22.05.2022

Hokage-swatka [GenmaShizu] dla d4mianek

Knuł coś. Byłaś tego pewna. Zdradzały go zmarszczki pojawiające się w kącikach oczu, za każdym razem, gdy przyłapywał cię z najdrobniejszą oznaką melancholi i zbyt pośpiesznie przewracane strony w ukochanych książkach.


     
Gabinet hokage znasz dokładniej niż własne mieszkanie. Przestronny, słoneczny i pełen ludzi chroni cię przed lękami i samotnością, na którą sama się skazałaś. Odkąd wróciłaś do wioski, spędzałaś w nim każdą, możliwą chwilę. Poświęcałaś się pracy, opiekowałaś mentorką albo udawałaś ciężko zapracowaną. Wszystko aby uniknąć bezosobowej ciszy własnego M3, nad którą preferowałaś nawet furiastyczne krzyki Tsunade lub jej pijacki bełkot.

Lata temu opuszczenie Konohy i oderwanie się od rówieśników nie wydawało się złym pomysłem. W zasadzie nie pamiętasz, dlaczego się na to zdecydowałaś. Może chodziło o towarzystwo legendarnej sanninki i idącą za tym szansę rozwoju, a może była to jedynie nastoletnia chęć buntu i oderwania się od nudnej rzeczywistości.

Wtedy, mijając potężne, dwuskrzydłowe wrota głównej bramy, jedynym co się liczyło była rozpostarta przed tobą droga i związana z nią wolność. Słodki dreszcz ekscytacji skutecznie przykrywał poczucie winy po pozostawianej samotnie matce i żal za chłopakiem, do którego nigdy nie odważyłaś się odezwać.

Nie możesz powiedzieć, że żałujesz. Bycie podopieczną Senju dało ci wiele. Twoje umiejętności może i nie dorównują jej potędze czy sile Sakury, ale pozwalają ratować ludzkie życie i to ci wystarcza. Tylko czasami, patrząc na więź łączącą Naruto z przyjaciółmi, których zna od czasów Akademii, dostrzegając zawiązujące się w ich gronie niewinne romanse, żałujesz, że wieloletnia wędrówka pozbawiła cię podobnych relacji.

Nigdy nie potrafiłaś do końca ukryć swoich emocji. Z resztą, przy Tsunade nie było to konieczne. Podczas waszej bezcelowej wędrówki zawsze była zajęta poszukiwaniem kolejnego kasyna, które udzieliłoby jej kredytu czy następnej speluny z odpowiednio podłym sake. Nie miała czasu na twoje wewnętrzne rozterki. Wystarczyło, że między alkoholowymi i hazardowymi ciągotami, znalazła choćby chwilę na trenowanie cię.

Gdy przyjęła pozycje Hokage, skupiała się na dokumentach, którymi sumiennie zarządzałaś. Myśli miała zajęte odliczaniem do końca dnia i kalkulowaniem, w którym z salonów zastawionych kolorowym pachinko powinna się dzisiaj zaszyć. Jej uwagi ledwo wystarczało dla problemów tysięcy Konohańczyków, mających zdecydowanie wyższy priorytet od twoich własnych.

Przy Kakashim wszystko wyglądało inaczej. Jego spojrzenie było zawsze czujne, a głos zbyt serdeczny. Nawet gubiąc się w nawale papierów, spotkań i obowiązków, pozostawał doskonałym obserwatorem. Przy każdym fałszywym uśmiechu, nostalgicznym westchnięciu, czy tęsknym spojrzeniu w stronę dawnych znajomych, miałaś wrażenie, że jego osądzający wzrok wypala ci wnętrzności.

Knuł coś. Byłaś tego pewna. Zdradzały go zmarszczki pojawiające się w kącikach oczu, za każdym razem, gdy przyłapywał cię z najdrobniejszą oznaką melancholi i zbyt pośpiesznie przewracane strony w ukochanych książkach. Postanowiłaś jednak ignorować przejawy nadchodzącej katastrofy, skupiona na innym, bardziej palącym dramacie.

Tokubetsu jōnini byli stałymi gośćmi w wieży Hokage. Ilość realizowanych przez nich misji i związanych z tym raportów często przyprawiała cię o ból głowy. Ich twarze wyryły ci się pod powiekami, tuż obok wiecznie rozwrzeszczanego Uzumakiego, a koszty przeprowadzanych przedsięwzięć majaczyły w niekończących się tabelach z sennych koszmarów.

Jednak za największą zmorę uważasz Genmę, swoją młodzieńczą miłość. Będąc nastolatką szalałaś za nim. Luzacka postawa i niemałe umiejętności były najskuteczniejszym paliwem dla rozwijającej się seksualności i podjudzanej hormonalną burzą uczuciowości. Nawet, wynosząca zaledwie rok, bariera wiekowa, która w nastoletnim życiu wydawała się nie do pokonania, nie była w stanie zatrzymać żałosnego zauroczenia. Każde, rzucone od niechcenia “cześć”, jakiekolwiek dłuższe spojrzenie posłane w twoją okolicę, traktowałaś jak oznaki najgłębszej relacji.

