12.12.2021

Freezing moon [ItaHina] | Występ gościnny dirtyplasma

W 1989 roku miała zaledwie dwadzieścia lat. Niestety już wtedy mentalnie leżała w grobie.

Od autorki:

Jest mi mega miło, że mogłam wystąpić na blogu!

Przybywam z tekstem, który mnie wykończył, ale jednocześnie nie mogłam się doczekać ukończenia go. Nie jestem zadowolona z niektórych fragmentów, bo mam wrażenie, że nie przekazują treści tak, jak chciałam ale nie miałam już siły psychicznej pisać i modyfikować ich po raz setny:(

Mam jednak nadzieję, że jakkolwiek sprostał wymaganiom i że się podobał.

Cały ten pomysł powstał dzięki inspiracji twórczością Junji’ego Ito i moim podróżom w nowe, fascynujące rejony muzyczne. Dodatkowo wspomnę, że koncepcja ta jest luźno oparta na prawdziwych wydarzeniach — na mega szokującej i mrocznej historii zespołu Mayhem, którego tragedia sięga nawet dalej, niż ta konkretna sytuacja, na której oparłam tego oneshota.

Dziękuję bardzo za przeczytanie każdemu, kto podołał i dziękuję jeszcze raz, że mogłam wystąpić gościnnie na blogu<3     


 

“Everything here is so cold

Everything here is so dark

I remember it as from a dream

In the corner of this time”

 

 


Zmrużyła oczy, kiedy dym papierosowy nieprzyjemnie gryzł jej gardło. Nie była przyzwyczajona do tego uczucia, gdyż nie paliła zbyt często – atmosfera otoczenia, w jakim aktualnie się znajdowała, sprawiała jednak, że potrzebowała nie tylko paczki Montclair swojego chłopaka, ale też kilku drinków, aby być w stanie znieść to, co działo się wokół niej.

Miała wrażenie, że agresywny dźwięk gitar rozwali jej zaraz bębenki uszne. Zagarnęła za uszy swoje krótkie, różowe włosy i skrzywiła się w wyjątkowo nieelegancki sposób, czując coraz większy dyskomfort spowodowany tym, że obecnie znajdowała się w najgłębszej czeluści piekła. Ściśnięta w samym środku Armagedonu szatanów, trzepiących głowami w rytm muzyki – albo raczej czegoś, co muzyką zwano – szczerze obawiała się, że zostanie opętana w przeciągu kilku najbliższych sekund.

Przerażająco wymalowane twarze muzyków, zahipnotyzowani koncertem fanatycy i wokalista, który brzmiał, jak demon, który właśnie wypełznął z ogni piekielnych, sprawiały, że czuła się, jakby uczestniczyła w grupowej próbie przyzwania samego szatana. Black metalowa społeczność była niczym sekta, sekta zagubionych i zbuntowanych dzieciaków, które chciały szokować świat.

Kompletnie nie rozumiała tego fenomenu i chciała stąd uciec. Niestety jednak obiecała Sasuke, że wytrwa do końca.

Westchnęła ciężko i gasząc peta w pustej szklance po drinku, spojrzała w lewo, by odnaleźć wzrokiem Hinatę. Nie napotkała jednak nawet najmniejszego śladu po swojej towarzyszce, która zniknęła z zasięgu jej widzenia. Ciemność, jaka panowała w klubie i zlewające się w wielką plamę, czarne ubrania uczestników wydarzenia sprawiały, że przez dłuższy moment nie była w stanie jej zlokalizować.

Zmrużyła oczy i dostrzegając w końcu znajomą sylwetkę, zaczęła dość agresywnie przepychać się przez zbity tłum, w kierunku sceny. Nikt nie zwracał na nią uwagi, gdyż większość ludzi była zbyt pochłonięta muzyką.

Chwytała ich dusze, tymczasem tę należącą do Sakury przewiercała dyskomfortem.

Położyła swoją dłoń na ramieniu Hinaty, czując pod palcami materiał jej skórzanej kurtki. Dziewczyna jednak nie zareagowała na ten gest, w zasadzie nawet nie drgnęła, pomimo tego, że była świadoma obecności swojej koleżanki. Jej jasne oczy wpatrywały się jak zahipnotyzowane w gitarzystę, który stał na scenie tuż przed nią. Blade, spierzchnięte usta były lekko rozchylone, co świadczyło o zafascynowaniu tym, czego świadkiem właśnie była.

Jego riffy ją hipnotyzowały. Miała wrażenie, jakby przemawiały wprost do niej. Dźwięki jego gitary trafiały bezpośrednio do jej duszy. Przekazywały emocje i historię, którą doskonale rozumiała.

Była zafascynowana tym człowiekiem od pierwszej sekundy, w której usłyszała jego muzykę.  

— To starszy brat Sasuke.  — Sakura wrzasnęła jej do ucha, chcąc przekrzyczeć ostre, agresywne, black metalowe dźwięki. — Mogę cię z nim zapoznać.

Hinata ją usłyszała, jednak nie odpowiedziała. W tym momencie przypominała manekin, zupełnie jakby wszelka ludzka świadomość ją opuściła. Po prostu stała w miejscu, nie poruszając się nawet minimalnie. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, a jednym dowodem na to, że była żywą istotą, były jej oczy, które uważnie śledziły każdy ruch gitarzysty. Lustrowały sposób, w jaki jego palce sunęły po strunach. Lustrowały emocje, które przekazywały jego mroczne, przewiercające duszę riffy. Lustrowały jego twarz, ukrytą pod grubą warstwą białej i czarnej farby.

Czuła, że ich umysły stanowią jedność.

Momentalnie coś wywołało poruszenie i zachwyt publiczności. Sfrustrowana zachowaniem swojej znajomej Sakura przeniosła wzrok na źródło owej ekscytacji i momentalnie poczuła, jak serce staje jej w gardle. Jej powieki rozwarły się szeroko, kiedy napotkała wzrokiem sylwetkę wokalisty.

Trzymał w dłoniach jakiś ostry przedmiot, którego nie była w stanie dokładnie dostrzec w ogarniającej ją ciemności. Z ekstazą wypisaną na twarzy po prostu ciął skórę na swoich przedramionach. W rytm muzyki, ku radości całego tego chorego otoczenia.

Wiedziała, że to wszystko było robione pod publiczkę. Dla show. Mimo wszystko jednak zrobiło jej się źle na żołądku na samą myśl, że kogokolwiek mogły cieszyć i ekscytować takie widoki.

Nie chciała na to patrzeć, ani być tutaj nawet sekundę dłużej. Zwłaszcza w momencie, w którym poczuła, jak coś mokrego znalazło się na jej ręce. Stała na tyle blisko sceny, by wiedzieć, co to było.

Zrobiło jej się niedobrze, nawet pomimo świadomości, że ta krew mogła być sztuczna. Czując, jak zbiera jej się na wymioty, zasłoniła usta dłonią. W ramach szoku upuściła trzymaną w drugiej ręce szklankę, kompletnie nie przejmując się tym, że ta rozbiła się pod jej stopami. Natychmiast chwyciła Hinatę za ramię, by pociągnąć ją za sobą.

Zauważyła, że na ubraniu Hyūgi również widać było ślady krwi. W końcu stała jeszcze bliżej sceny. Zdawała się tym jednak zupełnie nie przejmować, jej spojrzenie dalej pozostawał ślepo utkwione w tajemniczym gitarzyście. Zwłaszcza w momencie, w którym złapał z nią kontakt wzrokowy.

Momentalnie zrobiło jej się gorąco. Chciała tu stać, nie ruszać się stąd nawet o milimetr. Pragnęła jedynie słuchać tego, co jego muzyka miała do przekazania. Czuła się, jakby w końcu dosięgnęła upragnionego mroku. Krew na jej ciele zdawała się jedynie dodatkowo ją ekscytować.

— Kurwa, Hinata, spierdalamy stąd. — Sakura szarpnęła ją, wyrywając z amoku, w którym tkwiła. — Nie wytrzymam tu nawet sekundy dłużej.

Stanowczo pociągnęła ją za sobą, nie dając jej nawet sekundy na protest. Była cała blada i zdegustowana. To wszystko było dla niej zwyczajnie chore.

Hinata posłusznie podążyła za nią, jednak wiedziała, że wraz z opuszczeniem klubu, na powrót poczuje się pusta w środku.


***

 

Siedziała na ogromnym kamieniu, obserwując, jak dym papierosowy ulatuje w powietrze. Wszyscy wokół niej byli już pijani i naćpani, więc nie zwracała na nich najmniejszej uwagi. Podniosła głowę, wbijając wzrok w rozciągające się nad jej głową, nocne niebo. Kochała gwiazdy. Czasami wyobrażała sobie, że kiedy w końcu umrze, stanie się jedną z nich.

Impreza po koncercie odbywała się w plenerze, a na dworze było dość chłodno. Na skórze nastolatki widać było gęsią skórkę i dreszcze, jednak zdawała się kompletnie tym nie przejmować. W końcu już dawno zapomniała, jak to jest być człowiekiem. Czasami miała wątpliwości, czy w ogóle wciąż była żywa.

Miała długie, zafarbowane na ciemny fiolet włosy i nienaturalnie bladą cerę. Jej usta były pełne, ale spierzchnięte i popękane. Powieki zdobił chaotycznie nałożony, czarny cień, który rozmazał się pod oczami, podkreślając ogromne sińce niewyspania. Była groteskowo piękna, niczym prawdziwa piekielna królowa. Królowa, której w tamtym momencie cholernie pragnął.

Poznał ją tamtej, chłodnej nocy roku 1988. Zapamiętał jej zahipnotyzowane spojrzenie i to, że nie zmyła z siebie krwi jego wokalisty. Biała sukienka wciąż miała na sobie czerwone plamy, na które nie zwracała uwagi.

Usiadł obok niej, wcześniej przedzierając się przez pijanych imprezowiczów, którzy zaczepiali go, by pogratulować mu udanego koncertu. Wszyscy zachwyceni byli masochistycznym popisem ich wokalisty i odciętą głową świni, którą wrzucili na scenę.

Black metal miał być brutalny. Miał szokować. A on pragnął jedynie tego, by stworzyć prawdziwy black metal. Chciał osiągnąć coś, czego nie zrobił nikt wcześniej.   

Hinata miała problem z komunikacją. Dowiedział się tego od dziewczyny swojego brata, która była prawdopodobnie jedyną osobą, z którą Hyūga wtedy rozmawiała. Sama z siebie była lekko aspołeczna, jednak główny problem stanowiła dla niej bariera językowa. Połowicznie była Japonką, jednakże całe życie spędziła poza granicami kraju i umiała rozmawiać jedynie po angielsku.

Była dziwna i fascynująca od pierwszego momentu, w którym ją spotkał. Już wtedy, kiedy spostrzegł ją pośród tłumu na koncercie, wiedział, że jest wyjątkowa. Jej spojrzenie było bardziej martwe, niż można było sobie wyobrazić.

Tamtej nocy, roku 1988 siedziała na kamieniu, a tlący się w jej dłoni papieros wypalał się samoistnie. Ani razu nie zbliżyła go do ust, zamiast tego wpatrywała się pustym spojrzeniem w rozgwieżdżone niebo. Nie ruszała się, sprawiała wrażenie, jakby jej świadomość znajdowała się w zupełnie innym miejscu. Gdyby nie fakt, że od czasu do czasu mrugała, można by było pomyśleć, że była martwa. Choć właściwie we własnym umyśle, Hinata już dawno nie żyła.

Nie zwracała na niego uwagi, choć doskonale wiedział, że dostrzegła jego obecność. Wiedział też, że była nim zainteresowana. Prawdopodobnie już wtedy był świadom tego, że ją fascynował i była gotowa zrobić wszystko, czego chciał, przez swoje wyimaginowane poczucie jedności.

Nazywał się Uchiha Itachi. Miał długie, kruczoczarne włosy i rozmyty, sceniczny makijaż, pod którym krył niesamowicie przystojną twarz. Ten typ make-upu zwano corpse paintingiem.

— Jesteś muzykiem? — zapytała go, jednak w dalszym ciągu nie ruszyła się nawet o milimetr.

— Przecież widziałaś mnie na scenie — odparł, otwierając piwo, które trzymał w ręce.

Wzruszyła ramionami. W końcu się ruszyła, choć jej gesty i tak wciąż były ograniczone.

