28.05.2022

Zapach jabłoni [SasuSaku] dla Krropci

Bez uczuć. Bez miłości. Bez współczucia. Tak przecież było najlepiej.


Na moment przebudził się o świcie, kiedy to promienie słońca ledwo muskały podniszczone okiennice. Niemal od razu wyczuł pustkę. Nie było jej. Musiała opuścić gospodę w środku nocy, wykorzystując fakt, że znajdował się we śnie. Woń jabłoni, którą zawsze roztaczała wokół siebie, zdawała się zbyt nikła, żeby wciąż żywił nadzieję. I choć starał się powściągać własne emocje, aby tylko nie narazić się na zranienie, przy czarodziejce okazywało się to co najmniej utrudnione. Sam nie rozumiał dlaczego. Wstał jednak, ubrał się szybko, po czym zapłacił karczmarzowi. Tak jak zawsze.

 

***

Od najmłodszych lat szkolono go na bezwzględnego zabójcę. Nie poznał dobrze ani ojca ani matki, mimo że jego powstanie oraz narodziny zostały skrzętnie zaplanowane. Tysiące lat temu, gdy kraj Konoha przegrał wojnę z państwem Suna, ówczesny król zarządził, że potrzebują nowych obywateli. Od tamtej pory każda para chcąca przysłużyć się do odbudowy kraju mogła ofiarować swoje dzieci na szkolenie wojskowe. W zamian za to otrzymywali regularnie porcje żywności i zdatną wodę pitną, o co w tamtych czasach nie było wcale tak łatwo.

Sasuke był takim dzieckiem.

Jako ledwie kilkulatek trafił do najdalej położonej na zachód kolonii ćwiczebnej. Swoich rodziców nigdy już nie spotkał. Jakiekolwiek ich rysy wymazały się z jego pamięci, wraz z upływem czasu. W końcu  uwierzył, że nigdy ich nie miał, choć przecież  nie istniała taka możliwość.

Przez pierwsze kilka lat myślał, że chcą go uczynić zwykłym piechurem. Prawda okazała się jednak zdecydowanie bardziej przerażająca. Walczyli w koloniach między sobą na śmierć i życie, aby następnie w dorosłym życiu zostać przymuszonymi do skażenia własnych ciał Przeklętą Pieczęcią. Symbol ten dawał wybranym niesamowitą moc, jednocześnie czyniąc nieśmiertelnymi. Przeklęta Pieczęć jednak zdecydowanie częściej skazywała posiadacza na śmierć w niesamowitych męczarniach. Z kolonii usianych po całym kraju wyszło może dziesięć procent, choć ówczesny król powtarzał mieszkańcom, że przetrwała aż połowa. Ciała nieszczęśników chowano głęboko w ziemi, gdzie gniły w zbiorowych grobach na opuszczonych polach, które nie były zdatne do siewu.

Od tamtej pory nazywano ich Uchihami. Mówiono, że nie posiadają duszy, zawarli pakt z samym diabłem, a Piekielna Pieczęć, którą każdy z nich miał na karku, wyżera im wnętrzności. O dziwo każdy z nich był brunetem. Natomiast magiczne eliksiry, które zażywali zawsze przed walkami, aby jeszcze bardziej zwiększyć swoją siłę i zręczność, sprawiały, że ich oczy stawały się czerwone niczym krew.

Mieli jednak jedną słabość, która mimo pozornej nieśmiertelności sprawiała, że odchodzili w zapomnienie, zamieniając się w pył. Trzeba było wyciąć z ich karków całą Przeklętą Pieczęć. Niektórym się to udawało, więc Uchichów z biegiem lat chodziło po tym świecie coraz mniej.  

Sasuke jednak wciąż żył, zabijając na zlecenie, mimo że upłynęły już tysiące lat. Najpierw służył królom. Potem w miarę zdobywania potęgi przez Konohę, coraz mniej chciano korzystać z jego usług. Tułał się wiec samotnie od miasta do miasta, starając się zarobić na jedzenie. Nie utrzymywał kontaktu z innymi Uchihami, bo i po co? Każdy z nich z piętnem zabójcy i nieśmiertelnego radził sobie na swój własny sposób. Słyszał co prawda, że część z nich podróżuje razem, ale Sasuke nie chciał się integrować. Nie po tym, jak tysiące lat wcześniej wybił znaczącą ilość swoich kolegów w koloni ćwiczebnej. Byli jego jedyną rodziną, więc moment, w którym musiał stanąć przeciwko nim, uznał niejako za kres swojego nędznego ludzkiego żywota.

Bez uczuć. Bez miłości. Bez współczucia. Tak przecież było najlepiej.

 

***

Wrzask potwora wypełnił pomieszczenie, gdy Sasuke wbił swoją śmiercionośną katanę w obślizgłe oko. Czarna jucha wciąż gorąca, bryznęła na jego niewzruszoną twarz. Już dawno przyzwyczaił się zarówno do temperatury jak i silnego odoru krwi tych monstrów. Mimo to pamiętał, jak ciężko było uspokoić żołądek, gdy wyruszał na swoje pierwsze polowania.

