Cóż, znowu się wkręcał, prawda? Nawet jeśli zobaczył go pierwszy raz kilka dni temu, to nie umiał wyrzucić mężczyzn ze swojej głowy.
Jak do tego doszło? Oczywiście wiedział, ale to nie zmieniało jego podejścia. Shikadai lubił unosić wzrok ku niebu i zastanawiać się, dlaczego znów znalazł się w tak upierdliwym położeniu. Ostatnie trzy projekty, które musieli oddać na początku tego tygodnia, wystarczająco wyczerpały jego siły witalne, a jednak stał na środku sali plastycznej, wystawiony na wzrok obcych lub ledwie znajomych ludzi. Czuł się jak karykaturalny obrazek stworzony przez dziecko, który wiesza się na lodówce. Ludzie najchętniej odwróciliby wzrok, ale jakiś dziwny mechanizm społeczny sprawia, że uśmiechają się z trudem i podziwiają małe, szkaradne arcydzieło.
To zawsze była wina Sarady. Ktoś by pomyślał, że na wydziale automatyki i robotyki stosowanej ludzie są bardziej… stateczni? Nie w tym przypadku. Jego przyjaciółka, którą znał od dwóch lat, była wulkanem energii. Musiała brać udział we wszystkim, być częścią każdego możliwego przedsięwzięcia. Najgorsze, że umiała go urobić i uczestniczył w niektórych razem z nią. Nawet jeśli była to najgorsza upierdliwość na świecie.
Uchiha posłała mu rozbrajający uśmiech, stojąc za plecami dziwnego chłopaka z białymi włosami. Chyba nawet ich sobie przedstawiła, ale imię uciekło z jego głowy. To on był prowodyrem całego zamieszania. Poprosił Saradę, żeby znalazła jeszcze kogoś „chętnego” i pozowali jako modele na zajęciach ze szkicu ludzkiego ciała. O tyle dobrze, że nie musiał całkowicie się rozbierać. Jednak paradowanie z odsłoniętą klatką piersiową wywoływało u niego dyskomforty równy z chodzeniem na wielogodzinne zakupy u boku matki.
Chciał się skrzywić w odpowiedzi albo wystawić język, ale w odpowiednim momencie się powstrzymał. Miał być modelem; statycznym i cichym. Poza tym nie narazi się dobrowolnie na kolejne miażdżące spojrzenie opiekuna zajęć. Człowieka około pięćdziesiątki z burzą czerwonych włosów i przyprawiających o ciarki oczach.
Ręce zaczęły go mrowić. Myślał, że podparcie ich na biodrach będzie dobrym rozwiązaniem. Niestety po staniu ponad godziny w tej pozie marzył o jej zmianie.
Z westchnieniem znużenia zaczął obserwować otoczenie. Wcześniej skupiał wzrok jedynie na oknie i obrazie chmur. Wyobrażał sobie, że leży na jednej z nich daleko od tego całego zamieszania.
Patrzył na ludzi w pokoju i doszedł do wniosku, że artyści to albo bardzo ekstrawaganccy ludzie albo całkowicie typowi. Widział dziewczynę z krótkimi włosami i blond plamami, które miały imitować cętki. Jakiegoś chłopaka z aparycją Gotha z lat dziewięćdziesiątych o znudzonym życiem spojrzeniu. Kilka niemal identycznych przedstawicielek płci pięknej w za dużych w porównaniu z ich twarzami okularach i krótkimi falami. Wyglądały jak błąd w matrixie. Na końcu jego wzrok padł na wysokiego blondyna w odpowiedniej chwili, aby ich oczy się spotkały. Tęczówki mężczyzny były błękitne, przypominały jasne, letnie słońce, kiedy deszcz jest tylko pobożnym życzeniem właścicieli ogródków działkowych. Ale mimo to wydawały się puste, dziwnie chłodne. Jakby skrywał przerażającą tajemnicę lub nic dookoła nie robiło na nim wrażenia. Niebieskie oczy śledziły rysy jego twarzy uważnie. Wcale nie speszył się kontaktem wzrokowym. Może dla niego Shikadai był elementem martwej natury, jedynie obrazem, który musi skopiować i przelać na płótno. Włosy mężczyzny były związane w niski kucyk. Widział koński ogon, który spoczywał na jego lewym ramieniu. Nie był gęsty, chociaż lśniący i zadbany. Miał długie ręce i smukły korpus. Więcej nie mógł dostrzec ponieważ nieznajomy siedział przy sztaludze. Przez proporcje jego ciała wydawał się wysoki, nawet bardziej niż Nara, który sam liczył sto osiemdziesiąt trzy centymetrów.
Uznał, że był najbardziej interesującą osobą w pomieszczeniu, którego współczynnik dziwnych ludzi na metr kwadratowy znacznie przekraczał normę. Do końca wyznaczonego czasu nie potrafił odwrócić wzroku. Zaciekawił go ten nieczytelny wyraz pięknej twarzy.
***
Po zajęciach słuchał jednym uchem narzekań profesora Akasuny, że musi podchodzić do obranego zadania bardziej poważnie. Nawet jeśli był wolontariuszem (bo marne kilka dolców nie można było nazwać należytą zapłatą), to czegoś się od niego oczekiwało. Jeśli nie zmieni nastawienia, nie musi wracać.
Może wziąłby słowa do siebie, gdyby potrafił się skupić. Matka wychowała go, aby umiał się bronić, ale także wpoiła poszanowanie autorytetu. Nigdy nie pozwoliłaby swojemu dziecku być rozhisteryzowanym bachorem, myślącym że jest pępkiem wszechświata. Opiekun zajęć jedynie oczekiwał profesjonalnego podejścia. Po prostu nie potrafił przestać myśleć o tajemniczym nieznajomym.
Na korytarzu czekała na niego Sarada w towarzystwie, oczywiście, obiektu jego myśli. Przez sekundę czuł się jak bohater k-dram. Przypadek miał stanowić o ich spotkaniu, chociaż w normalnym życiu to nigdy nie było takie piękne. Teraz mogli się poznać, dowie się czegoś więcej… Ale wtedy wróciła codzienność.