Brak konkretniejszych ruchów z jego strony długo nie dawał ci do myślenia. Sama nie potrafiłaś zrobić pierwszego kroku, byłaś tylko dziewczyną, a dla niego wymyślałaś coraz to nowe wymówki. Dopiero oferta przyszłej-niedoszłej ciotki stała się impulsem do opuszczenia bezcelowych gdybań.

Podróże skutecznie odwróciły twoją uwagę od dziecinnych miłostek. Nie miałaś czasu na analizy i rozmyślania, a w nielicznych chwilach, w których wracałaś do dawnego życia, zapewniałaś samą siebie, że wszystko już przepracowałaś i pozostawiłaś za sobą. To jak bardzo się myliłaś, odkryłaś po powrocie do Konohy, gdy spotkałaś Shiranui’ego po raz pierwszy.

Zmężniał. Spoważniał. Mimo to nadal zachował tę cholernie seksowną luzackość i pełną obojętności pewność siebie, od której miękły twoje kolana.

Starałaś się go unikać. Nurkowałaś pod sterty teczek. Wychodziłaś w poszukiwaniu wzywanej drużyny lub niecierpiącej zwłoki sprawie. Miałaś jednak wrażenie, że od zaprzysiężenia Hatake, wizyty Genmy się zintensyfikowały, a jego chęć do small talku wzrosła. Zagadywał cię o pogodę, natłok pracy czy plany na weekend, które naprędce wymyślałaś, próbując oderwać wzrok od jego ust. Patrząc jak płynnie manipuluje językiem przy metalowym senbon, zastanawiałaś się co jeszcze mógłby zrobić tak wyćwiczonym mięśniem.

— Idziesz? — Pytanie, któremu zawtórował ciepły śmiech, wyrwało cię z szaleńczego pędu myśli. Niezdarnie wstałaś, przytakując przy tym nazbyt intensywnie. Wyprzedziłaś go w drodze do gabinetu i, nie do końca zdając sobie sprawę z własnych ruchów, przekroczyłaś próg zalotnie kręcąc biodrami.

— Kakashi-sama? — Zaanonsowałaś wasze przyjście.

— O. Nareszcie jesteście! — zadowolony porzucił właśnie czytany papier i wstał. Nie zwracając uwagi na jakiekolwiek protokoły, rozciągnął się leniwie i wykonał kilka skłonów. — Nawet nie wyobrażacie sobie jak człowiek dziadzieje za tym klocem. — Wskazał nienawistnie na biurko.

Przytaknęłaś mechanicznie i szybko zawróciłaś, chcąc się schronić za bezpiecznym biurkiem.

— Właściwie Shizune, chciałbym żebyś została. Misja jest dla waszej dwójki.

Zatrzymałaś się w półkroku. Powietrze w pokoju stało się nieznośne dla płuc, palce mrowiły. Nie byłaś pewna czy przerażała cię bardziej wizja misji, na których nie byłaś od miesięcy, czy perspektywa spędzenia więcej niż kilku minut samej z jōninem.

Zerknęłaś w jego stronę. Stał prosto, z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Mimo zamkniętej postawy zdawał się być niewzruszony. Obojętnie spojrzenie utkwił w odległym punkcie za oknem.

— Ah tak… — wydusiłaś z siebie, wracając na miejsce.

Zanim się odezwał, Hatake przysiadł na swoim biurku i posłał wam jeden z ojcowskich uśmiechów, którymi zazwyczaj obdarowywał drużynę siódmą, gdy byli wyjątkowo niesforni i upierdliwi.

— W Kraju Dolin trwają prace nad nowym centrum medycznym. Przedsięwzięcie może okazać się bardzo korzystne. Dobry sprzęt przydałby się przy rozbudowie szpitala. Potrzebuję… chcę żebyś się tam udała. Rozejrzała. Sprawdziła co się dzieje. A przede wszystkim — obejrzał się, jakby szukał czegoś na blacie — musisz dostarczyć oficjalny list intencyjny odnośnie przyszłej współpracy.

Chłonęłaś jego słowa, chociaż nie docierał do ciebie ich sens. Zadanie, które przedstawił Hokage brzmiało jak misja dyplomatyczna, ewentualnie biznesowa, do której, jako zastępca do spraw administracyjnych, byłaś nijak kompetentna.

— A… — Przełknęłaś ślinę. Zaczęłaś, ostrożnie dobierając słowa. — Dlaczego akurat ja? Sakura, jako zastępca głównego ordynatora, wydaje się dużo lepiej przygotowana i zorientowana w potrzebach…

— Sakura obecnie pracuje nad projektem swojej kliniki. Sama wiesz, że musimy spiąć budżet na przyszły rok, a obiecałem jej, że ruszymy tę sprawę.

— Tym bardziej mogłaby się dowiedzieć jak wyglądają ceny na rynku i nowy dostawca…

— Shizune — uciął ostro, gestem powstrzymując cię przed kontynuowaniem. — Taka jest moja decyzja jako Hokage. To oficjalny przydział i nic tego nie zmieni.

Westchnęłaś potulnie spuszczając głowę.

— Wszystko pięknie, ładnie. Ale po co w tym wszystkim ja? — Słysząc głos Genmy z namacalną nutą znudzenia i irytacji aż się wzdrygnęłaś. Czy naprawdę twoje towarzystwo było tak odstręczające?

