Pamiętał, że kiedy zaczął mieć te ataki, był przy nim Shisui. Po jego odejściu nikt nie widział, kiedy Itachi był tak słaby.

Upadł na kolana i zaczął się hiperwentylować. Jego klatka piersiowa zdawała się zapadać.

Bez słowa Hidan poprowadził go do czerwonego BMW. Jazda minęła szybko, wydawało mi się że to było zaledwie kilkanaście sekund, ale mógł się mylić. Co jakiś czas całkowita ciemność pojawiała mu się przed oczami. Nie pamiętał, kiedy wysiadał z wozu.


Powiedział mu wszystko. Jak tęsknił za Sasuke i czasami nad ranem budził się w jego pustym pokoju. Od dzieciństwa lunatykował, ale nigdy nie szedł dalej niż kilkanaście metrów od łóżka. Jak stara się z całych sił wypełniać cichsze w rezydencji, żeby oczy jego matki nadal świeciły radośnie, chociaż teraz trudno było to pogodzić z pracą. Że czuje się lalka, którą ojciec kupił i ma prawo robić z nią wszystko co chce. Wspomniał o pięknej kobiecie z nudnym wnętrzem i o tym, jak chciał zwymiotować na stół w restauracji. Po raz pierwszy powiedział komuś o Shisuim. Nikt nawet nie wiedział, że się przyjaźnili. Ludzie myśleli, że poza dalekim pokrewieństwem, nic ich nie łączy. Zostawił mu list, którego nigdy nie przeczytał. Ciotka spalił go w kominku na jego oczach, mówiąc że Shisui przyniósł jej wstyd. 

Nigdy nie myślał, że się przed kimś otworzy. Ale czy wylanie z siebie tego bagna nie powinno dodać mu lekkości? Dlaczego tak nie było?

— Myślałem, że Sasuke jest popierdolony, ale ty wygrywasz główną nagrodę.

Itachi milczał. Wiedział, że jego zdrowie psychiczne jest w złym stanie. Nienawidził się, że wyjawił swoje demony. Powinien być silniejszy.

— Wasi rodzice są chorzy — powiedział, wydmuchując tytoniowy dym. — Tak, oboje. Nie przerywaj mi! Tatusiek to typowy wymagający tyran. To nigdy się nie skończy. Spełniasz jego oczekiwania, a wtedy żąda więcej. Albo próbuje z ciebie zrobić ideał, którym nigdy nie był albo uważa się za jednostkę ponadprzeciętną, którą oczywiście nie jest. Matka zaś na to pozwala. Możesz mówić jak tłamszona jest, ale to tylko świadczy o słabości charakteru i braku asertywności. Przelała ten chory model zachowania na was. Kiedy takie rodziny trafiają pod naszą kuratelę, w skrajnych przypadkach dzieci wysyła się do ośrodków opiekuńczych. W lśniących od złota domach dochodzi do patologii. I to nawet często. 

Itachi spojrzał na niego niepewnie.

— Zaskoczony? No patrz, ktoś taki jak ja nie może być kuratorem.

— To… niecodzienne zestawienie — przyznał drżącym głosem.

Zatopił się w fioletowy koc, który Hidan rzucił mu wcześniej na kolana. Siedział na brązowej kanapie, w małym mieszkaniu w kamienicy. Ładnej i dobrze utrzymanej. Spodziewał się, że ktoś taki mieszka w obskurnej chacie z poobrywaną tapetą.

— Wiesz, może wydawać ci się to niemożliwe, ale można kazać wszystkim się pierdolić. To wcale nie jest takie trudne. Nie jesteś dzieckiem, finansowo i emocjonalnie związanym z rodzicami. Ile masz lat? Dwadzieścia trzy? Człowieku, nie jesteś ubezwłasnowolniony.

— Muszę zrobić to co należy…

— Pierdolenie — przerwał głośno. — Stanie w miejscu jest łatwiejsze od działania. Chodzę na wolontariat do schroniska, ale kurwa, zjedliby cię tam żywcem. Skończyłbyś wracając z podkulonym ogonem albo pod mostem, obciągając za działkę. Mam wrażenie, że bardzo łatwo popadał byś w uzależniania. — Przetarł twarz otwartą dłonią, a później spojrzał prosto w oczy Itachiego. — Możesz zostać u mnie. Nie na krzywy ryj. Znajdziemy ci robotę. Musisz zawalczyć o siebie.