Chłopak stał przy boku Uchihy i przeglądał coś na komórce. Na jej krótkie pytanie, kiedy starała się wplątać go do rozmowy, odpowiadał zdawkowo, czasem tylko przytakując. Po kilku minutach, kiedy usta dziewczyny się nie zamykały, a Shikadai nie miał jak zapytać go o cokolwiek, pożegnał się i wyszedł przez północne drzwi budynku.
— Trochę aspołeczny, co? — uśmiechnęła się. Jej przepraszający ton nie podobał się Narze. Sam był doskonałym przykładem na to, że nie każdy jest wulkanem energii. Nawet jakby chciał, nie mógłby łatwo przebić się przez jej słowotok.
Westchnął cicho. Nie powinien złościć się na przyjaciółkę. Po prostu był zły na siebie, że nie zdołał niczego się dowiedzieć o tajemniczym artyście.
— Skąd się w ogóle znacie?
— Nasze mamy są znajomymi z dawnych lat. Bawiłam się z nim od czasu przedszkola. Zawsze był milczkiem.
— Dobra, jesteś mi winna coś dobrego i niezdrowego. Podobno w maku jest wrap tzatziki. Kupisz mi go.
— A jakieś proszę?!
Postanowił nie ciągnąć tematu. Chciał samodzielnie zgłębić wszystkie informacje. To była odpowiednia motywacja do działania.
***
Następne zajęcia ze szkicu ciała wypadały w czwartek, dwa dni później. Podobno nigdy nie kończy się rysunków za jednym razem. Nie wiedział o tym. Sarada przekonała go obietnicą gry w shogi, a on naprawdę chciał mieć kompetentnego przeciwnika. Boruto się do tego kompletnie nie nadawał. Potyczki z nim przypominały grę z dzieckiem.
Poza tym to była idealna sytuacja, żeby próbować poznać tajemniczego milczka. Nie wiedział dlaczego tak mu na tym zależało, po prostu przyciągnął jego uwagę, wzrok i myśli.
Był trochę zły na siebie, że nie zapytał o imię. Jasne, przeważnie nowo poznane osoby z miejsca się przedstawiają, ale blondyn wyglądał jakby naprawdę się spieszył. Bycie w zatłoczonym miejscu i small-talk z gadatliwą Sardą nie były mu na rękę.
Myślał o nim trochę za dużo, żeby nie zaczął się niepokoić. Dawno nikt go nie interesował. Przypomniał sobie swojego ostatniego kandydata na chłopaka sprzed prawie roku. Jeśli można było tak go nazwać. To był internetowy flirt na prywatnym chacie w Lost Ark. Było przyjemnie, chwilami nawet gorąco, ale tygodnie samego pisania były trochę podejrzane. Nie spotkałby się z nim od razu rzecz jasna, ale odwlekanie wymiany numerów, zdjęć czy nawet dodanie na snapie zmęczyło go. Zauroczył się, ale nic więcej. Zaczął kwestionować czy postać kobiecego maga barda na pięćdziesiątym poziomie to tylko przykrywka. Może jakaś znudzona dziewczyna wcisnęła mu kit o swojej rzeczywistej płci i bawiła się w roleplay z jego uczuciami.
Cóż, znowu się wkręcał, prawda? Nawet jeśli zobaczył go pierwszy raz kilka dni temu, to nie umiał wyrzucić mężczyzn ze swojej głowy. To było przyjemne znów się zauroczyć w realu, ale też cholernie irytujące.
***
Po zajęciach postanowił działać. W jego głowie wszystko działo się zdecydowanie zbyt szybko zważywszy, że nawet nie rozmawiali bezpośrednio. Musiał nadać rzeczywistości nieco pędu. Podszedł do stanowiska blondyna.
— Czy mogę zobaczyć? — zapytał, zapinając ostatni guzik kraciastej koszuli.
Mężczyzna dopiero teraz go zauważył, a te niesamowite, błękitne oczy padły na twarz Shikadai'a. Zamrugał parę razy, jakby dopiero teraz uświadamiając sobie, że model, którego szkicował przez kilka godzin, to prawdziwa osoba z krwi i kości.
Kiwnął powoli głową w geście zgody. Wstał z krzesła ustanowionego przed sztalugą i rzeczywiście okazało się, że był wyższy o kilka centymetrów od Nary. Jego ręce były ubrudzone węglem. Odruchowo wytarł je w ciemne spodnie.
Tak jak się spodziewał, szkic blondyna był cholernie dobry. Bez upiększeń ani dziwnej maniery, którą odznaczali się niektórzy artyści. Nie żeby znał ich dużo. Czuł się jakby patrzył na swoje czarno-białe zdjęcie pozbawione filtrów i wszelkich technologicznych kłamstw.
— Jestem totalnym laikiem, ale wyszło ci to doskonale.
Chłopak znów kiwnął głową – powoli i niepewnie. Między nimi zastygła krępująca cisza. Shikadai musiał coś zrobić ze swoimi dłońmi, mrowiły od nerwów, dlatego poprawił krótki kucyk, chociaż jego włosy były w całkowitym porządku.
— Pewnie słyszysz to często — zaśmiał się poddenerwowany.
— Właściwie to nie. — Wzruszył ramionami.
Przez tą nie oczywistą odpowiedź, na którą Nara całkowicie nie był gotowy, zaczął go interesować jeszcze bardziej.
— Jak masz na imię?
Brawo, pomyślał patrząc na nieczytelną twarz mężczyzny. Bardzo zgrabnie, może jakieś wprowadzenie dałbyś przed tym?
Jednak po kilku sekundach odpowiedział cicho.
— Inojin.