— Oczywiście jako eskorta. Nie mogę puścić oficjalne misji dyplomatycznej bez opieki! — oznajmił. — A kto lepiej się nada do podkreślenia ważności całej delegacji, od członka Oddziału Ochraniającego Hokage.

— Ale oddział został rozwiązany po odejściu Tsunade…

— Shhh! Nie chcę tego słuchać. Rozkaz Hokage. Raz, dwa, trzy, zaklepane i odpukane w niemalowane! — Podkreślając własne słowa zapukał kilka razy w spód biurka. — Macie wyruszyć najpóźniej jutro. Dokumenty i list możecie załatwić tradycyjnie w administracji. — Zamilkł, analizując czy wszystko im przekazał. Po chwili klasnął w dłonie i wstał uśmiechnięty od ucha do ucha. — No dobra dzieciaki. To ja lecę!

— Kakashi… — Genma spojrzał na niego nawet nie próbując ukryć rozbawienia.

— Hmm? — Mężczyzna przechylił głowę, zainteresowany niczym nasłuchujący pies.

— Pamiętasz, że jestem starszy od ciebie?

— Ah, no. — Podrapał się, nie tracąc beztroskiego uśmiechu. — Słyszeliście to? Jakiś kot utknął na drzewie i tak żałośnie miauczy! Nie mogę zostawić go bez pomocy — oświadczył z jedną nogą na parapecie. Zanim zdążyłaś zaprotestować, zniknął za sąsiednim dachem.

* * *

 

Mijając bramę czułaś dyskomfort. Odruchowo pozdrowiłaś Kotetsu i Izumo, którzy na własne życzenie, po raz kolejny, otrzymali przydział wartowniczy. Przechodząc obok nich dostrzegłaś jak patrzą na siebie porozumiewawczo z głupkowatymi uśmiechami, ale zupełnie nie zwróciłaś na to uwagi, dostrzegając czekającego już Genmę. Poprawiłaś ramię wojskowego plecaka i biorąc głęboki wdech wyszłaś mu na spotkanie.

— Cześć — zagaiłaś, chociaż tak na prawdę wolałabyś naciągnąć na głowę koc i udawać, że nie istniejesz.

— Shizune! — Shiranui rozpromienił się na twój widok. — Jak tam? Gotowa? — Przyjrzał się  uważnie twojej sylwetce, a spojrzenie jego brązowych oczu było na tyle intensywne, że nagle poczuałaś przypływ gorąca.

— Lepiej nie będzie… — mamroczesz bardziej do siebie niż do niego. — To jaki jest plan? — dodałaś pewniej, a mężczyzna znów obdarzył cię szerokim uśmiechem

— Kierujemy się na zachód aż do Kraju Rzek. Będziemy się trzymać granicy aż do Wiatru, chociaż jeszcze zobaczymy. Najszybciej byłoby przez Ame. Niestety o tej porze roku pogoda jest tam paskudna. — Wykrzywił się na samo wspomnienie ciepłego deszczu mieszającego się z potem od panującej dookoła duchoty. — Myślę, że sam ten kawałek zajmie nam z 3, może 4 dni. Potem będziemy się kierować na Ishigakure. Pewnie się tam zatrzymamy. Miło będzie dla odmiany przespać się pod dachem. — Zaśmiał się puszczając przy tym oczko. — No. A stamtąd to już z dzień i będziemy na miejscu. Pasuje?

Analizowałaś przez chwilę proponowaną trasę. W głowie przyrównywałaś ją z mapą i po chwili zastanowienia przytaknęłaś, rozumiejąc, że jest to najlepsza opcja.

* * *

 

Wasze tempo było zgrane, chociaż miałaś wrażenie, że Genma dostosowuje je do ciebie. Z trwogą zauważyłaś, że okrojone treningi odbiły się na kondycji, a przede wszystkim wytrzymałości. Już po połowie dnia miałaś ochotę wypluć płuca i oderwać sobie nogi.

Robiąc postój, rzuciłaś się na butelkę wody i spakowane rano onigiri z tofu jak na najcenniejszy skarb. Organizm, który od dawna nie mierzył się z tak gwałtownym i znacznym deficytem kalorycznym, był nad wyraz irytujący. Jedząc ryżową, lekką przekąskę, żałowałaś, że nie wzięłaś czegoś konkretniejszego. Głód był tak wyraźny, że z przyjemnością pochłonęłabyś nawet porcję grillowanej wieprzowiny z Yakiniku Q.

Mężczyzna przyglądał się temu z nieukrywanym rozbawieniem, dłubiąc pałeczkami w własnym posiłku, który nawet niepodgrznay, miał intensywny i smakowity zapach.

— Na pewno się tym najadłaś?

Nie wiedząc co konkretnie odpowiedzieć wzruszyłaś jedynie ramionami i wyciągnęłaś z plecaka bidon z chłodną, zieloną herbatą. Skrzywiłaś się, upijając gorzki łyk. Musiałaś ją przeparzyć, gdy rano chaotycznie zbierałaś się do wyjścia. Podminowana prowiantową porażką, odłożyłaś napój do plecaka i chwilę grzebałaś w nim bez większego celu.

— Masz. — Mężczyzna nie mógł patrzeć jak się męczysz. Przysunął się bliżej ciebie. W wyciągniętych pałeczkach, blisko twojej twarzy, trzymał plaster okonomiyaki.

