19.12.2021

Róż i szkarłat [ObiSaku] dla BTS Lover

— Nie ruszaj się, to potrwa tylko chwilę – usłyszał jej spokojny, miękki głos. Zaraz potem jasna zielona łuna chakry oświetliła mu twarz.


— Nie ruszaj się, to potrwa tylko chwilę – usłyszał jej spokojny, miękki głos. Zaraz potem jasna zielona łuna chakry oświetliła mu twarz.

Mimowolnie zamknął oczy. Nie potrafił zignorować przyjemnego ciepła, emanującego z dłoni medyczki. Tak samo jak delikatnego, łaskoczącego mrowienia w miejscu rany. Do niedawna cały ten proces kojarzył mu się wyłącznie z Rin. Pamiętał, że gdy po raz pierwszy odwiedził gabinet Sakury, czuł się co najmniej dziwnie. Nie ta kobieta. Nie na tym miejscu. Niby podobna, ale jednak zupełnie odmienna. Czy powinien już zapomnieć? Możliwe. Ale skoro z powodu miłości do dziewczyny rozpętał wojnę, to o samo rozgrzeszenie nie było prosto, a tym bardziej o wymazanie wszystkiego z pamięci.

— Kto ci to zrobił? – zapytała przerywając ciszę.

Otworzył oczy, wpierw patrząc na nią bez słowa. Jej twarz znajdowała się tak blisko, że widział bardzo wyraźnie błysk zmartwienia w zielonych oczach.

— Ktoś, kto wyraźnie mnie tu nie chce – odparł wymijająco ochrypłym głosem. Odkaszlnął. Odkąd tylko pojawił się w Konoha parę miesięcy temu, nie potrafił normalnie funkcjonować. Mało spał, mało jadł. W ogóle wszystkiego robił mało, łącznie z odzywaniem się. Czasem czuł, jakby jego struny głosowe całe kostniały, a ich powrotowi do używalności zawsze towarzyszył ból. Nieprzyjemne pieczenie w połączeniu z ciągnięciem. Właściwie najwięcej do powiedzenia miał właśnie w tym gabinecie, gdy po raz kolejny ktoś go mocno poturbował.

Westchnęła zrezygnowana, patrząc na niego z bólem.

— Mieszkańcy znów domagali się twojego wygnania? —  wbiła uważne spojrzenie w jego skroń, udając, że musi się na tym wybitnie skoncentrować. – Powinieneś zgłosić wszystko Kakashiemu, przecież jest Hokage – dopowiedziała z nutą złości w głowie.

Tego z kolei nigdy u Rin nie dostrzegł.

— Kakashi zrobił już wystarczająco. Nie będę zawracać mu głowy takimi drobnostkami – odparł bez wyrazu. – Zobaczysz, kiedyś mnie zaakceptują.

Widział jak Sakura zagryza wargę, a jej wzrok tężeje. Zmrużyła lekko oczy. Zielona poświata zaczęła go stopniowo parzyć, zupełnie jakby odzwierciedlała emocje kobiety. Przyszło mu do głowy, że Sakura podświadomie  chciała mu przekazać, że jest tylko starym, głupim i do tego upartym durniem. Wrażenie gorąca zniknęło tak szybko, jak się pojawiło.

— Czemu się nie broniłeś? – mimo troski dosłyszał też pretensję. Podejrzewał, że gdy coś ją wybitnie wkurzy, potrafi wybuchnąć jak śmiercionośny wulkan.

— Żeby bali się mnie jeszcze bardziej? – prychnął zrezygnowany. – Jeśli tylko kiwnę palcem, może wybuchnąć zbiorowa panika.

W jej spojrzeniu zgasł cały zapał. Westchnęła długo i ciężko, przerywając w końcu leczenie. Doskonale wiedziała, że miał rację. Nic nie dało się zrobić, żeby jeszcze bardziej nie namieszać w umysłach mieszkańców.

Nerwowo poprawił się na kozetce. Nie oczekiwał odpowiedzi.  

— Czy mogę dla Ciebie zrobić coś jeszcze? – zapytała z nadzieją, poddając się w duchu. Przekonywała go za każdym razem do rozmowy z Kakashim, ale ostatecznie jego nogi nigdy nie poprowadziły do gabinetu Hokage. Nie w tej sprawie.

— Zrobiłaś już więcej niż ktokolwiek, Sakura – spojrzał na nią z lekkim uśmiechem.

Odwzajemniła go, choć dostrzegł, że tak naprawdę posmutniała. Zastanawiał się w tamtej chwili, czy myślą o tym samym.

Dotknął dłonią jej smukłych, długich palców. Nie zabrała ręki. Co więcej wsunęła swoją rękę w jego. Delikatnie. Dosłownie na chwilę, jakby chciała go czule pogłaskać. To nie był pierwszy raz. Pamiętał za do dokładnie dzień, w którym wszystko się zaczęło.

 

***

Nienawidził swojego klanu. Nienawidził swojej krwi. Niewygoda związana z byciem Uchihą rosła w nim z dnia na dzień. Gdy był młody, cechowała go dziecięca naiwność oraz entuzjazm. Szybko zorientował się jednak, że z użytkownikami sharingana nierozerwalnie związana jest zemsta. Za każdym spadkobiercą podążała pożoga, której nic ani nikt nie było w stanie ugasić. Sprowadzali na ziemię klęski, wojny i śmierć. Ich ogromna miłość szybko przeradzała się w nienawiść, dziesięć razy silniejszą od miłości. Z ich bólu rodziła się i ukazywała w pełnej krasie niszczycielska potęga, sącząc się niczym ropa z wyjątkowo paskudnej rany.

Już będąc dzieckiem widział, jak ludzie nimi gardzą. Pragną wygnać, odsunąć od reszty. Wzdrygali się z obrzydzeniem, a całość była zawsze podszyta pierwotnym strachem. Spytał się kiedyś swojej ukochanej babci, dlaczego tak jest. Odparła wówczas, że ludzie boją się istot potężniejszych niż oni sami.  W klanie od zawsze wrzało, Obito nie pamiętał spokoju. Postanowił zostać Hokage, marzył o tym całym sobą, bo kochał ludzi. Wierzył w nich. Chciał poprowadzić. Krył się w nim szlachetny cel udowodnienia, że Uchiha mogą zrobić coś dobrego, bez problemu odrzucając przy tym obciążające dzieciństwo. Ale szaleństwo jego przodków okazało się niezmywalnym piętnem. Zrozumiał to w chwili, gdy zobaczył Rin martwą. Gdy bez opamiętania rozpętał wojnę, chcąc obrazić ziemię w zgliszcza.