***
Wrócił jeszcze raz. Tym razem zajęcia miały być krótkie, trzeba było wprowadzić ostateczne poprawki, ale wcale mu to nie przeszkadzało. Wzrok stale padał na blondyna, nie mógł przestać na niego patrzeć. Czy już wyglądał na creepa? Gdyby pozwolił swoim ustom się uśmiechnąć (na co miał straszna ochotę, ale czuł na sobie oceniające spojrzenie profesora), wyglądałby pewnie jak pedofil przy placu zabaw. Naprawdę popadał w obsesję. Inojin wydawał się być tajemnicą, którą chciał zgłębić.
Ale to były ostatnie zajęcia, później nie będzie już okazji do spotkań. Musiał dziś działać, inaczej sobie tego nie wybaczy.
Planował spróbować zdobyć jego numer. Wymyślił nawet, że planuje portret rodzinny na urodziny mamy (które były dwa miesiące temu, ale to oczywiście chciał przemilczeć) i poprosi o pomoc. Nawet jeśli sam Inojin go nie wykona, to może da mu na kogoś namiary. Czyli będą musieli się gdzieś spotkać. Pogadać. Tak, to było genialne.
Niestety blondyn wyszedł z sali przed końcem zajęć, tak jak pozostałe trzy osoby, których szkice były gotowe. Zdusił głębokie westchnięcie rozczarowania w gardle.
— To już koniec twojej męki — powiedział Mitsuki – ten z białymi włosami, jak później sobie przypomniał. Podał mu plecak, którego pilnował. Sarada nie musiała się dziś pojawić.
— Właściwie… może dałby radę wepchnąć mnie jeszcze? To… chociaż upierdliwe, nie takie męczące. Nowe doświadczenie no i dostaję za to kasę.
— Musiałbyś porozmawiać z profesorem Akasuną — wyjaśnił.
— Cholera, on mnie nie lubi.
***
Opiekun zajęć zgodził się zaangażować go jeszcze raz. Shikadai był zaskoczony, że to było takie łatwe, ale nie analizował czy to ma drugie dno. Powinien wiedzieć lepiej. Myślała, że dorosły mężczyzna, profesor nie będzie bawić się w żadną zemstę… Cóż. Był całkiem ubrany, to prawda, bo tym razem robili portret samej jego twarzy.
Jedna z dziewczyn, ta z krótkimi żółto-czarnymi włosami, ze wzorem cętek, nakładała na jego twarz makeup. Popatrzył w podane przez nią kieszonkowe lusterko. Wyglądał jak menel. Miał sztuczne, niemal bordowe sińce pod oczami, zmarszczki na czole, policzkach i obok kącików ust. Można by dać mu piętnaście lat więcej.
— Magia makijażu! — zaszczebiotała zadowolona z siebie.
— Magia — powtórzył ponuro.
Przecież to było okropne. Taka aparycja na pewnie nie pomoże mu w zaproszeniu Inojin'ego na jakieś niezobowiązujące spotkanie. Uznał, że dzisiejszy dzień będzie stracony. Usiadł na wyznaczonym miejscu z grobową miną.
— Dobrze, tak masz właśnie wyglądać. Na zmęczonego życiem — powiedział profesor Akasuna.
Zanim wszyscy ustawili się na swoich stanowiskach, próbował zlokalizować blondyna. Jako jeden z nielicznych był już na wyznaczonym miejscu. Ich oczy się spotkały… A on uśmiechnął się rozbawiony. Shikadai dostał nowej energii, kopa entuzjazmu i odpowiedział mu tym samym.
Cóż, dzisiejszy dzień to jednak dobry dzień, pomyślał.
***
Po raz kolejny opłukał twarz zimna wodą, ale to nie pomagało. Już nie wyglądał na menela w średnim wieku, kiedy wszystkie konturowania i kreski się rozmyły. Oczywiście wiedział, że używa się specjalnych specyfików do usunięcia makijażu, ale nie posiadał ich. Dziewczyna, która go malowała szybko ulotniła się z zajęć po wybiciu odpowiedniej godziny. Nie miał do dyspozycji nic poza wodą i resztką mydła do rąk z dystrybutora wbudowanego w ścianę łazienki.
Spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Wyglądał jakby nie spał tydzień i był bliski śmierci. To była kolejna zmarnowana okazja, ale przynajmniej udało mu się wywołać uśmiech na twarzy mężczyzny. Nawet jeśli litował się nad jego sytuacją. To nie było ważne.
Nie wiedział jakim cudem niskiej jakości ręcznik papierowy cały czas zbiera rozmazany makijaż, a mimo to jego twarz pozostaje brudna. W geście irytacji zaczął trzeć nim jeszcze mocniej aż skóra zaczęła szczypać.
— Zrobisz sobie krzywdę. Masz.
Prawda, usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, ale się tym nie przejmował. Nie liczył już na złapanie Yamanaki. Chciał po prostu zmyć to cholerstwo z twarzy i w posępnym nastroju powłóczyć w stronę domu.
Przed nim stał Inojin z niewielkim foliowym pakunkiem w dłoni.
— Cześć! — powiedział o wiele głośniej niż było to zawarte w kodeksie stosunków międzyludzkich. — Co dla mnie masz?
Położył przed nim opakowanie, a Nara przeczytał napis dumnie głoszący “chusteczki micelarne do demakijażu”.
— Nie wierzę! Skąd wiedziałeś, że ich potrzebuję?
— Słyszałem jak pytałeś profesora co masz teraz zrobić. Poszedłem do drogerii.
Shikadai zaśmiał się poddenerwowany.
— Tak? Nawet cię nie widziałem. Zatarłem sobie oko tuszem. Niestety rada „idź się umyć” nie była taka dobra. Kto by pomyślał.
Inojin wzruszył ramionami.
— Idzie się przyzwyczaić do jego postawy.
Wystarczyło przeciągnąć parę razy nawilżonymi chusteczkami po twarzy i po kilku chwilach wyglądał normalnie. Czuł się jak bohaterka serialu dla nastolatek, którą uratowała jakaś dobra dusza, dając tampon czy coś takiego.
— Przemyj jeszcze twarz wodą. To jednak chemia.
