7.12.2021

Mistrz, czyli do dwóch razy sztuka [TsunaSaku, Tsunade & Sakura] dla Laci

Łapy precz Hatake od mojego cennego ucznia! Nie wszyscy mogą sobie pozwolić na zniknięcie i użalanie się nad swoimi porażkami. Ona straciła wystarczająco czasu przez ciebie. 
 

Już zawsze będzie kojarzyć Tsunade z ratunkiem. Podniosła ją z błota. Grudkowatej mazi, którą było wcześniejsze życie. Chociaż śmieje się z tego porównania, to wyobraża ją sobie w roli bogini, która nadaje ludzki kształt kupce gliny, czyniąc z dziecka wojownika. Tchnęła w Sakure ducha, przekazując Wolę Ognia. Ona jedna ją dostrzegła, uznała godną całego tego zachodu. To nic dziwnego, że niemal ją czci.



Iwa jest jednym wielkim, rozgrzanym kamieniem. Wydawałoby się, że ludzie też są twardzi jak skała. Ale ich lud jest baaardzo miękki przy bliższym poznaniu. Jeśli chcesz rozkochać w sobie kogoś na zabój, wybieraj iwijczyka. Och, nie patrz tak na mnie, Sakura. Pożądanie to jedna z wielu broni, ale na to jeszcze przyjdzie odpowiedni czas. Wracając do wątku – łatwo tych naiwniaków podporządkować swojej woli. Raz przekonałam jednego, żeby wykradł dla mnie zwój z głównej biblioteki. Podobno go stracili, ale nie wierzę w to. Satoshi mógł być zakochany, ale nie głupi (dobrze wiesz, że idioci mnie irytują), a ten kto przekazał wiadomość nie był wart zaufania. 



Do końca swoich dni będzie pamiętać pierwszy raz, kiedy zobaczyła Tsunade. Był to ostatni ratunek, zanim ciemność całkowicie ją pochłonęła. Przejaw zainteresowania dla żałosnego, młodego "ja".

Nie liczy spotkania podczas chwil agonii, spędzonych przy szpitalnym łóżku Sasuke. Kiedy wzrok rozmywał potok łez, które nikogo nie obchodziły. Ani widoku małej sylwetki na szczycie wieży Hokage, podczas zaprzysiężenia na przywódcę Liścia. Mogła rozpoznać tylko niewyraźny kształt, wymachujący okryciem głowy Kage i krzyk kobiety, zagłuszony przez wiwatujący tłum.

Pierwszy raz, kiedy zobaczyła ją naprawdę miał miejsce w jej gabinecie. Jasne światło sączyło się przez wielkie okno za plecami władcy. Musiała zmrużyć oczy, zaatakowana oślepiającym blaskiem. Dostrzegła blond włosy i mocne spojrzenie. Słowa uwięzły w ściśniętej krtani. Przyszła po pomoc, to była ostatnia deska ratunku, a mimo to stała jak sparaliżowana. Kto chciałby dobrowolnie uczyć przeciętnego cywila?

Wypuściła powietrze ze świstem, gotowa na krzyk, że marnuje cenny czas. Podobno miała okrutny temperament. Wszyscy unikali jej gniewu, nawet elitarni ninja zdawali się chodzić wokół niej na palcach.

— Wezmę cię — powiedziała spokojnie, niemal lekceważąco.

Groźne oczy zmieniły się. Dostrzegła w nich coś ciepłego. 

— Nie po to tu przyszłaś? — zapytała z uniesioną brwią. — Chcesz treningu, prawda? Twoja drużyna się rozpadła. Hatake jest w ANBU. Zostawił cię pod dowództwem… — Dłonie kobiety wertowały akta na biurku. Dziesiątki teczek ślizgały się między jej palcami. W końcu wyciągnęła jeden zmięty kawałek papieru. — “Konohy”?! Pieprzony idiota — warknęła groźnie.