Z miłości zawsze kiełkuje potężniejsza od niej nienawiść mówił do siebie wielokrotnie, patrząc w lustro. Miał wyjątkowo szpetną twarz. Połowa jego ciała była wręcz odpychająca. Z początku zastanawiał się, czy po przybyciu do Konoha, nie powinien nosić zawsze maski. Szybko z tego zrezygnował, dochodząc do wniosku, że zakrycie twarzy tylko wzmoże aurę tajemniczości i strachu. Obito za wszelką cenę chciał pokazać mieszkańcom, że pozostaje zupełnie nieszkodliwy.

Z marnym skutkiem. Ludzie wskazywali na niego palcami, wyrzucali z miejsc publicznych. Czasem dochodziło do rękoczynów. On stał niewzruszony, zupełnie jakby przyjął teraźniejszość za pokutę. Nikogo nigdy nie odepchnął. Zrezygnował za to całkowicie z bycia ninja i zaplanował sobie egzystencję jako cywil. Nie chcieli go jednak przyjąć do żadnego przyziemnego zawodu. Wyganiali, gdy tylko się pojawił ze sklepów, poczty, kina czy firm budowlanych. O restauracjach i wszelkiej maści kawiarniach przestał nawet myśleć po jednym z incydentów.

 W momencie przybycia do wioski, cierpiał na bezsens egzystencji. Zastanawiał się nawet nad odebraniem sobie życia. W przypływie ostatnich podrygów optymizmu, wszedł do jednego z lokali, pewny z całą stanowczością, że jeśli nie znajdzie sposobu na przełamanie tego piekielnego koła, całkowicie upadnie. 

— Przepraszam, widziałem wczoraj ogłoszenie, że szukają państwo kelnera – powiedział miło i z uśmiechem na twarzy. Podszedł trochę sztywno do obsługi, ale starał się nie tracić rezonu.

Kobieta za ladą odwróciła się powoli. Obito widział, jak napinają się jej wszystkie mięśnie, gdy tylko go rozpoznała. Wbiła w jego pokiereszowaną twarz przerażone spojrzenie. Widział, jak trzęsły się jej ręce.

— Mamy już kogoś – wycedziła przez gardło. – Proszę stąd wyjść. – spuściła wzrok, jakby patrzenie na niego było wręcz bolesne. 

—Tak szybko? Jestem pewien, że mimo wszystko mógłbym się przydać. Jestem bardzo chętny do pracy. Mogę nawet zostawać na nadgodziny. 

Kobieta sapnęła ciężko, po czym zmarszczyła brwi. Zaraz założyła ręce na piersi. 

— Z taką twarzą nie licz na nic. Nikt rozsądny nie dopuści cię do klienta. 

Uśmiech zniknął z twarzy Obito niemal natychmiast. Choć domyślał się odpowiedzi i był na nią wewnętrznie przygotowany, nie potrafił pokonać smutku.

— Pani wybaczy, że zająłem czas – odparł, kłaniając się lekko. – Do widzenia.

W odpowiedzi usłyszał tylko pogardliwe prychnięcie. Miał przeczucie, że kobieta najchętniej rzuciłaby w niego trzymaną w ręku kartą. Nie było sensu dalej się oszukiwać.

Wyszedł na zewnątrz z uczuciem porażki oraz rosnącą gulą w gardle. Paznokcie zaciśniętych z bezsilności pięści dotkliwie kuły jego skórę. Próbował już któryś raz. Pomóc jakkolwiek i gdziekolwiek, ale ludzie rozstępowali się przed nim z odrazą, jakby czymś zarażał.

A ogłoszenie znajdowało się w witrynie restauracji jeszcze przez kolejny tydzień.

 

Obito zaczął zbijać lustra. Z początku myślał, że robi to bez powodu. Najwyżej dla zabawy. Gdy uczynił to po raz pierwszy, przyniosło to dziwną ulgę. Wydawała się naprawdę szczera i mocna. Śmiał się długo na środku swojego niewielkiego salonu i upajał się echem własnego chichotu, odbijającego się od ścian. Krwawił z kłykci, lecz nie był na tyle głupi, żeby nie umieć opatrzyć tak podstawowej rany. Wolał uczynić to sam, niż narażać się na wnikliwe pytania młodej Haruno. Z czasem jednak, gdy następowały kolejne i kolejne razy, pojął w czym rzecz.

Nienawidził sharingana oraz wszystkich jego form. Nienawidził wszystkiego co przypominało mu, kim tak właściwie jest i zawsze był. Rodzenie się Uchihą stało się przypieczętowaniem przeznaczenia. Nie wszyscy to jednak zrozumieli. A sharingan jakby z niego drwił, pojawiał się czasami w odbiciu lustra, aby następnie zniknąć po chwili. Zupełnie jakby jego kekei genkai dysponowało własnym rozumem i bawiło się ze swoim nosicielem niczym kotek z myszką. Ale Obito obiecał sobie w duchu, że to on wygra. A wygrać z sharinganem, gdy się go posiada, można tylko w jeden sposób.

Poszedł wówczas z zakrwawioną wciąż ręką po zbiciu kolejnego lustra do szpitala Konohy. I poprosił, nie, on zażądał, żeby to Sakura Haruno pozbyła się jego szkarłatnych oczu raz na zawsze.

Gdy się wreszcie spotkali, była bardziej niż zaskoczona, ale po wysłuchaniu wszystkiego i wyleczeniu jego ręki, obiecała, że z pewnością to przemyśli oraz poszuka niezbędnych informacji. Chciała mu pomóc, czuł to całym sobą. Wychodząc z gabinetu, odwrócił się jeszcze na chwilę i zobaczył, jak młoda medyczka wpatruje się bez ruchu w okno.