Zrobił jak mu polecono. Wyrzucił do kosza wszystkie śmieci i podniósł plecak z podłogi. Dopiero teraz zauważył, ze była brudniejsza niż przewidziały to standardy higieny. Trudno, wieczorem wrzuci go do prania. Wyciągnął w stronę Inojina niewielki pakunek.
— Nie, może będziesz tego potrzebował jutro.
— No dobra. Kawa?
Blondyn pokręcił głową.
— Nie jesteś nic mi winien.
— Nie, ja chcę się z tobą spotkać.
— Dlaczego? — zapytał z uniesioną brwią.
Nie mógł przecież powiedzieć że się w nim zadużył. Uciekłby, a wszystkie mosty zostałyby spalone.
— Nie wiem, wydajesz się być interesujący na tyle, że chcę cię poznać. Lubię cię. To naprawdę takie dziwne?
— Zdecydowanie dziwne.
************
Inojin lubił zajęcia z profesorem Akasuną. Sensei pilnował, żeby w swojej pracy nie byli pozbawieni różnorodności – od martwej natury po żywych modeli.
Do sali plastycznej często przychodzili nowi ludzie. Młody mężczyzna z brązowymi włosami, upiętymi niemal u czubka głowy, był przyjemną odskocznią. Podstawowy wizerunek, bez dziwactw i odchyleń.
Miał bliznę na lewym obojczyku. Wyblakłą i małą, ale nadal brzydką, nieprzyjemną dla oka. Nie był jak większość modeli, sportowców chcących dorobić na boku lub początkujących gwiazdeczek, które na co dzień pracowały twarzą i przy okazji wrzucały jeden ze szkiców lub zdjęć do portfolio. Był zwykły. Prawdziwy. Nie miał sześciopaku, ale prosty, napięty brzuch. Jego ramiona nie były pokryte okrągłymi mięśniami, tak napiętymi (jak u tego ostatniego futbolisty), że miało się wrażenie, że mogą za chwilę pęknąć. Jak balon niewytrzymujący ciśnienia. Był raczej drobny, chudy, może nawet niższy od niego.
Podobała mu się naturalność, którą z chęcią przelał na papier.
***
— Jestem totalnym laikiem, ale wyszło ci to doskonale. Pewnie słyszysz to często.
Nie, zdecydowanie nie. Ale to jego wina i hermetycznego środowiska, w którym dobrowolnie się zamknął. Chyba miał drobna fobie społeczną, ale kto ich nie ma w dzisiejszym świecie? Czasami trafiają się przebojowe osoby jak Sarada, które potrafią zatrząść światem w posadach, ale sam nie wiedział czy to charakter czy obrana maska. Nie było z nim tak źle. Umiał załatwić samodzielnie sprawy w dziekanacie i domagać się zwrotu pieniędzy za niewysłany towar ze sklepów internetowych, ale wolał ciszę i spokój.
— Właściwie to nie — odpowiedział.
Przez to, że nie chciał dużej ilości nowych osób w swoim życiu, ograniczał kontakty do minimum. Ludzie z wydziału, profesorowie, których (poza doktorem Akasuną) nie interesowały jego „bohomazy” i rodzice. Ojciec Inojin'ego był najgorszym krytykiem. To chyba niepisana zasada wśród artystów – podcinaj skrzydła, żeby pragnął wzbić się jeszcze wyżej.
Więc nie, nie słyszał dużej ilości pochwał. Ale ich nie potrzebował. Znał swoją wartość. Mimo to jakieś dziwne ciepło rozgrzało jego pierś. Czuł się prawie tak samo, jak kiedy uczył się gotowania pod okiem mamy, a ona oklaskiwała każde osiągniecie jego dziecięcej wersji. To było dziwne. Jeszcze dziwniejsze było pytanie chłopaka. Po co chciał znać jego imię? Cóż, odpowiedział. Sądził, że to równa wymiana za impuls szczęścia, wywołany bezinteresownym, pochwalnym komentarzem obcej osoby.
***
— Będę później.
To nie tak, że mama nadal traktowała go jak dziecko i rozliczała z każdej godziny poza domem. Nawet jeśli postronni ludzie mogli tak myśleć. Inojin po prostu wiedział jak to jest mieć artystów w rodzinie. Jego ojciec często się zapominał. Niesiony artystycznym natchnieniem spychał wszystko inne na bok. Pamiętał jak w dzieciństwie czekali na niego z obiadem lub zaplanowanym pomysłem na spędzenie czasu razem, ale on się po prostu nie zjawiał. Nadal ich kochał i niejednokrotnie wynagradzał im wszystko z nawiązką. Ale… obraz uśmiechniętej matki z oczami pełnymi smutku został w nim do dnia dzisiejszego. Nie chciał przynosić jej tego samego zawodu. Dlatego zawsze informował jeśli miał się spóźnień lub pominąć wspólny posiłek.
— Idziesz do sklepu plastycznego? — zapytała Ino. W tle usłyszał szum płynącej wody. Prawdopodobnie płukała kubek po wypiciu popołudniowej herbacie. Jej plan dnia zawsze był taki sam.
— Nie. Mam zamiar wypić kawę… z nowym znajomym.
— Och, to świetnie, kochanie! — ucieszyła się. — Dobrej zabawy!
Wszedł do kawiarni. Podziękował, że Shikadai na niego czekał i spojrzał na ladę. Nie odwiedzał wcześniej tej kawiarni. Była w pastelowych kolorach. Nawet oldskulowa kasa fiskalna została oklejona blado-miętową matową folią. Pomyślał, że to marnotrawstwo. Robiła by dużo lepsze wrażenie gdyby zostawili ją bez udziwnień.
— Ja już zamówiłem. A ty czego się napijesz?
Podniósł spojrzenie na duży szyld. Mnogość pozycji nieco go przytłoczyła. Rozmaite kombinacje i smaki sprawiły, że niemal czuł mdłości na myśl o kawie z toną syropu cukrowego.
— Po prostu mrożoną americane.