Bursztynowe oczy po raz kolejny padły na twarz dziecka. Czy żałowała swojej decyzji? Teraz cofnie słowa? Wygoni ją, strasząc degradacją? Mimo wiedzy, że może stracić status genina i zostać wysłana z powrotem do Akademii, to czuła, że nikt nie potrafiłby upaść jeszcze niżej.

Senju wstała gwałtownie, odsuwając krzesło z głośnych piskiem. Prawdopodobnie na podłodze zostały po tym ślady do dziś.

— Idziemy na pole treningowe, zaczynamy od razu. Nie dostaniesz taryfy ulgowej. Sprawię, że będziesz ich największym koszmarem.

Zanim się obejrzała, Tsunade stała się dla niej wszystkim.



Nigdy nie odwiedziłam Suny. Leży zbyt blisko domu i wspomnień, które miały pozostać za moimi plecami.

Tak, byłam niedaleko za szczeniackich lat, chociaż nie w samej wiosce. Nasze stosunki były dość napięte. Żyła tam jedna stara, zrzędliwa baba – mistrzyni trucizn. A ja, specjalistka Konohy od antidotum, uwielbiałam ucierać jej nosa. Nie wynalazła nic na tyle skutecznego, żeby mnie pokonać, jeśli chodzi o ostateczny wynik. Chociaż niektóre specyfiki nadal przyprawiają mnie o zimne dreszcze. Szkoda, że nie mogę pokazać ci obrazu tych ciał. Dobrze by było, żebyś to zobaczyła. Musisz przyzwyczaić się do makabry wojny. Świat shinobi nigdy nie jest pewny. Wszystko może runąć następnego ranka.

Widziałam tylko zarys niskich budowli z piaskowca, otoczonych murem obronnym. Nie mają wysokich konstrukcji. Burze piaskowe w Kraju Powietrza są nieokiełznane. Gdyby stawiali wyższe domy, ich wioska złożyły się równie łatwo jak domino, popchnięte palcem.



Przy Tsunade wszystko jest nowe i ciekawe. Nie tylko techniki (połyka je zachłannie, uczy się nowych jutsu w tempie, o które nigdy by siebie nie posądziła, a wzrok sensei jest tak cholernie dumny, że niemal piszczy z zachwytu), ale i opowieści o miejscach, w których nigdy nie postawiła stopy. Lubi jej słuchać. Kocha to, że mówi – tylko i wyłącznie – do niej. To nie drużyna siódma i słowa Kakashi'ego, które trafiają do niej przypadkiem. Coraz częściej myśli, że gdyby tylko mógł, usunął by ją ze swojego składu.

W tym świecie nic nie znaczysz, jeśli nie możesz dać niczego w zamian. 

Właśnie tego ją nauczył. Wierzyła w podprogowy przekaz zdecydowanie zbyt długo. Wyprał Sakurze mózg i dlatego dziwna, denerwująca blokada ciągle w niej była. Zawsze nie wystarczająco dobra, żeby go zadowolić. Czasami nadal czuła wstyd, spychać na drugi plan maksymę, którą im przekazał “kto porzuca przyjaciół jest gorszy niż śmierć”. Ale… tak trudno było w to uwierzyć, będąc zapomnianą przez własnego nauczyciela. Czy to znaczyło, że w jego oczach nie liczyła się jako człowiek? Tylko cywil, szeptał zlepek głosów. Czasami brzmiał jak narzekanie Ino, innym razem słyszała szyderstwa Wewnętrznej, ale najczęściej były to słowa Kakashi'ego, nawet jeśli nigdy nie padły bezpośrednio z jego ust. Nie musiały. Ciemne oczy mężczyzny mówiły wszystko. Elitarny shinobi klasy S, długoletni ANBU potrafiłby ukryć swoje emocje. On jednak nie próbował. Każdorazowo gniótł w małej, śmiesznej, różowej dziewczynce każdy przejaw determinacji. 