— Naprawdę nie trzeba… — zaczęłaś, ale wyczuwając aromat smażonego mięsa i warzyw, twój brzuch zaburczał z dezaprobatą.

— Czyżby? — Zarumieniłaś się przez jego drwiące spojrzenie. — Oh daj spokój. Nie rób mi przykrości. Nowy przepis. Muszę wiedzieć, czy wyszło dobre. — Wyszczerzył zęby. — Chyba nie chcesz mi zrobić przykrości Shizune?

Jego twarz zmieniła się momentalnie i zamiast radosnych iskierek, widziałaś minę smutnego psa, któremu odmówiono drapania za uchem. Nie mając innego wyjścia wzięłaś kęs. Placek rozpuszczał się na języku. Był przyjemnie lekki, puszysty a przy tym zapełniony kawałkami mięsa, fermentowaną kapustą, brokułem i papryką. Idealnie dobrane przyprawy, dominowały nad mdłym jajkiem i podkreślały dodatki. Westchnęłaś zaskoczona.

— Jeszcze?

Pokiwałas niepewnie głową. Tym razem krawędź plastra umoczona była w ciemnym sosie. Był słodki i lekko pikantny. Przypominał ci ostrą wersję teryaki, do której bezsensownie dodano octu.

— I jak?

Pytanie wydawało się zbędne. W końcu twoja rozanielona mina mówiła już wszystko. Zanim zastanawiałeś się nad swoimi słowami wypaliłaś.

— Pyszne, ale coś tu nie pasuje. Sos jest zbyt kwaśny, jakbyś dodał… octu? — Umilkłaś. Dotarło do ciebie, że nie powinnaś go krytykować, gdy poratował cię jedzeniem. Jednak zamiast się obrazić, Genma dalej patrzył się na ciebie z radością.

— No cóż. W takim razie będziesz musiała pokazać mi, jak zrobić go dobrze. — Zamilkł patrząc ci w oczy. — O. Masz tu coś — stwierdził i ujmując twoją brodę w dłoń, delikatnie starł coś z policzka. — Już. — Oznajmił. Puścił ci oczko i zajął się pakowaniem.

W końcu jego uwaga była skupiona na czymś innym, więc mogłaś odetchnąć z ulgą. Serce waliło ci jak szalone. Przypomniałaś sobie ile razy marzyłaś o podobnej chwili. Romantycznej kolacji, czy nawet wspólnym lunchu w Ichiraku, gdzie spędzilibyście wspólnie czas, a cała uwaga mężczyzny byłaby skupiona na tobie.

Twoje myśli znów pędziły jak szalone. Rozważałaś setki scenariuszy i tysiące możliwości, chociaż tak naprawdę byłaś przekonana, że gesty mężczyzny są skrajnie przyjacielskie. Wręcz typowe dla tak otwartej i pozytywnej osoby.

Nieco uspokojona i być może lekko zrezygnowana zebrałaś swoje rzeczy i przygotowałaś się na dalszą drogę. Chciałaś jak najszybciej znaleźć się na miejscu, załatwić co konieczne i wrócić do wygodnej, choć samotnej normalności.

* * *

 

Trasa do Kraju Wiatru minęła wam sprawnie, bez zbędnych komplikacji. Pogoda była w miarę dobra więc nie musieliście robić nadmiarowych postojów. Twoje ciało zaskakująco szybko zaadaptowało się do rytmu podróży a mięśnie przestały drętwieć ze zmęczenia. Nawet towarzystwo mężczyzny stało się mniej męczące. Jego nieustanne próby rozweselenia cię i wciągnięcia w rozmowę sprawiły, że czułaś się znacznie pewniej i swobodniej.

Została niecała godzina do zachodu słońca, gdy nareszcie udało wam się znaleźć odpowiednie miejsce na nocleg. Niewielka polana, której znaczną część osłaniała korona rozłożystego drzewa, była nie lada odkryciem pośród rozrzedzającego się lasu.

Podróżowaliście już trzeci dzień, więc wasze ruchy były wystudiowane i dobrze zgrane. Gdy Genma patrolował teren, przy okazji zbierając suche gałęzie i podpałkę, ty szykowałaś miejsce na namiot i rozbijałaś go. Po rozpaleniu ogniska wspólnie zabieraliście się za przygotowanie posiłku. Z niemałym zdziwieniem odkryłaś, że twój towarzysz jest kucharzem amatorem i nawet podczas misji był w stanie ugotować potrawy, które w niczym nie ustępowały tym restauracyjnym.

Nie byłaś pewna jak udało mu się złowić cokolwiek w trakcie krótkiej przerwy nad rzeką, ale podczas ostatnich dni przekonałaś się, że jest niczym leśny kami, znający wszystkie tajemnice otaczającej was fauny i flory. Szukając składników zaglądał w miejsca, o których nigdy byś nie pomyślała, a jego uwagę skupiały rośliny dla ciebie zupełnie anonimowe.

Odeszłaś na chwilę, chcąc uniknąć nieprzyjemnego widoku patroszonego węgorza. Chciałaś wykorzystać ostatnie słoneczne minuty i rozstawić kilka pułapek dookoła obozowiska. Wojna skończyła się już jakiś czas temu, ale niewielkie, bandyckie grupy dalej potrafiły atakować ludzi poza szlakami.