 

Miesiąc później nie posiadał zdolności używania sharingana. Na własne życzenie pozbył się go, przechodząc skomplikowany zabieg. Jego oczy zoperował, nie kto inny, jak Sakura Haruno. Tak jak tego zażądał. Nie wiedział dokładnie co zrobiła, krok po kroku, ale mimo prób nie umiał uaktywnić swojej techniki. Także samoistnie jego na pozór wyjątkowe oczy nie mieniły się już więcej szkarłatem. Obito wpatrując się od tamtego momentu we własne, okaleczone odbicie, widział jedynie czarne tęczówki. Czarne niczym smoła i promieniujące niewysłowionym żalem.

— Wciąż masz krew Uchiha, nawet jeśli uszkodziłam receptory chakry w oczach. Twoje ewentualne dzieci będą zdolne do wykonywania wszystkich technik klanowych – poinformowała go Sakura po zabiegu.

Obito zauważył, że miała dziwny, nieobecny wyraz twarzy, zupełnie jakby pomaganie mu wywoływało w niej cierpienie. Również się go brzydziła, czy może chodziło o coś innego? Nie wiedział. Miał natomiast pewność, że nigdy nie spłodzi żadnego dziecka. Nie po tym, jak zrozumiał, że posiadanie krwi Uchiha wiąże się nierozerwalnie z zabijaniem.

— Dziękuję – szepnął cicho, wciąż zmęczony po zabiegu. – Ocaliłaś mi życie, Sakura.

Przez ułamek sekundy widział, jak cała sztywnieje, a jej ciało nieznacząco drgnęło, zupełnie jakby sobie coś przypomniała. Wspomnienie na tyle istotne, że wytrąciło ją z równowagi, a jednocześnie na tyle smutne, że w oczach zaczęły zbierać się łzy.

Zmarszczył brwi dostrzegając, jak przeciera oczy rękawem, nieco zbyt energicznie.

— To nic – machnęła ręką. – Rozumiem, że… ciężko to zaakceptować. Bycie Uchihą jest…  Ja… już pójdę.

Czuł, jakby nie mówiła o nim, lecz o sobie. Coś w umyśle kazało mu chwycić ją za nadgarstek. Oddaliła się już jednak na tyle, że zdołał musnąć tylko czubki palców. Wyrwała rękę bardzo gwałtownie. Mocno wystraszona. Zaraz jednak zreflektowała się, spoglądając na niego z poczuciem winy.

— Nie powinienem był – stwierdził kwaśno, przekonany, że to jego wina. W końcu dlaczego ta młoda kobieta miałaby się go nie bać? Nie brzydzić? Fakt, że była kiedyś uczennicą Kakashiego niewiele zmieniał. – Przepraszam.

Nie odpowiedziała nic, lustrując go uważnym spojrzeniem. Zupełnie jakby miała zamiar zapamiętać każdy szczegół. Jej oddech znacząco przyspieszył, gdy podeszła do szpitalnego łóżka, wsunęła swoją dłoń w jego, a następnie splotła ich palce w tak mocnym uścisku, jakby teraz to Obito stał się dla niej ratunkiem.

Nie pytał o nic. Nie było potrzeby. Przynajmniej na razie.

 

***

Lubił przychodzić do pracy Sakury, choćby z błahych powodów. Odkąd wykonała zabieg na jego prośbę i mógł ją obserwować, coś się zmieniło. Odwiedzał szpital praktycznie z każdą raną. Sakura chyba dość szybko domyśliła się, że trochę konfabuluje, ale nic nie powiedziała. Przyjmowała za to jego towarzystwo ze spokojem. Czasem uśmiechała się delikatnie. Niekiedy też wznosiła teatralnie oczy ku niebu, gdy znów widziała go w poczekali, a miała ciężki dzień w pracy. Obito jednak nigdy nie odebrał tych reakcji jako niechęci. Korzystanie z pomocy Haruno było o tyle prostsze, że nikt poza nią, tak naprawdę nie chciał mieć go za pacjenta. 

Podobnie było i tym razem, gdy czekał na nią spokojnie, wpuszczony wcześniej przez opryskliwą i chłodną pielęgniarkę do zabiegowego. Cicho pogwizdując przysiadł na kozetce z rozciętą ręką. Po około pięciu minutach usłyszał w oddali stukot jej obcasów. Jakież było jego zdziwienie, gdy warknęła wściekle jeszcze na korytarzu:

— Przeklęty Uchiha, niech go piekło pochłonie!

Spiął się, machinalnie prostując plecy. Czyżby mówiła o nim? Wydawało mu się, że przepada za jego wizytami, choć w sumie nie rozmawiali zbyt wiele. Zazwyczaj czerpali po prostu ukojenie z wzajemnej obecności.

Nic jednak nie wskazywało na to, aby cokolwiek było w stanie ją uspokoić, gdy niczym tajfun wpadła do sali. W dodatku obijając drzwi o framugę.

Nie zauważyła go od razu, zaczynając przeglądać papiery, które ze sobą przyniosła. Stała do niego tyłem, wypinając się lekko. Dostrzegając w tym cos krepującego, więc odwrócił głowę, mówiąc:

— Dzień dobry, Sakura – powiedział to ciszej niż zamierzał. W głosie znów dało się usłyszeć chrypkę.

Wyprostowała się jak struna, wyraźnie zaskoczona jego obecnością. Odwróciła się szybko, wbijając zaskoczone spojrzenie w przybysza.

— Mógłbyś przyjść później, nie mam teraz… — urwała dostrzegając zakrwawioną rękę. – No tak, znów cię zaatakowali – westchnęła. Po chwili zgrabnym, wyćwiczonym ruchem nogi, przysunęła krzesło do kozetki i usiadła.

— Co się stało? – spytał zmartwiony. – Wyglądasz na wściekłą.

— Nic, ja tylko… nieważne – prychnęła, zaczynając leczyć.

Czuł się nieswojo. Odwiedzał ją dość często, ale nie sądził, aby ich relacje były na tyle bliskie, żeby w ogóle dopytywać. To co zrobiła Sakura dla niego, wiele zmieniło, ale być może wyłącznie jednostronnie. Obserwował więc w ciszy jej pracę, czerpiąc ukojenie z ciepłej zielonej poświaty. Zauważył przy tym, jak bardzo trzęsą się dłonie medyczki. Wyglądała, jakby mogła rozpaść się na części tuż pod jego stopami. Kosmyki włosów Sakury kołysały się niespokojnie, co jakiś czas przysłaniając jej widoczność.

— Cholera jasna! – krzyknęła, przestając. Bezwładnie opadła na oparcie krzesła, zanosząc się płaczem. Szloch kobiety wypełnił pomieszczenie.