Dlatego zaczęła go nienawidzić. To skradało się po cichu, krok po kroku. Kulminacyjnym momentem okazało się jego nagłe pojawienie dokładnie po miesiącu od rozpoczęcia nauki u Tsunade.

— Sakura-chan, dlaczego tu jesteś? Hokage jest zajętą kobietą, nie powinnaś kręcić się pod jej nogami.

Dawny sensei wyszedł z cienia korytarza jak na zabójcę przystało. Mimo maski na twarzy, z łatwością potrafiła wyczytać jego emocje. Irytacja, zmęczenie, nawet złość. Czy zasłużyła sobie na to po prostu żyjąc? Próbując iść obraną ścieżką? Przecież nie była już jego problemem. Niech nareszcie da jej spokój. Wystarczy, że jego pełne dezaprobaty oczy nawiedzały ją w snach.

Próbował popchnąć wątłą postać w stronę drzwi i z łatwością mu się to udało. Czuła się jakby cały trening (krótki, ale bardziej intensywny niż wszystko inne w życiu) nic nie znaczył. Zapomniała jak formować chakrę, że wystarczyłoby skupić ją w podeszwach stóp, żeby stać się głazem nie do ruszenia. Gdyby to zrobiła, musiałby odrąbać jej nogi, aby ją zabrać. Jąkała się sylabami. Wystarczyła chwila, żeby zrobić z niej niepewną dziewczynę świeżo po Akademii.

Siedź cicho i czekaj na swoją kolej… Nawet jeśli ona nigdy nie nadejdzie, drwiący śmiech grzmiał w jej głowie.

— Łapy precz Hatake od mojego cennego ucznia! 

Kakashi skrzywił się na dźwięk głośnego krzyku. Wolał gdy byli małomówni, co nie zdarzało się często z Naruto w drużynie. 

— Nie wszyscy mogą sobie pozwolić na zniknięcie i użalanie się nad swoimi porażkami. Ona straciła wystarczająco czasu przez ciebie. Sakura, do ambulatorium. 

— Tak jest, Tsunade-sensei!

Parę słów Senju wystarczyło, żeby zapłonął w niej ogień. Te piekące uczucie, które kazało biec przez życie, a nie przemykać niezauważona.

Strzepała rękę Kakashi'ego ze swojego ramienia, próbowała popatrzeć na niego mocno, żeby jej wzrok był twardy jak skała Iwy. Mogła wyglądać śmiesznie, ale to się nie liczyło. Odwracając się na pięcie od starego nauczyciela, zostawiła za sobą wszystkie bzdury, które wepchnął jej do głowy. Raz na zawsze, ostatecznie. Różowe włosy zawirowały. Chciałaby być wyższa, żeby końcówki kosmyków uderzyły go w twarz. Nie pozwoli, żeby miał nad nią władzę. Już nigdy więcej.



Wioski shinobi równały się niepotrzebnej uwadze. Zawsze przemykałam obok nich. Poza Iwą nie weszłam do żadnej bezpośrednio, odkąd opuściłam Konohę.

W każdym miejscu potrafiłam dostrzec fragment domu. Ale Kraj Mrozu… Jest coś w przytłaczającej bieli, co uwodzi ludzi z naszej części kontynentu. Nieznane zawsze wydaje się bardziej kuszące. Nie będę mówić, żebyś uważała na to, co obce. Każdy powinien błądzić i żałować swoich potknięć. Musisz dostać po mordzie, żeby się nauczyć. 



Któregoś dnia uświadomiła sobie, że nie potrafi bez niej żyć. Ale to nie było te znajome, przerażające uczucie. Niepokój, kiedy Kakashi był niedysponowany podczas misji w Krainie Fal. Strach był wpisany w każdy jej krok – ciągle oglądała się za ramię, gotowa zobaczyć w zaroślach zabandażowaną twarz Zabuzy.

