31.10.2021

Zbaw nas od gniewu Sayuri! Czyli drugie Halloween na Zbawieniu!

Oto halloweenowy specjał, kochani! Wzięły w nim udział wszystkie autorki poza Termirką, która nadal przebywa na pisarskim urlopie. 
Przeczytajcie o spotkaniach w wyimaginowanym biurze Zbawienia i naszych przygodach razem z bohaterami Naruto! W Halloween może zdarzyć się wszystko 😈

 


Wstęp jest autorstwa cudownej Krropci. Poniżej każda z autorek napisała swoją część. Miłego czytania!



Zlokalizowanie biura Zbawienia od zawsze było problemem. Niektórzy sądzili, że można się do niego dostać wbiegając w mur jednej z wielkomiejskich wiat na segregowane śmieci, wykrzykując numeryczny kod wymarzonej destynacji. Inni zapewniali z gorliwością modlitwy najstarszych, piernikowych dewotek, że prawdziwe lokum mogą odwiedzić tylko osoby o przegniłych i zwyrodniałych umysłach. A jeszcze inni przekonywali, że jedyną prawdziwą drogą jest zamknięcie się w konstrukcie znanej marki typu szafa, o wdzięcznej nazwie FRÄLSNING i bicie głową w pilśniowy tył aż do osiągnięcia nirwany.

Jednak bez względu na wszystko, raz w roku zaklęcia okalające rozpadający się i gwałtownie osiadający na fundamentach budynek, słabły ukazując jego spękane mury i zasuszony bluszcz. Dopuszczały wścibskie spojrzenia do zaparowanych szyb, nieczyszczonych od wieków kominów i staromodnych zamków, z za dużymi otworami na klucze, dzięki czemu mało-pilnie strzeżone arkana fanfikowego pisarstwa dostępne były dla każdej zdeterminowanej duszy. 

A wszystko zaczęło się pierwszej deszczowo-jesiennej nocy, gdy przeżute i wyplute przez wrażenia roboczego tygodnia autorki zamarzyły o halloweenowej imprezie…


🎃🎃🎃


Pokoje Zbawienia już dawno stały się puste. W związku z obostrzeniami pandemicznymi biuro zostało zamknięte na nie do końca przysłowiowe cztery spusty (w tym dwa zamki typu Gerda, jedną kłódkę i pokaźnych rozmiarów kij do miotły służący za rygiel) przez niejaką panią woźną Ciappkę, podobno spowinowaconą z rodem Krropć. Działanie te znacząco ograniczyło ruch graniczny na głównej brami, a stan odwiedzających spadł do zera.

Zakładowe szafki, tak jak księga gości, wiały pustkami, pozbawione słodko-słonych przekąsek i przesłodzonych napojów, co rusz rzucanych w drzwi i zabite dechami okna przez najwierniejszych fanów. 

Pozbawione prowiantu, a przede wszystkim uwielbienia przekazywanego w formie esejów na milion znaków, sonety opiewających artystyczne talenty, a nawet gróźb w związku z przekroczeniem wszelkich deadlinów wysyłanych przez pocztę nad-progową, autorki rozpierzchły się po czterech stronach blogowo-wattpadowego półświatka w poszukiwaniu jakkolwiek płatnej pracy. 

I tylko Szefowa z niekończącymi się zapasami weny płomiennej niczym jej ogniste włosy pozostawała na posterunku poszukując kolejnych niewinnych dusz pozbawionych cudotwórczej mocy Zbawienia. W jednej z nielicznych wolnych chwil, gdy pisanie kolejnych zwyrodniałych paringów i ogarnianie zakładowej papierologii zdawało się nie istnieć, uraczona pierwszym dniem porządnej, jesiennej pogody, przeglądała wynurzające się powoli reklamy ozdób hallowenowych. 

Wszakże pajęczyn, nietoperzy i niepokojących dźwięków wydobywających się z przedpotopowej hydrauliki w biurze było pod dostatkiem, ale zdaniem Sayuri miejsca na jedną czy dwie dodatkowe dynie, pastelowe lampki w kształcie duszków, szkielety przypominające popularnych ninja, tonę świec i co najmniej jedną dębową trumnę nigdy w jej domostwie nie zabraknie. 

Pochłonięta okazjonalnymi ofertami na allegro i skąpana w błękitnym blasku monitora zupełnie nie zwracała uwagi na ogarnięte mrokiem niezapłaconego rachunku za prąd pomieszczenie ani tym bardziej fakt, że swoje myśli wypuszcza do otoczenia w postaci nadzwyczaj wyraźnych mamrotów. 

— Już niedługo halloween… Lubię halloween. Te wszystkie piękne ozdoby przydałyby się na imprezę. 

— Impreza halloweenowa? Say no more, szefowo! 

Głos tak znajomy i gwałtowny był szokiem dla delikatnego serca szefowej. Miesiące samotnego przebywania w biurze odbiły się na jej udelikatnionych zmysłach przez co huk nowoprzybyłej był głośniejszy niż dźwięk patelni uderzającej w głowę Eri. 

Walcząc z atakiem serca podniosła się z krzesła by wyjrzeć zza dupiastego monitora jedynego komputera w lokalu i zobaczyć Krropę niewinnie siedzącą w bliżej nieznanym acz zaskakująco czysto i porządnie wyglądającym fotelu. 

Kilka wdechów pozwoliło jej dojść do siebie. Nie mogła pozwolić by jej ukochane dziewczynki chociażby na chwilę zwątpiły w jej przywódcze zdolności, ani tym bardziej podważyły kierowniczą rolę. 

— Tak! Zbliża się październik trzeba coś przygotować! — oznajmiła chaotycznie przeszukując szuflady biurka. Gdy odnalazła zgubę, uśmiechnęła się demonicznie i zaczęła dmuchać w lśniący trenerski gwizdek. — Zbawienie! Haruno! ZBIÓRKA. 

Krropcia przyglądała się temu z powątpieniem. Ostatnio relacje między członkami Zbawienia były luźniejsze niż interpretacje ferdydurke na maturalnych arkuszach i nie spodziewała się, że ktokolwiek odpowie na wyzwanie kierowniczki. Jako druga tego wieczoru została ofiarą własnego przywiązania do biurowej ciszy i nagłych dźwięków, towarzyszących pojawieniu się kolejnej istoty.

W obłokach popowych, koreańskich hitów tuż za Sayuri zmaterializowała się jej wierna Kohai, Eleine, która ku zdziwieniu zgromadzonych maślanym wzrokiem wpatrywała się w nią oderwana od fioletowej strony Twittera. 

— Seeenpaaai! — wyrzuciła z siebie krzyk, w który włożyła prawdopodobnie każdą gazową cząsteczkę znajdującą się w jej płucach. — BTS! Akatsuki przebrane za BTS! Napiszcie to, koniecznie! 

Kobieta obdarzyła ją spojrzeniem stanowiącym dziwną mieszankę strachu, rozczarowania i pobłażliwości. Dla niej wstąpienie do jakiejkolwiek armii było poza wszelkimi granicami komfortu i rozumowania, ale wiedziała też, że jej ukochana uczennica już dawno je przekroczyła. Ignorując kolejny atak fangirlu rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu reszty swoich owieczek. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że załoga została brutalnie uszczuplona przez techniczno-sprzętowe problemy szefowej parodii i przypału oraz szafowo-piwniczne więzienie zakładowego słodziaka. 

Powstrzymując się od wybuchu i zagryzając wargi ratowała się przed wyciekiem mało cenzuralnych wyrażeń. Obydwie dłonie oparła o krzesło przybierając postać ostentacyjnie-dominującą i zwróciła się do jedynych podwładnych, które jeszcze okazywały jej chociażby okruchy posłuchu. 

— Dobra! Historia o halloween, słucham propozycji! — zarzuciła podkreśliwszy otwarcie licytacji uderzeniem pięści w mebel. 

— Różowi na Naruto! Naruto przebranego za kubełek insta ramentu. To będzie hit internetu, zobaczycie! To będzie ten no… WAJRAL. — Zawyła Krropcia zza szklanki wypełnionej tanim winem popularnej acz obcojęzycznie brzmiącej marki. W żadnym wypadku nie było mowy aby zapomniała dodać żywieniowego akcentu do swoich dzieł. 

— Fioletowi na BTS! Albo nie. NIE. Zbaw nas od Zbawienia wolum DWA! — ryk Eleine podłączającej się pod fanfikową kroplówkę znów rozdarł pomieszczenie. W oczach Sayuri pojawiły się kurwiki pisarskiej pasj,i ale zanim zdążyła zareagować z szafy za jej plecami wydobył się chichot. 

— Ale… Czym jest zbaw nas od Zbawienia? — szept zaskoczenia dotarł do dziewczyn z jeszcze przed chwilą ciemnego kąta, w którym teraz stała najnowsza członkini ich niepoprawnie szalonego grona. 

— Madaro przenajsłodszy! Ona NIE WIE. — Oświecona Krropcia wpadła w hiperwentylację.

— Lacia, ty to musisz przeczytać! — El obudzona niespotykanym na forum poruszeniem zerwała się z miejsca i wybiegła do sąsiedniego open-space’u, z którego po chwili wróciła ze stertą luźnych kartek. — Masz! Tutaj pisały o tym jak piszą! O, a tutaj Sayu przyzwała Sasoraka! Patrz, patrz! A tu już po pierwszym akapicie ryczałam.

Widząc otaczające tekst notatki, Lacerta poczuł jak rośnie w niej bezgraniczny lęk, a fale gorąca zalewają skronie. Parodia była gatunkiem tak odległym od jej umiejętności i literackiego wyczucia jak Kakashi od punktualności. Zanim jednak wpadła w panikę dotarło do niej znaczenie jednego ze znaków wodnych, skrytych w rogu każdej kartki. 

— Czekaj. Co to? — Łapie za jedną ze stron i przytyka przed nosem aby lepiej przyswoić znaczenie słów. — Czy… czy one pisały to RAZEM? 

— No oczywiście! Naturalnie pomysłodawcą była Temcia, która jest naszą królową parodii ale reszta też spisała się cudnie.

— Czyli cały czas mowa o pisaniu grupowym? To niesamowicie! Piszę się na to! Co mam pisać? Na kiedy? Ile stron? Z resztą nieważne. Dajcie mi trzy dni a będzie gites! — Zanim którakolwiek zdołała zareagować, blondynka wyleciała z pomieszczenia pozostawiając za sobą jedynie atmosferę pełną niedopowiedzeń. 

Niezrażona niczym Szefowa powróciła do gromienia wzrokiem swoich darmowych pracowników. — No dobra — orzekła podgryzając dolną wargę. — Chęci są. Koncept jest. Teraz trzeba rozdzielić bohaterów! — Na chwilę odwróciła się od widowni, a jej chude palce poszły w ruch, odliczając w rytm mamrotania. Gdy uporządkowała sobie myśli powróciła do matczynego wywodu. — Okay! Must have to ktoś młody z Naruto i Akatsuki wszyscy razem albo rozbici. Chcę wiedzieć dokładnie, kto z kim czym i jak długo, rozumiecie? 

— Zaklepuję Akatsuki! — pisnęła Krropcia. Sięgając po torbę ze sprzętem do szpiegostwa przemysłowego, na który składał się plastikowy stetoskop, szklanka z promki na tikejmaksie i dwie puszki połączonej nawoskowanym sznurkiem, przewróciła stopą leżące obok niej butelki po winie, których ilość drastycznie wzrosła. Srogi wzrok przełożonej ostudził jednak jej zapał i ułożył w fotelu. — Toooo znaczy, za pozwoleniem i całogronną zgodą! Bo ja… dobrze znam tego jednego yashinistę, a Uchiha to taki starszy braciak mój… Ale wszelkie artystyczne dusze oczywiście pozostawię Waszej Mistrzowości… 

— Dobrze… — Szept. Nie głośniejszy nawet o decybel od wycia wiatru przedostającego się przez szczeliny w okiennych uszczelkach wystarczył aby zamilkła. W pełnym skupieniu obserwowała jak dłonie Sayuri powolnymi ruchami przepływają przez klawiaturę, na której wystukiwała przydział zadań, który przybierał kształ excelowej tabelki, a gdy zakończyła, woląc uniknąć dalszych niedomówień rozpłynęła się w chmurze kurzu, którą wzbiła w powietrze uciekając przed najgorszym. 

— No dobra, kto następny… 

— KuUuuUurnaA, mój laAaptOoOop…— Wycie wiatru przyjęło dziwnie znajome tonacje. W eterze dało się słyszeć odgłosy podobne do jęków potępionych dusz, które od jakiegoś czasu nawiedzały ich piwnicę. — Jutro… Jutro ogarnę. Dzisiaj jest impreeezaa!

Nie zastanawiając się wiele, Sayu dopisała Temirę do listy okazjonalnych autorek. Bądź co bądź ale nowy projekt, nie mógł się obejść bez jej poczucia humoru i ciętej komedii. I nawet największe problemy techniczne nie mogły w tym przeszkodzić. 

