Nie ma na tym świecie nic bardziej kategoryzującego stopień ludzkiej dorosłości, jak umawianie się do lekarza. Nieoczekiwanie, gdy wchodzimy w pewien wiek obligujący do opuszczenia rodzinnego gniazda wszystkie matki świata zmawiają się podstępnie i odmawiają bezdyskusyjnie wykonywania więcej połączeń do zdrowotnych specjalistów. (...) Sakura rozmasowała kark, myśląc o tegorocznym zadaniu które ją czeka. Lista nazwisk patrzyła wyzywająco z tabeli którą sporządziła zeszłej nocy.
Nie ma na tym świecie nic bardziej kategoryzującego stopień ludzkiej dorosłości, jak umawianie się do lekarza. Nieoczekiwanie, gdy wchodzimy w pewien wiek obligujący do opuszczenia rodzinnego gniazda wszystkie matki świata zmawiają się podstępnie i odmawiają bezdyskusyjnie wykonywania więcej połączeń do zdrowotnych specjalistów. Sprawa tyczy się także ich obecności w gabinecie oraz, co gorsze, opisywaniu symptomów choroby swoich pociech.
Sakura Haruno była świadkiem wielu sytuacji, gdy młodzież uzyskawszy rangę i wiek odpowiedni do podpięcia statusu “prawie niezależnych dorosłych” nigdy więcej (nie wliczając ran ciężkich, szarpanych i kłutych) nie pojawiała się w bliskim sąsiedztwie szpitala, nawet przypadkiem ani przechodem.
Sprawa robiła się poważna, gdy ów pokolenie eskalowywało do rangi chuninow- podatnych bardziej niż kiedykolwiek na większe lub mniejsze cielesne usterki. Natomiast całkowitym utrapieniem okazywało się zapędzić do lekarskiego gabinetu ninja statecznych, doświadczonych i po prostu starych -samych jouninów.
Sakura rozmasowała kark, myśląc o tegorocznym zadaniu które ją czeka. Lista nazwisk patrzyła wyzywająco z tabeli którą sporządziła zeszłej nocy.
PLAN 1.
“Zaskoczenie”
Wiedziała, że Kakashi się spóźni. Dlatego nie dała mu na to żadnej sposobności.
Zdziwił się, gdy zobaczył w progu swoich drzwi jej sylwetkę.
– Jestem za wcześnie? – zapytała.
– O jakieś 2 godziny.
Naparła na przejście więc bez słowa wpuścił ją do środka. Odnalazła samotny stołek w kuchni i usiadła przy barku.
– Byłam w okolicy niosąc pomoc i szczęście, i pomyślałam, że wpadnę. Masz kawę? – Rozejrzała się po skromnym kuchennym blacie. Na powierzchni znajdowało się jedynie kilka okruszków po kanapce. Dojrzała tam też zielony kawałek po sałacie. Czyli odżywia się zdrowo.
– Sypaną? Rozpuszczalną?
– Sypaną. Z mlekiem. Dobrze sypiasz? – zapytała znienacka.
– Nie narzekam.
Sine wory pod jego oczami sugerowały inaczej. No ale, była przecież 5 rano.
Kakashi zalał dwa kubki gorącym wrzątkiem. Przyjemny aromat rozniósł się w powietrzu. Zwróciła uwagę ile razy jego łyżeczka zanurzyła się w pojemniku z cukrem. Nerwowo chrząknęła, gdy unosił w powietrze trzecią porcję. W milczącym porozumieniu opuścił ją na dół.
– Więc, Sakura… – Postawił przed nią kubek z naparem. Niesłodzonym, oczywiście. Sam oparł się o blat kuchni. – Właściwie o czym chciałaś porozmawiać?
– Powspominać stare czasy. – Rozejrzała się w poszukiwaniu bałaganu i brudu, mogące wskazywać na zaburzenia depresyjne, napady lękowe, paranoje lub, co gorsza… totalne lenistwo. Podłoga była jednak czysta, nie licząc kilku psich włosów. Upiła łyk kawy.
– Podasz mi więcej mleka?
Zbliżył się z kartonem w dłoni.
– Stare czasy? I przychodzisz po to z ciśnieniomierzem w swojej torbie? Przecież widzę, wystaje Ci z torebki.