To nie panika, kiedy została sama w Lesie Śmierci z dwoma nieprzytomnymi ciałami kompanów. Bała się wziąć głębszy oddech, lęk niemal paraliżował każdy ruch. Kiedy się poruszała, miała wrażenie, że jej ciało jest starym, zardzewiałym mechanizmem, błagającym o odrobinę oleju do nawilżenia zębatek.

To było czymś całkowicie nowym. Napełniało Sakure siłą. Razem mogły wszystko.

— Rzucimy ich na kolana — mówiła Senju, a ona w to wierzyła. Sensei nigdy by jej nie okłamała.



Kraj drewna ma najlepsze kasyna i naprawdę słabą ochronę. Nawet zadłużona, nie musiałam jakoś specjalnie oglądać się za swoje plecy. Spędziłam w nim chyba najwięcej czasu. Zawsze tam wracałam i to miejsce okazało się moją zgubą. Oczywiście od niego Jiraiya zaczął mnie szukać, a później ten namolny dzieciak wyprał mi mózg.

Spokojnie, są bezpieczni. Nie udawaj zaskoczonej, wcale nie musisz pytać. Z twojej twarzy można odczytać wszystko. Nad tym też popracujemy. 



Shishō… jest wszystkim, co ma. Bez niej byłaby niczym.

Nie chce stać drugą Tsunade, jej idealną kopią. Nie, podziwia ją za to kim jest, ceni i kocha. Bogowie, kocha ją nad życie. I nigdy te uczucie nie przeszkadza, nawet jeśli żadna definicja nie pasuje do ich dynamiki.

To nie jest miłość jak do matki, sensei nigdy nie traktowała Sakury jak córki. Mimo ciepła w domu rodzinnym, Mebuki Haruno zawsze zaznaczała swoją wyższą pozycję. Oczekiwała bezgranicznego oddania i uległości, ponieważ tak ją nauczono. Nie raz słyszała pielęgniarki rozmawiające o swoich rodzinach i że matki są dla nich jak przyjaciółki. Potrafiła tylko zaśmiać się w duchu, u nich nigdy to by nie działało. 

Tsunade nie jest kimś na równi z nią. Nie rozmawiają bez barier jak przyjaciele z drużyn (innych drużyn, jej zawsze była pewnego rodzaju autystyczna). Czuje przed nią respekt i to wcale nie przeszkadza. Nie jest bezpodstawny, irracjonalny, narzucony siłą ze względu na ważny klan lub wysoką pozycję. On jej się należy.

Co najważniejsze, Shishō pozwala się kochać i to jest ostateczną porażką Sakury.

Przelewa na tą miłość wszystkie swoje lęki i tęsknoty. Wie, że jeśli będzie tego potrzebować, może wypłakać się w jej rękaw albo mówić o wielkich planach, a Tsunade nie spojrzy na nią jak na wariatkę lub naiwne dziecko. Jej oczy odpowiedzą: dotrzemy tam, podsycając ten cudowny, buchający ogień determinacji. 

— Słyszałam o dzisiejszej operacji. Dobra robota, Sakura.

Ciepła dłoń kobiety mierzwi jej włosy. Uwielbia ten dotyk i każdy przejaw dumy swojej mistrzyni.

— Nie była niczym szczególnym, sensei. Standardowa operacja – wyjęcie opiłków żelaza, zahamowanie krwawienia i szycie. Robiłam już to wiele razy.

— Nigdy beze mnie w pobliżu. Zaraz uciekniesz spod moich skrzydeł.

Dobrze wie, że kiedyś to nastąpi. Dni wypełnione godzinami razem zamienią się misje z nową drużyną. Ale jeszcze nie teraz, wciąż ma czas, żeby się nią cieszyć. 

Uwielbia ich wspólne popołudnia. Chwile ciszy wypełnione pracą i nauką, czasami przerywane przez narzekanie blondynki.

Przegląda podręcznik od techniki medycznych. Już niemal zna go na pamięć, każda metoda operacji jest wybita na blachę. Tylko perfekcja jest dostateczną zapłatą za przekazaną wiedzę.