Itachi patrzył na niego nie rozumiejąc. Czy to miało być tak proste? Czy naprawdę życie na własnych zasadach było na wyciągnięcie ręki? Nigdy nawet o tym nie myślał, czując obowiązek względem rodziny.

Nie widziała czy dziś umiałby wrócić do domu. Pękł, złamał się. Gdyby znów znalazł się w tej samej sieci wymagań, która oplatała go przez całe życie, zwariowałby. Czuł, że kolejne wybuchy emocji bulgoczą pod jego skórą.

— Czy mogę… Zostać najpierw na noc?

— Kanapa jest twoja, księciuniu.

Uśmiechnął się. Czasami nadal to robił. Kiedy spędzali długie godziny z matką, słuchając spokojnej muzyki płynącej z radia. Itachi siedział przy kawie z niebotyczną ilością mleka, a Mikoto coś gotowała. A jednak, to wydawało się takie dziwne robić to przy kimś innym.

— Ja pierdolę, nie rób takiej miny. Jakbym to ja był księciem ratującym cię z niewoli. 




— Jezu, adoptuj mnie kobieto. Zapomnij o tych przegrywach, mogę być lepszym synem. Pal licho, ubiorę nawet kieckę, żeby być córką, której nigdy nie miałaś, tylko gotuj mi tak.

Mikoto uśmiechnęła się do Hidana w ten swój sposób, który momentalnie kradnie serce każdego. Nie musiała nawet tego robić, Hidan był już w jej sidłach za sprawą duszonej wołowiny w sosie curry. Ojciec nigdy nie lubili takich prostackich potraw, jak on to określał, ale Sasuke i Itachi zawsze prosili mamę o coś normalnego – curry, pierożki albo domowy ramen. Nie był to problem, Fugaku jadał z nimi tylko w weekendy.

Tamta noc minęła szybko. Później dni zmieniły się w tydzień, a Itachi stał ze swoim CV w dłoni pod schroniskiem dla zwierząt, zanim się obejrzał. Zawsze lubił psy i koty, jednak nigdy nie mogli żadnego mieć. Współlokator napisał podanie za niego, wykreślając prestiżowe studia i wybitne osiągnięcia. Teraz miał być sobą, a nie tworem ojca. W takim miejscu wykształcenie ekonomiczne nie było potrzebne.

Czuł się jak dziecko wepchnięte w inny świat. Ciągle był niepewny kolejnych kroków, ale Hidan był przy nim. Miał brudne usta i szalony temperament, ale momentalnie zaczął traktować Itachiego jak starego przyjaciela, mimo że poznali się dopiero parę tygodni wcześniej. 

Nadal zajmował jego kanapę. Mimo pracy, nie miał wystarczająco środków na wynajem czegoś własnego. Hidan zgodził się, żeby oddawał mała część wypłaty jako umowny czynsz, a resztę odkłada, zbierając oszczędności.

Mikoto odezwała się do niego już na następny dzień, zmartwiona dlaczego nie wrócił na noc. Nigdy tego nie zrobił. Może za jakiś czas poczuje się wystarczająco silny, żeby przekroczyć próg tego domu, ale jeszcze nie teraz.

Matka odwiedzała go raz w tygodniu i szybko znalazła wspólny język z Hidanem. Byli całkowicie różni, ale jednak to w niczym nie przeszkadzało. Ojciec przez lata uczył go, żeby dobierać sobie tylko odpowiednie towarzystwo na poziomie.

Już nigdy więcej, obiecywał.

Nie odpowiadał na telefony Sasuke i Naruto. Hidan uciął kontakt Itachiego z chłopcami i sam jeździł po nich, kiedy potrzebowali pomocy. Mówił, że na poprawienie stosunków między braćmi przyjdzie czas, teraz Uchiha miał się skupić przede wszystkim na sobie. Nie mógł dalej grać według wymagań innych – nie ważne czy brata czy ojca. W końcu prośby przestały napływać. Itachi pytał czy z Sasuke wszystko w porządku.

— Ma się dobrze — odpowiedział i temat został ucięty.

Nie odbierał telefonów ojca. Po pewnym czasie jego komórka zamilkła. Mikoto przekazała mu zaplombowany, oficjalny list z informacja o skreśleniu go z listy stażystów.