Spuściła wzrok i zmierzyła się z obiektem, który ją zdemaskował. Następnie spojrzała wprost na Kakashiego. On uczynił to również. I wtedy dwie rzeczy wydarzyły się w tym samym momencie. Oczy Hatake zajaśniały od zrozumienia; odruchem ninja automatycznie odchylił ciało do tyłu. Sakura natomiast, z szybkością zdecydowanego napastnika sięgnęła i chwyciła za jego rękę. Miala przewagę. Zdecydowała o ataku tylko dwie sekundy wcześniej, niż on się w nim zorientował.
Szarpnęła mężczyzną w stronę stołu, drugą ręką wciąż unosząc kubek. Nim podjęła dalsze akcje, odłożyła naczynie w bezpieczne miejsce. Porcelana wyglądała na drogą.
– Ostatnia kupa?
– Nie cierpię gdy o to pytasz. – Próbował wyszarpać rękę. Ucisk Sakury był jednak jak wnyka – bez możliwości wyswobodzenia kończyny nie oderwawszy jej przy tym od stawu.
– Ja tylko wypełniam rubryczki.
Zacisnęła opaskę uciskową na ramieniu tak mocno, że dolna jego część w przeciągu sekundy uczyniła się blada. Kakashi patrzył w przerażeniu jak urządzenie włącza się i startuje, wbijając się jeszcze mocniej w skórę. Niemal pod same kości, jak myślał. Dosłownie czuł jak żyły siłują się z materiałem transportując krew do palców. W których powoli tracił czucie, btw. Wygląda na to że Sakura swoim zaskakującym badaniem zamierzała także pozbawić go życia.
– Za wysokie ciśnienie. I przeterminowane mleko. Serio, Kakashi? Serio?
O wiele za późno schował za siebie pudełko o które poprosiła, a które wciąż trzymał.
Sakura wyglądała na zirytowaną.
– Tak wyszło. Ostatnim razem, kiedy wybrałem się po mleko starsza pani zapytała mnie o drogę i…
Teraz Sakura była już zirytowana.
Diametralnie nauczył się odróżniać te dwa wyrazy jej oblicza. Były subtelne, a jednak decydowały o różnicy. U faktycznie zdenerwowanej Haruno z kącika ust wystawał kawałek zęba.
– Kiedy ostatni raz badałeś sobie serce?
– Na pewno upewniałem się czy te jeszcze bije gdy Naruto pocałował skunksa bo pomylił go z kotem. To było w 2003 roku, tak myślę.
– Kakashi.
– Mów mi Sensei.
Gdyby nie to, że Kakashi stał sto lat świetlnych obok umiejętnego posługiwania się erotycznymi brzmieniem swojego głosu, może jej podbrzusze wykręciło by koziołka. No ale niestety. Jej nauczyciel pojęcia nie miał, jak uwodzi się kobiety. Oraz kąpie regularnie.
– Otwórz usta. – Wychyliła się, zaglądając sugestywnie na jego zamknięte wargi. – I ściągnij maskę, oczywiście!
Tak przywykła do widoku jego zasłoniętej twarzy że na początku nie zorientowała się, że patrzy po prostu na czarny materiał przylegający do warg.
– Daj spokój. Jestem zdrowy.
– Pewnie masz zaawansowaną próchnicę i zgniłe zęby. To wyjaśnia, dlaczego chcesz je ukryć. Serio, Zdrowotny Fundusz Konohy powinien pokrywać opiekę stomatologiczną PRZYNAJMNIEJ dwa razy do roku!
Jej oczy nabrały dzikiego blasku.
– Sprawdzałaś moje zęby ostatnim razem.
– Przez trzy lata wiele mogło się zmienić. Po za tym, po wiosce chodzą pogłoski o tobie i Gaiu, że pijani biliście się za barem. – Był zażenowany, że przytoczyła na głos tę właśnie sytuację. – A ja postawiłam 100 jenów na to, że na pewno wybił ci zęba. Więc pokaż!
Po prostu wcisnęła palce w jego usta. Odsunął się za późno, żeby nie poczuć tam jej nieproszonej obecności.
– A jak Twoje oczy? Widzisz już na czarno-biało? Czy jeszcze w kolorze?
– Co to znaczy jeszcze w kolorze? – Był przytłoczony intensywnością i chaotyzmem jej pytań. Skakała od ucha do pięty, jak oszalały, zdziczały, żądny diagnozy lekarz.
– W porządku. – Puściła go w końcu, pozwalając odsunąć na odległość którą nazywał komfortową. – Zalecam odpoczynek od misji i udanie się na uzdrawiające ciało i umysł sanatorium.