Kiedy kreatura upadła z hukiem na posadzkę, zaczynając podrygiwać w ostatnich konwulsjach, nawet nie zaszczycił jej spojrzeniem. Rozpaczliwy łopot skórzastych skrzydeł mógł oznaczać jednak tylko jedno – znów wypełnił swoją misję.

W samą porę pomyślał, czując jak jego oczy z czerwonych na powrót zmieniają się w czarne. Przystanął na chwilę przy zwłokach i najdokładniej jak tylko mógł, przetarł stal wyjętą z kieszeni szmatą. Będzie musiał dokładnie wyczyścić wszystko później.

Zmarszczył nos, obrzydzony zapachem już teraz rozkładającego się cielska. Starając się jednak ignorować ten fakt, ruszył w stronę schodów, gdzie na samym ich szczycie miała na niego czekać sowita zapłata. Bazyliszków w końcu nie zabija się każdego dnia. Sasuke już teraz zacierał w wyobraźni ręce na myśl o zastrzyku gotówki. 

No i o należącej się mu bezsprzecznie gorącej kąpieli w wygodnej, wielkiej bali. 

— Zrobione, poślijcie po grabarza – oznajmił Sasuke, patrząc bez większych emocji na gwardzistę. — Trzeba jeszcze spalić ciało Świętym Ogniem. 

Sasuke nie był specjalnie religijny. Jako osoba stricte nieśmiertelna i do tego pozbawiona w wyniku transformacji możliwości rozrodu, czuł, że cała koncepcja cyklu życia jest szalenie bezsensowna. Bo czy naprawdę mógł istnieć Stwórca potrafiący wszystko i czy mogły istnieć zaświaty, skoro niektóre istoty nigdy nie doświadczały śmierci? A jeśli tak, to próżno było szukać w Bogu jakiejkolwiek sprawiedliwości, kiedy w tym samym świecie ludzkie kobiety wciąż dość licznie umierały przy porodzie. 

Mimo wszystko idea spalania Świętym Ogniem, praktykowana właściwie od początku starć z potworami, była Sasuke tak bliska, że nie zamierzał z niej nigdy rezygnować. Poza tym przesąd głosił, że tam gdzie zapłonie Święty Ogień już nigdy nie pojawi się monstrum, a na osoby zamieszkujące dany teren spłynie wszelka pomyślność. 

— Uchiha jak zwykle niezawodny – odparł mężczyzna w eleganckim mundurze, posyłając mu jednocześnie pozdrowienia. — Wszystkim się zajmiemy. 


 ***

Po odświeżającej, długiej kąpieli i gdy starannie wyczyścił ulubione ostrze z juchy, został zaproszony do stołu z lordem. Mimo że nie lubił za bardzo towarzystwa, zgodził się bez wahania. Doskwierał mu już trochę głód, a poza tym stwarzało to idealną okazję do rozmowy o pieniądzach. 

— Nie mogę ci zapłacić Uchiha. Nie pieniędzmi. 

Sasuke poczuł, jak coś w nim pęka. Choć zazwyczaj starał się panować nad emocjami, teraz okazało się to wyjątkowo skomplikowane. Pieniądze jako jedyna rzecz na świecie, stanowiły dla niego jakąś wartość i jako jedyne miały mu cokolwiek do zaoferowania. Całą resztę przyziemnych, ludzkich słabości już doświadczył i to wielokrotnie. Przez to wszystko życie zaczynało go już niesamowicie nudzić. Wieczność nieposiadająca limitów, naprawdę dawała niezliczone ilości okazji do zaczynania wszystkiego od nowa. 

— Mam cię zabić, lordzie? – spytał na pozór obojętne, biorąc łyk wina z pucharu. — Tacy jak ja zawsze żądają zapłaty. 

— Mam do oddania córkę. Mogę ci ją ofiarować jeśli zechcesz. 

— Pieniądze – prychnął zniecierpliwiony. — Nie interesują mnie kobiety. 

— Nie mam pieniędzy. To uboga prowincja – lord cały pokraśniał. Sasuke nie miał pewności, czy bardziej chodzi o wstyd, czy może jednak wypity alkohol. Rozbiegane i nieco wyłupiaste spojrzenie jegomościa przywodziło Uchihowi na myśl upośledzonego mopsa. — Mogę dać córkę. Jest bardzo piękna i posłuszna. 

— Ja za to nie mam czasu ani warunków, aby zajmować się dziećmi – odpowiedział, choć czasu mu nigdy nie brakowało. O czym wiedział każdy posiadający chociażby minimalne pojęcie o historii Konohy. 

Nie do wiary. Ktoś po tylu latach zaproponował mu kobietę jako zapłatę. Chociaż Sasuke wychował się, gdy niewiasty traktowano wyjątkowo okrutnie, nigdy nie potrafił tego zrozumieć. A mimo upływu czasu, najwidoczniej niewiele się zmieniło. Stwierdzić, że zaczął momentalnie żywić do tego żałosnego hrabiny pogardę wymieszaną z obrzydzeniem, to jak nic nie powiedzieć. 