— Sasuke wrócił do rezydencji. — Hidan powitał go niespodziewana wiadomością, kiedy wrócił do mieszkania z popołudniowej zmiany. Papierowa torba z warzywami i pieczywem wysunęła się z dłoni Itachiego (odkrył, że uwielbia zakupy na pobliskim targu), a jego usta otworzyły się w wyrazie szoku.

— On co?

— Elokwentny jak zawsze — zaśmiał się i pomógł mu pozbierać rozrzuconą cebulę.

Może Hidan miał coś z tym wspólnego? Powiedział Sasuke parę cierpkich słów, walczył o niego. Albo nie zrobił niczego, nie zamierzał go niańkować, opiekować się jak księżniczką w potrzebie i to jego brat poszedł po rozum do głowy. Życie na jałmużnie innych w końcu ugodziło w jego ego. A może pomyślał, że to teraz jego kolej na poświęcenie, żeby Itachi mógł rozprostować skrzydła? Nie wiedział, nadal nie rozmawiali. Potrzebowali trochę więcej czasu, aby wypełnić luki w ich relacji, które powstawały latami.

Odkładając pszenny chleb do chlebaka, spojrzał na Hidana.

— O co chodzi, panie piękny?

Itachi pokręcił głową, a na jego ustach pojawił się ciepły uśmiech. 

— Nawet nie myślałem, że takie życie jest możliwe. Dziękuję ci za pomoc i że litościwie przygarnięcie niedorajdy życiowej.

Garnek, który trzymał opadł z głośnym hukiem do zlewu. Hidan patrzył na niego jakby chciał go uderzyć.

— Kurwa, litości? Weź chłopie, gdybym się nad tobą zlitował to po prostu dałbym ci stówę w łapę, adres ośrodka dla bezdomnych i kopa w dupę na rozpęd!

— W takim razie dlaczego?

— Ponieważ, ważniaku, każdy ma prawo do normalności. Pomogłem sięgnąć ci po to, co ci się należało. Nie możesz sobie umniejszać. Przestań winić się o wszystko i myśleć, że musisz sprostać jakimś wymaganiom. Jesteś, wolnym człowiekiem, a nie niewolnikiem! O Jezu, o kurwa, ale mi ciśnienie podnoszą twoje gadki.

Oczy Hidana skierowały się na twarz bruneta. Może ten wybuch był niepotrzebny, zbyt gwałtowny, groźny, ale Itachi nie umiał przestać się uśmiechać. Kiedy o tym mówił, wszystko wydawało się takie proste.

— I jeszcze znów robisz taką minę.

— Jaką?

— Jakbyś był nastoletnią licealistką i właśnie przeżywał pierwsze zauroczenie!

Hidan nachylił się nad Itachim z podejrzliwą miną.

— A może ty mnie kurwa uwodzisz?

Uchiha czuł jak jego oczy się rozszerzają. Czy on… rzeczywiście? Lubił jego towarzystwo, czuł się przy nim dobrze. Gotował mu i bez niego czuł się jak szczeniak zostawiony w mieszkaniu, który czeka na powrót właściciela. Sam nie wiedział co to oznacza. Miłość w jego świecie niemal nie istniała. Pamiętał tylko tą rodzicielska, od matki. Nie miał czasu na popęd seksualny, a kobiety, z którymi spędzał czas były proponowanymi kandydatkami na przyszłą panią Uchiha. Nigdy nie miał możliwości się w kimś zauroczyć, nie było na to miejsca i czasu w poprzednim życiu.

— Ja… może?

Hidan zaśmiał mu się w twarz, beztroskim, radosnym śmiechem. Kręcąc głową z rezygnacją po prostu go pocałował.

Wszystko w Itachim wybuchło. Nie raz jego ciało drżało, ale zawsze przez ataki paniki. Czasami jeszcze wracały, ale przy Hidanie przechodziły o wiele szybciej. Nigdy nie było to tak przytłaczające i przyjemne uczucie. Coś w jego żołądku zaczęło mu się przewracać. Czy to te słynne motyle w brzuchu? 

 — To mój pierwszy pocałunek — powiedział po wszystkim. Podpierał się o kuchenny blat. Ekscytacja płynąca z nowego doświadczenia nieco go przytłoczył.

— O kurwa, nieskalana dziewica. Czuję się taki złyyy.

— Wiesz, mam już wybraną żonę.