Nie wiedział, co wstrząsnęło nim mocniej. To, że właśnie usadziła go w Wiosce, czy raczej zasugerowanie, w sposób jakikolwiek, geriatrycznego sanatorium dla emerytów.
– Nie rób takiej miny. Jeszcze trochę, a ludzie wokół ciebie nie będą umierać już na misjach. Tylko ze starości. – Wsunęła ciśnieniomierz z powrotem do torby i jakby pogrążanie go w emocjonalnej dziurze strachu przed śmiercią naturalną było jej rutyną dnia codziennego, po prostu wstała i zasunęła za sobą krzesło.
– Daj znać, kiedy już to zaakceptujesz. Czyli widzimy się za okolo 5, w skrajnych przypadkach, 11 dni. Wtedy wypiszę Ci bilecik do krainy masażów i gorących babusiek.
Narka.
Plan 2.
“Mistrzostwa Konohy”
Nie była osobą uzdolnioną artystycznie. W szkole zawsze najgorzej rysowała podobizny ludzi i zwierząt, posługiwała się schematem prostych linii a jej najbardziej zaawansowaną techniką było dodanie cienia do odzwierciedlonej kreskami karykatury człowieka. Gdy chciała namalować Naruto, zawsze na idealnie okrągłej głowie dorabiała kilka długich, stojących włosów. Tym razem jednak dumna była z plakatu, który stworzyła przy pomocy kilku kredek i pisaka. Nie wyglądał on może wybitnie profesjonalnie, ale zawierał informacje obok których żaden miłośnik sportu nie przejdzie obojętnie. Umieściła w nim kilka istotnych słów, jak: ZAWODY, RYWALIZACJA i PUCHAR.
A później zarzuciła przynęte.
Tego samego popołudnia jej telefon rozbrzmiał dźwiękiem przychodzącego połączenia. Nie odrywając wzroku od papierów które wypełniała, podniosła słuchawkę do ucha.
– Halo?
– Dzień dobry! Dzwonię w sprawie Ogólnokrajowych Mistrzostw Konohy w kategorii Najlepszej Tężyzny Ciała oraz Ducha!
– Imię?
– Maito Guy!
– Krótkie i?
– Tak!
– Sprawdzę w systemie.
Brzmiała tak entuzjastycznie jak pracownik urzędu gminy Konohy 15 minut po rozpoczęciu swojej zmiany. Ręka nawet na chwilę nie przestała wypełniać szpitalnych dokumentów. Lata przebywania w obecności Naruto nauczyły jej umysł pracować dwubiegunowo by w jednej chwili słuchać i wykonywać dwie zbieżne od siebie czynności. Defacto, blondyn nie przestawał klepać japą nawet na chwilę.
– Ojj niestety – zaczęła po chwili milczenia. Mężczyzna po drugiej stronie słuchawki czekał cierpliwie; na dźwięk jej głosu poruszył się gwałtownie na chwilę zaszumiając połączenie. – E-Kartoteka Zdrowotna nie była aktualizowana od bardzo długiego czasu. Nie ma Pańskich danych w naszej bazie.
– MOGĘ TO NAPRAWIĆ – rozbrzmiało nader głośno. Guy był w panice. - PROSZĘ DAĆ MI DWA DNI. PRZEBADAM WSZYSTKO.
– Dwa dni – potwierdziła, nim mężczyzna rozłączył połączenie. Nie minęły nawet cztery sekundy, gdy telefon rozbrzmiał dźwiękiem połączenia na nowo.
– Sakura?! – rozległ się krzykiem męski głos. – To ja. Guy Minato!
– Oh, jak miło że dzwonisz! – Dziewczyna zabarwiła swój lekki ton szerokim uśmiechem. Przyłożyła telefon bardziej do ucha i odchyliła się na krześle, siadając wygodniej. – Co u Ciebie, sensei?
– Muszę się przebadać!
– Brzmi fantastycznie – odchrząknęła, udając, że przewraca jakieś ważne, urzędowe kartki. W rzeczywistości przewijała jednak katalog Avona, który Ino podrzuciła jej do biura dzisiejszego ranka. – Kiedy?
– Jak najszybciej!
– Najbliższy możliwy termin to za 2 tygodnie
– Nie! – Musiała odchylić głowę; fala uderzeniowa jego głosu była zbyt potężna. – Nie mogę czekać tak długo! Prooooszę, Sakura-chan!