Nie wiedział za bardzo co robić. Do tej pory wydawała mu się silna. Nie otwierali się przed sobą. Wszystkie słowa, które układały się mu wówczas w głowie, wydawały się niewłaściwie. To co sam przeżył w życiu, spowodowało, że zamknął się na ludzi i trochę zdziczał. Nie chciał jednak patrzeć jak cierpi. Za bardzo przypominała mu Rin, choć w głębi duszy walczył z tym odczuciem. Zsunął się więc z kozetki i bez słów przytulił ją ostrożnie.

Obawiał się odepchnięcia, ta jednak wtuliła się w niego jeszcze silniej. Desperacko. Obito czuł wyraźnie ostre paznokcie wbijające się w plecy przez materiał koszulki. Zapłakała jeszcze głośniej. Jego ciało częściowo zagłuszyło mocniejszy szloch.

Nie wiedział ile tak trwali przy sobie, ale nie miało to znaczenia. Było mu dobrze. Cieszył się, że może dać Sakurze ukojenie, chociaż w taki sposób.

— Sasuke… –  wyszeptała. – On znów odchodzi. Znowu zostawia nas wszystkich.

Jej słowa okazały się tak niespodziewane, że w pierwszym odruchy wydały się mu zmyślone. Kiedy jednak przyjął je do siebie, zrozumiał.

— Czegokolwiek szuka, nigdy tego nie znajdzie – odpowiedział cierpko. – Jest już zbyt przesiąknięty szaleństwem.

Nie lubił swojego krewniaka. Mimo że każdy z Uchihów miał powody do swojej nienawiści, Sasuke zdawał się podążać za nią dla samej zasady. Mimo że powód już dawno przestał istnieć, on wciąż trząsł się w amoku, jakby walcząc z wyimaginowanymi wrogami. Pragnął mścić się, choć żadnego przeciwnika nie było już przed nim. Zdaniem Obito takie postępowanie nie nosiło choćby znamion sensu.

— Wiem to – odpowiedziała ochryple. – Tyle razy mu to powtarzałam, ale on… nie rozumie.

— Nigdy już tego nie zrobi.

Chciał ją pocieszyć, jednak wiedział, że okłamywanie Sakury nie przyniesie nic dobrego. Kobieta zdawała się mocno zżyta z Sasuke. Na tyle, że mogłaby wspólnie z nim zatopić się w obłędzie. Skoczyć tuż za nim i pozwolić na strawienie resztek racjonalności. Obito uważał jednak, że była na to zbyt niewinna. Ogromna szkoda i marnotrawstwo.

Warknęła wściekle, jakby w proteście. Po chwili wyrwała się z jego objęć, wyraźnie niezadowolona.

— Wiem, że masz rację – zmarszczyła brwi załamana. – Lecz nie chcę ci wierzyć – dodała po chwili, potrząsając głową. – Musi być coś…

Nie powiedział już nic. Nie musiał. Gdy spojrzenie Sakury po raz kolejny padło na jego spokojną twarz, zamilkła, a gniew ustąpił pierwszeństwa smutkowi. Położyła rękę na jego ramieniu i zaczęła delikatnie głaskać. Robiła to dla wyłącznie dla siebie, rozumiał to.

— Wiesz, co to chidori, prawda?  — zapytała nagle z nikłym uśmieszkiem na wargach. – Musisz wiedzieć.

Wiedział. Nagłe zesztywnienie mięśni, musiało starczyć Sakurze za odpowiedź.

— Gdy wojna już się skończyła, Sasuke zamknął mnie w genjutsu i przebijał tą techniką. Dziesiątki, setki, tysiące razy, A mimo to ja… dalej nie umiem przestać.

— Co takiego? – poczuł jak całe ciało okrasza mu zimny pot. Nie mówisz chyba poważnie? – dodał prawie krzycząc. – Kakashi o tym wie?

— Kiedyś chciał przebić mnie nim naprawdę. To Kakashi mnie wówczas ocalił.

— Sakura… – zaczął słabo. – Błagam, nie podążaj za nim – czuł, że drży, a kwaśna żółć podchodzi mu do gardła. Nie mógł uwierzyć, w to co słyszy. Ani ona ani Kakashi, nie wspomnieli o tym ani słowem.

Kakashi tak bardzo namawiał go do powrotu. Powtarzał jak mantrę, że pomogą mu wrócić do normalności. Ale kłamał, nie miał odwagi przyznać, że jego grupa od dłuższego czasu jest wyżerana, niszczona przez zgniliznę. Dopiero teraz w pełni to zrozumiał.

— Nie wiem, czy będę umiała inaczej –  wręcz wyszeptała. –  Nie przywykłam po prostu do bycia z nim. Ja się od tego silnie uzależniłam.

Wiedział, jak nic innego, że mówiła prawdę. I przerażało go to.

 

***

Wbrew temu czego się spodziewał, dalsze dni w Konoha płynęły leniwie. Sakura zdystansowała się od niego na kilka dni, aby w kolejnych tygodniach jak gdyby nic zaproponować mu uczciwą pracę. Zarzekała się ponad wszystko, że ma tyle do ogarnięcia w szpitalu, iż niezbędny jej asystent. Obito nigdy nie widział się w roli męskiej sekretarki, ale w sumie od pewnego czasu nie posiadał swojego miejsca gdziekolwiek. Zgodził się więc bez szemrania.

Wypełniał wszystkie polecenia Haruno. Najczęściej milczeli stojąc ramię w ramię. Czasem ona leczyła, a on przeglądał papiery i przekazywał jej treści raportów. Dostawał za to całkiem niezłą sumkę pieniędzy. Choćby chciał, nie potrafił zaprzeczyć, że Sakura nadała jego życiu jakiś sens, zabierając przy okazji ogromny ciężar. Zastanawiał się, kiedy przyjdzie mu za to zapłacić. Jakaś groźba wisiała w powietrzu. Czuł to.

Burza rozszalała się na dobre, gdy pewnego wieczora usłyszał  uporczywe, chaotyczne pukanie do drzwi. Gdy otworzył, zobaczył Sakurę całą roztrzęsioną. Stała w strugach deszczu, a uderzające błyskawice co chwile rozświetlały jej bladą, wręcz trupią twarz. Był pewien, że lodowate strugi deszczu mieszają się na jej policzkach  z gorącymi łzami.