— Och, przestań. Tylko mnie nakręcasz.

Nie chciał tego analizować, rozbijać ostatnich wydarzeń na czynniki pierwsze i rozważać różne opcje. Tak robił w przeszłości. Nie miał wielkich marzeń, światłych celów lub wyznaczonego miejsca, do którego chciał się dostać. Żył chwilą i po raz pierwszy mu to nie przeszkadzało. 




Postacie to kompletne AU.
Niczego nie żałuję xD

Nagroda pojawiła się po trzech tygodniach, a nie dwóch, za co Cię przepraszam. Ale skoro kazałaś mi się nie śpieszyć, to się rozleniwiłam xd

Dla Black



9 komentarzy:

  1. Droga Sayu!
    Po pierwsze to absolutnie nie rozumiem dlaczego nikt tu jeszcze nie zawitał!

    Po drugie para, która Ci się trafiła jest absolutnie niesamowita i wyjątkowa i duże brawa za podjęcie się wgl tego tematu.

    No dobra! A teraz zbieram ię za konkretny.
    - najlepsze smaczki to drobne wstawki, które nikczemnie i lekko wrzucasz do tekstu. po prostu uwielbiam takie niczego sobie wiszące w tekście komentarze jak np. garnitur, który Itachi zdjął przed atakiem bo przecież MUSI BYĆ IDEALNY

    - mam wrażenie, że pobawiłaś się tutaj formą i trochę wyszłaś poza utarty i sprawdzony u ciebie styl i wcale nie żałuję! momentami może zgrzytały mi opisy, brakowało takiej pełnej sayuwatości ale ale! coś za coś

    - bardzo ciekawe okazały się dialogi, w końcu tekst opiera sie tu głównie na opisach sytuacji, a jednak Hidan skradł moje serce swoją wylewnością "o boże, o kurwa" i uwielbieniem do Mikoto, natomiast Itachi swoim... autyzmem xD to jak ograniczone były jego wypowiedzi (bo i cóż biedny Itaś miał mówić w tych wszystkich sytuacjach) były cuu doo wnee i jakoś takie swojskie :D

    - ah! jeszcze chciałam powiedzieć jak bardzo BARDZO uwielbiam to, że zupełnie inaczej przedstawiłaś braci Uchiha. trochę serduszko mnie bolało, gdy Sasuke okazał sie imprezowiczem, idiotą i narkomanem ale tutaj tak zajebiście pasował
    no a Itachi, fajnie było poczytać, że wcale nie był złotym chłopcem. że dusił się od tego wszystkie (przypomina mi się fragment o porannej prasówce i ataku paniki NO CUDO MOJA DROGA CUUUDO)

    ej dobra napisałam tyle komentarza, że aż się pogubiłam w własnych myślach xD
    ale na koniec to jeszcze chciałam dodać, że absolutnie uwielbiam tu Hidana. jest wulgarny, jest stanowczy, jest kochany i zawadiacki! zabrakło tylko jakiegoś wątku okultystycznego i byłoby wdeche! no i fakt, że jest kuratorem... ogólnie bardzo fajne wstawki wrzuciłaś, wykorzystując fakt, że jesteś w świecie rzeczywistym a nie oryginalnym Naruto
    samobójstwo w gimnazjum, kurator, a niech to! nawet to że Uchiha byli notatiuszami a nie zwykłymi prawnikami było cudne

    Buziaki i już nie mogę doczekać się reszty zamówień z kolejki :8

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj mordo, wiedziałam że będziesz pierwsza <3

      Też kocham czytać takie małe smaczki. Jakieś podstępnie ukryte zdania, które można przeoczyć, ale mogą też przykuć wzrok, zmusić do głębszej analizy ^^

      Mówiłam Ci już o tych dialogach. Naprawdę Hidanowi można włożyć w usta każde bluzgi czy szalone odzywki i będą pasować xd Czasami trzeba pobawić się konceptem. I o ile kocham rodzinkę Uchiha np z Fantazji, to pisanie o nich zawsze jako super kochanych może zmęczyć. Ja z nimi zawsze przechodzę w skrajności. Albo są do serca przyłóż albo najlepiej zakopać ich w ogrodzie xD
      A poza tym bardzo przypasował mi tu motyw śmierci Shisui'ego. Jak pomyślałam kogo mogę jeszcze wymienić z tej rodzinki, to zapaliła mi się lampka nad głową. Przecież pomysł z jego samobójstwem pasuje tu jak ulał.