— Lubię udawać głupią. Czuję się wtedy, jak żywy człowiek.

Wpatrywała się w tlącego się pomiędzy jej palcami papierosa. Nie zaciągnęła się nim ani razu, po czym po prostu rzuciła go na ziemię i przydeptała czubkiem buta.

Wyczuła, że patrzył na plamy na jej sukience.

— Nienawidzę krwi — odpowiedziała na pytanie, które nawet nie padło. — Chciałabym pozbyć się swojej. Nie potrzebuję jej — wyjaśniła, po czym wyciągnęła przed siebie ręce, aby mu je pokazać.

Podwinęła rękawy swojej skórzanej kurtki, ukazując swoje przedramiona, które były w całości owinięte bandażami. Sakura zmusiła ją do opatrzenia swoich ran.

Jej wzrok był pusty i martwy, kiedy na niego patrzyła. Z jakiegoś powodu cholernie go to fascynowało. Była definicją mrocznego umysłu. Chciał poznać ją bliżej. Chciał sięgnąć do najgłębszych czeluści jej psychodelicznych rozmyślań.

— Jesteś ostro powalona — skwitował jedynie. — Podoba mi się to.

Ponownie wzruszyła ramionami, jakby zupełnie ją to nie przejmowało. Wiedział jednak, że było zupełnie inaczej.

— Mi podoba się wasza muzyka. Jest wyjątkowa. Czy tak brzmi prawdziwy black metal?

Pytanie, które zadała, było tym, które dręczyło go od zawsze. Sam pragnął znaleźć na nie odpowiedź, ale ta ciągle umykała mu przez palce. Powoli zaczynał zauważać, że miał obsesję na tym punkcie.

— Sam chciałbym wiedzieć.

Odwróciła się w jego stronę. Po raz pierwszy dostrzegł wtedy w jej oczach ekscytację. Niezdrową fascynację czymś, co nigdy nie powinno przejść przez jej głowę. Właśnie dlatego wraz z upływem czasu, był w nią coraz bardziej zapatrzony.

— Śmierć — powiedziała nagle, bez żadnego wyjaśnienia.

Widząc jego pełne niezrozumienia spojrzenie, uśmiechnęła się. W tym geście nie było jednak szczęścia, ani jakiejkolwiek pozytywnej emocji. Był tak samo pusty, jak ona cała.

— Prawdziwy black metal powinien nieść za sobą prawdziwy mrok. Nie ma na tym świecie nic mroczniejszego, niż śmierć.

— To znaczy?

— Daj ludziom prawdziwą śmierć — rzuciła, uśmiechając się jeszcze szerzej.

W tamtym momencie nie zrozumiał jeszcze, co miała na myśli. Chore pojęcie na temat tego, co chciała mu przekazać, miało przyjść do niego dopiero z czasem.

 

***




“Out from the dark

I remember it was here I died

By following the freezing moon”

 

 


W 1989 roku miała zaledwie dwadzieścia lat. Niestety już wtedy mentalnie leżała w grobie.

Była samotna i zamknięta we własnym świecie. W swojej własnej psychodelii. Pozostawiona sama sobie w ogromnym, obcym kraju, którego języka nie znała. Większość ludzi wokół niej ignorowała ją przez większość czasu. Itachi był jedyną osobą, którą miała obok siebie, choć on także nie miał na nią dobrego wpływu. Imponowało mu to, jaka była. Fascynowała go absolutnie każda, najmniejsza część jej osobowości. Fascynowało go to, jak ogromną miała obsesję na punkcie śmierci.

Była nietypowa i dziwna. Potrafiła godzinami leżeć w jednym miejscu, wpatrując się w sufit. Jej spojrzenie było wtedy martwe i nieobecne, a ona sama nie przypominała żywego człowieka. Nie ruszała się, nie mrugała, a jedynym dowodem na to, że żyła, był jej ledwie dostrzegalny oddech. Była przekonana, że nie żyje już od dawna i że powinna w końcu wrócić do domu — nikt nie wiedział jednak, czym był ów „dom”. Okaleczała się, bo chciała pozbyć się krwi ze swojego ciała. Uważała, że nie potrzebowała jej jako nieżywa osoba.

Mieszkali w drewnianym domu, nieopodal lasu, w którym zawsze znikała na długie godziny. Spacerowała po nim, czasami kompletnie nago. Twierdziła, że jest częścią lasu i chciałaby w nim umrzeć. Kiedy widziała zwłoki zmarłych zwierząt, zatrzymywała się na chwilę, by ich dotknąć. Mówiła, że chce poczuć śmierć.

Nienawidziła kotów, ale nigdy ich nie krzywdziła, wbrew temu, co mówili ludzie. Po prostu patrzyła na nie z obrzydzeniem.

Była pokręcona i kompletnie odrealniona. Ale właśnie to w niej kochał. To właśnie to sprawiało, że patrzył na nią z zafascynowaniem. Że pragnął mieć jej więcej i więcej.

 

Często jej odwalało i robiła rzeczy niespodziewane przez nikogo…

 

Jedna sytuacja z jej udziałem na wieki zapadła w pamięci wszystkich, gdyż stała się początkiem tragicznych wydarzeń. Wydarzeń, których nikt nie był w stanie przewidzieć, ani ich sobie wyobrazić.

Tamtego dnia, podczas jednej z imprez, strasznie krzyczała. Cholernie głośno, a jej twarz zalała się łzami. Nie była to żadna nowość, gdyż często robiła przedstawienia. Kompletnie nie przejmowała się ludźmi wokół, gdyż już dawno przestała żyć w tej samej rzeczywistości, co oni. Była zamknięta w świecie własnych lęków i urojeń. Być może gdyby ktoś wtedy spróbował jej pomóc, jej historia potoczyłaby się inaczej. A może było już na to zbyt późno?

— Hinata, kurwa, uspokój się! — Sakura chwyciła ją na wysokości pasa i szarpnęła do tyłu.

Zrobiła to na tyle intensywnie, że dziewczyna wypuściła coś z ręki. Jakiś ostry przedmiot upadł na podłogę, jednak absolutnie nikt nie zwrócił na to uwagi. Spojrzenia wszystkich utkwione były w sylwetce młodej kobiety, która szarpała się z objęć swojej koleżanki. Pogrążona w coraz większym ataku paniki, kompletnie nie zważała na to, co dzieje się wokół niej.

Po jej rękach płynęła krew, gdyż te były głęboko pocięte na całej długości. Zrobiła to niespodziewanie, na oczach wszystkich. Takie napady zdarzały jej się często, nierzadko w otoczeniu innych ludzi, których jej zachowanie niesamowicie niepokoiło.

Itachi był jedyną osobą, która była wtedy w stanie ją opanować. Tylko jego była skłonna posłuchać. Jego słowa i jego zdanie były jedynymi, które miały dla niej sens. Jedynymi, których chciała słuchać.

Zawsze była gotowa zrobić wszystko, o co ją prosił.

Zaledwie godzinę później siedziała na fotelu, z rękoma owiniętymi prowizorycznym opatrunkiem. Była już spokojna, a jej otępiałe spojrzenie wpatrywało się pusto w przestrzeń przed nią. Nie było tam nic, poza kompletnie pustą ścianą, jednak Hinata przypatrywała jej się, jakby widziała tam coś niezwykle ciekawego. Albo może wręcz przeciwnie, pustka w jej oczach poszukiwała czegoś, czego nie była w stanie odnaleźć.

Jej popękane usta były rozchylone i naznaczone śladami zaschniętej od ich zagryzania krwi. Kilka minut temu trzęsła się ze strachu, jednak teraz ponownie znajdowała się w kompletnym bezruchu. Sakura siedziała obok niej i głaskała ją po plecach, jednak była w pełni świadoma tego, że ten gest w niczym jej nie pomoże. Była zbyt przesiąknięta własnymi wewnętrznymi demonami, żeby jakakolwiek troska i ciepło drugiego człowieka na nią zadziałało.

— Wszystko w porządku?

Itachi przykucnął przed nią, chwytając jej nadgarstki w swoje dłonie. Nie próbowała ich wyrywać, jednak widać było, że czuła się przez to niekomfortowo. Zaczęła lekko dygotać, przy okazji kompletnie unikając wzroku swojego partnera.

— Dobrze się czujesz, Hinata?

Powtórzył swoje pytanie, choć nie przyniosło ono żadnego rezultatu. Ba, zadawanie go było dla niego kompletnie bez sensu, gdyż doskonale wiedział, że nie czuła się dobrze. Tkwiła na samym dnie egzystencjalnej i emocjonalnej przepaści, z której nikt nie był w stanie jej wydostać.

Poczuł na sobie zmartwione spojrzenie zielonych tęczówek, nim znajomy głos Sakury w końcu się odezwał.

— Możemy porozmawiać na osobności? — zapytała, choć Uchiha czuł, że był to raczej nakaz, niż prośba.

Posłusznie podniósł się z miejsca, po czym podążył za kobietą w róg pokoju, pomimo tego, że oboje byli w pełni świadomi tego, że nie było to konieczne. Hinata i tak ich nie słuchała, znajdując się we własnym świecie mrocznych wizji.

— To nie może dłużej trwać, Itachi. — Różowowłosa ściszyła głos, a w jej tonie wyczuć można było wyraźną naganę i pretensję. — Ona niedługo sama się wykończy. Nie widzisz tego?

Miał wrażenie, że zaraz zamorduje go wzrokiem. I kompletnie tego nie rozumiał. W końcu, co on miał na to poradzić? Jak on miał jej pomóc?

Sakura westchnęła ciężko, po czym podparła się pod boki. W jej gestach widać było smutek i zrezygnowanie.

— Proszę cię — zaczęła. — Nie… ja cię błagam. Jesteś dla niej jedyną nadzieją, jedyną osobą, której posłucha. Proszę, pomóż jej. Zmuś ją do terapii. Zrób cokolwiek.

Jego spojrzenie momentalnie powędrowało w kierunku Hinaty. Przyglądał jej się przez krótki moment, lustrując z uwagą każdy milimetr jej ciała. Jej bladą skórę, trzęsące się ramiona i pustkę w duszy, która emanowała od niej na kilometr.

Czy jej w ogóle dało się pomóc?

Wiedział jednak, że nie mógł tak tego zostawić. Musiał dokonać jakiegoś stanowczego kroku.

— Dobrze, zrobię to.

Wraz z tymi słowami, spojrzenie Sakury stało się jeszcze bardziej intensywne. Zupełnie tak, jakby chciała przyszpilić go do ściany samą siłą tej obietnicy.

— Obiecujesz?

Pokiwał głową, aż nad wyraz pewnie. Nikt nie mógł przecież przewidzieć tego, co stanie się w przeciągu najbliższych lat.

 

Zostawił je same, gdyż Sakura go o to poprosiła. Wyszedł na zewnątrz, czując, jak ogarnia go panujący na dworze chłód. Potarł dłońmi zmarznięte ramiona i zmrużył oczy, widząc tlące się w oddali światełko.

Natychmiast podążył w tamtym kierunku, aż ostatecznie nocny mrok ukazał mu sylwetkę Sasuke. Stał nonszalancko oparty o jedno z pobliskich drzew i palił papierosa.

Gdy tylko go zobaczył, prychnął cicho pod nosem. Nie było w tym jednak nawet nuty rozbawienia.

— Nieźle odjechała — rzucił, po czym podał swojemu bratu już prawie całkiem wypalonego szluga.

— To nie pierwszy raz.

Sasuke pokiwał głową, jakby był tego w pełni świadom.

— Wiem.

Itachi upuścił wypalonego papierosa na ziemię, spoglądając na swojego brata z niezrozumieniem. Ten zaś jedynie odgarnął kosmyki swoich przydługich, czarnych włosów z oczu, a przez jego twarz nie przebiegł nawet najmniejszy cień emocji.

— Serio, nic o tym nie wiesz? Wszyscy w mieście o was gadają. W sensie o twoim zespole. Przez nią. — Wzrok młodszego z Uchihów przeniósł się na rozciągające się nad nimi nocne niebo, nim kontynuował. — Wszyscy gadają, że twoja laska to wariatka. I że to zajebiste. Jej istnienie dodaje wam mroku i psychozy.

Jego ostatnie słowa, uderzyły w Itachi’ego z podwójną siłą. Przez krótki moment poczuł, jak jego serce przyspiesza swój rytm. W końcu czy mrok i psychoza nie był tym, czego on sam poszukiwał w prawdziwym black metalu?