Bez słowa, wciągnął ją za rękę do środka. Deszcz ściekający z ubrań kobiety natychmiast zmoczył mu całą podłogę.

— On odszedł. Już go nie ma – wypluła z siebie pomiędzy dreszczami zimna oraz szczękaniem zębów.

— Ale ty jesteś —  odpowiedział. – Weź gorący prysznic – dodał spokojnie, pokazując jej palcem łazienkę.

— Czy na pewno jestem? – odparowała. – Nie mam pewności. Zawsze przecież to on mnie określał.

Nie miał prawa się śmiać czy protestować. Czymże on różnił się od niej, skoro przypieczętował cały swój los i życie za sprawą jednej dwunastoletniej dziewczynki? Hipokryzja nie umiała przejść mu przez gardło. Nie w tej sytuacji. Miał wrażenie, że prędzej udławiłby się słowami nagany.

— Co teraz zrobisz? – zapytał zamiast umoralniającej litanii. – Żywisz do świata nienawiść?

— Nie.. chyba nie – zawahała się. – Tylko do niego.

Odetchnął głęboko w wyrazie ulgi. Sakura wyjdzie z tego. Musi.

— Pomożesz mi? – spytała po chwili ciszy, wbijając w niego roziskrzone, rozbiegane spojrzenie. Jej oczy były wówczas tak intensywnie zielone, jakby przez jeden krótki moment wstąpiła w nią nowa energia. Zdawała się myśleć o czymś intensywnie.

— Jak? – spytał spokojnie, odwzajemniając spojrzenie.

Jej usta znalazły się na jego wargach, zanim zdążył cokolwiek zrozumieć. Ramiona Sakury oplotły ciasno klatkę piersiową, ze drżeniem, jakby znów kierowała nią desperacja. Od wielu tygodni zdawała się zresztą nie posiadać czegokolwiek innego.

Był dużo starszy od niej i wówczas zdecydowanie bardziej spokojny. Powinien był może przerwać to, aby nie skazywać ich oboje na cierpienie. Jednak granice tego co słuszne, a co niegodziwe zadarły się w nim już dawno temu. Nie czuł się wystarczająco kompetentny do podejmowania jakichkolwiek decyzji.

Poddał się więc wszystkiemu, pozwalając aby go poprowadziła. Sama umiała decydować, czego w danej chwili pragnie.

 

***

Zachowywali się, jakby nigdy nic nie miało miejsca. Rozmawiali i pracowali razem, ale wszystko to wydawało się Obito strasznie nierealnie. Zupełnie jakby patrzył na ich dwójkę z dużego dystansu. Czy jednak mieli sobie coś tak naprawdę do powiedzenia? Każdego nowego dnia jednak wstawał z nowym ciężarem, czując tajemnicze spięcie mięśni. Funkcjonował niczym robot, starając się ignorować wszelkie symptomy. Umarł za życia.

Żył w letargu obok niej tak około trzech miesięcy, gdy Sakura znikąd wypaliła:

— Jestem w ciąży, Obito – rzuciła to jak nic nieznaczący paproch, wracając do wypełniania obszernej dokumentacji. Nawet nie skierowała na niego spojrzenia.

— Co? – odwrócił się powoli, mając nadzieję, że się przesłyszał.

— Mam dziecko w brzuchu – odpowiedziała znów beztrosko, przyglądając się zakrętce od długopisu, jakby była to najbardziej fascynująca rzecz na świecie.

Poczuł jak grunt usuwa mu się spod nóg, a przestrzeń dookoła wiruje. W ostatniej chwili przytrzymał się szafki. Na czoło wstąpiły krople potu. Uchiha. Na tym świecie mógł pojawić się kolejny Uchiha. I wszystko zniszczyć.

— Nie zamierzasz chyba urodzić? – wypalił, ledwo panując nad zalewającą go falami wściekłością.

— Zamierzam. To dla mnie oczywista decyzja – ucięła, zaczynając wypisywać kolejne rubryczki.

Fiolka, którą Obito właśnie dezynfekował, wyleciała mu z dłoni, roztrzaskując się na podłodze. Zaraz potem zleciała kolejna, którą miał przygotowaną do czyszczenia. Stoczyła się z krawędzi blatu.

— Szufelka jest za zlewem – wskazała kobieta końcówką długopisu.

— Wykorzystałaś mnie – warknął. – Ty mnie kurwa wykorzystałaś! Chcesz urodzić małego Sasuke, prawda? Chcesz za wszelką cenę zastąpić go dzieckiem!

Między brwiami Sakury uwypukliła się głęboka zmarszczka.

— To ty oszalałeś. Po prostu wpadliśmy – odparowała, ale jej ton i postawa sugerowały, że tak naprawdę nie przejmuje się całą sytuacją.

— To nie jest po prostu wpadka, dobrze wiesz! Musisz się pozbyć tego dziecka, zanim będzie za późno! Nikt z Uchihów dobrze nie skończył.

Nie odpowiedziała. Zamiast tego spojrzała na niego w taki sposób,  że przestał się łudzić. Nie miał kompletnie nic do powiedzenia.

Wybiegł ze szpitala. W swoim mieszkaniu spakował tylko najpotrzebniejsze rzeczy.

— Sasuke, Sakura… do zobaczenia w piekle – wyszeptał, nie oglądając się nawet na bramę Konohy, pozostawioną za plecami pół godziny później.

Dla nikogo z nich nie było już odkupienia. 



Hejo, hejo

Przepraszam was za tak długą nieobecność. Przepraszam też Ciebie BTS Lover, bo mam świadomość, że odeszłam nieco od Twojego konceptu. Niemniej cały ten tekst nosi ślady mojego stanu oraz emocji z ostatnich kilku miesięcy. Potrzebowałam totalnie wyżyć się w wordzie, a któż do tego nadaje się bardziej niż Obito? :D

To też pierwsze moje zamówienie tak krótkie. Uwierzcie, pisanie konkretów i skupianie się na jednym wątku, to wcale nie taka łatwa rzecz dla Laci, jak oceniacie tę próbę? To też mój pierwszy raz jeśli chodzi o perspektywę kogoś innego niż Sakura, także dzieje się w moim warsztacie pisarskim, oj dzieje :D Macie przed sobą drugą wersję tego cuda, pierwsza miała w sobie jeszcze więcej biadolenia. Postanowiłam jednak was oszczędzić. Właściwie tylko zakończenie się nie zmieniło.