Ukontentowana tak licznym stawiennictwem miała już zamknąć plik, gdy przypomniała sobie o rozbawieniu stojącej za nią garderoby sprzed kilku minut. Zacmokała niezadowolona i ponownie wywołała licytację, skupiając się na wizji azjatyckiego makaronu, który czekał na nią w domu. W odpowiedzi usłyszała zgrzyt zamka i głos, którego pozazdrościłby niejeden poltergeist. 

— Dziesięć puchońskich punktów. Dziesięć puchońskich punktów i tabliczka czekolady za Anbu! 

Mamita westchnęła. Słodycz Gin zawsze pozbawiała ją morderczych skłonności, a niekiedy nawet rozczulała. Dlatego też bez większego wahania umieściła kolejne imię na liście. Całość nabierała sensu, dając nadzieję na rozruszanie zaśniedziałych mechanizmów grupy. A może i ożywienie dyskusji wśród komentujących. 

— Doskonale. Ja jak zwykle wezmę Sasori-samę. Na pewno stęsknił się za mną przez ten cały rok. Oj na pewno. Chociaż w sumie... — Diaboliczny uśmiech nie schodził z jej twarzy. — A Lacia... 

— Jestem! — Kolejna nagła materializacja tego wieczora okazała się zdecydowanie mniej zaskakująca od pozostałych. Będąc w pełni sił i zmysłów Szefowa była w stanie ze spokojem unieś zaciekawioną brew i pozwolić na kontynuowanie wypowiedzi. — Pijana, to fakt. Jak Temira, to bardziej przypuszczenie, więc sorry, ale biorę team 7. Oni są totalnie idealni i very speszjal — oznajmiła Lacerta, jakimś cudem nie kończąc zdania walnięciem czołem o blat stołu, ani inną płaską powierzchnię budynku. 

— No proszę. Sto procent frekwencji. Nie sądziłam, że tego dożyję. — Zapisała plik i kopnięciem w bok obudowy wyłączyła ledwo zipiący komputer. — W takim razie… czas na polowanie. 


🎃🎃🎃


Ginny


Czy przechytrzę elitarnego członka ANBU?! Pytanie towarzyszyło mi od kiedy zrozumiałam, że kolejny raz sprowadziłam na siebie kłopoty w postaci byłego skrytobójcy. Słodki Hokage, dlaczego nie wyznawałam idiotynizmu i nie wybrałam Naruto lub Kiby?! Przysięgam, że jak przeżyję, to od razu nawrócę się na Uzumakinizm albo Inuzukanizm! Z drugiej strony, lepszy Kakashi — ten z ANBU też — niż zryte berety pokroju Hidana i Deidary… Biedna Krropcia

— Gai! — Krzyk brutalnie wyrwał mnie z potoku myśli.

Odruchowo rozejrzałam się wokoło; kilka metrów od kryjówki dostrzegłam rozczochraną czuprynę, którą rozpoznałabym chyba wszędzie. Nawet w najgłębszych i najciemniejszych otchłaniach piekielnych. Przemilczmy fakt, że chęć zobaczenia właściciela czupryny pchnęła mnie do odwiedzin w przedsionkach tych terenów. Niestety, przez pośpiech zapomniałam, że demony nie tylko dusze traktowały jako zapłatę za swoje usługi… Za cieniutki poradnik Nauka teleportacji w kwadrans — poziom zaawansowany miałam zapłacić organami wewnętrznymi, a nie galeonami. Rzecz jasna, po trzaśnięciu czarownicy w twarz, uciekłam z krzykiem, gdzie pieprz rośnie. Oh, no i, obiecałam sobie, że już nigdy nie wrócę na Ulicę Śmiertelnego Nokturnu… Moja miłość do Kakashiego Hatake była bardzo silna, ale swoje życie kochałam dużo mocniej!

— Przegrany jest zgniłą dynią! — Kolejny krzyk przeciął powietrze.

Nie minęła krótka chwila, jak Gai Maito siedzący na wózku inwalidzkim, podjechał pod drzwi wejściowe i wyciągnął rękę w stronę dzwonka. Zanim jednak przydusił przycisk, rozległo się zgrzytnięcie klucza w zamku. Klamka opadła, zawiasy skrzypnęły. Drewniane skrzydło nieco ustąpiło; między nim a framugą mignęły czerwone tęczówki. Zaraz potem w progu stanęła uśmiechnięta Kurenai Yuhi, która bez zbędnych ceregieli wpuściła gości do środka. 

— Pora na odrobinę alchemii — stwierdziłam, kiedy Kakashi zamknął za sobą drzwi.

Z trudem wysłupłałam z tylnej kieszeni spodni probówkę ze znikomą ilością niebieskiego płynu. Odkorkowałam ją, po czym delikatnie przytknęłam do ust. Odruchowo zatkałam nos, gdy nozdrza zaatakowała bardzo słodka - wręcz mdła - woń. Zaczęłam odliczanie do trzech; po dotarciu do ostatniej liczby wypiłam eliksir jednym łykiem. Mógł ładnie pachnieć, jednak w smaku przypominał zepsute mięso. Niestety, nie zdążyłam jeszcze dosadniej skomentować zapachu wywaru, bo poczułam niemiłosierne pieczenie w przełyku. Nie minęła krótka chwila, jak żołądek skręcił mi się w supeł, a palący ból zaczął obejmować całe ciało… Zaczęła mnie piec nawet skóra! Czułam się, jakbym wypiła kwas i została oblana wrzątkiem jednocześnie! Cierpienie było tak duże, że po wszystkim potrzebowałam troszeczkę czasu, żeby do siebie dojść… Kiedy w końcu przypomniałam sobie, w której galaktyce mieszkałam, spojrzałam na swoje ręce, ale ich nie dostrzegłam. Czyli jednak mały bonus od czarownicy nie był trucizną! 

— Oby nie przestał działać po pięciu minutach, bo, jak Hatake kocham, nie ręczę za siebie — mruknęłam, niezgrabnie wyczołgując się spod krzaka robiącego za moją kryjówkę.

Podeszłam do drzwi. Po delikatnym naciśnięciu klamki, która bez sprzeciwu opadła, równie lekko pchnęłam skrzydło. Nieśpiesznie wsunęłam głowę w szparę między nim a framugą i zajrzałam do środka. Ciszę w obszernym przedpokoju mącił męski śmiech wymieszany z dziecięcymi piskami oraz krzykami. Szybko namierzyłam sprawców hałasu; byli nimi Gai z siedzącym na jego kolanach dzieckiem, które bezskutecznie próbowało uciec od łaskotek. 

— N-nie chciałam cię wystraszyć, wujku! — pisnęło w pewnym momencie między salwami śmiechu. — Proszę, weź cukierka! Na przeprosiny!

Podeszłam do zbiorowiska. W tym samym momencie Maito odsunął ręce od drobnego ciała, dzięki czemu mogłam spokojnie przyjrzeć się córeczce Kurenai. Oczywiście, już po samym głosie wiedziałam, że obserwuję małą Mirai Sarutobi… Nie zdążyłam jednak zarejestrować żadnych innych faktów, bo dziewczynka znowu przystąpiła do akcji. O ile nie widziałam jej wcześniejszego wybryku, o tyle teraz ujrzałam jak wetknęła w dłonie Gaia kolorową puszkę. Przeklęłam pod nosem, kiedy Maito bezmyślnie uniósł plastikowe wieczko. Efekt był taki, jaki podejrzewałam - ze środka wyskoczyły malutkie pająki z plastiku, czy tam gumy. Odruchowo odskoczyłam, gdy jeden z nich wylądował przy moich stopach. Strach i obrzydzenie szybko zastąpiła złość po usłyszeniu śmiechu Gaia oraz Mirai. Łypnęłam na nich hardo, po czym skupiłam uwagę na pozostałych. Kurenai uśmiechała się lekko, zaś usta Kakashiego drżały, jakby za wszelką cenę próbował zachować powagę. Zaraz potem westchnął cicho i spojrzał na małą Sarutobi z udawaną przyganą. No proszę, proszę, tego się nie spodziewałam

— Mirai, miałaś być grzeczna — upomniał ją. — Obiecałaś nam to. 

Dziecko ucichło, ale zaraz otworzyło usta. Najpewniej, żeby zaprotestować. 

— Obietnic się dotrzymuje, skarbie — Jedno zdanie sprawiło, że dziewczynka zmarkotniała, jednak zaraz objęła - tyle, na ile pozwalały jej drobne rączki - szyję Gaia. Po wymratotaniu czegoś do jego ucha, zsunęła się z kolan mężczyzny i wbiegła do salonu.

— Jesteś dla niej zbyt pobłażliwy — stwierdziła Kurenai, mierząc Maito nieprzychylnym spojrzeniem. — Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, pozwalając wam ją pilnować w Halloween. Ale tak bardzo prosiła o ulubionych wujków… — dodała, spoglądając na ścienny zegarek. — Ah, jestem już spóźniona i jeszcze z wami rozmawiam… Cóż, nie mam innego wyjścia, jak zostawić was na pastwę Mirai z nadzieją, że nie zastanę rano katastrofy. Dobrej nocy.

Chwilę później wyszła, a Kakashi z Gaiem dołączyli do Mirai w salonie. Po obejrzeniu kreskówki nadszedł czas na położenie dziewczynki spać. Mała Sarutobi od razu poprosiła Zieloną Bestię o bajkę na dobranoc. Reakcja Maito była rozbrajająca i rozczulająca naraz; z typowym dla niego entuzjazmem złożył “paluszkową” obietnicę, że opowie historię o tym jak obchodził Halloween w dzieciństwie. Deklaracja mężczyzny zmotywowała Mirai do tego stopnia, że już po kwadransie leżała grzecznie w łóżku, a jej opiekunowie siedzieli obok niej.

— Razem z tatą zaczynaliśmy przygotowania na miesiąc przed Halloween... 

— Wtedy też nie myśleliście i nie rozmawialiście o niczym innym… — wtrącił Hatake.

— Kakashi…

— Jednak to nie było najgorsze. Wyobraź sobie, Mirai, że każdy, kogo napotkali, musiał wysłuchiwać monologów o kostiumach i dekoracjach… — kontynuował mężczyzna.

— Kakashi!

Zapadła cisza. Kopiujący Ninja spojrzał na wyraźnie niezadowolonego towarzysza, ale po chwili uniósł ręce w poddańczym geście. Maito uważnie obserwował poczynania przyjaciela, dopóki ten nie oznajmił, że już będzie siedział cicho. Deklaracja wywołała u Gaia ciężkie westchnięcie połączone z wywróceniem oczami, które Hatake podsumował uśmiechem.

— Pomijając to, co już zdradził wujek Kakashi… — zaczął Maito, nadal lustrując Kopiującego Ninję wzrokiem. — W Akademii poznałem grupkę dzieciaków… Należeli do niej twoi rodzice i wujek Kakashi, ale tylko Kurenai nie śmiały się z mojego głupiego strachu przed duchami… Ba, razem z naszą wspólną znajomą, Rin, broniły mnie przed dzieciakami, które mi z tego powodu dokuczały. Z czasem zaczęliśmy chodzić na cukierkowe polowania, a po nich objadaliśmy się naszymi zdobyczami i opowiadaliśmy sobie historie o duchach… Twój tata, Kakashi i ich przyjaciel, Obito, dłuuugo uważali to za dziecinadę, ale w końcu zmienili zdanie. Reszta grupki też to zrobiła, jednak bardzo niechętnie… Ich strata... Dla mnie liczyło się tylko to, że tradycja zapoczątkowana przez mojego kochanego tatę została zaakceptowana przez moich kochanych przyjaciół… Jednego Halloween…

Mirai słuchała opowieści, dopóki z jej ust nie wyrwało się potężne ziewnięcie. Chwilę później potarła oczy, dając tym samym sygnał, że naprawdę była senna. Maito wymienił z Hatake porozumiewawcze uśmiechy.

— Miłych snów, księżniczko.

— Dobranoc, Mirai.

— Dobranoc, wujku Gai. Dobranoc, wujku Kakashi.

Z cichą nadzieją na usłyszenie kolejnej historii Zielonej Bestii, ruszyłam za mężczyznami. Nie zaszliśmy jednak daleko, gdyż ledwo odeszliśmy od drzwi, a powietrze przeciął krzyk. Gai i Kakashi zawrócili chyba szybciej niż zdążyli o tym pomyśleć, bo prawie mnie stratowali! Nie żebym nie rozumiała ich reakcji, ale coś mi podpowiadało, że Mirai schowała się pod łóżku lub do szafy… Dlatego zamiast wpaść jak burza, to weszłam do pokoju niemal żółwim tempem w chwili, w której z spod posłania wyłoniła się drobna rączka. A nie mówiłam?

— Brawo, Mirai — oznajmił Gai, gdy pierwszy szok mu minął. — Znowu ci się udało mnie nastraszyć, a teraz wyjdź, żebym mógł się mocno przytulić na dobranoc, księżniczko.