Śmiertelnicy byli śmieszni. Uwięzieni w żałośnie krótkim limicie czasu, którym dane im było zarządzać. Walczący rozpaczliwie o każdy najmniejszy grosz czy chwilę wytchnienia. Z obserwacji Sasuke wynikało dość paradoksalnie, że to właśnie ludzie okrutnie ten limit marnotrawili, w porównaniu do  magicznych stworzeń. 

— Zamiast wydawać masę pieniędzy na biesiady i alkohol, mógłby lord lepiej zarządzać finansami – wino wydało mu się nagle okropnie cierpkie. Wypluł je więc do kielicha nie przejmując się dobrymi manierami. Był już wystarczająco wściekły. 

Lord lekko drgnął, ale nie odezwał się. 

— Szkoda w tym wszystkim wyłącznie córki. Proszę mnie do niej zaprowadzić. 

Nie wiedział w sumie dlaczego to zrobił. Z początku planował przecież uciąć mu łeb, a potem udać się do najbliższej karczmy, żeby jeszcze bardziej irytować się z powodu ludzi. Zawsze uważał, co zakrawało niejako o masochizm, że picie obrzydliwego, chrzczonego piwa w dusznej i zatłoczonej izbie, miało swój niepowtarzalny klimat. 

Jednak dopadło go dziwne przeczucie, a do tego zaczynała kłuć klatka piersiowa. Może będzie lepszym opiekunem dla tego dziecka? 

Wyjątkowo głupia myśl, Uchiha! Sasuke nigdy nie chciał i nie mógł mieć dzieci. Co nie zmieniało faktu, że bycie lepszym rodzicem niż ten zubożały lord wcale nie należało do rzeczy z kategorii trudne. 


***

Szli dość długo i pokonywali wiele schodów oraz krętych ścieżek, zanim gwardzista wskazał mu konkretne drzwi. Cała posiadłość okazała się całkiem rozległa, a przy tym pusta i ogołocona. Według Sasuke kandelabrów oświetlających korytarze było stanowczo za mało, przez co wszystko tonęło w półmroku. O obrazach, rzeźbach czy innych zdobieniach nie mogło być nowy. Lord faktycznie zdawał się nie tonąć w luksusach. Szkoda, że Sasuke skupiony na celu, nie zauważył tego wcześniej. 

Spodziewał się właściwie wszystkiego, gdy otwierał te cholerne drzwi, a jednak ciężko było mu ukryć zaskoczenie, kiedy to długi i ostry szpikulec zaczął lecieć prosto w jego twarz. Odruchowo, wyuczonym już przez lata ruchem, odskoczył na bok. 

— Nie pozwolę ci zabrać Sarady – nie krzyczała. Ton głosu miała opanowany, choć dało się wyczuć w nim wściekłość oraz pogardę. 

Sasuke nie wiedział za bardzo co zrobić. Wolał jak ludzie krzyczeli, miał wtedy pewność, że stracili nad sobą kontrolę, a co za tym idzie, łatwiej potrafił ich oszukać. 

Kobieta jednak skierowała do niego słowa ostre i zimne niczym lód. Mimowolnie przebiegły mu ciarki wzdłuż kręgosłupa. 

Zdziwił się tym bardziej, gdy wreszcie wszedł w głąb pokoju i okazało się, że obok faktycznie ludzkiej córki lorda stoi czarodziejka. Poznał to po idealnej wręcz urodzie. Czarodziejki zawsze były oszałamiająco piękne. Ta dysponowała długimi, gęstymi różowymi włosami, porcelanową wręcz cerą, lekko szpiczastymi uszami, oraz długą i smukłą talią. Najbardziej przyciągały go jednak  oczy. Duże, błyszczące i zielone niczym szmaragdy. Spojrzenie miała uważne i oceniające, zdawała się śledzić każdy jego ruch. Sprawiała wrażenie, jakby nic i nikt nie mógł jej zaskoczyć.

— Nie wyczuwam od ciebie magii czarodziejko. Pachniesz jak człowiek – powiedział wreszcie, omiatając kobietę spojrzeniem od góry do dołu. 

— Nawet bez magii mogę cię zabić, jeśli tylko tkniesz Saradę – wypluła niczym żmija, a długie pukle, teatralnie omiotły bladą buzię. 

Musiał przyznać, że miała w sobie coś wyjątkowego. Mimo posagowej twarzy z jej oczu można było wyczytać lata doświadczenia i bólu. 

Małym, ale stanowczym krokiem stanęła jeszcze bliżej dziewczyny.

Bez wątpienia Sarada była człowiekiem. Nie wyglądała na więcej niż trzynaście lat. Ktoś związał jej długie, atramentowe włosy w luźny warkocz. Co go zaskoczyło, to fakt, że na nosie dziewczynki znajdowały się druciane okulary. Wielkie, czarne oczy spoglądały na niego wojowniczo. Naprężyła się, żeby wyglądać na wyższą i dumnie wypięła pierś. Usta zacisnęła w wąską kreskę, jakby rzucała mu wyzwanie. 

Chciało się mu śmiać, mimo że nie robił tego zbyt często. 

— Brzydki – skomentowała Sarada, poprawiając zadziornie okulary. 