Kobieta westchnęła głośno, nim odpowiedziała
– W porządku. Teraz mogę zorganizować sobie chwilę. Przyjdź jak najszybciej.
Sakura wiedziała, że żelazo kuje się, póki jest jeszcze gorące.
Plan 3
“Widział ktoś mojego węża?”
To był pierwszy raz, gdy w ogóle jakiegoś zgubiła.
Anko nerwowo przechadzała się po uliczkach Konohy, niczym obłąkana cmokając w każdy ciemny kąt. Wypatrywała stu czterdziestu centymetrowego pytona, którego zresztą sprowadziła (trochę nielegalnie) z Kraju Trawy przy małej pomocy Ibikiego, poprzedniego lata.
Z tych nerwów zjadła już trzecią porcję dango.
Musi go znaleźć szybciej od obrońców praw zwierząt. Aktywiści i furiaci, narobią szumu wokół jej gadziej hodowli, której jeszcze nie miała czasu zarejestrować.
Musiała jakoś dorobić do budżetu. Marna pensja junina przestała jej wystarczać, gdy zakochała się w torebkach marki Shino-Viton. Chciała mieć je wszystkie.
Po za tym terrarystyka była jej hobby’m. Z początku bardziej z przymusu i konieczności aniżeli własnej woli, ale z czasem zaczęła się tym fascynować. Wobec czego obcowała z węzami na co dzień także przed tym gdy postanowiła je rozmnażać i sprzedawać. Wiedziała o nich wszystko.
Nie wiedziała tylko, gdzie pełzną jak się zgubią.
– Anko. – Krótkie nawołanie zwróciło jej głowę w stronę jednego z budynków. W głębi korytarza kryła się ogromna, męska postać. – Jesteś pewna, że uciekł całkiem sam?
– Co chcesz przez to powiedzieć?
Mężczyzna poruszył się, wkraczając w słabe światło żarówki. Oszpecona blizną twarz odznaczyła się w półmroku.
– Jaką masz pewność, że nie został….. porwany?
– Niemożliwe.
Anko podupadła, tracąc siły. Dech wybił się z piersi.
– Zaprowadź mnie w miejsce, gdzie widziałaś swojego węża ostatni raz.
– Drzwiczki jego terrarium były lekko uchylone. Nie domknęłam ich wystarczająco dobrze i po prostu się wydostał. – Anko z zażenowaniem zaprezentowała rozstaw zawiasów który zastała gdy wkroczyła do pokoju dzisiejszego ranka celem karmienia. – Chłopak wybrał się na gigant z pustym żołądkiem. Moja wina.
– Ktoś chce, żebyś tak właśnie myślała. – Ibiki zbliżył się do szkła spoglądając do środka. Długą ciszą trwali w napięciu, nim dodał: – Dostrzegam tutaj ślady walki.
Mówił cicho, a jego głos odbijał się o umysł Anko jak rzucony kauczuk.
– Przewrócony kamień, dużo rozchlapanej wody i kilka zerwanych liści. Walczyli.
– Kto mógłby to zrobić?
– Tego jeszcze nie wiem. – Wyprostował plecy przejmując niemal całą przestrzeń niewielkiego pokoju swoją sylwetką. Ale Anko nie czuła się przytłoczona. Dobrze rokowała do przerośnięcia go w szerokości bioderek. Jej boczki lekko wychylały się z obcisłych szortów. – Ale to tylko kwestia czasu.
Krótko po tym wyszedł. Kunoichi jednak do wieczora nie potrafiła zebrać siebie i własnych myśli.
Brzuch ją bolał z nerwów (i od przejedzenia). Utworzyła setki scenariuszy i niemal zbiła ulubioną szklankę. Przepadła w niebycie własnych paranoi.
Co, jeśli natrafili na seryjnego węziego mordercę? Jak wiele seryjnych wężowych morderców było właściwie na świecie? I jaka była szansa, że jej ulubieniec padł ofiarą właśnie jednego z takich?! Nic innego nie przychodziło jej do głowy. Żaden inny, najmniejszy powód.
Anko nie miała wrogów. Teraz już nie. Była już na nich, po prostu, za stara. A po za tym przeważająca część tych ludzi, dzięki bogu, już nie żyła. Było jej z tym dobrze.