Czy to rzeczywiście ona była tym, czego uparcie poszukiwał w swoim życiu?

Zagryzł swoją dolną wargę, a spojrzenie jego ciemnych oczu wbiło się w ziemię pod jego stopami. Hinata niewątpliwie go fascynowała. Jej umysł był groteskowo piękny i inspirujący. Czyżby była również tym czynnikiem, który przynosił mu rozgłos?

Obiecał, że jej pomoże. I zamierzał tej obietnicy dotrzymać. Chciał jednak pomóc również samemu sobie.

 

 

 

“Night again

Night you beautiful

I please my hunger 

On living humans”


 

 

Następnego ranka obudził ją dźwięk telefonu. Wyrwał z krainy snów, w której już od dawna nie widziała nic, poza pustką. Wcześniej jej marzenia senne były czarno-białe, a teraz kompletnie zniknęły. Rozpadły się i przestały istnieć, zupełnie tak, jak ona sama.

Itachi wciąż jeszcze spał. Spojrzała na niego z niepokojem, kiedy sama postawiła gołe stopy na drewnianej podłodze sypialni. Była w samej bieliźnie, więc praktycznie natychmiast poczuła przeszywający chłód otoczenia. Nie przejęła się tym jednak zbytnio. Już od dawna była martwa, więc uczucie zimna nie było jej obce.

Sięgnęła po stojący na szafce telefon i rozpoznając wyświetlany na nim numer, wcisnęła odpowiedni guzik. Odebrała połączenie, jednak nie odezwała się nawet słowem.

— Hinata? — Usłyszała znajomy głos po drugiej stronie.

Nie odzywała się przez dłuższy moment, czując, jak jej serce ściska się z żalu. Była to pierwsza, ludzka emocja, jaką odczuła od bardzo dawna.

— Jesteś tam? Tu tata.

Z trudem przełknęła ślinę, czując, jak ogromna gula rośnie jej w gardle.

— Wiem — wymamrotała w końcu.

Czuła, że jej słabo. Że trzęsą jej się dłonie. Chciała coś powiedzieć, jednak kompletnie nie potrafiła.

Tęskniła za swoim ojcem. Tęskniła za Hanabi. Czuła się kompletnie samotna w obcym kraju, w którym dla nikogo nic nie znaczyła. W którym dla wszystkich była niewidzialna. Nie umiała jednak przekonać się do powrotu do domu. Miała wrażenie, że tam również nikomu na niej nie zależało. Jej rodzice dzwonili do niej tylko dlatego, że się rozwodzili i walczyli o uznanie i miłość córek. By udowodnić sobie nawzajem, kto z nich był lepszym opiekunem. Nie zależało im na szczęściu swoich dzieci, tylko na tym, by wzajemnie utrzeć sobie nosy.

— Jak się czujesz? Wszystko u ciebie dobrze?

Prawdopodobnie, gdyby wtedy zdobyła się na powiedzenie mu prawdy, jej przyszłość wyglądałaby zupełnie inaczej. Gdyby ojciec zabrał ją stamtąd i otoczył należytą opieką, jej życie potoczyłoby się znacznie bardziej pozytywnie. Niestety jednak wtedy Hinata miała wrażenie, że mu na niej nie zależało. Wolała kłamać i udawać, że było jej tu lepiej.

— Wszystko świetnie — odparła cicho. — Nie mogę teraz rozmawiać, tato. Jestem zajęta.

Ucięła prędko, chcąc uniemożliwić mu dojście do słowa. Była już w połowie drogi, by zakończyć połączenie. Niestety jednak głos jej ojca zdążył do niej dotrzeć.

— Poczekaj, Hinata. Chcę tylko powiedzieć, że w każdej chwili możesz wrócić do domu. Jeśli tylko tego chcesz, ja i Hanabi cię stamtąd zabierzemy.

Czując, jak pod jej powiekami zbierają się łzy, praktycznie natychmiast zakończyła połączenie. Jej dłonie ponownie zaczęły drżeć, a ona ledwo powstrzymała się przed płaczem. Ostatnią resztką jej człowieczeństwa.

Cholernie pragnęła powrotu do domu. Marzyła o tym, by ponownie być przy swojej rodzinie. Niestety jednak nie mogła odejść.

Po cichu wróciła do łóżka, a jej spojrzenie wbiło się w nagie plecy jej partnera. Za bardzo bała się od niego odejść, bo był jedyną rzeczą, która trzymała ją przy resztkach urojonego szczęścia. Zresztą, on nawet nie pozwoliłby jej odejść. Za bardzo potrzebował mieć ją przy sobie.

Z mniej lub bardziej egoistycznych pobudek. 


***

 

 Wieczorem leżała w łóżku. Jej wzrok pozostawał ślepo utkwiony w znajdującym się nad nią, białym suficie. Cały pokój pogrążony był w mroku, gdyż zgasiła światła i pozasłaniała wszystkie okna, chcąc odciąć się od bólu codzienności. Nie było w niej nawet najmniejszej przesłanki istnienia. Gdyby w tamtym momencie zobaczyła ją jakakolwiek niezaznajomiona z sytuacją osoba, z pewnością pomyślałaby, że w łóżku leżały jedynie pozbawione życia zwłoki.

Do pokoju wpadł słaby snop światła, kiedy znajoma sylwetka stanęła w drzwiach. Hinata nie musiała nawet odwracać głowy, by być świadomą tego, kto wszedł do sypialni. Nauczyła się wyczuwać tę okropną, przytłaczającą zmianę wibracji, kiedy zjawiał się w pobliżu. Oparł się ramieniem o framugę, a w panującej zewsząd ciemności dało się zauważyć, jak wsadza nieodpalonego jeszcze papierosa pomiędzy wargi.

Miał na sobie skórzaną kurtkę i wysokie do kolan glany. Jego twarz zdobił charakterystyczny corpse painting, który był nieodłącznym elementem jego występów.

— Dziwnie się zachowujesz — rzucił, po czym postąpił parę kroków naprzód, w stronę łóżka. — Martwię się o ciebie — dodał po chwili, a kiedy tylko zbliżył się na tyle, że Hinata była w stanie poczuć jego obecność tuż obok siebie, praktycznie natychmiast odwróciła się do niego plecami.

Nie chciała z nim rozmawiać, bo była w pełni świadoma tego, do czego ta konwersacja ich doprowadzi.  

Westchnął ciężko, widząc, jak jej ciało na powrót zastyga w bezruchu. Usiadł na skraju łóżka i położył dłoń na materiale kołdry, którą była przykryta. Poczuła, jak po jej ciele przebiega znajomy dreszcz, jednak nie była pewna, czy był to wynik jego dotyku, czy zimna, które ogarnęło ją, kiedy zdjął z niej przykrycie.

— Wszystko w porządku — wymamrotała. — Nie powinieneś już iść? — zapytała w nadziei, że pokiwa głową i zostawi ją w spokoju. W końcu zaraz miał grać koncert.

On jednak jedynie się zaśmiał, po czym dość gwałtownie odwrócił ją w swoją stronę. Całym swoim ciałem zawisł nad nią, a jego spojrzenie, wyglądające dość mrocznie spod wymalowanych na czarno powiek, zaczęło uważnie skanować jej twarz.

— Coś jest z tobą nie tak — zauważył ponownie, kompletnie ignorując jej słowa. — Powiedz mi, o co chodzi.

Jego spojrzenie było tak intensywne, że momentalnie poczuła, jak robi jej się słabo. Czuła, że jeśli nie ujawni przed nim tego, co chodziło po jej głowie, to zabije ją wzrokiem.

— Ja…

Zagryzła swoją dolną wargę, co robiła zawsze, kiedy się czymś denerwowała. Próbowała uniknąć jego wzroku, jednak on zawzięcie odwracał jej twarz na powrót w swoją stronę.

— Wszystko jest dobrze.

— Kłamiesz — niemal warknął, po czym dość gwałtowanie puścił jej podbródek.

Głowa dziewczyny na powrót bezwładnie opadła na łóżko, a ona sama w panicznym geście zacisnęła powieki.

Od samego początku bywał brutalny w jej kierunku, a ona w pełni na to zezwalała — utraciła wszelkie pozostałe zasoby szacunku do samej siebie, przez co nie oczekiwała go od innych. Mogli na nią krzyczeć, pluć, bić ją i traktować, jak śmiecia, a ona wciąż była im jedynie wdzięczna za poświęcone zainteresowanie. Itachi przed innymi zgrywał troskliwego i zmartwionego partnera, jednak w zaciszu domowym, jedynie przyczyniał się do utorowania Hinacie ekspresowej drogi ku absolutnej utracie zmysłów. Nawet jeśli w tamtym czasie ich wspólne życie nie było jeszcze aż tak tragiczne, jak miało się stać w przeciągu kilku następnych lat, to już wtedy wykraczało daleko poza granicę zdrowej relacji.

Wiedziała, że chodziło mu o to, co wydarzyło się wczoraj. Przez cały ten czas zdążyła poznać go na tyle, by umieć odczytywać go bez żadnego większego problemu.

Zazwyczaj się wściekał, kiedy dochodziło do podobnych sytuacji. Dawał jej wprost do zrozumienia, co myślał o jej „cyrkach”. A ona posłusznie pozwalała się karcić, gdyż w swoim mniemaniu, poza nim nie miała nikogo.

— Przepraszam — wymamrotała w końcu.

Nie wiedziała nawet, za co. Za to, co zrobiła? Za swoje pocięte ręce, które teraz oglądał z dokładnością i zaciekawieniem psychopaty? Czy może za sam fakt, że w ogóle istniała?

— Wczoraj przegięłaś.

— Wiem o tym — odparła natychmiast, spodziewając się, że ucisk jego palców na jej nadgarstkach doprowadzi zaraz do tego, że na bladej skórze wykwitnie dodatkowo seria siniaków.

Poprzednie wciąż się jeszcze nie wygoiły.

— Przepraszam, Itachi. To naprawdę był ostatni r…

Nie zdołała dokończyć zdania, gdyż jego dłoń zasłoniła jej usta. Jego kciuk powędrował do jej dolnej wargi, po której delikatnie przejechał. Uśmiechał się w sposób, który nie wzbudzał żadnych dobrych emocji. W jego głowie zdecydowanie nie jawiły się teraz żadne dobre myśli.

Już wtedy, w roku 1989 Itachi miał zadatki na socjopatę, jednak umiał je jeszcze skutecznie ukrywać. Przesadne zafascynowanie brutalnym środowiskiem black metalu i chęć stworzenia czegoś prawdziwego, kontrowersyjnego i przerażającego doprowadzały do tego, że jego psychika zaczynała stopniowo zbaczać na złe tory. Fascynował go strach, śmierć i powolne dewastowanie innych. Nawet jeśli wtedy był to dopiero początek jego drogi ku staniu się potworem, już wtedy zaczynał odnajdywać przyjemność w krzywdzie słabszych istot.

Właśnie dlatego, Hinata stopniowo przestawała być dla niego kobietą. Groteskową pięknością, która miała zainspirować go do stworzenia prawdziwego black metalu. Owszem, zainspirowała go, ale nie samą sobą. Zafascynowała go śmiercią, gdyż to ona szokowała ludzi najbardziej. Im bardziej tragiczna i brutalna była, tym bardziej przerażała. Zaczynał powoli rozumieć, jak wielką prawdą życiową to było.

Pragnął zobaczyć śmierć. Pragnął do niej doprowadzić, gdyż strach był jedyną drogą ku esencji prawdziwej twórczości.

— Nie. W końcu to zrozumiałem. To nie było nic złego.

Oczy kobiety otworzyły się szeroko, w geście szoku. Kompletnie nie rozumiała, co w tym momencie miał na myśli.

— Nie mogę cię dłużej powstrzymywać przed tym, co nieuniknione. Śmierć jest tym, czego pragniesz, prawda?

W tym momencie, jej dusza boleśnie zapłakała, wciąż mając w pamięci poranną rozmowę z ojcem.

— Rób to dalej, Hinata. Częściej i bardziej hardcore’owo. Oboje na tym skorzystamy. Aż w końcu wspólnie osiągniemy ostateczne piękno prawdziwej twórczości.

— Prawdziwej twórczości? — powtórzyła niepewnie.

— Śmierć.