Zaskoczyła go. Mimowolnie uniósł brew ku górze. Tysiące lat minęło, a on dopiero teraz od dłuższego czasu, poczuł, że w sumie nie wie co robić. 

— Mała wredota – odparował, siadając na najbliższym krześle 

— Nie wyjdę za ciebie, nawet jeśli ojciec obiecywał – podparła się pod boki. — Sakura się mną dobrze zajmuje, chcę z nią zostać. 

— Nie wiedziałem, że masz opiekunkę – zaczął Sasuke, wyraźnie już zrezygnowany. — Zastanawiałem się, czy cię nie zabrać, bo ojca masz okropnego, ale jeśli tego nie nie chcesz, po prostu sobie pójdę. 

— Uchiha, który rezygnuje z zapłaty? – usłyszał zdziwiony głos Sakury. Miał w sobie coś tak unikatowego i niezwykle kobiecego, że serce zaczęło mu przyspieszać. — Doprawdy zaszczyt. 

— Nie interesują mnie żadne małżeństwa. A już tym bardziej z takimi przekornymi dziewuchami – wbił spojrzenie w Saradę. Był niemal pewien, że tylko silna wola powstrzymuje ją przed pokazaniem mu języka. 

— I tak po prostu sobie pójdziesz? – dopytywała czarodziejka. Wyczuł w jej głosie coś dziwnego. Choćby i chciał nie potrafił oderwać od niej spojrzenia.

— Innego wyjścia nie ma – westchnął ciężko. — Choć to nauczka na przyszłość, żeby brać pieniądze z góry – dodał, zbierając się już do wyjścia. 

— Zaczekaj…  gdybyś nie zabił potwora, Saradzie groziłoby wielkie niebezpieczeństwo. Dziękuję. 

Przystanął. Czuł się dziwnie po tym spotkaniu. Jak długo żył, tak nigdy nie musiał zmagać się z tak specyficznym zmieszaniem. Czarodziejka nie miała w sobie magii, a mimo to odniósł wrażenie, że w istocie, jakaś magia unosi się w tym pomieszczeniu. 

— Nie ma za co. To moja praca. Dlaczego nie władasz magią? – spytał odwracając się w jej stronę. 

Od razu dostrzegł zmianę atmosfery. Sakura wyraźnie się spięła. Czerwona suknia, tylko trochę bledsza od sukni Sarady, zaszeleściła niespokojne. 

— Wypowiedziałam życzenie. Życzenie, że chcę być przy Saradzie na zawsze. 

Sasuke po raz kolejny nie potrafił ukryć zaskoczenia. Jak bardzo musiało być ważne dla niej to dziecko, że związała się magicznie z jego kruchym i krótkim żywotem? Wszak, żeby życzenie faktycznie mogło się ziścić musiała zrzec się nieśmiertelności. Najprawdopodobniej umrą razem. 

— Rozumiem – powiedział sucho. — Chroń ją więc z całych sił. 


***

Nieustannie ocierał się wręcz o szaleństwo. Od czasów tego spotkania, nie potrafił o Sakurze nie myśleć. Widział ją w wielu przypadkowych osobach. Słyszał jej głos pośród drzew. Sakura pojawiała się nawet w snach. Jej gładkie, różowe kosmyki, co jakiś czas łaskotały mu twarz. Miał nawet omamy odnoszące się do zapachu. Woń Sakury kojarzyła mu się z jabłonią. Słodki, a zarazem orzeźwiający zapach, zdawał się docierać do jego nozdrzy całkowicie niezależnie. 

Czyżby się zakochał? Jakie to by było śmieszne i dziwne. Takie ludzkie, choć przecież zapomniał, jak to jest utożsamić się z człowiekiem. Nie mógł jednak z tym walczyć, a po czasie nawet nie chciał, dochodząc do wniosku, że myśli o niej na stałe zakotwiczyły go w tym świecie. Do tej pory, za najważniejszą i najbardziej namacalną rzecz w życiu uważał pieniądze. 

Pijąc tamtego dnia w barze, jak to zwykł robić po zrealizowaniu misji, wypełniała go jakaś dziwna lekkość. Wyzbył się niemal całej irytacji, spowodowanej faktem, że nie otrzymał zapłaty. Zamiast tego sączył swobodnie piwo, obserwując ludzi.

Wiecznie się dokądś spieszyli. Zawsze znajdowali sobie miliony powodów do zmartwień. Samoistnie zatapiali się w sentymentach. Desperacko starali się oszukać mijający czas, choć przecież żaden z nich nie miał na to najmniejszych szans. 

Podróżował tak samotnie cztery lata, włócząc się po całym kraju. Mógł niby zwiedzić cały świat, ale nigdy tak naprawdę nie chciał i nie potrafił opuścić Konohy. Choć pokonał śmierć, to jego dusza na zawsze zapuściła w tym miejscu korzenie. 

Jakież było jego zdziwienie, gdy po takim czasie spotkał ją zupełnie przypadkiem. Nieplanowanie. W środku karczmy, odzianą w ciemnozielony płaszcz przeciwdeszczowy. Piła wtedy chyba najtańszego i możliwe najbardziej obrzydliwego sikacza pod słońcem, ale zdawała się tym nie przejmować, wpatrzona gdzieś w ścianę. 