10 komentarzy:

  1. Bardzo dziękuję za to, że napisałaß dla mnie to zamówienie. Faktycznie, nie jest to coś, co oczekiwałam, ale nie narzekam. :) Wizja twórcza rządzi się własnymi prawami.
    Bardzo zrobiło mi się szkoda Obito przez to, jak traktowali go mieszkańcy wioski, ale myślę, że ich reakcja byłaby właśnie taką, gdyby Obito rzeczywiście przeżył.
    Jestem pewna, że Sakura rzeczywiście wykorzystała Obito, bo jest medykiem i z pewnością zna sposoby antykoncepcji, więc to nie mogła być "wpadka". Nie rozumiem tylko, czego ona oczekiwała. Ma zamiar udawać, że to dziecko Sasuke czy ma po prostu obsesję na punkcie Uchiha i nie obchodzi jej czyje to dziecko, byleby wyglądało jak Sasuke? Przecież to chore.
    Chyba tak być nie powinno, ale rozśmieszyła mnie trochę końcówka. Obito dowiedział się, że będzie miał dzieciaka, spakował manatki i skierował się na drugą stronę świata.
    Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda mi się wpaść tutaj, kiedy będzie wolne miejsce w kolejce. :D
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że mimo pewnych modyfikacji w zamówieniu, tekst Ci się spodobał. Choćbym się starała i próbowała wiele razy, za nic nie jestem w stanie wyobrazić sobie dla Obi5to szczęśliwego zakończenia. Za dużo już działo się dramatów jeśli chodzi o Uchihów. Jako klan mają u siebie wiele czarnych owiec. Wątpię, żeby mieszkańcy wioski mieli więcej cierpliwości. Całe zaufanie i szanse wyczerpały się na etapie Sasuke imo, a co Sasuke zrobił wszyscy wiemy.

      Owszem wykorzystała, była ostatnią osobą, w której Obito pokładał jakieś nadzieje i wszystko zniszczyła jedną ledwie decyzją. Chciałam ukazać, że fatum Uchihów jest poniekąd zaraźliwe i że Sakura mimo wszystko za bardzo przesiąkła ich nienawiścią, aby się otrząsnąć. Chodziło oczywiście o jej przeżycia z Sasuke. Myślę, że chciała zajść w ciążę, żeby mieć coś, co (choć pośrednio) będzie ją łączyło z Sasuke. Doszła już do takiego momentu, że nie potrafi żyć inaczej.

      Końcówka specjalnie jest taka ucięta i przyspieszona. Miała podkreślić impulsywność, a przy tym nieodwracalność tego działania. Choć w sumie... też mnie trochę bawi. To takie typowe dla tego klanu, że ucieka zawsze, gdy jest już zbyt ciężko. Niestety każdy z nich miał bądź ma swoje demony.

      Serdecznie zapraszam Cię do siebie ponownie, zawsze dołożę wszelkich starań, aby nadać kształtu waszym wizjom. Buziaki :*

      Usuń
  2. Lacia! Mordeczko! Jak ja nie mogłam się doczekać Twojego powrotu.

    Wgl to jak zaczęłam czytać ten tekst, zabij mnie, ale w życiu nie powiedziałabym, że jest Twój. Nie umiem określić dlaczego dokładnie, ale wydaje mi się, że jest zupełnie inny niż to co przedstawiałaś nam do tej pory :D

    Fabularnie serwujesz nam szaleństwo, manię i mrok, które w Twoim wydaniu zawsze mnie intrygują!

    No ale od początku.
    Obito jest postacią, z którą prawie nie mam do czynienia. Czytanie historii z jego perspektywy było dla mnie bardzo ciekawe i odkrywcze. Fabuła płynęła szybko, przyjemnie. MADARO jak mi się to dobrze czytało
    Generalnie myślałam, że to będzie dość lekka historia, gdzie Obito będzie odkupiony przez słodką, pozytywną Sakurę. I oh jak się myliłam. ALE NICZEGO NIE ŻAŁUJĘ

    Sakura-maniaczka, wpatrzona w Sasuke jak w obrazek która wykorzystuje zdewastowanego życiem Obito, tylko po to aby kolejny Uchiha przyszedł na świat. Mała, czarnooka kopia jej chorej fascynacji.

    Ubóstwiam to zakończenie. Takie ludzkie, zwyczajne i proste. Bo jakże by inaczej normalny człowiek miał zareagować? Obito każe im iść do diabła i dobrze, za to ja wychwalam Cię pod niebiosa za tą historię xD

    Swoją drogą z chęcią przeczytałabym jakiś epilog, część drugą, w której Sasuke przelotem lub na stałe wraca do wioski a tam Sakura z dzieckiem, jego kopią. Co by wtedy zrobił? Jak zareagował? Jak zdegradowana umysłowo byłaby Haruno?

    Jeżeli to był eksperyment to jak dla mnie wyszedł zajebiście. Pisz tak więcej. Daj mi więcej takich historii, bo to miód na moją dusze! :D

    Ściskam mocno i czekam na więcej <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewniam, że tekst, choć stworzony w bólach i z milionem modyfikacji, jak najbardziej jest mój, choć ciągle staram się być otwarta na nowe możliwości. Może to długość, może sposób narracji, albo jeszcze coś innego Tak czy siak cieszę się, że udało mi się go stworzyć.

      Miałam na początku plan, żeby było to bardziej słodkie i miłe, ale w takiej wersji tekst po prostu nie wychodził. Za mało było Obito w Obito, gdy mimo tych wszystkich przeżyć potrafił się śmiać oraz znaleźć swoje miejsce. W ogóle tego wówczas nie czułam. I mimo że z Obito też nie miałam za wiele do czynienia, napisanie tego z jego perspektywy, zdawało się jedynym możliwym rozwiązaniem.