Mirai cofnęła dłoń, ale nie wyszła ze swojej kryjówki, więc Maito zajrzał pod łóżko. Nie minęła sekunda jak gwałtownie się odsunął, wskazując mebel drżącym palcem.

— Po — potwór… — wydusił. — Tam jest potwór! Kakashi, zrób coś! 

Niestety lub bardziej stety, Hatake nie zdążył nic nie począł, bo Mirai wyszła spod łóżka. 

— Udało mi się! — krzyknęła po zdjęciu maski, wyrzucając ramiona w górę. — Wygrałam!

Posłała opiekunom triumfalny uśmiech, ale gdy napotkała ich spojrzenia, cały entuzjazm z niej uleciał. Spojrzała w dół i zaczęła miętosić materiał koszuli nocnej.

— Przesadziłam, prawda?

— Przesadziłaś — przytaknął Kakashi, kucając przed nią.

— No bo… — zaczęła z wyraźnym wahaniem. — No bo wujek Gai powiedział, że jak wygram, to zabierzecie mnie na kolejną wycieczkę!

Zamrugał zaskoczony, po czym parsknął śmiechem.

— Jesteś jeszcze za mała na nasze wycieczki — stwierdził z łagodnym uśmiechem. — Co powiesz na inną nagrodę?

— Inną nagrodę...?

Przytaknął skinięciem głowy.

— Muszę jeszcze tylko nad nią pomyśleć.

— Wujku!

— Mirai! — przedrzeźnił ją, nadal się uśmiechając. — Wrócimy do rozmowy jutro, a teraz szybko wracaj do łóżka. 

Dziewczynka posłusznie spełniła polecenie. Po wejściu pod kołdrę od razu wyciągnęła ręce przed siebie, co odczytałam jako zaproszenie do przytulasa na dobranoc. Gai, który zdążył już ochłonąć i usiąść z powrotem na wózku, bez oporu przytulił małą Sarutobi.

— Co to…? — zapytał nagle Kakashi.

Odruchowo spojrzałam w jego stronę. Zrobiłam to, w chwili, w której bezceremonialnie zerwał biały materiał ze stojącego na komodzie kształtu. Moim oczom ukazał się mały piesek o brązowym umaszczeniu. Co, do jasnej cholery, przywiało tutaj Pakkuna? 

— Czym cię przekupiła?

Czworonóg przeniósł wzrok na Mirai, ale szybko skupił uwagę na swoim właścicielu.

— Butelką malinowego szamponu, masażem łapek i miską psich przysmaków…

— Zdrajca — odparł spokojnie Hatake. — Ostatni raz puszczam cię pierwszego do Kurenai.

Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem. Niestety, na tyle głośno, że Kakashi od razu odwrócił głowę.

— Ginny…?

Zamrugałam zaskoczona, po czym spojrzałam w dół. Z przerażeniem zobaczyłam, że nie byłam już niewidzialna dla innych. Bez większego namysłu skupiłam się na przywołaniu obrazu biura Zbawienia. Chwilę później stałam pośrodku znajomego pomieszczenia, oglądając swoje zabarwione na niebiesko ręce. W tamtym roku skończyłam z kacem… W tym roku zobaczył mnie niebieską jak Smerfetkę… Moment… KUŹWA, ZNOWU ZAPOMNIAŁAM WYRWAĆ MU PARĘ KUDŁÓW, ŻEBY POKAZAĆ JE MAMICIE!!! Chyba jednak zacznę praktykować idiotynizm, bo Hatakenizm mi nie służy… No, o ile przeżyję gniew Sayuri.



🎃🎃🎃


Lacerta


Ja wszystko rozumiem, naprawdę, ale tym razem srogo przesadziłam. Nigdy więcej upijania się! Nigdy! Z wciąż bolącą głową i walcząc z otępieniem wpatrywałam się jak wryta w paczkę zawierającą buteleczkę z fioletowym płynem niewiadomego pochodzenia, dwusetką porządnej wiśniówki oraz wiadomością nakreśloną zgrabnie na fikuśnej papeterii w małe dynie oraz słodkie szkieleciki. Mając przeczucie, że wczoraj znów poniosło mnie tango, drżącymi dłońmi ujęłam papier.

Witaj moja droga!

Muszę przyznać, że do tej pory nikt mnie tak nie poruszył swoją historią. Postanowiłam więc nie zwlekać i wysłać pod Twój adres niezbędne ingrediencje. Wykorzystaj je jak najlepiej potrafisz i nie zawiedź swojej Szefowej, to wszak byłaby zniewaga wymagająca krwi — zarówno Twojej jak i wszystkich upiorów.

Pamiętaj, że noc Halloween jest magiczna, wystarczy uwierzyć.

PS: Po drugiej stronie instrukcja obsługi.

Poczułam się jak rażona piorunem. Wszystko mi się przypomniało, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Sayu kazała napisać raport dotyczący Halloween, a mimo że to wydarzenie czaiło się niemal za rogiem, ja wciąż nie przekazałam żadnych informacji do głównego biura. To oczywiste, że targała mną desperacja!

Ale… czy ta kobieta naprawdę jest mi w stanie pomóc? Miałam wątpliwości. Co jak co, ale znalazłam jej ofertę magicznych zaklęć, niewinnych psikusów oraz paskudnych klątw na OLXie. Całość była bardziej podejrzana i niedbała niż oferty marketingu sieciowego. Zwłaszcza, że znajdowały się tam propozycje w stylu: „zdobądź miłość życia”, „przejmij pensję szefa” czy olaboga „spłać za jednym zamachem kredyt hipoteczny”. Cóż, człowiek po alkoholu widzi świat w innych barwach.

Westchnęłam, odwracając niepewnie liścik na drugą stronę.

Dolej eliksir do wiśniówki, a następnie porządnie wymieszaj. Potem wypij całość w przeciągu trzech minut. Gdy poczujesz, że zaczyna klepać, sowicie zawal głową w stół, wyobrażając sobie, gdzie chcesz się udać. Może być to dowolny świat. Powrót możliwy po wypowiedzeniu słów „Zbaw mnie od gniewu Sayuri” i ponownym uderzeniu czołem w powierzchnię płaską. Nie wcześniej jednak niż po trzydziestu minutach od teleportacji!

Co?! To jest chyba jakiś żart od pracownic biura zbawienia! Halo, ukryta kamera?! Rozejrzałam się wściekle po pomieszczeniu. To pewnie zemsta Eleine za ignorowanie BTS. Ale z drugiej strony… zostało tak mało czasu. Zaczynam się pocić z tego stresu gorzej niż świniak w piekarniku.

Raz kozie śmierć! A miałam być trzeźwa… chwilka, czy będę dalej wstawiona, gdy już dostanę się do Konohy? Przysięgam, że jak to żart, to będę ubiegać o odszkodowanie! Skasuję… skasuję El Tweetera. A Sayuri usunę wszystkie arty Sasoriego. Kropie doszczętnie tabelki w Excelu poprzestawiam, aż fiknie. Gin… co zrobić Gin? Wiem, przejmę jej ficzki z Harry’ego Pottera i nie oddam! Hehe. To jest plan ewentualnej zemsty. Ciekawe, czy Temira już wytrzeźwiała, ehhh. Znów będzie mnie bolała głowa. To przestaje być zabawne.

Zerknęłam na nalepkę umieszczoną na eliksirze: UWAGA MOŻLIWE SKUTKI UBOCZNE: biegunka, wymioty, przezroczysta wydzielina z sutków (?!), problemy ze wzrokiem, suchość w gardle, swędzenie, gorączka, długotrwała oraz bolesna erekcja (?!), wysypka. Nie podawać kobietom w ciąży. Nie podawać mężczyznom z problemami prostaty.

Dobry, Boże.

 

🎃


 Kilka obserwacji na początek całego przedsięwzięcia.

Czoło niemiłosiernie mnie bolało po uderzeniu w stół. Wciąż byłam nietrzeźwa, choć zdecydowanie mniej niż zaraz po wypiciu tego paskudztwa. Faktycznie mnie gdzieś przeniosło. A co najważniejsze moje cycki w ogóle się nie zmieniły. Z jakiegoś powodu o to obawiałam się najbardziej. Całe szczęście, że nie posiadałam męskich narządów.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu z przestrachem, próbując zapanować nad oddechem. Szybko zrozumiałam, że znajduję się w sypialni. I to nie byle jakiej, bo na każdej ze ścian znajdował się symbol klanu Uchiha.

Chwileczkę. Nie myślałam wcale o sypialni Sasuke, tylko ogólnie o Konoha. Co prawda w ostatniej chwili świadomości i odpływaniu w alkoholowe bajlando mój mózg wygenerował Sasuke bez koszulki, co czyni praktycznie zawsze w stanie wątpliwej kontroli, ale przecież tu nic takiego nie…

Podniosłam się na równe nogi. Zaraz nad wezgłowiem łóżka znajdował się portret Sasuke… bez koszulki. Albo jakimś cudem znajduję się jednak w Nieskończonym Tsukuyomi Sakury Haruno, albo pan Uchiha jest tak naprawdę niesamowitym narcyzem podziwiającym własne ciało.

Obie te wersje napawały mnie przerażeniem, a to dopiero początek misji.

Schyliłam się, żeby podnieść z podłogi aparat, który chwyciłam w ostatniej chwili, chcąc zabrać go ze sobą. Pomyślałam, że Sayuri na pewno wybaczy mi takie opóźnienie, jeśli wraz z raportem podaruje jej piękne zdjęcia. Ale na podłodze nie znajdował się aparat. Zamiast tego obserwowałam z coraz większym wytrzeszczem jak po podłodze turla się niezaczęta butelka wódki. Nie mówicie mi, że byłam już tak odcięta po tym specyfiku, że zamiast chwycić rzecz po lewej stronie, to dotknęłam tej po prawej.

Strzeliłam sobie porządnego face palma. Nici ze zdjęć. Trzeba liczyć na to, że innym dziewczynom idzie znacznie lepiej. Zabiją mnie jeśli nie wrócę z tekstem na czas.

Nie chcąc się jednak poddawać zbyt wcześnie, zaczęłam iść na palcach w kierunku wyjścia, uprzednio chowając flaszkę w połach płaszcza. Mogła się w sumie jeszcze przydać. Wódka już niejednemu życie uratowała, jestem tego pewna.

Uchyliłam lekko drzwi. Za nimi znajdował się długi korytarz zakończony schodami. Z dołu natomiast dochodził gwar i krzątanina. Szybko podeszłam do poręczy, pamiętając, żeby się nie wychylać zbytnio. Z tego co pamiętałam swoim średnio lotnym umysłem, Sayuri nakazała zachować dyskrecję. Choć może mi się to przyśniło?

Na dole znajdował się salon połączony z kuchnią. Wszędzie można było znaleźć tematyczne ozdoby. Klimatyczne lampki, sztuczne pajęczyny, parę sztuk dyń, gumowe pająki czy też otwarte czaszki wypełnione po brzegi cukierkami. 

— Sasuke, nie bądź takim sztywniakiem! Jesteś bardziej ponury i martwy w środku niż ten szkielet, którego zawiesiliśmy na drzwiach wejściowych — usłyszałam jak zwykle wesoły, energiczny i donośny głos Naruto. Zobaczyłam jednocześnie, że cały owinął się bandażami lub papierem toaletowym. W prześwitach materiału jego skóra sprawiała wrażenie zgniłej i ziemistej. To miała być budżetowa wersja mumii? Prychnęłam rozbawiona.

— Odczep się młotku. Ciesz się, że udostępniłem wam mieszkanie i pozwoliłem je zbrzydzić. Do niczego innego mnie nie zmusisz. Zresztą. Posępność wpisuje się w klimat — widziałam jak wzrusza ramionami, po czym unosi do ust napój w kolorze krwi. Całkowicie już zwariowałam, czy Sasuke miał na sobie ubranie pirata? Słodki Madaro, dziewczyny mi nigdy nie uwierzą! Czemu nie wzięłam aparatu?!

— Zostaw go Naruto — doszedł do mnie głos zadowolonej Sakury. — Sasuke jest z nami i dobrze się bawi. To najważniejsze — uśmiechnęła się do Uchihy. Miała na sobie czarną, postrzępioną sukienkę, która sięgała kostek. Czyżby przebrała się za wiedźmę? Całość dopełniał stożkowy kapelusz i ciemnofioletowe pasemka na końcówkach włosów.

— Oczywiście, że to najważniejsze — zapewnił gorączkowo Naruto. — Ale mógłby czasem przestać być taki poważny.

— Marudzisz — prychnął Uchiha. — Zobacz, jak wspaniale się bawię — powiedział po czym uniósł dwa palce. Za pomocą błyskawicy, która pojawiła się sekundę później, wydrążył małą dynię w taki sposób, że posiadała po chwili przerażający uśmiech i wąskie oczy.