— Witaj, czarodziejko – zagadnął, przyciągając się obok. – Gdzie zapodziałaś wredotę?

–– Jest u swojej serdecznej przyjaciółki, a ja nie mam w zwyczaju przeszkadzać – przetrwała aby napić się piwa. –– Przypuśćmy więc, właśnie celebruję coś w rodzaju dnia wolnego. 

Pokiwał głową w geście zrozumienia. 

— Miło cię znów widzieć, Uchiha – przyznała, lekko unosząc kąciki ust. — Wtedy, tamtego dnia myślałam, że naprawdę mi ją zabierzesz… – spojrzała na niego błyszczącymi, zielonymi oczami, a wtedy jego serce ścisnęło się tak mocno, że na moment przestał oddychać.

— Sasuke. Mam na imię Sasuke. A co do tamtego dnia… zabranie dziewczynki byłoby naprawdę szaloną rzeczą. Tak właściwie, to od zawsze podróżuję sam. 

— Jak długo? – spytała niby obojętnie, choć ciało Sakury zdawało się temu przeczyć.

— Nie pamiętam już dokładnie. Tysiące lat. 

— I widzisz w tym jeszcze jakiś sens? Oszaleć idzie, gdy człowiek się nie starzeje. 

Parsknął pod nosem, ale musiał ponad wszelką wątpliwość przyznać rację swojej towarzyszce. 

— Czasami nie widzę już w tym nic. Ale normalni ludzie żyją znacznie krócej, a i tak miewają z tym problem. 

— Dlatego ja się cieszę, że zdjęłam z siebie ten balas. Nie będzie mi smutno, gdy umrę. A jednoczenie Sarada stała się moim sensem. 

Z tego co wiedział Sasuke, czarodziejki podobnie jak Uchiha nie mogły zostać rodzicami. Fakt, że udało się jednej z nich wypowiedzieć życzenie i obejść tak wiele niedogodności, sprawił, że zaczął nawet odczuwać coś na kształt zazdrości. 

— Szczęściara z Ciebie. 

— Teraz już tak, ale przez wiele, wiele lat wcale tak nie było. Ty nie chciałeś się nigdy poświęcić? 

— Ja nikogo nigdy nie miałem. 

Do jego nozdrzy doszedł słodki zapach jabłek. Poczuł się dzięki temu, jakby był trochę pijany. Nie przeszkodziło mu to  jednak w zamówieniu czegoś mocniejszego. Gawędził z Sakurą, jak ze starą przyjaciółką. I chyba robili to naprawdę długo, a on dodatkowo modlił się, żeby nie zauważyła, jak bardzo na niego działała. 

Czy właśnie to było tym całym, wręcz mistycznym przeznaczeniem, o którym śpiewali bardowie? Sasuke odkąd tylko spotkał Sakurę te cztery lata wcześniej, nie potrafił się nie śmiać z siebie. Dyskusje, które prowadził ze sobą w trakcie długich wędrówek, potrafiły trafić w naprawdę dziwne rejony. 

Kiedy wreszcie w środku nocy pierwszy raz poczuł jej usta na swoich, miał wrażenie, że przeniósł się do zupełnie innego świata. Wargi miała kształtne i słodkie, skórę miękką niczym jedwab. A piersi choć małe, to idealnie jędrne, a przy tym wpasowujące się w jego dłoń. 

Kiedy leżała w pościeli całkowicie naga, na twarzy lekko zarumieniona, z włosami rozsypanymi na poduszce, a oczy zdawały się migotać w bladym świetle lampy, Sasuke stał się najszczęśliwszym facetem na świecie. 

— Sasuke – powiedziała cicho, a w jej głosie dało się dostrzec lekką chrypkę. – Pocałuj mnie raz jeszcze. 

Z ogromną chęcią spełnił tę prośbę. Głos Sakury momentalnie rozpalił ogień w jego żyłach.


***

Od tamtego czasu widywali się dość regularnie, choć nie były to mimo wszystko częste spotkania. Każde z nich miało swoje życie i swoje obowiązki, pochodzili niejako z dwóch różnych światów. Niczego sobie nie obiecywali, nie składali deklaracji. Z resztą ponad wszystko Sasuke uważał coś takiego za niepotrzebne. Oboje żyli na tej ziemi już zbyt długo, żeby podchodzić do tego tak samo, jak większość ludzi. 

Zresztą Sasuke wychodził z założenia, choć robił to z pewnym bólem serca, że jedyne co jest na tym świecie pewne, stałe i wieczne, to ci, których zwano Uchiha. Widział wojny, katastrofy, zmieniające się państwo i ewoluującą stopniowo społeczną obyczajowość. Ale ciągle mijał całkowicie nowe twarze. Stare nieustannie znikały, zapewne umiejąc. 

Sarada też kiedyś umrze, a wraz z nią Sakura, która stała się człowiekiem. Pozbawiona swojej mocy i niejako boskości, dała chyba najlepsze świadectwo miłości, jakie Sasuke widział w całym swoim życiu. 