— Zamówienie będzie gotowe do dziesięciu minut. Podać do stolika? — zapytała młoda Azjatka.
— Tak, usiądziemy tam.
Inojin i baristka podążyli wzrokiem w kierunku, który wskazywał brunet. Był to mały, dwuosobowy stolik w kolorze pudrowej zieleni. Zaraz przy przeszklonej ścianie, przez którą mogli obserwować deptak rynku.
— Powiem ci, nie spodziewałem się, że będę dziś panem w średnim wieku. Kiedy powiedziano mi o makijażu wyobraziłem sobie jakieś geometryczne wzory.
— Tak, to też mieliśmy — przyznał. — Profesor Akasuna szuka dla nas różnorodności. Ale wolę twoją normalną twarz.
— Naprawdę?
Shikadai wyjął jedną z serwetek z podajnika na stole i zaczął się nią bawić. Składał ją na coraz mniejsze kawałki. Inojin nie był pewien czemu to ma służyć, ale nie pytał. Sam nie wiedział, kiedy można było śmiać się z takich rzeczy, a kiedy było to normalne.
— Tak. Masz dobrą twarz, podstawową.
— Och, to nie brzmi dobrze — zaśmiał się brunet, ale wydawał się nieco speszony.
— Ja… – Nie potrafił dobrze dobierać słów. Co powinien powiedzieć? — Lubię to. To dobre, prawdziwe. Najbardziej lubię realizm.
Oczy mężczyzny zrobiły się większe. Czy powiedział coś dziwnego? Jego twarz rozpromienił duży, szczery uśmiech.
— Dziękuję. Ja też cię lubię.
— Tak, pamiętam.
Zdecydowanie wyjście na kawę z Shikadai było czymś dziwnym. Nie wiedział czego od niego może chcieć. Doświadczenie podpowiadało, że ludzie zawsze mieli jakieś motywy. Po prostu jeszcze nie odczytał jego zamiarów.
— Och, nie śmiej się proszę.
— Państwa zamówienie.
Przed nim pojawiła się czarna kawa z kostkami lodu w dużym plastikowym kubku ze słomką. Najwyraźniej ten typ napoju podawali w ten sposób bez znaczenia czy brało się go na wynos czy nie. Za to brunet dostał coś, co przypominało puchar lodowy. Duża, przezroczysta szklanka była wypełniona śmietankowymi lub waniliowymi lodami. Widział, że od wewnętrznej strony jest pokryty syropem, prawdopodobnie karmelowym. Wszystko było zakończone podwójną porcją bitej śmietany i małym ciasteczkiem wepchniętym do środka. Przypominało deser, ale wokół gałek widział ciemniejszy płyn, który złączył się na pół stopionymi lodami. Chyba miał nikłą domieszkę kawy.
— Babskie, wiem.
Niespotykane, prawda. Zazwyczaj takie słodkie konstrukcje zamawiają młode dziewczyny, które jeszcze nie muszą przejmować się kaloriami, bo ich metabolizm działa cuda. Robią sobie zdjęcie na Instagram lub inny portal, gdzie większość kadru zajmuje ich roześmiana twarz.
— To… normalne? Może trochę zabawne. W jakiś dziwny sposób, który sprawia, że chce mi się śmiać, ale nie szydzić.
Brunet spojrzał mu głęboko w oczy, a na ustach pojawił się nieco podstępny uśmiech.
— Urocze? — zapytał cicho.
— Może? Nie wiem.
Jednak Shikadai wydawał się być zadowolony odpowiedzią. Później rozmawiali długo o wielu nieistotnych rzeczach, których zazwyczaj nie mówił. Sądził, że nikogo to nie obchodzi, a jednak brunet był żywo zainteresowany. Dał się nawet namówić na spróbowanie jego zamówienie i nie mylił się – ilość cukru w napoju sprawiła, że był to skondensowany zawał.
***
Przyłapał się na tym, że odliczał dni do poniedziałku i kolejnych zajęć. Przez weekend snuł się po domu jak cień. Nawet mama to zauważyła, ale Inojin nie potrafił wyjaśnić przyczyny swojego zachowania ani zrozumieć dlaczego rośnie w nim dziwne oczekiwanie. Czy podświadomość próbowała go przed czymś ostrzec?
Nie mógł spać w nocy. Prawie zaspał. Wszedł do sali w ostatniej minucie, żeby uniknąć spóźnienia. To nie było normalne. Profesor nie był stronniczy, ale gdyby ktoś zapytał go o pupilka Akasuny, pewnie wskazałby właśnie na niego. Sensei zawsze pomagał mu jeśli Yamanaka potrzebował materiałów trudnych do zdobycia w bibliotece. Chyba widział w nim coś, co warto pielęgnować – talent lub zapał, którymi nie odznaczali się inni uczniowie. Dlatego wiedział, że nie grozi mu bura lub niezadowolone spojrzenie.
Zajął ostatnie wolne miejsce. Nie lubił tu siedzieć. Z tej perspektywy źle padało światło podczas porannych zajęć, ale nie miał na to wpływu. Może gdyby poprosił, ktoś zamieniłby się z nim stanowiskami? Wolał jednak zdusić pytanie. Nie lubił robić problemów i zamieszania wokół swojej osoby.
Shikadai uśmiechnął się do niego przyjaźnie. Skinął głową w odpowiedzi. Musiał skupić się na pracy, odrzucił więc wszystkie inne myśli, które zaprzątały jego głowę i odciągały uwagę. Także te o nowym znajomym.
Zajęcia trwały dwie godziny. Zawsze było na nich cicho. Można było się wyłączyć i wejść w tryb mechanicznej pracy. Oczywiście artyści powinni odznaczać się kreatywnością, ale raczej przy tworzeniu koncepcji na dane dzieło. Kiedy miał zrobić wierny szkic, zawierzał swojemu warsztatowi i doświadczeniu.