      Dzięki za tyle miłości <3

      Usuń
  2. DZIEŃ DOBRY DZIEŃ DOBRY A COZ TUTAJ MOJE OCZY WIDZĄ A CÓŻ TO ZA BLASK PIERDOLNĄŁ Z MONITORA MAJ BODY IZ REDI

    chciałabym zaadoptować itachiego i głaskać go po główce moja biedna dzidzia ;; SAMA MU ZGOTOWALAM TEN LOS ZAMAWIAJAC TO ALE XDDDD ALE WIESZ JAK JEST
    w sumie itach taka tragiczna postac nawet w canonie więc wszystko jest git
    sasuke rozegrany perfekcyjnie wez jakbym go jebla w ten pusty łeb to nie byłoby co zbierać itachi jest dla niego za dobry
    HIDAN BIERZ SIE ZA NIEGO SZYBKO ON JEST W POTRZEBIE
    uwielbiam tutaj hidana - swój ziomal dla którego kurwa jest przecinkiem dogadalibyśmy się
    w ogóle to też wdzięczna postac do pisania zawsze jakoś sie siwa menda wpasuje
    JEBNAL BUTELKA
    SHIT CO ZA AKCJA ITACHI JA NIE WIEM BAGIETY JUZ JADO XDDDD
    można powiedzieć że hidan go praktycznie zaadoptował jak jakiegoś porzuconego zwierzaka i to jest piękne i tak trzeba żyć ZAJMIJ SIE NIM DOBRZE
    KURWA HIDAN TY CK CHWILA NAZYWASZ GO PIEKNYM WIEC TO CHYBA JEDNAK TY GO ZARYWASZ XDDDD
    ale ąąą to wyznanie było takie kjut ;; WYCAŁUJ GO ZA WSZYSTKIE ZLE RZECZY KTORE GO SPOTKALY NIE KREPUJ SIE HIDAN MORDO
    C U D O W N I E wzruszyłam się ♡♡♡

    jakie tak ooc jest zajebiscie mordenko 12/10 i tak dalej
    zezwolilam na poślizgi bo jak jeszcze pisałam fanficki to nic mnie nie tak nie wkurwiało jak limit czasowy takze wiesz ZE MNA ZAWSZE NA LAJCIE XD POLECAM SIE JAKO ZAMAWIAJĄCY LOLOLOLOL

    BUZIACZKI DLA CIEBIE TENK JÓ CZEKAM ROZPALONA NA MOJE DRUGIE DZIECI

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jebnął butelką, no! Jego największym grzechem było czytanie tanich kryminałów po kątach (oj, Itaś, pornosa byś wziął, a nie), WIEC TO PRZEŁOM NA SKALE ŚWIATOWĄ, MAŁA.

      Ej, fakt. Niby wiem, ze ciagle nazywa go pięknisiem (bo to pisałam no heloł xD), ale w głowie zawsze miałam, ze to droczenie, A MOZE TO ITASIA ROZPALIŁO :o