Tym razem, to ona nie zrozumiała. Jej niewiedza nie miała jednak trwać długo.

Tamtej nocy, kiedy wrócił z koncertu, kochał się z nią długo i namiętnie. Zupełnie tak, jakby chciał skorzystać z ostatnich chwil traktowania jej, jak wartościowego człowieka. Niedługo miała przecież stać się jedynie marionetką, do osiągnięcia jego skrzywionej definicji sukcesu.

 

***

 

Od tamtego czasu, relacje między nimi stały się dziwne i napięte. Dostrzegali to wszyscy, a raczej dostrzegała to Sakura — w końcu była jedyną osobą, którą los Hinaty jakkolwiek przejmował. W roku 1990, absolutnie każde odwiedziny w ich domu stawały się dla różowowłosej dziwne i niepokojące. A najbardziej przerażające było dla niej zachowanie Uchihy, który zdawał się być kompletnie nie przejęty tym, że jego partnerka zaczynała tracić jakikolwiek kontakt z rzeczywistością i światem zewnętrznym. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Haruno posiadała niepokojące wrażenie, że to on był winien takiemu obrotowi spraw. To na niego Hinata zdawała się reagować niezwykle podejrzanie,

Od zawsze była dziwna i specyficzna, jednak ostatnimi czasy jej zachowanie zaczęło przekraczać to, z czego dotychczas była znana. Kiedy tylko Itachi przebywał w domu, zamykała się w swojej sypialni i nie chciała z niej wychodzić. Spędzała tam niemal całe dnie i praktycznie nie jadła, przez co w przeciągu dwóch miesięcy przerażająco schudła. Nie chciała rozmawiać o tym, co było przyczyną jej zachowania, a Uchiha nagminnie tłumaczył to wszystko postępującą depresją. Początkowo Sakura wierzyła w to wyjaśnienie, jednak coraz większa ilość siniaków na ciele i pustka w oczach kobiety, kiedy tylko Itachi ją dotykał, zaczynały wzbudzać w Haruno niepokojące przeczucie, że to wszystko miało znacznie głębsze dno.

Nie mogła jednak nawet wyobrazić sobie tego, co działo się za zamkniętymi drzwiami domu jej przyjaciół. Nie mogła nawet domyślać się, że to Uchiha Itachi był tym, który każdego dnia niszczył psychikę Hinaty coraz bardziej. On jeden był winien temu, jak ogromny skok w przepaść zaliczyło jej mentalne zdrowie w przeciągu kilku lat wspólnego życia.

Lat psychicznego znęcania się, którego sama ofiara nie była świadoma. Lat namawiania jej i oswajania z rzeczami, których gdzieś głęboko pragnęła, jednak od których dało się ją uchronić.

 

Gdyby tylko Sakura wiedziała, jak potworne wydarzenia nastąpią w przeciągu kilku najbliższych miesięcy, zrobiłaby wszystko, by pomóc Hinacie uwolnić się z piekła, w którym tkwiła. Choć niepewnym było to, czy ona sama w ogóle tego chciała.

 

 


“Darkness is growing

Eternity opens

The cemetery lights up again”

 

 


Do dziwnej sytuacji doszło z początkiem roku 1991. Sakura dość często rozpamiętywała w swojej głowie tamten obraz, będąc pewną, że był potwierdzeniem jej najgorszych obaw. Tego, że Itachi nie dotrzymał danej jej obietnicy.

Razem z Sasuke przebywali wtedy w jego domu, a Hinata tak samo, jak wcześniej unikała wyjścia z pokoju, kiedy starszy z braci Uchihów znajdował się w pobliżu. Spała z nim w jednym łóżku, jednak podczas reszty codziennych czynności starała się omijać go szerokim łukiem. Pomimo tego, że różowowłosa już wcześniej dokonała podobnych obserwacji, tak teraz, ta dziwna sytuacja zdawała się nabierać na sile.

Inaczej stało się pewnego, zimowego dnia. Wydawało się, że był to moment, w którym Hinata osiągnęła w końcu pełnię swojego załamania nerwowego. Jej umysł nie wytrzymał już napięcia, które ją prześladowało.

Sakura zapamiętała tę sytuację, jak przez mgłę, gdyż wywołała w niej tak ogromny szok emocjonalny. Pamiętała jedynie, że nastał wtedy czas, w którym Hyūga w końcu obudziła się ze swojego chorego snu. Był to jednocześnie czas, w którym jej życie rozpoczęło niemożliwą do zatrzymania wędrówkę, ku rychłej tragedii.

Tamtego dnia pękła i już nie było szansy na to, by ją pozbierać i złożyć na nowo. Poprzednie ataki jej psychozy okazały się jedynie słabymi znakami nadchodzącego Armagedonu. Wtedy też, Haruno w końcu uświadomiła sobie, że będąc tutaj, Hinata była jedynie bardziej krzywdzona. Stopniowo, krok po kroku doprowadzana do ostateczności, z której nie można było jej uratować. A winien temu, był nie kto inny, jak Itachi – on i jego chore pojęcie odnalezienia prawdziwego mroku i sensu black metalu. Niestety, ten jeden aspekt tego wszystkiego umknął jej przez palce. Fakt tego, że to on był potworem, który karmił się chorobą tej biednej dziewczyny. Poszukiwał inspiracji w jej cierpieniu, chcąc tworzyć na jego podstawie coś, co w swoim chorym umyśle postrzegał, jako źródło prawdziwej muzyki.     

Pamiętała tę sytuację bardzo słabo, najprawdopodobniej przez szok, jakiego wtedy doznała. Pomimo tego obrazy Hinaty, która płakała i krzyczała, będąc brutalnie przytrzymywaną przez swojego partnera, który próbował powstrzymać jej atak agresji, na zawsze pozostały w głowie Sakury. Głównie przez to, że ta sytuacja była kompletnie odmienna od tych, które działy się zazwyczaj. Tamtego dnia Hyūga przekroczyła swoje własne granice.

Pamięć Sakury już na zawsze przyswoiła sobie obraz noża z impetem wbijanego w ramię Itachi’ego. Widok przesiąkającej krwią koszulki, paniki, jaka zawładnęła wszystkimi wokół i zapłakanej, walczącej o złapanie oddechu Hinaty.

Dźgnęła go. Cholera, ona go dźgnęła.

— Cholera jasna, Hinata! — Haruno krzyknęła i natychmiast chwyciła ramiona swojej przyjaciółki. Dziewczyna wypuściła trzymany w dłoni nóż, który upadł na podłogę i ubrudził ją krwią. — Co ty robisz?!

Hyūga oddychała ciężko, a jej wzrok panicznie błądził między twarzą Uchihy, a raną w jego ramieniu, którą tamował własną dłonią. 

Na całe szczęście, nie zraniła go na tyle głęboko, aby musieli dzwonić po pomoc. Sasuke poszedł szukać opatrunków, a Sakura starała się opanować niespodziewany atak agresji Hinaty, która teraz siedziała na podłodze i cała drżała.

W pomieszczeniu zapanował wtedy ogromny chaos, dlatego różowowłosa pamiętała tę sytuację, jak przez mgłę. Szok, który ją wtedy ogarnął wybił ją z rytmu i zaburzył jej czujność.

Mimo wszystko jednak, wydawało jej się, że przez ułamek sekundy zauważyła na twarzy Itachi’ego zwycięski, zadowolony uśmiech, który prędko zastąpiony został udawanym bólem i zdziwieniem tym, do czego przed chwilą doszło… 


***


W ich sypialni wisiała strzelba. Nie miała pojęcia, dlaczego. Prawdopodobnie jej chłopak wraz z kolegami strzelał do ptaków.

Wiedziała, że zawsze była nabita. Jeden z kumpli Itachi’ego regularnie dostarczał mu naboi.

Pewnego dnia zdjęła ją ze ściany. Wpatrując się martwym wzrokiem w błyszczącą lufę broni, czuła jak jej żołądek nieprzyjemnie zaciska się ze stresu. Miała wrażenie, że zaraz zwymiotuje, kiedy ostrożnie ujęła ją w dłonie. Wiedziała bowiem, że to jej przeznaczenie. Coś, co musiało spotkać ją prędzej, czy później. Coś, czego cholernie pragnęła.

Odrzuciwszy strzelbę na bok, opadła plecami na pościel i zamknęła oczy. Czuła się kompletnie odcięta od świata rzeczywistego. Od życia. Jej dalsza egzystencja nie miała sensu, zważywszy na fakt, że już od dawna była mentalnie martwa. Pragnęła jedynie tego, by w końcu osiągnąć upragniony spokój. By stać się jedną z błyszczących na niebie gwiazd.

Z agonii egzystencjalnych rozmyślań wyrwało ją dziwne uczucie chłodu na jej czole. Zupełnie tak, jakby ktoś przykładał kawałek zimnego metalu do jej głowy. Powoli otworzyła powieki i bez większej reakcji, z bezemocjonalnym wyrazem twarzy wbiła wzrok prosto w oczy Itachi’ego. Nie miał na sobie koszulki, a jego ręka wciąż nie wróciła do pełnej sprawności po ostatnim incydencie.

Przykładał strzelbę do jej czoła, a jego tęczówki były bardziej puste, niż kiedykolwiek wcześniej.

— Jeden strzał i po problemie, Hinata — odezwał się do niej. — W końcu będziesz wolna.

Czy to właśnie tego pragnął?

Nie odezwała się nawet słowem, zamiast tego podniosła się do pozycji siedzącej. Dalej celował w nią bronią, wyglądając tak, jakby był gotów w każdej chwili przyspieszyć jej odejście z tego świata. Ani trochę się tego nie bała. Ryzyko śmierci nie robiło na niej żadnego wrażenia.

— Poważnie, w końcu będziesz mieć święty spokój.

Ogarnął ją nieprzyjemny chłód, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że miał rację. Doskonale wiedziała również, że cholernie mu na tym zależało. Jej śmierć byłaby dla niego ostatecznym spotkaniem z mrokiem. Inspiracją, której tak uporczywie pragnął przez te wszystkie lata.

Uśmiechnęła się pod nosem, po czym odwróciła się w jego stronę. Jej oczy były kompletnie puste, pozbawione wszelkich emocji. Właśnie wtedy chwyciła dłońmi lufę strzelby i na powrót przystawiła ją do swojego czoła.

— W takim razie zrób to. Zabij mnie.  

W pokoju zapadło grobowe milczenie. Słyszała, jak Itachi wstrzymał oddech. Uparcie wpatrywała się w jego ciemne tęczówki, w których pojawiły się niespotykane dotychczas emocje – niepokój i zawahanie. Jej niespodziewany czyn sprawił, że mężczyzna nawet nie drgnął. Stał, jak wmurowany w ziemię z bronią przystawioną do jej czoła, a jego palce nawet nie rozważały możliwości, by przesunąć się na spust.

 Na twarzy Hinaty momentalnie wykwitł uśmiech. Rozciągnął się na jej twarzy, niemal od ucha do ucha, jako gest pogardy i ironii. Pierwszy raz w życiu, to ona sobie z nim pogrywała.

— Wiedziałam — powiedziała, po dłuższej chwili ciszy, podczas której oboje nie wykonali żadnego, nawet najmniejszego ruchu. — Nie byłbyś w stanie tego zrobić. Jesteś tchórzem.

Posyłając mu zwycięskie spojrzenie, odepchnęła jego rękę, która posłusznie opuściła lufę. Itachi mierzył ją ciężkim wzrokiem, zupełnie tak, jakby chciał z jego pomocą wypalić jej dziurę w czole.

— Dużo dymu, mało ognia. To cały ty. Mówisz więcej, niż robisz.

Ciało kobiety miękko opadło z powrotem na łóżko. Po raz pierwszy, od kiedy ją znał, wydawała się szczęśliwa i rozbawiona.

— Chcesz być straszny. Chcesz szokować ludzi. Chcesz, żeby widzieli w tobie szczere zło i mrok — kontynuowała, nawet nie patrząc w jego stronę. Jej zainteresowanie na powrót przyciągnął sufit. — Ale nie potrafisz dać im go sam, bo w rzeczywistości jesteś pierdolonym tchórzem. Chcesz przypisywać sobie zasługi za rzeczy, które zrobili inni ludzie.

W geście irytacji, aż nad wyraz mocno zacisnął szczękę. Hinata zauważyła to kątem oka, przez co uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Wiedziała, że trafiła w jego czuły punkt.