— Ale czad! — zachwycił się blondyn. — Naturą wiatru też tak można? — zastanowił się, czochrając po bujnej czuprynie.

— Nie wiem — znów westchnął, upijając krwawego drinka.

— Bardzo ładnie, Sasuke — oznajmiła Sakura. — Jeszcze chwila i pajęcze ciasteczka z dynią będą gotowe — dodała, klaszcząc w dłonie. Faktycznie, gdy wciągnęłam powietrze dało się wyczuć aromat domowych wypieków. Ciekawe czy Sakura potrafi piec? Mimowolnie zastanowiłam się, jakim sposobem ukraść kilka sztuk, żeby nie zauważyli.

— Ale super, zjem całą kopę! — Naruto doskoczył do przyjaciółki w jedną sekundę. — Jesteś idealna, Sakura-chan!

— Dostaniesz trochę, ale zostaw też część dla dzieciaków, które będą pukać — podparła się pod boki. — Nie pozwolę ci zjeść wszystkiego.

— Czemu my nie chodzimy po domach? — nachmurzył się nagle Uzumaki. — To najlepsza część tego święta! — spojrzał tęskno w stronę okna.

— Jeszcze czego. Całkowicie zwariowałeś — odparował mu Sasuke natychmiast. — Cudem udało się wam namówić mnie na ten żałosny strój.

— Naruto włącz muzykę, którą przyniosłam. Będzie równie miło. Magnetofon jest w sypialni Sasuke — uśmiechnęła się do niego życzliwie.

O KURWA. NIE. NIE. NIE. Do swojego świata mogę wrócić dopiero po pół godzinie. Co teraz? Zacząć biec? Przecież mnie usłyszą. Zaczęłam panikować. Wtem zadzwonił dzwonek do drzwi. Sasuke wstał zniechęcony.

— Cukierek albo psikus!

— Cieszcie się małe demony, że zostało jeszcze trochę cukierków. Robienie mi psikusa to proszenie się o tortury — oznajmił, rozdając im łakocie do toreb. Młodzi wyglądali na przerażonych.

— Sasuke! — zbeształa go z kuchni Sakura.

— No już smarkacze, uciekać — dodał ciszej. — Nie mam ubezpieczonego domu, jedna rysa na drzwiach i poznacie gniew Uchihów.

Ta jakże urocza scenka nijak nie poprawiła mojej dramatycznej sytuacji. Zaczęłam cicho acz w panice cofać się do sypialni. Widziałam jak Naruto zaczyna wchodzić po schodach na piętro. Sypialnia jednak nie posiadała szafy, a łóżko dotykało podłogi, więc nie mogłam jakkolwiek się ukryć. Nie byłam w żadnej mierze racjonalna, czując strach w całym ciele.

W ostatnich podrygach desperacji wyciągnęłam zza pazuchy butelkę wódki, unosząc ją wojowniczo nad głowę.

Madaro wraz z Biurem Zbawienia dopomóżcie!

Naruto zamarł widząc mnie na środku pokoju. Otworzył szeroko usta, jego twarz przybrała iście zmieszany wyraz. Nie wiedząc kompletnie co robię, wykrzyknęłam drżącym głosem, zanim on zdążył się odezwać.

— Magiczna mocy wódki, przybywaj! — ruszyłam zaciekle na blondyna. Zatrzymałam się jednak tuż przed nim, całkowicie sparaliżowana możliwą konfrontacją. Miałabym skrzywdzić Naruto? Co ja sobie wyobrażałam?

— Sasuke, w twojej sypialni jest jakaś dziewczyna! Dziwnie ubrana i chyba nie do końca zdrowa na umyśle! — zakrzyknął, zerkając na mnie z przerażeniem.

— Co? W sypialni Sasuke? — usłyszałam zmartwiony głos Sakury. Dało się dosłyszeć w nim także drapieżną, gniewną nutę. Miałam gorzej niż przechlapane jeśli mnie uderzy. Czy jeśli umrę w Konoha, to dopełnię żywota też w swoim świecie? Matko, nie mogę do tego dopuścić. Nie napisałam jeszcze wszystkich zamówień!

— Zaproś ją w takim razie na randkę. Pasujecie do siebie — zaśmiał się zimno Uchiha. Mimo że wylądowałam w jego domu, nie wydawał się zły.

— Tak, masz… ej, to nie było miłe, draniu! — żachnął się, wygrażając pięścią w stronę schodów. — Ona serio jest jakaś dziwna!

Czułam, że się duszę. Nie powinnam się im pokazywać! Gdy zobaczyłam całą trójkę patrząca na mnie groźnie, przeżegnałam się. I to w odwrotnym kierunku, a od tego to już prosta droga do piekła.

— Cukierek albo psikus? — zapytał zaczepnie Sasuke, w jednej sekundzie wymierzając czubek swojego nieśmiertelnego miecza w mój nos. Mimo że cała dygotałam jego zmysłowy głos obudził we mnie coś na kształt podniecenia. Że też w takich chwilach, przychodzą mi takie głupstwa do głowy.

— Jeśli z twojej ręki, to wolałabym mocnego psikusa — odparłam z mimowolnym uśmiechem, ale chyba bliżej mi było do wyrazu twarzy Jasia Fasoli. Ten wrodzony seksapil…

Co ja chrzanię? A z drugiej strony… gdyby Krropcia go widziała z takiej perspektywy, to też nie mogłaby się powstrzymać. Na bank! Przecież górował nade mną symbol zła, ciemności i wszystkich hot bad boyów tego wszechświata. O śmierci, czemu nagle stałaś się tak boleśnie słodka?! Chyba się pośliniłam. To lepsze niż ciastka z dynią.

— Kolejna — westchnął zrezygnowany, chowając miecz do pochwy przy pasie. — Nie ma co się przejmować. Kobieta słaba, dziwna i do tego cywil. Nie ma ani grama chakry, sprawdziłem.

— Co tutaj robisz? — zapytał wciąż skołowany Naruto. Zaczął obchodzić mnie dookoła i obserwować jak jakieś zwierzę w zoo.

— I tak byście nie uwierzyli — zaprzeczyłam ruchem głowy. — Dajcie mi jeszcze kilka minut, a pójdę sobie. Jeśli można… to mam pytanie.

Wbijali we mnie pełne koncentracji spojrzenia. Zrobiło się zimno.

— Jakie? — odezwała się Sakura, krzyżując ręce na piersi.

— Mogę spróbować twoich ciastek? — spojrzałam błagalnie na Sakurę. — Muszą być absolutnie, totalnie, niesamowicie pyszne.

— No i do tego wszystkiego jeszcze bezdomna — zawyrokował Sasuke. — Czemu mnie to spotyka — złapał się za głowę zupełnie jakby zaczęła go boleć.

— Co, ja nie jestem bezdomna! — obraziłam się nie na żarty. — Podarek przyniosłam — zamachnęłam się ręką, w której wciąż trzymałam flaszkę. — Posiadam napój bogów, nie pożałujecie.

— Ale super! — wyrwał się Naruto. — Mogę to wziąć? — spojrzał pytająco na swoich towarzyszy.

— Nie — odparował Sasuke.

— Daj, zobaczę czy się nadaje do spożycia — zabrała mi butelkę, przyglądając się jej wnikliwie. Zaczęła używać na niej swoich jutsu.

— Sakura! — brunet spojrzał na nią wyraźnie rozczarowany.

— No co? Wyluzuj, to tylko jakaś przybłęda. Poza tym… chce spróbować mojej kuchni, słyszałeś?

— Nie wytrzymam z wami! — z gniewem wyminął swoich przyjaciół.

— Jak masz na imię? — spytała Haruno spoglądając na mnie z ciekawością.

— Lacerta. Ale przyjaciele mówią mi Lacia.

Pół godziny później impreza rozkręciła się na dobre, a Sasuke mimo zapierania się rękami i nogami spróbował wódki. Gdy wróciłam do domu (uprzednio wołając „zbaw mnie od gniewu Sayuri” i waląc łbem o ścianę), cała trójka była już w takim stanie, że nawet tego nie zauważyli.

Tak swoją drogą… Sasuke i Sakura wyjątkowo zachłannie pożerali się wzrokiem nad ciastkami z dynią. Nie mogłam tego nie zauważyć. Zastanawiam się za to porządnie, czy to nie ja przypadkiem przyczyniłam się do powstania Sarady.


🎃🎃🎃


Krropcia



— No dalej Krropa, to tylko quick adventure. Twenty minutes top. 


 Samo przedostanie się do odpowiedniego uniwersum trwało mniej niż zaparzenie porządnego czaju i nie sprawiło większych kłopotów. Klasycznie, problemem okazało się odpowiednie przygotowanie do misji. Dziewczyny bez namysłu postawiły na tradycję w postaci ziółek, rytuałów i podejrzanie brzmiących inkantacji, jednak ja jak zwykle musiałam wszystko zrobić po mojemu.

W porywach chwilowej namiętności do cybernetycznych punków postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę i uzbroić się w kilka wszczepów i bio-cudeniek na śmierdzącym uryną targu w Kabuki. Potem wypatroszyłam nimi ulepionego z modyfikowanego węgla awatara i mrocznymi mocami znanymi jedynie z twardego sajns fikszym przerzuciłam je na deszczowe tereny Ame, z nadzieją, że tymczasowe ciało nie straci swoich technologicznych właściwości, jak tylko przekroczę granice uniwersów.


🎃


Pod siedzibę Akatsuki dotarłam grubo po północy. — Ciemno wszędzie, głucho wszędzie. No to pięknie — warknęłam zirytowana. O tej porze spodziewałam się zastać tętniącą marginalnym życiem metę, a nie chylący się ku upadkowi bunkier z mocno wątpliwym systemem zabezpieczeń. 

Co prawda mapa, którą nabyłam od tajemniczego, zakapturzonego handlarza w podrzędnym barze z kanapkami, ewidentnie przestrzegała przed polem wybuchowych notek, fosą pełną rekinów i siecią najbardziej wysublimowanych pieczęci, które po aktywacji zniszczyłyby każdy nieproszony umysł, bombardując go genjutsu. Jednak otaczający mnie krajobraz nijak miał się do tych barwnych opisów. 

Pobieżnie sprawdzając teren, natrafiłam jedynie na zbiorowisko porzuconych, rozczłonkowanych manekinów i glinianych rzeźb, które wypełniało liczne wyrwy w ziemi. Mur obok wejścia, zapełniało bardzo urodziwe acz mało pochlebne graffiti piątej hokage oraz mizukage. Zaintrygowana wpatrywałam się w niego przez chwilę i odnotowałam, że muszę się tym zjawiskiem koniecznie podzielić z Eleine, bo chociaż paring ten był raczej oklepany, to jeszcze nie miał swojego miejsca w zakładowych archiwach...

Moment. Wróć. My tu nie o tym. 

Upewniając się, że na zewnątrz jest względnie bezpiecznie, przeszłam przez drzwi, które, o zgrozo!, wyły złowieszczo przy każdym poruszeniu zawiasów. 

Cholerny Kakuzu. Tylko on mógł wpaść na to, żeby brak opłaty za najtańszy smar zaksięgować jako instalację alarmu. Dwa minusy dadzą plus, a jego kreatywna księgowość jest lepsza niż w biurach poselskich… Tak. Na pewno tak było. Słowo daję.

Wyklinając naczelną sknerę świata shinobi, bez zastanowienia przestawiłam noktowizyjne czipy w tryb nocny co niemal skutkowało wieczną tępotą… Tfu. Ślepotą. W głębi mrocznego korytarza stała imitacja złowrogiej infrastruktury, o której wspominała mapa. Emanujące światłem akwarium, wypełnione lśniącymi karasiami z podpisem “Rybki spełniające koszmary” mogłoby odstraszyć co najwyżej skranie chorego ichtiofoba, a jednak niespodziewanie rozbroiło także moją gadżeciarską powłokę. 

Dosyć tego warknęłam zirytowana. Ustawiając się tyłem do krwiożerczych złotek zapuściłam skanowanie terenu. Mając pewność, że żaden Brzaskowicz nie zaszczyci mnie swoją obecnością, ruszyłam na poszukiwnie najbardziej zdziecinniałego pokoju. 


🎃


Wnęki zostały rozstawione dokładnie o trzeciej zero-pięć. Od tego czasu wesoło mościłam się w prowizorycznie uwitym gniazdku obserwacyjnym - po wybuchowym leju, wydrążonym idealnie naprzeciwko kuchennych okien (wszak sercem domu zawsze jest jadłodajnia) i elegancko skrytym za średniej gęstości krzakiem. 