      Usuń
  3. I część komentarza
    O jasna cholera…
    Moje serce zostało właśnie przepołowione na pół i stłuczone na miliard drobnych kawałków…
    Serio nie wiem co napisać, bo niby postacie to „kompletne AU”, ale w przypadku Uchihów tego nie odczułam. Ba, jak dla mnie ich charaktery oraz relacje zostały wyrwane z kanonu. Może odrobinkę podrasowane, bo szczerze wątpię, żeby kanoniczny Fugaku sam z siebie chciał przymusić synów do małżeństwa… Z drugiej strony, nigdy go dobrze nie poznaliśmy, więc nie wiadomo co mu w głowie – poza klanowym buntem – siedziało. Za to Mikoto z jej dobrocią dla całego świata i uległością wobec męża była w stu – a nawet i w dwustu! – procentach kanoniczna. Tak samo jak Sasuke z zazdrością o Itachiego, Sakura z naiwną miłością do Sasuke, Naruto z dziecinnością… Normalnie cud, miód, maliny, orzeszki i co tam jeszcze lubisz, bo kocham takie odniesienia do kanonu. :D Chociaż może wcale nie takie odniesienia, skoro w świecie bez masakry Sasuke stał się czarną owcą rodziny, a Itachi dalej był na piedestale? Piszę o fillerach/filmie jak coś – wybaczcie, że tak ogólnie, ale nie chciało mi się szukać, gdzie dokładnie pokazali ten alternatywny świat.xDDD
    Oj, Itachi, Itachi, Itachi… Co ten cholerny Fugaku z tobą zrobił? D: Nie, wróć. Niby dobrze wiem co zrobił, ale żeby aż tak?! Ściąganie garnituru przed atakiem, bo musi być idealny?! Przysięgam, że ciarki mi przeszły po przeczytaniu tego fragmentu. Z drugiej strony zachęcił on do dalszej lektury…
    Ciąg dalszy monologu naszego spadkobiercy i jest tylko gorzej. :/ Najmocniej uderzyła myśl, że nawet jakby Itachi zwymiotował, to i tak musiałby się pobrać z kimś, kogo zupełnie nie zna. Wszystko przez widzimisię jego ojca. Słodziutki Hokage, nie sądziłam, że moja szczeniacka nienawiść do Fugaku kiedykolwiek wróci, a tutaj nieprzyjemna niespodzianka – ten tekst ją wskrzesił.x’D
    No ja jebie! Przepraszam za wulgaryzm, ale już serio nie mogę wytrzymać podejścia Itachiego. Co prawda, w kanonie też stawiał rodzinę przed sobą, lecz tam potrafił pokazać pazurki, jak mu coś na dłuższą metę nie pasowało… No i jeszcze to cholernie krzywdzące przekonanie, że wszystkie sukcesy zawdzięczał wpływom ojca... Właśnie przy tym fragmencie serce potłukło się na miliard drobnych kawałków, bo dotarło do mnie, że Fugaku naprawdę wychował sobie idealną lalkę D:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. II część komentarza
      Ooo, cicho, Itachi coś co nie wybrała jego rodzina, czyli tyci-tyci sprzeciw jest!
      Naruto raczej by nie przyklaskiwał wybrykom Sasuke, ale sam Uchiha? Rola młodszego brata, który przez brak miłości rodzicielskiej się w życiu pogubił, tak bardzo mu pasuje, że o mamo.
      Pierwsze spotkanie z Hidanem… Jego opis z perspektywy Itachiego… Leżę i kwiczę.x’D
      O nie, nie, nie! Jest coraz gorzej! Zaraz coś rozwalę, przysięgam! No i jeszcze to samobójstwo Shisui’ego w gimnazjum z powodu wywieranej na niego presji… Aż boję się czytać dalej.
      Dobra, a teraz proszę mi zdradzić, jak zmienić fanatyka religijnego w dającą się lubić postać?! Dla mnie to cud nad Wisłą, bo ja za nic nie umiem o nim pisać niekanonicznie – prędzej czy później, staje mi przed oczami kanoniczny psychopata, którego mam ochotę ubić. ^^’
      Normalnie podbił moje serduszko - jego bezpośredniość, stanowczość i otwartość, czyli trzy cechy, z których został obdarty Itachi. Kurwa, serio! Przy nim aż się poczułam niedoszkoloną alfą i omegą w kwestiach towarzyskich, mimo że raczej bliżej mi do Itachiego. Ucz mnie, sensei~iii~~iii~…!
      Jezu, adoptuj mnie kobieto. Zapomnij o tych przegrywach, mogę być lepszym synem. Pal licho, ubiorę nawet kieckę, żeby być córką, której nigdy nie miałaś, tylko gotuj mi tak. – znowu kwiczę.x’D
      Cholera… Przyznam, że poszłam nieco na skróty, ale nie mogę pominąć melancholijnych wstawek z dzieciństwa braci i karygodnego zachowania matki Shisuiego. Przy tym drugim aż puściłam wiązankę przekleństw, bo która matka po samobójstwie syna powiedziałaby, że przyniósł jej wstyd?!
      Po wyprowadzce Itachiego zabrakło mi trochę jego konfrontacji z ojcem (Sasuke pewnie przez był szczęśliwy ze zniknięcia brata), który raczej nie podarowałby Hidanowi odebrania mu dziedzica. No, ale nie przejmuj się – ja po prostu za bardzo kocham rodzinne dramy. A drama by bankowo była, jakby Hidan wkroczył do rozmowy. :D
      O kurwa, nieskalana dziewica. Czuję się taki złyyy. – Udusiłam się ze śmiechu.x’D
      Tym przyjemnym akcentem kończę swój wywód i czekam na więcej cudeniek.
      Do następnego, mamita!:*
      PS. Cudny art. <3