      Co do Sakury... Haruno z obsesją, wiecznie zakochana i wiecznie cierpiąca, to zdecydowanie moją ulubiona jej wersja. Sama nie do końca rozumiem, dlaczego choć to moja ulubiona postać, kocham ją wręcz ciorać po podłodze, a taka zdezelowana wydaje mi się najbardziej autentyczna :D

      Największą wagę w swoich pracach przykładam właśnie do zakończeń. Zawsze staram się rzucić wam coś ciekawego na ostatniej prostej. Wychodzę z założenia, że nie ważne, jak się zaczyna, ważne jak się kończy. Tym bardziej miło mi, że tak przypadło Ci o no do gustu ;)

      Choć koncept, jaki roztaczasz przede mną jest z pewnością piekielnie intrygujący, to nie sądzę, aby róż i szkarłat doczekał się kontynuacji. Choć kto wie, nigdy nie mów nigdy. Warto czasem odbierać sygnały od niebios. Los twórcy i pisarza nigdy nie jest jasny. Dlatego właśnie tak kocham to robić <3

      Zrobię wszystko co w mojej mocy, aby zaspokoić Twą mroczną duszę. Również ściskam <3

      Usuń
  3. Tak cholernie jest mi szkoda Obito…
    Wiem, że naważył bardzo gorzkiego piwa, którego sam musi wypić, ale i tak mi go szkoda…
    Nie dość, że nie ma u swojego boku ukochanej Rin, to jeszcze mieszkańcy Liścia ciągle rzucają mu kłody pod nogi. Jednak dobrze wiem, że gdyby Kakashi nie był Hokage, to Obito już dawno by nie żył… Z jednej strony zrozumiałe, bo Uchiha narobił wiele złego, ale z drugiej ucieszyłam się, że dostał u ciebie szansę na nowy start, Lacia. Zawsze mnie ciekawiło, jakby to by było, gdyby Obito przeżył wojnę i Hatake razem ze spółką wywalczyliby dla niego miejsce wśród żywych. O zgrozo, Twój tekst bardzo boleśnie pokrywa się z moim wyobrażeniem tej powojennej rzeczywistości.
    Wracając... Gdzie, do jasnej cholery, jest Kakashi-Zasrany-Hokage-Hatake? Wiem, że zajmuje ważne stanowisko, przez które nie ma życia, ale nie uwierzę, że zaledwie po paru miesiącach spuścił Uchihę z oczu. A nawet jeśli tak zrobił (najpewniej na prośbę samego ObitoxD), to niczego nie widzi ani nie słyszy? Bo wątpię, żeby celowo ignorował otoczenie dawnego przyjaciela, który jest wrogiem publicznym numer jeden… Bo gdyby ignorował, to znowu dałby dupy na całej linii jako przyjaciel…
    Obito, możesz kiwać palcem, póki pozwalają ci oddychać, a tak całkiem serio – nie od dzisiaj wiadomo, jak ciężko jest zmienić wyrobione o kimś zdanie. Dlatego rozumiem bierność Uchihy, ale Sakura ma rację – on ma prawo żyć jak każdy normalny człowiek w rodzinnych stronach.
    Obito jako listonosz czy kasjer w kinie? O słodki Hokage, leżę i kwiczę.xD
    Po scenie w kawiarni puściłam litanię bluzgów i niczego nie żałuję.
    Operacyjne pozbycie się Sharingana, który próbuje zlikwidować nosiciela? Grubo. Przemilczmy fakt, myślałam, że Obito odbiło i sobie ubzdurał bunt techniki… Wracając… Chyba jednak śmierć byłaby wybawieniem – o ironio, nie tylko dla Uchihy, bo Sharingan wreszcie by zniknął. Nie, wróć! Przecież jest jeszcze Sasuke… Eh, czyli Sharingan będzie wiecznie żywy.xD
    Przyznam, że z początku nie bardzo wiedziałam czemu Sakura tak dziwnie zareagowała na podziękowanie, ale przypomniałam sobie pierwsze odejście Sasuke i zrozumiałam wszystko…
    Obito, cieszę się, że znalazłeś kompankę, ale bym uważała na twoim miejscu – Haruno może zastąpić Sasuke tobą, a ty nią Rin. Rozmowa w zabiegowym zmroziła mi krew (zwłaszcza część o Chidori) ale ten przytulas ze strony Uchihy. <3 Obito jako sekretarka? Kupuję to!xD
    Ojć, stało się to co podejrzewałam… No i dochodzimy do fragmentu, przez który stwierdziłam, że Obito jest jedynym zdrowym psychicznie lub przynajmniej ciut zdrowszym od reszty.xD
    Cholera, niby wiem, że Sakurze całkiem odwaliło na punkcie Sasuke, ale tak bardzo liczyłam na happy end dla Obito. No wiesz, ukochana, gromadka dzieci, domek z białym płotkiem i tym podobne farmazony… Ucieczka nadal boli, jednak (pomijając sprawę z happy endemxD) jakoś nie chce mi się wierzyć, że nikogo nie zaciekawiło zniknięcie wroga publicznego numer jeden.^^’
    Ściskam mocno i czekam na następny tekst (na drugą część tego cudu też).:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie widziałam dla niego szczęśliwego zakończeni. Jeśli choć trochę opierać się na kanonie, to moim zdaniem nie był to możliwe. Mamy więc, co mamy. Nie umiem całkowicie ignorować kanonu xD

      Gdzie Kakashi, pytasz?... wiesz, patrząc po raz kolejny na kanon nie wydaje mi się, żeby Hatake potrafił w ogóle zawierać jakieś głębokie relacje. Znamy jego przeszłość. Stracił praktycznie wszystkich. A mimo to zamiast dbać o dane mu nowe szanse, zwyczajnie je zaprzepaścił. Sakurę od zawsze olewał, nie bacząc na jej uczucia, Naruto zajmował się do czasu, aż ktoś inny go nie wyręczył, a choć Sasuke był niby jego oczkiem w głowie, za nic nie umiał go powstrzymać. Niby podjął jakieś próby, ale nie wiszę w tym specjalnej chęci czy zaangażowania. Nie zdziwiłabym się więc, gdyby ostatecznie Kakashi wypiął się również na Obito. Ich przyjaźń zginęła w zgliszczach dawno temu i raczej żaden z nich nie chce już do tego wracać. A Kakashi przestał przywiązywać się do kogokolwiek.