Po dwóch godzinach zamyka książkę, przecierając zmęczone oczy. Nastaje wieczór, a ciemniejszym niebu jak zwykle towarzyszy mocny zapach sake, które popija Tsunade.

Sunie dłonią po skórzanej oprawie woluminu. Doskonale pamięta jak próbowała kiedyś wypożyczyć inny podręcznik tego samego autora z biblioteki. W poprzednim życiu, czyli zanim sensei się nią zaopiekowała. Już wtedy myślała, że to może dobre rozwiązanie – jako medyk mogła pomóc swojej drużynie, kiedy jeszcze czuła się jej częścią. Natrafiła jednak na mur, zimne spojrzenie jōnina dyżurującego. Zażądał klanowej pieczęcie, chociaż dobrze wiedział, że jej nie posiadała. Później wypluł, żeby poszukała sobie czegoś bardziej odpowiedniego w dziale dla cywili.

Dlaczego na początku Akademii nikt nie powiedział jak działała Konoha? Że bez klanu, bez nazwiska można skończyć jako genin lub góra podrzędny chūnin? Oczywiście wszystko wyglądałoby inaczej gdyby miała Kakashi'ego po swojej stronie. Był zbyt ważny, zbyt znany, żeby odmawiać mu przysług. Ale pozostawiona sama sobie nie mogła zrobić niczego. Nawet wypożyczyć durnej książki o medycznym jutsu. Rozumiała, że nie każdy cywil powinien mieć do nich dostęp, ale ona stała przed tamtym gburowatym jōninem jako shinobi. Miała za sobą testy, skończoną Akademię, a na czole symbol Liścia.

Uśmiecha się do zaczytanej w papierach Tsunade. Nawet to Shishō postanowiła zmienić. Sakura ma cichą nadzieję, że się do tego przysłużyła. Czy Hokage pomyślałaby o czymś takim, gdyby nie miała cywila pod swoja pieczą? Może nawet nie zdawała sobie z tego sprawy.

— Skończyłaś? — głos blondynki jest wesoły, zawadiacki, a jej uśmiech prowokujący.

Sakura wietrzy w tym kolejny szalony pomysł. Kiwa głową, zaciekawiona.

— W takim razie musimy uczcić dzisiejszy sukces. — Kobieta wyjmuje kolejny kieliszek.

— Nie jestem pełnoletni, sensei!

— Jesteś shinobi, dziewczyno. I masz błogosławieństwo władcy — śmieje się.

Sakura przyjmuje od niej szklane naczynie, zerkając niepewnie na jasny płyn. Zapach jest mocny i nieprzyjemny. 

Raz się żyje, myśli. Przy Tsunade nic jej nie grozi, dlatego z nią po swojej stronie nie ma rzeczy niemożliwych lub strasznych.

Łyk alkoholu jest odurzający. Ma okropny smak. Kiedy tylko dociera do jej gardła, zaczyna kaszleć. W oczach pojawiają się łzy.

— Myślałam, że chociaż smakuje lepiej.

— Przyzwyczaisz się, nawet to polubisz.

Nie odmawia kolejnego kieliszka. Pieczenie w krtani i żołądku znika po paru sekundach. Drugi szot sprawia, że jej głowa przyjemnie dryfuje, a napięcie po operacji całkowicie znika. Tak, może zrozumieć fenomen alkoholu.

— A uczono nas żeby nie przyjmować alkoholu od starszych — chichocze nieco zmienionym głosem, ale nadal poznaje w nim swój sposób mówienia.

— Nie jestem jakimś podejrzanym typem w spelunie. Gdzie należny mi szacunek?

Sakura kiwa głową. Chce powiedzieć, że ją ceni jak nikogo innego, ale inne słowa podstępnie wymykają się z jej ust.

— Jesteś wszystkim, co mam, sensei.