— Chciałbyś, żebym się dla ciebie zabiła, prawda? Marzysz o tym, bo jesteś egoistą, który jest gotów posunąć się do wszystkiego. Dla swojego durnego wizerunku, w który zacząłeś wierzyć. Twoje życie to teatrzyk i odgrywanie roli kogoś, kim nie jesteś.

— Kogoś, kim nie jestem? — powtórzył po niej, w taki sposób, jakby te słowa niezwykle go wkurzyły.

Momentalnie wywindowała się do siadu. Podciągnęła kolana do klatki piersiowej i posłała mu najpiękniejszy i najbardziej promienny uśmiech, jaki tylko można było sobie wyobrazić.

— Chcesz zbudować wizerunek na mojej śmierci, ale czekasz, aż ona sama nastąpi. Umywasz ręce, bo boisz się konsekwencji. Gdybyś nie był tchórzem, to już dawno poderżnąłbyś mi gardło przez sen.

Przejechała dłonią po swojej szyi w znaczącym geście.

— Albo zrobiłbyś to na żywca. Podciął mi gardło i strzelił w łeb. Zrobiłbyś zdjęcie, albo lepiej… Nagrałbyś to. I pokazywałbyś to tym swoim durnym kumplom. Równie tchórzliwym i pizdowatym, co ty — prychnęła, a psychoza, jaką przez krótki moment dało się dostrzec w jej jasnych oczach, przeraziła nawet Itachi’ego.

A może zawsze go przerażała?

— Kiedyś to ciebie ktoś zabije — wymamrotała po chwili. — Zarżnie, jak świnię. Jesteś nie do zniesienia.

To właśnie wtedy, wściekły odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju. Kompletnie zhańbiony i podburzony każdym jej słowem. Trzasnął drzwiami tak głośno, że te omal nie wyleciały z framugi.

Nie mógł już więc zobaczyć łez, które spłynęły po policzkach Hinaty. Niekontrolowanie, bez towarzystwa jakichkolwiek emocji. Były jedynie pustą, ostatnią próbą niemego błagania o pomoc przez jej duszę. Ona sama zaś w tamtym momencie kompletnie nie zdawała sobie sprawy z tego, że każde wypowiedziane przez nią, rzucone w przestrzeń słowo zmanifestuje się na oczach wszystkich w przeciągu kilku następnych lat.

W tamtym momencie o tym nie myślała. Wiedziała bowiem, że i tak nie będzie w stanie tego zobaczyć.

 

***


Kiedy słyszała dźwięk telefonu, nie musiała się nawet zastanawiać, kto znajdował się po drugiej stronie słuchawki. Nikt, poza jej rodziną do niej nie dzwonił. Nie miała obok siebie nikogo, poza demonem w swojej głowie.

Po co najmniej kilkunastu nieodebranych połączeniach, w końcu zdecydowała się podnieść z łóżka. Niepewnie wybrała numer i wstrzymała oddech.

— Hinata! — znajomy głos rozległ się w jej uchu, a ona momentalnie poczuła, jak łzy napływają jej do oczu. — No nareszcie. Dzwonimy do ciebie od rana.

— Wybacz, Hanabi. Byłam trochę zajęta.

Promienny śmiech jej siostry sprawił, że jej klatkę piersiową ścisnęło potworne uczucie bólu. Nie wiedziała już, czy było to spowodowane stresem, czy jej krwawiącą duszą.

— Och, no tak. Z pewnością jesteś bardzo pochłonięta życiem w Japonii. Tak bardzo ci zazdroszczę. — Oczami wyobraźni widziała swoją siostrę, która z słuchawką przy uchu, opiera się biodrami o komodę. — Ja i tata musimy cię w końcu odwiedzić. Tak dawno cię nie widziałam, stęskniłam się.

Hanabi nie wiedziała o jej problemach, bo te z pewnością złamałyby jej serce. Była zbyt delikatną, piękną i kochającą istotą, by znieść ilość bólu i cierpienia, który nosiła w sobie jej siostra. Właśnie dlatego ta wolała przed nią udawać, że wszystko jest w porządku — że prowadzi szczęśliwe, poukładane życie za granicą. W końcu z daleka, Hanabi nie mogła poznać prawdy.

Dusza Hinaty płakała na samą myśl, przez co będzie musiała przejść jej rodzina w najbliższym czasie. Zwłaszcza świadomość tego, że jej ukochaną, młodszą siostrzyczkę spotka takie samo uczucie bólu i pustki, jak ją, rozrywało jej serce. Czy z tego dna był jeszcze jakiś odwrót?

— Tak, koniecznie. — Starała się utrzymać radosny głos, pomimo tego, że jej twarz była w całości zalana łzami. — Nie mogę się doczekać.

— Ty też powinnaś w końcu przyjechać do domu. Tata się ucieszy.

Hinata wstrzymała oddech, a jej dłonie zaczęły niekontrolowanie drżeć. Przez dłuższy moment się nie odzywała, w obawie, że jej głos się złamie i zdradzi, w jakim stanie aktualnie się znajdowała.

Momentalnie przed jej oczami przepłynęło całe jej życie. Wspomnienia dzieciństwa i szczęścia, jakie mu towarzyszyło. Stopniowo pojawiającego się uczucia zagubienia i pustki, którego nie umiała się pozbyć. Zatracającego się człowieczeństwa, w którym jej rodzina wciąż pozostawała jedynym aspektem, który utrzymywał ją przy dalszej egzystencji.

Czy dało się jeszcze ją uratować?

Czy mogła jeszcze wygrzebać się z tego dna, w które nieświadomie wpadła?

Czy ktoś mógłby jej jeszcze pomóc?

— Hanabi…

Zaczęła cicho, jednak siostra zdawała się jej nie usłyszeć. Już po chwili bowiem jej głos na powrót rozległ się w słuchawce.

— Słuchaj, muszę kończyć. Nie uwierzysz, umówiłam się na randkę! Pogadamy później — oświadczyła promiennie.

— Hanabi, poczekaj! Czy mogłabyś powiedzieć tacie, że chciałbym wrócić do do…

Nie zdążyła dokończyć, gdyż przerwał jej dźwięk odkładanej słuchawki. Urwała więc wpół słowa i zamarła w bezruchu, wciąż z telefonem przyłożonym do ucha. Jej oddech przyspieszył niekontrolowanie, a drżące dłonie momentalnie upuściły urządzenie.

Zalewając się strumieniem łez, opadła na ziemię i oparła się plecami o znajdującą się za nią szafkę. Ukryła twarz w dłoniach, z każdą sekundą popadając w niemożliwą do opanowania histerię.

 

Może tak właśnie miało być?




"Night of hunger

Follow its call

Follow the freezing moon”




Deidara nie był jego przyjacielem – w końcu nie dało się ukryć, że Uchiha Itachi nie znał pojęcia takiego, jak przyjaźń. Był jedynie egoistycznym socjopatą, który kosztem wszystkich wokół, pragnął osiągnąć swoje cele. Chore i kompletnie odrealnione, służące jedynie temu, by zaspokoić jego popierdolone pragnienie brutalnego zszokowania świata. Może i mówił więcej, niż robił, jednak nie dało się ukryć, że na przestrzeni lat stał się mistrzem okrutnego wykorzystywania ludzi do rzeczy, do których sam bał się posunąć we własnym tchórzostwie.

Tego zimnego wieczora, roku 1991 pojawił się w domu Deidary zupełnie randomowo i bez wcześniejszej zapowiedzi. Nie robił tego nigdy wcześniej, gdyż kontakty towarzyskie już od dłuższego czasu nie były jego mocną stroną. Ludzie nie chcieli przebywać w jego otoczeniu, gdyż czuli się nagminnie zastraszani i poniżani, gdy nie zgadzali się z jego zdaniem i poglądami. Wydawało się, że psychiczne niszczenie innych stawało się jego chorym hobby i tragiczną pasją.

U swojego znajomego zjawił się niespodziewanie i wydawał się być z czegoś bardzo mocno zadowolony. Uprzednio, zaledwie parę dni wcześniej, jak zawsze poprosił Deidarę o to, aby dostarczył mu naboi do strzelby. Tłumaczył to swoją pasją strzelania do ptaków, jednak coś w jego zachowaniu wzbudzało niepokój. Lata później, ci którzy go znali, wspominali o tym, że ich złe przeczucia wiązały się z przerażającymi słowami, które padły z ust Itachi’ego podczas jednej z imprez. 

"Nie miałbym skrupułów z zimną krwią zamordować człowieka."

Obecnie wszyscy wiedzieli, że było to jedynie puste, rzucone na wiatr zdanie. Uchiha Itachi był zbyt wielkim tchórzem, aby posunąć się do takiego czynu własnymi rękoma. Udowadniał to fakt, że przez długi czas przypisywał sobie zasługi za czyny i przestępstwa grasującej w okolicy sekty. Chwalił się swoją odpowiedzialnością za płonące kościoły, świątynie i przede wszystkim sprawę, która w tamtym czasie zszokowała tamtejszą społeczność – morderstwo homoseksualisty. Jakiś czas później okazało się, że owa grupa, zwąca samych siebie Kręgiem faktycznie posiadała powiązania z owianym złą sławą muzykiem. Rzeczywiście nakręcał ich do wszystkiego, czego się dopuścili, piorąc im mózgi swoimi chorymi, bestialskimi poglądami, jednak sam nigdy nie kiwnął palcem. Przypisywał sobie zasługi za coś, czego nie zrobił własnymi rękoma i zbierał za to oklaski od fanatycznej, black metalowej społeczności.

Zbierał oklaski za coś, za co ostatecznie bał się wziąć odpowiedzialność, kiedy po morderstwie  niewinnego człowieka odpowiednie służby na poważnie zajęły się tą sprawą. Wyparł się wtedy jakiegokolwiek związku z Kręgiem i jego członkami, na wieki otrzymując łatkę tchórza. Nie żył z nią jednak zbyt długo.

Dzisiaj wszyscy wiedzieli, że nie miałby odwagi kogoś zabić. Wiedzieli jednak, że śmierć w dalszym ciągu go fascynowała i chciał do niej doprowadzić kosztem wszystkiego. Była jego chorym pojęciem kontrowersji i bał się jedynie swojego bezpośredniego udziału. Gotów był jednak podjąć się wszelkich innych środków.

Ci, którzy byli z tym wszystkim bezpośrednio zaznajomieni, twierdzili po latach, że wtedy wyszedł z domu, bo prawdopodobnie wiedział, co się stanie. Chciał dać Hinacie większe pole do popisu, gdyż zdawał sobie sprawę z tego, że pozostawiona sama sobie, z własnymi myślami, nie będzie widziała już żadnych przeszkód, by zrobić to, na co Itachi tak uparcie oczekiwał.

Świadczył o tym fakt, że spędził u Deidary niemal cały wieczór, a kiedy wychodził, zdawał się być czymś niezwykle podekscytowany. Kiedy ten zapytał, co było tego powodem, Uchiha wypowiedział zdanie, które po późniejszym zrozumieniu jego kontekstu, mroziło krew w żyłach.

— Dzisiaj stanie się coś zajebistego, Deidara. Dzisiaj ludzie w końcu zobaczą, czym jest prawdziwy black metal.

Przez następne lata, blondyn był wdzięczny samemu sobie, że w tamtym momencie nie był świadom znaczenia tych słów.

 

***

 

Kiedy Uchiha Itachi wrócił do domu, było już późno, jednak na zewnątrz zastał zaniepokojoną Sakurę. Drzwi wejściowe były otwarte, jednak kobieta nie weszła do środka. Z jakiegoś powodu miała złe przeczucia i nie przekroczyła progu do momentu, w którym nie zobaczyła na horyzoncie znajomego, nadjeżdżającego samochodu. To, że właściciel posesji przebywał poza domem nie było zbyt częstym zjawiskiem, dlatego wyraźnie ją to zdziwiło. I wzbudziło podejrzenia, które już od dłuższego momentu posiadała w jego kierunku. 

— Co ty tutaj robisz? Stało się coś? — zapytał, a jego nonszalancki ton i dziwny wyraz w oczach sprawiły, że Haruno poczuła się jeszcze bardziej podenerwowana.

— Pomyślałam, że na chwilę do was wpadnę. Chciałam sprawdzić, czy z Hinatą wszystko w porządku.