      Zastanawiałam się czy faktycznie "zwolnić Obito ze służby wojskowej", ale po tym co przeszedł wydaje mi się, że zwyczajnie mu się to należy i tego by chciał, Odciąć się od wszystkiego, co doprowadziło go do obłędu. Także od sharingana, które ostatecznie uznał za wyrok i przekleństwo. A poza tym Obito jako sekretarka i mnie wydaje się bardzo fajną wizją, hahaha :D

      Co do wiecznie żywego sharingana, wydaje mi się, że Sasuke z mojej wersji, już dawno w dupie ma rozmnażanie, gdyby było inaczej, zostałby z Sakurą xD Czyli różowa wszystko zjebała, bo serio to się mogło zakończyć po śmierci tej dwójki :P Ale nie, bo Haruno dostała jobla xD Nie dość, że dziecko z genami Uchiha, to jeszcze posiadając taką matkę jest na najlepszej drodze, żeby być kolejnym wariatem xD Shit, here we go again...

      Też lubię scenę w gabinecie i tego tulasa. Myślę, że mimo swojej historii Obito ze wszystkich Uchihów miał w sobie najwięcej dobroci i serca. Nawet mimo tragedii starał się być wyrozumiały, spokojny dla Sakury i przy okazji jej nie osądzać. Tak, myślę, że Obito to złoty chłopak w porównaniu do reszty tych wykolejeńców xD Szkoda, że spotkała go taka podłość, bo zakładam, że coś by z niego jeszcze było. Chłop orze jak może xD

      Może i Obito widział w Sakurze Rin, co też starałam się pokazać, ale tylko na początku. Chciałam, żeby ta dwójka na swój sposób była podobna, ale u mnie Obito już raczej "przerobił" ten problem. Miał na to bardzo dużo czasu. Wszystkiego się nie naprawi, ale można żałować podjętych decyzji i Obito jest właśnie tego typu bohaterem.

      Może i się zainteresowali jego ucieczką. Nie wiem, aż tak daleko nie zachodziłam w fabułę i szczerze wątpię, że doczekamy się kolejnej części tej partówki. Choć nigdy nie mów nigdy jak to mówią ;)

      Do zobaczenia przy kolejnych pracach. Dziękuję za tak piękny komentarz <3

      Usuń
  4. Elo mordko 💗

    Wiem, że lubisz, tak samo jak ja, pisać z perspektywy Sakury. Jednak bardzo ciekawie było przeczytać coś spod Twojego pióra z innym bohaterem na czele. W ten sposób bez problemu mogłaś zrobić z Saku taką wersję. No bo (mam wrażenie), że trudniej byłoby zrobić z niej taką małą sucz gdyby była postacią pierwszoplanową.

    Ogólnie uwielbiam te nasze najbardziej irracjonalne pary jak ObiSaku. Wszystkie cencer shippy to miód na moje serce. Imo krótka firma Ci wyszła. Wiem, że to nie Twoje ulubione rozwiązanie, ale mi się podoba na równi z mini tasiemcami.

    Och tak, Sayu lubi płaczliwe żale, a ten tekst taki był. No bo jak inaczej można nazwać one-shot o skrzywdzonym człowieku, który przez chwilę myślał, że wszystko się ułoży, a został wydeptany w podłogę? Kocham to jaka tu jest Saku, naprawdę. Od jej obsesji na punkcie Sasuke, przez wyrachowanie w nie użyciu antykoncepcji (heloł, medyk here), do wykorzystania Obito jako dawce spermy. Tak jak ktoś pisał wcześniej, końcówka wymiata. Obito nie bawił się w walkę, ma już jej pewnie dość, tylko spakował manatki i spierdolił. Bawcie się sami w ten cyrk. Ktoś zastanawiał się jak zareaguje Sasek. Chyba się domyślić, że był jeszcze jeden Uchiha w wiosce, nie nie? xd "Pamiętasz jak byłeś nieprzytomny po wojnie, Sasuke-kun? Zwaliłam ci, a później włożyłam to sobie. Tadam, nasz bombek" xD

    Bardzo cieszę się, że mogłam w przerwie podczas zawirowań z rodzinką to przeczytać. Dziękuję bardzo 🥰

    Buziaki~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię pisać z perspektywy Sakury, to prawda. Niemniej, powodem dla którego teraz tego nie zrozumiałam, nie było wcale łatwiejsze ukazanie jej popieprzenia (choć to miły skutek uboczny). Zależało mi po prostu, aby to Obito był głównym bohaterem tej opowieści. Chciałam, żeby każdy zrozumiał jego emocje i podjętą decyzję. To przede wszystkim opowieść o straumatyzowanym człowieku zniszczonym przez własne pochodzenie i podjęte działania. Mimo wszystko stara się iść dalej. Nie stracić tego pierwiastka optymizmu oraz dobroci. Z jakim skutkiem każdy widzi xD

      Co do tego jakby zareagował Sasuke, sądzę, że on ma wszystko i wszystkich głęboko w rzyci. Człowieka z takim bagażem, nic już nie obchodzi xD Czemu nikt nie kontempluje nad tym, jakby zareagował Kakashi? Przyjaciel znów mu spierdolił, a do tego jego podopieczna rodzi jego kumplowi purchle xD Ten to dopiero miałby minę, gdyby Sakura już urodziła xD Szczerze mówiąc reakcja Hatake ciekawiłaby mnie zdecydowanie bardziej jeśli już :P

      Ogromnie się cieszę, że Ci się podobało Szefowo <3 Sakura faktycznie może dodawać ciekawy smaczek do tego wszystkiego :D A Obito musiał spierdolić, to stanowczo za dużo dla takiego złotego chłopa jak ono </3 Zapalmy świeczkę dla szczęścia Obito

      Do zobaczenia przy kolejnych tekstach :D Dziękuję za poświęcony czas. Serce się raduje!

      Usuń
  5. ŁOOOOOOŁ!!! Brilliant :O Moje komentarze są zawsze krótkie, sory xd ale bardzo mi się podobała ta historia chociaż z jakiegoś powodu długo się do niej zbierałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niesamowicie cieszę się, że zechciałaś poświęcić swój czas i przeczytać, a następnie pozostawić po sobie jakiś ślad. Jesteśmy tutaj właśnie dla was i postaramy się być jak najdłużej. Każde słowo jest na wagę złota. Dziękuję pięknie <3 Mam nadzieję, że jeszcze nie raz Cię zaskoczę i umilę wieczór swoimi pracami ;)

      Usuń

Wena żreć coś musi — jeśli czytasz, to doceń naszą prace i skomentuj!