Chociaż perspektywa spenetrowania i bliższego poznania pewnych zakamarków organizacji wydawała się kusząca, to dziś cieszyłam się, że mogę siedzieć w upatrzonym zaciszu aby, broń Madaro, nie przebić czwartej ściany i nie zdradzić swojej obecności mało świadomym bohaterom. Daddy, chroń mnie przed gniewem Sayu, jeśli tak się stanie. Wystarczy, że w zeszłym roku całe biuro nieźle namieszało…

Tak chroniąc się w cieniu rośliny i modląc do Wielkiego Boga Makaron Kodu o to, aby nie wystawać z kryjówki niczym półdupy zzza krzaka, z niecierpliwością czekałam aż zastawione przez mnie gadżety, zaimplementują w głowie ofiary ideę październikowego święta. Chociaż wcale nie byłam pewna, czy ktokolwiek w Naruto wie czym miesiąc jest…


🎃


Itachi uwielbiał poranki. Zwłaszcza te ze szklanką orzeźwiającego, warzywnego smoothie i ciszą, która przy jego zdziecinniałych kompanach była niemal niemożliwa do osiągnięcia. 

Nie. To bez sensu warknęłam przekreślając cały akapit. Uchiha był pierwszym obiektem, który zaczął się poruszać po kryjówce. Od dobrej godziny siedział w kuchni, siorbiąc coś z kubka o bliżej nieokreślonym nadruku i czytając zwój. Ale czy to cokolwiek mi dawało? Oczywiście, że nie. Rozgoryczona przerzucałam kartki wirtualnego notesu w poszukiwaniu kontaktu do metauniwersalnej złotówy, gdy powietrze przeciął bliżej nieokreślony płciowo pisk… 


— AAAlaaarmi!! — ryk Tobiego, dziecinny i piskliwy, a zgłoskami niepokojąco męski wślizgnął się do bębenków bandy boleśnie i nagle. Zaskoczony Itachi krztusząc się, z całych sił powstrzymywał swoje ostatnie pęcherzyki płucne przed rozpadem. Pochylony nad blatem, dociskając dłoń do torsu, w naiwnej próbie załagodzenia bólu, nawet nie zauważył, gdy zza ściany za nim wypełzł bi-kolorowy Zetsu. 

— Oj. A cóż to się stało? — biała część rozciągnęła usta w psychotycznym uśmiechu, marnie udającym troskę. Brunet rzucił mu tylko ukradkowe spojrzenie. Burtonowska namiastka Groota mogła i być sobie najlepszym zwiadowcą organizacji ale on i tak znajdzie sposób, żeby kiedyś wyciąć mu ten zwyrodniały uśmiech. Najlepiej sekatorem. Zardzewiałym, tępym i roznoszącym szarą pleśń czy inną roślinną wersję tężca. 

— Tobi! Czego się drzesz o świcie! — Hidan nigdy nie należał do rannych ptaszków. Był raczej typem krwiożerczej, latającej wiewiórki po ketaminie i z domieszką wścieklizny, niż jakiegokolwiek ptactwa, która zabije za najdrobniejsze wytrącenie jej z równowagi, a teraz swoje mordercze zapędy, w całości skupiał na pomarańczowej masce, która zdawała się tego zupełnie nie zauważać. 

— Nie nie nie! Jeszcze chwila Panie Hidan! Jeszcze momencik. To zbyt ważne! Trzeba powiedzieć wszystkim na raz!

— Ahhh dzieciaku, co żeś znowu wymyślił, un! 

— Senpai! Dobrze, że jesteś! Mam genialne wieści! To jest coś na co czekałem całe życie! — Chłopak zaczął obskakiwać Deidarę i wymachiwać rękoma z ekscytacji, chociaż dalej nie wyrzucił z siebie ani słowa wyjaśnienia. Blondyn posłał błagalne spojrzenie w stronę stojącego w progu partnera, który dzisiaj wyjątkowo postanowił paradować w swojej czerwonowłosej formie. 

— Ratuj mnie Danna! Ja nie rozumiem o co mu chodzi!

Wzrok Sasoriego był pusty, w kryształowych oczach odbijał się blask smutno zwisającej z sufitu żarówki ale iwijczyk mógłby przysiądz, że martwe spojrzenie zawiera kpinę. 

— Chciałeś mieć padawana dzieciaku, to masz. Teraz już wiesz, co przeżywam z tobą. Kekekek. — Mechaniczna krtań zawyła niezadowolona i zamiast śmiechu wybrzmiała metalicznym chrzęstem przypominającym brzdęk potrząsanych monet. 

— Kto mnie wołał! Czego chciał? — Jak na zawołanie zjawił się Kakuzu. Idąc przez pomieszczenie, drobnym drukiem dopisywał kolejne kwoty w swoim notesie. — No? — ponaglił zgromadzenie nawet nie odrywając się od rachunków. 

— Co to za alarm? Tobi znowu zmoczył łóżko w nocy? — zarechotał od progu Kisame.

— Nie moczyłby się, gdybyś nie kazał mu pływać w basenie pełnym rekinów ludojadów! — warknął zirytowany Deidara, zasłaniając protegowanemu uszy, aby oszczędzić jemu, a przede wszystkim grupie, wybudzenia traumy. 

— Aj tam. — Hoshigaki machnął lekceważąco ręką. — Od razu, że źle. To nie jest tak, że jak rekin to od razu ludojad. Te rybcie chciały się tylko z nim trochę… pobawić. — Wyszczerzył kły w szyderczym uśmiechu. 

— Dobra, dosyć! — Itachi nie wytrzymał i uderzył otwartą dłonią w blat, który wgniótł się pod siłą jego ciosu. Zniesmaczony popatrzył na wystający spod folii kawałek sklejki i rzucił ostre spojrzenie w kierunku skarbnika. 

— Potrącę ci to z wypłaty. 

Brunet wypuścił wściekle powietrze, a następnie przejechał czujnym spojrzeniem po zebranych. Że też jemu przypadł ten jakże wielki zaszczyt ogarniania tego pierdolnika pod nieobecność Paina i Konan. Gołąbki uciekły gdzieś sobie pogruchać, a jemu w udziale przypadło cholerne jedynkowe przedszkole wersja lafj. — Tobi gadaj co chciałeś i daj nam spokój — warknął zajmując spowrotem miejsce. Dzieciakowi jakby opadły na chwilę emocje ale gdy tylko pierwszy strach minął, rozhulały się na nowo. 

— Tak tak! Oczywiście panie Itachi! — Jego rozbiegany wzrok można było dostrzec nawet zza maski. — Otóż dzisiaj jest bardzo ważny dzień! Dzisiaj jest HALOŁIN! 

— Eee… Halo kto? 

— No Halołyn! Święto mrocznej zabawy! — Widząc zupełnie skonsternowane twarze kolegów, Tobi przebiegł się po sali rozdając wszystkim znalezione w pokoju ulotki. — Wszyscy przebierają się za potwory i chodzą od domu do domu prosząc o cukierki! — Nakręcony własnym entuzjazmem zaczął mówić coraz szybciej. — Je się wtedy dyniowe rzeczy! Ciasta, ciasteczka, nawet pije dyniowe kawy! 

— A te ozdoby. Nietoperki, pajęczyny, duchy, czarownice! My musimy to zrobić! — Rzucił się nagle w stronę Deidary i wisząc mu na ramieniu zaczął skomleć. — Senpai proooszęę! Ja tak bardzo tego potrzebuję! Chcę! Muszę! Bo inaczej umrę. Chyba mi nie odmówisz, prawda? Muszę mieć kostium. Najlepszy na dzielni! Taki żeby wszyscy się mnie bali i podziwiali, o! 

— Złaź ze mnie! — ryknął blondy i gwałtownie poruszając ramieniem uwolnił się od nadpobudliwego ucznia. — Pierwszy raz słyszę o czymś takim! Znowu nawąchałeś się kleju z pracowni Danny?!

— To nie byłem ja!

— Lala, co ty taki cięty na niego jesteś? Daj się dzieciakowi zabawić. Niech polata po okolicy, pozbiera słodyczy. — Siedzący w kącie Kisame znów szczerzył zęby w szerokim i nieco złowrogim uśmiechu. 

— Nie jestem babą, un!

Wyczuwając zbliżającą się kłótnię i idącą za nią katastrofę, główny zainteresowany poleciał w stronę Uchihy unosząc dłonie jak do modlitwy.

— Itach-sama prooszę! Tobi będzie grzeczny, będzie sprzątał i wynosił śmieci. I szedł spać wcześnie bez marudzenia, ale on chce Halowin, tak bardzo!

Błagania po prawdzie nie robiły na nim większego wrażenia, ale cały ten jazgot przyprawiał go o ból zęba, na który nie mógł sobie nijak pozwolić w jedyny w roku cheat day...

— Dobra, dobra! Idź i nie grzesz więcej! Kakuzu da ci pieniądze na przebranie. — Całkowicie świadomie zignorował pełen ironii i niedowierzania wzrok skarbnika. — Sasori i Deidara pomogą ci go wybrać. — Jęk niedowierzania iwijczyka nieprzyjemnie przebił decydentowi potylicę. — A Kisame i Zetsu… Tak. Oni pójdą z tobą i będą cię pilnować. 

— Chyba oszalałeś Uchiha, że zgodzę się na to! — Deidara znów postanowił się uaktywnić ale chęci szybko mu wyparowały widząc wirującą w oczach vice-kierownika czerwień. 

— Bez dyskusji! A teraz wynocha wszyscy. W podskokach!

Uradowany Tobi faktycznie wyleciał z kuchni kicając niczym postrzelony przez myśliwego królik, zaraz za nim wylała się reszta zgrai a Itachi mógł w spokoju opaść na krzesło i rozmasować pulsujące skronie. 

Oh jak on tego nienawidził. Tego ciągłego pisku i jazgotu. Przysiągł sobie, że jeszcze jeden taki poranek. Jedna akcja. A kolejnego dnia, gdy wszyscy wstaną, już nie będzie teleranka. Oj nie.


🎃


Sasori nie był zadowolony z obrotu sytuacji. Gdyby jego ciało nadal stanowiło niedoskonałą mięsną powłokę, jego brew pulsowałaby niebezpiecznie, a oczy ciskały piorunami. Jednak marionetka nie była w stanie tak barbarzyńsko i ludzko oddać frustracji, wobec czego mógł się jedynie przyglądać na chaos jaki w jego pracowni wprowadzał nadpobudliwy iwijczyk i jego przydupas. 

— No dobra Tobi. Skoro już chcesz się przebierać to trzeba zorganizować coś bombastycznego! — Deidara latał po pracowni, bez większego celu rozrzucając znajdujące się w niej materiały. Paszcza, w spuszczonej wokół tułowia lewej ręka powoli mieliła wybuchową glinę w oczekiwaniu na artystyczną wizję mlaszcząc przy tym złowieszczo.

— Tak Senpai! Żeby wszystkie dzieciaki z okolicy mi zazdrościły! To musi być jakiś super gość. Jak ten co wiecznie zapomina tabletek na gardło i biega nocą po mieście w pelerynie łapiąc morderczego klauna! Albo… 

— Nie. Ty nie rozumiesz! Sztuka jest ulotna i twój strój też taki powinien być. — Kurwiki w oczach blondyna zalśniły złowrogo. — Powinieneś mieć strój, który pod koniec dnia wybuchnie, a ty staniesz się moim idealnym dziełem, wraz z tymi, którzy cię otaczają! 

— Ale… — chłopak zaczął powoli się cofać. — Co też Pan mówi… Ja nie mogę zniknąć!

— Znowu te bzdury… — warkot Akasuny zwrócił uwagę zebranych. Rzeźbiarz zjeżył się i nerwowo zarzucił grzywką. 

— Danna, ty znowu chcesz się kłócić?! Un! Eksplozja jest najlepszym kostiumem!

— Niee. Senpai! Poczekaj! — Tobi podskoczył niczym dźgnięty rozżarzonymi widłami w tyłek. — Sasori Senpai! A może pan coś wymyśli? Pana lalki są takie straszne i ohydne. To na pewno się sprawdzi w Halołin! 

— Co? Tobi, co też ty mówisz? On twoim senpai?! Zdrada, zdrada! — zawył Deidara, na co zębatki w szyi sunijczyka zaklekotały z satysfkacją. Mimo zniewagi jego dzieł, poczuł się nawet ukontentowany. Pochylił się ciężko i wydał z siebie coś na wzór westchnienia.

— No dzieciaku. Miałbym nawet jakiś pomysł. Powiedz mi. Czy kiedykolwiek myślałeś o zostaniu kukłą?


🎃


Wychodząc z zebrania Kakuzu był dziwnie milczący. W skupieniu mamrotał pod nosem i ignorował zaczepki yashinisty bardziej niż zwykle. 

— Co ty tam tak ciągle mamłasz? Jakiś jeszcze bardziej denerwujący niż zwykle.