Maskując ostatnią wybuchową notkę czułaś już unoszący się w powietrzu słodki zapach karmelizowanego sosu tare, którym Genma najpewniej nasmarował, nadziane na zaostrzone wcześniej patyki, ryby. Rozejrzałaś się aby mieć pewność, że okolica nadal jest w porządku zwróciłaś się w stronę ogniska.

Idąc dostrzegłaś niepasujący do otoczenia cień, który przemykał między sąsiednimi konarami. Ktoś starał się skryć w zapadającym mroku i prawdopodobnie nie był sam. Rzuciłaś na najbliższe otoczenie średniego poziomu genjutsu. Puściłaś się biegiem, mając nadzieję, że iluzja da ci sekundy niezbędne na dotarcie to jōnina.

Słysząc za sobą odgłosy szamotaniny wybiegłaś na polanę. Shiranui wyczekiwał cię, gotowy na odparcie potencjalnego ataku.

— Jeden biegł za mną. Prawdopodobnie nie jest sam. Spodziewałabym się co najmniej trzech — oznajmiłaś zatrzymując się obok niego. Skinął porozumiewawczo. Zanim jednak zdążył cokolwiek odpowiedzieć, tuż obok was wylądowało kilka kunai z syczącymi, wybuchowymi notkami. Uskoczyliście tuż przed eksplozją, ale siła wybuchu i tak odrzuciła was w dwie różne strony.

Cudem udało ci się wylądować miękko i w miarę zgrabni. Rozglądając się dookoła, próbowałaś spostrzec coś w kłębach pyłu. Z kieszeni na udzie wyciągnęłaś kilka kunai. Zanim zdołałaś ustalić czyjąkolwiek pozycje, usłyszałaś za sobą szczęk metalu. Sekundy później kurz opadł, a ty dostrzegłaś przeciwników nacierających na Genmę.

Piątka zamaskowanych postaci w anonimowych mundurach otoczyła go, próbując zamknąć w morderczym okręgu. Odrzuciłaś rękaw sięgając po załadowany Shikomishindan i naciągnęłaś wyrzutnię przymierzając się do strzału.

— Nie radzę — warknął ktoś tuż za twoim uchem. Przez materiał kimona poczułaś napierające na skórę ostrze. Opuściłaś broń próbując zorientować się w sytuacji. Umięśnione ramię założyło ci hak na szyję lekko podduszając. — Hej! Mam twoją kobietę. Poddaj się albo ją zabiję! — ryknął.

Słysząc groźbę mężczyzna zatrzymał się na chwilę. Widząc cię schwytaną, powstrzymał się od kolejnego ciosu. Ty za to wykorzystałaś okazję i trzymanym w lewej dłoni kunaiem zadrasnęłaś nogę niedoszłemu oprawcy. W następnej chwili cały odrętwiały leżał na ziemi, z trudem łapiąc kolejne oddechy zwłókniałymi płucami.

Genma posłał ci zadziorny półuśmiech i wrócił do ataku. Ty znów mierzyłaś do przeciwników, asekurując go. Gdy miałaś idealny strzał, opuszki palców drgnęły minimalnie, uwalniając cięciwę, a pięć senbon poszybowało w stronę wrogów.

Trafiłaś dwóch. W ciągu kilkudziesięciu sekund opadli bez świadomości na ziemię. Widząc to, jeden z napastników obrał cię na cel. Podbiegając użył przyzwania aby wydobyć z rozwiniętego zwoju dziesiątki makibashi i senbon, które poszybowały w twoją stronę.

Nie miałaś szans zrobić pełnego uniku ani odbić wszystkiego kunaiami, więc wyciągnełaś spod drugiego rękawa skalpel i wzmacniając go czakrą rzuciłaś w jego stronę. Ostrze zgrabnie opłynęło chmurę z oręża i dzięki nici czakry oraz twojej minimalnej interwencji przebiło szyję ninjy na wylot.

Osiągnąwszy cel zasłoniłaś twarz rękoma aby ochronić ją przed nadciągającym żelastwem. Jednak ból setek ostrz wbijających się w skórę nie nadchodził. Zdziwiona otworzyłaś oczy i opuściłaś ramiona.

— Jesteś cała? — Genma stał przed chwiejąc się. Z dziesiątek ran na jego ciele powoli sączyła się krew, ale patrząc w twoją stronę uśmiechnął się pokrzepiająco. Przytaknęłaś mu jednocześnie szukając pozostałych ninja. Widziałaś jak mężczyzna chce ruszyć w ich stronę, ignorując otrzymane obrażenia, ale opada z kaszlem na jedno kolano.

Zdecydowana wyminęłaś go i wyplułaś serię senbon w stronę rechoczących, pewnych zwycięstwa napastników, dla których kobieta nie była żadną przeszkodą. Bez większego problemu odbili igły, dalej czekając na twój ruch. Gdy dystans między wami się zmniejszył, rzuciłaś w ich stronę kilka bomb dymnych, a następnie ułożyłaś niezbędne pieczęcie i wypuściłaś z płuc ciemnofioletowy gaz, który niemal natychmiast zmieszał się z szarymi, powybuchowymi kłębami, tworząc zabójczą pułapkę.