Nie sądził jednak, że przyjdzie mu pożegnać się z nią tak szybko. 

Pewnego dnia dostał wiadomość od władcy Konohy. Przyleciał do niego ptak, jastrząb, który niósł pergamin z rozkazem pojawienia się w stolicy. Sam najpotężniejszy władca pragnął dać mu jakieś zlecenie. Sasuke choć zaskoczony, był szczęśliwy. Zadanie z pewnością ciężkie, ale nikt w całym państwie nie zapłaci mu więcej. 

Bez mówienia czegokolwiek Sakurze, wsiadł w powóz i odjechał. Przez trzy dni podróży, zastanawiał się o co może chodzić, lecz to co ostatecznie usłyszał, przeskoczyło jego najśmielsze oczekiwania. 

Zabij czarodziejkę. Zabij Sakurę Haruno. Lata temu odrzuciła oświadczyny króla i uciekła. Znieważyła go przed całym królestwem. Widziano ją niedawno w okolicach twojego zamieszkania. Zabij ją. 

Wydawało się Sasuke, że w jednej chwili cały grunt uciekł mu spod stóp. Nie wiedział co ma odpowiedzieć. Albo raczej wiedział, lecz za nic nie chciał tego przyznać. Musiał się zgodzić. Władcy nikt nigdy nie odmawiał, jeśli teraz by zaprzeczył, odprawiono by go do celi, a na misję wysłano innego Uchihę. Pozostali nie mieliby takich skrupułów. 

Do pewnego momentu w swoim życiu Sasuke myślał, że też ich nie posiada.

— Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – ukłonił się nisko, nie patrząc królowi w oczy. Tego prawie nikt nie robił.

Nieśmiertelność dość szybko dawała się Uchihom we znaki. Wszystko inne poza nimi, obracało się w pył, pozbawiając wszelkich złudzeń. Nie warto było kochać ani zawierać przyjaźni. Nie opłacało się przywiązywać do miejsc czy smaków, bo nawet one zmieniały się z upływem czasu. 

Sasuke jednak nigdy wcześniej nie czuł się tak ciężko. Tylko on pozostawał wieczny, zakuty w kajdany jak więzień. Dla niego nie przewidziano końca. 


***

Nie spodziewał się po niej takiego spokoju. Sakura uniosła wysoko głowę i wyprostowała plecy. Stanęła dumnie przy oknie. Jej różowa suknia zaszeleściła kojąco. Promienie słońce dostające się przez okiennice oświetlały twarz kobiety, nadając jej wręcz anielskiego wyglądu. 

Blady uśmiech, który skierowała w jego stronę, sprawił, że zmiękły mu nogi, a serce zadrgało pod ubraniem. 

Była piękna. Opanowana. Pogodzona z losem. 

— Więc jednak mnie znalazł – odparła wreszcie, wyczuł w jej głosie nutkę rozmawiania. — Przebrzydły palant. 

— Mogłabyś uciec. Do innego kraju chociażby.

Skrzywiła się, marszcząc zgrabny, mały nosek. 

— Znajdzie mnie. Zawsze znajduje. To nie ma sensu. Z dwojga złego wolę, żebyś to ty dobył miecza. Nie chcę żadnego innego Uchihy widzieć przed twarzą. 

Serce mu pękło, ale jedyny gest, na który się zdobył, to zagryzienie warg. Najgorszym świństwem, jakie mógłby zrobić, to opluć i zdeptać ostatnią wolę kobiety. Choć Bóg mu świadkiem, że tylko przy tej czarodziejce, czuł się naprawdę żywy. 

— Pożegnałam się już z Saradą – jej chłodny ton boleśnie przeszył ciszę. — Znajdziesz ją pod tym adresem – ruszyła w jego stronę, wyjmując z gorsetu niewielki skrawek papieru. — Bardzo cię proszę, zaopiekuj się Saradą. Ojciec ją zniszczy, jeśli nikt nie będzie nad nią czuwał.

— Sarada… nie umrze razem z tobą? – spytał zaskoczony, ale posłusznie wziął karteczkę, chowając ją w okolicach paska. 

— Nie. Jeśli ona by zginęła, to ja bym umarła. Ale w drugą stronę to zaklęcie nie działa. Sarada była moim sensem, ale sama musi odnaleźć własny. 

Pokiwał głową w zrozumieniu. Z biegiem czasu coraz wyraźniej czuł pętle, zaciskającą się wokół własnej szyi. 

Tak bardzo nie chciał tego robić.

— Stałam się człowiekiem, możesz zrobić to najzwyklejszą kataną. 

Zbliżył się do Sakury szybkim krokiem i desperacko objął w talii. Woń jabłek przyjemnie zamąciła mu w głowie, a delikatna miękka skóra, ponownie zachęcała, aby zasnąć w jej objęciach. 

Także czarodziejka przyległa do jego ciała, wzdychając ciężko. 

— Błagam. Pamiętaj o Saradzie. Ona wie. Czeka na Ciebie. 

— Będę dla niej najlepszym ojcem.