— Zysk. Taka okazja. Szansa jak rzadko. — Wydusił w końcu z siebie łapiąc mężczyznę za ramiona i potrząsając nim lekko. — Posłuchaj. Tam będzie masa dzieciaków, które będą biegać z darmowymi cukierkami. Ich rodzice będą chcieli, żeby gówniarze jak najszybciej wrócili do domu i zostawili ich w spokoju. Będą łazić po sąsiadach, żebrać o więcej słodyczy tylko po to żeby mieć spokój. A jak ktoś nie ma co dać… Wtedy niewinny cukierek albo psikus zmienia się w wojnę totalną. A gdyby tak na rynku zabrakło słodyczy do kupienia… Rozumiesz? To szansa na biznes… Wystarczy tylko małe pchnięcie! 

 Sceptyczny wzrok Hidana nie zrobił na nim najmniejszego wrażenia. 

— Pomyśl tylko! Tyle rozwrzeszczanych gówniaków aż proszących się o kopniaka, a pośród nich ty. Zabierający im cukierki niczym, no, dzieciom. — Zamilkł na chwilę zirytowany własnymi słowami. — Czy wyobrażasz sobie lepszą ofiarę niż cierpienie dziesiątek dzieci? 

— Noo dooobra. Miałeś moją ciekawość. Powiedzmy, że teraz masz też uwagę… To, co mam dokładnie zrobić?

Słuchając dalszego tłumaczenia partnera mężczyzna nie umiał powstrzymać wariackiej wesołości. Jego śmiech zawsze wydawał mi się psychopatycznie erotyczny. Był jak połączenie Christiana Greya z Jokerem i może kapką Zodiaka czy innego seryjniaka. Dlatego z fascynacją przyglądałam się jego poczynaniom. 

Rytualna forma idealnie wpisywała się w ducha święta, dzięki czemu Hidan mógł niepostrzeżene przekradać się przez tłum i wybierać swoje cele. Co chwila słychać było płacz dziecka, brutalnie wrzuconego do krzaków i pozbawionego całego wieczornego dobytku. 

Rodzice w panice rzucali się do coraz to nowych domów aby napełnić dyniowe wiaderka cukrzycą zawiniętą w pstrokate papierki ale z jakiegoś powodu wszystkie słodycze ewaporowały w zastraszającym tempie. Doprowadziło to do prawdziwego krachu, czarnej niedzieli, która pozostanie w pamięci mieszkańców Ame jeszcze długo....

Rebelianckie bataliony nastolatków, zirytowane parytetem wieku, który nakazał im oddać swoje łupy na pastwę rozpłakanych smarkaczy, uzbroiwszy się w papier toaletowy, pianki w sprayu i jaja klasy czwartej przetoczyły się przez wioskę karząc wszystkich, którzy niedostatecznie przygotowali się na nocne odwiedziny, i obdarowując ich domy nowymi, abstrakcyjnymi i niewdzięcznymi do sprzątamia ozdobami. 


Tymczasme Hidan powrócił do naprędzce skleconego przez Kakuzu stoiska i dorzucił kolejną torbę słodyczy do stosu leżącego obok skarbnika, ziewając przy tym ze znużenia. Jego czarna postać niknęła w mroku wieczoru, nadając białym fragmentom ciała upiornego sznytu. Zawieszona na plecach kosa lepiła się od porozcinanych cukierków, przypominając atrybut sadystycznej wróżki zębuszki.

— To już ostania. Na więcej nie ma mowy! Te dzieciaki zmówiły się i zaczęły ukrywać, a ja nie mam najmniejszego zamiaru latać za nimi po krzakach. No chyba że dałbyś mi jednego czy dwóch na ofiarę… 

— Zapomnij. To nieopłacalne — warknął jedynie Kakuzu. Z aptekarską precyzją wydzielał kolejne porcje, wsypywał do woreczków i wyceniał przy wykorzystaniu tęczowej metkownicy. Widząc kpiący uśmieszek partnera spowodowany wielobarwnym gadżetem, speszył się nieco i rzucił mimochodem — No co! Na przecenie była. Aż żal nie kupić...


🎃


— Oj tak, to jest cudowne. Dziewczyny będą zachwycone. Mamita… Mamita może nawet będzie dumna!

Pogrążona w szaleńczych notatkach nawet nie zauważyłam kiedy Hidan zniknął mi z pola widzenia. Oprzytomniałam dopiero kiedy chłodna stal jego kosy dotknęła mojego policzka, a lekko zachrypnięty głos zwrócił się wprost do mnie. 

— No witaj moja sadystyczna suczko. Czy w tym roku służyłaś dobrze swojemu Yashinowi? 

🎃🎃🎃


Sayuri7


Jaki jest najlepszy sposób na podróże między światowe i między kanonowe? Magia, baby.

Wystarczyło znaleźć w lesie czarci krąg, zebrać mieszankę ziół i wziąć tekst zaklęcia. Co w takim prostym planie może pójść nie tak? Otóż wiele rzeczy, moi mili. Najpierw odszukanie kręgu z grzybów w polskich lasach graniczyło z cudem, jeśli chciało się uniknąć grzybiarzy wymachujących trzy-centymetrową kosą (nożykiem kuchennym) i krzyczących coś o zaklepanym miejscu, które należy do ich rodziny z dziada pradziada. Później, w swojej głupocie, poprosiłam zabieganą Temirę o mieszankę kilku kuchennych ziół i tak skończyłam z opakowaniem najtańszej wegety w dłoni. Na szczęście moja kulinarna bratnia dusza, Krropcia, poratowała mnie garścią liści laurowych, anyżu i goździków. No i zaklęcie… Internetowy mag amator o nicku 123VoldemortPatrzy zawiódł mnie już rok temu, nie udało nam się wówczas przyzwać Daddiego Madary. Z drugiej strony zaklęcie zadziałało, chociaż ździebełko inaczej. Postanowiłam oddać swój los w ręce przeznaczenia i psycho fana HP z kompleksem wielkości. 

Musiałam to zrobić. Oczywiście wiecie, że mam jobla na punkcie psychopaty z Suny. Ale! To pierwsza prawdziwa miłość z Naruto, która nie minęła po chwili. Wpadłam po uszy. Echo spotkania sprzed roku nadal majaczyło w moich myślach. Dlaczego musiałam wtedy zemdleć?!

Nawet szanowny małżonek (3D, żeby nie było) musiał pogodzić się z wizerunkiem rudzielca, patrzącego na niego z drwiną z tapety mojego telefonu. Zgodził się nawet na wpisanie go na cheat listę. Sumienie miałam czyste! 

Reszta Zbawiennego biura łatwo dała się nabrać na tegoroczne halloweenowe zadanie. Wszystko dla czytelników, mówiłam, patrząc w ich ufne i oddane sprawie twarze. Nie wiem skąd ten autorytet, serio. Zaledwie parę razy pogroził palcem i wepchnęłam do zakładowej szafy marki FRÄLSNING jednostki wymagające nieco więcej natchnienia lub motywacji do pracy. I w ten sposób zgadzały się na wszystko, patrząc na mnie jak na bożka albo kata. Ważne, że działało.

Ponieważ nie znalazłam odpowiedniego miejsca, musiałam improwizować. Rozerwał opakowanie biedronkowych pieczarek i sama ułożyłam okrąg. To nic, całe nasze biuro to prowizorka, tutaj też się sprawdzi.

— Zabierz mnie do mojego Danny — szepnęłam, rozrzucając zioła u swoich stóp. Czarci krąg zalśnił migoczącym, fioletowym światłem i już mnie nie było.

Wylądowałam boleśnie czterema literami na piasku. Sukces! Chociaż myślałam, że powita mnie malowany świat anime, to dookoła wszystko wyglądało nadzwyczaj realnie.

To nic, pomyślałam i ruszyłam ulicami (oby) Suny.

Gdzie powinnam szukać swojego Mistrza? Pomyślałam, że szczęście mi sprzyja, kiedy idąc ulicami zobaczyłam rudą czuprynę w którymś z okien na parterze. Budynek był długi, ładny. Miał na sobie złote ornamenty Wioski Piasku. Nikt nie kręcił się w jego pobliżu. To tylko dodało mi animuszu.

Popchnęłam dłonią okno i o losie, naprawdę było otwarte! Chociaż w prawdziwym życiu nigdy nie zrobiłabym czegoś takiego, to teraz planowałam bezceremonialnie przez nie wejść. Nie po to znalazłam się w świecie anime, żeby zachowywać się jak stara, poczciwa Sayu.

Wylądowałam po drugiej stronie z gracją szarżującego dzika. No i był… Czerwone włosy, bursztynowe oczy… O mamuniu! Patrzył na mnie! 

Poprawiłam swoją pogniecioną koszulę i uśmiechnęłam się do niego (mam nadzieję) zalotnie.

— Hej przystojniaku, często tu zaglądasz? — powiedziałam kokieteryjnie. Czekałam w niecierpliwości, kiedy zgniecie mnie szydzącym komentarzem i będziemy mogli się przekomarzać równie słodko, co Sakura z nim w moich fanficzkach, ale on nie wydał z siebie najmniejszego dźwięku. No nie na to liczyłam.

Dopiero teraz zaczęłam analizować otoczenie. Dlaczego jego dorosła wersja miałaby być w Sunie? Co do licha tu robił? To jakieś AU? Niech Voldemort ugryzie w dupę tego domorosłego maga, znowu coś spartolił. Podeszłam do Danny i wtedy to zauważyłam. Był cholerną lalką! Żadne zaskoczenie wiem, ale on po prostu nie miał w sobie najmniejszego śladu ducha. Był marionetką, nic ponad to.

— To złe czasu — jęknęłam. Było już po wojnie, a mój słodkich psychopata nie żył.

Jednak nie mogłam odejść z pustymi rękoma. Chciałam pamiątki! Zastanawiałam się co zrobić, przecież nie mogłam wziąć całej lalki na plecy albo przechodzić się wioską z jego głową pod pachą. To wyglądałoby ździebełko podejrzanie. Zamiast tego zdjęłam materiał narzuty z jego sztucznych ramion. Z tyłu, na środku szarego płótna widniał wyhaftowany czerwoną nicią wizerunek skorpiona.

— Będę to chronić za cenę życia, Danna.

Pogładziłam go po drewnianym policzku, a jego głowa opadła w dół. Ustawione ręce w pozie imitującej modlitwę, osunęły się wzdłuż jego ciała. Nie miałam pojęcia, że lalki marionetkarzy shinobi są tak czule. Z drugiej strony to miało sens, musiały być bardzo mobilne.

I co dalej? Przyszłam tu tylko po kawałek szmaty? Cóż, już dawno błądziłam po ciemnej stronie internetu, czytając rozmaite ficzki, przy których normalny człowiek zszedłby na zawał. Mój (jeszcze wtedy nieskalany zepsuciem) umysł natrafił na dzieła pokroju Lee x Samehada i Naruto, który został wykorzystane przez magicznie ożywioną huśtawkę sprzed Akademii. W porównaniu z tym Sayu x Sasori Lalka wydawało się normalne, niemal niewinne. 

Cholera!

Wszystkie moje niecne myśli zostały przerwane, kiedy usłyszałam zbliżające się kroki. Rozsądek krzyczał, że znajduję w miejscu, do którego nie należę. Wyklinając po cichu swoją głupotę, w panice rozejrzałam się po pokoju. Zauważyłam stertę poukładanych kartonów i tam się ukryłam. Dobrze, że znów się farbnęłam, jeśli nawet moja głowa będzie trochę wystawać, to zaleje się z pomarańczowym odcieniem ścian.

— Nie wiem, Kankuro. To nie pasuje… do nas.

— Zawsze musisz mi podcinać skrzydła, co?! — jęknął żałośnie mężczyzna. — Zobaczysz, ludzie to pokochają. To tradycja z głębi kontynentu, cywile ją kultywują od lat. Pierwotnie miało to być święto zmarłych czy coś, ale później zaczęli się tym bawić.

— Obrażenie uczuć religijnych. Naprawdę świetnie brzmi koncepcja tego halwin.

— Halloween! — poprawki brata Kankuro. — Ale tę tradycję są niegroźne, naprawdę! I dadzą frajdę dzieciakom. Lubisz dzieci Gaara, one lubią cię. Tym zdobędziesz ich serca już na zawsze!

Ten argument trafił do Kazekage. Rozsiadł się na jednym z foteli i spojrzał wyczekująco na brata.

— Mów proszę — ponaglił go po chwili.

— No dobra, to pierwsze — zbieranie cukierków! Dzieciaki przebierają się za potworki lub księżniczki, jak kto woli i chodzą po domach z sąsiedztwa. Cukierek albo psikus krzyczą i jeśli nie dasz im łakoci, to na przykład obrzucą twój dom jajkami.

— Marnowanie jedzenia i kultywowanie niezdrowej diety. Jeśliś pewien, że wymyślił to cywilizowany naród?

— Zrobimy operacje, spokojnie braciszku i wyjmiemy ci ten kij z tylnych sfer twojego ciała. To ma być zabawa, Gaara! Nikt nie każde karmić dzieciaków toną cukru, to tylko jeden taki wieczór. Wybierasz sobie radość wypisaną na ich twarzach.