      Usuń
    2. AAAAAAAAA, tyle miłości od Gin.
      CZUJĘ SIĘ PRZYTŁOCZONA, HELENA, MAM ZAWAŁ

      Od końca — tak, art to cudo. Najpierw miałam jakieś cute pozy w garniakach, Itaś mrr i cimcirym, ale później znalazłam ten i okazał się idealny. ITACHI NA NOWEJ DRODZE ŻYCIA. ITACHI Z KITKU *umiera w szczęściu*

      Rodzinka Uchiha to był taki typowy obraz z ficzków gdzie są źli, zimni i afe. Mikoto dobra dla dzieci, ale uległa wobec męża. Fugaku zimny drań, u którego dzieic muszą chodzić jak w zegraku. Itachi, ten który musi sprostać wymaganiom. No i Sasek buntownik. Myslę jednak, ze przełamałam konwencje zabierając Itachiemu trochę siły. Bo zazwyczaj był pokazywany jak wiekowe, duże drzewo — korzenie weszły w ziemie tak głęboko, że nie może uciec, żadne podmuchy i wstrząsy go nie ruszą i tylko prawdziwy kataklizm mógłby sprawić, żeby "upadł". U mnie chwieję się od samego początku i chociaż stara się być tą ostają, to nie tak trudno było na niego wpłynąć. Hidan nie zrobił w końcu tak wiele, wytknął tylko jak to wygląda z boku.

      Dziękuję bardzo za tak długi komentarz. Lot of love~

      Usuń
  4. (dzielnie nadrabiam nieprzeczytane jeszcze teksty, chyba dobrze mi idzie<)

    DZIĘKI TOBIE ODKRYŁAM NOWY ULUBIONY SHIP, DZIĘKUJĘ, KOCHAM XD

    a już całkiem poważnie - wow, ten oneshot był tak d o s k o n a ł y. już sam widok shipu w tytule mnie zaciekawił (kocham tego, kto wymyślił to połączenie i ciebie za to cudo, bo tak jak mówię, teraz będę fanem tej dwójki), a im dalej w głąb historii, tym coraz mocniej wsiąkałam.

    świetny pomysł na fabułę i genialna kreacja postaci, zwłaszcza braci uchiha. itachi tutaj to archetyp postaci, z którym myślę, że łatwo się utożsamić sporej ilości osób - może i nie wszyscy jesteśmy ofiarami bogatej, wymagającej rodziny, ale raczej wszyscy czujemy się, albo kiedyś czuliśmy się stłamszeni w życiu. spotkanie takiego hidana, który nauczyłby nas jak żyć tu i teraz i nie przejmować się nikim i niczym, byłoby zbawieniem dla nie jednej osoby:D
    no i właśnie - hidan. jeju, kocham tę postać tak bardzo. jego dialogi, sposób wypowiedzi, genialny charakter... ideał, noXD gdzie mogę takiego spotkać?

    kurde, ten tekst był zarówno przygnębiający, jak i podnoszący na duchu. uwielbiam tę melancholijną i smutną atmosferę. dość mocno utożsamiam się też z itachim w tej historii, dlatego jestem wdzięczna za tego oneshota. ma w sobie dość ważny przekaz.
    o tym, że uwielbiam twój styl pisania, opisy i to, jak kreujesz bohaterów mówiłam już setki razy, więc nie będę się powtarzać. dodam tylko, że to zdecydowanie jedno z najlepszych opowiadań na waszym blogu.

    jak zawsze pozdrawiam, kocham wszystkie teksty spod twoich rąk i życzę weny, aby więcej takich cudeniek tutaj powstawało<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No siema 😏

      Ja uwielbiam tak pisać, melancholią w oczy, poddusić smutkiem, a później dać buziaka w czółko szepcząc "wiem, ze Ci się podobało" xD

      Wszyscy razem AVE BLACK za obdarowanie nas tym paringiem. Podobnie jak Ty, nigdy nie myślałam o tym zestawieniu. Chociaż nie stał się ulubionym, to bawiłam się świetnie pisząc zamówienie :d

      Buziaki 🖤

      Usuń

Wena żreć coś musi — jeśli czytasz, to doceń naszą prace i skomentuj!