Plaśnięcie upadających ciał było dla ciebie sygnałem do bezpiecznego wycofania się. Nie czekając na zanik toksycznej mgły pobiegłaś w stronę rannego.

— Po co to zrobiłeś idioto? — krzyknęłaś szarpiąc go za bark i ciągnąc pod najbardziej oddalone od miejsca walki drzewo. Wystarczyło silne pchnięcie żeby opadł jak pozbawiona nici czakry marionetka i grzecznie usiadł w oczekiwaniu na leczenie.

— Szkoda, żeby taka piękna twarz została poharatana — zażartował krzywiąc się z bólu. Posłałaś mu groźne spojrzenie medyka, który musi po raz setny wyciągać przekornego pacjenta z głupich urazów. — Poza tym, ty uleczysz mnie w chwilę. Ja raczej nie dałbym rady cię poskładać.

— Kretyn — warknęłaś przyglądając się ranom. Na szczęście nie były głębokie. Większość stanowiła płytkie zadrapania, spowodowane kolczatkami, które niczym rzep przyczepiły się do jego skóry. Jedynie kilka spośród senbon wbiło się na kilka centymetrów.

— Heh. Za to. Jesteś mi winna randkę w dobrej restauracji — zaśmiał się odksztuszając trochę krwi.

— Randkę? — zdezorientowana przerwałaś na chwilę leczenie.

— Eh… A podobno jesteś taka domyślna.

Zignorowałaś jego przytyk, chwilę zastanawiając się nad sytuacją. Bycie w swoim żywiole, wykonywanie medycznych technik, ratowanie pacjenta, sprawiło, że adrenalina buzowała w twojej krwi dodając ci odwagi.

— Wiesz, podobno w Ishigakure mają najlepsze desery z matchy na kontynencie…

* * *

 

Kakashi nie mógł się doczekać powrotu pary z misji. Był ciekawy i niecierpliwy niczym dziecko budzące się wcześniej w urodziny, by zobaczyć prezent jaki przyszykowali dla niego rodzice. Był niesamowicie dumny z siebie i planu, który wymyślił. Uczucie między Genmą i Shizune był tak wyraźne, że nie był w stanie pojąć jak ta dwójka mogła go nie zauważać. Widząc jak miotają się, niezdolni do wspólnego porozumienia się, nie mógł też odpuścić drobnej interwencji.

Korzystając z wolności jaką dawała mu chwilowa nieobecność asystentki, dzień spędzał na leniwym czytaniu ulubionego tomu Icha Icha i obserwowaniu bramy, w której lada moment mogli pojawić się zakochani. Schowany w koronie pobliskiego drzewa, korzystał przy tym z przyjemnego chłodu i cienia.

Dopiero pod wieczór dostrzegł wyczekiwane sylwetki. Zajadle wpatrywał się w nie, próbując dostrzec najdrobniejsze sygnały jakiejkolwiek relacji. Gdy przechodzili przez bramę, dostrzegł, że mężczyzna delikatnie głaszcze dłoń kobiety. Gest był zalotny, niewymuszony i w pełni intymny. Zdecydowanie różniący się od nastoletnich podchodów.

Shizune spięła się, zabierając szybko rękę i wyprowadzając prosty, szybki cios w stronę zalotnika, zupełnie jakby bała się, że ktoś może ich przyłapać. Dla Hokage był to ostateczny znak. Teraz mógł być pewien, że delikwenci nie umknęli jego drobnej zasadzce.

Wyprostował się na gałęzi dumny niczym paw. Szybko jednak zrozumiał, że to nie jest koniec jego nowej misji. W myślach zrobił szybko listę znanych mu singli, analizując przy tym ich możliwe sympatie. Miał już tracić nadzieję, gdy jego wzrok padł na stojących przy bramie strażników.

Chowając książkę zeskoczył z konara, aby chwilę później pojawić się w kłębach dymu za plecami mężczyzn. Położył dłonie na ich ramionach i zniżył twarz, by konspiracyjnym acz wesołym tonem zacząć:

— Kotetsu, Izumo! Kiedy to ostatnio byliście na jakiejś misji, dzieciaki? 



Czy wiecie, że jest to 10 oficjalne zamówienie, które napisałam? Łał. Kiedy to minęło? 

A tak na serio, ta historia, a właściwie ten paring, kosztował mnie wiele. Dostałam postacie tak dla mnie odległe i niecodzienne, że cudem jest właściwie pojawienie się jakiegokolwiek tekstu o nich xD

Samo zamówienie było długie i dosyć dokładne. Niestety ja mistrzem długich opowieści nie jestem i musiałam wyrobić się ze wszystkim w formie dużo krótszej. Mimo wszystko mam nadzieję, że Wam się podoba <3 

Dla d4mianek

PS. Pozostając w ostatnim klimacie wyzwań, które zdecydowanie rozruszały nam bloga, pozostawiam tu kolejne. I tym razem każdy może wziąć udział! Jak myślicie, kogo jeszcze Kakashi mógłby próbować swatać i w jaki sposób? Pozostałe autorki nominuję - zupełnie dobrowolnie i bezterminowe - do napisania swojej historii, a najlepiej kontynuacji tego one-shota. Zróbmy kolejną wspólną serię! A Was drodzy czytający zachęcam, do podzielenia się własnymi typami w romansowym bingo Kakashiego! Chociaż tytuł mówi o Hokage-swatce. Więc może nie tylko on bawił się w miłosne połączenia?