Zaśmiałam się w duchu. Kankuro wiedział w jakie tony uderzyć. Niepewność Gaary momentalnie zniknęła, kiedy słyszał o radości najmłodszych mieszkańców Suny. Dzieci i ich dobro było zdecydowanie piętą achillesową młodego przywódcy. Kiedy Kazekage skinął niepewnie głową, w ciemnych oczach Kankuro zaświecił błysk triumfu. Zdecydowanie planował więcej.

— A jeśli zgodziliśmy się na takie rozwiązanie, to zbrodnią byłoby zostawienie dorosłych bez niczego, nie sądzisz? Już widzę te oburzenie i protesty na ulicach — wyolbrzymiał.

Gaara skrzywił się jak po zjedzeniu cytryny. Oczywiście to nie mógł być jedyny pomysł jego brata.

— Co więcej? — zapytał posępnie.

— Picie! Kolorowe galaretki z wódką! Nawiedzone domy! Straszne historie — wyliczał z kurwikami w oczach.

— Mogłem się domyślić, że to pretekst do kolejnej imprezy.

— To tradycja! Kiedy dzieciaki już smacznie śpią, dorośli ruszają w tango.

Kankuro obróciła się parę razy wokół własnej osi i ruszył tanecznym krokiem w stronę Sasoriego. Wyciągnął dłonie w kierunku swojej kukły i zamarł. Jego oblicze przypominało wizerunek z Krzyku Muncha. Twarz w symetryczne linie wykrzywiła się w mieszance szoku i przerażenia. Jego oczy biegały niespokojnie po drewnianej formie. Przełknął z trudem ślinę.

— Powiedz mi, że ruszałeś moją lalkę, braciszku.

Gaara zmarszczył brwi.

— Nic takiego nie robiłem.

Kankuro odskoczył jak oparzony w stronę wyjścia, potykając się o własne nogi. Uderzył plecami z głośnym hukiem w ścianę pokoju zrobioną z pomarańczowego piaskowca.

— Nie stał w ten sposób! On jest nawiedzony — jęknął żałośnie i zaczął się hiperwentylować.

— Ktoś może tu był — powiedział racjonalnie Gaara.

 Poczekałam na kolejny jęk Kankuro i wykorzystałam ten dźwięk, żeby zmienić pozycję. Niemal leżałam na ziemi za kartonowymi pudłami, przyciskając policzek do zielonego dywanu. Nie chciałam się ujawnić, może to by przebiło czwartą ścianę, czy coś. Ostatnie czego potrzebował nasz covidiwy świat, to pojebani shinobi, którzy przez moje czary dostaliby się do naszej rzeczywistości i sieli pogrom.

— Nikt nie byłby na tyle odważny lub głupi. Ktoś z naszych? Za bardzo cię szanują. Ktoś z obcych? Mamy sojusze! Jakiś duch w niego wstąpił. — Zaczął się trząść.

— To tylko kukła, Kankuro. Sprawdzaliśmy to zanim pozwoliłem zrobić z niego broń. Sasori nie żyje, jego naturalne ciało już dawno zostało zniszczone. Sam to zrobił, nie chciał mieć możliwości powrotu do "ułomnej" ludzkiej formy. Nie ma w nim jego ducha.

— Więc to inna dusza! Czytałem o tym historię, widziałem filmy! Dziecięca lalka ożyła i zaczęła mordować wszystkich dookoła. Zrobiła rzeź, rozumiesz co do ciebie mówię?! Błagam Chucky, ja nie chciałem z tego szydzić! — Kankuro schował twarz w dłoniach. — Przepraszam, że was uraziłem, o pradawne duchy! Zmiana planów, żadnego halloween, odprawimy obrządek na cześć zmarłych. Może nam wybaczą!

Usłyszałam, że Gaara wstał. O nie nie nie. Chciałam żyć! Kątem oka zobaczyłam, że piasek sunął po podłodze, niedługo miał mnie znaleźć. Zgiętą nogą kopnęłam jeden z kartonów. Przesunął się po ziemi z impetem, uderzył o ścianę trzy metry dalej i narobił hałasu. Wykorzystałam ten moment, żeby pobiec do okna i przez nie wyskoczyć. Dlaczego, do cholery, będąc w tym świecie nie dostałam jakiś ekstra umiejętności lub zwinności ninja?! Rzucając się na zewnątrz upadłam twarzą na ulice. Czułam, że mam co najmniej garść piasku w ustach. Zaczęłam uciekać znajomą trasą, w stronę miejsca, gdzie się pojawił. Był tam, w bocznej ulicznej alejce migotał słabym fioletowym światłem mój portal. Wbiłam się w niego ściskając w dłoni swój skarb, materiał narzuty mojej psycho laleczki Barbie. 

Daję słowo, znajdę tego idiotę z internetowego forum i go zabiję!

Skacząc byłam gotowa wylądować twarzą w wilgotnej od rosy trawie, ale zamiast tego pojawiłam się w ładnym małym salonie z trzema kanapami (efekt zawirowań losu i przeprowadzki albo głęboko skrywany fetysz, któremu teraz, pod pretekstem, nareszcie mogła dać ujście. Nie pytajcie, sama jeszcze tego nie rozgryzłam). Niejasno pamiętałam te miejsce ze zdjęcia, które pojawiło się na naszym Zbawiennym chacie.

Ktoś tu był. Spojrzałam na twarz mojej pierwszej ofiary, która dała wkręcić się w “zabawę” w Zbawienie. Jedynej spośród autorek, która w poważaniu miała mój (pożal się Boże) autorytet i kroczyła swoją własną ścieżką shinobi, czyli naszego zakładowego ninja.

— Temi! Co ja tu robię?

— Magia potrzeby. — Blondynka wzruszyła ramionami. — Najwyraźniej CHCIAŁAŚ się tu znaleźć. Gadaj, pomacałaś sobie rudego pokurcza?

Jęknęłam żałośnie, czując mieszankę porażki i wstydu. Nawet nie trudziałam się zastanowić skąd o tym wiedziała. Najwyraźniej Temira, mimo nieobecności, miała podsłuch w biurze. Musiała dodać co najmniej jeden ponadprogramowy, kiedy kazałam jej zainstalować taki w szafie. 

— Zdążyłam tylko popatrzeć! 

Temira z zawodem pokręciła głową.

— Nie tego cię uczyłam! 

Spojrzałam na swoją zdobycz, ale w naszym świecie zamiast ręcznego haftu na skrawku materiału widniał rozpikselowany art skorpiona wątpliwej jakości. Rzuciłam się na mebel i zaczęłam ryczeć. 

— Ej, zabrudzisz mi kanapę.

— Zostaną ci jeszcze dwie!

Kolejna porażka! Za rok… za rok znowu spróbujemy!







*Sayuri spojrzała na zestawy trzech tekstów, dodała swój do reszty.*

Sayu: Jak zwykle trzeba was straszyć chłostą lub szafą, żeby wszystko dopiąć.

Gin: A nie dorobiłyśmy się jeszcze piwnicy? Zresztą, zdążyłyśmy przed deadlinem, więc wszystko jest cacy. 😁

Sayu: W piwnicy trzymamy hejterów Gin, lepiej się tam nie zapuszczaj.

Krropa: Mmm chłosta... A skórzanym pejczem czy czymś bardziej tradycyjnym? *ucieka rozmarzonym wzrokiem w ciemny kąt* Ciekawe co Hidan by o tym powiedział...

Gin: To ja mam jakiś hejterów? Od kiedy i czemu tylko ja? W sumie, czym ja się przejmuję? Wystarczy jeden cynk do ANBU...

Sayu: *pata po głowie zakładowego słodziaka* Ty nie masz hejterów, zadbałam o to

Krropa: Właśnie! *strzela kostkami* U nas hejterów njeet *oznajmiła z grobową powagą, naśladując rosyjski akcent*

Gin: *na tęczowym tle pełnym jednorożców, kwiatków i innych słodkości* Jeeeeej~!

Krropa: Ej. A widział ktoś Lacię? Już powinna tutaj być. 

Sayu: *cmokając z irytacją* Powinna. *rozgląda się szukając wzrokiem Laci. Sprawdza nawet pod stołem. Najwyraźniej szemrany eliksir z niepewnego źródła podziałał na nią jak wódka przy pamiętnym spotkaniu bliskiego stopnia jej czoła z powierzchnią płaską.*

*wszystkie opuszczają pokój, gaśnie światło. W tle słychać szczęk zamykanego zamka*

*Z mroku wynurza się Lacia* Jestem! *widząc puste biuro zamiera na chwilę* Dziewczyny... Dziewczyny!? 

*w pustej przestrzeni Zbawienia, nikt nie usłyszał jej krzyków...*


13 komentarzy:

  1. Gdybym nie była teraz chora to miałabym halloweenową wixę i raczej bym tego nie przeczytała dzisiaj...
    Ale jestem chora... Więc przeczytałam, muehehe.
    Mój komentarz jak zwykle będzie krótki i chaotyczny więc zaczynam:
    Mem to bajka, dlaczego wszyscy się boją Sayuri? Wydaje się być taka kochana <3
    Kilka rzeczy, które mnie nad wyraz urzekły:
    Szafy z Ikei zawsze na propsie, przezroczysta wydzielina z sutków może nie urzekła, ale przeraziła, wujek Kakashi cute i hot af, portret Sasuke bez koszulki genialny, straumatyzowane gówniaki cudo.
    Zaskoczył mnie ten special, ale był mega fajny! Momentami trochę się gubiłam, ale ostatecznie nie jakoś bardzo. Była to śmieszna podróż xd w sensie, że komiczna, w sensie że fajny special, śmieszny hahah
    STRASZNIUTKIEGO HALLOWEEN!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze demonizuje się szefa, ot co xD
      Cieszę się, że nasz potworek przypadł Ci do gustu. Nie wiem czy czytałaś, ale serdecznie polecam Ci także zeszłoroczny tekst ;> Helloween part 1 jest zdecydowanie krótsza niż tegoroczna, akurat na szybką lekturę i cyk dodatkowy punkt w konkursie ^^

      Strasznego Halloween kochana! 🎃

      Usuń
    2. Super, że zajrzałaś tu w Halloween i razem z nami bawiłaś się nie tylko na tej parodii ale i w konkursie! Na pewno nie skłamię, jeśli powiem, że aktywność pod tekstami Zbaw nas od Zbawienia raduje każdą autorkę. Mam nadzieję, że będziemy widywać się tu częściej! ;)

      Usuń
  2. pamiętam special 1 z halloween i nie sądziłam, że da się bardziej chaotycznie A JEDNAK XDDD
    bardzo lubię waszą energię na tym blogu i jak to się czyta to po prostu się czuje ten wesoły harmider z sayu z widełkami diabełka, która próbuje pilnować porządku. ALE SAYU NIKT CI NIE UWIERZY JESTEŚ ZA DOBRA NA ROLĘ OSTATNIEGO BOSSA AJ LOV JÓ
    "interpretacje ferdydurke na maturalnych arkuszach" zakwiczałam. wgl ja na maturze miała do wybory wesele albo potop i myślałam że zdechnę XDDDDD POTOPIŁO WESELNIKÓW ale za to mieliśmy chyba najlepsze memy lmao
    jak deidara powiedział bombastyczne to od razu mam przed oczami jak zamiata kitą do PLASTIC IS FANTASTIC i tak to piękna wizja /krwawe łzy/
    "No co! Na przecenie była. Aż żal nie kupić..." - TO JA JAK JEST BLACK FRIDAY WSZYSTKIE KSIĄŻKI I MANGI MOJE JFC
    kolorowe galaretki z wódką są super. i wódkowy arbuz. I WÓDA ZE SKITTLESAMI POLECANKO HARD

    ubawiłam się mocno, tenk jó soł macz <3
    życzę udanych helołinów i wpadnę jutro ( ͡° ͜ʖ ͡°)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chaos to drugie imię naszego biura, zaraz za zbawieniem xD
      MY TEŻ CIE KOCHAMY no przynajmniej ja, za ten cudny komentarz i twoją energię w nim
      aż się człowiekowi chce więcej pisać takich parodii!