Wtedy rozległ się krótki melodyjny dźwięk przychodzącego połączenia. Ekran nowoczesnego smatrfona rozświetlił się komunikatem prywatnego numeru.
Kobieta podniosła telefon do ucha, wciskając słuchawkę.
– Halo?
Otwierającą się telekomunikacyjną przestrzeń wypełniło jedynie rzucone w próżnię pytanie.
– Halo? Kto mówi?
Po drugiej stronie panowała głęboka, lodowata cisza. Było to zatrważające, gdyż Anko nie słyszała jej jeszcze sekundę temu. Tak jakby ktoś wstrzymał oddech, zamrażając otoczenie wokół. Jej zmysły wyostrzone treningiem, nakazywały czujność.
Nikt nie odpowiadał; nie pojawił się żaden najmniejszy dźwięk ale Anko czuła tam, w tym niebycie, czyjąś obecność, choć nie potrafiła tego wyjaśnić.
Napawało ją to grozą; ona, użytkowniczka genjutsu, nie była w stanie zaradzić napięciu, wypełniającej jej ciało i duszę. To było połączenie telefoniczne; nieuchwytne dla jej umiejętności. Nie widziała przeciwnika, nie była w stanie go poczuć ani zlokalizować. Uczucie było nieprzyjemne a skupienie niemal wykręcało mięśnie.
Nie potrafiąc dłużej tego znieść, rozłączyła się. Nim jednak zdołała odłożyć telefon na miejsce, ktoś zadzwonił ponownie.
– Halo?! Kto mówi?
Nic się nie zmieniło. Rozłączyła się i tak jak poprzednio, natychmiast pojawiło się następne połączenie. To było już irytujące. I przerażające. W pewnym sensie oba na raz.
Ale za tym razem było trochę inaczej. Podnosząc słuchawkę do ucha, zamarła. Krótki szum po drugiej stronie sprawił, że wstrzymała oddech. Nie chciała niczego przegapić, jakiegokolwiek znaku czy wskazówki w zidentyfikowaniu tego chorego bota. Wtedy połączenie zostało przerwane przez jej wybitnie małomównego rozmówcę.
Anko odłożyła telefon czekając jeszcze chwilę na ewentualny sygnał. Ale ono już nie nadeszło. Uznała, że było to conajmniej dziwne.
W przeciągu kilku następnych dni połączenia powtarzały się. Zawsze o tej samej godzinie; zawsze, częstując ją jedynie głęboką ciszą i postępującą paranoją.
Po jej wężu nie było śladu. Puste terrarium spoglądało osądzająco; ona Gadzia Matka, straciła a wtem porzuciła swoje dziecko. Ibuki nie był w stanie go odnaleźć, wszystkie tropy prowadziły do niczego. Anko była bezradna, teraz już, gotowa zrobić wszystko by udręka dobiła końca.
Śniła. O zamaskowanych postaciach. Wężach, przywiązanych do patyka, z czarnymi workami zasłaniającymi ich głowy. Gdyby gady te miały palce, prędzej czy późnej otrzymałaby któregoś z nich odciętego, w pudełku po butach, wysłanego ku niej pocztą z małym dopiskiem: U are bad mother. Anko była tego pewna.
Raz zwierzyła się Ibikiemu ze swojego problemu. Jounin towarzyszył jej w mieszkaniu gdy nadejść miała pora punktualnie dręczących ją telefonów. Tego dnia nie otrzymała jednak żadnego połączenia. Zrobiło jej się gorąco, gdy wszystko o czym go zapewniała nie znalazło żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości.
– Obserwuje cię. – Ibiki nie tylko nie zwyzywał jej od postępujących wariatek, ale także uwierzył w jej zapewnienia. Wyjrzał za okno ilustrując otaczające ich budynki oraz przeważnie pozasłaniane firanami okna. W nielicznych paliło się słabe światło. – Należy przyjrzeć się okolicy.
Kierował się ku wyjściu zarzucając na ramiona czarną, skórzaną kurtkę gdy znajomy dźwięk zatrzymał go w miejscu.
– To moja komórka.
Nie należąc do wylewnych, teraz nie krył zdumienia. Anko znalazła się przy nim szybciej, niż pies podbiegający do ogrodzenia. Jej okrągłe oczy patrzyły w skupieniu, gdy podnosił komórkę do ucha. “Głuchy telefon!?” krzyczało kobiece spojrzenie. Zdziwiła się, gdy na obliczu towarzysza odnalazła skupienie. Słyszała stłumione dźwięki wydobywające się z głębi urządzenia.