Nie taki miała plan. Rumieniec zakłopotania miesza się z czerwonymi od alkoholu policzkami. Tsunade chichocze, a plecy Sakury się rozluźniają. Przy niej zawsze może być sobą. W ich relacji nie ma miejsca na sekrety. 

— Kocham cię, sensei — mruczy sennym głosem, a jej głowa wydaje się dziwnie ciężka. Opada na ramię Shishō, słuchając szelestu papierów i dryfuje. 

Blondynka uśmiecha się do niej w odpowiedzi, kręcąc głową. Wplata palce w różowe kosmyki i bawi się jej włosami, kiedy Sakura czuje się jednocześnie zmęczona i zadowolona.

— Będziesz jeszcze kochać wiele razy. Na różne sposoby — mówi cicho. 

Przy Tsunade rozkwitła. Nadal nie znalazła sposobu, żeby jej się odwdzięczyć. Ma nadzieje, że sensei rozumie ile od niej dostała. Kiedyś wszystko jej wynagrodzi. Na pewno. Stanie się jej dumą.



Zawsze chciałam odwiedzić Kusę. Może dlatego, że jest tak bardzo niedostępna. Człowieka ciągnie do tego, co zabronione. Wyobrażam sobie jak to jest tonąć w morzu źdźbeł. Przykrywają cię z każdej strony, widzisz tylko przebłyski nieba. Kami, ta pieprzona trawa połknęłaby cię w całości, Sakura.

Może kiedyś tam pojadę. I może wezmę cię ze sobą. Shizune chyba nie chce opuszczać więcej Konohy. Co powiesz na to, że kiedy ta cała szopka z kage dobiegnie końca, kiedy wioska wyhoduje sobie nowego władcę, znikniemy w morzu źdźbeł trawy?

O ile wszystko nie pierdolnie wcześniej, rzecz jasna.




 Nom, sama nie wiem jak to podsumować. Miałam dużo chęci, dużo planów, ale po drodze okazało się, że nie umiem w SakuTsuna, nie czuję tego tak jakbym tego chciała w tym tekście. Myślę jednak, że poradziłam sobie z tematem trochę po swojemu. Nie nazwałam tego uczucia, bo i sama Sakura nie ma pojęcia co w niej jest. To podziw, to wdzięczność, to miłość i na końcu kiełkujące zauroczenie, z którego sama bohaterka nie zdaje sobie jeszcze sprawy. 

Z wyrazami miłości,

Dla Laci 

8 komentarzy:

  1. Jestem, jestem!
    Na początku chciałam Ci powiedzieć, że jest mi niesamowicie miło, że mogłam się zapoznać z tym tekstem. Już chyba trzeci raz dla mnie piszesz, ale pierwszy, jako dla autorki Zbawienia. To sprawia, że całość jest dla mnie wyjątkowa jeszcze bardziej. Dałam radę się dopchać, hura xD
    Zacznijmy od tego, że kompletnie się nie spodziewałam tego, co ostatecznie dostałam. Miałam w głowie raczej jakiś zbiór scenek, przedstawiających wspólne treningi z Tsunade oraz niezobowiązujące rozmowy. Widziałam w swoich wizjach Sakurę zakłopotaną oraz nieśmiałą. Tsunade, która choć szanuje Haruno, to czerpie ubaw z jej szczeniackiego zakochania. No, spodziewałam się raczej zwykłej, komfort partówki.
    Ostatecznie stwierdzam, że dostałam coś znacznie lepszego. To co stworzyłaś jest bardziej głębokie od moich wizji oraz zawiera znacznie więcej elementów. Jestem zaskoczona ostatecznym wydźwiękiem, formą, a także ogólnym klimatem. Bo ja to odebrałam bardzo poważnie. Bynajmniej nikt tu nie żartuje, ani nie traktuje niczego po łebkach.
    Ale, ale, ale… JESTEM ZACHWYCONA, żeby nie było wątpliwości. Okropnie przedstawiłaś w tej pracy Kakashiego. Wiadomo, że olał Sakurę trochę w kanonie, ale Ty przedstawiłaś go już tak totalnie źle. No buc, cham i prostak xD Tak czy siak jestem Ci za to wdzięczna. Zrozumiałam, że potrzebuję takiego kontrastu, dopiero w momencie, gdy już on wybrzmiał. Gardzę Kakashim wyjątkowo tutaj, a jego niepotrzebne odzywki, to już mnie w ogóle konkretnie wpieniły. Proszę spadać na drzewo i się już przestać odzywać Hatake, plis.
    Zakochanie Sakury choć niezobowiązujące, zdaje się silne i myślę wręcz, że poetyckie. Jej stwierdzenia, to jak opisuje Tsunade, to jak ją widzi, jak na nią reaguje, to wydaje mi się aż nadto dorosłe i budzi we mnie pewien niepokój. Niemniej jest niezbitym dowodem na jej osamotnienie oraz poczucie pustki. Nie zapominajmy, że dzieci poprzez bycie shinobi dorastają szybciej, rozumieją więcej i zdają się być w stanie więcej wytrzymać. W posłowiu piszesz, że Sakura jeszcze sama tego nie rozumie. JA ODCZYTAŁAM CAŁOŚĆ TAK, ŻE ONA DOSKONALE ZDAJE SOBIE Z TEGO SPRAWĘ. Sprawiłaś swoimi słowami, że na sam koniec jeszcze raz mi szczęka opadła XD Ale że nawet pracownik biblioteki ją olał i przegonił, to już w ogóle hit. Jest mi bardzo smutno ;c A ta dziewczyna po prostu starała się żywić jakieś nadzieje i posiadać marzenia… te wszystkie porównania i epitety, których używasz do opisania sytuacji oczami Sakury są super, tak swoją drogą. Też chcę tak umieć :D
    Co do kreacji Tsunade to tak jakoś uwypukliłaś jej postać, że sama mogłabym się w niej zakochać (nie żeby pokochanie Tsunade było czymś trudnym i dziwnym, bo jest wręcz odwrotnie). Tutaj posiada wyjątkową aurę kobiecości, władzy oraz mądrości. Miałaś świetny pomysł z fragmentami pisanymi kursywą. Nadawało im to odpowiedniej wagi, a jednocześnie rzeczy, które w nich napisałaś…. Coś czuję, że były to bardzo konkretnie wybrane oraz przemyślane fragmenty. Miałam ciarki i za każdym razem czekałam na nowy fragment wypowiedzi Tsunade. Ostatni taki napisany kursywą już w ogóle pozostawił we mnie jakieś… niepokojące odczucie. Ale to dobrze! Pozwoliło to uchylić rąbka Tajemnicy odnośnie podróżowania Tsunade, a także uwypuklić jej cięty język i… dość nietypowe spojrzenie na świat. No nie mogę, te fragmenty pokochałam miłością szczególną <3 :D
    Kocham ostatnią scenę, dobra? Po prostu ubóstwiam. A cały dialog między nimi dwiema wywołał napięcie. Choć muszę przyznać, że zaśmiałam się też. No tak, co innego mogłaby zaproponować Tsunade Senju, jeśli nie alkohol? Niech się Sakura cieszy, że mistrzyni ją jeszcze w karty nie oskubała, hahaha XDDD Kto wie, jakby to się dalej potoczyło, gdyby podróżowały razem? Jestem ogólnie ciekawa, ale nie martw się, nie będę zamawiać kontynuacji :P Niemniej mega podoba mi się specyficzność ich relacji w tym tekście oraz klimacik <3
    Jeszcze raz dziękuję za pracę i życzę wszystkiego co najlepsze dla pisarza. Dziękuję, że pozwalasz mi kochać Twoje „dzieci” Szefowo. Takiej sztuce, toby nawet Sasori hołdował <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może to było trochę przesadzone, ze cały świat vs Sakura xd
      Ale chciałam pokazać jak wiele odebrał jej Kakashi. Pal licho motywacje (w mojej głowie to zawsze porównywanie Sakury do Rin), ale on nie chciał, żeby dłużej była shinobi i skutecznie jej to utrudniał. Kakashi dobrze wiedział jak to wszystko działa, że dzieciak z cywilnej rodziny bez senseia nie może zrobić dużo. To faktycznie smutne i niesprawiedliwe, ale z drugiej strony mając za sobą całą sprawę z Orichimaru i Itachim (kiedy geniusze okazywali sie zdrajcami), czy to takie dziwne, ze nauczyciel ma być nie tylko mentorem ale i strażnikiem? Myślę, ze z punktu wdziania ogółu — nie. Ktoś musi trzymać nad tym rękę, a bibliotekarz przecież nie spamięta wszystkich młodych shinobi. Poza tym w mojej głowie to są dyżury różnych ludzi, coś jak misja w obrębie wioski.