      Usuń
  3. JUŻ JESTEM. SPÓŹNIONA, ALE JESTEM. WTF. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego jakie jesteśmy chaotyczne. Czytanie tego i patrzenie na to wszystko z boku przyprawiło mnie o ból głowy. XD
    Do pewnego momentu czytałam to, tak jakby wszystko było prawdą. Wiadomo, że jesteśmy pojebane i nie zdziwiłoby mnie, gdybyście serio miały takie wizje po najebaniu się (do tej pory zastanawiam się jakim cudem w moim umyśle powstał mecha Itachi. Co ja wtedy przyjmowałam...) ale potem zobaczyłam, że Naruto wie co to kopa i od razu mnie to otrzeźwiło i wiedziałam, że to zmyślone. XD
    Tak zastanawiam się nad moim ulubionym tekstem i chyba będzie to "Był raczej typem krwiożerczej, latającej wiewiórki po ketaminie". Po przeczytaniu tego aż zakwiczałam.
    Laski, wy jesteście cudowne w parodii i Lacia, choćbym miała chodzić za tobą do końca życia, to napiszesz dla mnie parodię. ^^
    Wysyłam całuski. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iiii kolejny punkt dla mnie! Mwuahaha. Bo który chory umysł zbawienia mógłby wymyślić wiewiórkę po ketaminie jak nie ja??? Dziękuję, że do nas wpadłaś kochana i niezmiernie się cieszę, że spodobało ci się to wariactwo.
      I że nie masz nas dosyć na co dzień xD

      Usuń
  4. Ja to już w ogóle spóźniona jestem, ale mam nadzieję, że zostanie mi wybaczone (padam na ziemię i biję pokłony czołem w panele, może sąsiedzi z dołu wybaczą i do nich nie wpadnę przypadkiem xD)

    Jak zawsze czytałam na raty, zazwyczaj w pracy (ale niestety ciągle w tej robocie przeklęte świrusy przeszkadzają i odrywają ;x), ostatecznie dobrnęłam do końca.

    Po primo uwielbiam Was kobitki, ponieważ dostarczyłyście mi gigantyczny ubaw, frajdę i jeszcze mnie bolą mięśnie od ciągłego szczerzenia się jak głupi do sera, albo jak do obrazka cudownego Kakashiego bez maski (nie K. stop to nie czas na to!).

    Po drugo idąc chronologicznie:
    Wyczuwam ikeowskie klimaty w nazwie FRÄLSNING i przypominam sobie, że ktoś dawno polecał mi książkę "Pokolenie ikea" czy jakoś tak. Ale zdecydowanie wolę czytać Wasze historie, które są zapierające dech w piersiach, powodujące zakwasy na twarzyczce, opróżniające pudełko z chusteczkami (oczywiście chodzi o łzy śmiechu).

    Ginny: oczywiście chciałabym się znaleźć na Twoim miejscu, aby zobaczyć majestatyczną facjatę Kopiującego Ninja/Ninji i zamienić z nim chociaż jedno słowo. Może być nawet tylko ah lub oh. Gai opowiadający historię małej Miraj był tak bardzo rozczulający, że jakby go trochę wizualnie poprawić (bo obawiam się tych pięknych, krzaczastych brwi) to by był fajny materiał na chopa. Dzieciakami się zajmie, będzie chwila spokoju. a Pakkun też dobry cwaniaczek, troszkę taki przekupny. Aczkolwiek mam słabość do piesków, więc się ucieszyłam jak wspomniałaś o nim :D Ogólnie uśmiałam się po raz pierwszy :)

    Lacerta: Kupiłaś mnie jak nikt, a kiedy wspomniałaś, że nasz Król Błyskawicy miał strój pirata, zaczęłam się zastanawiać, czy bardziej przypominał Jack'a Sparrow'a, czy może Williama Turnera? W sumie to i tak nie ważne, bo bym brała nawet bez tego stroju ^. Kiedy przeczytałam, że Naruto miał na sobie wdzianko mumii, przed oczyma pojawił mi się obraz, w którym ktoś pociągnąłby go za koniec bandaża i niczym z bajki Scooby Doo zakręcił jak zabawkowym bączkiem xD (o wielki Hagoromo ale ze mnie dziecko). Końcówka i wspomnienie Sarady też było dobre :D

    Krropcia: Ty już wiesz, że uwielbiam Twoje dzieła, więc to co przeczytałam także mi się spodobało. Tobi pasuje mi chyba jak nikt inny (z wyjątkiem Gaia) na wodzireja imprezowego Halołyn. A już na pewno w Akatsuki. Zastanawiałam się też, czy Zetsu w święta mógłby robić za choinkę? Ale to nie te święta, więc chyba nie dowiem się nigdy xD Jeżeli chodzi o przedszkole, które miał Itaś pilnować, z całą pewnością mogłabym do niego należeć, nawet zgodziłabym się na te kolorowe pończochy i niepasującą sukienkę (to była moja zmora w przedszkolu), gdybym miała taką przedszkolankę <3 Po ostatniej mojej przygodzie z Hidanem i romansem z nim stwierdzam, że chyba najbardziej czekałam na tą końcówkę. Zazdroszczę spotkania, bo aż mnie ciarki przeszyły :D

    Sayu: Patrząc na szalejące zło za oknem mojego mieszkania, z chęcią bym się z Tobą zabrała do takiej ciepłej Suny. Jeżeli chodzi o zioła, też mogę poratować, gdybyś na przyszłość znów potrzebowała :D Czytając anyż przypomniał mi się smak domowej anyżówki, którą niestety chyba nadużyłam i na samo wspomnienie skręca mnie na wspomnienie zapachu. :x
    Ale wracając do zdarzeń w Sunie: Wzmianka o kochającym dzieci Gaarze, mnie rozczulił (już drugi raz w tym poście - Gai chyba jednak wygrał) Kankuro i laleczka Chuky, chciałabym zobaczyć, jego minę, gdyby rzeczywiście ona tam była :D

    Ogólnie dziękuję Wam za ten suprajsss i mam nadzieję, że za rok, znowu będzie tym razem vol 3 :D

    Pierwszy raz napisałam tak długi komentarz :o
    Trochę mnie poniesło...

    Ale to już koniec iii pozdrawiam Was wszystkie! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahhhh tak! Moja najnowsza fanka <333 Cieszę się niezmiernie, że Ci się podobało. Hidana jak się okazuje, już niedługo będzie można spotkać po raz kolejny w moim wykonaniu więc zobaczymy co ten psychol jeszcze narozrabia :D

      Twoja rozkmina z zetsu zasiała ziarno chaosu w mojej głowie i teraz ten widok będzie mi rozsadzał mózg do świąt xD MEGA cieszę się, że Ci się tu wszystko spodobało, no i co mogę więcej powiedzieć... Zapraszam ciągle i nieustannie po inne teksty! :D

      Usuń
  5. Okay, Sayu aka Szefowa aka Mamita (czym mnie pokarano za zgraję szalonych córek) przybyła komentować.

    Na początku oficjalne buziaki w oba! policzki i poklepanie po głowę Krropci za ogromną pomoc przy konkursie i pisaniu specjału. Wstęp należy do niej i zmotywował nas do roboty.

    Ginny danie Ci joninow/anbu było strzałem w dziesiątkę. O Kakashim i ferajnie pisze Ci się zdecydowanie świetnie. Mówiłaś, że w romansach sprawia Ci problem, ale tutaj, w parodii, go poskromiłaś. Opis jego, Gaia i małej Mirai był cudny. No tak to jest kiedy da się dwóm facetom dzieciaka do opieki. Średnio się nadają Kakashi z oczywistych względów, a Gai mimo że jest dobrym senseiem, to wychowywanie dziecka na pełen etat skończyło by się kolejną kopią w różowym obcisłym stroju. Dobrze, że dostał małą tylko na chwilę xD

    Lacia, dziewczyno TY bałaś się parodii?!?!?! Dziewczyny się nie obrażą, mają przecież oczy, kiedy powiem, że Twoja część była miażdżąca. Naprawdę, już nie chodzi o napaloną Lacie, która znalazła się w pokoju Saska i w jednym domem z drużyną siódmą czy próbę wybłagania ciastek od Saku, ale o cały tekst. Każde zdanie czytało się z napięciem i bananem na mordzie. Nie umiem nawet wybrać najlepszych fragmentów xD

    Krropa ujęłaś mnie wizerunkiem Itachiego, który musi panować nad całą hołotą Akatsuki. Biedny człowiek, życzę mu powodzenia xD To jak Deidara żali się Sasoriemu, kiedy musi użerać się z irytującym dzieciakiem sprawił, że mimo śmiechu, robiłam głośne awwwwww. NAWET NIE WIEDZIAŁAM, ŻE PRAGNĘŁAM CAŁYM SERCEM TAKIEJ SCENY. Kocham Cię za opis mojego psychopaty, zwłaszcza ten klekoczący śmiech xD Czekałam aż Deidara zrobi ten strój i wysadzi w powietrze Tobiego xd Kakuzu, który wywietrzyć w Halloween możliwość zarobku to złoto. I zepsułaś mnie, mogę teraz go widzieć tylko jak na tym dzisiejszym arcie. Tylko przy okazji siedziałby w towarzystwie dyń. Nie mogłaś się powstrzymać widzę od spotkania z Hidanem 😏😏😏 Ciekawe co zrobicie za rok 🤭

    Dziękuję wam dziewczynki za udział w zabawie. Mimo nieobecności Temiry, myślę że utrzymałyśmy poziom!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zielonym stroju*
      Co ja mam do tego różu, za dużo Sakury xD

      Usuń
    2. Mamita dziękuję! Itachi to zawsze ma przegrane z Akatsuki, przynajmniej tak mi się wydaje, bo jakoś nikt inny nie nadaje się na ogarnianie tego burdelu :D
      Niestety na dokręcenie sceny wybuchowego stroju dla biednego Tobiego zabrakło miejsca i funduszy ale może w przyszłym roku się uda xD
      Hidan i Kakuzu to chyba już moja ulubiona para z Akatsuki I TEŻ NIE MOGĘ JUŻ INACZEJ NA KAKUZU PATRZEĆ xD

      Twoja pochwała mojego Sasoriego to najlepszy i największy komplement tego roku od ciebie dla mnie. Dobrze wiesz, że zawsze stresuję się portretując go, bo wiem, że jesteś w tym niedościgniona :D Myślę, że gdyby nie Ogień i twoje shorty nigdy bym go sobie nawet tak nie wyobraziła ;)

      Również dziękuję za owocną współpracę! Oby nie ostatnią ;)

      Usuń
  6. Oto i ja pojawiłam się pod naszym specjałem! Łza mi się w oku kręci, bo tak jak pisała Sayu, trochę przyczyniłam się do powstania tego potworka. A to, że pojawiłam się gościnnie w każdej części tylko dodało całości wzruszenia. No ale do sedna!

    Gin!
    Dobrze wiesz, że ja i dzieci to drażliwy temat. Mimo wszystko twoją część czytało mi się bardzo dobrze! Mała Mirai pod opieką Kakashiego to coś co (nieskromnie przyznam) wypłynęło odemnie i jestem mega szczęśliwa z tego powodu, bo stworzyłaś tutaj C-U-D-O! To z jaką lekkością i swojskością opisałaś tę historię jest po prostu niesamowite.
    I OMFG ten Pakkun na koniec. Złoto!

    Lacia
    Zupełnie niepotrzebnie posłuchałam twoich narzekań i we wstępie napisałam, że nie znasz się na parodiach. Bo tak oto tutaj mamy dowód na coś zupełnie odwrotnego! A pozostawienie Ci teamu7 było chyba natchnione przez samego ducha Daddiego.
    Twoje cudowne nawiązanie do popularnego marketplace'u jest po prostu zabójcze, a wplątnie do tego naszych wewnętrznych memów BOSKIE.
    TYLKO NIE MOJE KOLOROWE TABELKI
    alkoholowe bajlando~~~ omg xD
    Chcę, muszę zobaczyć Sasuke-pirata! Ah czemu zapomniałaś aparatu? ;(
    Drążenie dyni chidori xD Boskie. Zaraz umrę ze śmiechu. I ten Naruto kminiący czy też tak potrafi może ;D
    oj Uchiha, jak to tak bez ubezpieczenia domu. Sakura ci go rozwali w drobny mak i co wtedy?
    Oj tak. Widok takiego Sasuke i moją wyobraźnie wprawiłby w niezłe obroty xD

    Sayu!
    Beka z grzybiarzy zawsze na miejscu, a jak! I wgl to jak pięknie wplotłaś folklorczne klimaty w naszą hallowinową parodię, to jest po prostu cud miód i orzeszki
    Uwielbiam to, że wtrąciłaś nasze uwielbienie do gotowania i tak stałam się elementem Twojej historii. To takie kochane! :3
    hahaha szanowny małżonek 3D, cudo :D
    Gaara i Kankuro, to postacie z Naruto, o których rzadko czytam i raczej niechętnie. Natomiast w Twoim wykonaniu całkowicie zgarnęli oni moje serduszko. Poważny Gaara i roztrzepany, imprezowy Kankuro, to zdecydowanie coś, czego potrzebowałam. Trochę szkoda, że do tej mieszanki nie dodałaś Temari... za to pięknie nadrobiłaś to NASZĄ KOCHANĄ TEMIRĄ! Jej pojawienie się było zupełnie nie spodziewane ale jakże potrzebne w tej historii.

    Dziękuję Wam kochane za to, że tworzymy razem ten blog i napisałyśmy wspólnymi siłami specjał. Cudownie się bawiłam tworząc go jak i czytając i mam nadzieję, że nieraz jeszcze spotkamy się w naszym zakładowym biurze na naradzie ;)

    OdpowiedzUsuń

Wena żreć coś musi — jeśli czytasz, to doceń naszą prace i skomentuj!