Słyszał jak Shikadai rozmawiał z profesorem. Na twarzy chłopaka, nadal ucharakteryzowanej, malował się wyraz szoku, kiedy mężczyzna mu dziękował. Prawda, Sasori-sensei był trudnym człowiekiem, nawet nieprzyjemnym podczas pilowania, żeby jego zajęcia były idealne. Ale potrafił okazać wdzięczność, zwłaszcza dla ochotników.
— To koniec. Na podaniu zapisałeś swój numer kontaktowy. Jeśli będziesz zainteresowany czymś podobnym w przyszłości, to odezwę się do ciebie. Teraz planujemy pejzaże, a później przyjdzie czas na osobiste projekty studentów. Chwilowo nie mam w co cię zaangażować. Czy to brzmi dobrze?
— T-tak?
Akasuna skinął głową i wyszedł na zaplecze.
Shikadai uśmiechnął się w stronę blondyna. Ten wyraz odjął jego postarzonej twarzy kilka lat. Wesołe oczy psuły obraz zmarnowanego życiem mężczyzny w średnim wieku.
— Nie myślałem, że potrafi taki być — powiedział konspiracyjnym szeptem, kiedy zbliżył się na tyle blisko, żeby Yamanaka mógł go usłyszeć.
— Tylko czasem jest nieprzyjemny. Każdy ma swoje dziwactwa.
Brunet zajął miejsce przy pustym szkielecie sztalugi po prawej stronie. Rysunek został zabrany przez jego autora, podobnie jak inne. Wszyscy się rozeszli. Też powinno go już nie być w sali, więc dlaczego czekał?
— Dziś jestem przygotowany — powiedział Nara, wyjmując z plecaka opakowanie chusteczek do demakijażu. Rozejrzał się czegoś szukając. — Masz lusterko?
— Nie noszę przy sobie.
— Pomożesz mi?
Wcisnął w dłonie Yamanaki pakunek. Podniósł się nieco na krześle, żeby móc je przesunąć. Nogi mebla szurały po linoleum, ze wzorem imitującym drewniane panele. Bardzo kiczowatym. Nachylił się w jego stronę i czekał.
Inojin chciał powiedzieć, żeby użył kamerki w telefonie, ale zanim się obejrzał jego place odciągnęły kawałek taśmy, która miała utrzymywać świeżość produktu. Wyjął jedną chusteczkę.
Spojrzał na nią. Była biała i pachniała dziwnie – nie nieprzyjemnie, ale był pewien, że większość kosmetyków zalatuje kwiatami. Nieco się zdziwił. Shikadai zamknął oczy, kiedy blondyn zaczął swoje prace. Materiał był cienki, wydawało mu się, że dotyka jego twarzy bezpośrednio. Wciągnął jeden głęboki wdech, próbując walczyć z niepokojem. Nie nastawiał się na coś takiego. Myślał, że to będzie większa bariera i dlatego z trudem odnajdywał się w sytuacji. Wydał przy tym głośny dźwięk. Powieki Shikadai'a zatrzepotały, ale nie otworzył ich. To dobrze, nie chciał kontaktu wzrokowego.
Znowu pomyślał, że lubi jego twarz. Sprawiała wrażenie typowej, ale im dłużej się przyglądał, tym więcej w niej dostrzegał. Była geometryczna, jasna i przyjemna dla oka. Zadziwiająco dobrze się ja malowało. Ciekawe czy aparat też go kochał.
Przesuwał palcami po gładkiej skórze, starając się, żeby jej nie trzeć. Powoli, ostrożnie, bez gwałtownych ruchów. Nie był przyzwyczajony do dotyku. Próbował sobie wmówić, że to normalne, że wymyśla, ale nie – tak nie było.
Po kilku minutach niespiesznej pracy nareszcie skończył. Zabrał dłoń. Kilka zużytych chusteczek leżało na jego kolanach.
— Czy już wyglądam normalnie? — zapytał po chwili pozbawionej dotyku.
— Tak.
— To dobrze.
Jego powieki się uniosły. Miał ciemno-zielone oczy. Z daleka wyglądały zwyczajnie, ale teraz Inojin uświadomił sobie, że jest w nich kilka innych odcieni. W słońcu dojrzał jaśniejsze refleksy. Gdyby chłopak chciał spróbować swoich sił jako model zdjęcia beauty wychodziłby mu bardzo dobrze.
Dopiero po chwili uświadomił sobie, że nadal są bardzo blisko. Dzieliło ich kilka centymetrów. Zanim zdążył pomyśleć, żeby zmienić pozycję, Shikadai przysunął się jeszcze bliżej. Później go pocałował. Po prostu. Inojin poczuł ciężar drugich ust na spierzchniętych wargach i ciepło oddechu, które uciekło z usta bruneta. Zrobił to raz, drugi i trzeci. Bardzo delikatnie, ostrożnie, z obawą.
Yamanaka zamrugał parę razy zanim uświadomił sobie co tak właściwie zaszło. Wstał z krzesła jak oparzony. Próbował coś powiedzieć, ale jego ciało było w równie wielkim szoku, co umysł. Potknął się o własne nogi, a później krzesło i runął w dół. Uderzył kością ogonową o kiczowate linoleum, ale nie wydał z siebie nawet drobnego jęku. Zasłaniał usta dłonią w geście zaskoczenia i obrony.
— Hej, hej, nic sobie nie zrobiłeś?
Inojin zaprzeczył ruchem głowy – na tyle szybkim i gwałtownym, że obraz przed jego oczami lekko się rozmazał. Musiał zacisnąć powieki na kilka sekund. Kiedy znów je uniósł Shikadai patrzył wzrokiem pełnym smutku i niemych przeprosin.
Oddech blondyna nieco się uspokoić, chociaż usta nadal mrowiły, jakby był całowany bez przerwy.
— Dlaczego to zrobiłeś? — zapytał cicho.
— Mówiłem, lubię cię… Wydawało mi się że coś jest na rzeczy. Myliłam się?
— N-nie wiem! — jąkała się.