Wspomnienie o stanie jego partnerki, na krótki moment wywołało niewielką zmianę w jego pokerowej twarzy. Szybką i ledwie dostrzegalną, jednak nie umknęła ona uważnie przyglądającej się mu Sakurze.

— A dlaczego miałoby nie być w porządku? — Prędko powrócił do udawania, że nic się nie stało, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.

Na tym etapie jednak, różowowłosa już dawno nie wierzyła w jego dobre intencje.

Drzwi z jakiegoś powodu były otwarte, dlatego nie mieli absolutnie żadnego problemu, by dostać się do środka. Wewnątrz budynku panowała grobowa cisza i atmosfera tak przytłaczająca, jakby wydarzyło się tutaj coś bardzo złego. Zupełnie tak, jakby przeczucia Haruno były w pełni słuszne.  Mawiano, że pomieszczenia i meble przejmowały złą energię i mające w nich miejsca tragedie. I jak miało się później okazać, niewątpliwie była to prawda, gdyż znajdujący się na skraju lasu, drewniany dom już od wejścia „pachniał” śmiercią. Uchiha zdawał się jednak w ogóle tego nie dostrzegać, w tym samym momencie, kiedy Sakura czuła się zgnieciona mroczną atmosferą, jaka ogarnęła ją w absolutnie każdym pomieszczeniu. Do tego stopnia, że nawet wejście po schodach sprawiało jej trudność i wywoływało dreszcze na ciele.

Widziała tylko plecy Itachi’ego, który spokojnie wspinał się po kolejnych stopniach, aż wreszcie dotarł do drzwi sypialni, które były lekko uchylone. Popchnął je bez większych wątpliwości, a tym, co ukazało im się wewnątrz, była kompletna ciemność. Nie powstrzymała ona jednak wytężonego wzroku Haruno przed tym, aby dostrzec leżącą na łóżku, nieruchomą sylwetkę, na której widok jej serce mocniej zabiło.

Często zastawali ją w podobnych sytuacjach, jednak tym razem pozycja jej ciała była dziwna. Zupełnie inna. Znacznie bardziej bezwładna i pozbawiona życia.

Sięgnięcie do włącznika światła okazało się makabrycznym błędem, gdyż ukazało przed nimi widok, który miał spędzać sen z oczu Sakury przez najbliższe lata. Wzbudzać w niej wyrzuty sumienia, że nie zrobiła nic, aby tego uniknąć.

W środku było mnóstwo krwi. Na ścianie, na pościeli, na podłodze. Pochodziła ona najpewniej z poderżniętego gardła i nadgarstków Hinaty. Obok jej prawej ręki wciąż leżał ubrudzony, upuszczony nóż. Jednak to nie to było najgorszym, co można było tam zobaczyć.

Nóż zdawał się nie zadziałać tak, jak chciała, przez co ostatecznie zdecydowała postrzelić się w głowę. Łatwo można było więc wyobrazić sobie, jak wielki bałagan panował w pomieszczeniu.

Sakura nie wiedziała, czy w tym momencie bardziej miała ochotę się rozpłakać, czy zwymiotować. Widok martwego ciała przyjaciółki, rozbryzgana na ścianie krew i fragmenty mózgu wywołały w niej mieszankę paniki, rozpaczy i rewolucji w żołądku. Jej dłoń powędrowała do bladej z przerażenia twarzy i zasłoniła usta, aby powstrzymać odruch wymiotny. Cofnęła się o kilka kroków do tyłu, aby wyjść z pomieszczenia i usunąć ten makabryczny widok sprzed swoich oczu.

Prawdopodobnie dlatego nie była w stanie zauważyć okrutnego uśmiechu zadowolenia, który przemknął przez twarz Itachi’ego. Uśmiechu, który prędko zastąpiony został fałszywym wyrazem strachu.

Haruno wycofała się do przedpokoju i czując, jak miękną jej nogi, oparła się plecami o ścianę. Panicznie i bezmyślnie zaczęła błądzić dłońmi po chropowatej powierzchni, zupełnie tak, jakby starała się jej chwycić, aby nie stracić równowagi. Świat momentalnie zawirował jej przed oczami, a kobieta w przypływie strachu przed utratą przytomności, gwałtownie zacisnęła powieki. W duszy błagała, aby po otwarciu ich, okazało się, że to wszystko było jedynie koszmarem, z którego zaraz się obudzi.

Itachi — wymamrotała, kiedy sylwetka mężczyzny wyłoniła się z sypialni. W tamtym momencie była zbyt przerażona, aby zauważyć, jak fałszywy i przekłamany był wyraz rozpaczy i roztrzęsienia na jego twarzy. Jak bardzo puste było jego spojrzenie.

Chwyciła się jego ramienia, kiedy zrobiło jej się słabo i niebezpiecznie zachwiała się do przodu. Oddychała ciężko i histerycznie, właściwie w wyniku paniki ledwie udawało jej się złapać oddech. Uchiha objął ją i ciasno przytulił do siebie, aby się uspokoiła. Drżąc w jego objęciach, w których jak na ironię losu poczuła się bezpiecznie, nie była w stanie dostrzec jego prawdziwego oblicza.

— Nie patrz na to, Sakura — polecił jej, w geście udawanej troski, po czym zmusił ją, aby odsunęła się od drzwi. Podtrzymując jej ramiona, popchnął ją wzdłuż przedpokoju, po którym stawiała niezdarne i chwiejne kroki. Omal nie spadła ze schodów, po których z trudem zdołał ją sprowadzić.

— I… Itachi. ­— Kobieta wyjąkała ponownie. — Zrób coś. Zadzwoń po pomoc — poprosiła błagalnym tonem, choć doskonale wiedziała, że było już po wszystkim. Że nikt nie mógł już nic zrobić.

Uchiha nie odezwał się nawet słowem, a zamiast tego, jedynie wyprowadził ją na zewnątrz, aby się uspokoiła. Posadził ją na schodach przed domem, a sam wrócił do środka, aby zadzwonić na policję. A przynajmniej tak jej powiedział.

Chłodne, nocne powietrze, które uderzyło ją w twarz sprawiło, że umysł Haruno lekko oprzytomniał. Wyrwał się z amoku, w którym tkwił i zaczął na powrót rzucać jej przed oczy makabryczne obrazy, których świadkiem była przed chwilą. Uświadamiając ją, że to wszystko działo się naprawdę.

Kobieta natychmiast wybuchła histerycznym płaczem, który słychać było najprawdopodobniej w całej okolicy. Głośno szlochając schowała głowę pomiędzy swoimi kolanami i brutalnie chwyciła swoje włosy, szarpiąc je pod wpływem emocji. Chyba jedynie cudem nie wyrwała ich ze swojej głowy.

— KURWA! — wrzasnęła, po czym gwałtownie poderwała się z ziemi. — Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa! — Jej twarz była cała mokra od łez i brudna od rozmazanego makijażu, kiedy agresywnie kopnęła w drewnianą balustradę, otaczającą ganek. Kopała w nią wściekle i rozpaczliwie, zupełnie tak, jakby chciała wyżyć na niej wszystkie swoje emocje. Podeszwa jej buta zostawiła na drewnie wyraźne ślady jej działań.

Starając się złapać oddech, ukryła twarz w dłoniach. Cała się trzęsła i czuła, jak coś boleśnie ściska jej klatkę piersiową od wewnątrz.

— Dlaczego ona to zrobiła? — zapytała samą siebie ściszonym głosem, choć oczywistym dla niej było, że odpowiedź na to pytanie nigdy nie nadejdzie.

Czuła się winna. Zdewastowana. Odpowiedzialna za to, co się stało. Za to, że nie pomogła Hinacie wtedy, kiedy miała ku temu okazję.

Jednak, czy jej w ogóle dało się pomóc?

 

***

 

Itachi wszedł do kuchni, w której wisiał telefon. Bez żadnych emocji podszedł do niego i zdjął słuchawkę. Przyłożył ją do ucha i wybrał numer służb ratowniczych. Przez krótki moment słuchał sygnału nawiązywania połączenia, aż w końcu ktoś odebrał telefon.

W tym samym momencie mężczyzna odsunął od siebie słuchawkę i zmrużył powieki. Przez jego głowę przebiegła bowiem myśl, która nigdy nie pojawiłaby się w umyśle zdrowego człowieka. On jednak poczuł się nią niezwykle podekscytowany.

Niewyraźny głos dyspozytorki, która próbowała nawiązać rozmowę z dzwoniącą osobą, rozległ się kilkukrotnie obok niego, dlatego Itachi pospiesznie powiedział do telefonu:

— Przepraszam, pomyłka. — Rzucił słuchawkę z powrotem na jej miejsce, aby się rozłączyć. Jego serce zabiło mocniej, kiedy rozważał w swojej głowie przerażającą myśl, która nie powinna się w niej urodzić. Oparł się ręką o ścianę, a ekscytacja i podniecenie, jakie można było dojrzeć w jego ciemnych oczach, były wręcz psychopatyczne. Był to prawdopodobnie jeden z niewielu prawdziwych przejawów emocji w jego pustym wnętrzu.

Ponownie chwycił telefon i uderzając w przyciski wybrał z pamięci numer. Tym razem jednak znacznie dłuższy i zdecydowanie nie należący do żadnych służb.

— Hidan — zagadnął rozmówcę, kiedy tylko usłyszał znajomy, zaspany głos po drugiej stronie. — Chciałbym, żebyś coś dla mnie zrobił. Później do ciebie wpadnę i wszystko wyjaśnię. — Poprosił go i po krótkiej wymianie zdań, zakończył połączenie.

Rozejrzał się po kuchni, jakby w poszukiwaniu czegoś. Przejrzał kilka szafek, jednak nie znalazł tego, czego potrzebował. Pospiesznie opuścił pomieszczenie i bez żadnych wątpliwości, wspiął się po schodach na górę. Sypialnia pozostała w tym samym stanie, w którym ją zostawił. Drzwi były otwarte na oścież, a w środku wciąż paliło się światło, które ukazywało tragiczny widok pozostałości po wydarzeniu, jakie miało tam miejsce.

Itachi bez żadnych oporów wszedł do pokoju. Podłoga skrzypiała pod ciężarem jego butów, kiedy zbliżył się do łóżka. Jego twarz nie wyrażała ani obrzydzenia, ani strachu, ani tym bardziej rozpaczy w związku z tym, co widział. W jego oczach widać było jedynie pustkę, kiedy wpatrywał się w martwe ciało Hinaty i dziurę w jej głowie. Wszędzie było pełno krwi, mózg znajdował się na zewnątrz, wraz z fragmentami roztrzaskanej czaszki. Uchihy nawet to nie ruszyło. Jedynie parsknął pod nosem.

— Musiałaś narobić bałaganu? — zapytał kpiąco.

Jego wzrok spoczął na czymś, co leżało na pościeli, tuż obok ręki Hinaty. Sięgnął dłonią po poplamiony krwią kawałek papieru i zmrużył oczy, aby rozczytać nabazgrane na nim słowa.

Wróciłam do domu. Przepraszam za ten bajzel.

Ponownie prychnął i pokręcił głową na boki. Zgniótł kartkę i wcisnął ją do kieszeni swoich spodni.

Zlustrował wzrokiem cały pokój, po czym ostatecznie zatrzymał go na jednej z szafek. Podszedł do niej i zaczął gwałtownie otwierać wszystkie szuflady, aż w końcu jedna z nich ukazała przedmiot, którego szukał. W jego dłoniach momentalnie znalazł się czarny aparat fotograficzny, który ku jego zadowoleniu, bez problemu się włączył.

— Chciałaś, żeby wszyscy tak cię zapamiętali? — rzucił ironicznie, stając nad zwłokami swojej dziewczyny.

Wycelował w nią aparat, jednak skrzywił się lekko, kiedy zauważył, że jego kadr nie obejmował w pełni całej tej makabrycznej sceny. Westchnął ciężko, po czym pochylił się nad bezwładnym ciałem Hinaty.

Obrócił ją tak, by leżała na plecach. Ułożył jej głowę w taki sposób, by zarówno rana postrzałowa, jak i poderżnięte gardło były w pełni widoczne. Przekręcił jej ramiona wewnętrzną stroną ku górze, co uwidoczniło jej pociętą skórę.