– Umiesz po wężońsku? – zapytał po chwili. Anko skonsternowana przechyliła głowę, jak nierozumne szczenię.
– Co?
– Mówi w języku wężów. - Ibiki, choć wiele już w życiu widział, nigdy nie postawiłby przed sobą ewentualności, że rozmawia właśnie z zaginionym wężem. Sykliwa kakofonia drażniła jednak jego uszy raz po raz; nic z tego nie rozumiał.
Anko jednak była o wiele bardziej zdesperowana.
– To moje dziecko! – wykrzyknęła, odbierając mu telefon. Zasyczała coś, a sposób w jaki akcentowała cienkie złoża dźwięków przywodziły mu na myśl pierwszą część Harrego Pottera. Akurat dzisiaj nie spodziewał się udziału w tym pokracznym, kompletnie nie mających dla niego sensu uniwersum. (No bo skąd niby czerpali tą swoja magię? Jak dla niego, wyciągali ją centralnie z dupy.) Nie. Ibiki zdecydowanie nie był fanem fantastyki – uwielbiał za to kryminały.
– To jakiś stek bzdur! – oburzyła się po chwili Anko, gdy w sekwencji syków i dźwięków nie znalazła nic, co miałoby dla niej większy sens.
– Co powiedział?
– Bratki w oborze, kot, zielony sufit a potem ścięli mi dęba!
Ibiki zrobił dziwną minę, zatrzymując się na krzywym grymasie. Na myśl od razu przyszła mu zagadka; ona jednak kryła by w sobie podwójne, ukryte dno. W owym zdaniu nie było nawet krzty logiki.
– What the fuck. Daj mi ten telefon. Halo! Kimkolwiek jesteś, pokraczny, śmieszny człowieczku znajdę cię a wtedy… – zamilkł, słuchając. Krew powoli, bardzo powoli odpływała z jego twarzy czyniąc ją bladą i naraz, skrzywioną niezadowoleniem. – Tak. Dobrze… Niech będzie. Zrozumiałem.
Anko wręcz wykręcało z ciekawości. Z ciężkim westchnieniem Ibiki zakończył rozmowę, a potem posyłał ej udręczone, ciężkie spojrzenie.
– Czy to wężowy skrytobójca?! Porywacz z Kraju Deszczu?! Orochimaru powrócił?! - Kunoichi zasypywała go ewentualnościami. Nie mogła znieść niewiedzy ani chwili dłużej. Wstrzymała oddech, skazana na niełaskę niespiesznych odpowiedzi.
– Gorzej. – Mężczyzna z trzaskiem porzucił swój telefon; jakby to on był źródłem tego, z czym przyszło im się mierzyć. – To Medyk. Żąda wyników twojego cholesterolu. Wtedy odzyskasz węża.
Nie wspomniał słowem o kolonoskopii, która czekała go jutrzejszego poranka.
Pisała dla Was Temira, jako jeden z ostatnich już razów.
Przychodzi czas, gdy trzeba pożegnać się z Uniwersum Naruto i zająć swoim własnym, indywidualnym światem. Ja stoję już dziś na końcu swojej fanfikowej drogi, pale papierosa i, choć na razie deklaruje swoją rezygnację, nie zamykam żadnych ze drzwi.
Kto wie, może kiedyś jeszcze tutaj wrócę ♥
Dziękuję wszystkim oczom które śledziły moje teksty. Wszystkim wiernie Komentującym i nabijającym te ogromne wyświetlenia które tutaj mamy. Dziękuje moim Dziewczynkom, stukniętym mniej lub bardziej; Wszystkie nadajecie kolorów temu Ninjowemu Światu.
Dzięki za wsparcie i tą ogromną cierpliwość.
Do zobaczenia po drugiej stronie! Tej tylko Czytelniczej, już nie Tworzącej.
Ja już jestem zaznajamiana z tekstem. Uwielbiam korekty, które dają mi dostęp premium xd
OdpowiedzUsuńBardziej merytoryczny komentarz odnośnie treści strzelę, gdy choroba trochę mi puści, ale chcę napisać coś innego.