Inojin nie miał crush'ów w życiu. Dosłownie – ani jednego. Dlatego też nie wiedział czy właśnie przez to się tak denerwował. Nigdy też nie myślał, że to drugi mężczyzna przyciągnie jego uwagę… Bo przyciągał, prawda? Przez to był zdenerwowany i niespokojny.
— Nie wiem — powtórzył cicho. — Przecież oboje jesteśmy faceta.
— Mi to nie przeszkadza — odpowiedział z uśmiechem. Tym samym, który widział przed weekendem w kawiarni.
Shikadai wyciągnął rękę w stronę blondyna. Po kilku sekundach niepewności Inojin przyjął ofiarowaną pomoc.
Ten moment wybrał profesor Akasuna, żeby wyjść ze składzika. Spojrzał na dwójkę uczniów krytycznie.
— Czy wszystko dobrze, Inojin?
Blondyn nadal trzymał dłoń Nary. Spojrzał na nią, później na profesora. Powtórzył ten jest parę razy zanim wyrwał się z letargu.
— Tak? Tak! Do widzenia!
Zacisnął obie pięści. W jednej trzymał swoją torbę, w drugiej rękę chłopaka. I w ten sposób wybiegł z sali. Na korytarzu było słychać śmiech Shikadai'a.
To było tak slow na ile mogłam sobie pozwolić xD
Planowałam zrobić z Inojin'ego takiego niezgrabnego społecznie milczka po prostu, trochę odbiec od wzorców, które wcześniej przyjęłam z tą parką. Ale chyba wyszedł mi ktoś z małym spektrum autyzmu (no joke). Cóż, to też dobrze. Ciekawie się to pisało.
Sorry Blackuś słoneczko, że tyle to trwało, ale uwierz, że przelałam w tekst krew, pot i łzy.
Jasna cholera Sayu! Ty jak coś na piszesz... no w mordę!
OdpowiedzUsuńTo było takie super. Lekkie, przyjemne, niewymuszone.
Wiesz, że uwielbiam ficzki w świecie rzeczywistym. Umiejscowienie tej pary na uczelni i dodawanie naokoło różnych smaczków jak granie w Lost Arka lub WRAP TZATZIKI W MACZKU (utożsamiłam się z Shikamaru wtedy... tfu z Shikadaiem - widzisz! nie tylko ty tak masz xD mój mózg nadal zaprzecza istnieniu pokolenia Boruto).
Slow burn nie jest naszą mocną stroną ALE ten wyszedł Ci po prostu cudownie. Właśnie czegoś takiego potrzebowałam, po dzisiejszych seansach. Stoicki Shikadai z zaplanowanym prawie szczegółowo wszystkim i uroczy, niezdarny, nieco autystyczny Inojin (znów się utożsamiam). Miło było przeczytać coś tak niezobowiązującego, lekkiego i przyziemnego. Bez jakichkolwiek dram. No i ogromny plus i kocham cię po prostu za opisy! Ale to też już wiesz xD
Well, podczas swoich seansów niewiele miałaś tam slow burn, co? xD
UsuńJa też lubię pisać w świecie rzeczywistym... Coraz bardziej i bardziej. Źle to wróży moim pozostałym blogom xD
Wiedziałam, że wrap porwie Twoje serce 🥺
Nioh nioh nioh! Widzisz! Nie taki świa rzeczywisty straszny jak go co poniektórzy malują! :D
UsuńDobra, przeczytałam... czas na komentarz :D
OdpowiedzUsuńRzeczywiście chyba miałaś na myśli Shika, bo z tego, co pamiętam w Boruto Shikada ma chyba zielone oczy po Temari? Chyba, że się mylę, to zwracam honor. :D Ale i tak piękny opis twarzy, zamykając oczy, widziałam ten obraz.
Uważam, że miłość jest ponad płeć. To coś więcej niż fizyczny pociąg do osoby, która jest dla nas atrakcyjna. Tutaj została tak pięknie przedstawiona, ah <3
Czekam na dalsze teksty, pozdrawiam!
P.S. Cieszę się, że nie jestem jedyną osobą, która zamiast "zadurzyć" piszę "zadłużyć", bo zawsze myślę o jednym, a grube paluszki piszą coś innego, ale to tak btw xD
Well, oczy... tu się kłania moja całkowita nieznajomość Boruto. Zamawianie na własną odpowiedzialność 😇 Ale rzeczywiście, sprawdziłam i są zielone. Kiepski research, co zrobić xD Już pędzę zmieniać. Podobnie jak zadłużyć xd
UsuńHHHHHHHHHHHHH
OdpowiedzUsuńLETS FUCKING GOOOOOOOOOOOO
dzień dobry, spóźniona niczym polskie mpk, ale z jakim rozmachem się tutaj pojawiłam, czyli wszystko po staremu XDDDDDD
na samym początku ja bym ci chciała serdecznie, tak prosto od mojego pedalskiego serduszka, podziękować, że przyjęłaś moją prośbę fanficzkową, chociaż mam wrażenie, że ja tak ZUPEŁNIE nie trafiłam z tym shipem i requestami z nim związanymi w twoje upodobania, ale welp IM NOT EVEN SORY BUT I THANK YOU SO MUCH
tym przydługim wstępem chciałabym przejść do mojego komentarza ALE jezus kocham inojina
dobra, jeszcze raz
X'''D
KOCHAM INOJINA XDDD serio, odjebałaś perfekcyjnie, jego zdawkowość artystyczne zdziwaczenie było on point. wcale nie był jakoś bardzo upośledzony, był nawet uroczy, ja się tam wcale nie dziwię, że shikadai się zakochał od pierwszego spojrzenia. thats gay thats good
ja se tą fabułę wymyśliłam, ale kurwa, JESTEM Z CIEBIE TAKA DUMNA, ŻE TAK TO ROZWLEKŁAŚ DLA MNIE ;_; unf