— Zrób z niej wojowniczkę – wyszeptała mu wprost do ucha. 

— Sarada już jest wojowniczką. Miała przecież ciebie – pogłaskał ją po włosach, ostatni raz zachwycając się ich kolorem. 

Odsuneli się od siebie powoli. Sasuke w milczeniu wyciągnął katanę z pochwy. Oręż, który był mu bardzo bliski, który zgładził tysiące potworów i ludzi, miał teraz splugawić jego ukochaną. 

Jakie to wszystko było przewrotne. Stąpając po ziemi zaznał przecież piekła, nie mogąc się od niego samoistnie uwolnić. Ale teraz po bólu, czekało go nowe życie. Z Saradą u boku. Tak jak obiecał. 

Wbił ostrze szybko i sprawnie. Był przecież zawodowcem. Nie zamknął oczu, obserwując jak z Sakury ulatnia się życie. Najpierw  jej twarz wyrażała szok, zaraz potem w ostatniej niemal sekundzie, uniosła kąciki ust ku górze. Padła z uśmiechem na ustach, a jej ciało oświetlały promienie słońca.

Zapłakał nad ukochaną, ostatni raz składając pocałunek na wciąż ciepłym czole. 

Łzy otarł jednak szybko. Jego kolejnym obowiązkiem było napisanie listu do króla. Ale jeszcze wcześniej wypadałoby odebrać Saradę. 

Musiała teraz stać się dla niego córką. A on zrozumieć, jak powinien postępować ojciec. 

Woń jabłoni została z nim przez wieczność.



W pierwszej kolejności pragnę podziękować za cierpliwość Krropci, która cierpliwie czekała, znosząc wszystkie moje tłumaczenia, a przy tym okazała się mega motywacją do skończenia tego cuda na górze.

W drugiej kolejności, dziękuję Sayu, która w odpowiedniej dla mnie chwili, potrafiła mi skutecznie napisać, żebym się ogarnęła.

W trzeciej dziękuję Wam, bo jesteście naprawdę super. Pragnę jednoczenie poinformować, że ZAMÓWIENIA DO LACERTY ZOSTANĄ OTWARTE. Jeśli masz ochotę na dedykowany tekst, przyjmę wszystko co zgodne z moim opisem i zrobię to z otwartymi ramionami. Postaram się zamówień nie zamykać już, choć jak wiadomo jesteśmy tylko ludźmi.

Co sądzicie o tekście? Muszę przyznać, że był on dla mnie wyzwaniem i stworzyłam go w trudnym dla siebie okresie. Mimo to myślę, że zrodziła się między nami nić sympatii.

Wszelkie podobieństwa do Wiedźmina są jak najbardziej zamierzone. Choć oczywiście nie mam zamiaru konkurować z oryginałem.

Buziaki. Czekam na zamówienia od was <3

6 komentarzy:

  1. MORDO NO NARESZCIE XD
    No no, ciekawie to rozegrałaś. Zupełnie inaczej niż sobie to wyobrażałam! Najpierw trochę ponarzekam, bo w narzekaniu jestem najlepsza. Szkoda, że dodałaś wątek Sarady, wiesz, jednak jej trochę nie lubię, dzieci nie lubię bardziej i wgl zgrzytał mnie ten motyw przewodni jak u Ciri, której zresztą też nie cierpię xD

    ALE
    Sasuke jest tu dokładnie taki jaki chciałam. Bardzo podobał mi się zabieg zrobienia z Uchihów dosłownie wiedźminów. Super analogia z oczami, sharinganem, który wymieniłaś na eliksiry. Bomba. W dodatku jego nienawiść do ludzi i zmęczenie życiem, obojętność na bogów, to jest dokładnie to o co mi chodziło!

    Sakura jest tutaj zupełnie drugoplanowa. Troche irytująca ze swoją manią na punkcie Sarady i przesadną dumą czarodziejki (oh jakież to wiedźminowe! :D ). Jako pojedynca postać najpewniej strasznie by mnie wkurwiała, na szczęście super rozegrałaś ją w tym romansie :)

    Bardzo podoba mi się chemia między nimi. Ciężka ale i erotyczna. Kurde, jestem tak złakniona SasuSaku, że dla mnie to było zdecydowanie za mało intensywne! Mogłabym czytać i czytać ale sama wiesz, jak to jest z ukochanymi paringami :D

    Czekałam niecierpliwie ale czuję, że mi to wynagrodziłaś! Na pewno nie raz wrócę do tego tekstu, aby pobyć chwilę z Sasuke zabójcą magicznych istot. Dziękuję!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana moja Kropa. Ogromnie dziękuję za komentarz. Ziemia może się chylić ku upadkowi, ale Ciebie w komentarzach nigdy nie brakuje :D

      Tak myślałam, że średnio spodoba Ci się dziecior, ale cóż poradzić. Jak już sobie obrałam konkretną ścieżkę, to musiałam ją choć po części zrealizować. Nie ma zmiłuj, szczególnie, gdy zaczęłam myśleć o tym zamówieniu w kategorii retellingu.