8 komentarzy:

  1. Pierwsza! ^^

    Na początku pragnę pogratulować, ponieważ rzeczywiście paring dość niecodzienny, a przez to wymagający. Nie wiem jakie konkretnie były ramy zamówienia, ale przyjemnie się czytało i uważam, że sobie super poradziłaś :D

    Uwielbiam ten typ narracji, który tutaj postanowiłaś użyć. Przypominają mi się stare dzieje blogosfery, kiedy jeszcze tętniło życie i większość opowiadań z którymi miałam przyjemność, właśnie miały taką narracje. Dziękuję Ci <3

    Co do samej treści, bardzo sprytnie wykorzystałaś motyw wspólnej misji. W końcu taka wędrówka sam na sam umożliwia prywatność i pewnego rodzaju wspólną intymność. Nawet w opisie posiłków (uwielbiam jeść więc czytając wszystkie opisy aż ślinka ciekła po brodzie xD) odnalazłam wspólne przyciąganie. Chapeau bas za tą znajomość potraw i świetną pisarską wizualizacje, ponieważ przyznam, że ja po prostu nie ogarniam tych nazw i kuchni japońskiej (może dlatego, że mój organizm nie toleruje ryb i morskiego smaku? :x) Chociaż takie krewetki w tempurze bym sobie zjadła, omnomnom. ^.

    Co do Kakashiego (<3) - a to przebiegła żmijka. Bawi się w rolę swatki, a sam jest singlem (hot singlem). Co do kolejnych par myślę, że mógłby połączyć Ebisu z Iruką, chciałabym to zobaczyć haha.

    Pozdrawiam i ślę ogrom weny na następne zamówienia <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uh ah uh. Nie spodziewałam się tu nikogo tak szybko!

      Dziękuję Ci za komentarz! Jeju tak się cieszę, że nie wyszło to zupełnie od czapy xD Pisząc miałam wrażenie, że mało co się tu klei.

      Oh no tak. Witam kolejnego łasucha! Ja co prawda też nie znam się na kuchni japońskiej, ale czego się nie robi dla ciekawych szczegółów w opowiadaniu :D Przyznam bez bicia, że reaserch prowadziłam na bieżąco i przy pomocy pierwszej stronie w wyszukiwaniach wujka google xD Ważne, że się udało! Czyż nie?

      Uuuu ciekawy paring wybrałaś. Faktycznie ich połączenie mogłoby być bardzo interesującym ficzkiem!
      Pozdrawiam <3

      Usuń
  2. Krropaaaaa! Jako naczelny maniak ogólno pojętej kuchni azjatyckiej, a zwłaszcza japońskiej, doceniam research i wplątanie faktycznych potraw, a nie na przykład kanapki z szynką lub samych kulek ryżowych xD

    Genma był tutaj tak genmowy xD Nonszalancki typek, którego cała aparycja mówi I'm sexy and I know it. No oczywiście, że był cichą miłością wielu młodych dziewczyn z konohy. Słuchajcie wymiarowani panowie, nie musicie być chodzącym seksem (jak Madara), bo pewność siebie dodaje +21 do atrakcyjności.

    Możecie mówić mi wszystko, przekonywać itp, ale Hokage-swatka to musi być kanon. Czy on czegoś tam nie odpierdzielał w The Last? Już nie pamiętam xd No ale Kakakaś siedzi sobie, zaczytując w swoich romansach erotycznych ("czy prawdziwie mnie kochasz?" zostanie ze mną już do końca życia xD) i wyobraża sobie kto do kogo pasuje. Może nie jest tak otwarty ze swoimi planami, ale cicho kibicuje xd

    Shizune jest dla mnie taka trochę płaska w animcu, ale tutaj, kiedy używasz drugoosobowej narracji, bardziej mogę się w nią wczuć, staje się bliższa. Dobry zabieg, nawet jeśli nie zamierzony. Shizune nie miała czasu na miłostki. Chociaż na szlaku mogłaby spróbować czegoś niezobowiązującego, to myślę, że tego nie robiła. Zasłoniła się opieką nad Tsunade (bo umówmy się, ta pijaczka potrzebowała kogoś takiego) i odrzuciła ten element życia. Teraz, kiedy Genma zrobił krok, przeżywa właśnie coś takiego. I to widać, nawet po tym kuksańcu po wejściu do wioski, to było takie awww xd

    A wyznawanie, cóż, na razie spasuję, ale będę o nim pamiętać :>

    Buziaki~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Saaaayuuuuu ja wiedziałam, że kto jak kto ale ty zawsze docenisz kulinarne wątki <3

      Uf ah. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że udało mi się ich tutaj przedstawić dobrze, a wręcz zjadliwie. Nie powiem, te postacie są dla mnie absolutnie anonimowe i ciężko było dopasować jakiś charakter i zachowania.

      Dziękuję mordo za komentarz <3 Dobrze wiedzieć, że ktoś jednak zagląda w te historie i je czyta xD Już miałam chwilę zwątpienia.