strasznie mi się podobały opisy ze strony inojina, szczególnie to jak opisywał twarz shikadaia, bez zbędnego pierdolenia i brokatu, ale jednocześnie czuć było w tym, że żeby to wszystko zauważyć MUSIAŁ O NIM DUŻO MYŚLEĆ I MOJE KOKORO SIĘ CIESZY JAK JASNY CHUJ JA NIE WIEM, JA JESTEM SŁABA NA TAKI DELIKATNY ROMANTYCZNY SHIT
ja tutaj czuję gejozę i to jest piękne
i to subtelne zaproszenie na kawkę, a raczej DESER KAWOWY jesli chodzi o shikadaia XDDDDDDD tego się nie spodziewał, ale skoro tak pracuje mózgownicą to potrzebuje dużo cukru
I TA SCENA Z CHUSTECZKAMI DO DEMAKIJAŻU HHHHHHHH *horny grip* C U D O W N A
zawyłam się, spłakałam i walnęłam łbem o szybę JAK INOJIN DUPĄ O PODŁOGĘ XD niech on tak tej dupy nie nadwyręża bo w nocy może zaniemóc HAHA HOHO HEHE *kaszel gruźlika*
kocham moje dzieci ja pierdole
profesor sasori, dobra sayu, niech ci będzie, już go widzę w białym kitelku ujebanym chuj wie czym
scena jak ich nakrył była gitowa, ja już widze jego minę typu "jezusmarjacozapedałyjpg" XDDDDD jako że inojin to jego ulubieniec powinien zabrac shikadaia na rozmowę pedagogiczną o bezpiecznym seksie i tak dalej
PODSUMOWUJĄC JAKIE TO BYŁO DOBRE
mordo moja, ty się nie przejmuj, mówiłam ci że możesz pisać nawet i rok XD BYŁO WARTO CZEKAĆ
HEJ SAYU, JESTEM
OdpowiedzUsuńI muszę przyznać już na samym starcie, że w sumie to Cię podziwiam, bo na myśl o czymkolwiek zrodzonym w Boruto, przechodzą mnie ciary pełne niechęci. Oczywiście pomijając pairing Mitsuki x Chou Chou, który kocham miłością, szczerzą, prawdziwą i trochę szaloną. Ale od każdej reguły są wyjątki, umówmy się. To jest moje osobiste guilty pleasure.
Czytało się miodnie. Twój sposób pisania. Opisy pełne emocji. Do tego całkiem trafne spostrzeżenia obojga postaci, umiliły mi ten pairing, który osobiście średnio mi leży, ale to nie jest Twoja wina xD Dialogi w punkt. Tak jak Kropa jest mistrzem opisu, tak dla mnie Ty rządzisz w dialogach na tym blogu :3
Tekst przeleciał nie wiem nawet jak i kiedy. Czasem mnie rozczulał, czasem sprawiał w zakłopotanie (w tych samych momentach co Inojina), a kiedy indziej strasznie mnie bawił. Nie wiem, czy taki miałaś zamiar, ale moim zdaniem wyszła Ci tu trochę komedia. Oczywiście, te jestem jak najbardziej na tak i mi się ona podobała :D
Zmagania Shikadaia z makijażem brzmią aż nadto znajomo i pewnie dlatego tak bawiły. Jak ja rozumiem jego odczucia. Zwłaszcza zmywanie oczu, to był jakiś dramat xD No i co jak co, ale złożyłabym bardzo podobne zamówienie w kawiarni. Im bardziej słodkie, tym lepiej. Inojin się nie zna.
Z kolei w Inojinie widzę siebie podczas randkowania. Kto ma fobię społeczną, ten z Yamanaki się nie śmieje (ależ oczywiście, że mam bekę i to mocną). Do tego ja też nie wiem, jak rozmawiać z ludźmi. Czyżbym odkryła bratnią duszę? No nie, nie będę taka podła, żaby zwędzić go Shikadaiowi xD Ale szczerze to z tej dwójki wolę właśnie naszego artystę.
Fajnie, że zdecydowałaś się w ramach jednego tekstu pokazać dwa punkty widzenia. Bardzo lubię takie zabiegi w literaturze. Muszę przyznać w tym miejscu, że perspektywa oraz przemyślenia inojina są mi bliższe. Kiedy zdecydowałaś się opisać jego relacje rodzinne, zrobiło mi się nawet trochę smutno. Nie takiego Saia lubię :( Od zawsze niemal kojarzy mi się wyłącznie z parodią.
Swoją drogą tak jak Ty widzisz Shikamaru zamiast Shikadaia, tak ja nie mogę pozbyć się właśnie Saia ze łba, gdy czytam o Inojinie xD
Ostatnia scena bezapelacyjnie trafia do moich ulubionych scen przestawiających pocałunek. Właśnie tak powinno się to robić. Dobrze, że się blondas nie zabił przy okazji xD Ala to było tak ludzkie i nieidealne, że warto to docenić.
Dziękuję za możliwość przeczytania tekstu. Był całkiem przyjemny, mimo bohaterów z nowej generacji.
Szanuje, że starasz się wciskać Sasoriego gdzie się tylko da. Hahaha :D
No kto lepiej pasuje na zrzędliwego profesora sztuki? To nie ja, tutaj Sasori sam się pchał xD
UsuńWell, świat Boruto nie jest taki zły jeśli zaznaczasz, że nie znasz tych bohaterów i trochę można pobawić się ich charakterkami xd
Tak, spokojnie, to miała być komedia. Cieszę się, że podołałam.
O widzisz, nigdy nie miałam takiego problemu z Inojim i Sai'em, bo zazwyczaj traktowałam go inaczej w tych yaoicach. Był dla mnie idealnym bohaterem typu uke – takim rozhisteryzowanym, bojącym się swojej seksualności/zakochania/wydania tajemnicy. Dopiero tutaj napisałam go inaczej, żeby trochę przerwać tę konwencję.
Co do dwóch punktów widzenia, to raczej tego nie stosuję w partówkach, ale Inojin wydawał mi się zbyt odległy i nie mogłam tego obejść w inny sposób. Nie wiem dlaczego go nie stosuję, nie zawsze lubię.
Dziękuję, że pamiętałaś o mnie i tym tekście 🥺