      Zastanawiałam się trochę z czyjej perspektywy, to napisać. Ostatecznie Sasuke okazał się lepszym wyborem. Miałam gotową jego historie dość szybko, no i w samym Wiedźminie, wolę zdecydowanie ich od czarodziejek. Bardzo mnie cieszy, że tak Ci się on spodobał, jakby w nim coś zgrzytało, to już by nie było ratunku dla tej historii. No i oczywiście inny świat, to inny świat, ale tak czy siak, musiały pojawić się elementy z kanonu. Nie byłabym sobą :D

      Sakura trochę biadoli to fakt, ale jestem pewna, że Sakura z Naruto, w bardzo podobnym stopniu ubóstwia Saradę, więc nie chciałam jej tego zabierać. W oczach naszego Uchihy jest idealna i niech już taka w tego pamięci pozostanie. Dopóki ktoś go nie załatwi na amen, to niech chociaż ma jakieś słodkie wspomnienia. Należy mu się xD

      Ja też jestem strasznie złakniona SasuSaku. Ich nigdy dość. Choć teraz chętnie przytuliłabym coś o nich, co nie należy do mnie :P Może niebawem to ja Cię będę męczyć? Zobaczymy. Nie mam na razie jakiegoś wybitnego pomysłu, a jak SasuSaku, to tylko na najwyższym poziomie :D

      Jeszcze raz dziękuję. I za cierpliwość i za komentarz i za wszystko generalnie. Niech SasuSaku będzie z Nami <3

      Usuń
    2. No co jak co ale ktoś tu musi rozdawać miłośc pod tekstami, coby nam się chciało więcej pisać xD jeszcze troche i sama sobie zaczne komentować, zobaczysz :P

      W sumie to bardzo mnie cieszy, że napisałaś to z perpsektywy Sasuke, bo jednak w tej historii on zdecydowanie bardziej daje się lubić. No i taki umordowany życiem facet zawsze jest troche bardzo hot.

      Czekam w takim razie na pomysły i zamówienia jak już kiedyś się ogarnę ze wszystkim i otworzę kolejkę xD

      Usuń
  2. Ciekawy pomysł i wykorzystanie motywu córki jako zapłaty. Szkoda mi Sakury, ponieważ rozstanie z Sarada na pewno musiał ja wiele kosztować. A jeszcze więcej Sasuke, który sięgnął po miecz. Bardzo ciekawa historia 🙂

    Pozdrawiam i życzę ogrom weny, bo mam pomysł na zamówienie, które mam nadzieję, że zgodzisz się przyjąć 😅

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za komentarz oraz przeczytanie. To zawsze bardzo motywuje :D
      W zamyśle ta historia miała być dość ciężka i smutna, więc cieszę się, że mi się udało.
      Zamówienie oczywiście przyjęte ❤️

      Usuń
  3. Och, nie spodziewałam się takiej końcówki, serio. Wiedziałam, że nie będzie happy endu, ale nie z takim rozwiązaniem. Smutek i żal to coś co Sayu lubi najbardziej ;)

    Uwielbiam to jak interpretujemy kanoniczność w innych uniwersach. Uchiha jako wiedźmini jest świetne. Wyjaśnienie dlaczego jest ich już niewielu i dlaczego ich oczy są czerwone, no miodzio. Podobał mi się tu Sasuke. Taki zniszczony przez tysiąclecia samotności (skądinąd z wyboru) i bycie, nie oszukujmy się, potworem w tym świecie. Jest doświadczony, pozbawiony gniewu czy zarozumiałości. Stara dusza zamknięta w długowiecznym ciele. Sakura jest tajemnicą. Wiemy, że oddała nieśmiertelność, żeby zostać z Saradą, ale dlaczego tak postąpiła? Co się za tym kryło? Była w jakiś sposób z nią związana, czy po prostu obudził się w niej pewnego rodzaju instynkt macierzyński skierowany na dziewczynkę, bo sama, jako czarodziejka, nie może mieć potomstwa? Cieszę się jednak, że to pozostało niedopowiedziane. Pasuje idealnie do postaci tajemniczej czarodziejki, której historia i przeszłość pozostaje nieodkryta. My i Sasuke wiemy tylko tyle, na ile Haruno nam pozwala.

    Ich uczucie było szybkie, może w innych okolicznościach zbyt szybkie, ale tutaj mi pasuje. Ktoś śmiertelny inaczej na to patrzy, wybory partnerów to poważna kwestia, jeśli pominiemy krótkie przygody. Sasuke wie, że musi chwytać to, czego pragnie od razu. Inaczej szansa może przelecieć mu przed nosem. Co mu później pozostanie? Dekady rozmyślań “co jeśli”. Tylko on sam jest stały w swoim życiu, wszystkie więzi i ludzie to zaledwie epizod. Wyobrażam sobie teraz jak lata mijają, a on nadal sobie przypomina krótki lecz znaczący romans, jak miłość i pamięć o Sakurze nadal w nim jest. Mimo bólu cieszy się, że stanęła na jego drodze.

    OdpowiedzUsuń

Wena żreć coś musi — jeśli czytasz, to doceń naszą prace i skomentuj!