      Usuń
  3. KROPA TO BYŁO TAKIE DOBRE
    Zacznijmy od tego, że ani Genma ani Shizune mnie jakoś specjalnie nie przekonuje w anime. Postacie dalej niż drugoplanowe u Kishimoto są po prostu straszne xD Oczywiście nie trzeba i też nie da rady opisać wszystkich, ale nasz ukochany autor ma wyjątkowo leniwe "pisanie" w wielu momentach i to mocno widać.

    Zdaje sobie sprawę, że to nie Sayuri wymyśliła ten typ narracji, ale już zawsze będzie mi się on kojarzył głównie z nią. Bardzo za nim przepadam i odnoszę wrażenie, że pozwala on na lepsze wczucie się w sytuację oraz emocje danej postaci. Muszę przyznać, że wyszedł Ci on rewelacyjnie. Ani razu nie przerwałam czytania. Uważam, że ostatnia intensywność tworzenia, bardzo Cię rozwija.

    Opisy które tworzysz są super. Widać, że to Twoja mocna strona i dobrze, że z niej korzystasz. Przy Twoich pracach brak dialogów albo ich śladowe ilości, wcale nie przeszkadza. Bardzo łatwo było mi sobie wszystko wyobrazić.

    Ależ się zrobiłam głodna przez Ciebie, no naprawdę XD Nie tak wcale dawno zjadłam spore śniadanie, a tu taki psikus. Bardzo smaczny i dodający więcej realności, trzeba przyznać. Niby nic, ale bardzo doceniam. Musiałam se wygooglować niektóre te rzeczy, bo ciekawość była zbyt silna.

    Fajnie opisałaś naszych gołąbeczków. Nie mam się do czego przyczepić. Jestem w stanie w nich uwierzyć, a dodatkowo są tak słodcy, że ojej. Końcówka z ich udziałem moim zdaniem najlepsza, choć walka też mi się podobała. Do nazw broni, widzę, że też się bardzo przyłożyłaś. Miło że Shizune okazała się taka waleczna i spuściła manto tym zbirom. Jest satysfakcja <3
    Przy tekście Genmy, że szkoda tak pięknej twarzy, śmiechłam srogo. No jest satysfakcja. Nic nie poradzę xD

    Jestem już trochę zmęczona Kakashim jako postacią, ale tutaj nawet on mi się podobał. Totalnie to co się stało jest w jego stylu. Wyzwanie przyjmuję z otwartymi ramionami, aczkolwiek nie wiem, kiedy je dodam xd Osobiście uważam, patrząc też po anime i nowelkach, że Kakashi to największy na ziemi kibic oraz shipper.... SasuSaku. Siłą rzeczy pewnie w tym kierunku pójdę, choć się zastanowię jeszcze. Ale tak Kakashi był za SasuSaku od początku i nikt nie zmieni mojego zdania :D

    Przeczytane jak zwykle z przyjemnością. Dziękuję za ten tekst

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O madaro, weź bo się zarumienię!!

      Drugoplanowe mówisz? Jak dla mnie to już dziesięcioplanowe xD Tak jak KakaMei, zamówienie to dało mi się silnie we znaki. Omijałam wszystko szerokim łukiem, co tylko mogło sprawić, że te postacie stałyby się ultraniekanoniczne.

      Oh ah. Jak miło, że zauważyłaś to o broniach. Serio. Wyszukanie tego, próba udawania, że czuję się swobodnie w tym nazewnictwie, tak samo jak i w jedzeniu, to dopiero mordęga xD

      Wgl super, że nie tylko ja mam dosyć Kakashiego. Klątwa dalej trwa i jestem dumna, że ją wymyśliłam xD
      Oh ah, super, że wyzwanie się podoba. BARDZO na nie czekam i liczę. Dziękuję za cudny komentarz! <3

      Usuń
  4. TO BYLO PRZESWIETNE NAPRAWDE

    (to ja, d4mianek aka osoba od zamowienia — troche mnie tu nie bylo, nawal pracy i przy okazji stracilem konto, ale WRESZCIE SIE UDALO)

    musisz mi wybaczyc tak trudny ship bo zdawalem sobie sprawe ze nie kazdy bedzie w stanie sie tego podjac, ale bardzo sie ciesze ze jednak sie zdecydowalas, bo wyszlo naprawde genialnie

    z poczatku nie bylem przekonany do narracji ale po przeczytaniu pasuje ona swietnie!! charaktery postaci sa bardzo dobrze odtworzone co tez podziwiam, bo wiem ze nie bylo latwo

    z pewnoscia bede tu czesto wracac, wspaniala robota, jeszcze raz dziekuje i zycze wszystkiego dobrego na przyszlosc!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah! Nie ukrywam, że najbardziej czekałam na Twój komentarz i powoli już traciłam nadzieję, że go dostanę xD

      Bardzo mi miło, że Ci się podobało! W końcu taki był główny cel tej historii :) Paring trudny, fakt. Spędzał mi sen z powiek. Ostatecznie jednak bardzo się cieszę, że mogłam się z nim zmierzyć. Było to niezmiernie ciekawe doświadczenie a i pisanie lekkiego i miłego romansu było bardzo odświeżające. Polecam się! :D

      Usuń

Wena żreć coś musi — jeśli czytasz, to doceń naszą prace i skomentuj!