W zakrwawionej pościeli leżał nóż i strzelba, z pomocą której dziewczyna zakończyła swoją egzystencję. Itachi ułożył obie te rzeczy tuż obok jej twarzy, aby uchwycić je na zdjęciu. Usta Hinaty były lekko rozchylone, a pozbawione życia oczy pozostawiały utkwione w jednym punkcie. Lepkie od krwi kosmyki włosów, przykleiły się do jej policzków i czoła.

Uchiha odsunął się i zadowolony z efektu swoich działań, zrobił kilka zdjęć. Z daleka, z bliska, by uchwycić wszystkie szczegóły i z góry — stając na łóżku i pochylając nad ciałem swojej partnerki. Kiedy skończył, przejrzał je wszystkie, aby upewnić się, że wyszły tak, jak chciał. Uśmiechnął się, usatysfakcjonowany swoim dziełem.

     Hinata była groteskowo piękna, nie dało się temu zaprzeczyć.

— Itachi?!  

Kiedy krzyk wciąż roztrzęsionej Sakury dotarł do niego z dolnego piętra, Uchiha wzdrygnął się lekko. Zastygł w miejscu, nasłuchując, czy kobieta nie miała zamiaru wejść na górę. Odetchnął ciężko, kiedy to nie nastąpiło, po czym ukrył aparat w wewnętrznej kieszeni swojej kurtki.

Na jego twarzy na krótki moment ponownie pojawił się ten sam, socjopatyczny uśmiech, nim zmusił się do przybrania maski przerażenia i rozpaczy, z którym zszedł na dół, by w końcu zadzwonić na policję.

Wcześniej jednak, zabrał z sypialni coś jeszcze…

 

 

 

“Fallen souls dies behind my steps

By following the freezing moon”

 

 

 

Kiedy Hidan nonszalancko popchnął drzwi, nad jego głową rozległ się charakterystyczny dźwięk zawieszonego na górze dzwonka, informujący o tym, że ktoś wszedł do sklepu. W środku panowała charakterystyczna, mroczna atmosfera, która była celowym zabiegiem właściciela. Pomalowane na czarno ściany, przyciemnione światła i nawiązujący do okultyzmu wystrój nadawały sklepowi Jigoku odpowiedniej atmosfery.

Gospodarz tego miejsca wyszedł mu naprzeciw. Miał na sobie skórzane spodnie, glany i koszulkę z logiem swojego zespołu. Jego czarne włosy pozostawały rozpuszczone i opadały gładko na plecy. W przeciągu kilku miesięcy zapuścił wąsy i zarost na brodzie, w którym zdaniem Hidana, wyglądał dość zabawnie.

— Nieźle się tu urządziłeś.

Hidan wcisnął dłonie w kieszenie spodni i ruszył w głąb sklepu. Jego ramiona niemal w całości pokryte były tatuażami.

Jigoku był sklepem muzycznym i rajem dla fanów ciężkich brzmień. Sprzedawano tu bowiem tylko płyty metalowych artystów. Był również pierwszym krokiem właściciela ku temu, aby otworzyć własną wytwórnię i promować na świecie prawdziwy black metal.

Wspólnie przeszli na tyły lokalu, gdzie znajdowało się prowizoryczne biuro. Dwa krzesła, drewniane biurko, tablica korkowa, stos papierów, kilka mebli zawalonych płytami winylowymi i skórzana kanapa. Gospodarz polecił Hidanowi, aby usiadł, a ten chętnie skorzystał z tej propozycji.

— Chcesz się czegoś napić?

— Nie po to tu przyjechałem. — Mężczyzna wzruszył ramionami, obserwując jak jego towarzysz wyciąga jedną z płyt, aby włączyć muzykę.

Rozejrzał się przy okazji po pomieszczeniu, a jego wzrok ostatecznie spoczął na tablicy korkowej. Przyczepione było do niej zdjęcie, które Hidan doskonale znał. W końcu to on został poproszony o jego wywołanie.

— Jesteś popierdolony, Uchiha — prychnął, kręcąc głową na boki.

Itachi odwrócił się przez ramię i podążył spojrzeniem w miejsce, w które patrzył jego znajomy. Uśmiechnął się wtedy niewinnie, po czym podszedł do fotografii i ostrożnie dotknął palcami jej śliskiej powierzchni.

— Lubię mieć ją przy sobie — wyjaśnił. — Jej widok podnosi mnie na duchu.

Przyłożył dłoń do swojego policzka, który zapiekł go na samo wspomnienie reakcji Sakury na widok tych zdjęć. Uderzyła go w twarz tak mocno, że omal nie złamała mu szczęki. Tuż po tym kompletnie zerwała wszelkie kontakty z braćmi Uchiha i związała się z jakimś przesadnie rozwrzeszczanym blondynem, który pomógł jej odciąć się od traumy i związanym z nią, black metalowym środowiskiem.   

— Masz to, o co prosiłem? — Itachi usiadł na kanapie i wbił w Hidana oczekujące spojrzenie.

Mężczyzna pokiwał głową i sięgnął po torbę, którą wcześniej zdjął z ramienia i rzucił na podłogę. Położył ją sobie na kolanach i zaczął w niej grzebać. Ostatecznie wyciągnął z niej jakiś przedmiot, na którego widok uśmiech właściciela sklepu znacznie się poszerzył.

Był to egzemplarz płyty jego zespołu, który niedługo miał trafić do sprzedaży. Chwycił ją w swoje ręce i zaczął uważnie oglądać. Jego oczy zabłyszczały z ekscytacji, kiedy zatrzymały się na wykonanej specjalnie na jego prośbę okładce.

— Tak jak mówiłem ­— Hidan podłożył ręce pod kark i wygodnie ułożył swoje plecy na oparciu kanapy — jesteś popierdolony, Uchiha — powtórzył.

Itachi podniósł na niego wzrok i zaśmiał się kpiąco. Palcami pogładził okładkę płyty, która przynieść miała mu oczekiwany rozgłos i kontrowersję.

— Nie rozumiem — odparł. — Ja tylko zrobiłem to, o co mnie prosiła. Dałem ludziom prawdziwy black metal — uśmiechnął się.

Muzyka, znajdująca się na tym albumie była definicją mroku i strachu. Jednak to, co rzeczywiście miało wszystkich przerazić, znajdowało się tuż przed ich oczami. Pusty wzrok martwej Hinaty wwiercający się w duszę każdego, kto niedługo miał oglądać tę płytę na sklepowych półkach.

    — Dałem im prawdziwą śmierć na wyciągnięcie ręki. Bo to jej boją się najbardziej.

Hidan pokręcił głową i głośno westchnął. Tę samą fotografię, którą umieścili na okładce, wywołał na prośbę Itachi’ego kilka miesięcy temu, wraz z innymi zdjęciami, które wtedy dostał. Jedno z nich wisiało teraz na tablicy korkowej w sklepie, resztę zaś Uchiha trzymał w swoim mieszkaniu, aby zawsze mieć je na wyciągnięcie ręki.

— Czasem przerażasz nawet mnie, Itachi.

Mężczyzna podniósł się z zajmowanego przez siebie miejsca, po czym zarzucił swoją torbę na ramię.

— Spadam. Dam ci znać, jak cały nakład będzie gotowy ­— oświadczył, a kiedy jego towarzysz również wstał, aby odprowadzić go do wyjścia, Hidan przyjrzał się uważnie jego szyi. — Fajny naszyjnik — zauważył.

Itachi miał na sobie kawałek czarnego rzemyka, do którego przyczepiona była charakterystyczna zawieszka. Niewielki fragment kamienia, w brudno białym kolorze.

Odprowadził Hidana do drzwi i pomachał mu na pożegnanie. Obserwując, jak jego znajomy odchodzi i znika z zasięgu jego wzroku, Uchiha chwycił w dłonie wspomnianą wcześniej zawieszkę. Spojrzał na nią, a na jego twarzy pojawił się cień niepokojącego uśmiechu.

— Tak jak mówiłem… Lubię mieć ją przy sobie.    


6 komentarzy:

  1. Okej. Widzę, że jak zwykle mi przychodzi zaszczyt pierwszego komentarza.
    Generalnie mam bardzo mieszane uczucia co do tego oneshota.

    Po pierwsze. Historia ciekawa. Mocno mózgotrzepna. Czytało się to nawet nieźle chociaż miejscami mocno przeszkadzała mi narracja wszechwiedząca, która ciągle przypominała nam, że chodzi o black metal, że gdyby bohaterowie wiedzieli na pewno coś by z tym zrobili, że już za kilka lat/ miesięcy coś się wydarzy.

    Bardzo dobrze operujesz przekleństwami, co wcale nie jest takie łatwe! Zwłaszcza przy ich dużym natężeniu.Fajnie budujesz napięcie, przechodzisz gładko od sceny do sceny i cała ta historia ma początek i koniec. Czuje się ukontentowana po zakończeniu, nie potrzebuję wiedzieć więcej i czytać dalej i za to mega cię szanuję, bo w tak krótkim tekście często ciężko zawrzeć całą historię. Być może zabrakło tu jakiegos wstępu, wyjaśnienia czemu Hinata jest taka a nie inna. Skąd w niej tak wielkie problemy z psychiką ale i bez tego jest okej.


    No i tym sposobem dochodzimy do najważniejszego punktu. O ile historia i wykonanie podobają mi sie. O tyle uważam, że nijak ma się to do Itachiego i Hinaty xD Ficzki rządzą się tym, że charaktery bohaterów są plastyczne i uginają się pod palcami autorów. A jednak tutaj wszystko tak bardzo odbiegło od postaci, które znam, że niestety nie jest to dla mnie ItaHina 🙈🙃

    Niemniej bardzo Ci dziękuję za udział w naszych występach gościnnych! Wykonałaś tu kawał dobrej roboty i czytało się to (mimo makabry i mroku) bardzo przyjemnie.
    Pozdrswiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka! Dziękuję bardzo za komentarz i pomocną opinię, na pewno wezmę wszystkie uwagi do siebie na przyszłość<3

      Ja sama miałam do tego oneshota trochę mieszane uczucia, z tego powodu, że nie byłam pewna, czy taka tematyka w ogóle się przyjmie. Zamówienie na tę itahinę było początkowo zupełnie inne - miał to być przyjemny, milusi letniaczek - ale było trochę problemów z osobą zamawiającą i ostatecznie się wycofała. Z tego powodu skoro już miałam pisać "w eter" to postanowiłam całkiem zmienić koncepcję i napisać coś bardziej w moich klimatach. Makabra, mrok i psychoza to zdecydowanie "moje" sfery twórczości, więc wolałam napisać coś, co lubię.

      Jeśli chodzi o tę "wszechwiedzącą narrację" to wiem, że to spierniczyłam, wyszło trochę inaczej, niż miałam w zamyśle. Chciałam, żeby nadało to efektu, że cała ta historia to po prostu wspomnienie, ale słabo to wyszło. Tym, że tak przypominała o tym, że to black metal chciałam dość mocno zaznaczyć, z jakim środowiskiem mamy do czynienia (norweski black metal, bo to nim była inspirowana ta historia, był wszakże bardzo ekstremalny zarówno pod względem muzycznym, jak i ideologicznym), ale już po fakcie widzę, że faktycznie było tego trochę za dużo.