Te kilka lat razem dużo dla mnie znaczyło i chociaż znikasz z bloga, mam nadzieję, że nie zapomnisz o nas i będziesz odwiedzać na msg co jakiś czas. Znajomość z Tobą wprowadziła dużo pozytywnej energii w moim życiu. Jesteś tak szaloną i pozytywną osobą jak Twoje mistrzowskie parodię. To kwintesencja Temiry po prostu <3
Jestem Ci ogromnie wdzięczna za to, że dołączyłaś do mojego bloga jako pierwsza. Rozruszałaś mnie, wspierałaś i napędzałaś. Nigdy Ci tego nie zapomnę. Kochamy Cię, chociaż nie spotkałyśmy się nigdy twarzą w twarz. Dziękuję Ci Temi za wszystko, mój szalony zakładowy shinobi. Zasłużyłaś na emeryturę 💜🥷🏽
Ty wiesz jak rozwalić człowieka. Czytałam wszystko, śmiejąc się do rozpuku, a potem przeczytałam notatkę, że odchodzisz. Jest mi smutno z tego powodu, ale tak chyba być musi. Ogromnie ci dziękuję za te wszystkie wspaniałe teksty, które dla nas napisałaś. Kocham twoje poczucie humoru i mam nadzieję, że będziesz wpadać na chat rozruszać nasze introwertyczne kości jako jedyny ekstrawertyk w naszym gronie. :)
OdpowiedzUsuńDobra teraz przejdę do one shota. WARTO BYŁO CZEKAĆ. Kocham twoje parodie, Temcia. Po męczącym dniu to balsam na moje serce. Xd
Z dumą stwierdzam, że jako dorosła osoba SAMA chodzę do lekarza już od paru lat. Mama nie musiała mnie nigdy zapisywać, chociaż pot spływa mi po czole przy każdym dzwonieniu do lekarza.
Dokładnie tak sobie wyobrażam wizyty shinobi u lekarza. Tutaj jest to obrócone w żart, ale mam wrażenie, że unikaliby oni szpitala jak ognia, bo kojarzyłyby się im ze śmiercią, więc chodziliby tam tylko w ostateczności.
Uwielbiam podchody, jakie prowadziła Sakura. Jakie plany musi wymyślać, żeby doprowadzić wszystkich joninów na badania. Oplułam się herbatą, kiedy Sakura zapytała Kakashiego, kiedy ostatnio oddawał stolec. Jego odpowiedź brzmiała tak, jakby to było ich tradycyjne pytanie. Kiedy ludzie się spotykają, pytają się wzajemnie, jak im mija dzień, a Sakura pyta o datę ostatniej wizyty w toalecie. :D
Marka Shino-Viton skradła mi serce. Shino nie mógł wyżyć z marnej pensji nauczyciela w akademii, więc stał się sławnym projektantem.
Ty mi powiedz, kobieto, gdzie znalazłaś poczucie humoru, bo też chcę trochę. I oczywiście ten one shot też trafia do zbioru parodii, które tak uwielbiam, że co jakiś czas do nich wracam.
Jeszcze raz dziękuję za wszystko. Trzymaj się! ;)
Wysyłam całuski. :*
Jestem i ja, wyjątkowo nie jako pierwsza!
OdpowiedzUsuńTemi! Jak ja się stęskniłam za Twoimi tekstami. Parodie, które nam serwowałaś przez cały ten czas, były miodem na moje serce. Tak jest i tym razem, gdy wyskoczyłaś jak ninja zza krzaka, jak Sakura szukająca joninów koniecznych do przeglądu zdrowotnego.
Sam pomysł, czyli kwestia Eleine, był niecodzienny i wspaniały w swoim założeniu, a Ty stworzyłaś z niego perełkę. Podziwiam jak sprytnie wplotłaś bezwzględną Haruno i chraktery wszystkich postaci, tworząc niecodzienne sceny, pełne humoru i wręcz graniczące z absurdem.
Również i mnie marka Shino-Viton skradła serduszko. Uwielbiam w tekstach takie smaczki, mieszanie naszego i ich świata, a fakt, że Shino miałby się zajmować torebkami dodaje jedynie smaczku.
Szkoda, że odchodzisz. Zawsze rozpogadałaś nasze małe grono wielbicieli dramatów i psychopatów znęcających się nad postaciami :D Mimo wszystko rozumiem. Każdy etap kiedyś się kończy. Cieszę się, że jednak nie palisz mostów. Gdybyś coś miała kiedyś ochotę napisać i wrzucić, doskonale wiesz, że nasze drzwi stoją przed Tobą otworem :)
Trzymaj się ciepło i zaglądaj do nas!