      No i ja nadal myślę, że Sakura w tej kwestii jest tępa jak but xD
      Nie ogarnia swoich uczuć. Pewnie nie bierze nawet pod uwagę, że można kochać kobietę w ten sposób. W najbliższym otoczeniu przecież niczego takiego nie była, a ona jest tu jeszcze względnie młoda, nie była na dalszych misjach poza Krainą Fal.

      Cieszę się jednak niezmiernie, ze Ci się spodobało. Bo taki był mój cel, kochana.

      Buziaki 🖤

      Usuń
  2. Awww, a mi się podobało Twoje SakuTsuna. Taki czilerski pościk bez zalewania się łzami xd

    OdpowiedzUsuń
  3. O ja cię, jakie to było dobre!

    Nawet Kakashi, który wydaję się być tym mrocznym, złym charakterem, ujął mnie za serce. (Ale to Kakashi więc wiadomo :D)

    Podoba mi się ostatnie zdanie Tsunade, w sumie jest takie... prawdziwe. Można kochać, na różne sposoby, nie jedną osobę. Cała ich relacja jest pięknie przedstawiona. Podobają mi się również stwierdzenia Tsunade, że Sakura stanie się silniejsza - od innych i od tej dziewczynki, którą była na początku.

    Chociaż wydaje się prosta, bardzo mnie ujęła ta historia. Dziękuję i pozdrawiam, śląc życzenia niekończącej się weny twórczej, która pozwoli na kolejne tak piękne historie <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za słowa uznania. Ah, rozpływam się!

      Usuń
  4. O Madaro jaki tutaj tłok! No, Sayu! Nawet nie wiesz jak mi miło, że w końcu nie jestem pierwsza z komentarzem xD Nie wiem jak to zrobiłam ale widzę, że i tak otrzymałaś ogrom miłości :D

    Bardzo mi się podobała ta historia. To jak operujesz narracją jak zwykle skradło moje serce. I to skupienie na Tsunade mimo, że historia w zasadzie jest o Sakurze. Nie wiem jak to osiągnęłaś ale zabieg ten jest wprost genialny.
    A wgl to dzisiaj najbardziej podobały mi się wstawki o innych krajach i wrażeniach Tsunade. One były takie swojskie, naturalne i piękne że omg.
    Już nie mogę doczekać się innych zamówień!
    Elo mordeczko <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio, święto kiedy Krropa nie przychodzi pierwsza lub druga xd

      Wstawki o krajach powstały baaardzo późno, na ostatnim etapie tworzenia. Brakowało mi czegoś takiego w tekście, przerywnika, czyichś myśli itp. Kupiła mnie koncepcja Tsunade, która opowiada Sakurze o świcie, który zwiedziła. Uczy ją nie tylko bycia medykiem i shinobi, ale także próbuje przygotować na życie.

      Buziaki 🖤

      Usuń

Wena żreć coś musi — jeśli czytasz, to doceń naszą prace i skomentuj!