      Cieszę się, że historia była interesująca i spójna, bo przyznam się, że bałam się, że się w tym pogubię. Niektóre fragmenty doszczętnie wyciągnęły ze mnie wszelkie siły mentalne:DD Początkowo ten tekst miał być trochę dłuższy i wyjaśniać powody problemów psychicznych Hinaty + zawierać jeszcze kolejny plot twist na końcu, ale bałam się, że to zawalę, jak przedobrzę.
      Miło mi też czytać, że wulgaryzmy wyszły mi tutaj umiejętnie<3

      Tutaj muszę się troszkę obronić w kwestii tych zmian charakteru!XD Były one w pełni celowe, bo niestety taka już moja uroda i upodobania, że baaardzo lubię non-kanon. Kiedy piszę w kanonie Naruto, czy Boruto dość ściśle trzymam się osobowości bohaterów i staram się od nich nie odbiegać. Kiedy jednak mam do czynienia z AU to lubię sobie odpłynąć i trochę wykreować te postacie od nowa. Dodatkowo ten oneshot inspirowany był prawdziwymi zdarzeniami, więc musiałam trochę podporządkować charakter Itachi'ego i Hiny pod ludzi, na których oparłam ich postacie, żeby to wszystko miało sens:(

      Ja również dziękuję, że mogłam wziąć w tym udział, było to bardzo miłe doświadczenie! Cieszę się, że mimo wszystko ten tekst się podobał i bardzo dziękuję za opinię.
      Ściskam mocno<3

      Usuń
  2. A witam, witam 😃

    Okay, jak już Ci wspominałam, mi nie przeszkadza zabawa kanonenem, a nawet naplucie mu w twarz. Także, I feel u girl xd

    Trochę brakowało mi we wszystkim wyjaśnienia początkowego zachowania Hinaty. Chodzi mi o to, że tak oczywiście, ludzie są różni. I jak bardzo kupuję kogoś z pesymistycznym podejściem, fascynacją mrokiem i całą otoczką havymetakowa, to ewidentnie Hinata ma problemy. Bo nie wiemy jaka była przyczyna odcięcia się od rodziny i zagłębienia w destrukcyjny sposób bycia. Nie wspomnę o przyjaciołach, bo ludzie potrafią grać i przybierać maski, tak że najbliżsi nie mają pojęcia na przykład o depresji jeśli ktoś ją skrywa. Tutaj Hinata ewidentnie tego nie ukrywa i o ile Sakura się o nią martwi, to mam wrażenie że robi to dla czystego sumienia. Nie podejmuje działań, które mogłyby naprawdę dziewczynie pomoc. Można myśleć, że zrzuca to na barki Itachiego, kiedy są już razem, ale przecież widzi że przyjaciółce wcale się nie poprawia. Pamiętam fragment opisu, w którymi pisałaś, że jest niemal sama w obcym kraju, ale to wydaje się trochę zbyt przyziemne, żeby być źródłem takich problemów. Ma dwadzieścia lat, więc zakładam, że okres tej samotności nie trwał na tyle długo, żeby doszczętnie ją zniszczyć. I tu właśnie brakuje mi małego rozwinięcia, nadania głębi jej problemowi. A może, z drugiej strony, kiedy jej "odwalało" po prostu próbowała wykorzystać to do zwrócenia na siebie uwagi otoczenia?

    Itachi epatuje mrokiem i fascynacja kultem śmierci. Już Ci mówiłam, że strasznie podoba mi się motyw, że ciągnie ją na dno. Hinata staje się jego muzą, a on z zadowoleniem obserwuje jej powolne upadanie.

    Lubię także zmienianie perspektyw. Moim zdaniem to nadaje dynamiki tekstowi. Na początku punkt widzenia Sakury wprowadza nas w świat ficzka. Jesteśmy z bohaterami na koncercie, jako takie "świeżynki" jak Haruno, która zjawiła się tam tylko dla Sasuke, a sama nie siedzi w kulturze metalowej.

    Już od drugiej części tekstu pokazujesz zabawę charakterami, kiedy widziamy Hinate tak różną od kanonicznego wyobrażenia. Umie prowadzić rozmowę i nie mdleje xD Niby wymienia zdania z Itachim całkiem normalnie, ale Uchiha nie daje się nabrać. Dobrze wie o jej zainteresowaniu jego osobą i już wtedy roztacza wokół niej swój "urok".

    Przy kolejnym fragmencie widzimy jaki Itachi ten wpływ:
    "Zawsze była gotowa zrobić wszystko, o co ją prosił."
    Hinata, widząc w nim jedyną pokrewna duszę, która rozumie jej odchyły, lgnie do niego.

    Dalsza część tekstu trochę mnie zdziwiła. Bo o ile nadal Hinata stara się zadowolić Itachiego na każdym kroku "chciała być tą groteskową pięknością", no to mam wrażenie, że walczy z samą sobą. Dopada ja apatia i nawet Itachi niczego nie zmienia. Nie chce z nim rozmawiać, później ich relacja stała się napięta. Jakby chciała uciec, a nie potrafiła. Myślałam, że będzie uległa na każdym kroku, nawet z myślami. Zdziwiłaś mnie, a zdziwiony czytelnik to zaciekawiony czytelnik xd
    I ich, kurcze, dziewczyna była lata pod jego wpływami. Tutaj już całkowicie rozumiem. O ile zachowanie początkowej Hinaty było dziwne, to lata prania mózgu mogą zniszczyć każdego.
    O ja pierdole, Sakura weź się kopnij, tak kopnij, w łeb. Nawet po ataku Hinaty, która DŹGA Itachiego nożem nie zgłosiłaś tego nigdzie? Przecież oni ewidentnie sobie nie radzą z życie. Ugh!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurcze, przy końcowym etapie, mam wrażenie że Hinacie już wszystko jedno. Tzn nadal nie zabiła się, ale sposób w jaki mówi do Itachiego jasno pokazuje, że na już go w dupie. Tzn nadal jest psychicznym wrakiem, ale to przez te lata trzymania jej w takim stanie. Mam wrażenie, że już zapomniała o roli muzy i kochanki. Teraz jest hmm zła? Zauważa tą manipulacje. Fragment, kiedy chce usłyszeć od Hanabi czy może wrócić do domu rozrywa mi serce. Bo jest tak zagubiona, siedzi w tym tak głęboko, że już nie uważa domu za miejsce do którego od tak może powrócić. Potrzebuję potwierdzenia, zachęty, słów że na nią czekają. Potrzebuję walki o nią, ale przez odcięcie się od rodziny nawet nie wiedzą jak poważna jest sprawą. I tu znowu Sakura. Kurde, dziewczyno, jeśli nie chcesz nic zrobić to przynajmniej dać znać jej rodzinie, że coś jest tam nie halo. Sakura pojawia się, żeby sprawdzić sytuację co jakiś czas, ale nawet jeśli jest tragiczna nic więcej z tym nie robi. Nie rozumiem jej motywacji całkowicie.

      Samobójstwo było nieuniknione i to jeszcze tak makabryczne. Itachi jest cholernym sadystą, co do tego nie ma wątpliwości. Jego wygrana, tego złego, daje nam po mordzie. Ale to świetne, cudowne. Czuję złość i dobrze mi z tym, bo lubię kiedy teksty wywołują u mnie takie emocje. Dopiął swego, doprowadził ją do ostateczności i teraz poleci na tym fejmie i kontrowersjach.

      To był udany występ gościnny, przykro mi że miałaś problemy z zamawiającym, coś takiego jeszcze nie miało u nas miejsca. Dziękuję za poświęcony czas i ogrom pracy, który włożyłaś w tekst 🖤

      Buziaki <3

      Usuń
  3. Hej! :D
    Będę szczera: nie za bardzo nie wiem co mogłabym napisać, bo moja opinia pokrywa się ze zdaniem dziewczyn. Dobra, spróbuję być kreatywna! Zacznę od tego, że historia trochę zryła mi psychikę, ale ja akurat wyznaję zasadę „Im bardziej popaprane, tym lepsze.”, więc jest okej. Ba, nawet więcej niż okej – jest bardzo dobrze. Przechodzimy dalej… Przypominanie o black metalu i bierności bohaterów, która doprowadziła do tragedii, nieco przeszkadzała w czytaniu, a jednocześnie wzbudzała niezdrową ciekawość…
    Wzbudzała ciekawość, więc czytałam do końca i jak przy scenie w sypialni dostałam gęsiej skórki, tak przy końcówce przeszedł mnie lodowaty dreszcz. Żeby nie było, że wcześniej nie widziałam niczego złego, bo widziałam… Po prostu żywiłam nadzieję, że w pewnej chwili ktoś w końcu wyrwie Hinatę ze szponów Itachiego, ale się pomyliłam. Znowu mamy dwie strony medalu: z jednej strony dobrze (wiem jak to brzmi, jednak nie potrafię inaczej tego ująć, przepraszam), że nie poszłaś w szczęśliwe zakończenie, gdyż ono by do tej historii nie pasowało. Z drugiej strony jestem zła i smutna, bo otoczenie nie reagowało… Niby Sakura podejrzewała, niby już wiedziała kto pogarsza stan psychiczny Hyugii, a i tak nic nie zrobiła.
    No i tutaj mogę spokojnie przejść do głównych bohaterów – Itachiego i Hinaty. Napiszę, że po pierwszym przeczytaniu nie bardzo wiedziałam co o nich myśleć, bo byli tak różni od kanonicznych pierwowzorów, że o mamusiu.x’D Dopiero po drugim „podejściu” zobaczyłam, że się myliłam – przynajmniej w przypadku Hinaty. Ona w kanonie, do pewnego momentu, była słaba psychicznie. Mam nawet podejrzenie, że gdyby nie Kurenai, a potem Naruto, to własny ojciec złamałby ją, tak jak Itachi w Twoim tekście… Wcześniej nie znałam historii, którą się inspirowałaś, więc przy pierwszej rozmowie telefonicznej z ojcem założyłam, że to on stoi za problemami psychicznymi Hinaty. Nie, wróć. Rozwód rodziców i przeprowadzka do obcego kraju wyraźnie negatywnie wpłynęły na Hyuugę, ale czy mogłyby spowodować w jej głowie aż takie spustoszenie? Nie wykluczam, że „psychiczne jazdy” były próbami wołania o pomoc, jednak może miałam rację i to rodzina doprowadziła do problemów Hinaty oraz do jej wyprowadzki? Pytanie: W jaki sposób? Tak sobie tylko głośno myślę…
    Z kolei, Itachi... Cóż, nigdy nie widziałam go w roli takiego – pisząc bez ogródek – skurwysyna (mimo tego co robił w kanonie). Ciężko bym jednak skłamała, gdybym napisała, że ta jego psychiczna wersja połowicznie nie zawładnęła moim sercem. Tak, połowicznie, bo nienawidzę go za to, do jakiego stanu doprowadził Hinatę i za to jakie korzyści czerpał po jej tragicznej śmierci.
    Na koniec: Również bardzo – a nawet bardzo serdecznie – dziękuję Ci za udział w występach gościnnych. Twój debiut był bardzo udany. Gratuluję. :)
    Ściskam mocno! <3
    P.S. Nie sądziłam, że dożyję ficzka, w którym jeden z naczelnych psychopatów serii (Hidan) nazwie kogoś „popierdolonym”.x’D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jako naczelna fanka nurtu blackmetalowego doznałam szoku na sam widok tytułu. Na początku byłam pewna, że to przypadkowe, bo moja dusza nie spodziewała się dożyć czasów znalezienia w fandomie Naruto fika inspirowanego Euronymousem. Ogrom szacunku pod względem artystycznym, jakim pałam do tego jegomościa jest niemożliwe wielki (wszakże gitarzysta to legendarny w tym środowisku), jednak rozumiem personalne urazy ludzi do jego osoby. I kurczę, bardzo fajnie przelałaś na Uchihę te "euronymousowe" cechy. Mocno podkoloryzowane, jednakowoż obsesja na punkcie odnalezienia prawdziwego black metalu (PRAWDZIWY NORWESKI BLACK METAL TO JUŻ NOWY NURT MUZYCZNY), megalomania i socjopatia zostały oddane niemalże perfekcyjnie. Brakowało mi tylko plot twistu, w którym Itachi podzieliłby los swojego pierwowzoru, jednak na to chyba potrzeba byłoby nowej historii.
    Postać Hinaty podobała mi się najbardziej. Mroczna, dziwna i powalona, dokładnie jak pierwowzór. W ogóle interesujący pomysł, żeby przełożyć relację pomiędzy Euro i Deadem na damsko-męski toxic związek. Fajnie, że nie było to też żywcem 1:1 ściągnięte z nich, poprowadziłaś tę relację zupełnie po swojemu i za to ogromny +.
    Historia sama w sobie zaskakująca dla mnie nie była, bo już ją znałam, jednak ugryzłaś ją od ciekawej strony i napisałaś po swojemu, więc super się to czytało, pomimo braku zaskoczenia w związku z tym mocnym zakończeniem.
    Mam trochę zastrzeżeń do przejść między scenami i budową niektórych scen, ale nie są to jakieś wielkie błędy. Mimo wszystko polecam nad nimi popracować!
    Zainspirowałaś mnie teraz, żeby napisać coś w klimatach black metalu. Chyba będę musiała się podjąć zadania:))

    Pozdrawiam mocniutko i fajnie widzieć fanów niecodziennej muzyki w blogosferze.

    OdpowiedzUsuń

Wena żreć coś musi — jeśli czytasz, to doceń naszą prace i skomentuj!